Flashback
Strona 1 z 1
Flashback
Wiedzieli... czuli, że coś jest nie w porządku. Jednak czy spodziewali się tego co zaraz miało nastąpić? Czuć podświadomie zagrożenie to jedno, innym natomiast jest wiedzieć o nim i zareagować odpowiednio na nie.
Wrażliwi potrafili identyfikować zagrożenia. Najpierw przeczucie, później działanie. Ortodoksyjni Jedi mówili wtedy, że Moc ich prowadzi. Ja natomiast uważam, że to nie prowadzenie a jedynie przekazywanie informacji między przeczuciem a realna świadomością.
Oni nie posiadali owego transmitera. Mogli czuć zagrożenie w powietrzu, dopóki się jednak ono nie przydarzyło lub nie wykazano żadnych symptomów jego wystąpienia, nie robili nic.
To będzie ich porażką. Ostatnią w życiu.
Spojrzałem na swoje najbliższe otoczenie. Znajdowałem się w małym składziku. W beczkach, na których siedziałem znajdowały się głownie chemikalia, głownie do produkcji broni i trucizn, część z nich miała także służyć stworzeniu jakiś syntetycznych narkotyków. Kilka tych beczek uczyniło by mnie całkiem bogatych gdybym był w stanie je stąd zabrać przed masakrą. Nie planowałem tego jednak, gdyż bogactwo nie jest moim celem. Kredyty służą mi w spełnianiu innego celu...
Usłyszałem kroki. Ciężkie, najwyraźniej są w pancerzu. Po chwili do moich uszu dotarły słowa wyrwane z ich rozmowy:
-… twoja matka to gruba kurwa.
-Zamknij ryj tam, jeszcze ci mało?
Rozmówcy wybuchli śmiechem. Ich słowa nie brzmiały na poważne groźby a raczej specyficzne poczucie humoru. Przeszli obok drzwi skrytki, w której czekałem, po chwili znikając tak szybko jak się pojawili.
Czas nadszedł, pomyślałem. Nie ma co dłużej zwlekać. Spojrzałem na miecz świetlny spoczywający na beczce obok mnie. Ładunek nie zabije wszystkich. Będę musiał dokończyć dzieła ręcznie. Spojrzałem na swoje dłonie. Trzęsły mi się.
Dlaczego? Ci bandyci to tylko zwierzęta, szkodniki, które należy wytępić. Dlaczego więc drżą mi ręce? Wychodzi na to, że moja przeszłość i wszystko co w niej zostało nie dawało mi spokoju, nie pozwalało iść dalej i robić to co trzeba.
Zamknąłem oczy. Głęboki wdech.
Znów się tam znalazłem. Lekki wieczorny wiatr smagał moje włosy, gdy pędziłem speederem poprzez pustkowia w kierunku wioski. Prawie dwa miesiące rozłąki, tęsknota niemalże wykańczała mnie psychicznie. Wykonując swoje obowiązki ciągle myślałem tylko o niej. Chciałem znów poczuć jej dotyk, położyć dłoń na jej cudownej twarzy. Pragnąłem być znów z nią.
Gdy kontaktowałem się z nią była taka łagodna i szczęśliwa. “Znów ratujesz Galaktykę mój bohaterze?” mówiła. Odpowiadałem jej zazwyczaj “Jestem tylko szeregowym Jedi, nie dla mnie wielkie czyny”, “Dla mnie jesteś najwspanialszym Jedi w galaktyce”.
Łza spłynęła mi po policzku … medytowałem dalej.
Pierwsze co poczułem to zapach, spalenizna. Coś spłonęło, wiedziałem to od razu a moje zmysły dawały mi sygnał … miałem wtedy złe przeczucia. Przyspieszyłem, prawie natychmiast zobaczyłem dym unoszący się z nad wioski. Oblał mnie zimny pot, wpadłem w panikę.
Gdy zbliżyłem się nieco moje najgorsze koszmary stały się rzeczywistością. Wioska została zrujnowana i spalona. Zwłoki mieszkańców, moich znajomych i przyjaciół leżały dosłownie wszędzie, zazwyczaj rozczłonkowane, poszarpane, wnętrzności rozmazane po ścianach.
Pobiegłem do swojego domu i zobaczyłem …
Otwarłem oczy i momentalnie przyciągnąłem do siebie miecz świetlny. Byłem gotowy. Na beczce obok miecza spoczywał mały nadajnik, za pomocą którego odpalę ładunki skrzętnie porozkładane i ukryte po całej tej spelunie. Wybuchy zabiją większość załogi tutaj, resztę posprzątam ja. Przyciągnąłem nadajnik mocą po czym bez wahania nacisnąłem przycisk.
I wtedy zatrząsała się ziemia. Pierwsze co usłyszałem to wybuchy, dosłownie 3 sekundy później krzyki. Wyskoczyłem z kryjówki i ruszyłem przed siebie. Magazyn dosłownie zawalił się, ja przedzierałem się przez gruzowisko, gdzie nawet kurz nie zdążył jeszcze opaść.
Kolejne wybuchy … na drugim końcu magazynu, odpalone chwile potem. Dlaczego? Szkodniki instynktownie tam uciekły. Chciały znaleźć bezpieczne miejsce by się przegrupować. No w każdym razie nie dziś.
Znalazłem pierwszego szczęśliwca dzisiejszej nocy. Wybuch zwalił mu kawałek sufitu na łeb, ale upadł tak szczęśliwie, że przygniotło mu nogi, żył.
Zobaczył mnie. Przynajmniej moją sylwetkę.
-Ey ty - wysapał, wypowiadał słowa z wyraźnym trudem - pomóż mi, ktoś nas atakuje aa atakuje, zaraz mogą tu przybyć, wybiją nas!
Milczałem. Poczułem jego strach. Zorientował się, całkiem szybko musze przyznać.
-Błagam proszę …
W odpowiedzi odpaliłem miecz świetlny. Zbliżyłem się do niego, na tyle by mógł zobaczyć moją twarz. Spojrzałem mu w oczy. Bał się, prawdopodobnie ze strachu puściły już jego zwieracze, to by tłumaczyło ohydny smród, który poczułem od niego.
-Kim jesteś? Błagam oddam co mam ja...
Oderżnąłem mu łeb. Bez cienia zawahania. Jego głowa potoczyła się kawałek, a ja widziałem jego oczy … mieszanka strachu, zaskoczenia. Żałosne. Gdy mordują słabszych od siebie czują się panami wszechświata, a gdy sprowadzić ich do takiego poziomu, błagają o litość jak tchórze. Tacy jak on nie zasługują by żyć.
Ruszyłem dalej. Tym razem już bezceremonialnie mordowałem niedobitków. Niektórzy nie wiedzieli co ich trafiło, kolejni błagali o litość, inni bluzgali w moim kierunku, a ja po prostu mordowałem i wszystkich równo.
Nie minęła godzina a wszyscy byli martwi. Odnalazłem także dwójkę z nich, po których tu przybyłem. Nazywali się Att i Kolav, najemnicy na usługach karteli narkotykowych. Obaj udusili się, gdy wybuch uszkodził ogromną butle z toksycznym gazem. Paskudna śmierć na jaką zasługiwali.
Udałem się na lądowisko. Czekał tam na mnie mój myśliwiec. Spojrzałem na swoje ręce. Drżenie znów się pojawiło.
“Nie jesteś mordercą” usłyszałem głos swojej Mistrzyni w głowie.
Wychodzi na to, że jednak jestem …
****
Otyły mężczyzna siedział wygodnie w fotelu. Przed sobą miał czerwony ekran a dookoła siebie prostytutki, które umilały mu czas. Jedna z nich w tym momencie podawała mu do ust Hira, owoc rarytas wprost z zewnętrznych rubieży.
Do pokoju wszedł twilek, wychudzony i młody, na szyi miał elektryczną obroże.
-Szefie, otrzymałem właśnie przekaz z naszej placówki na Gritan V, została ona kompletnie zniszczona, załogę wymordowano.
Mężczyzna nie przejął się tym mocno, przynajmniej nie sprawiał wrażenia, jakby to go interesowało. Zamiast tego zaczął zabawiać się piersią jednej z prostytutek.
-Sprawcy tego zdarzenia są nieznani, nie mniej słyszałem płotkę, jakoby napastnicy mieli miecze świetlne.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie po czym przemówił, chropowatym i nieprzyjemnym głosem.
-Sithowie? Nie możliwe, mam z nimi układ.
-Raczej Jedi szefie, niebieski miecz świetlny.
-Ilu ich było? - zapytał nie odrywając wzroku od piersi kobiety
-Dokładnie nie wiadomo, podejrzewamy, że około dziesięciu.
-Odezwij się do chłopaków z Coruscant, niech zapuszczą wici, gdzie trzeba, czy aby Republika nie zaczyna mieszać się w nasze interesy. Wyślij też chłopaków, by zbadali tą naszą zniszczoną placówkę, nie lubię tracić pieniędzy a jeszcze bardziej nie lubię tracić pieniędzy nie wiedząc kto stoi za atakiem.
-Dobrze szefie. Coś jeszcze?
-Jakby przypadkiem się dowiedzieli kto zlecił ten atak, daj mi znać. Przygotujemy dla niego wiele atrakcji. A teraz spieprzaj jestem zajęty.
Jedna z dziewczyn usiadła mężczyźnie na kolanach a wychudzony twilek wyszedł z pomieszczenia, zostawiając go samego.
***
Wrażliwi potrafili identyfikować zagrożenia. Najpierw przeczucie, później działanie. Ortodoksyjni Jedi mówili wtedy, że Moc ich prowadzi. Ja natomiast uważam, że to nie prowadzenie a jedynie przekazywanie informacji między przeczuciem a realna świadomością.
Oni nie posiadali owego transmitera. Mogli czuć zagrożenie w powietrzu, dopóki się jednak ono nie przydarzyło lub nie wykazano żadnych symptomów jego wystąpienia, nie robili nic.
To będzie ich porażką. Ostatnią w życiu.
Spojrzałem na swoje najbliższe otoczenie. Znajdowałem się w małym składziku. W beczkach, na których siedziałem znajdowały się głownie chemikalia, głownie do produkcji broni i trucizn, część z nich miała także służyć stworzeniu jakiś syntetycznych narkotyków. Kilka tych beczek uczyniło by mnie całkiem bogatych gdybym był w stanie je stąd zabrać przed masakrą. Nie planowałem tego jednak, gdyż bogactwo nie jest moim celem. Kredyty służą mi w spełnianiu innego celu...
Usłyszałem kroki. Ciężkie, najwyraźniej są w pancerzu. Po chwili do moich uszu dotarły słowa wyrwane z ich rozmowy:
-… twoja matka to gruba kurwa.
-Zamknij ryj tam, jeszcze ci mało?
Rozmówcy wybuchli śmiechem. Ich słowa nie brzmiały na poważne groźby a raczej specyficzne poczucie humoru. Przeszli obok drzwi skrytki, w której czekałem, po chwili znikając tak szybko jak się pojawili.
Czas nadszedł, pomyślałem. Nie ma co dłużej zwlekać. Spojrzałem na miecz świetlny spoczywający na beczce obok mnie. Ładunek nie zabije wszystkich. Będę musiał dokończyć dzieła ręcznie. Spojrzałem na swoje dłonie. Trzęsły mi się.
Dlaczego? Ci bandyci to tylko zwierzęta, szkodniki, które należy wytępić. Dlaczego więc drżą mi ręce? Wychodzi na to, że moja przeszłość i wszystko co w niej zostało nie dawało mi spokoju, nie pozwalało iść dalej i robić to co trzeba.
Zamknąłem oczy. Głęboki wdech.
Znów się tam znalazłem. Lekki wieczorny wiatr smagał moje włosy, gdy pędziłem speederem poprzez pustkowia w kierunku wioski. Prawie dwa miesiące rozłąki, tęsknota niemalże wykańczała mnie psychicznie. Wykonując swoje obowiązki ciągle myślałem tylko o niej. Chciałem znów poczuć jej dotyk, położyć dłoń na jej cudownej twarzy. Pragnąłem być znów z nią.
Gdy kontaktowałem się z nią była taka łagodna i szczęśliwa. “Znów ratujesz Galaktykę mój bohaterze?” mówiła. Odpowiadałem jej zazwyczaj “Jestem tylko szeregowym Jedi, nie dla mnie wielkie czyny”, “Dla mnie jesteś najwspanialszym Jedi w galaktyce”.
Łza spłynęła mi po policzku … medytowałem dalej.
Pierwsze co poczułem to zapach, spalenizna. Coś spłonęło, wiedziałem to od razu a moje zmysły dawały mi sygnał … miałem wtedy złe przeczucia. Przyspieszyłem, prawie natychmiast zobaczyłem dym unoszący się z nad wioski. Oblał mnie zimny pot, wpadłem w panikę.
Gdy zbliżyłem się nieco moje najgorsze koszmary stały się rzeczywistością. Wioska została zrujnowana i spalona. Zwłoki mieszkańców, moich znajomych i przyjaciół leżały dosłownie wszędzie, zazwyczaj rozczłonkowane, poszarpane, wnętrzności rozmazane po ścianach.
Pobiegłem do swojego domu i zobaczyłem …
Otwarłem oczy i momentalnie przyciągnąłem do siebie miecz świetlny. Byłem gotowy. Na beczce obok miecza spoczywał mały nadajnik, za pomocą którego odpalę ładunki skrzętnie porozkładane i ukryte po całej tej spelunie. Wybuchy zabiją większość załogi tutaj, resztę posprzątam ja. Przyciągnąłem nadajnik mocą po czym bez wahania nacisnąłem przycisk.
I wtedy zatrząsała się ziemia. Pierwsze co usłyszałem to wybuchy, dosłownie 3 sekundy później krzyki. Wyskoczyłem z kryjówki i ruszyłem przed siebie. Magazyn dosłownie zawalił się, ja przedzierałem się przez gruzowisko, gdzie nawet kurz nie zdążył jeszcze opaść.
Kolejne wybuchy … na drugim końcu magazynu, odpalone chwile potem. Dlaczego? Szkodniki instynktownie tam uciekły. Chciały znaleźć bezpieczne miejsce by się przegrupować. No w każdym razie nie dziś.
Znalazłem pierwszego szczęśliwca dzisiejszej nocy. Wybuch zwalił mu kawałek sufitu na łeb, ale upadł tak szczęśliwie, że przygniotło mu nogi, żył.
Zobaczył mnie. Przynajmniej moją sylwetkę.
-Ey ty - wysapał, wypowiadał słowa z wyraźnym trudem - pomóż mi, ktoś nas atakuje aa atakuje, zaraz mogą tu przybyć, wybiją nas!
Milczałem. Poczułem jego strach. Zorientował się, całkiem szybko musze przyznać.
-Błagam proszę …
W odpowiedzi odpaliłem miecz świetlny. Zbliżyłem się do niego, na tyle by mógł zobaczyć moją twarz. Spojrzałem mu w oczy. Bał się, prawdopodobnie ze strachu puściły już jego zwieracze, to by tłumaczyło ohydny smród, który poczułem od niego.
-Kim jesteś? Błagam oddam co mam ja...
Oderżnąłem mu łeb. Bez cienia zawahania. Jego głowa potoczyła się kawałek, a ja widziałem jego oczy … mieszanka strachu, zaskoczenia. Żałosne. Gdy mordują słabszych od siebie czują się panami wszechświata, a gdy sprowadzić ich do takiego poziomu, błagają o litość jak tchórze. Tacy jak on nie zasługują by żyć.
Ruszyłem dalej. Tym razem już bezceremonialnie mordowałem niedobitków. Niektórzy nie wiedzieli co ich trafiło, kolejni błagali o litość, inni bluzgali w moim kierunku, a ja po prostu mordowałem i wszystkich równo.
Nie minęła godzina a wszyscy byli martwi. Odnalazłem także dwójkę z nich, po których tu przybyłem. Nazywali się Att i Kolav, najemnicy na usługach karteli narkotykowych. Obaj udusili się, gdy wybuch uszkodził ogromną butle z toksycznym gazem. Paskudna śmierć na jaką zasługiwali.
Udałem się na lądowisko. Czekał tam na mnie mój myśliwiec. Spojrzałem na swoje ręce. Drżenie znów się pojawiło.
“Nie jesteś mordercą” usłyszałem głos swojej Mistrzyni w głowie.
Wychodzi na to, że jednak jestem …
****
Otyły mężczyzna siedział wygodnie w fotelu. Przed sobą miał czerwony ekran a dookoła siebie prostytutki, które umilały mu czas. Jedna z nich w tym momencie podawała mu do ust Hira, owoc rarytas wprost z zewnętrznych rubieży.
Do pokoju wszedł twilek, wychudzony i młody, na szyi miał elektryczną obroże.
-Szefie, otrzymałem właśnie przekaz z naszej placówki na Gritan V, została ona kompletnie zniszczona, załogę wymordowano.
Mężczyzna nie przejął się tym mocno, przynajmniej nie sprawiał wrażenia, jakby to go interesowało. Zamiast tego zaczął zabawiać się piersią jednej z prostytutek.
-Sprawcy tego zdarzenia są nieznani, nie mniej słyszałem płotkę, jakoby napastnicy mieli miecze świetlne.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie po czym przemówił, chropowatym i nieprzyjemnym głosem.
-Sithowie? Nie możliwe, mam z nimi układ.
-Raczej Jedi szefie, niebieski miecz świetlny.
-Ilu ich było? - zapytał nie odrywając wzroku od piersi kobiety
-Dokładnie nie wiadomo, podejrzewamy, że około dziesięciu.
-Odezwij się do chłopaków z Coruscant, niech zapuszczą wici, gdzie trzeba, czy aby Republika nie zaczyna mieszać się w nasze interesy. Wyślij też chłopaków, by zbadali tą naszą zniszczoną placówkę, nie lubię tracić pieniędzy a jeszcze bardziej nie lubię tracić pieniędzy nie wiedząc kto stoi za atakiem.
-Dobrze szefie. Coś jeszcze?
-Jakby przypadkiem się dowiedzieli kto zlecił ten atak, daj mi znać. Przygotujemy dla niego wiele atrakcji. A teraz spieprzaj jestem zajęty.
Jedna z dziewczyn usiadła mężczyźnie na kolanach a wychudzony twilek wyszedł z pomieszczenia, zostawiając go samego.
***
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Re: Flashback
Ukojenie znalazłem na dnie butelki. Od Gritan V minęły dwa tygodnie. Większość spędziłem w podróży. Fascynujące jest to, że banda robaków z jednego roju może aż tak bardzo rozjechać się po galaktyce. Na początku leciałem starym transportowcem na gapę, dotarłem nim na Utapau skąd zaciągnąłem się na statek handlowy w roli ochroniarza. Nie spodziewali się ataku, ale dmuchali na zimne, co było mi na rękę, ponieważ kolejny mój cel przebiegał dokładnie ich trasą. Moim celem był Aridus i tamtejsze placówki kartelu Gniewnych Braci Ostrza. Do celu został dzień drogi. Siedziałem samotnie w małej kabinie, która służyła za mój pokój. Było tu ciasno, łóżko stanowiło całość pomieszczenia, mały ekran wystawał ze ściany a nade mną stały półki, na których stały opróżnione przeze mnie butelki.
Drzwi otworzyły się. W nich stała urocza blondynka imieniem Tiran. Na oko 25 lat, pospolita acz ładna niebieskooka dziewczyna, która spoglądała w moją stronę od początku, gdy znalazłem się na statku i wykorzystywała każda nadarzającą się okazje, by ze mną porozmawiać.
-Znów pijesz? - zagaiła siadając naprzeciwko mnie na łóżku zamykając za sobą drzwi
-Nie, tylko trzymam pustą butelkę dla rozrywki.
Roześmiała się. Bawiła ją moja ironia albo udawała, że ją bawi.
-Kiepski z ciebie ochroniarz, skoro tyle pijesz. Jak nas zaatakują nie będziesz w stanie nas bronić.
-Skoro jesteś lepsza ode mnie to lec do kapitana i mu to powiedz, mogę wysiąść w najbliższym porcie - wstałem ze złością i otwarłem drzwi, Tiran momentalnie chwyciła mnie za rękę.
-Hej, spokojnie. Żartowałam - pociągnęła mnie w dół bym usiadł z powrotem, alkohol sprawił, że moją równowagą dość łatwo można było zachwiać, dlatego nie protestowałem wróciłem na swoje miejsce.
-Cierpisz - stwierdziła logiczny i oczywisty fakt licząc na jakieś moje słowa, ja milczałem więc kontynuowała - Nie mogę cię rozgryźć. Nie chcesz mówić, dlaczego cierpisz a ja nie potrafię tego odgadnąć. Mam kilka teorii.
-Więc jestem dla ciebie tylko rozrywką tak? Jesteś ciekawa, dlaczego jestem wrakiem istoty ludzkiej. Tylko twoje egoistyczne pobudki sprawiają, że otwierasz do mnie usta? Jesteś chora … - sięgnąłem po kolejną butelkę otwierając ją. Tiran położyła swoje delikatne dłonie na moich rękach, jakby chcąc przeszkodzić mi w jej otwarciu
-Nie - spojrzała mi w oczy, przynajmniej próbowała to robić - chce ci pomóc. Serce się kraje, gdy widzę jak tak inteligentny facet rozpacza w ten sposób.
Dotknęła mojej twarzy chcąc jakby wejrzeć w moją dusze. Zabrałem jej dłoń zarówno ze swojego policzka jak i butelki, którą jednym ruchem otwarłem.
-Nie jestem tym za kogo mnie masz i nigdy nie będę kimś dla ciebie. Odpuść, dobra?
-Nie odpuszczę, nie pozwolę byś się tak ranił!
-To sobie nie pozwalaj, ale daj mi spokój i wypierdalaj stąd! - ryknąłem tak, że gdzieś w głębi duszy zrobiło mi się wstyd. Pociągnąłem łyk z butelki i zamknąłem oczy. Znów poczułem zapach spalenizny i zobaczyłem jej zmasakrowane ciało. Otwarłem oczy i wziąłem kolejny łyk by zagłuszyć wspomnienia. Trian nadal tu była. Patrzała na mnie ze smutkiem. Była zawiedziona czy mi współczuła? Może to i to.
Siedzieliśmy w milczeniu. Ona nic nie robiła, przynajmniej z mojej perspektywy tak to wyglądało. Ja piłem, butelka okropnej jakości alkoholu szybko została przeze mnie opróżniona, moje myśli w końcu zaczęły pogrążać się we mgle, nie czułem już zapachu spalenizny, gdy zamykałem oczy.
-Wiesz, że alkohol pomaga tylko przez chwile? Potem życie wraca i uderza ze zdwojoną siła?
-A co ty możesz o tym wiedzieć? - odburknąłem
-Niewiele, masz racje. Pytanie co ty o tym wiesz.
-Wszystko.
-Pewność siebie zrodzona z ignorancji – tym razem Tiran zaczęła ironizować - życie jest tak paskudne, że choćby gorzej być nie mogło, zawsze znajdzie się coś, co udowodni ci, że jednak może.
-Specjalistka pieprzona psycholog molekularna się znalazła.
-Nie wiem co ci się stało. Obstawiam, że straciłeś kogoś bardzo ważnego, może nawet niejedną osobę. Ale zobacz. Żyjesz. Możesz być szczęśliwy. Masz wybór, nie umarłeś, nie jesteś kaleką. Zawsze mógłbyś nim być. Masz wszystko przed sobą. Mogło być gorzej? Mogło.
-Pieprzysz...
-Pozwól sobie pomóc. Spójrz na życie, odnajdź radość, drobne przyjemności. Nie można rozpaczać w nieskończoność.
-W takim razie udowodnię ci, że można - zacząłem szukać kolejnej butelki
Tiran wyrwała mi butelkę z ręki i cisnęła nią o siane. Szkło rozbiło się rozpryskując zawartość na całą kabinę, która teraz zaczęła śmierdzieć siarką. Dziewczyna wskoczyła na mnie i zaczęła mnie całować. Byłem zbyt pijany, nie miałem sił się jej opierać. Jej delikatne ciało drżało w kontakcie z moim szorstkim i usłanym bliznami torsem. Rzeczywistość uciekała mi z pod nóg. Było przyjemnie, ale to nie miało znaczenia. Szczytując, przygryzła moją wargę a ja zamykając oczy znów poczułem zapach spalenizny i zobaczyłem zmasakrowane ciało …
***
Otyły mężczyzna, lider kartelu Gniewnych Braci Ostrza z niedowierzaniem patrzył na ekran i nagrania z Gritan V. Jeden mężczyzna puścił z dymem cały jego kompleks dosłownie wyżynając wszystkich jego ludzi.
-Jesteś pewien, że Republika nie ma z tym nic wspólnego? - zwrócił się do wychudzonego twileka
-Absolutnie, prawdopodobnie ten Jedi którego tu widzisz jest także przez nich poszukiwany. Chociaż, to już raczej nie Jedi, a zwykły morderca.
-Brakuje mi tu wspólnego mianownika. Dlaczego zaatakował akurat nas?
-Tego nie wiem szefie, postaram się dowiedzieć w następnej kolejności, najpierw chciałem pokazać ci tę nagrania. Jakieś rozkazy?
-Znaleźć tego Jedi i zabić go jak najbardziej bolesnym sposobem, to jest mój rozkaz. Skontaktuj się z łowcami nagród, cena nie gra roli, galaktyka musi wiedzieć, że nie warto z nami zadzierać, bo inaczej wypadniemy z interesu. I znajdź mi powód, dlaczego wziął nas na cel, to ułatwi nam prace.
Otyły mężczyzna nerwowo przetarł dłońmi po czole, perspektywa Jedi atakującego jego kartel najwyraźniej nie była dla niego niczym przyjemnym. Twilek wyszedł zostawiając go samego, że swoimi myślami.
Drzwi otworzyły się. W nich stała urocza blondynka imieniem Tiran. Na oko 25 lat, pospolita acz ładna niebieskooka dziewczyna, która spoglądała w moją stronę od początku, gdy znalazłem się na statku i wykorzystywała każda nadarzającą się okazje, by ze mną porozmawiać.
-Znów pijesz? - zagaiła siadając naprzeciwko mnie na łóżku zamykając za sobą drzwi
-Nie, tylko trzymam pustą butelkę dla rozrywki.
Roześmiała się. Bawiła ją moja ironia albo udawała, że ją bawi.
-Kiepski z ciebie ochroniarz, skoro tyle pijesz. Jak nas zaatakują nie będziesz w stanie nas bronić.
-Skoro jesteś lepsza ode mnie to lec do kapitana i mu to powiedz, mogę wysiąść w najbliższym porcie - wstałem ze złością i otwarłem drzwi, Tiran momentalnie chwyciła mnie za rękę.
-Hej, spokojnie. Żartowałam - pociągnęła mnie w dół bym usiadł z powrotem, alkohol sprawił, że moją równowagą dość łatwo można było zachwiać, dlatego nie protestowałem wróciłem na swoje miejsce.
-Cierpisz - stwierdziła logiczny i oczywisty fakt licząc na jakieś moje słowa, ja milczałem więc kontynuowała - Nie mogę cię rozgryźć. Nie chcesz mówić, dlaczego cierpisz a ja nie potrafię tego odgadnąć. Mam kilka teorii.
-Więc jestem dla ciebie tylko rozrywką tak? Jesteś ciekawa, dlaczego jestem wrakiem istoty ludzkiej. Tylko twoje egoistyczne pobudki sprawiają, że otwierasz do mnie usta? Jesteś chora … - sięgnąłem po kolejną butelkę otwierając ją. Tiran położyła swoje delikatne dłonie na moich rękach, jakby chcąc przeszkodzić mi w jej otwarciu
-Nie - spojrzała mi w oczy, przynajmniej próbowała to robić - chce ci pomóc. Serce się kraje, gdy widzę jak tak inteligentny facet rozpacza w ten sposób.
Dotknęła mojej twarzy chcąc jakby wejrzeć w moją dusze. Zabrałem jej dłoń zarówno ze swojego policzka jak i butelki, którą jednym ruchem otwarłem.
-Nie jestem tym za kogo mnie masz i nigdy nie będę kimś dla ciebie. Odpuść, dobra?
-Nie odpuszczę, nie pozwolę byś się tak ranił!
-To sobie nie pozwalaj, ale daj mi spokój i wypierdalaj stąd! - ryknąłem tak, że gdzieś w głębi duszy zrobiło mi się wstyd. Pociągnąłem łyk z butelki i zamknąłem oczy. Znów poczułem zapach spalenizny i zobaczyłem jej zmasakrowane ciało. Otwarłem oczy i wziąłem kolejny łyk by zagłuszyć wspomnienia. Trian nadal tu była. Patrzała na mnie ze smutkiem. Była zawiedziona czy mi współczuła? Może to i to.
Siedzieliśmy w milczeniu. Ona nic nie robiła, przynajmniej z mojej perspektywy tak to wyglądało. Ja piłem, butelka okropnej jakości alkoholu szybko została przeze mnie opróżniona, moje myśli w końcu zaczęły pogrążać się we mgle, nie czułem już zapachu spalenizny, gdy zamykałem oczy.
-Wiesz, że alkohol pomaga tylko przez chwile? Potem życie wraca i uderza ze zdwojoną siła?
-A co ty możesz o tym wiedzieć? - odburknąłem
-Niewiele, masz racje. Pytanie co ty o tym wiesz.
-Wszystko.
-Pewność siebie zrodzona z ignorancji – tym razem Tiran zaczęła ironizować - życie jest tak paskudne, że choćby gorzej być nie mogło, zawsze znajdzie się coś, co udowodni ci, że jednak może.
-Specjalistka pieprzona psycholog molekularna się znalazła.
-Nie wiem co ci się stało. Obstawiam, że straciłeś kogoś bardzo ważnego, może nawet niejedną osobę. Ale zobacz. Żyjesz. Możesz być szczęśliwy. Masz wybór, nie umarłeś, nie jesteś kaleką. Zawsze mógłbyś nim być. Masz wszystko przed sobą. Mogło być gorzej? Mogło.
-Pieprzysz...
-Pozwól sobie pomóc. Spójrz na życie, odnajdź radość, drobne przyjemności. Nie można rozpaczać w nieskończoność.
-W takim razie udowodnię ci, że można - zacząłem szukać kolejnej butelki
Tiran wyrwała mi butelkę z ręki i cisnęła nią o siane. Szkło rozbiło się rozpryskując zawartość na całą kabinę, która teraz zaczęła śmierdzieć siarką. Dziewczyna wskoczyła na mnie i zaczęła mnie całować. Byłem zbyt pijany, nie miałem sił się jej opierać. Jej delikatne ciało drżało w kontakcie z moim szorstkim i usłanym bliznami torsem. Rzeczywistość uciekała mi z pod nóg. Było przyjemnie, ale to nie miało znaczenia. Szczytując, przygryzła moją wargę a ja zamykając oczy znów poczułem zapach spalenizny i zobaczyłem zmasakrowane ciało …
***
Otyły mężczyzna, lider kartelu Gniewnych Braci Ostrza z niedowierzaniem patrzył na ekran i nagrania z Gritan V. Jeden mężczyzna puścił z dymem cały jego kompleks dosłownie wyżynając wszystkich jego ludzi.
-Jesteś pewien, że Republika nie ma z tym nic wspólnego? - zwrócił się do wychudzonego twileka
-Absolutnie, prawdopodobnie ten Jedi którego tu widzisz jest także przez nich poszukiwany. Chociaż, to już raczej nie Jedi, a zwykły morderca.
-Brakuje mi tu wspólnego mianownika. Dlaczego zaatakował akurat nas?
-Tego nie wiem szefie, postaram się dowiedzieć w następnej kolejności, najpierw chciałem pokazać ci tę nagrania. Jakieś rozkazy?
-Znaleźć tego Jedi i zabić go jak najbardziej bolesnym sposobem, to jest mój rozkaz. Skontaktuj się z łowcami nagród, cena nie gra roli, galaktyka musi wiedzieć, że nie warto z nami zadzierać, bo inaczej wypadniemy z interesu. I znajdź mi powód, dlaczego wziął nas na cel, to ułatwi nam prace.
Otyły mężczyzna nerwowo przetarł dłońmi po czole, perspektywa Jedi atakującego jego kartel najwyraźniej nie była dla niego niczym przyjemnym. Twilek wyszedł zostawiając go samego, że swoimi myślami.
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach