Kajdany
Strona 1 z 1
Kajdany
Posadzka była śliska. Każdy krok wydawał mi się niepewnym, ciągle oczekiwałam upadku. Ten jednak nie nastąpił a ja szłam dalej pewnie, choć ostrożnie. Wnętrze korytarza w którym się znajdowałam, sprawiało wrażenie dosłownie trawionego przez bujny zielony bluszcz, otulający każdy skrawek ścian i sufitu. Niekiedy tu i ówdzie przebijał się kamień użyty do stworzenia tego miejsca, był to jednak widok nietypowy, wręcz anomalia pośród zielonego morza tych zarośli.
Krople deszczu słyszalne dość mocno nadawały wręcz nierealnego charakteru temu miejscu. Kroczenie tym pomieszczeniem było czymś iście duchowy, niczym pielgrzymka w nieznane miejsce by oddać cześć Bogu, który nigdy nie istniał.
Dotarłam do celu i czekałam sama, rozkoszując się potęgą i strachem jaki był zaklęty w tych murach. Uczucie to miało charakter mistyczny. Gdy zamknęłam oczy poczułam w mocy jakby echo niewyobrażalnie wielkiego bólu setek istnień, które umierały tutaj w ogromnym cierpieniu. Atmosfera tego co doznawałam dawała mi poczucie wszechogarniającej mnie potęgi, dzięki której mogę decydować o czyimś życiu albo śmierci. Niczym Bóg.
- Spóźniłaś się – mocny męski głos wyrwał mnie z zamyślenia – Zupełny brak szacunku.
- Szacunku? - zapytałam z ironią w głosie, nie odwracając się jeszcze do rozmówcy – A jaki to można mieć szacunek do mordercy, gwałciciela i kanibala w jednym?
Nastała grobowa cisza. Złość. Wzbierał w nim gniew. Dobrze, bardzo dobrze. Zdenerwowany człowiek staje się potężniejszy, jednak tylko artyści w swoim fachu potrafią wtedy jasno myśleć. On do nich nie należał.
- Mówiłaś, że masz dla mnie jedzenie.
- Teraz to ty nie masz do mnie szacunku – odwróciłam się twarzą do niego by spojrzeć mu prosto w oczy wypowiadając kolejne słowa – Nie zaprosiłeś mnie nawet do swojego salonu i jeszcze masz czelność stawiać mi żądania?
Rozmówca speszył się pod wpływem mojego wzroku i ruchem dłoni wskazał mi przejście pomiędzy bluszczem, które prowadziło do oświetlonego pomieszczenia. Ktoś nierozważny mógłby przeoczyć to przejście, jednak jeśli ten ktoś ma normalnie rozwinięty zmysł węchu na pewno poczułby obrzydliwy zapach, jaki się stamtąd unosił. Bywałam w wielu miejscach i czułam różne zapachy, ten jednak był najgorszym co czuł mój nos. To było coś w rodzaju mieszanki zapachu moczu, odchodów, zgnilizny, palonego mięsa, jakiegoś kwasu i mokrej sierści zdechłego psa.
Znalazłam się w pokoju niezbyt dużym jak na standardy Imperalne, jednak na tyle obszernym, że pomieszczenie zdawało się spełniać role całego domu dla mojego rozmówcy. Wprost przede mną ujrzałam to, po co tu przybyłam czyli ołowiane drzwi, zabezpieczone pięcioma różnymi systemami zabezpieczeń technologicznych oraz trzema technikami mocy, które zapobiegały temu by nikt poza mną nie mógł ich otworzyć. Reszta tego miejsca zupełnie mnie nie interesowała, chociaż musiałam przyznać, że było ono fascynujące. Po mojej prawej stronie leżała sterta odchodów, którym zapewne pokój zawdzięczał swój zapach. Mój rozmówca załatwiał w tym kącie swoje codzienne potrzeby a takie wyrzucał niepotrzebne ścierwo ze swoich ofiar. Nad stertą gnoju latały małe owady, siadając na wszystkim co popadnie, nawet na mięsie, które wisiało pod sufitem. Spojrzałam w górę by ocenić ile ofiar ostatnio złapał. Nie zawiodłam się. Ponad mną wisiały cztery obdarte ze skóry zwłoki a z jednej z nich krew kapała wprost na posadzkę tuż przede mną. Po mojej lewej stronie miał kuchnie i sypialnie. Tutaj, na stole leżało kilka organów: rozpoznałam wątrobę, nadgryzione serce i żołądek. Zawsze fascynowało mnie to, dlaczego on zjada ich na surowo. Dlaczego nie przyrządzi ich sobie w jakiś normalny sposób. Jeszcze większą tajemnicą pozostawał dla mnie fakt, że mój rozmówca lubił gwałcić swoje ofiary przed ich zabiciem i skonsumowaniem. Czyżby tak chciał poprawić ich smak?
- Ktoś się kręcił ostatnio w okolicy? - zapytałam zupełnie obojętnie, ukrywając zniesmaczenie jakie we mnie powodował
- Nie, nikt nie trafił nawet w pobliże tego miejsca, poza tobą. Na polowanie latam jak poleciłaś: za przełęcz – przerwał na chwile swój raport po czym rzucił z oburzeniem – Obiecałaś mi powiedzieć, co jest za tymi drzwiami!
- Obiecałam i dowiesz się w swoim czasie. Teraz wypierdalaj mi stąd raz dwa. Na statku czekają na ciebie dwie Twilekanki. Podobno uwielbiasz ich smak.
Rozmówca bez zbędnych protestów opuścił mnie, myśląc o rarytasach jakie czekały na moim statku dla niego. Miałam jakieś dwadzieścia minut aby sprawdzić zawartość mojego schowka. Jego ładunek był tak cenny, że nawet jego najbliższy strażnik nie mógł wiedzieć, co znajduje się w środku. Przystąpiłam więc do procedury odbezpieczania zabezpieczeń drzwi.
Proces ten nie był specjalnie skomplikowany, jeśli wiedziało się co po kolei należy robić. Jeśli jednak pomylisz kolejność, zrobisz coś za szybko bądź za mocno, drzwi staną się ostatnim co zobaczysz w swoim marnym życiu.
Usłyszałam znajomy dźwięk otwierających się wrót i poczułam lekki chłód pomieszczenia, którego strzegły. W środku panowała totalna ciemność, którą rozświetlało jedynie mrugające i bardzo nieprzyjemne w natężeniu światło. Przebywanie w czymś takim i patrzenie na to światełko doprowadziło by nie jednego do szaleństwa. Pokój przede mną był jednak celą więzienną dla istoty, która zasłużyła na między innymi taki rodzaj cierpienia.
Więzień wyglądał dokładnie tak, jak go tu zostawiłam. Przypięty kajdanami blokującymi moc do ściany w bardzo niewygodnej pozycji z głową skierowaną wprost na nieprzyjemne światło było tylko częścią kary.
Spojrzałam na niego z poczuciem wyższości i wygranej. Ta żałosna istota przede mną była mężczyzną, pozbawionym nóg od pasa w dół będąc jedynie mechaniczną protezą. Gdy stracił tą część ciała, postanowiłam, że przerobie go na cyborga nie tylko tam. Ręce i twarz zostały uzwojone , stąd wyglądał tak, jakby zamiast żył miał srebrne druty na całym swoim ciele. Z pomocą lekarzy usunęłam mu praktycznie cały układ trawienny oraz krwionośny – serce zastępując mechaniczną pompą. Wyglądał przeraźliwie, wręcz nierealnie. Jakby przemiana w zombie-robota nie była wystarczającą karą wciąż był pod wpływem artefaktu, dzięki któremu odczuwał ból taki, jakby jego ciało płonęło od środka.
- Witaj Ojcze – przywitałam się z więźniem z uśmiechem na ustach
- Aleniss – wychrypiał Ojciec suchym metalicznym dźwiękiem uzwojonych strun głosowych
- Dobrze ci się tu mieszka? Zdaje sobie sprawę, że nie ma tu luksusów apartamentów Thessi ale dbam o ciebie mój drogi Tato. Masz dobre światło, piękne zapachy i pilnuje cię potężny strażnik. Zadbałam o ciebie, jak dobra córka powinna dbać o swojego Ojca gdy ten przejdzie na emeryturę.
- Po ... co ... przyszłaś?
- Już mnie wyganiasz? Nie ładnie Ojcze, w ogóle nie doceniasz tego co dla ciebie robię.
- Ja ...
- Oj dobra zamknij się – przerwałam więźniowi – przyszłam się poznęcać nad tobą. Jeśli będziesz grzeczny być może pozwolę ci coś dla siebie zrobić.
- Nie ... będę ... dla ... ciebie... pracował – wychrypiał Ojciec
- Będziesz Tatusiu, na ten moment jednak nie jesteś tego świadomy – zacisnęłam za pomocą mocy mechanizm serca Ojca, tak by zatrzymał część funkcji życiowych Shaldora-Robota
W całej okolicy rozległ się przeraźliwy krzyk mechanicznej istoty. Trwał on nie długo a zakończyły go słowa "Zrobię wszystko co rozkażesz, Pani"
Gdy strażnik wrócił z dwoma twileczkami, mnie już tam nie było. Ojciec musi jeszcze poczekać w swojej samotni, aż mój plan wejdzie na odpowiednie tory bym mogła go do niego włączyć. Gdy to się stanie, moi wrogowie zadrżą przede mną i upadną na kolana błagając mnie o litość. Problem polega na tym, że wielu moich przeciwników myśli, że jestem słaba. Mają mylne wrażenie, że osiągnęłam to co osiągnęłam przypadkiem, mając szczęście. Nie zdają sobie jednak sprawy z pewnego faktu, który umyka ich pojmowaniu.
Ja nie mam litości dla wrogów...
Krople deszczu słyszalne dość mocno nadawały wręcz nierealnego charakteru temu miejscu. Kroczenie tym pomieszczeniem było czymś iście duchowy, niczym pielgrzymka w nieznane miejsce by oddać cześć Bogu, który nigdy nie istniał.
Dotarłam do celu i czekałam sama, rozkoszując się potęgą i strachem jaki był zaklęty w tych murach. Uczucie to miało charakter mistyczny. Gdy zamknęłam oczy poczułam w mocy jakby echo niewyobrażalnie wielkiego bólu setek istnień, które umierały tutaj w ogromnym cierpieniu. Atmosfera tego co doznawałam dawała mi poczucie wszechogarniającej mnie potęgi, dzięki której mogę decydować o czyimś życiu albo śmierci. Niczym Bóg.
- Spóźniłaś się – mocny męski głos wyrwał mnie z zamyślenia – Zupełny brak szacunku.
- Szacunku? - zapytałam z ironią w głosie, nie odwracając się jeszcze do rozmówcy – A jaki to można mieć szacunek do mordercy, gwałciciela i kanibala w jednym?
Nastała grobowa cisza. Złość. Wzbierał w nim gniew. Dobrze, bardzo dobrze. Zdenerwowany człowiek staje się potężniejszy, jednak tylko artyści w swoim fachu potrafią wtedy jasno myśleć. On do nich nie należał.
- Mówiłaś, że masz dla mnie jedzenie.
- Teraz to ty nie masz do mnie szacunku – odwróciłam się twarzą do niego by spojrzeć mu prosto w oczy wypowiadając kolejne słowa – Nie zaprosiłeś mnie nawet do swojego salonu i jeszcze masz czelność stawiać mi żądania?
Rozmówca speszył się pod wpływem mojego wzroku i ruchem dłoni wskazał mi przejście pomiędzy bluszczem, które prowadziło do oświetlonego pomieszczenia. Ktoś nierozważny mógłby przeoczyć to przejście, jednak jeśli ten ktoś ma normalnie rozwinięty zmysł węchu na pewno poczułby obrzydliwy zapach, jaki się stamtąd unosił. Bywałam w wielu miejscach i czułam różne zapachy, ten jednak był najgorszym co czuł mój nos. To było coś w rodzaju mieszanki zapachu moczu, odchodów, zgnilizny, palonego mięsa, jakiegoś kwasu i mokrej sierści zdechłego psa.
Znalazłam się w pokoju niezbyt dużym jak na standardy Imperalne, jednak na tyle obszernym, że pomieszczenie zdawało się spełniać role całego domu dla mojego rozmówcy. Wprost przede mną ujrzałam to, po co tu przybyłam czyli ołowiane drzwi, zabezpieczone pięcioma różnymi systemami zabezpieczeń technologicznych oraz trzema technikami mocy, które zapobiegały temu by nikt poza mną nie mógł ich otworzyć. Reszta tego miejsca zupełnie mnie nie interesowała, chociaż musiałam przyznać, że było ono fascynujące. Po mojej prawej stronie leżała sterta odchodów, którym zapewne pokój zawdzięczał swój zapach. Mój rozmówca załatwiał w tym kącie swoje codzienne potrzeby a takie wyrzucał niepotrzebne ścierwo ze swoich ofiar. Nad stertą gnoju latały małe owady, siadając na wszystkim co popadnie, nawet na mięsie, które wisiało pod sufitem. Spojrzałam w górę by ocenić ile ofiar ostatnio złapał. Nie zawiodłam się. Ponad mną wisiały cztery obdarte ze skóry zwłoki a z jednej z nich krew kapała wprost na posadzkę tuż przede mną. Po mojej lewej stronie miał kuchnie i sypialnie. Tutaj, na stole leżało kilka organów: rozpoznałam wątrobę, nadgryzione serce i żołądek. Zawsze fascynowało mnie to, dlaczego on zjada ich na surowo. Dlaczego nie przyrządzi ich sobie w jakiś normalny sposób. Jeszcze większą tajemnicą pozostawał dla mnie fakt, że mój rozmówca lubił gwałcić swoje ofiary przed ich zabiciem i skonsumowaniem. Czyżby tak chciał poprawić ich smak?
- Ktoś się kręcił ostatnio w okolicy? - zapytałam zupełnie obojętnie, ukrywając zniesmaczenie jakie we mnie powodował
- Nie, nikt nie trafił nawet w pobliże tego miejsca, poza tobą. Na polowanie latam jak poleciłaś: za przełęcz – przerwał na chwile swój raport po czym rzucił z oburzeniem – Obiecałaś mi powiedzieć, co jest za tymi drzwiami!
- Obiecałam i dowiesz się w swoim czasie. Teraz wypierdalaj mi stąd raz dwa. Na statku czekają na ciebie dwie Twilekanki. Podobno uwielbiasz ich smak.
Rozmówca bez zbędnych protestów opuścił mnie, myśląc o rarytasach jakie czekały na moim statku dla niego. Miałam jakieś dwadzieścia minut aby sprawdzić zawartość mojego schowka. Jego ładunek był tak cenny, że nawet jego najbliższy strażnik nie mógł wiedzieć, co znajduje się w środku. Przystąpiłam więc do procedury odbezpieczania zabezpieczeń drzwi.
Proces ten nie był specjalnie skomplikowany, jeśli wiedziało się co po kolei należy robić. Jeśli jednak pomylisz kolejność, zrobisz coś za szybko bądź za mocno, drzwi staną się ostatnim co zobaczysz w swoim marnym życiu.
Usłyszałam znajomy dźwięk otwierających się wrót i poczułam lekki chłód pomieszczenia, którego strzegły. W środku panowała totalna ciemność, którą rozświetlało jedynie mrugające i bardzo nieprzyjemne w natężeniu światło. Przebywanie w czymś takim i patrzenie na to światełko doprowadziło by nie jednego do szaleństwa. Pokój przede mną był jednak celą więzienną dla istoty, która zasłużyła na między innymi taki rodzaj cierpienia.
Więzień wyglądał dokładnie tak, jak go tu zostawiłam. Przypięty kajdanami blokującymi moc do ściany w bardzo niewygodnej pozycji z głową skierowaną wprost na nieprzyjemne światło było tylko częścią kary.
Spojrzałam na niego z poczuciem wyższości i wygranej. Ta żałosna istota przede mną była mężczyzną, pozbawionym nóg od pasa w dół będąc jedynie mechaniczną protezą. Gdy stracił tą część ciała, postanowiłam, że przerobie go na cyborga nie tylko tam. Ręce i twarz zostały uzwojone , stąd wyglądał tak, jakby zamiast żył miał srebrne druty na całym swoim ciele. Z pomocą lekarzy usunęłam mu praktycznie cały układ trawienny oraz krwionośny – serce zastępując mechaniczną pompą. Wyglądał przeraźliwie, wręcz nierealnie. Jakby przemiana w zombie-robota nie była wystarczającą karą wciąż był pod wpływem artefaktu, dzięki któremu odczuwał ból taki, jakby jego ciało płonęło od środka.
- Witaj Ojcze – przywitałam się z więźniem z uśmiechem na ustach
- Aleniss – wychrypiał Ojciec suchym metalicznym dźwiękiem uzwojonych strun głosowych
- Dobrze ci się tu mieszka? Zdaje sobie sprawę, że nie ma tu luksusów apartamentów Thessi ale dbam o ciebie mój drogi Tato. Masz dobre światło, piękne zapachy i pilnuje cię potężny strażnik. Zadbałam o ciebie, jak dobra córka powinna dbać o swojego Ojca gdy ten przejdzie na emeryturę.
- Po ... co ... przyszłaś?
- Już mnie wyganiasz? Nie ładnie Ojcze, w ogóle nie doceniasz tego co dla ciebie robię.
- Ja ...
- Oj dobra zamknij się – przerwałam więźniowi – przyszłam się poznęcać nad tobą. Jeśli będziesz grzeczny być może pozwolę ci coś dla siebie zrobić.
- Nie ... będę ... dla ... ciebie... pracował – wychrypiał Ojciec
- Będziesz Tatusiu, na ten moment jednak nie jesteś tego świadomy – zacisnęłam za pomocą mocy mechanizm serca Ojca, tak by zatrzymał część funkcji życiowych Shaldora-Robota
W całej okolicy rozległ się przeraźliwy krzyk mechanicznej istoty. Trwał on nie długo a zakończyły go słowa "Zrobię wszystko co rozkażesz, Pani"
Gdy strażnik wrócił z dwoma twileczkami, mnie już tam nie było. Ojciec musi jeszcze poczekać w swojej samotni, aż mój plan wejdzie na odpowiednie tory bym mogła go do niego włączyć. Gdy to się stanie, moi wrogowie zadrżą przede mną i upadną na kolana błagając mnie o litość. Problem polega na tym, że wielu moich przeciwników myśli, że jestem słaba. Mają mylne wrażenie, że osiągnęłam to co osiągnęłam przypadkiem, mając szczęście. Nie zdają sobie jednak sprawy z pewnego faktu, który umyka ich pojmowaniu.
Ja nie mam litości dla wrogów...
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Potęga wymaga poświęceń.
Aleniss ustawiła tryb nagrywania po czym stanęła w odpowiedniej odległości. Urządzenie wydało z siebie dźwięk potwierdzający rozpoczęcie zapisu. Zaczęła mówić:
- Udaje się na dłuższą nieobecność. Ile ona potrwa, nie jestem w stanie powiedzieć. Standardowy rok? Dwa? Więcej? Potęga wymaga poświęceń a ja jestem na nie gotowa, pytanie tylko, czy wy jesteście na takie poświęcenia gotowi? Nie ważne, to nie moja sprawa.
Podczas mojej nieobecności oczekuje następującego podziału zadań. Od tego momentu, moja uczennica Ysiti odpowiedzialna jest za Darkness wraz z całą jej załogą i wyposażeniem. Rose, moja początkująca wiedźma dostaje pod opiekę moje sanktuarium, które niegdyś należało do Shaldora, wraz ze wszystkimi tajemnicami w nim ukrytymi. Tzen doskonale wie, że przyszłość Zakonu Sithów spoczywa w jego rękach - ostatnie zdanie Aleniss powiedziała w sposób enigmatyczny, wymagający od słuchacza szerszego kontekstu - Rachaella podczas mojej nieobecności może korzystać do woli z moich apartamentów, na Thessi i Dromund Kaas.
Moje obowiązki w Ostrzu przekazuje na ręce Lord Jezgo, która powinna w zarządzaniu ustawić do pionu swojego męża równie skutecznie jak ja to robiłam. A i na koniec, mój potomek został odpowiednio ukryty i pozostawiony pod ścisła ochroną.
Oczekuje, że po moim powrocie cały mój majątek i urzędy zostaną mi zwrócone w stanie nienaruszonym i co najmniej tak dobrym, jak je zostawiam. Jeśli któremuś z was przyjdzie do głowy pomysł, by jednak nie zwracać mi tego, czym was obdarzyłam, lepiej niech będzie mi gotowy stawić czoła a wierzcie mi lub nie, po moim powrocie będziecie mieli bardzo małe szanse.
Taka jest moja wola.
Aleniss wyłączyła nagrywanie i rozesłała nagranie do zainteresowanych wiedząc, że każdy będzie wiedział, czym zajmuje się drugi.
"Chaos to prawdziwa natura mocy" - pomyślała opuszczając swoje kwatery na długi, długi czas
.- Udaje się na dłuższą nieobecność. Ile ona potrwa, nie jestem w stanie powiedzieć. Standardowy rok? Dwa? Więcej? Potęga wymaga poświęceń a ja jestem na nie gotowa, pytanie tylko, czy wy jesteście na takie poświęcenia gotowi? Nie ważne, to nie moja sprawa.
Podczas mojej nieobecności oczekuje następującego podziału zadań. Od tego momentu, moja uczennica Ysiti odpowiedzialna jest za Darkness wraz z całą jej załogą i wyposażeniem. Rose, moja początkująca wiedźma dostaje pod opiekę moje sanktuarium, które niegdyś należało do Shaldora, wraz ze wszystkimi tajemnicami w nim ukrytymi. Tzen doskonale wie, że przyszłość Zakonu Sithów spoczywa w jego rękach - ostatnie zdanie Aleniss powiedziała w sposób enigmatyczny, wymagający od słuchacza szerszego kontekstu - Rachaella podczas mojej nieobecności może korzystać do woli z moich apartamentów, na Thessi i Dromund Kaas.
Moje obowiązki w Ostrzu przekazuje na ręce Lord Jezgo, która powinna w zarządzaniu ustawić do pionu swojego męża równie skutecznie jak ja to robiłam. A i na koniec, mój potomek został odpowiednio ukryty i pozostawiony pod ścisła ochroną.
Oczekuje, że po moim powrocie cały mój majątek i urzędy zostaną mi zwrócone w stanie nienaruszonym i co najmniej tak dobrym, jak je zostawiam. Jeśli któremuś z was przyjdzie do głowy pomysł, by jednak nie zwracać mi tego, czym was obdarzyłam, lepiej niech będzie mi gotowy stawić czoła a wierzcie mi lub nie, po moim powrocie będziecie mieli bardzo małe szanse.
Taka jest moja wola.
Aleniss wyłączyła nagrywanie i rozesłała nagranie do zainteresowanych wiedząc, że każdy będzie wiedział, czym zajmuje się drugi.
"Chaos to prawdziwa natura mocy" - pomyślała opuszczając swoje kwatery na długi, długi czas
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach