Niepokorny
Strona 1 z 1
Niepokorny
BALMORRA
Kwatera Tarczy była pusta. Nawet personel który ma zwyczaj lenić się podczas nieobecności członków uznał że dzień jest zbyt piękny aby tracić go na wykonywanie codziennych obowiązków. Jednak pomimo pustki dało się słyszeć szybkie kroki w głównym korytarzu. Średniego wzrostu postać, najpewniej męska kierowała się do sali odpraw. Po drodze w pośpiechu zakładała ona lekką zbroje własnej produkcji.
To jest ten dzień, pomyślał. Tego dnia padawan Skoltus miał wziąć udział w misji na planecie którą mu przydzielono, na planecie wiecznej wojny.
- Wzywałeś, wybacz spóźnienie – Skoltus głęboko się ukłonił, nie miał zwyczaju tego robić.
Po chwili można było zauważyć do kogo były kierowane te przepełnione ciężkim zmęczonym oddechem słowa. Przed sporych rozmiarów hologramem górzystej planety stał dość chudy Catharczyk. Wpatrywał się w hologram jakby szukał jego słabego punktu, jego dłoń skubała pod brodzie. Na słowa padawana uśmiechnął się do siebie i nie odwracając wzroku od hologramu rzekł.
- Tak, mam dla Ciebie dobrą wiadomość Skoltusie – Catharczyk odwrócił się do padawana.
- Wiesz czym się zajmują Ambasadorowie, prawda ? –zaczął się przechadzać wokół hologramu.
Skoltus, padawan i od niedawna właśnie Ambasador próbował sobie przypomnieć jaką funkcję pełni jego osoba.
- yyy .. niosą pokój w galaktyce ? –Skol jakby pytając odpowiedział.
- Ehhkm – Catharczyk przystanął w zadumie i odchrząknął znacząco.
Skoltus skierował wzrok na swoje obuwie. W myślach kołatała mu się jedna myśl „Ten tekst pasuje tylko do Jedi”.
Cahtarczyk jakby czytając w myślach uśmiechnął się i kontynuował przechadzkę.
- Eh, nie chce mi się tego znowu tłumaczyć – Ansarras bo tak miał na imię Catharczyk przystanął przy ogromnym oknie dającym doskonały widok na senat.
- Która planeta została Ci przydzielona Skoltusie – zapytał Jedi.
- Balmorra –odpowiedział padawan bez zawahania.
- Tak dobrze … dziś polecimy .. tam właśnie – Ans wydawał się dziś wyjątkowo zamyślony.
- No nareszcie, już mam dość tej metalowej rozpadliny - Skoltus pomimo iż przeczuwał cel dzisiejszej misji zeskoczył z krzesła i prawie krzycząc rzekł.
Jedi rozumiejąc podekscytowanie młodego padawana podszedł do niego i położył swoją rękę na jego ramieniu.
- W takim razie weź ze sobą cały niezbędny ekwipunek … i miecz – Catharczyk uśmiechając się skierował swoją osobę w stronę hangaru.
Skoltus prawie wybiegł z Sali cały w emocjach, ale jego zapał zgasiła jedna myśl. Odwrócił się w stronę Jedi którego już tam nie było. Padawan nie miał jeszcze oficjalnego pozwolenia swojego mistrza na używanie miecza świetlnego, a co dopiero jego budowę. Pomimo tego Skol miał już całą kolekcję rękojeści które pluły laserowym światłem w różnych kolorach. Uwielbiał je budować i choć swojego mistrza widział raptem tylko raz to już sam rozpoczął treningi.
Skoltus odwrócił się i poszedł szybkim krokiem w stronę warsztatu w którym miał swoje rzeczy a po chwili w jego głowie dało się słyszeć słowa „ Dziś masz moje pozwolenie”. Padawan uśmiechnął się do siebie, wziął torbę po czym ruszył w stronę hangaru. Tak to będzie dobry dzień.
Mały statek transportowy który nie posiadał żadnych oznaczeń wylądował właśnie w porcie orbitalnym. Z jego wnętrza wyszły trzy osoby. Dwie z nich odeszły razem w stronę odlotów wewnętrzno-planetarnych. Na szyldzie nad małym statkiem osobowym do którego zmierzała owa para widniał napis „ Balmorra, odloty – tylko dla jednostek wojskowych bądź upoważnionych cywili”.
Skoltus nigdy nie był na tej planecie. Właściwie jakby się zastanowić to nie zwiedził ich wiele. Starał się dotrzymać kroku kompanowi ale nie mógł oderwać wzroku od zaopatrzenia które było ładowane na ogromne statki wojska Republiki. Były tam przeróżne działa i kontenery wypełnione po brzegi … właściwie nie wiadomo czym. Ansarras wskazał mały statek osobowy pod szyldem cyfrowym. Tam właśnie zmierzali.
- Nigdy nie byłem na tej planecie – Skoltus uznał że warto o tym poinformować Rycerza.
- Naprawdę ? Nie lubię jej, wieczna wojna – Jedi jakby od niechcenia odpowiedział.
Zanim wsiedli na statek Asn złapał Skola za ramie. Skoltsu usłyszał w myślach jego głos, „ pamiętaj, mieczy używamy tylko w ostateczności”. Skoltus kiwnął głową.
Statek ruszył, na pokładzie oprócz Ambasadorów było dwóch przemytników i jeden najemnik – cyborg który wyglądał dość znajomo, na naramienniku miał oznaczenie EL –g 1.2. Kiedy byli już w połowie drogi na planetę do niecodziennych pasażerów podszedł nawigator i zaczął się im przyglądać.
- Nie jesteście stąd co ? – zagadał.
- A czy wyglądamy jakbyśmy byli stąd – Skoltus pewny siebie odpowiedział agresywnie.
Nawigator miał chyba do czynienia z paroma Jedi, uśmiech zniknął z jego twarzy i w pośpiechu wrócił na swoją pozycje. Statek po paru chwilach wylądował. Najemnik i dwóch szmuglerów opuściło pokład w pośpiechu. Skol i Ans zrobili to samo.
Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, sprawia że jesteśmy w stanie wyrobić sobie opinię na każdy temat. Nie ważne czy jest to osoba czy rzecz. W każdym razie, Balmorra zrobiła na młodym padawanie spore wrażenie. Zaraz po wyjściu dało się czuć zapach spalonych materiałów. Nad głowami niebo przecinały niezliczone ilości myśliwców Republiki. A z oddali dało się słyszeć eksplozje a nawet i ledwo słyszalne wrzaski.
Ansarras musiał pociągnąć za sobą oniemiałego Skoltusa. Zaraz po odejściu od statku przedostali się przez tłum żołnierzy po czym zostali zatrzymani.
- Nie potrzebujemy ochrony, nie udajemy się w niebezpieczne miejsce – Ans jakby czytał w myślach żołnierza który nie zdążył nawet nic powiedzieć.
Żołnierz kiwnął głową po czym odszedł ze swoim odziałem. W głowie Skoltusa dało się słyszeć głos Ansa „ na początek udamy się w niebezpieczne miejsce”.
Dwoje kompanów oddaliło się nieco od bazy republiki udając się w stronę jakiejś groty. Po drodze można było zauważyć jakich zniszczeń w jednostkach dokonały ostanie bitwy. Wielu rannych żołnierzy leżało na kocach na litej ziemi, niektórzy bez kończyn, inni prawie martwi. Dwóch Ambasadorów mijało grupkę szeregowców których opatrywano, jeden z nich jeszcze krwawiąc opowiadał zwierzchnikowi jakąś przejmującą historię, „ nie mieliśmy szans, było ich zbyt dużo i jeszcze te kolikoidy. Ale coś nas uratowało, jakaś postać w kapturze. Tak jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Zabiła wszystkich, pomogła nam”. Zwierzchnik dotknął czoła szeregowego i pokiwał głową z politowaniem. Po chwili dało się czuć nieznośny smród gnijących zwłok zmieszanych z karmą dla bant.
- Uważaj na tutejsze stwory – Ans wymacał schowany miecz.
- Stwory ? Jakie stwo … - Skoltus nie dokończył, zza kamienia wyskoczyło najgorsze spełnienie wszelkich koszmarów.
Obrzydliwy, paskudny, obślizgły i niewybaczalnie brzydki. Stwór który stał przed nimi był tak okropny że te słowa mogły by posłużyć za komplement. Miał sporo nóg i kolców, szczypce i chrapkę na dwóch podróżników. Śmierdział, tak jak zwłoki którymi mieli się stać nasi bohaterowie. Ale Jedi chyba nie pochwalał tego pomysłu. Zniknął a po chwili pojawił się za poczwarą i przebił ją swym mieczem. Skoltus odskoczył na widok wnętrzności po czym spojrzał z podziwem na Ansa wskazując jednocześnie drżącą ręką na martwe … coś.
- Kolikoid – Ans odpowiedział uprzedzając pytanie – wredne stworzenie ale nie głupie i działa w grupie więc pewnie jest ich więcej, chodźmy – po tych słowach udali się w stronę groty.
Przeprawa przez jak się okazało bagna trochę im zajęła ale po mniej więcej krótkim czasie dotarli pod samo wejście. Wejście które kiedyś było grodziami do jakiegoś laboratorium było zdewastowane najpewniej przez Kolikoidy. Przed samym wejściem walało się mnóstwo części i szczątków ludzkich. Skoltus pomimo iż miał Jedi za towarzysza nie czuł się pewnie.
Wnętrze obiektu do którego weszli nie było wiele lepsze od samego wejścia. Pod ścianami stały komputery pokryte śluzem i kokonami. Z pod sufitu zwisały błony a pod nogami chrupały resztki jaj. Dwójka wędrowników ruszyła w głąb kompleksu który jak się okazało służył kiedyś jako laboratorium w którym badano właśnie te obrzydliwe stwory. „Cóż, można się było tego spodziewać” pomyślał Skoltus wchodząc w zielonkawą obrzydliwą maź.
- Teraz możesz wyjąć swój miecz – rzekł Catharczyk wyjmując swój dwustronny miecz świetlny.
Skoltus zaczął szperać w torbie. Po chwili wygrzebał rękojeść na której wyryte było „Lu-ya”, podczepił ją pod pasek i zacieśnił paski naramienników.
- Tam gdzie się udamy … jest to miejsce bardzo silnie związane z moją przeszłością – Jedi zaczął bacznie szukać czegoś swym kocim wzrokiem.
Skoltus zaczął obserwować otoczenie. Dało się wyczuć mocą że stało się tu coś strasznego. Właściwie nie trzeba było być wrażliwym na moc aby być tego pewnym. Co chwila trzeba było uważać aby nie wdepnąć w ludzkie szczątki.
Ans i Skol doszli do Sali głównej a przynajmniej tak wydawało się padawanowi. Była rozmiarów małego hangaru a na środku na stosie nie wyklutych jaj siedział chyba największy Kolikoid jakiego dotąd widział Skoltus. Spał a wokół niego dało się zauważyć sporo mniejszych towarzyszy pilnujących aby nic się niestało ich przywódcy. Dwójka niecodziennych podróżników ominęła stworzenia tak aby ich nie obudzić. Skoltus nie mógł oderwać wzroku od zdawało by się Alfy całej grupy, natomiast Ansarras zaczął macać ściany sali, czegoś szukał.
- Cholera, jak tam się szło – Jedi zaklął.
- To było tak dawno … - Catharczyk przesunął mocą ogromny komputer.
- To było tajne przejście, musi być gdzieś .. JEST! – Jedi prawie krzyknął.
Oboje szybko przeszli przez mały otwór. Po drugiej stronie była właściwie dalsza część laboratorium ale coś musiała zawierać, inaczej po co miała być ukryta.
W tej samej chwili Skoltus poczuł wibracje. Coś tam było i najwidoczniej Jedi chciał to zdobyć. Udali się w stronę korytarza na końcu którego stał sporych rozmiarów Kolikoid. Skoltus odsunął się sądząc że Jedi załatwi sprawę ale Ans stał w miejscu. Padawan przeczuwał co zaraz nastąpi.
- Zabij go – Jedi lekko rozkazał głosem wskazując na poczwarę.
Skoltus bez zbędnego marudzenia stanął przed poczwarą i wpadł na pewien pomysł na który tylko w towarzystwie Ansarrasa mógł sobie pozwolić. Ku zdziwieniu Jedi, padawan nie sięgnął po miecz świetlny ale uspokoił się, zamknął oczy i skupił w sobie moc. Ans wiedząc co się stanie odsunął się trochę i z lekkim uśmieszkiem zaczął oglądać wydarzenie z kuriozalną satysfakcją. Skoltus po chwili złączył ręce i cisnął ogromną falą mocy w stronę stworzenia z którego nie zostało prawie nic.
- ŁOOOO rozsadziło go widziałeś !? –podekscytowany padawan nie mógł uwierzyć w to co się stało.
- Nieźle poszło – stwierdził pochlebczo Ans kopiąc głowę stwora – spory potencjał mocy.
- Chyba trochę przesadziłem –Skoltus strzepnął resztki Kolikoida z ramienia Jedi.
Jedi i padawan udali się dalej.
- Kiedy tam wejdziemy postaraj się wejść w mój umysł mocą – Ans miał cały czas miecz w pogotowiu.
- Wejść w umysł mocą ? Ale jak ? – Skoltus nie był pewny czy tego chce.
- Spróbuj – Ans otworzył dość duże drzwi.
Ich oczom ukazał się pokój który był chyba najbardziej zdemolowany. Na ścianach oprócz śluzu widniały ślady wypaleń po blasterach. Na środku na lekkim wzniesieniu leżał mały sześcian który płonął fioletowym światłem. Skoltus poczuł się słabo ale Jedi nie robiąc sobie nic z mocy jaką wytwarzał sześcian podszedł do niego.
- Teraz ! –Ans krzyknął do padawana łapiąc za płonący sześcian.
W tej chwili oczom młodego padawana ukazał się szereg scen. Dwóch małych chłopców spaceruje nad przepaścią w jakimś mieście, nagle posąg eksploduje, jeden z nich spada w przepaść. Szczątki jakiegoś budynku i młodzieniec który nad nimi stoi. Thyton, mężczyzna o białych włosach uspokaja chudego chłopaka któremu czerwienieją oczy. Kobieta o pięknej urodzie broni się przed tym samym młodzieńcem. Ciemny pokój i postać na łóżku. Planeta rozdarta przez wojnę domową.
Skoltus nie mógł dłużej, to bolało. Opadł na ziemię. Po chwili podszedł do niego Jedi i podniósł go z ziemi. Padawan wciąż ciężko oddychając wstał i chwiejąc się spojrzał na sześcian.
- CCcco too ? –Skoltus wskazał ręką.
-To artefakt, a właściwie jego podróbka – Ans zaczął oczyszczać padawana mocą.
- Ale wciąż czuć tu wspomnienia – Asn zaczął oglądać ślady zniszczeń na ścianach.
- Ciekawe kto zabrał oryginał – Jedi spojrzał na bladego Skoltusa – jakieś sugestie.
Skoltus wstał starając nie zwymiotować
- Ślady po blasterach nie wyglądają na Imperialne – Skoltus dotknął wypaleń – to mógł być każdy, ale nie Imperialni.
Ansarras widząc stan padawana wziął go pod ramię i wyprowadził z pomieszczenia. Skoltus zaczął tracić przytomność.
- Dziwnie się czuję, wszystko wibruje, nawet moja głowa – Skoltus zwymiotował.
- To siła tego miejsca – Ans uśpił mocą padawana – śpij, tak będzie lepiej.
Kiedy Skoltus się ocknął leżał przed wejściem do laboratorium. Był cały połamany, bolał go każdy mięsień i strasznie go mdliło. Nie wiedział czy były to skutki tego że wszedł w głowę Jedi czy zadziałał tak na niego artefakt. Jednego był pewny, dobrze że to się skończyło.
- I jak ? Lepiej ? – Ans oblał twarz padawana chłodną wodą.
Skoltus nie odpowiedział nie chcąc znów zwymiotować, jedynie kiwnął głową i wstał zastanawiając się dlaczego tak go wszystko boli. Odpowiedź znajdowała się tuż pod jego plecami. Ansarras nie chcąc kłaść padawana na ziemi pokrytej … wszystkim, położył go na zapomnianym śmigaczu który stał tuż przed wejściem. Po mimo rdzy i wgnieceń znawca tematu stwierdziłby że nie jest to byle jaki śmigacz, był to …
- ZX12 ! – Skoltus momentalnie ozdrowiał.
- Toż to ZX12, Republika robiła takie dla swoich zwiadowców, jak żyje długo takiego nie widziałem, Terk miał takie dwa ale sprzedał je zanim .. – Skoltus przerwał z niewiadomego powodu.
- Hmm ? – zainteresował się Ans.
- Nie ważne … bardzo nam się spieszy ? – Skoltus sprawdził czy nie ma przy sobie narzędzi.
- Nie – stwierdził Ans spoglądając na układ słońca.
- To zajmie chwilkę – Skoltus zaczął sprawdzać stabilność systemów i stan techniczny turbin.
- Od dzieciaka zawsze o takim marzyłem, miałem nawet dwa holoplakaty – wsiadł na śmigacz i odpalił.
- Coś nie idzie – spróbował jeszcze raz – no co jest prze ... OO taak !
Śmigacz zaczął pracować. Pomimo zaniedbanego wyglądu dało się słyszeć że posiada on niebagatelną moc. Skoltus uśmiechnął się szeroko do Rycerza Jedi.
- To gdzie lecimy ? – Skol wyciągnął rękę do Ansa.
- Następna stacja, Sobrik –odpowiedział Ansarras wsiadając na śmigacz.
- No bo faktem jest iż samo smarowanie nie wystarczy – kapral kontynuował nudny monolog.
- Musisz też pamiętać o regularnym czyszczeniu, inaczej całkiem się zatnie i nie zabijesz żadnego republikańskiego drania – Kapral przeładował karabin.
- Zawsze musisz tak ględzić, to że wystawiono nas razem dzisiaj na straż nie znaczy że chce cały dzień Cię słuchać – sierżant znudzony słuchaniem o ulubionym karabinie zaczął przechadzać się wzdłuż bramy.
- Wyluzuj trochę, nikogo nie ma, dzień spokojny. Te kosmiczne ścierwa siedzą pewnie w swoich norach i obijają się lepiej od nas – kapral zaczął na nowo rozkładać karabin.
- Właśnie, siedzą i planują jak nas podejść. A jedyne co my robimy to słuchanie twoich bezsensownych gatek o czyszczeniu broni – sierżant wyjął lornetkę.
- A Ci co za jedni – sierżant wyostrzył obraz – daj mi komunikator.
Kapral podał komunikator do jego dowódcy po czym sam spojrzał przez lornetkę. Ku bramie głównej do miasta szli dwaj mężczyźni. Wyglądali na Sithów.
- Tu sierżant Terris, posterunek zero, kod wejściowy czerwony 2, podaj mi dzisiejszą listę gości – sierżant wydał rozkaz do dyżurnego. Z radia po chwili dało się słyszeć komunikat zwrotny.
- TSZZZZ SŁABO CIĘ SŁYSZYMSZZZZZT, SĄ JAKKKSZZZIEŚ ZAKŁUSZZZ – komunikat został przerwany.
- Szlag by to, stań na straży i zablokuj bramę, kod czerwony – sierżant zeskoczył na niższy poziom.
W momencie w którym dwaj tajemniczy mężczyźni zbliżyli się do bramy, z głośników dało się słyszeć komunikat.
- WY DWAJ, STAĆ, PODAJCIE SWOJĄ IDENTYFIKACJĘ –
- JAK ŚMIESZ! – niższa postać mocą przydusiła kaprala – JAK ŚMIESZ! NIE WIESZ KIM JESTEM?
Kapral zawisnął w powietrzu po czym został ciśnięty z dużą prędkością w stronę opuszczonych budynków. Zginął na miejscu, to pewne.
- PODAJ MI SWÓJ NUMER IDENTYFIKACYJNY, NATYCHMIAST – Sith wyciągnął miecz.
- Mój Panie, spokojnie, ja tylko … takie mam rozkazy – sierżant przerażony błagał los o łaskę.
- Powiedz mi, czy rozkaz jest ważniejszy niż życie … twoje życie – druga postać podeszła od tyłu i szepnęła do ucha sierżantowi przykładając mu miecz o czerwonej klindze.
- NNiee, nie wydaje mi się – sierżant wysapał ze łzami w oczach.
- Czyli możemy przejść ? – postać z mieczem wycelowanym w sierżanta zaczęła się śmiać.
- Tak proszę mi wybaczyć, Moi Panowie – sierżant opadł na ziemię i otworzył bramę. Niższa postać która dopiero co zabiła kaprala odwróciła się do miecznika.
- Akolito … jego los leży w twoich rękach, zrób co uważasz za słuszne – po tych słowach postać nazwana akolitą schowała miecz.
- Nie jest wart mojego czasu, chodźmy mistrzu – obie postacie ruszyły w głąb miasta.
Sobrik było miastem Imperialnym. Nawet ślepy by to stwierdził. Nie było tu mieszkańców którzy pewnie zostali wysiedleni jak tylko Imperium zrozumiało że miasto ma potencjał taktyczny. Najbardziej zaawansowany sprzęt którego nie powstydzili by się nawet najbardziej wybredni łowcy nagród czy statki potrafiące zniszczyć mały księżyc to prestiż którego Imperium nigdy się nie wyzbędzie. Chcesz zniszczyć wroga ? Zrób to z hukiem. Główną ulicą szły dwie zakapturzone postacie. Sunęły niby spokojnie, niby od niechcenia a jednak dało się wyczuć że mają jakiś konkretny cel do którego spacerują żwawiej niż inni. Każdy żołnierz czy oficer albo się kłaniał albo salutował na ich widok co sprawiało wrażenie osób ważnych jednak gdyby naprawdę dowiedzieli się kto chowa się pod tymi czarnymi szatami, cóż … byłaby jatka.
- Nie mogę uwierzyć że się udało – Skoltus cały spocony co chwila obracał się za siebie – dobrze że wziąłeś te szaty Ans.
- A Ty że masz taki miecz, swoją drogą skąd wziąłeś czerwony kryształ – Ans starał się sprawiać wrażenie surowego mentora.
- Zawinąłem z … a zresztą nie ważne, uwaga – Skoltus naciągnął na twarz kaptur w momencie w którym mijał ich jakiś prawdziwy Sith.
Nasi „ Sithowie” zmierzali w stronę centrum nawigacji. Co jak co ale Sithowie mają gust. Nic nie podkreśla głębokiej grafitowej czerni jak czerwona klinga miecza świetlnego. No i te ich błyskawice. Można zaryzykować stwierdzenie że użytkownicy Ciemnej Strony biją na głowę Jedi jeżeli chodzi o styl.
- Dobra więc tak, wchodzimy, podłączamy dyski i zgrywamy na nie co się da a potem w nogi, na pewno mają rozstawionych swoich agentów a ich nie łatwo oszukać, nie będziemy mieli za wiele czasu – Ansarras dał Skoltusowi przenośny dysk danych.
- Miejmy nadzieję że mają proste kodowanie – Skoltus schował dysk do kieszeni.
W mieście Sobrki wyraźnie miało miejsce jakieś zamieszanie. Alarm zbudził nawet mających przerwę pracowników. Wszystkie jednostki miały się stawić na placu głównym przed centrum dowodzenia. Było wiele pytań, żadnych odpowiedzi.
Jednak bliżej nieokreśloną odległość dalej miała miejsce scena rodem z opowieści które można było usłyszeć tylko z ust Jedi. Na samym środku placu stało dwóch zdawać by się mogło intruzów. Byli otoczeni. Ale tylko jeden z nich miał to za nic. Szczupły Catharczyk, Rycerz Jedi Ansarras stał ze swoim wiernym, podwójnym mieczem świetlnym w dłoniach. Miał skupiony wzrok i napięte całe ciało. Czuć było od niego niesamowitą siłę której nie można było dostrzec gołym okiem. Pomimo niezliczonej ilości żołnierzy Imperialnych wokół niego wpatrywał się z niezwykłą zażartością w jeden cel który stał równie pewnie jak sam Jedi. Celem był Sith, taki którego adepci czy padawanowie znają tylko z zapisów holocronowych. Miał na sobie ciemno-czerwoną szatę która była nałożona na zbroję, przy pasie miał zawieszone pazury i kły niewiadomego pochodzenia. Twarz jego pomimo licznych blizn wrzała nienawiścią a oczy mieniły się czerwienią. W dłoni dzierżył jeden miecz o sporej rękojeści i krwistoczerwonej klindze która była wycelowana w Catharskiego Jedi.
Oboje stali tak bez ruchu, czekając jakby na sygnał od samego losu, kiedy atakować. Jednak Jedi nie był sam, za drobną postacią silnie usytuowaną w ziemi stał młody mężczyzna z niepewnym ale zaczepnym spojrzeniem. W jednej ręce trzymał mały, czarny przedmiot który przyciskał do piersi a w drugiej miecz świetlny który błyszczał najszczerszym fioletem. W jego oczach malowało się na przemian przerażenie z chęcią posmakowania chwili. Tak jak Jedi czekał na sygnał choć się zastanawiał jak potoczyłby się pojedynek jeśli sam zadecyduje kiedy zaatakować.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedzi. Sith zaatakował jako pierwszy jednak Rycerz Jedi był na to przygotowany, rozpędził się i w chwili kiedy miało dojść do zderzenia dwóch potężnych wojowników, zniknął. Sith stał jak oniemiały, przez chwilę dało się słyszeć tylko słowa przepełnione nienawiścią „ przeklęte sztuczki Jedi”. Sith uznając że nie warto tracić czasu ruszył na młodego padawana. Ten nauczony doświadczeniem zaczął się wycofywać ale w głowie miał chytry plan który miał nadzieję, wkrótce się ziści. W tej samej chwili zza pleców Sitha wyłonił się Ansarras i zaatakował mrocznego sługę. Ten jednak odparował atak z wielką siłą ciskając Ansarrasem na drugi koniec placu. Sith nie mógł czekać długo, z drugiej strony został zaatakowany przez niepewnego padawana.
W tym momencie rozegrała się walka na śmierć i życie między Sithem i dwoma kompanami. Była ona zacięta i nie do przewidzenia pomimo znaczącej przewagi Jedi. Za każdym razem kiedy młody padawan został raniony bądź odepchnięty, Jedi atakował ze zdwojoną siłą. Skoltus zdawał sobie sprawę że może być to jego koniec choć w głowie miał myśl „ a może tak uciec, dałbym radę”.
Za każdym razem gdy przez jego świadomość przechodziły takie myśli Jedi wysyłał mu groźne spojrzenie mówiące samo za siebie. Nie, zostanie, choć raz nie stchórzy. Padawan schował miecz świetlny za pasek na co Sith odpowiedział śmiechem
- AHAHAHA Masz rację chłopcze , to i tak nie miało sensu – Sith rzucił się na padawana.
W tej samej chwili D’kana skupił w sobie całą moc jaką potrafił znaleźć chcąc zrobić z Sithem to samo co zrobił z Kolikoidem. Chciał go rozerwać na strzępki. Jednak w głowie usłyszał „ poczekaj, niech podejdzie bliżej”. Annsarrasa nie było w pobliżu za to Sith nacierał na młodego padawana z całą swoją złością. Kiedy był już blisko zza kolumny wyskoczył Jedi, krzycząc i ciskając wielkim droidem w Sitha.
- TERAZ ! – Sith na te słowa obrócił się w stronę Jedi przez co stracił kontakt wzrokowy z padawanem.
W tej samej chwili Skoltus cisnął wielką kulą mocy w Sitha sprawiając że odrzut eksplozji zwalił padawana z nóg. W jednej chwili oprócz eksplozji dało się słyszeć szyderczy szept riposty „Miałeś rację, to nie miało sensu”
Jezioro znajdujące się niedaleko bazy Republiki było wyjątkowo spokojne. Można by rzec że było to dziwne zważywszy na fakt iż w około zawsze gdzieś toczyła się jakaś bitwa.
Padawan Skoltus nie rozumiał dlaczego akurat ta planeta została mu przydzielona. Nie był specjalnie niestabilny emocjonalnie, raczej stronił od wszelkich zwad. Nawet kiedy był zmuszony przez sytuację do ostatecznej obrony, starał się o tym nie myśleć.
- … na miejscu spotkałem Sarę to był ten dzień kiedy przestałem być Jedi – Catharczyk kontynuował swoją opowieść.
- Nie należała już do Zakonu – Ansarras spoglądał na gładką tarczę jeziora.
- Zaprowadziła mnie do artefaktu, do tego który staraliśmy się zdobyć, sądziła że to mi pomoże … wiesz, moje ataki gniewu – zamknął na chwilę oczy.
-To wszystko przez atak na pewną osobę, przez mój atak –Jedi zacisnął dłonie.
- Teraz już jej z nami nie ma, Sara też chyba nie żyje –
Skoltus przypomniał sobie piękną kobietę ze wspomnień Rycerza Jedi.
- Czasami się zastanawiam … z resztą mówiłem Ci jak postrzegam moc –Ansarras podniósł mocą odrobinę wody i utworzył z niej w powietrzu sporej wielkości bańkę.
Skoltus wyczerpany słuchał z uwagą i spokojem godnym padawana.
- To wszystko przez kodeks, bez niego możesz zrobić więcej, możesz … - Ansarras przerwał na moment.
- Możesz żyć jak każdy … Zakon nie daje tego czego byś chciał – Jedi z bańki zaczął mocą tworzyć konstelację.
- Powinniśmy używać mocy przez miłość, swoje emocje które odczuwamy w chwili walki, to emocje dają Ci pełne zrozumienie mocy – Ansarras zaczął tworzyć z wody mniejsze układy planetarne.
- Emocjami można manipulować, ludźmi którzy nie panują nad emocjami można manipulować, dlatego użytkownicy Ciemnej strony przegrywają na tym polu – stwierdził Skoltus.
- Sithowie czerpią swą siłę z negatywnych emocji, Jedi tego nie robią … dlatego świątynia na Coruscant została zniszczona – Ansarras jednym impulsywnym machnięciem ręki zniszczył swoje wodne dzieło. Skoltus wygodnie rozłożył się na kamieniu i zaczął oglądać nieboskłon.
- Kojarzysz może taką padawankę Col ? – Ansarras zapytał padawana.
- No pewnie, była moją pierwszą nauczycielką – Skoltus przypomniał sobie uroczą niską chisske z bardzo kształtnymi pośladkami która czasami podglądał podczas treningów.
- Była bardzo … wysportowana – Skoltus uśmiechnął się do siebie.
- Tak, opuściła zakon … swoją drogą ciekawe gdzie teraz jest – Ansarras zamyślił się – chętnie bym z nią porozmawiał.
- Podjęła decyzję, jest dorosła, każdy jest kapitanem swojego statku – młody padawan uwielbiał drętwe powiedzonka.
- Ona wróci, czuje to … - Ansarras położył się obok Skoltusa – ciekawe gdzie teraz jest.
Skoltus zaczął sobie przypominać swoją pierwszą lekcję na Thyton. Zaczął się śmiać.
- Ale była spięta, chyba przez tego Jedi co za nią stał jak ochroniarz w kantynie, całą dygotała – Skoltus uśmiechnął się.
- Ma większe doświadczenie ode mnie, lepiej zna moc – powiedział Ans – niestety nie otrzymała rangi Jedi z czym się nie zgadzam.
- Nie wiem jak to się stało że zostałem mianowany rycerzem Jedi – Ansarras kontynuował swoje przemyślenia. Przez chwilę zapanowała cisza.
- Czasami w porcie Republiki w odlotach z Balmorry można usłyszeć historię – Asn zmienił temat – okoliczności w których znajdują się opowiadający są przeróżne, najczęściej napady separatystów, buntowników, rabusiów albo po prostu Imperialni. Ale te opowieści zawsze kończą się na zakapturzonej postaci ratującej ofiary z opresji i znikającej nie wiadomo jak i gdzie.
Skoltus przypomniał sobie co mimochodem usłyszał w porcie.
- Ktoś się bawi w bohatera, to chyba dobrze nie ? – stwierdził Skol.
- Kiedyś to sprawdzę … pamiętaj że to planeta przypisana do Ciebie – Ansarras przeciągnął się.
Tak, jak galaktyka długa i szeroka a Skoltus cichy i spokojny akurat ta planeta musiała przypaść na niego. Planeta wiecznej wojny, pełna śmierci i cierpienia. A może o to właśnie chodziło, może potrzebowała spokoju który D’kana uwielbiał i bez którego nie mógł się obejść.
- Jedno jest pewne, nie wychodzimy z pustymi rękoma ? nie ? – Skoltus wyciągnął przenośny dysk i położył go na nowo znalezionym śmigaczu – ciekawi mnie co na nich jest – stwierdził D’kana oglądając dysk.
- Jak wrócimy do Kwatery to to sprawdzimy – Ansarras wstał.
Obydwoje udali się na podest na którym stał mały statek transportowy. W głowie młodego padawana myśli kotłowały się jak stado nowo narodzonych gelagrubów w gnieździe Sarlacca. Ale z jednym by się zgodził. Ansarras był dobrym mentorem.
To jest ten dzień, pomyślał. Tego dnia padawan Skoltus miał wziąć udział w misji na planecie którą mu przydzielono, na planecie wiecznej wojny.
- Wzywałeś, wybacz spóźnienie – Skoltus głęboko się ukłonił, nie miał zwyczaju tego robić.
Po chwili można było zauważyć do kogo były kierowane te przepełnione ciężkim zmęczonym oddechem słowa. Przed sporych rozmiarów hologramem górzystej planety stał dość chudy Catharczyk. Wpatrywał się w hologram jakby szukał jego słabego punktu, jego dłoń skubała pod brodzie. Na słowa padawana uśmiechnął się do siebie i nie odwracając wzroku od hologramu rzekł.
- Tak, mam dla Ciebie dobrą wiadomość Skoltusie – Catharczyk odwrócił się do padawana.
- Wiesz czym się zajmują Ambasadorowie, prawda ? –zaczął się przechadzać wokół hologramu.
Skoltus, padawan i od niedawna właśnie Ambasador próbował sobie przypomnieć jaką funkcję pełni jego osoba.
- yyy .. niosą pokój w galaktyce ? –Skol jakby pytając odpowiedział.
- Ehhkm – Catharczyk przystanął w zadumie i odchrząknął znacząco.
Skoltus skierował wzrok na swoje obuwie. W myślach kołatała mu się jedna myśl „Ten tekst pasuje tylko do Jedi”.
Cahtarczyk jakby czytając w myślach uśmiechnął się i kontynuował przechadzkę.
- Eh, nie chce mi się tego znowu tłumaczyć – Ansarras bo tak miał na imię Catharczyk przystanął przy ogromnym oknie dającym doskonały widok na senat.
- Która planeta została Ci przydzielona Skoltusie – zapytał Jedi.
- Balmorra –odpowiedział padawan bez zawahania.
- Tak dobrze … dziś polecimy .. tam właśnie – Ans wydawał się dziś wyjątkowo zamyślony.
- No nareszcie, już mam dość tej metalowej rozpadliny - Skoltus pomimo iż przeczuwał cel dzisiejszej misji zeskoczył z krzesła i prawie krzycząc rzekł.
Jedi rozumiejąc podekscytowanie młodego padawana podszedł do niego i położył swoją rękę na jego ramieniu.
- W takim razie weź ze sobą cały niezbędny ekwipunek … i miecz – Catharczyk uśmiechając się skierował swoją osobę w stronę hangaru.
Skoltus prawie wybiegł z Sali cały w emocjach, ale jego zapał zgasiła jedna myśl. Odwrócił się w stronę Jedi którego już tam nie było. Padawan nie miał jeszcze oficjalnego pozwolenia swojego mistrza na używanie miecza świetlnego, a co dopiero jego budowę. Pomimo tego Skol miał już całą kolekcję rękojeści które pluły laserowym światłem w różnych kolorach. Uwielbiał je budować i choć swojego mistrza widział raptem tylko raz to już sam rozpoczął treningi.
Skoltus odwrócił się i poszedł szybkim krokiem w stronę warsztatu w którym miał swoje rzeczy a po chwili w jego głowie dało się słyszeć słowa „ Dziś masz moje pozwolenie”. Padawan uśmiechnął się do siebie, wziął torbę po czym ruszył w stronę hangaru. Tak to będzie dobry dzień.
Mały statek transportowy który nie posiadał żadnych oznaczeń wylądował właśnie w porcie orbitalnym. Z jego wnętrza wyszły trzy osoby. Dwie z nich odeszły razem w stronę odlotów wewnętrzno-planetarnych. Na szyldzie nad małym statkiem osobowym do którego zmierzała owa para widniał napis „ Balmorra, odloty – tylko dla jednostek wojskowych bądź upoważnionych cywili”.
Skoltus nigdy nie był na tej planecie. Właściwie jakby się zastanowić to nie zwiedził ich wiele. Starał się dotrzymać kroku kompanowi ale nie mógł oderwać wzroku od zaopatrzenia które było ładowane na ogromne statki wojska Republiki. Były tam przeróżne działa i kontenery wypełnione po brzegi … właściwie nie wiadomo czym. Ansarras wskazał mały statek osobowy pod szyldem cyfrowym. Tam właśnie zmierzali.
- Nigdy nie byłem na tej planecie – Skoltus uznał że warto o tym poinformować Rycerza.
- Naprawdę ? Nie lubię jej, wieczna wojna – Jedi jakby od niechcenia odpowiedział.
Zanim wsiedli na statek Asn złapał Skola za ramie. Skoltsu usłyszał w myślach jego głos, „ pamiętaj, mieczy używamy tylko w ostateczności”. Skoltus kiwnął głową.
Statek ruszył, na pokładzie oprócz Ambasadorów było dwóch przemytników i jeden najemnik – cyborg który wyglądał dość znajomo, na naramienniku miał oznaczenie EL –g 1.2. Kiedy byli już w połowie drogi na planetę do niecodziennych pasażerów podszedł nawigator i zaczął się im przyglądać.
- Nie jesteście stąd co ? – zagadał.
- A czy wyglądamy jakbyśmy byli stąd – Skoltus pewny siebie odpowiedział agresywnie.
Nawigator miał chyba do czynienia z paroma Jedi, uśmiech zniknął z jego twarzy i w pośpiechu wrócił na swoją pozycje. Statek po paru chwilach wylądował. Najemnik i dwóch szmuglerów opuściło pokład w pośpiechu. Skol i Ans zrobili to samo.
Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, sprawia że jesteśmy w stanie wyrobić sobie opinię na każdy temat. Nie ważne czy jest to osoba czy rzecz. W każdym razie, Balmorra zrobiła na młodym padawanie spore wrażenie. Zaraz po wyjściu dało się czuć zapach spalonych materiałów. Nad głowami niebo przecinały niezliczone ilości myśliwców Republiki. A z oddali dało się słyszeć eksplozje a nawet i ledwo słyszalne wrzaski.
Ansarras musiał pociągnąć za sobą oniemiałego Skoltusa. Zaraz po odejściu od statku przedostali się przez tłum żołnierzy po czym zostali zatrzymani.
- Nie potrzebujemy ochrony, nie udajemy się w niebezpieczne miejsce – Ans jakby czytał w myślach żołnierza który nie zdążył nawet nic powiedzieć.
Żołnierz kiwnął głową po czym odszedł ze swoim odziałem. W głowie Skoltusa dało się słyszeć głos Ansa „ na początek udamy się w niebezpieczne miejsce”.
Dwoje kompanów oddaliło się nieco od bazy republiki udając się w stronę jakiejś groty. Po drodze można było zauważyć jakich zniszczeń w jednostkach dokonały ostanie bitwy. Wielu rannych żołnierzy leżało na kocach na litej ziemi, niektórzy bez kończyn, inni prawie martwi. Dwóch Ambasadorów mijało grupkę szeregowców których opatrywano, jeden z nich jeszcze krwawiąc opowiadał zwierzchnikowi jakąś przejmującą historię, „ nie mieliśmy szans, było ich zbyt dużo i jeszcze te kolikoidy. Ale coś nas uratowało, jakaś postać w kapturze. Tak jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Zabiła wszystkich, pomogła nam”. Zwierzchnik dotknął czoła szeregowego i pokiwał głową z politowaniem. Po chwili dało się czuć nieznośny smród gnijących zwłok zmieszanych z karmą dla bant.
- Uważaj na tutejsze stwory – Ans wymacał schowany miecz.
- Stwory ? Jakie stwo … - Skoltus nie dokończył, zza kamienia wyskoczyło najgorsze spełnienie wszelkich koszmarów.
Obrzydliwy, paskudny, obślizgły i niewybaczalnie brzydki. Stwór który stał przed nimi był tak okropny że te słowa mogły by posłużyć za komplement. Miał sporo nóg i kolców, szczypce i chrapkę na dwóch podróżników. Śmierdział, tak jak zwłoki którymi mieli się stać nasi bohaterowie. Ale Jedi chyba nie pochwalał tego pomysłu. Zniknął a po chwili pojawił się za poczwarą i przebił ją swym mieczem. Skoltus odskoczył na widok wnętrzności po czym spojrzał z podziwem na Ansa wskazując jednocześnie drżącą ręką na martwe … coś.
- Kolikoid – Ans odpowiedział uprzedzając pytanie – wredne stworzenie ale nie głupie i działa w grupie więc pewnie jest ich więcej, chodźmy – po tych słowach udali się w stronę groty.
Przeprawa przez jak się okazało bagna trochę im zajęła ale po mniej więcej krótkim czasie dotarli pod samo wejście. Wejście które kiedyś było grodziami do jakiegoś laboratorium było zdewastowane najpewniej przez Kolikoidy. Przed samym wejściem walało się mnóstwo części i szczątków ludzkich. Skoltus pomimo iż miał Jedi za towarzysza nie czuł się pewnie.
Wnętrze obiektu do którego weszli nie było wiele lepsze od samego wejścia. Pod ścianami stały komputery pokryte śluzem i kokonami. Z pod sufitu zwisały błony a pod nogami chrupały resztki jaj. Dwójka wędrowników ruszyła w głąb kompleksu który jak się okazało służył kiedyś jako laboratorium w którym badano właśnie te obrzydliwe stwory. „Cóż, można się było tego spodziewać” pomyślał Skoltus wchodząc w zielonkawą obrzydliwą maź.
- Teraz możesz wyjąć swój miecz – rzekł Catharczyk wyjmując swój dwustronny miecz świetlny.
Skoltus zaczął szperać w torbie. Po chwili wygrzebał rękojeść na której wyryte było „Lu-ya”, podczepił ją pod pasek i zacieśnił paski naramienników.
- Tam gdzie się udamy … jest to miejsce bardzo silnie związane z moją przeszłością – Jedi zaczął bacznie szukać czegoś swym kocim wzrokiem.
Skoltus zaczął obserwować otoczenie. Dało się wyczuć mocą że stało się tu coś strasznego. Właściwie nie trzeba było być wrażliwym na moc aby być tego pewnym. Co chwila trzeba było uważać aby nie wdepnąć w ludzkie szczątki.
Ans i Skol doszli do Sali głównej a przynajmniej tak wydawało się padawanowi. Była rozmiarów małego hangaru a na środku na stosie nie wyklutych jaj siedział chyba największy Kolikoid jakiego dotąd widział Skoltus. Spał a wokół niego dało się zauważyć sporo mniejszych towarzyszy pilnujących aby nic się niestało ich przywódcy. Dwójka niecodziennych podróżników ominęła stworzenia tak aby ich nie obudzić. Skoltus nie mógł oderwać wzroku od zdawało by się Alfy całej grupy, natomiast Ansarras zaczął macać ściany sali, czegoś szukał.
- Cholera, jak tam się szło – Jedi zaklął.
- To było tak dawno … - Catharczyk przesunął mocą ogromny komputer.
- To było tajne przejście, musi być gdzieś .. JEST! – Jedi prawie krzyknął.
Oboje szybko przeszli przez mały otwór. Po drugiej stronie była właściwie dalsza część laboratorium ale coś musiała zawierać, inaczej po co miała być ukryta.
W tej samej chwili Skoltus poczuł wibracje. Coś tam było i najwidoczniej Jedi chciał to zdobyć. Udali się w stronę korytarza na końcu którego stał sporych rozmiarów Kolikoid. Skoltus odsunął się sądząc że Jedi załatwi sprawę ale Ans stał w miejscu. Padawan przeczuwał co zaraz nastąpi.
- Zabij go – Jedi lekko rozkazał głosem wskazując na poczwarę.
Skoltus bez zbędnego marudzenia stanął przed poczwarą i wpadł na pewien pomysł na który tylko w towarzystwie Ansarrasa mógł sobie pozwolić. Ku zdziwieniu Jedi, padawan nie sięgnął po miecz świetlny ale uspokoił się, zamknął oczy i skupił w sobie moc. Ans wiedząc co się stanie odsunął się trochę i z lekkim uśmieszkiem zaczął oglądać wydarzenie z kuriozalną satysfakcją. Skoltus po chwili złączył ręce i cisnął ogromną falą mocy w stronę stworzenia z którego nie zostało prawie nic.
- ŁOOOO rozsadziło go widziałeś !? –podekscytowany padawan nie mógł uwierzyć w to co się stało.
- Nieźle poszło – stwierdził pochlebczo Ans kopiąc głowę stwora – spory potencjał mocy.
- Chyba trochę przesadziłem –Skoltus strzepnął resztki Kolikoida z ramienia Jedi.
Jedi i padawan udali się dalej.
- Kiedy tam wejdziemy postaraj się wejść w mój umysł mocą – Ans miał cały czas miecz w pogotowiu.
- Wejść w umysł mocą ? Ale jak ? – Skoltus nie był pewny czy tego chce.
- Spróbuj – Ans otworzył dość duże drzwi.
Ich oczom ukazał się pokój który był chyba najbardziej zdemolowany. Na ścianach oprócz śluzu widniały ślady wypaleń po blasterach. Na środku na lekkim wzniesieniu leżał mały sześcian który płonął fioletowym światłem. Skoltus poczuł się słabo ale Jedi nie robiąc sobie nic z mocy jaką wytwarzał sześcian podszedł do niego.
- Teraz ! –Ans krzyknął do padawana łapiąc za płonący sześcian.
W tej chwili oczom młodego padawana ukazał się szereg scen. Dwóch małych chłopców spaceruje nad przepaścią w jakimś mieście, nagle posąg eksploduje, jeden z nich spada w przepaść. Szczątki jakiegoś budynku i młodzieniec który nad nimi stoi. Thyton, mężczyzna o białych włosach uspokaja chudego chłopaka któremu czerwienieją oczy. Kobieta o pięknej urodzie broni się przed tym samym młodzieńcem. Ciemny pokój i postać na łóżku. Planeta rozdarta przez wojnę domową.
Skoltus nie mógł dłużej, to bolało. Opadł na ziemię. Po chwili podszedł do niego Jedi i podniósł go z ziemi. Padawan wciąż ciężko oddychając wstał i chwiejąc się spojrzał na sześcian.
- CCcco too ? –Skoltus wskazał ręką.
-To artefakt, a właściwie jego podróbka – Ans zaczął oczyszczać padawana mocą.
- Ale wciąż czuć tu wspomnienia – Asn zaczął oglądać ślady zniszczeń na ścianach.
- Ciekawe kto zabrał oryginał – Jedi spojrzał na bladego Skoltusa – jakieś sugestie.
Skoltus wstał starając nie zwymiotować
- Ślady po blasterach nie wyglądają na Imperialne – Skoltus dotknął wypaleń – to mógł być każdy, ale nie Imperialni.
Ansarras widząc stan padawana wziął go pod ramię i wyprowadził z pomieszczenia. Skoltus zaczął tracić przytomność.
- Dziwnie się czuję, wszystko wibruje, nawet moja głowa – Skoltus zwymiotował.
- To siła tego miejsca – Ans uśpił mocą padawana – śpij, tak będzie lepiej.
Kiedy Skoltus się ocknął leżał przed wejściem do laboratorium. Był cały połamany, bolał go każdy mięsień i strasznie go mdliło. Nie wiedział czy były to skutki tego że wszedł w głowę Jedi czy zadziałał tak na niego artefakt. Jednego był pewny, dobrze że to się skończyło.
- I jak ? Lepiej ? – Ans oblał twarz padawana chłodną wodą.
Skoltus nie odpowiedział nie chcąc znów zwymiotować, jedynie kiwnął głową i wstał zastanawiając się dlaczego tak go wszystko boli. Odpowiedź znajdowała się tuż pod jego plecami. Ansarras nie chcąc kłaść padawana na ziemi pokrytej … wszystkim, położył go na zapomnianym śmigaczu który stał tuż przed wejściem. Po mimo rdzy i wgnieceń znawca tematu stwierdziłby że nie jest to byle jaki śmigacz, był to …
- ZX12 ! – Skoltus momentalnie ozdrowiał.
- Toż to ZX12, Republika robiła takie dla swoich zwiadowców, jak żyje długo takiego nie widziałem, Terk miał takie dwa ale sprzedał je zanim .. – Skoltus przerwał z niewiadomego powodu.
- Hmm ? – zainteresował się Ans.
- Nie ważne … bardzo nam się spieszy ? – Skoltus sprawdził czy nie ma przy sobie narzędzi.
- Nie – stwierdził Ans spoglądając na układ słońca.
- To zajmie chwilkę – Skoltus zaczął sprawdzać stabilność systemów i stan techniczny turbin.
- Od dzieciaka zawsze o takim marzyłem, miałem nawet dwa holoplakaty – wsiadł na śmigacz i odpalił.
- Coś nie idzie – spróbował jeszcze raz – no co jest prze ... OO taak !
Śmigacz zaczął pracować. Pomimo zaniedbanego wyglądu dało się słyszeć że posiada on niebagatelną moc. Skoltus uśmiechnął się szeroko do Rycerza Jedi.
- To gdzie lecimy ? – Skol wyciągnął rękę do Ansa.
- Następna stacja, Sobrik –odpowiedział Ansarras wsiadając na śmigacz.
- No bo faktem jest iż samo smarowanie nie wystarczy – kapral kontynuował nudny monolog.
- Musisz też pamiętać o regularnym czyszczeniu, inaczej całkiem się zatnie i nie zabijesz żadnego republikańskiego drania – Kapral przeładował karabin.
- Zawsze musisz tak ględzić, to że wystawiono nas razem dzisiaj na straż nie znaczy że chce cały dzień Cię słuchać – sierżant znudzony słuchaniem o ulubionym karabinie zaczął przechadzać się wzdłuż bramy.
- Wyluzuj trochę, nikogo nie ma, dzień spokojny. Te kosmiczne ścierwa siedzą pewnie w swoich norach i obijają się lepiej od nas – kapral zaczął na nowo rozkładać karabin.
- Właśnie, siedzą i planują jak nas podejść. A jedyne co my robimy to słuchanie twoich bezsensownych gatek o czyszczeniu broni – sierżant wyjął lornetkę.
- A Ci co za jedni – sierżant wyostrzył obraz – daj mi komunikator.
Kapral podał komunikator do jego dowódcy po czym sam spojrzał przez lornetkę. Ku bramie głównej do miasta szli dwaj mężczyźni. Wyglądali na Sithów.
- Tu sierżant Terris, posterunek zero, kod wejściowy czerwony 2, podaj mi dzisiejszą listę gości – sierżant wydał rozkaz do dyżurnego. Z radia po chwili dało się słyszeć komunikat zwrotny.
- TSZZZZ SŁABO CIĘ SŁYSZYMSZZZZZT, SĄ JAKKKSZZZIEŚ ZAKŁUSZZZ – komunikat został przerwany.
- Szlag by to, stań na straży i zablokuj bramę, kod czerwony – sierżant zeskoczył na niższy poziom.
W momencie w którym dwaj tajemniczy mężczyźni zbliżyli się do bramy, z głośników dało się słyszeć komunikat.
- WY DWAJ, STAĆ, PODAJCIE SWOJĄ IDENTYFIKACJĘ –
- JAK ŚMIESZ! – niższa postać mocą przydusiła kaprala – JAK ŚMIESZ! NIE WIESZ KIM JESTEM?
Kapral zawisnął w powietrzu po czym został ciśnięty z dużą prędkością w stronę opuszczonych budynków. Zginął na miejscu, to pewne.
- PODAJ MI SWÓJ NUMER IDENTYFIKACYJNY, NATYCHMIAST – Sith wyciągnął miecz.
- Mój Panie, spokojnie, ja tylko … takie mam rozkazy – sierżant przerażony błagał los o łaskę.
- Powiedz mi, czy rozkaz jest ważniejszy niż życie … twoje życie – druga postać podeszła od tyłu i szepnęła do ucha sierżantowi przykładając mu miecz o czerwonej klindze.
- NNiee, nie wydaje mi się – sierżant wysapał ze łzami w oczach.
- Czyli możemy przejść ? – postać z mieczem wycelowanym w sierżanta zaczęła się śmiać.
- Tak proszę mi wybaczyć, Moi Panowie – sierżant opadł na ziemię i otworzył bramę. Niższa postać która dopiero co zabiła kaprala odwróciła się do miecznika.
- Akolito … jego los leży w twoich rękach, zrób co uważasz za słuszne – po tych słowach postać nazwana akolitą schowała miecz.
- Nie jest wart mojego czasu, chodźmy mistrzu – obie postacie ruszyły w głąb miasta.
Sobrik było miastem Imperialnym. Nawet ślepy by to stwierdził. Nie było tu mieszkańców którzy pewnie zostali wysiedleni jak tylko Imperium zrozumiało że miasto ma potencjał taktyczny. Najbardziej zaawansowany sprzęt którego nie powstydzili by się nawet najbardziej wybredni łowcy nagród czy statki potrafiące zniszczyć mały księżyc to prestiż którego Imperium nigdy się nie wyzbędzie. Chcesz zniszczyć wroga ? Zrób to z hukiem. Główną ulicą szły dwie zakapturzone postacie. Sunęły niby spokojnie, niby od niechcenia a jednak dało się wyczuć że mają jakiś konkretny cel do którego spacerują żwawiej niż inni. Każdy żołnierz czy oficer albo się kłaniał albo salutował na ich widok co sprawiało wrażenie osób ważnych jednak gdyby naprawdę dowiedzieli się kto chowa się pod tymi czarnymi szatami, cóż … byłaby jatka.
- Nie mogę uwierzyć że się udało – Skoltus cały spocony co chwila obracał się za siebie – dobrze że wziąłeś te szaty Ans.
- A Ty że masz taki miecz, swoją drogą skąd wziąłeś czerwony kryształ – Ans starał się sprawiać wrażenie surowego mentora.
- Zawinąłem z … a zresztą nie ważne, uwaga – Skoltus naciągnął na twarz kaptur w momencie w którym mijał ich jakiś prawdziwy Sith.
Nasi „ Sithowie” zmierzali w stronę centrum nawigacji. Co jak co ale Sithowie mają gust. Nic nie podkreśla głębokiej grafitowej czerni jak czerwona klinga miecza świetlnego. No i te ich błyskawice. Można zaryzykować stwierdzenie że użytkownicy Ciemnej Strony biją na głowę Jedi jeżeli chodzi o styl.
- Dobra więc tak, wchodzimy, podłączamy dyski i zgrywamy na nie co się da a potem w nogi, na pewno mają rozstawionych swoich agentów a ich nie łatwo oszukać, nie będziemy mieli za wiele czasu – Ansarras dał Skoltusowi przenośny dysk danych.
- Miejmy nadzieję że mają proste kodowanie – Skoltus schował dysk do kieszeni.
W mieście Sobrki wyraźnie miało miejsce jakieś zamieszanie. Alarm zbudził nawet mających przerwę pracowników. Wszystkie jednostki miały się stawić na placu głównym przed centrum dowodzenia. Było wiele pytań, żadnych odpowiedzi.
Jednak bliżej nieokreśloną odległość dalej miała miejsce scena rodem z opowieści które można było usłyszeć tylko z ust Jedi. Na samym środku placu stało dwóch zdawać by się mogło intruzów. Byli otoczeni. Ale tylko jeden z nich miał to za nic. Szczupły Catharczyk, Rycerz Jedi Ansarras stał ze swoim wiernym, podwójnym mieczem świetlnym w dłoniach. Miał skupiony wzrok i napięte całe ciało. Czuć było od niego niesamowitą siłę której nie można było dostrzec gołym okiem. Pomimo niezliczonej ilości żołnierzy Imperialnych wokół niego wpatrywał się z niezwykłą zażartością w jeden cel który stał równie pewnie jak sam Jedi. Celem był Sith, taki którego adepci czy padawanowie znają tylko z zapisów holocronowych. Miał na sobie ciemno-czerwoną szatę która była nałożona na zbroję, przy pasie miał zawieszone pazury i kły niewiadomego pochodzenia. Twarz jego pomimo licznych blizn wrzała nienawiścią a oczy mieniły się czerwienią. W dłoni dzierżył jeden miecz o sporej rękojeści i krwistoczerwonej klindze która była wycelowana w Catharskiego Jedi.
Oboje stali tak bez ruchu, czekając jakby na sygnał od samego losu, kiedy atakować. Jednak Jedi nie był sam, za drobną postacią silnie usytuowaną w ziemi stał młody mężczyzna z niepewnym ale zaczepnym spojrzeniem. W jednej ręce trzymał mały, czarny przedmiot który przyciskał do piersi a w drugiej miecz świetlny który błyszczał najszczerszym fioletem. W jego oczach malowało się na przemian przerażenie z chęcią posmakowania chwili. Tak jak Jedi czekał na sygnał choć się zastanawiał jak potoczyłby się pojedynek jeśli sam zadecyduje kiedy zaatakować.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedzi. Sith zaatakował jako pierwszy jednak Rycerz Jedi był na to przygotowany, rozpędził się i w chwili kiedy miało dojść do zderzenia dwóch potężnych wojowników, zniknął. Sith stał jak oniemiały, przez chwilę dało się słyszeć tylko słowa przepełnione nienawiścią „ przeklęte sztuczki Jedi”. Sith uznając że nie warto tracić czasu ruszył na młodego padawana. Ten nauczony doświadczeniem zaczął się wycofywać ale w głowie miał chytry plan który miał nadzieję, wkrótce się ziści. W tej samej chwili zza pleców Sitha wyłonił się Ansarras i zaatakował mrocznego sługę. Ten jednak odparował atak z wielką siłą ciskając Ansarrasem na drugi koniec placu. Sith nie mógł czekać długo, z drugiej strony został zaatakowany przez niepewnego padawana.
W tym momencie rozegrała się walka na śmierć i życie między Sithem i dwoma kompanami. Była ona zacięta i nie do przewidzenia pomimo znaczącej przewagi Jedi. Za każdym razem kiedy młody padawan został raniony bądź odepchnięty, Jedi atakował ze zdwojoną siłą. Skoltus zdawał sobie sprawę że może być to jego koniec choć w głowie miał myśl „ a może tak uciec, dałbym radę”.
Za każdym razem gdy przez jego świadomość przechodziły takie myśli Jedi wysyłał mu groźne spojrzenie mówiące samo za siebie. Nie, zostanie, choć raz nie stchórzy. Padawan schował miecz świetlny za pasek na co Sith odpowiedział śmiechem
- AHAHAHA Masz rację chłopcze , to i tak nie miało sensu – Sith rzucił się na padawana.
W tej samej chwili D’kana skupił w sobie całą moc jaką potrafił znaleźć chcąc zrobić z Sithem to samo co zrobił z Kolikoidem. Chciał go rozerwać na strzępki. Jednak w głowie usłyszał „ poczekaj, niech podejdzie bliżej”. Annsarrasa nie było w pobliżu za to Sith nacierał na młodego padawana z całą swoją złością. Kiedy był już blisko zza kolumny wyskoczył Jedi, krzycząc i ciskając wielkim droidem w Sitha.
- TERAZ ! – Sith na te słowa obrócił się w stronę Jedi przez co stracił kontakt wzrokowy z padawanem.
W tej samej chwili Skoltus cisnął wielką kulą mocy w Sitha sprawiając że odrzut eksplozji zwalił padawana z nóg. W jednej chwili oprócz eksplozji dało się słyszeć szyderczy szept riposty „Miałeś rację, to nie miało sensu”
Jezioro znajdujące się niedaleko bazy Republiki było wyjątkowo spokojne. Można by rzec że było to dziwne zważywszy na fakt iż w około zawsze gdzieś toczyła się jakaś bitwa.
Padawan Skoltus nie rozumiał dlaczego akurat ta planeta została mu przydzielona. Nie był specjalnie niestabilny emocjonalnie, raczej stronił od wszelkich zwad. Nawet kiedy był zmuszony przez sytuację do ostatecznej obrony, starał się o tym nie myśleć.
- … na miejscu spotkałem Sarę to był ten dzień kiedy przestałem być Jedi – Catharczyk kontynuował swoją opowieść.
- Nie należała już do Zakonu – Ansarras spoglądał na gładką tarczę jeziora.
- Zaprowadziła mnie do artefaktu, do tego który staraliśmy się zdobyć, sądziła że to mi pomoże … wiesz, moje ataki gniewu – zamknął na chwilę oczy.
-To wszystko przez atak na pewną osobę, przez mój atak –Jedi zacisnął dłonie.
- Teraz już jej z nami nie ma, Sara też chyba nie żyje –
Skoltus przypomniał sobie piękną kobietę ze wspomnień Rycerza Jedi.
- Czasami się zastanawiam … z resztą mówiłem Ci jak postrzegam moc –Ansarras podniósł mocą odrobinę wody i utworzył z niej w powietrzu sporej wielkości bańkę.
Skoltus wyczerpany słuchał z uwagą i spokojem godnym padawana.
- To wszystko przez kodeks, bez niego możesz zrobić więcej, możesz … - Ansarras przerwał na moment.
- Możesz żyć jak każdy … Zakon nie daje tego czego byś chciał – Jedi z bańki zaczął mocą tworzyć konstelację.
- Powinniśmy używać mocy przez miłość, swoje emocje które odczuwamy w chwili walki, to emocje dają Ci pełne zrozumienie mocy – Ansarras zaczął tworzyć z wody mniejsze układy planetarne.
- Emocjami można manipulować, ludźmi którzy nie panują nad emocjami można manipulować, dlatego użytkownicy Ciemnej strony przegrywają na tym polu – stwierdził Skoltus.
- Sithowie czerpią swą siłę z negatywnych emocji, Jedi tego nie robią … dlatego świątynia na Coruscant została zniszczona – Ansarras jednym impulsywnym machnięciem ręki zniszczył swoje wodne dzieło. Skoltus wygodnie rozłożył się na kamieniu i zaczął oglądać nieboskłon.
- Kojarzysz może taką padawankę Col ? – Ansarras zapytał padawana.
- No pewnie, była moją pierwszą nauczycielką – Skoltus przypomniał sobie uroczą niską chisske z bardzo kształtnymi pośladkami która czasami podglądał podczas treningów.
- Była bardzo … wysportowana – Skoltus uśmiechnął się do siebie.
- Tak, opuściła zakon … swoją drogą ciekawe gdzie teraz jest – Ansarras zamyślił się – chętnie bym z nią porozmawiał.
- Podjęła decyzję, jest dorosła, każdy jest kapitanem swojego statku – młody padawan uwielbiał drętwe powiedzonka.
- Ona wróci, czuje to … - Ansarras położył się obok Skoltusa – ciekawe gdzie teraz jest.
Skoltus zaczął sobie przypominać swoją pierwszą lekcję na Thyton. Zaczął się śmiać.
- Ale była spięta, chyba przez tego Jedi co za nią stał jak ochroniarz w kantynie, całą dygotała – Skoltus uśmiechnął się.
- Ma większe doświadczenie ode mnie, lepiej zna moc – powiedział Ans – niestety nie otrzymała rangi Jedi z czym się nie zgadzam.
- Nie wiem jak to się stało że zostałem mianowany rycerzem Jedi – Ansarras kontynuował swoje przemyślenia. Przez chwilę zapanowała cisza.
- Czasami w porcie Republiki w odlotach z Balmorry można usłyszeć historię – Asn zmienił temat – okoliczności w których znajdują się opowiadający są przeróżne, najczęściej napady separatystów, buntowników, rabusiów albo po prostu Imperialni. Ale te opowieści zawsze kończą się na zakapturzonej postaci ratującej ofiary z opresji i znikającej nie wiadomo jak i gdzie.
Skoltus przypomniał sobie co mimochodem usłyszał w porcie.
- Ktoś się bawi w bohatera, to chyba dobrze nie ? – stwierdził Skol.
- Kiedyś to sprawdzę … pamiętaj że to planeta przypisana do Ciebie – Ansarras przeciągnął się.
Tak, jak galaktyka długa i szeroka a Skoltus cichy i spokojny akurat ta planeta musiała przypaść na niego. Planeta wiecznej wojny, pełna śmierci i cierpienia. A może o to właśnie chodziło, może potrzebowała spokoju który D’kana uwielbiał i bez którego nie mógł się obejść.
- Jedno jest pewne, nie wychodzimy z pustymi rękoma ? nie ? – Skoltus wyciągnął przenośny dysk i położył go na nowo znalezionym śmigaczu – ciekawi mnie co na nich jest – stwierdził D’kana oglądając dysk.
- Jak wrócimy do Kwatery to to sprawdzimy – Ansarras wstał.
Obydwoje udali się na podest na którym stał mały statek transportowy. W głowie młodego padawana myśli kotłowały się jak stado nowo narodzonych gelagrubów w gnieździe Sarlacca. Ale z jednym by się zgodził. Ansarras był dobrym mentorem.
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Nie Maj 22, 2016 5:06 pm, w całości zmieniany 9 razy
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
ZAGUBIONY PADAWAN
- I co mielibyśmy robić – zapytał chłopak o białych tęczówkach.
- Dowiesz się w swoim czasie – odrzekł Cathar.
- Nie wszystko co pochodzi od Sithów jest dobre, wiesz o tym – chłopak spoglądał spokojnie w przestrzeń – z resztą kto miałby zasiąść w tej „ trójcy”.
- Na razie mam jedną kandydaturę – Cathar założył maskę – pracuje nad drugą, miałem nadzieję że Ty będziesz trzecią.
Chłopak milczał. Nie wiedział jak się to może skończyć. Nie wiedział czy może zaufać komuś kto nie panuje nawet nad swoimi emocjami.
- Gdybym się zgodził … kim jest trzeci kandydat – chłopak stanął nad krawędzią balkonu.
- Ktoś kogo trudno namierzyć, ale to kwestia czasu – Cathar wyjął z kieszeni mały holocron.
- Weź to, są na nim informacje o mojej osobie, w niedalekiej przyszłości będą użyteczne – Cathar zaczął kierować się ku schodom.
Skoltus spoglądał na małe urządzenie dzięki któremu miał lepiej poznać Rycerza Jedi. Nie był pewny czy chciał przyswoić jego zawartość.
- Dowiesz się w swoim czasie – odrzekł Cathar.
- Nie wszystko co pochodzi od Sithów jest dobre, wiesz o tym – chłopak spoglądał spokojnie w przestrzeń – z resztą kto miałby zasiąść w tej „ trójcy”.
- Na razie mam jedną kandydaturę – Cathar założył maskę – pracuje nad drugą, miałem nadzieję że Ty będziesz trzecią.
Chłopak milczał. Nie wiedział jak się to może skończyć. Nie wiedział czy może zaufać komuś kto nie panuje nawet nad swoimi emocjami.
- Gdybym się zgodził … kim jest trzeci kandydat – chłopak stanął nad krawędzią balkonu.
- Ktoś kogo trudno namierzyć, ale to kwestia czasu – Cathar wyjął z kieszeni mały holocron.
- Weź to, są na nim informacje o mojej osobie, w niedalekiej przyszłości będą użyteczne – Cathar zaczął kierować się ku schodom.
Skoltus spoglądał na małe urządzenie dzięki któremu miał lepiej poznać Rycerza Jedi. Nie był pewny czy chciał przyswoić jego zawartość.
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Sro Lip 29, 2015 11:38 am, w całości zmieniany 5 razy
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
NAJEMNIK
… płonące czołgi zasłoniły mu widok.
- … Cars!, Cars! – kapitan nawoływał łącznika.
W całym tym cichnącym zgiełku ciężko było dostrzec cokolwiek. Krajobraz po bitewny wypełniony był szczątkami myśliwców i ciężką artylerią obu frakcji. Z oddali dało się słyszeć dźwięki które przypominać mogły tylko jedno.
- D’kana ! – kapitan zerwał się momentalnie z miejsca.
Nie potrzebnie. Z mgły którą stworzyły wzburzone pyły i kurz wynurzyła się postać w kapturze z chustą zasłaniającą pół twarzy. Kapitan usłyszał znajomy dźwięk dezaktywowanego miecza świetlnego. Zaraz po tym zniknęła fioletowa poświata.
- … już myślałem że tylko ja przeżyłem nalot – kapitan zaczął się rozglądać dookoła szukając ocalałych.
Padawan podpiął rękojeść miecza pod pasek po czym głośno zagwizdał. Zza delikatnego wzniesienia spod sterty części wyskoczyła sporych rozmiarów jaszczurka w zbroi. Miała siodło.
- Żyjesz tchórzu … czegoś tam szukał – D’kana zaczął głaskać łaszącego się pupila. Kapitan z niepokojem patrzył na cybernetyczne oko zwierzęcia.
- Jakie masz rozkazy – padawan wskoczył na zwierzę.
- Zebrać ludzi, i udać się do najbliższej jednostki – stwierdził kapitan zastanawiając się czy kogoś znajdzie. D’kana na te słowa wyjął datapad który wibrował od jakiegoś czasu.
- Musze się odmeldować, dacie sobie rade, HIAA! – Skoltus uśmiechnął się sarkastycznie w stronę dowódcy po czym odjechał na swoim pupilu.
Kapitan machnął ręką na chłopaka, zaczął nadawać sygnał ratunkowy.
Mały statek transportowy wleciał do hangaru kwatery głównej Tarczy. Z pokładu wyskoczyło parę osób i sporych rozmiarów jaszczurka z kimś na grzbiecie.
- … musisz tutaj poczekać - Skol przywiązywał pupila za uzdę.
- tata zaraz wróci … miejmy nadzieję – stwierdził padawan rzucając kawałek mięsa pod łeb zwierzęcia.
Był spóźniony i nie miał na to wymówki. Zabroniono mu odwiedzać Balmorre samemu, ale nie mógł się powstrzymać. Potrzebowali najemników, łowców i weteranów, więc czemu nie Jedi. Spora doza adrenaliny plus nieduża płaca zachęciły niepokornego padawana do samodzielnej wyprawy. „ To już nieistotne” pomyślał padawan opatrując skaleczony łokieć . Zbliżał się do Sali odpraw w której zastał mistrza Sallarosa, Ansa i trzech nieznanych mu Jedi. Hologram wyświetlał kamienistą planetę a obok widniały dane padawanki której od jakiegoś czasu nie widywał.
- … Cars!, Cars! – kapitan nawoływał łącznika.
W całym tym cichnącym zgiełku ciężko było dostrzec cokolwiek. Krajobraz po bitewny wypełniony był szczątkami myśliwców i ciężką artylerią obu frakcji. Z oddali dało się słyszeć dźwięki które przypominać mogły tylko jedno.
- D’kana ! – kapitan zerwał się momentalnie z miejsca.
Nie potrzebnie. Z mgły którą stworzyły wzburzone pyły i kurz wynurzyła się postać w kapturze z chustą zasłaniającą pół twarzy. Kapitan usłyszał znajomy dźwięk dezaktywowanego miecza świetlnego. Zaraz po tym zniknęła fioletowa poświata.
- … już myślałem że tylko ja przeżyłem nalot – kapitan zaczął się rozglądać dookoła szukając ocalałych.
Padawan podpiął rękojeść miecza pod pasek po czym głośno zagwizdał. Zza delikatnego wzniesienia spod sterty części wyskoczyła sporych rozmiarów jaszczurka w zbroi. Miała siodło.
- Żyjesz tchórzu … czegoś tam szukał – D’kana zaczął głaskać łaszącego się pupila. Kapitan z niepokojem patrzył na cybernetyczne oko zwierzęcia.
- Jakie masz rozkazy – padawan wskoczył na zwierzę.
- Zebrać ludzi, i udać się do najbliższej jednostki – stwierdził kapitan zastanawiając się czy kogoś znajdzie. D’kana na te słowa wyjął datapad który wibrował od jakiegoś czasu.
- Musze się odmeldować, dacie sobie rade, HIAA! – Skoltus uśmiechnął się sarkastycznie w stronę dowódcy po czym odjechał na swoim pupilu.
Kapitan machnął ręką na chłopaka, zaczął nadawać sygnał ratunkowy.
…
Mały statek transportowy wleciał do hangaru kwatery głównej Tarczy. Z pokładu wyskoczyło parę osób i sporych rozmiarów jaszczurka z kimś na grzbiecie.
- … musisz tutaj poczekać - Skol przywiązywał pupila za uzdę.
- tata zaraz wróci … miejmy nadzieję – stwierdził padawan rzucając kawałek mięsa pod łeb zwierzęcia.
Był spóźniony i nie miał na to wymówki. Zabroniono mu odwiedzać Balmorre samemu, ale nie mógł się powstrzymać. Potrzebowali najemników, łowców i weteranów, więc czemu nie Jedi. Spora doza adrenaliny plus nieduża płaca zachęciły niepokornego padawana do samodzielnej wyprawy. „ To już nieistotne” pomyślał padawan opatrując skaleczony łokieć . Zbliżał się do Sali odpraw w której zastał mistrza Sallarosa, Ansa i trzech nieznanych mu Jedi. Hologram wyświetlał kamienistą planetę a obok widniały dane padawanki której od jakiegoś czasu nie widywał.
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Sro Lip 29, 2015 11:39 am, w całości zmieniany 2 razy
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
SEN
D’kana wszedł do starego garażu Terka. Wzrokiem ogarnął spore pomieszczenie szukając w nim zagraconego łóżka pełnego śmieci, planów i części od mieczy świetlnych. Opadł na nie z impetem godnym śmigacza. Nie rozbierał się nawet, nie odpiął miecza ani nie zdjął kaptura. Tak jak stał, tak jak walczył, tak jak szukał … opadł na łóżko pragnąc odpocząć. Za nic miał głodnego i wyczerpanego Hena, jednostajnym ruchem ręki nakazał mu wyjść i znaleźć sobie coś do żarcia na ulicy. Nie ważne czy trafi mu się człowiek czy jakieś zwierzę. Miał gdzieś wszystko i wszystkich, chciał odpocząć, miał do tego prawo. Ostatnie wydarzenia miały znaczący wpływ na zdrowie Skola. Ale mimo wszystko sporo spraw załatwiono pomyślnie a i bez prezentów się nie obeszło.
Zasnął. Ale nie był to zwykły sen. Był raczej nie….
- Dlaczego śpisz, wstawaj baw się z nami – obrazy na których były różne postacie które spotkał w swoim życiu mówiły do niego, śmiały się w dziwnych językach.
- Po co to robisz, bo chyba nie dla pieniędzy – jeden głos wyraźnie z niego szydził.
- Przecież i tak nic z Ciebie nie będzie, wykorzystują Cię jak rasę niewolników. Jesteś sam nikt Ci nie pomoże – trzygłowa postać smęciła mu w ucho.
- Machasz mieczem jak baba, pokaż na co Cię stać – głowa Col przymocowana do posągu z Thyton wyśmiewała go. Za chwilę pojawił się Ans ściskający dłoń Imperialnego kapitana.
- Poszło zgodnie z planem generale, zrobiliśmy z niego głupca buaHAHAHAHA – Skoltus nie zdawał sobie sprawy z absurdu sprawy. Postacie pojawiały się chaotycznie i krzyczały wręcz wokół.
- Wykorzystano Cię a teraz zginiesz i nikt Cię nie zapamięta, nikt Cię nie zapamięta nikt KU CHWALE IMPERIUM WSZYTKICH POSTACI NIE PRAWDZIWYCH AHIGMACJA NARODOWEGO ZWIĄzKU NIE JEST … wyślijmy go na balmorre dobrze wiemy że jest to najlepsza planeta na sadzenie roślin szczęścia …
Ocknął się. Zakwasy dały o sobie znać. Wstał z zamiarem odbycia porannej toalety. Ale o czymś gorączkowo myślał. Wszedł pod prysznic i pozwolił aby chłodna woda Coru otuliła go w wilgotny kokon. W głowie słyszał swój głos. „ Zamknął Ambassadorów zaraz po odnalezieniu Col. Zaproponował że zostanie moim mistrzem. Col znaleziono na mojej planecie. Ty cwany kocie, po co chciałeś ją tak znaleźć … „
Gorączkowe myślenie przerwało mu buczenie datapada. Wiadomość była zaszyfrowana. Nadawca nieznany.
Zasnął. Ale nie był to zwykły sen. Był raczej nie….
- Dlaczego śpisz, wstawaj baw się z nami – obrazy na których były różne postacie które spotkał w swoim życiu mówiły do niego, śmiały się w dziwnych językach.
- Po co to robisz, bo chyba nie dla pieniędzy – jeden głos wyraźnie z niego szydził.
- Przecież i tak nic z Ciebie nie będzie, wykorzystują Cię jak rasę niewolników. Jesteś sam nikt Ci nie pomoże – trzygłowa postać smęciła mu w ucho.
- Machasz mieczem jak baba, pokaż na co Cię stać – głowa Col przymocowana do posągu z Thyton wyśmiewała go. Za chwilę pojawił się Ans ściskający dłoń Imperialnego kapitana.
- Poszło zgodnie z planem generale, zrobiliśmy z niego głupca buaHAHAHAHA – Skoltus nie zdawał sobie sprawy z absurdu sprawy. Postacie pojawiały się chaotycznie i krzyczały wręcz wokół.
- Wykorzystano Cię a teraz zginiesz i nikt Cię nie zapamięta, nikt Cię nie zapamięta nikt KU CHWALE IMPERIUM WSZYTKICH POSTACI NIE PRAWDZIWYCH AHIGMACJA NARODOWEGO ZWIĄzKU NIE JEST … wyślijmy go na balmorre dobrze wiemy że jest to najlepsza planeta na sadzenie roślin szczęścia …
Ocknął się. Zakwasy dały o sobie znać. Wstał z zamiarem odbycia porannej toalety. Ale o czymś gorączkowo myślał. Wszedł pod prysznic i pozwolił aby chłodna woda Coru otuliła go w wilgotny kokon. W głowie słyszał swój głos. „ Zamknął Ambassadorów zaraz po odnalezieniu Col. Zaproponował że zostanie moim mistrzem. Col znaleziono na mojej planecie. Ty cwany kocie, po co chciałeś ją tak znaleźć … „
Gorączkowe myślenie przerwało mu buczenie datapada. Wiadomość była zaszyfrowana. Nadawca nieznany.
„ R-16 – WY5C161 5M164C2Y „
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
TATOOINE
„ Kto staje się potworem, zrzuca z siebie ciężar bycia człowiekiem”
Tego dnia na Coru było spokojnie. Śmigacze i małe statki transportowe przeszywały fale wiatru. Z pobliskiej hali targowej dochodziły gwarne głosy a plac przed senatem był pełen sennych postaci. Wszystko zdawało się być ulotne jakieś nieuchwytne. Spokój nie pasował do tego miejsca.
Jednak całą tą galerię sielanki zdeprawowała pewna konwersacja.
- Eghm – stanowcze chrząknięcie wydawało się wręcz rozkazujące. Tuż po jego pojawieniu ktoś nerwowo stanął przy komputerze.
- Co robisz – z cienia wyszedł Cathar w grubej, futrzastej, białej szacie i rękawicach ze skóry tauntan’a. Na te słowa postać przy komputerze ukradkiem wykasowała jakieś współrzędne.
- Nic, sprawdzam systemy nawigacyjne … - Skoltus skłamał. Cathar przyjrzał mu się z uwagą.
- Dobrze, lecę na Hoth, nie będzie mnie przez jakiś czas – Cathar wsiadł do małego statku osobowego. Skoltus podniósł rękę na znak pożegnania, po czym wrócił do wpisywania współrzędnych.
:::
- Tu jednostka „ vincer-k21”, współrzędne R-16, wchodzimy w stratosferę – z radia wybrzmiał komunikat nawigatora.
Skoltus zapiął pas znajdujący się pod oparciem fotela. Nie wiedział co może zyskać, nigdy nie brał udziału w wyścigach ścigaczy. Słyszał co prawda od paru szmuglerów o ryzyku jakie trzeba przyjąć biorąc udział ale nic poza tym. Nie miał nawet samego ścigacza, miał pieniądze ale gdzie do diabła można kupić ścigacz!
Statek wbił się w stratosferę. Miał wylądować w Anchorhead aby nie wzbudzać podejrzeń. Skoltus nie był pewny co przyniesie przyszłość. Potrafił latać całkiem nieźle, i miał na swoim koncie parę wygranych w wyścigach ulicznych. „Ale Tatooine to co innego” pomyślał Skol.
Parę chwil po wejściu w atmosferę statek zaczął lądować. Zaraz po wyjściu z portu młody padawan zrozumiał te wszystkie plotki na temat klimatu Tatooine. Już po paru minutach blada skóra Skoltusa nabrała pomarańczowej barwy. Przenośny, mały komputer który zawsze nosi przy sobie zaczął się zacinać z powodu drobnego piasku unoszonego przez wiatr. Nie wiedział co zrobić, nie wiedział gdzie zacząć.
Anchorhead było spokojną górniczą osadą którą z powodu niewielkich zasobów zbóż zakładane było na nowo. Zaraz po przejęciu go przez korporacje Czerka nabrało urbanistycznego stylu. Nie było jednak czasu na zwiedzanie. Trzeba było zdobyć ścigacz.
- Nie, niczego nie chce – Skoltus odmówił zakupu proponowanych mu owoców. Zrezygnował również kiedy jeden ze sprzedawców wciskał mu zepsutego droida.
Udał się w północną część miasta. Pierwszy raz był na Tatooine ale słyszał że w pewnej dzielnicy w okolicy warsztatów są organizowane wyścigi.
:::
- JAK PODEPNIESZ SPUST TO TARCIE BĘDZIE MNIEJSZE ! i NIE ZATRZESZ TURBINY – młody twilekański mechanik jeszcze przed samym startem dawał Skoltusowi rady.
Wyścig miał się rozpocząć lada chwila. Na starcie stało dwanaście maszyn. Jedne, wymuskane pod sam czubek, inne, tak jak Skoltusa, poskładane na szybko i zasklepione nitami. Już na starcie można było celnie trafić, kto dojedzie do mety a kto nie. Zawodnicy byli przeróżni. Od Coreliańskich szmuglerów, zabraków po … nawet sam Skoltus nie wiedział dokładnie co to za rasa. Nie było to jednak ważne. Odpiął spust i włączył turbiny, „ niech się nagrzeją”, pomyślał. Z głośników nad widownią wydobył się piskliwy głos.
- WITAAM WAS NA PIEERWSZYSCH W TYM SEZOONIE WYŚCIGAAAACH PUSTYNNYCH ! – piskliwy głos należał do małego Rodianina który ledwo dosięgał do mikrofonu.
- JEŻELI ŁAKNIECIE EMOCJI, NIESAMOWITYCH DOZNAŃ, WYPADKÓW I KRWIII … TO DOBRZE TRAFILIŚCIE – Skoltus w międzyczasie sprawdzał systemy.
- JUŻ ZA CHWILĘ ROZPOCZNIE SIĘ WYŚCIG ALE NAJPIERW PROSZĘ O SPRAWDZENIE SWOICH LOTERYJNYCH KUPONÓW –Skoltus nie zwracał uwagi na komentatora ani na przeciwników. Wyciszył umysł, zamknął oczy i starał się uspokoić. Może moc w końcu się na coś przyda.
Nie dało mu to jednak wiele czasu, w trakcie jego medytacji rozległ się sygnał startowy. Wszyscy ruszyli. D’kana nacisnął odruchowo na spust gazu po czym został przyciśnięty do fotela. „ Ale ma odejście” pomyślał, chwycił za stery. Nie tylko on miał szybki sprzęt. Jakaś zamaskowana postać minęła go zwinnie tuż za pierwszym zakrętem. Wiedział że nie ma szans na pierwszą pozycję ale nie chciał też dojechać ostatni.
Po chwili jednak uświadomił sobie coś o czym nigdy by nawet nie pomyślał. Prędkość którą osiągał jego ścigacz była znacznie większa niż śmigacze na Coru. To dawało sporą dawkę adrenaliny ale też … spokój. D’kana nigdy nie był tak spokojny jak teraz, instynktownie wiedział co musi robić. Zakręty ścinać tylko po łukach, w ostrzejsze wchodzić po zewnętrznej. Wyprzedzać po wewnętrznej i to tylko po uprzednim sprawdzeniu ogona. Ścigacz jakby słuchał się padawana wykonując każdy najmniejszy rozkaz. Nie był to najlepszy model. Skoltus sam skręcił go ze złomu który znalazł za garażami w Anchorhead ale jednak coś w nim było, coś co pozwalało mu doganiać innych.
Nie mógł jednak rozmyślać zbyt długo. Wyścig momentalnie nabrał rumieńców. Wjechali w kanion a z góry dało się słyszeć wyki ludzi pustyni. D’kana momentalnie nacisnął na manetkę i wykonał unik aby nie zostać trafionym. Jednak Togrutańczyk który leciał tuż za nim nie miał tyle szczęścia. Po eksplozji, która miała miejsce za plecami Skoltusa nastąpiła druga, wiele ścigaczy przed nim. „ Pech” zadrwił Skol z szyderczym uśmieszkiem.
Wyścig trwał w najlepsze. Młody padawan trzymał się ogona z uwagi na bezpieczeństwo. Dopiero pod koniec, kiedy zostanie niewielu zawodników, podgoni czołówkę aby powalczyć chociaż o ostatnie miejsce podium. Plan był dobry, jednak ścigacz nie miał zamiaru brać w nim udziału. Manetki w jednej chwili odwróciły się w przeciwną stronę skręcając pojazdem ostro w prawo. Wyścig trwał teraz na morzu wydm co stanowiło by nie lada problem gdyby doszło do kolizji. Odległość od najbliższej osady była spora. Bez zapasu wody i banty nie możliwym byłoby się tam dostać.
Dlatego też Skoltus robił co mógł. Starał się siłą przesunąć ster jednak ten nie ustępował. Spróbował odciąć system sterowania w komputerze ale to tylko pogorszyło sytuację. W końcu wpadł na najgorszy pomysł z pośród wszystkich które mógł znaleźć. Uspokoił organizm, zamknął oczy po czym mocą próbował przesunąć ster. „ Nie ma emocji, jest spokój, nie ma …”
:::
Kolejna eksplozja turbiny wybudziła Skola. Stracił przytomność uderzając o kamień na którym opartą miał głowę. Sprawdził czy nie ma w niej pęknięcia, po czym wstał. To co zobaczył sprawiło że prawie się rozbeczał. Ścigacz nad którym pracował dwa dni i dwie noce stał w płomieniach i nie dało się z tym nic zrobić. Skoltus mocą zgarnął sporą część piachu i cisnął nią w pojazd w celu ugaszenia. Na marne. Paliwo zdawało się mieć za nic próby gaśnicze. D’kana upadł na kolana i głośno zawył.
- UUUGHHHH DLACZEGO ZAWSZE JAAAAAAA! – zza jego pleców padłą odpowiedź.
- Może zasłużyłeś – na te słowa zrozpaczony padawan odwrócił się momentalnie. Przed jego osobą stała postać ubrana w szaty Jedi. Przy pasku przypięte miał dwie rękojeści. Spoglądał na Skoltusa ze spokojem godnym mistrza.
- Ktoś ty, kim jesteś, z resztą nie ważne – Skoltus zastanawiał się co na tym pustkowiu robi osoba przypominająca Jedi, ale ważniejszy był teraz ścigacz, musiał go uratować, choćby cząstkę.
- Nie zastanawia Cię fakt co robię na środku pustyni ? – obcy zaczął okrążać Skola.
- Gówno mnie obchodzisz człowieku, mój talent i cenny czas spalają się na moich oczach – Skoltus starał się piachem ugasić pożar, bezskutecznie.
- Stery w takich maszynach czasami się psują, ale z reguły szybko je można odblokować – nieznajomy przystanął i zaczął się uśmiechać. Skoltus usłyszawszy to przestał agonalnie sypać piaskiem.
- Jjak to … ale że skąd … TYYYY! – wszystko było jasne, stery w magiczny sposób „ same” skręciły.
- Kim jesteś, czego chcesz i dlaczego Cię jeszcze nie zabiłem – Skoltus sięgnął po miecz który miał schowany za paskiem.
- Jestem Ki’kitch, chce twojej pomocy i … nie dałbyś rady – obcy odpowiedział z wyższością w głosie.
Skoltus obejrzał się dookoła. Gdzieś musi być jakiś środek transportu, przecież ten wariat nie przybiegł tu na piechotę.
- Nic tam nie ma – Ki’kitch jakby czytał w myślch.
- Jesteś Jedi … ale zaraz, po co ty, czego chcesz, to przez to że opuściłem Coru bez pozwolenia ?Przysłali Cię? Stary trzeba z czegoś żyć, to była okazją, podzielę się z Tobą – Skoltus był coraz bardziej przerażony, nie mógł opuszczać wewnętrznych rubieży bez pozwolenia Mistrza.
- Ahhh Skoltus … cały Skotus, przekupny, fałszywy i chaotyczny – Jedi zadrwił z padawana, zaczął się przechadzać.
- Otrzymałeś moją wiadomość bo chciałem się z Tobą spotkać – Skoltus oniemiał na te słowa.
- Wiadomość ? Jaką …? – Skol przypomniał sobie zaszyfrowaną wiadomość z datapada.
- Tak, dokładnie tą – Ki’kitch wskazał na głowę padawana uśmiechając się.
- Ale po co, nie wystarczyło mi się po prostu przedstawić ? Musiałeś od razu rozwalać mój ścigacz, i jak niby wrócę teraz do domu – Skoltus schował twarz w dłoniach.
- Spokojnie, wrócisz ale najpierw coś mi obiecasz – Ki’kitch podszedł do padawana.
- Znasz Anssarasa, Jedi który powrócił do Zakonu, twój przyjaciel i miejmy nadzieję przyszły mistrz będzie skrzętnie obserwowany, każdy jego ruch, każdy jego gest i słowo będą przekazywane mi, rozumiesz ? – Skoltus powoli składał wszystko w całość.
- Chcesz żebym go szpiegował ? Ale po co, fakt narozrabiał w przeszłości ale to było dawno temu – Skoltus schował miecz w rękaw.
- Powiedzmy … że jest mi potrzebny, Ty również, dlatego będziesz go obserwować – Ki’kitch stanął na wprost.
- A co jeśli odmówię, chcesz żebym szpiegował kogoś kto jako pierwszy wyciągnął pomocną dłoń kiedy byłem sam, kogoś kto zaczął mnie NAPRAWDĘ nauczać, kogoś …
- MILCZ ! – twarz Jedi momentalnie zmieniła się po tym napadzie gniewu. Jego cera pobladła a oczodoły poczerniały, oczy zaś zaszkliły się najszczerszą czerwienią.
- JEŻELI NIE WYKONASZ MOJEGO ROZKAZU TO ZGINIESZ, TERAZ, TUTAJ. PIASKI MORZA WYDM STRAWIĄ TWOJE CIAŁ I NIKT PO TOBIE NIE ZAPŁACZE – Skoltus przyszykował się na najgorsze.
Nie czekał nawet na sygnał. Zaatakował z pełną siłą i … gniewem którego Jedi tak próbują się wyzbyć. Jedi który okazał się być Sithem momentalnie odparował atak młodego padawana błyskawicami. Skoltus opadł na ziemię cały dygocąc.
- Zrobisz to jeszcze raz, a naprawdę zginiesz – Sith potarł nadgarstki.
- Cco bbedę z tego miiał – Skoltus nadal leżał dygocąc.
- Głuchy jesteś ? Daruję Ci życie gówniarzu – Sith zaśmiał się na głos.
- Może i tak, ale co mi po moim życiu, i tak nie miało sensu już przy narodzinach – Skoltus wstał plując krwią.
- Hmmm … fakt, z taką motywacją nic nie zdziałasz – Sith przyjrzał się padawanowi – zatem, czego chcesz. Kredytów ?
- Kredyty można zawsze zdobyć, w ten czy inny sposób – Skoltus uśmiechnął się boleśnie.
- Ale jest coś czego nie kupisz nawet na bazarze u Jaw – Skoltus potarł kark i spojrzał na zaintrygowanego Sitha.
- Czego więc chcesz – zapytał Ki’kitch.
- OOO ja nie wiem, sam mi powiedz … niech zgadnę, jest duże, błyszczące, jest na pewno za szybką, pilnie strzeżone i znajduje się … na Korribanie – Skoltus spojrzał na Sitha który momentalnie się uśmiechnął.
- Patrzcie no, podrzędnego padawana ciągnie do ciemnej strony, no no, może jeszcze kiedyś staniemy ramię w ramię – Sith zaczął żartować. Skoltus zaśmiał się po wysłuchaniu tych słów.
- Nie … po co wybierać strony kiedy możesz mieć obie – w oku Skoltusa dało się zobaczyć błysk.
- Hmmmmm, ktoś Ci to musiał zaszczepić młody – Sith badał myśli młodego padawana.
- On? On mi tylko pokazał kierunek … Ja! Wybuduję tam drogę, i ani Sith, ani Jedi nie będą nic do tego mieli – Skoltus aktywował nadajnik w swoim przenośnym komputerze.
- Niech będzie … odezwę się jeszcze – Sith zagwizdał a po chwili zza wydmy wybiegła banta na którą wsiadł – tylko pamiętaj, żadnych sztuczek.
Skoltus spoglądał na Sitha który z każdą chwilą się oddalał. Oj nie będzie żadnych sztuczek oj niee. Będzie szwindel, konkretny szwindel godny Hutta czy pirata gwiezdnego. Trzeba to tylko dobrze rozegrać.
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Nie Maj 22, 2016 5:07 pm, w całości zmieniany 2 razy
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
MISTRZ
D’kana zaraz po wyjściu z lądownika zaczerpnął świeżego powietrza planety Thyton. Oooo tak, ten zapach przynosi na myśl wiele wspomnień. Jego pierwsze miecze które konstruował, pierwsze przedmioty które przeniósł za pomocą mocy, pierwsze treningi. „ Chciałbym żeby było tak łatwo jak kiedyś” pomyślał padawan.
Wszedł właśnie do głównego holu Akademii. Posągi stały tam gdzie kiedyś, ogromny holocron lewitował pod sufitem. Dookoła pełno było adeptów, padawanów i ich mistrzów. Wszyscy tacy jacyś szczęśliwi, beztroscy. Niech tylko poczekają, podrosną to życie ich doświadczy.
Skoltus wrócił na Thyton z jednego powodu. Ostatnio sporo się wydarzyło. No, może nie tak sporo, ale było dość intensywnie jeżeli chodzi o sferę „ ryzykowania życia”. Musiał pomyśleć, a najlepiej myślało mu się …
- D’kana ! – ktoś z tłumu wywrzeszczał wręcz jego imię. Mały rodianin Timo, przyjaciel Skoltusa i jak się zaraz okaże od nie dawna padawan biegł w stone Skoltusa.
- Do tryliona gundarków, Timo !– Skoltus pierwszy raz od kilku miesięcy uśmiechnął się szczerze – dobrze Cię widzieć, co słychać ?
U Tima sporo było słychać, oj sporo. Urósł, to na pewno. Nabrał kształtów młodzieńczych a u jego boku wisiała rękojeść miecza. Był padawanem.
- AAA wiesz … jak to mawiał mój stary kumpel który wyjechał jakiś czas temu … beznadziejnie ale stabilnie – Timo zaśmiał się. Skoltusowi zszedł uśmiech z twarzy, doskonale pamiętał dlaczego musiał opuścić Thyton.
- Ale co Ty tu robisz? Słyszałem że jesteś w jakimś tajnym stowarzyszeniu chroniącym republikę – Timo ściszył głos. Skoltus zbadał wzrokiem wyraz twarzy małego rodianina.
- Hmmm … Ja? Dobrze mnie znasz, ja się w takie rzeczy nie bawię – Skoltus odwrócił się na pięcie po czym wznowił spacer w wyznaczonym kierunku.
- Nie ze mną te numery Skoltusie D’kana, znam Cię za długo żeby znów wierzyć w twoje bajki … wiedziałem że wrócisz! – Timo wręcz wykrzyczał to zdanie do oddalającego się już padawana.
Skoltus uśmiechnął się w duchu. Pamiętał Tima jak tu przyjechał. Mały, niezbyt urodziwy, trochę niezdarny Rodianin był przerażony kiedy wszedł do świątyni. Od razu przykuł uwagę Skoltusa który uznał że temu malcowi można zaufać.
Blady padawan mijał właśnie pola treningowe na których to miał pierwsze zajęcia z padawanką Col. Doszedł do mostku na którym stało dwóch gwardzistów, nie zatrzymali go. Powoli lecz nieustępliwie zaczął się wspinać na wzniesienie za którym widać było wodospad. Tam właśnie zmierzał. Starał się nie myśleć nad tym co ostatnio się wydarzyło, chciał zostawić te kontenplacje na odpowiednią chwilę w której będzie mógł medytować. Znał jedno miejsce, ustronna jaskinia tuż za wodospadem. Nikt jej nie znał, nikt tam nie chodził, nikt oprócz Skoltusa. Jako adept, kiedy miał jakiś problem, szedł właśnie tam. Mógł tam myśleć, uspokoić się, czasami nawet potrenować z daleka od z góry oceniających wszystko oczu mistrzów i innych padawanów. Tak to było świetne miejsce, spokojne miejsce, jego miejsc …
- Ans ? – Skoltus stanął jak wryty. Jego oczom ukazał się Jedi którego dobrze znał. Jedi którego nie chciał teraz widzieć.
- Zdziwiony ? – Ans był jakiś inny. Miał na sobie białą szatę z tuniką. Bardzo elegancką. Podwójny miecz ale krótszy niż standardowe i … nosił się jakoś inaczej. Stał wyprostowany z głową uniesioną wysoko … trochę zbyt godnie jak na Cathara. Pomimo swojego niskiego wzrostu sprawiał wrażenie nie tyle silniejszego niż zwykle co bardziej doświadczonego, mądrzejszego.
- Nie .. tylko myślałem … – Skoltus nie wiedział co powiedzieć.
- Że nikt nie zna tego miejsca – Ans dokończył jakby czytając w myślach.
Skoltus nie wiedział co robić. Przyszedł tu szukać odpowiedzi a tym czasem musiał podjąć decyzję natychmiast. Nie było rady, trzeba było wszystko opowiedzieć.
- Ans ja … chciałem Ci o czymś opowiedzieć – Skoltus złapał się za kark. Jedi nic nie odpowiedział, cały czas patrzył spokojnie w dal, na świątynie.
- Kiedy parę dni temu leciałeś na Hoth … wydarzyło się coś czego nie mogłem przewidzieć – padawan zaczął monolog. Jedi słuchał w ciszy.
- Poleciałem na Tatooine … dostałem wiadomość o wyścigach, użyto w niej szyfru, takiego jakiego używają szmuglerzy więc nic nie wydało mi się podejrzane, ale … - Skoltus starał się przejść do sedna, irytowało go zachowanie Jedi. Chciał aby mu przerwano.
- To była pułapka, jakiś walnięty Sith ze sterował mocą mój ścigacz, rozbiłem się a potem … - Skoltus zastanawia się czy kontynuować, cisza jaka ich otacza daje mu przyzwolenie.
- Na początku zgrywał ważniaka, że niby Jedi, że niby ma dla mnie misję nadaną przez senat ale potem … - Skoltus przerwał na słowa Ansa.
-… okazało się że to Sith – Jedi jakby wiedział co się stało na pustyni. D’kana zignorował to.
- Powiedział mi że mam Cię śledzić, od razu odmówiłem ale on mnie torturował … zrozum – Skoltus opuścił głowę w skrusze. Po dłuższej chwili milczenia Jedi wręcz bezgłośnie zapytał.
- Przedstawił się ?
- Nie … znaczy tak, Kitach, kiltach ? – Skoltus próbował sobie przypomnieć imię Sitha który go pokonał. Jedi go uprzedził.
- Ki’kitch …
- Ja … tak skąd wiesz? – Skoltus stał jak oniemiały.
- Nie ważne, myliłem się co do Ciebie D’kana, nie trzeba czytać w myślach żeby wiedzieć jak skończyło się wasze spotkanie … jeżeli odmówisz Sithowi, zginiesz, a Ty stoisz przede mną cały i zdrowy – Ans stanął nad krawędzią – i tak masz szczęście że żyjesz, Ki’kitch to bydle bez sumienia, a co do twojego zachowania, omówię je z mistrzem Sallarosem.
- Wiem przepraszam, ja … ale zrozum, jestem dopiero padawanem a … - Jedi nie dał dokończyć padawanowi.
- Za chwilę jesteśmy umówieni w bibliotece … muszę Ci kogoś przedstawić – po tych słowach Anssaras zeskoczył z klifu zostawiając tam samego Skoltusa który się … uśmiechał ?
Tak, wszystko szło zgodnie z planem.
:::
- Więc ? – Mistrz Gaemaliela zadał pytanie w stronę Jedi.
Stali w bibliotece Akademii. Nie była zatłoczona ale nie była też pusta. W około plątało się sporo młodzików gmerających w cyfrowych zapiskach Jedi. Jedni uczyli się przykładnie, inni dokazywali a jeszcze inni … ciekawi byli obecności mistrza, rycerza i padawana.
- Skoltus przy moim boku nauczył się więcej niż kiedykolwiek, skonstruował już swój miecz, poznał podstawowe tajniki Mocy. Kodeks zna na pamięć a … - Jedi Anssaras nie dokończył. Przerwał mu Mistrz Gaemaliela.
- Anssarasie, nie pytam się Ciebie czego nauczyłeś tego młodego padawana. Moje pytanie odnosi się do waszych relacji – Mistrz zaczął przechadzać się wokoło stołu z dokazującymi młodzikami – czy nie czujecie się skrępowani w swojej obecności, czy możecie razem pracować i najważniejsze … czy możecie sobie zaufać.
Na te słowa D’kana rozwarł oczy jeszcze szerzej. No właśnie, czy może zaufać Catharowi który zaatakował Hei’lang, czy rzeczony tu Cathar może zaufać Skoltusowi który od jakiegoś czasu knuje …
- Tak – odpowiedź twierdząca Anssarasa była stanowcza jak fundamenty świątyni na Coru.
- Hmmmm … może pozwólmy wypowiedzieć się padawanowi … Skoltus, tak ? – Mistrz Geamaliela zwrócił się w tym momencie do Skoltusa. Ten nie wiedział co odpowiedzieć, szukał pomocy u Cathara, Ans jednak patrzył stale w jeden punkt. Nie był to jego pomysł, właściwie myślał czasami jak by to było gdyby Ans go nauczał, fakt. Spędzał z nim wiele czasu, sporo się nauczył i tyle co zwiedził przez ten czas … to jego, ale czy na pewno tego chciał. Cóż, w każdym bądź razie nie była to przemyślana decyzja.
PS : Dzięki Ansa Pansa i Geamaliela ( kogokolwiek alt to jest ) za udział w RP Niech wam moc w credytach wynagrodzi
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Niepokorny
WEZWANIE
Skol odwrócił się od nowopoznanych padawanek, machając Maginii i Boobeck na pożegnanie skierował się do wyjścia. Kuśtykając zmierzał w stronę centrum medycznego. Właśnie dostał łomot od czternastolatki, no prawie … uratowało go małe oszustwo które wykorzystał w walce. Cóż, trzeba sobie jakoś radzić. Pocieszała go tylko myśl która zdawała się zadawać pytanie, co by było gdyby nie spadł na wentylatory tylko w przepaść. Cóż pewnie zesłano by je na Belsavis. Skoltus zaśmiał się cicho, w jego śmiechu dało się wyczuć nutkę obłąkania. Tak, to była dobra lekcja pokory.
:::
- OBIEKT LECZENIA – D’KANA SKOLTUS – UBYTKI W ZDROWIU FIZYCZNYM – PĘKNIĘTA KOŚĆ PODUDZIA, LICZNE OBICIA BARKU – droid medyczny wysnuł diagnozę. Do poturbowanego padawan podeszła coreliańska pielęgniarka.
- Proszę to przyjąć, to wzmocni Pańską tkankę – pielęgniarka wstrzyknęła zielony płyn w żyły Skoltusa bacznie mu się przyglądając – jeśli można wiedzieć, co Pana tak urządziło? Nie wychodził Pan raczej z kwatery.
- Dzieciak, załatwiła mnie czternastoletnia dziewczynka, ale jak. Trzeba to było widzieć. Jakie ruchy, niby skoordynowane, niby faliste a jednak dzikie. Nic dziwnego, połowę życia dzierżyła w dłoni miecz treningowy. Jak bym się od jedenastu lat uczył na Jedi to zostałbym …
Ale nikt nie dowiedział się kim zostałby Skoltus. Nie dokończył zdania. Zasnął.
Obudziły go głosy.
- Pamiętaj tylko o naszym planie, pamiętasz ? – jeden głos wydawał się fałszywy.
- Tak, tak, tak, tak, tak najpierw robimy mętlik w głowie tego Sitha a potem w głowie Jedi – kolejny głos wydawał się chaotyczny.
- A potem, a potem dostajemy nagrodę, nie, dwie nagrody albo … - wyrywał się trzeci głos, bardzo chciwy.
- Możesz sobie nawet wziąć dziesięć, wykiwaliśmy właśnie dwie zżarte ze sobą strony, oszukaliśmy dzień i noc a najlepsze jest to że nikt oprócz nas o tym nie wie, nikt – czwarty głos był głosem stoickim, eleganckim z lekką nutą obłąkania.
- Ale co jak kotek zacznie czytać, on umie czytać, wie wszystko – fałsz frasował się niepojęcie.
- Tak, może stanowić problem, ale od tego mamy kogoś specjalnego, prawda ? – obłąkany głos zachęcił kogoś do ujawnienia się.
I wtem pojawił się piąty głos, niemy i głuchy na wszelkie prośby. Z nieubłaganym szerokim uśmiechem wpatrywał się w swoją ofiarę nie zostawiając weń chwili wytchnienia. Nie mówił, nie poruszał się, tylko się uśmiechał, sztucznie, a właściwie wykrzywiał usta w kwaśnym grymasie bo cała reszta jego twarzy była chłodna, kalkulująca.
- Absurd, absurd taak z nim mamy szanse, mamy szanse – chaos podskakiwał z dzikiej radości.
Pięć mar. Pięć elementów. Pięć głosów harcowało sobie w głowie padawana. Nie mógł nad nimi zapanować. Lamenty w głowie padawana przerwała wibracja datapada. Koniec wiadomości był zaszyfrowany … było to wezwanie od generała Kamza Gelu.
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach