Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Próba samobójcza

Go down

Próba samobójcza Empty Próba samobójcza

Pisanie by Maginia Sob Paź 21, 2017 10:41 pm

Z dedykacją dla Mitrasa, którego nie rozumiem, chociaż próbuję.
Przepisane rp z urozmaiceniem o myśli Archid.
Powinieneś jej pozwolić skoczyć.

  Atris i Lucien – dzieci Nemnin i Mitrasa, pół ludzie pół chissowie - zostały porwane przez ich dziadka i prawdopodobnie zabrane do Chiss Astendecy. To skłoniło Nemnin do odszukania Mitrasa i uratowania ich dzieci. W międzyczasie nadal trwała walka z Arktusem. W jednej z potyczek Mitras stracił rękę.
- Denerwuje mnie brak ręki, ale przy wizji zatracenia się w ciemnej stronie... wolę chyba stracić rękę. – głos Mitrasa odbijał się głucho przez ścianę, do której Nemnin przykładała starodawne urządzenie wzmacniające dźwięk, zwane również szklanką. Cała rozmowa była przytłumiona. Kobiecie zależało, aby
- No na rękę to są protezy, to więc naprawdę mała strata. – Był to głos jej brata, Ain’resa. Zawsze jej bronił, bez względu na to, co zrobiła. Przyłożyła czoło do ściany, a po jej policzkach popłynęły łzy. Dawno nie płakała bez własnej woli.
-  Siostra... jest dobrą osobą na swój sposób. Troska w innym znaczeniu... jeśli idiotyczny pomysł, jeszcze tobie pomogła. Za rodziną idzie się w ogień.
- Na swój sposób ... taaa. Co mam zrobić? Zakochałem się w "dobrej osobie na swój sposób". Zapewne było wielu takich jak ja. Takich głupich idiotów, którzy przez chwile pomyśleli, że to się jednak uda. Uratowała mi życie, porzuciłem zemstę. Ja uratowałem jej życie w pałacu Arktusa. Jesteśmy kwita. Nie spłaciłem jeszcze długu wobec ciebie Ain. Gdy to zrobię, wracam do Republiki wraz z dziećmi. Lucien i Atris są wrażliwi. Muszą być szkoleni. Nie wiem przez kogo, nie wiem, jak wygląda sytuacja z Jedi... ale muszą.
- Teraz to raczej będzie kłopot ze szkoleniem z powodu Zakuul. Znam jednak osobę... która może ci pomóc. Jednak to, co chcę w zamian: Daj sobie pomóc w opiece. Jestem ich wujkiem.
  Nemnin oderwała czoło od ściany i ruszyła z powrotem korytarzem do swojego pokoju, wycierając szybko łzy rękawem, żeby nikt tego nie zauważył. Mitras chciał odejść. To dobry krok. Czemu wcześniej sama na to nie wpadła? Wszystko, co musiała teraz zrobić, to mu na to pozwolić. Nic więcej. Rozstać się w zgodzie, a potem… przystanęła. Potem będzie musiała żyć dalej, sama o nim zapominając. Zacisnęła zęby, idąc dalej przed siebie.
- Najpierw jednak musimy je odzyskać. Ojciec ma manie na punkcie wojska, chciał byśmy my byli wojskowymi, dla dzieciaków skroi ten sam los.
- Odzyskamy je Ain. Pomożesz mi w tym. Jeśli twój tatusiek jest takim wojskowym, jak mówisz, mam pewien pomysł.
- Od razu mówię, jeśli są w naszym systemie w Chiss Astendecy, to normlanie nie będziesz mógł tam wejść. To jeden z warunków umowy z Imperium. Żaden imperialny czy Sith czy ktokolwiek inny nie zaakceptowany przez rządzących nie ma prawa lądowania na planetach naszego układu.
- Nie pójdę tam ja. – Były Jedi uśmiechnął się i spojrzał się wymownie na Aina. Między mężczyznami nastała wymowna cisza.
- Nie byłem tam od czasu wstąpienia do wywiadu. Dobra, coś się wymyśli i...uch, to będzie ciężkie bym przy okazji nie ukatrupił ojca.
- Pomyślimy później. Wracam do swojego pokoju. Dzięki za pomoc medyczna i rozmowę. Szczególnie za rozmowę. Nie miałem komu tego wszystkiego wyrzucić.
- Nie ma sprawy, do usług... a jeszcze jedno. – Medyk wstał i podał mu kartę. - Masz tutaj kontakt do protetyka.
- Skontaktuję się z nim niezwłocznie, dzięki.
- Do usług. - Uśmiechnął się lekko, po czym odetchnął głęboko.  Naszło go dziwne przeczucie, jakby coś złego miało się stać. „Siostra, co ty odpierdalasz.” Pomyślał o Nemnin, która właśnie podejmowała ostateczną decyzję. Natomiast Mitras wracał powoli i samotnie do swojego pokoju. Rękę bez dłoni trzymał jakby miał ją w gipsie.
  Nemnin miotała się po swoim pokoju, bijąc się z myślami. Złapała się za włosy, ciągnąc je i wyrywając sobie spore garści. Wiedziała, że to ona i jej działania doprowadziły do porwania ich dzieci. To ona ucięła dłoń Mitrasowi, prosząc go o przysługą. Wreszcie to ona, bojąc się przyznać przed samą sobą jak bardzo się od niego uzależniła, doprowadziła jego życie do nędzy. To samo robiła za każdym razem Ainowi. Ten jednak nie zostawiał jej. Z jakiegoś powodu nikt jej nie zostawiał. Przez co trwali w błędnym kole. Nie, musi przerwać je. Po raz pierwszy i ostatni musi ponieść konsekwencje za swoje czyny.
  Włamała się na dach hotelu. Przeskoczyła nad barierką i stanęła nad przepaścią, podziwiając przelatujące pod nią mrowie pojazdów. Ten widok zaparł jej dech w piersiach. Nie myślała jasno, w jej głowie kołatały się tysiące myśli, ale jedna przebijała się ponad wszystkie. Wysokość, na jakiej się znalazła, nęciła ją. Skakała już z takiej wysokości. Ze spadochronem, na lotniach, miała przez pół roku szkolenia - jak upadać, jak wybierać miejsca do lądowania, co się stanie, gdy skoczy nie tak jak powinna. Mogłaby to teraz powtórzyć, tylko bez spadochronu. Raz na zawsze uwolniłaby od swojej osoby wszystkich, których kochała – Ain’resa, Luciena i Atris. No i, co najważniejsze, Mitrasa.
  Niegdyś postanowiła się bawić jego uczuciami. Chciała sprawić, by kobieta, którą niegdyś kochał, zyskała jej twarz. By był jej wiernym tresowanym rancorem, żądnym krwi każdego, kto podniesie na nią dłoń. Ale z czasem… to uczucie gdzieś zniknęło. Przepadło niczym śliwka w kompot. To ona stała się jego rancorem, gotowym za nim skoczyć w najgorsze tarapaty. Nienawidziła tego uczucia. Kazało jej być odważną, poświęcać się za innych. Nie tak żyła całe życie. Żerowała nawet na bracie, który zawsze traktował jej prośby jako swój święty obowiązek. Ale teraz czuła potrzebę zerwania tego wszystkiego. Była zbyt tchórzliwa, by podciąć sobie żyły, czy strzelić w skroń. Lot wydawał jej się… oczyszczający.
  Tymczasem siedzący w swoim pokoju Mitras korzystał z medytacji, by wyciszyć się i uspokoić emocje. Jego również dopadły przeczucia. Moc sprawiła, że wiedział. Poderwał się jak pojebany i pobiegł na dach tak szybko, na ile pozwalał mu brak dłoni i ból. Wskoczył sprawnie na dach, wspomagając skok Mocą.
  Nemnin stała na krawędzi z wyciągniętymi po bokach dłońmi. Nie obróciła głowy, by na niego spojrzeć. Za długo zwlekała. Kolejny raz go zawiodła. Ale chciała, by tu był. Chciała, by zdążył.
- Hej! – krzyknął Mitras - To słaby pomysł. – powiedział już spokojniej.
  Odwróciła się od niego twarzą. Na policzkach widać było rozmazany tusz do rzęs. Chciała się upewnić, że nie ma już co tu dłużej robić. Nie w świecie, w którym on jej nie kocha. - Wiem, znowu przysporzę wam kłopotów. Zwrócę uwagę na ten hotel. – opacznie odebrała jego słowa.
- Nie. Zabijesz się. To jest problemem, nie zwrócenie uwagi.
- To nie problem, to rozwiązanie problemu.
- To problem. Dlaczego chcesz to zrobić? Co ma to niby rozwiązać?
  Mniej więcej w tym samym czasie Ain skorzystał z chwili dla siebie. Poszedł się umyć, a gdy się ubrał, rutynowo poszedł sprawdzić kamery i zatkało go na widok z dachu. Poleciał po swoje uzbrojenie na wszelki wypadek, gdyby jego siostra skoczyła. „Mitras tam jest może przemówi jej do rozsądku.” myślał, gorączkowo przygotowując się na najgorsze. Przygotowywał siatkę na przechwyt, linki, by za nią skoczyć. Musiał zdążyć. Nie wiedział, czy Mitras by zdążył z Mocą. Sam nie nadawał się do tego typu rozmów więc...może tylko liczyć na Mitrasa.
  Jakbym skoczyła, zostałaby po niej mokra plama. Miał rację. Znowu uciekała jak tchórz. Uciekła od dzieci, uciekła od odpowiedzialności. Całe jej życie było jednym wielkim uciekaniem w cudze charaktery i osobowości. Znowu do tego przeszła. - Będę wolna. Dokonam ostatecznego odcięcia. Nie będę czuć tego, czego czuć nie chcę. – Nie była już sama pewna, na ile jej słowa były jej własnymi myślami, a na ile wyrachowanymi odpowiedziami, jakie chciała, aby usłyszał.
- A co to takiego czego nie chcesz czuć?
- Miłości do ciebie. Chcę przestać cię kochać. – To było kłamstwo. Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo! Nie, nie chciała tracić tego ciepła, jakie przy nim odczuwała. Wręcz przeciwnie, bała się jego straty. Jeżeli to ona odrzuci to uczucie, to czy nie będzie mniej boleć?
- Też bym tego chciał. Ale nie mogę ... Śmierć tu nic nie zmienia.
- Nie będę już dłużej nikogo ranić. Ani ciebie, ani Aina, nikogo. – „Głupia” skarciła samą siebie w myślach. „Jedyną, której już więcej nie będziesz ranić, będziesz ty sama. Bo będziesz martwa.”
- Taki twój urok Archid ... każdy popełnia błędy. Nie trzeba od razu skakać. – Nie mogła uwierzyć, że to mówił. Po tym wszystkim, co mu zrobiła, powinien dać jej jeszcze kopa na szczęście. Coś w niej pękło. Głos w jej głowie plątał jej myśli. „Proszę, chcę być potrzebna. Chcę pomagać. Chcę kochać i być kochana. Czy to tak wiele? Jak mogę to osiągnąć? Błagam, powiedz, że jestem ci potrzebna. Komukolwiek…”
- Boję się. Boję się, że jak skoczę, to po śmierci jednak coś będzie. – Nie, podjęła decyzję. Wahając się teraz okazywała prawdziwą słabość. - Proszę, pomóż mi. - Wyciągnęła nogę za sobie, a ta zawisła nad próżnią. Jeżeli ją pchnie, do czego ma pełne prawo, wtedy zginie. Chociaż podjęła decyzję, bała się umrzeć. Nie chciała odchodzić, przetrwanie miała głęboko zakorzenione we krwi. Ale jeżeli Mitras uważa, że powinna nie żyć, więc ona… powinna być martwa. - Sama tego nie dam rady zrobić.
Nemnin poczuła, jak Moc ledwo wyczuwalnie ciągnęła ją w stronę Mitrasa.
- Przestań, nie w tę stronę! Powinieneś mnie nienawidzić, a jeżeli nadal mnie kochasz, to pozwól mi odejść! – „Zrób to, zabij mnie! Odciąż siebie z mojej osoby. Jestem ciężarem, którego nie udźwigniesz daleko. Jestem zlepkiem osobowości, który boi się ukazać swoje prawdziwe ja!” Skoro ona nie miała odwagi popełnić samobójstwa, nie miała prawa zmuszać do tej decyzji nikogo innego. Ale cóż z tego, skoro znowu to zrobiła? Uciekła od odpowiedzialności.
- Właśnie z tego powodu ciągnę cię do siebie. – Nie mógł robić tego z litości. Gdyby tak było, odepchnął by ją. Prawda?
- Powinieneś mnie odepchnąć.
- Jak mówiłem ci jak rzekomo byłaś porwana, że cię kocham, mówiłem prawdę. Dlatego nie zepchnę cię w przepaść. Tak działa to uczucie i nie inaczej.
- Nawet, gdy ciebie aż tak zraniłam? – Nie, tak nie działał świat, w którym dotąd funkcjonowała. Tylko Ain był zdolny do takich poświeceń. Czy to oznaczało, że Mitras był kolejnym członkiem jej rodziny? Próbowała sobie wmówić, że czyni szlachetnie, opuszczając go. Nie chciała, by przechodził z nią to samo, co jej brat. A jednocześnie potrzebowała go, tak samo, jak Aina. Obaj byli lepsi od niej. Miliardy bilionów razy lepsi.
- Wystarczy "Przepraszam".
- Nie, nie wystarczy. Miałeś o mnie zapomnieć, znowu się zakochać, dać im porządną matkę. Tak miało być. Dlaczego tego nie zaakceptowałeś? – Ponownie zrzuciła winę na kogoś innego. Jeśli nie jesteś za coś odpowiedzialny, nie ponosisz konsekwencji, prawda?
- Nie chciałem im dawać innej matki poza tą, co mają. Po drugie... zaakceptowałem to, że chciałaś odejść. Wiem, jaki jestem i jaka ty jesteś.
- Widzisz, jaką okropną jestem matką?! Porzuciłam je! – Nie zasługiwała na szczęście posiadania i wychowywania dzieci. To, że postanowiła wydać je na świat, było jej decyzją, ale ponownie – nie chciała brać za nie odpowiedzialności. Nie chciała, by stały się potworami podobnymi do niej, które jedynie potrafią żerować na innych.
- Pogubiłaś się. Ja byłem kiedyś okropnym mężem i ojcem. Pozwoliłem, by moja żona i dziecko zostali zabici! Rzuciłem się w wir zemsty, dzięki tobie z tym skończyłem. Czy to oznacza, że jestem okropnym człowiekiem, że ich nie pomściłem?! Nie! Po porostu się pogubiłem, tak jak ty. Nie lubisz się wiązać, a dzieci teoretycznie to robią. Nie widzisz jednak, że one nie przeszkadzają w niczym! Popełniłaś błąd, ale nie taki, którego nie da się.
- Wybacz mi. – Wyszeptała. Być może on nie potrafił zwyczajnie jej zabić? Musiała zrobić to sama. To już nie była tylko kwestia odpowiedzialności. Ona zwyczajnie nie zasługiwała na jego miłość. Nie taką, jaką była teraz. Zamknęła oczy i poddała się prawom grawitacji. Na twarzy Mitrasa pojawił się nadludzki wysiłek, by utrzymać ją nad przepaścią, po czym przyciągnął ją do siebie.
  Nemnin otworzyła oczy i zamrugała. - Dlaczego? – wyszeptała jedynie ochrypniętym głosem. Nie mogła w to uwierzyć. Nie dość, że nie pomógł jej skoczyć, to jeszcze w dodatku zapobiegł jej własnemu wyboru.
- Tak po prostu.
- Więc, co teraz?
- Żyj dziewczyno.
- Po co?
- Dla siebie. Dla mnie. Dla każdego.
- Sprawiam ból. Sobie, tobie, każdemu.
- Skończ. - Przytulił ją mocno.
  Ain’res w końcu dostał się na dach. Widząc ich razem, żywych, odetchnął z ulgą. Chciał się na nich rzucić, ciesząc się, że im nic nie jest... ale chyba raczej nie powinien tego przerywać, więc tylko stał tam w ciszy, co sekundę wycierając łzy.
  Gdy tylko Nemnin ujrzała nad ramieniem Mitrasa, że Ain ich widzi, poczuła wstyd. Nie mógł wiedzieć, co zamierzała zrobić. Znowu by się o nią zamartwiał. Z pewnością miałby podstawy, w końcu próbowała popełnić samobójstwo, jednak kłamstwo za bardzo weszło jej w krew. Wyszeptała do Mitrasa, by nic nie mówił Ainowi, po czym głośno zakrzyknęła.
- Widzisz, bracie? Bałam się, że Mitras utracił kontakt z Mocą, ale cóż, nic go nie złamie. Jeszcze nam się przyda.
  Ain nie dał się jednak nabrać. Za dobrze ją znał i za dużo widział na monitorach. Nic nie odpowiedział i ruszył w ich stronę, po czym przytulił się do siostry tylko i rozpłakał się. Mitras stał z boku, przyglądając się temu. Obaj mężczyźni instynktownie wiedzieli, że to zachowanie było niepokojące. Taki był jej sposób na zachowanie zdrowych zmysłów. Kłamstwa. A po tak długich wyznaniach i walką z prawdą o samej sobie, to głupie kłamstwo pomagało jej się uspokoić. Zacząć znowu trzeźwo myśleć.
- Nawet ty dałeś się nabrać! -  roześmiała się, jakby nigdy nic. Była wyśmienitą aktorką. Niewiele osób jej to mówiło, bo niewiele zdawało sobie sprawę z tego, że gra.
- Nemimn...przestań udawać...nie rób tak więcej...
- Nie udaję. Sol czekał ze ścigaczem pod hotelem. Jak chcesz, to sam się go zapytaj. - kłamała jak z nut.
- Przestań...widziałem jak tam stoisz...błagam Nemimn...jesteśmy rodzeństwem. Nie ważne, co się dzieje, my dajemy sobie rade razem. Nie rób tak.
- Gdybyś o tym wiedział, nie byłoby tak przekonywująco, prawda, Mitrasie? – brnęła w zaparte. Mężczyzna skinął potakująco głową. Poprosiła go o to, a on zawsze jej pomagał.
- Przestań, próbujesz okłamać profesjonalistę... agent agenta? - Dalej płakał, tuląc się do niej. - Przestań...
- Ależ z ciebie beksa, Nress. Ogarnij się. Chodźmy, wszystkim nam należy się gorąca czekolada. – Samej chciało jej się płakać, ale teraz zrozumiała, jak głupie było jej myślenie. Być może nie rozumiała, dlaczego jej potrzebowali, ale jednak nie chcieli, by odchodziła. Powinna uszanować ich wolę i dołożyć wszelkich starań, by żyło się im jak najlepiej. Chiss odsunął się nieco od niej, przetarł oczy dłonią, by w końcu powstrzymać łzy i pocałował Nemimn w czoło.
- Idę do siebie. – oznajmił nagle Mitras.
Ain od razu złapał go za...no, za tę całą dłoń. - Nie wymigasz się... - Podszedł do niego po chwili, przytulając się do niego na chwilę. - Dzięki...
  Nemnin pozbierała się w sobie i wstała, ale kurczowo trzymałą się ramienia Mitrasa - to była niemal jedyna oznaka, że jej "luzacki" sposób mówienia był na pokaz. - Mówię ci, nic nie robi lepiej po takich emocjach jak gorąca czekolada.
- Dobrze. Prowadzicie
  W końcu mogli zejść z dachu. Ain po drodze musiał zabezpieczyć wejścia, żeby nikt im się nie wpakował do hotelu tą drogą.
Maginia
Maginia
Zarząd Tarczy
Zarząd Tarczy

Liczba postów : 483
Join date : 24/04/2015

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach