hobo
Strona 1 z 1
hobo
[img][/img]
[/size]
Był środek nocy. Mogło by się zdawać że każda szanująca swe zdrowie osoba wypoczywa o tej porze w swym ciepłym łóżku zbierając siły na kolejny dzień. Nie tu. Coruscant szczególnie w nocy tętniło życiem. Sektory handlowe były przepełnione wolno sunącymi humanoidalnymi postaciami szukającymi tanich produktów. Bary czy puby w bocznych uliczkach były pełne ludzi. Na ulicach można było spotkać sporo szumowin, prostytutek czy po prostu gangsterów.
Na wszystko to, ze sporej wysokości spoglądała skulona zakapturzona postać, kucająca na krawędzi dachu jednego z centrów handlowych. Przypominała teraz bardziej gzyms niż człowieka. Nie zwracała uwagi na chłód czy drobną mżawkę. Wyraźnie czegoś szukała w tłumie.
W oddali dało się słyszeć krzyk. Zakapturzona postać podniosła głowę a spod kaptura wydobył się krótki błysk jasnych oczu. Po tym, jak krzyk ustał, gzymso podobna postać zeskoczyła na chodnik. Nie mógł być to normalny człowiek, nikt nie przeżył by skoku z takiej wysokości.
Wpadła między ludzi którzy natychmiast rozstąpili się w około. Co poniektórzy spoglądali na postać której twarzy nie można było dostrzec, reszta patrzyła w górę próbując zrozumieć skąd do diabła wziął się ten delikwent. Osobnik ruszył z wolna wtapiając się w tłum, dolną połowę twarzy zakrył szarą chustą po czym nie zwracając uwagi na gapiących się w niego ludzi zniknął między nimi.
Mijał kolejne banery, witryny sklepowe i ekrany na których wyświetlane były reklamy. W pewnym jednak momencie na jednym z ekranów wyświetlono komunikat policyjny. Obok najistotniejszych informacji ujrzeć można było zdjęcia, na jednym z nich była podobizna mężczyzny. Blada twarz z ledwo widocznymi trzema bliznami, czerwone dredy i białe tęczówki.
- O właśnie … słyszał Pan o tym – jeden z pijaków spoglądał na ekran i zwracał się do swojego kompana – mówili o tym dziś rano, niby Jedi, niby strzegą pokoju a rękę podnieśli na władze – pijak czknął po czym przechylił butelkę.
Skoltus, bo tak miała na imię zakapturzona postać, aż zagotował się w środku. Doskonale słyszał nagraną wypowiedź „ senatora” który nie manipulował już tylko swoimi wyborcami, miał w garści całe Coruscant.
Skol skierował swe szybkie kroki w boczną uliczkę. Nie chciał wpaść w ręce władz, nie teraz. Musiał czym prędzej wydostać się z tego metalowego dołka, a co najważniejsze, musiał wybrać neutralną planetę na której będzie mógł spokojnie przeczekać całą „ burzę”.
W głowie Skoltusa dało się słyszeć teraz trzy argumentujące się głosy.
- … nie przeczekać, nie ma na co czekać, musimy zebrać siły, trenować a jak już będziemy gotowi, to ubijemy tego skurwysyna, zrobimy mu z dupy drugą wielką schizmę – jeden z głosów zawodził szaleńczo.
- … nie ma co ryzykować, nawet Sallaros mu nie dał rady, to będzie trwało lata zanim będziesz w stanie mu stawić czoła … - drugi głos był bardziej rozsądny, po chwili pojawił się cichy, syczący głos, najbardziej irytujący ze wszystkich.
- … czy tylko ja widzę że to doskonała okazja aby trochę zarobić ? Nikt nam nie patrzy na ręce, nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, nikt nam nie będzie wydawał rozkazów … - trzeci głos ucichł po swoim wywodzie.
Z tym jednym Skoltus musiał się zgodzić. Choć sprawy nabrały niepomyślnego obrotu to pierwszy raz od dłuższego czasu … był wolny. Nie będzie cieni które mogą go wyśledzić, nie będzie członków Tarczy którzy mogą go wezwać o każdej porze dnia czy nocy, nie będzie Ansarrasa który bacznie obserwował każdy jego krok.
Z szeregu przemyśleń Skoltusa wyrwał pisk dochodzący z jednej z uliczek. Bardziej z ciekawości niż z chęci pomocy skierował tam swoje kroki. To odróżniało go od innych padawanów, pomaganie było mu obojętne, wolał karać osoby pozwalające sobie na nieprawość, to go satysfakcjonowało.
- Teraz się zabawimy Paniusiu – nieco grubawy człowiek złapał w pasie chudą wręcz zabraczkę. Za jego plecami stało jeszcze dwóch innych zbirów, twilek i rodianin. Oboje trzymali krótkie noże.
- Pokaż co tam masz – człowiek zaczął zdzierać bluzkę z przerażonej zabraczki. Na ten widok na chuście zasłaniającej dolną część twarzy Skoltusa można było dostrzec małe łukowe wygięcie. Oczy mu zapłonęły.
- Hej, zmiataj stąd koleś – krzyknął twilek zauważywszy padawana. Skoltus nawet się nie odezwał. Nie potrafił nigdy się odszczeknąć. Wolał działać.
Bez namysłu, nie używając nawet miecza. Przebił mocą klatkę piersiową człowieka dobierającego się do dziewczyny. Na ten widok jego kompani zaczęli uciekać. Skoltus skupił w sobie moc po czym złapał za gardło Rodianina i wyrwał mu mocą dolne kończyny. Ten zawył z bólu po czym stracił przytomność. Twileka zostawił sobie na koniec, poczekał aż grubas odbiegnie parę kroków po czym uderzył w niego wielką bańką mocy z której wydobyły się ledwo widoczne wyładowania. Twilekiem miotnęło prosto w ścianę, tępe gruchnięcie oznaczało złamany kręgosłup. Bardziej od członków bandy przerażona była zabraaczka która nie wiedziała czy podziękować czy uciekać. Skoltus miał to gdzieś, dostał to czego chciał, a chciał wyładować swoją frustrację zrodzoną przez ostatnie niepowodzenia. Odwrócił się po czym odszedł, trochę zaniepokojony bo sam zauważył te ledwo widoczne wyładowania.
[/size]
Był środek nocy. Mogło by się zdawać że każda szanująca swe zdrowie osoba wypoczywa o tej porze w swym ciepłym łóżku zbierając siły na kolejny dzień. Nie tu. Coruscant szczególnie w nocy tętniło życiem. Sektory handlowe były przepełnione wolno sunącymi humanoidalnymi postaciami szukającymi tanich produktów. Bary czy puby w bocznych uliczkach były pełne ludzi. Na ulicach można było spotkać sporo szumowin, prostytutek czy po prostu gangsterów.
Na wszystko to, ze sporej wysokości spoglądała skulona zakapturzona postać, kucająca na krawędzi dachu jednego z centrów handlowych. Przypominała teraz bardziej gzyms niż człowieka. Nie zwracała uwagi na chłód czy drobną mżawkę. Wyraźnie czegoś szukała w tłumie.
W oddali dało się słyszeć krzyk. Zakapturzona postać podniosła głowę a spod kaptura wydobył się krótki błysk jasnych oczu. Po tym, jak krzyk ustał, gzymso podobna postać zeskoczyła na chodnik. Nie mógł być to normalny człowiek, nikt nie przeżył by skoku z takiej wysokości.
Wpadła między ludzi którzy natychmiast rozstąpili się w około. Co poniektórzy spoglądali na postać której twarzy nie można było dostrzec, reszta patrzyła w górę próbując zrozumieć skąd do diabła wziął się ten delikwent. Osobnik ruszył z wolna wtapiając się w tłum, dolną połowę twarzy zakrył szarą chustą po czym nie zwracając uwagi na gapiących się w niego ludzi zniknął między nimi.
Mijał kolejne banery, witryny sklepowe i ekrany na których wyświetlane były reklamy. W pewnym jednak momencie na jednym z ekranów wyświetlono komunikat policyjny. Obok najistotniejszych informacji ujrzeć można było zdjęcia, na jednym z nich była podobizna mężczyzny. Blada twarz z ledwo widocznymi trzema bliznami, czerwone dredy i białe tęczówki.
- O właśnie … słyszał Pan o tym – jeden z pijaków spoglądał na ekran i zwracał się do swojego kompana – mówili o tym dziś rano, niby Jedi, niby strzegą pokoju a rękę podnieśli na władze – pijak czknął po czym przechylił butelkę.
Skoltus, bo tak miała na imię zakapturzona postać, aż zagotował się w środku. Doskonale słyszał nagraną wypowiedź „ senatora” który nie manipulował już tylko swoimi wyborcami, miał w garści całe Coruscant.
Skol skierował swe szybkie kroki w boczną uliczkę. Nie chciał wpaść w ręce władz, nie teraz. Musiał czym prędzej wydostać się z tego metalowego dołka, a co najważniejsze, musiał wybrać neutralną planetę na której będzie mógł spokojnie przeczekać całą „ burzę”.
W głowie Skoltusa dało się słyszeć teraz trzy argumentujące się głosy.
- … nie przeczekać, nie ma na co czekać, musimy zebrać siły, trenować a jak już będziemy gotowi, to ubijemy tego skurwysyna, zrobimy mu z dupy drugą wielką schizmę – jeden z głosów zawodził szaleńczo.
- … nie ma co ryzykować, nawet Sallaros mu nie dał rady, to będzie trwało lata zanim będziesz w stanie mu stawić czoła … - drugi głos był bardziej rozsądny, po chwili pojawił się cichy, syczący głos, najbardziej irytujący ze wszystkich.
- … czy tylko ja widzę że to doskonała okazja aby trochę zarobić ? Nikt nam nie patrzy na ręce, nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, nikt nam nie będzie wydawał rozkazów … - trzeci głos ucichł po swoim wywodzie.
Z tym jednym Skoltus musiał się zgodzić. Choć sprawy nabrały niepomyślnego obrotu to pierwszy raz od dłuższego czasu … był wolny. Nie będzie cieni które mogą go wyśledzić, nie będzie członków Tarczy którzy mogą go wezwać o każdej porze dnia czy nocy, nie będzie Ansarrasa który bacznie obserwował każdy jego krok.
Z szeregu przemyśleń Skoltusa wyrwał pisk dochodzący z jednej z uliczek. Bardziej z ciekawości niż z chęci pomocy skierował tam swoje kroki. To odróżniało go od innych padawanów, pomaganie było mu obojętne, wolał karać osoby pozwalające sobie na nieprawość, to go satysfakcjonowało.
- Teraz się zabawimy Paniusiu – nieco grubawy człowiek złapał w pasie chudą wręcz zabraczkę. Za jego plecami stało jeszcze dwóch innych zbirów, twilek i rodianin. Oboje trzymali krótkie noże.
- Pokaż co tam masz – człowiek zaczął zdzierać bluzkę z przerażonej zabraczki. Na ten widok na chuście zasłaniającej dolną część twarzy Skoltusa można było dostrzec małe łukowe wygięcie. Oczy mu zapłonęły.
- Hej, zmiataj stąd koleś – krzyknął twilek zauważywszy padawana. Skoltus nawet się nie odezwał. Nie potrafił nigdy się odszczeknąć. Wolał działać.
Bez namysłu, nie używając nawet miecza. Przebił mocą klatkę piersiową człowieka dobierającego się do dziewczyny. Na ten widok jego kompani zaczęli uciekać. Skoltus skupił w sobie moc po czym złapał za gardło Rodianina i wyrwał mu mocą dolne kończyny. Ten zawył z bólu po czym stracił przytomność. Twileka zostawił sobie na koniec, poczekał aż grubas odbiegnie parę kroków po czym uderzył w niego wielką bańką mocy z której wydobyły się ledwo widoczne wyładowania. Twilekiem miotnęło prosto w ścianę, tępe gruchnięcie oznaczało złamany kręgosłup. Bardziej od członków bandy przerażona była zabraaczka która nie wiedziała czy podziękować czy uciekać. Skoltus miał to gdzieś, dostał to czego chciał, a chciał wyładować swoją frustrację zrodzoną przez ostatnie niepowodzenia. Odwrócił się po czym odszedł, trochę zaniepokojony bo sam zauważył te ledwo widoczne wyładowania.
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Nie Maj 22, 2016 5:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: hobo
Skoltusa D’kane obudziło bolesne kopnięcie w brzuch. Z bólu zwinął się w kłębek i zasyczał. Dopiero po chwili spostrzegł że stoi nad nim rosły strażnik który był sprawcą jego chwilowej udręki.
- Wstawaj śmieciu! – warknął strażnik po czym odwrócił się do pilota.
Skoltus wstał. Pomijając mocny ból brzucha spowodowany silnym kopnięciem można było rzec że młody padawan w ostatnim czasie nie odczuwa nic oprócz nieustającego bólu. Całe ciało pokrywały ogromne krwiaki, jedno oko nabrało różowawej barwy z powodu przekrwienia, na lewym policzku widniało głębokie rozcięcie, a obie dłonie, skute w kajdany, napuchły i wydawać by się mogło że jedna z rąk wypadła ze stawu.
Skoltus odkaszlnął, a razem ze śliną z jego ust wydostała się również krew. Tępy ból w barku sprawił że zaraz po wątłej próbie wstania osunął się na podłogę.
„ Cóż, bywałeś w lepszej kondycji”, jeden z głosów w głowie padawana stwierdził współczując.
- Baza tu lot detox-i2 zbliżamy się do współrzędnych K-18, sektor Anoat – pilot znudzonym głosem zawiadomił bazę przez radio.
D’kana pierwszy raz w życiu słyszał o takim sektorze, nie mówiąc już że kompletnie nie miał pojęcia co to za współrzędne. Od chwili aresztowania nie miał z nikim kontaktu, dosłownie zgarnięto go z ulicy, odebrano rzeczy osobiste w tym miecz, pobito go i zamknięto w areszcie w którym co jakiś czas odbywały się iście zabawowe tortury. Za każdą próbę obrony własnej rażony był prądem do nieprzytomności, zrozumiał że musi to zwyczajnie przeczekać.
Zastanawiał się co z innymi, co z mistrzem Jan’yse, gdzie trafi kiedy go aresztują. Co porabia teraz Kiiritto, i jak przebiega resocjalizacja na Thyton. Skoltus starał się myśleć o czymkolwiek aby odwrócić swoją uwagę od bólu fizycznego i głodu.
- Podchodzimy – zakomunikował pilot.
- … i żebyś nie ważył się podchodzić do naszych obozów, detektory ruchu od razu nas o tym powiadomią a uwierz mi, my nie szczędzimy amunicji – jakiś żołnierz straszył obolałego padawana – no, to chyba wszystko … witamy w piekle … - dodając to uśmiechnął się paskudnie.
Skoltus pocierając dopiero co uwolnione nadgarstki pokuśtykał w stronę wyjścia z bazy. Z każdym krokiem czuł narastający chłód, większy niż na jego rodzimej planecie. Osoby które mijał, głownie wojskowi, ubrani byli niezwykle grubo. Zaczął mieć złe przeczucia które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej realne.
Po dojściu do bramy jakiś strażnik odblokował zamek. Grodzie rozwarły się, pierwsza smuga jasnego światła oślepiła Skoltusa przyzwyczajonego do ciemności. Chłód który go otulił nie miał nic wspólnego z chłodem który Skol pamiętał z Mygeeto. Jego oczom ukazał się niesamowity ale zarazem przerażający widok.
„ Mogłem wziąć kurtkę” – pomyślał, po czym ruszył. Byle dalej od wspaniałej Republiki.
[img][/img]
- Wstawaj śmieciu! – warknął strażnik po czym odwrócił się do pilota.
Skoltus wstał. Pomijając mocny ból brzucha spowodowany silnym kopnięciem można było rzec że młody padawan w ostatnim czasie nie odczuwa nic oprócz nieustającego bólu. Całe ciało pokrywały ogromne krwiaki, jedno oko nabrało różowawej barwy z powodu przekrwienia, na lewym policzku widniało głębokie rozcięcie, a obie dłonie, skute w kajdany, napuchły i wydawać by się mogło że jedna z rąk wypadła ze stawu.
Skoltus odkaszlnął, a razem ze śliną z jego ust wydostała się również krew. Tępy ból w barku sprawił że zaraz po wątłej próbie wstania osunął się na podłogę.
„ Cóż, bywałeś w lepszej kondycji”, jeden z głosów w głowie padawana stwierdził współczując.
- Baza tu lot detox-i2 zbliżamy się do współrzędnych K-18, sektor Anoat – pilot znudzonym głosem zawiadomił bazę przez radio.
D’kana pierwszy raz w życiu słyszał o takim sektorze, nie mówiąc już że kompletnie nie miał pojęcia co to za współrzędne. Od chwili aresztowania nie miał z nikim kontaktu, dosłownie zgarnięto go z ulicy, odebrano rzeczy osobiste w tym miecz, pobito go i zamknięto w areszcie w którym co jakiś czas odbywały się iście zabawowe tortury. Za każdą próbę obrony własnej rażony był prądem do nieprzytomności, zrozumiał że musi to zwyczajnie przeczekać.
Zastanawiał się co z innymi, co z mistrzem Jan’yse, gdzie trafi kiedy go aresztują. Co porabia teraz Kiiritto, i jak przebiega resocjalizacja na Thyton. Skoltus starał się myśleć o czymkolwiek aby odwrócić swoją uwagę od bólu fizycznego i głodu.
- Podchodzimy – zakomunikował pilot.
:::
- … i żebyś nie ważył się podchodzić do naszych obozów, detektory ruchu od razu nas o tym powiadomią a uwierz mi, my nie szczędzimy amunicji – jakiś żołnierz straszył obolałego padawana – no, to chyba wszystko … witamy w piekle … - dodając to uśmiechnął się paskudnie.
Skoltus pocierając dopiero co uwolnione nadgarstki pokuśtykał w stronę wyjścia z bazy. Z każdym krokiem czuł narastający chłód, większy niż na jego rodzimej planecie. Osoby które mijał, głownie wojskowi, ubrani byli niezwykle grubo. Zaczął mieć złe przeczucia które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej realne.
Po dojściu do bramy jakiś strażnik odblokował zamek. Grodzie rozwarły się, pierwsza smuga jasnego światła oślepiła Skoltusa przyzwyczajonego do ciemności. Chłód który go otulił nie miał nic wspólnego z chłodem który Skol pamiętał z Mygeeto. Jego oczom ukazał się niesamowity ale zarazem przerażający widok.
„ Mogłem wziąć kurtkę” – pomyślał, po czym ruszył. Byle dalej od wspaniałej Republiki.
[img][/img]
Ostatnio zmieniony przez Skoltus dnia Nie Maj 22, 2016 5:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: hobo
Jedi w bieli
Zamieć. Słowo które symbolizuje aurę pogodową. Słowo które na Hoth nie jest nikomu obce. Słowo które w wielu umysłach sieje zamęt. Boją się jej nawet mało rozumne zwierzęta. Boją się jej nawet najbardziej bitni mieszkańcy galaktyki. Z każdym wygrasz, ale nie z pogodą, mawiają mędrcy.
Jednak ktoś miał za nic zarozumiałe podmuchy wiatru i temperaturę która potrafiła uszkodzić nawet instalacje elektryczne w najbardziej zaawansowanych statkach. Ktoś kogo serce wolało bić dla innych, ktoś kogo ręce walczyły w imię słusznej sprawy i zawsze były gotowe bronić potrzebujących.
Postać pędząca na tauntanie wiedziała że nie będzie miała problemu z niezauważalnym przemieszczaniem się po tej lodowej skamielinie. Wszyscy żołnierze czy to republiki czy to imperium pochowali się w swoich bazach. Zwierzyna siedziała w swych legowiskach głęboko pod ziemią magazynując resztki ciepła i czekając lepszych dni.
Zamieć z chwili na chwile robiła się coraz gęstsza i nieprzewidywalna. Ubrana grubo osoba na tauntanie pociągnęła za lejce, zwierzę zaryło łapami w śnieg stając. Postać zeskoczyła ze grzbietu po czym zdjęła kaptur i gogle. W jednej chwili można było stwierdzić że osobnik tuż po zdjęciu kaptura został przyprószony ogromną ilością śniegu, ale nie. Srebrnowłosy cyborg o białej cerze idealnie komponował się w tej aurze mroźnej śmierci. Rozejrzał się w około i godząc się ze słabą widocznością zaczął wyszukiwać kogoś mocą.
Sallaros Jan’yse, bo tak się nazywa nasz bohater, skupił w sobie całą swoją siłę aby uspokoić umysł i skierować swoje myśli w jeden konkretny cel. Było to trudne, to co słyszał od tamtych żołnierzy przyprawiało go o wstręt do jednostek wojskowych.
„ Jak mogli go tak zostawić, przecież może zginąć, to tylko padawan!”
Mistrz Jan’yse wyjął lornetkę i zaczął pieczołowicie przeszukiwać teren, myśli miał czarne.
„ Cały szacunek stracony przez tego pieprzonego Sitha!”
Myśląc to poprzysiągł zwrócenie Tarczy dobrego imienia.
Lecz w pewnym momencie, kiedy moc zdawała się zawodzić, mistrz Jedi poczuł coś czego nie czuł od dawna. Aurę, a konkretniej obecność kogoś … zuchwałego i leniwego?
Nie miał już wątpliwości, ruszył w kierunku który nie był bliżej określony. Kierowała nim moc a kiedy przebył już sporą drogę zauważył z dala migocącą poświatę. Z każdym krokiem robiła się coraz wyraźniejsza choć po chwili zaczęła słabnąć.
Sallaros pobiegł co sił w nogach, a gdy dotarł do centrum światła, ujrzał pod nią zaśnieżony tobołek który okazał byś się tym czego szukał.
- Skoltus! – Jan’yse strzepnął grubą warstwę śniegu z padawana.
- Skoltus, powiedz coś, ocknij się! – na próżno było wołać, hipotermia zrobiła już swoje. Nie oddychał i był chłodniejszy niż wieczne lodowce. Aura zgasła w tym samym momencie w którym zgasła ostatnia nadzieja.
:::
- Ka pooka Ping, Teso e P’zil, Ka Cheekee Muhzmarcha – powiedział wysoki osobnik rasy Talz.
- Jesteśmy ogromnie wdzięczni za pomoc twoją i twoich ludzi – stwierdził srebrnowłosy kłaniając się.
Po tej krótkiej wymianie zdań Talzański wódz wyszedł z pomieszczenia które okazało się być dość zaawansowanym namiotem. Było w nim sporo rzeczy, broń, skóry, futra i łóżko na którym leżała liczna ilość kocy.
Cyborg usiadł przy łóżku spoglądając co rusz na bladego mężczyznę z rudymi dredami. Nie mógł uwierzyć że udało mu się go uratować.
- … wiesz, z tym kolorem się wpasowałeś … - cichy chrapliwy głos na dźwięk którego mistrz Jedi odetchnął z ulgą, wydobył się spod sterty kocy.
Siwowłosy zaśmiał się na słowa padawana. Wiedział że jeżeli jest skory do żartów, to wyleczenie go zajmie niewiele czasu.
- Jak się czujesz? – zapytał Jedi
- Jak mrożone mięso banty, marynowane w karbonicie … gdzie my … - Skoltus nie zdążył zadać pytania.
- W jakiejś wiosce Talzów, na wschód od głównej bazy republiki – odpowiedział Jan’yse z troską w głosie – pomogli mi Cię wyleczyć.
Skoltusa uspokoiła ta odpowiedź. Jednak coś trapiło go niemiłosiernie.
- Nie ma tu wojsk republiki? – zapytał.
Srebrnowłosy pokręcił przecząco głową po czym rzekł.
- Bez obaw. Talzowie potrafią o siebie zadbać, nie potrzebują republiki. Jesteśmy więc na neutralnym gruncie. Nic nam nie grozi – ciężko było mu mówić o Republice jako o wrogu … którym teraz dla nich był.
Skoltus kiwnął głową. Spróbował się ruszyć. Jedyne co poczuł to ból na całym ciele, ogromny ciężar futer którymi był przykryty i … prawa ręka w której odzyskał czucie.
- … csssssssss … cholera – zaklął próbując zgiąć palce.
- Mam nadzieje że odtaja do końca, jeszcze mi się przyda – Skoltus mówiąc to wyobraził sobie jak przebija mieczem trzymanym właśnie w tej ręce Sitha Ki’kitcha.
- Nie ruszaj się, proszę. Musisz się rozgrzać żebyśmy mogli Cię podleczyć – powiedział Jedi wiedząc o czym myśli padawan. Nienawiść nie powinna być domeną Jedi.
Skoltus milczał przez chwilę. Nigdy nie był sam z Mistrzem Jan’yse. Nie wiedział o czym rozmawiać ani co robić. Jednak temat do rozmów przyszedł jakby znikąd.
- … Ciebie też aresztowali? – zapytał Skoltus.
- Tak, jednak mnie tak nie potraktowano jak Ciebie … czułem od nich strach. Oni się mnie bali, co mnie zaskoczyło, wręcz zaniepokoiło – Jedi westchnął – jednak moje aresztowanie było bardziej widowiskowe. Najpierw kazano mi podejść pod senat, a potem oficjalnie skuto mnie przed ludźmi i telewizją. Typowe poniżenie publiczne – Sallaros mówiąc to odwrócił wzrok od padawana.
Skoltus prychnął. Nie przepadał za Republiką już od lat dziecięcych. Wnet przypomniał sobie jeszcze o kimś.
- … aaa Kiiritto? Co z nim? – zapytał spoglądając na Sallarosa.
- Też wygnany. Zakon nakazał bezzwłoczne wysłanie go na Thyton, jest wrażliwy na moc, będą chcieli mu pomóc ją kontrolować. Czy tam dalej jest? Tego nie wiem, trochę czasu zajęło zanim tu doleciałem szukając Ciebie – wytłumaczył Mistrz Jedi patrząc na Skoltusa.
Skoltus uśmiechnął się. Choć momentami grał twardego, nie czułego olewusa to cieszył się że Bobeeck, Witma i Kiiritto będą razem. Nie chciał nawet myśleć jakby wyglądało gdyby byli na jego miejscu. Nie przeżyli by tego. Spojrzał na srebrnowłosego.
- Przyleciałeś tu bo chciałeś schłodzić drinka? – zapytał padawan lekko się uśmiechając. Jedi zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne. Słyszałem co się z Tobą stało, dlatego wyruszyłem od razu – odpowiedział nadal uśmiechając się w stronę rudzielca – bałem się że nie zdążę z pomocą. Cieszę się że żyjesz i w miarę w jednym kawałku.
„Świetny z Ciebie przywódca, ale jeszcze lepszy człowiek” pomyślał Skoltus. Ale nie powie mu tego. Zastanawiał się co dalej. Cóż, najpierw musi dojść do jakiegoś znośnego stanu żeby wyjść z namiotu. Ale co potem?
- Co zamierzasz? – zapytał padawan.
- Doprowadzić Cię do w mirę znośnego stanu, a potem … wyczuwam w Tobie gniew i nienawiść. W szpitalu użyłeś ciemnej strony by unieszkodliwić bombę, jednak ona powoli Cię wyniszcza … czuję to. Dlatego zanim wrócimy na Thyton musimy się jej pozbyć – Mistrz Jedi oznajmił poważnym tonem.
- Daj spokój, radze sobie, nad tym da się zapanować, właściwie tego nawet nie czuje … no może kiedy się złoszczę – padawan za wszelką cenę próbował przyspieszyć proces kuracji. Jak najszybciej chciał się stąd wynieść.
- Nie Skol, musimy nad tym zapanować i proszę nie przemęczaj się, bo tak tylko spowolnisz leczenie. Tu chodzi o twoje życie. W takim stanie, z tą cząstką ciemnej strony … nie możesz wrócić na Thyton, możesz zginąć – powiedział Sallaros coś ukrywając. Mistrz Jedi wiedział że za powiązanie z Ansarrasem, incydent w szpitalu i ciemną stronę Skoltus może zostać skazany przez cienie.
Skoltus czuł że mistrz nie ustąpi. Wiedział też że ciemna strona która go dosięgła będzie w nim tkwić i ujawni się w najmniej oczekiwanym momencie. Był w ciężkim stanie, fizycznym jak i psychicznym. Spojrzał na siwowłosego Jedi jak na kogoś komu mógł zaufać.
„Dlaczego to robi, po co mu zwykły padawan?” pomyślał Skol po czym kiwnął głową w geście zrozumienia.
- Czyli mówisz że czeka mnie sporo pracy? – zapytał padawan. Sall mu przytaknął.
- Cóż, wiem nawet od czego zacząć – mówiąc to przekręcił się na drugi bok i momentalnie zasnął.
Sallaros Ja’yse zaśmiał się w duchu. Wstał z krzesła i podszedł do ściany o którą opierało się długie, podwójne ostrze. Założył grube futro, ostrze zawiesił na plecach po czym wychodząc powiedział.
- Tak … czeka nas ciężka praca -
Ciąg dalszy nastąpi ...
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: hobo
RYZYKOWNA GRA
Dzień był spokojny. Śnieg który spadł w nocy pokrył doliny i góry. Na powierzchni nie było widać nic prócz gładkiej równiny puchu. Wiał niewinny wiaterek który tylko wygładzał lekko zlodowaciałą już taflę śniegu.
Jednak w oddali komuś nie podobał się ten ład. Ktoś bądź coś, przecinało misternie przez naturę ułożony puch. Po chwili dało się słyszeć ryk silników odrzutowych. Ze sztucznie wzburzonej zamieci wyłoniła się prawdziwa bestia.
Średniej wielkości ścigacz, z czterema silnikami odrzutowymi po obu stronach sunął przez morze śniegu. Nie brzmiał jak inne cywilizowane pojazdy. Warczał i charczał przy każdej zmianie biegu czy redukcji. Kiedy kierowca dociskał manetkę do końca, obroty jak szalone lgnęły do czerwonej kreski, byle szybciej, byle do odcięcia.
Z daleka widać było że spieszy się właścicielowi i to bardzo. Pędził teraz głęboką kotliną w stronę jedynego szczytu w okolicy, wysokiego na kilkaset metrów, zwieńczonego ogromnymi soplami na samej górze. Tam miał się dostać, tam miał się pojawić dokładnie o tej porze dnia.
Kiedy ścigacz dotarł do podnóża góry, zeskoczyła z niego postać ubrana w kurtkę pilota, wysokie buty i kaptur. Postać otrząsnęła się ze śniegu po czym zdjęła pół-maskę i gogle. Blada twarz odwróciła swoje jasne niczym śnieg oczy w stronę szczytu. Uśmiechnął się nie wiedząc co go czeka, ale domyślając się że wspinaczka nie będzie należała do najłatwiejszych.
:::
Skoltus D’kana przecisnął się przez wąskie przejście między wysokimi lodowymi ścianami. To co ujrzał przeszło jego najśmielsze wyobrażenie. Szczyt góry okazał się być gigantycznym kraterem. Zewsząd zwisały ogromnych rozmiarów sople, ostre niczym miecze z mandaloriańskiej stali. Światło słoneczne którego promienie jakimś niewytłumaczalnym cudem dostawały się tu z góry, oświetlały to miejsce wręcz doskonale, sprawiając że planeta o morderczym klimacie wydawała się coraz bardziej atrakcyjna. Skoltus wyszedł na środek lodowej kotliny. Pod nogami miał klarowny lód, który tworzył się tu przez ostatnie milenia. Był idealnie gładki, czysty i śliski. Łatwo było o kontuzje. Ale nie o tym myślał teraz młody padawan. Wzrokiem szukał choćby jakiejś wskazówki na temat treningu jaki miał się tu odbyć. Po chwili zza pleców usłyszał łagodne i dobrze znane mu …
- Witaj, gratuluje dotarcia – zza jednego z lodowych sopli wychylił się szczupły mistrz, Sallaros Jan’yse. Był ubrany w grube białe futro z Wampy, na plecach miał zawieszone dwustronne ostrze. Uśmiechał się do padawana po czym rozejrzał się po „arenie”.
- Dotarcie tu nie sprawiło mi problemu – odparł Skoltus krzyżując ręce na piersiach. Było jednak inaczej.
- hmmm, to dobrze – stwierdził Sall – zatem czas na reguły gry …
- Reguły gry? – powiedział zdziwiony padawan.
- Tak, zagramy w grę która będzie polegała na oczyszczeniu twojego organizmu z ciemnej strony. Ciemna strona powoli zaczyna Cię pochłaniać. Pomogę Ci się jej pozbyć, ale żeby to zrobić, musimy zagrać – mistrz Sallaros był coraz bardziej zagadkowy.
Srebrnowłosy podszedł do jednego z najczystszych sopli. Wystawił dłoń w jego kierunku i skupił myśli. Po chwili sopel zaczął drżeć, zaraz potem rozłamał się na pół a ze środka wyłoniła się kula o idealnych proporcjach. Była gładko wydrążona i całkowicie przezroczysta.
- To kula która będzie wchłaniać twoją ciemną stronę Za każdym razem kiedy Ci ją podam, musisz przypomnieć sobie wspomnienie które wywołuje u Ciebie negatywne emocje. Musisz się w nim całkowicie zatracić a potem przelać negatywne emocje które wywołuje, do kuli. Czy to jasne? – Skoltus po wysłuchaniu mistrza kiwnął głową.
- A i jeszcze jedno, nie możemy pozwolić aby kula opadła na ziemię bądź została uszkodzona. W przypadku uszkodzenia bądź całkowitego rozbicia kuli, cała zawarta w niej ciemna strona uwolni się i przejdzie na jednego z użytkowników mocy – Sallaros mówiąc to zrobił się kompletnie poważny.
Skoltus pierwszy raz miał do czynienia z treningiem u mistrz Jan’yse i szczerze mówiąc trochę się spodziewał czegoś niecodziennego. U większości mistrzów trening sprowadzał się do machania drewnianymi kijami albo medytacji. Ale Jan’yse był inny, tak jak jego treningi. Skola martwiła tylko jedna rzecz. Wiedział że nie może pozwolić sobie na porażkę, nie tylko ze względu perspektywę pozostania tutaj na dłużej. Co się stanie z nim, bądź co gorsza z mistrzem Sallarosem kiedy z kula zostanie uszkodzona. Z letargu myśli wyrwały go słowa cyborga.
- … kule podajemy sobie telekinetycznie, nie możesz jej dotknąć, gra kończy się po napełnieniu całej kuli – mówiąc to, srebrnowłosy bez ostrzeżenia rzucił kulę w stronę rudzielca. Ten złapał ją mocą w ostatniej chwili. Odrzut był tak silny że Skoltus zaczął ślizgać się do tyłu.
Cóż, zaczęło się. Skoltus po złapaniu równowagi zaczął biegać w koło krateru, wspomagając się mocą. Miał zamiar wyjść z niego górą, na powierzchnię, tak aby rozgrywka nabrała rumieńców. Trzymając kulę mocą zaczął skakać po lodowych soplach a kiedy dochodził na szczyt przypomniał sobie dzień adopcji w przytułku w którym mieszkał.
„ Te bezpłodne, niezdolne do reprodukcji małżeństwa chciały zawsze najzdolniejsze, najambitniejsze i najładniejsze dziecko. Chcieli mieć zwierzątka przeznaczone na chów, takie które wykona każdy rozkaz i nie będzie miało swojego zdania. Dlatego nikt mnie nie chciał”
Skoltus myśląc tak, zaczął czuć gniew. W pewnej chwili poczuł wibrację wydobywającą się z kuli. Jego negatywne uczucie spowodowane wspomnieniem jakby chciało z niego spłynąć. Po chwili, kiedy poczuł ulgę, zauważył czarną mgiełkę która pojawiał się na dnie kuli. Zadowolony z siebie, stojąc już na szczycie odrzucił kulę do białowłosego.
Stojący na dole mistrz Jedi złapał kulę bez najmniejszego problemu.
- Już mnie opuszczasz ? – zapytał skupiając w sobie moc.
„ Operacja po wypadku. Montowanie nowego ciała. Uszkodzona skóra była zdzierana. Znieczulenia nie działały, narkoza zwiodła. Czuł wszystko, montowanie ręki i nogi, oczu. Stawał się bardziej maszyną niż człowiekiem. Osłabiło to jego połączenie z mocą”
Po chwili nowa porcja czarnej energii wpłynęła do kuli. Sallaros odetchnął z ulgą po czy jednym potężnym skokiem dostał się na górę. Wylądował obok rudego padawana który przyczepiał do swoich butów coś na kształt deski z lodu.
- O! Zaczekałeś – zaśmiał się srebrnowłosy po czym podał kulę padawanowi.
- Wiesz, chciałem Ci dać szanse – Skol odebrał kulę, uśmiechnął się po czym zaczął zjeżdżać na lodowej desce.
Na początku szło mu to dość topornie. Ostatni raz jeździł tak na jego rodzimej planecie. Po chwili jednak złapał równowagę, zbalansował ciało i wchodząc na krawędzie skierował się w lodowy las gigantycznych sopli.
„ Przybycie na Coru, Hutt któremu zaufał chciał go sprzedać. Skol wyrwał mu się po czym zrzucił na niego mały kontener. Hutt traci przytomność, chyba nie żyje. Skoltus ucieka przed policją, boi się”
Ciemna mgiełka zaczęła napełniać kulę.
Skoltus odwrócił się. Nie widział mistrza jednak coś przemknęło mu z przodu. Białowłosy Jedi mocą, wzmocnił i zadarł do góry swoje buty, zjeżdżał na nich tuż obok padawana.
- Tęskniłeś ? – zapytał Sall odbierając kulę od rudzielca.
„ Cienie. Po jaką cholerę bierze w tym udział. Chciał się tylko zajmować artefaktami, a skończył mordując innych. Znajdź i zniszcz … służba do końca”
Spora ilość czarnej mgiełki zapełniła kulę już do połowy. Podał kulę Skoltusowi, wykonując przy tym obrót wokół własnej osi.
„ Niezły jest”, pomyślał padawan po czym zaczął przelewać ciemną stronę do kuli.
„ Zabicie tego Sitha na Ballmorze, nie … nie jest wystarczające. Może ten Sith w szpitalu, jak mu tam … Kikitch, paskudne imię. Chciał go wykiwać a to on wykiwał całą tarczę. Tortury żołnierzy republiki … „
Kula zebrała sporo negatywnej energii.
Skoltus kończąc napełnianie rzucił kulę do Sallarosa, wyprzedzając go i obsypując przy tym śniegiem.
Sallaros osłonił się mocą. Złapał kulę po czym przyspieszył, goniąc padawana.
„ Wszystko zaczęło się walić, Heilang zniknęła, Sara mieszająca w głowach. Nienawidził jej za to że przeszła na ciemną stronę … ma jej krew na rękach, ale przynajmniej inni są bezpieczni. Zrobił by to kolejny raz gdyby trzeba było. Liczy się tylko bezpieczeństwo osób na których mu zależy”
Oddychając z ulgą, Jan’yse napełnił kulę i rzucił do padawana.
Skoltus w ostatniej chwili złapał kulę omijając przy tym ogromny sopel lodu. Gra przeniosła się do lodowego lasu. Przed jego oczami pojawił się chudy Cathar z czerwonymi oczami.
„ Ten żałosny gnojek mnie wykorzystał do własnych celów, chciał żebym wszedł w jakieś konszachty. Niczego mnie nie nauczył za to robił mi nadzieję, na pewno ma powiązanie z tym Sithem który …”
Skoltus nie zauważył lodowego drzewa.
:::
Ocknął się. Nic nie widział, za to czuł okropny chłód na twarzy. Wstał. Okazało się że był zakopany w śniegu twarzą w dół. Był cały obolały i chyba miał złamaną nogę. Coś uwierało go w plecy.
- CO DO!? – wrzasnął Skoltus wyjmując zza pleców mechaniczną rękę. Parę metrów dalej z pod puchu dało się słyszeć szczery śmiech.
- Ejjj, to moje – mistrz Jan’yse wydostał się spod śnieżnego puchu ze łzami w oczach. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Coś się musiało obluzować – mówiąc to doczepił sobie rękę do reszty ciała.
W tym śmiechu było coś uzależniającego, po chwili przerażony Skoltus przyłączy się uznając że cała sytuacja była komiczna. Jednak jedna czarna myśl przerwała tą burleskę.
- Zaraz … gdzie kula? – Skoltus zamarł w bezruchu. Sallaros wskazał palcem ponad jego głowę.
Kula, niegdyś czysta jak diament, teraz cała czarna lewitowała nad padawanem. Sallaros przyciągnął do siebie kulę i uśmiechnął się do padawana.
- Cóż … chyba wracamy do domu – mówiąc to wziął Skoltusa pod ramię.
I odeszli razem, ku zachodzącemu słońcu, nie wiedząc co ich czeka. Lecz jedno było pewne, nie ważne co robisz i jak ważne ma to znaczenie, bez dozy śmiechu efekt będzie marny.
Szczególne podziękowanie dla Sall która wiele mnie nauczyła, pomagając
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: hobo
Układ Tython. Pięć dni po wydarzeniach na Hoth.
- Zbliżamy się, zajmij miejsce i zapnij pasy – rozkazał pilot.
„Nareszcie, będzie ciepło, będzie żarcie, będzie spoko. Nie mogłem się już doczekać wyjaśnienia sprawy. Swoją drogą sporo im zajęło to wyjaśnianie, może Tarczy pasowała absencja ich przywódcy? Może, nie ważne. Odmroziłem sobie z pół ciała na tej lodowej skamielinie, nie mówiąc już o … ahh nie ważne. CO do ..!?”
- Wybacz, wchodzimy w atmosferę, mogą wystąpić lekkie turbulencje … - pilot zakomunikował.
Skoltus wstał z ziemi i usadowił swój tyłek na siedzeniu pasażera zapinając pas. Nie lubił małych statków wielo-miejcowych. Ważyły zbyt dużo i miały zbyt mało mocy. Łatwo o kolizję.
„Ciekawe czy dużo się pozmieniało w Akademii. Może jakieś nowe adeptki są, może będą potrzebować pomocy doświadczonego padawana. Heh, swoją drogą jak wysiądę to od razu skieruje swe kroki w stronę sali rady, jakieś przeprosiny mi się należą. Pewnie Jan’yse zgarnie całą chwałę, dzieciaki dostaną po lizaku za trud nadobowiązkowego treningu a o mnie zapomną, pffff … typowe. Nie frasuj się tak D’kana, ważne że będzie ciepło.”
- Podchodzimy – powiedział pilot.
:::
Na Tython było spokojnie, jak zawsze, z tym wyjątkiem że dziś większość zajęć i treningów zakończyła się stosunkowo wcześnie. Plac przed budynkiem Akademii był prawie pusty. Sale treningowe zapełniał tylko sprzęt do ćwiczeń i kurz, tak jak resztę pomieszczeń w budynku. Większość adeptów i padawanów siedziała nad jeziorem, pluskając się beztrosko. Starsi, razem ze swoimi mistrzami bądź przyjaciółmi przemierzali okoliczne lasy biorąc udział w niecodziennych treningach. Reszta, wylegiwała się w swoich łóżkach bądź na trawie za budynkiem.
Statek który podszedł do lądowania w południowym skrzydle Akademii zwrócił na siebie uwagę czterech adeptów. Podbiegli Oni w jego stronę wykrzykując jakieś nazwisko i wymachując krótkimi drewnianymi kijkami.
- Już jest! Już jest! – mały twilek wykrzykiwał w stronę kolegów.
Statek wylądował, śluza otworzyła się a z niej wyszła średniego wzrostu postać, ubrana w wysokie skórzane buty, naramienniki połączone z pół rękawicami, pas z wieloma sakwami z którego zwisały jakieś łańcuszki i breloczki. Postać ubrana w szarości głowę zakrytą miała kapturem który zaraz po wyjściu ze statku zdjęła. Oczom adeptów ukazała blada twarz, o jasnych oczach i rudych dredach. Miała podbite oko i wiele jeszcze nie do końca zagojonych ran, uśmiechała się.
- Eeee, to tylko jakiś przybłęda – jeden z chłopców machnął ręką po czym odszedł razem z kolegami.
- Eeeej, jaki przybłęda, jestem padawanem ! – Skotlus poczuł się obrażony. Na te słowa podbiegła do niego pięcioletnia dziewczynka rasy zabraak i jeszcze sepleniąc zapytała.
- Dzie twój mieć ? – dziecko mówiąc to wskazało na pusty zaczep przy pasku.
- Ja … zabrano mi go – powiedział Skoltus. Jeden z odchodzących chłopców odwrócił się i krzyknął.
- Taaa akurat … nikt nie jest w stanie zabrać nam miecza ! – krzycząc to wybiegł z hangaru. Dziewczynka rasy zabraak z wielkimi, szklistymi oczami nadal patrzyła z zaciekawieniem na Skoltusa.
- A dzie twój miść ? – zapytała.
- Ja … mój … nie mam mistrza – Skoltus zdał sobie sprawę ze swoich słów.
- Nie jeśteś chyba pjawdziwym padawanem – dziewczynka odwróciła się na pięcie po czym pobiegła za starszymi kolegami.
Skoltus stał tak jeszcze przez chwilę po czym skierował się w stronę kantyny. Był głodny.
:::
- … no i powiedziałem jej, słuchaj mała, kodeks to kodeks, a ja to ja – jakiś młodo wyglądający, pewny siebie padawan opowiadał historię życia swojemu koledze – wybieraj, tylko że z kodeksem nie będziesz miała tyle zabawy co z moim mieczem – na te słowa oboje wybuchli śmiechem.
„Kurwa co za kretyn. Na Hoth może i było zimno ale przynajmniej nie było debili. Wszystkich wymroziło. Co oni dodają do tych kotletów, nie da się tego jeść. Swoją drogą przydało by się umyć i wyprać ubranie, no i muszę pomyśleć o nowym mieczu, wątpię żeby mi tamten zwrócono. Pewnie opchnęli go na bazarze Shiem-ta za dwukrotności ich żołdu, żałosne gnojki, kiedyś ich znajdę, gdzieś mam zapisane ich identyfikatory chyba …”
- Na co się gapisz – chłopak opowiadający sprośną historyjkę zaczepił Skoltusa.
- Na nieudany eksperyment naukowy – odpowiedział Skoltus.
Chłopak uśmiechnął się.
- Ooo wybacz, nie wiesz chyba kim jestem – chłopak wstał i zadarł nos.
- No masz rację, nie znam wszystkich padawanów – Skoltus ze spokojem ciągnął wymianę zdań, jadł, i nie zważał na pełne usta.
- Nazywam się … - chłopak nie dokończył. Skoltus wstał a w rozłożoną dłon wsadził mu swój talerz.
- Masz … potrzymaj, możesz umyć – Skoltus, mówiąc to , wyszedł z kantyny kierując się na plac przed Akademią.
:::
„Co to był za pajac … nie ważne. Ciekawe co tam słychać u dzieciaków … pewnie gdzieś coś ćwiczą i … o, są”
Skoltus oparł się o drzewo. Stojąc w cieniu, dyskretnie mógł oglądać całą scenę. Naprzeciwko, dosłownie parę metrów przed nim stały trzy postacie. Jedną z nich był młody chłopak z bujną fryzurą, dzierżył w dłoniach dwa specyficzne miecze. Stał, miał otwartą postawę i najwyraźniej czekał na cios który miał nadejść ze strony jeszcze młodszej dziewczyny z blizną na twarzy.
- Gotowa ? – zapytał chłopak.
- Ale tym razem nie dawaj mi forów, chce się tego nauczyć – dziewczyna naburmuszyła się i skupiona wyprowadziła cios.
Chłopak odparował cios po czym zaczął się śmiać.
- Jeszcze trochę i może ubijesz powiew wiatru – na te słowa najstarsza postać która stałą tuż obok i nadzorowała całą akcję stwierdziła.
- Nie naśmiewaj się, zobaczymy jak poradzisz sobie ze mną – wysoka, dobrze zbudowana kobieta wyjęła miecz po czym zaczęła atakować chłopaka. Po chwili opadł z sił, wydyszał.
- A niech Cię szlag, czym Cię żywili – zapytał ciężko oddychając.
- Alderańskim chlebem chłopcze – zaśmiała się kobieta.
Skoltus uśmiechnął się. Nie chciał przed sobą tego przyznać, ale ogromną radość sprawił mu widok beztroskiego zachowania, widok zabawy.
:::
Tej ciepłej nocy, na planecie Jedi, jeden z padawanów miał niespokojny sen. Kręcił się i wiercił w swym łóżku niczym talzański kot w śniegu. W końcu zbudzony senną marą wstał. Oddech miał niespokojny a kark zlany potem, prostując plecy wyszeptał.
- … ppp-rzyjaciel zzabił … - nie rozumiejąc sensu tych słów i nawet nie próbując dalej spać, uznał że zimna woda z pobliskiego wodospadu oraz mały spacer chłodną nocą dobrze mu zrobią.
:::
Postać w kapturze klęczy nad świeżo skopanym pagórkiem wielkości człowieka. Głowę ma opuszczoną a myśli martwe.
„Ty stary durniu, przecież mogłeś to przewidzieć”
W głowie klęczącej postaci zabrzmiał niski głos.
„Nie można przewidzieć tego co nastąpi, można jedynie ukształtować przebieg pewnych zdarzeń”
Postać na klęczkach parsknęła, nie mogła uwierzyć że została sama. Głos znów zadudnił.
„Pamiętaj, jedynie emocje i nasze myśli są w stanie nas ograniczyć”
Po tych słowach z daleka coś zamajaczyło. Jakiś delikatny snop ledwo widocznego szarego światła. Przybliżał się z wolna, trochę niepewnie. Klęcząca postać dopiero po pewnej chwili podniosła głowę po czym ujrzawszy małe światełko, sięgnęła po nie ręką. Światełko stanęło w miejscu na chwilę, rozświetliło pobliskie drzewa i krzaki po czym zaczęło słabnąć aż całkiem zniknęło. Skulona postać w kapturze wstała, otrzepała się z ziemi po czym odeszła.
„Wybuduję tę drogę, obiecuję”
:::
- Nie mogę Cię zabrać, mam wyraźny rozkaz, żadnych adeptów i padawanów – powiedział pilot, stał obok małego statku osobowego. Po tych słowach zakapturzona postać, której twarz była ukryta pod szarą chustą wyjęła z kieszeni plik kredytów.
- To za przelot na najbliższy port bez zarejestrowanego transportu – powiedziała zakapturzona postać – to za wyłączenie nadajnika – dodała podając kolejny plik waluty – a to za milczenie – skończyła dorzucając parę kredytów ekstra.
Pilot zastanawiał się przez chwilę, przeliczył sumę po czy powiedział.
- No nie wiem, rada nie będzie zadowolona -
- Radę ostatnio mało co zadowala – stwierdziła krótko postać.
- Dobra, wskakuj – rzekł pilot.
Zakapturzona postać ostatni raz spojrzała na budynek akademii Jedi po czym weszła na pokład.
Z dedykacją dla wszystkich, z którymi erpiłem
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: hobo
Tython
Plac przed gmachem Akademii
Plac przed gmachem Akademii
W powietrzu wisi mały, stalowy kontener na miecze treningowe.
… liczy się tylko przepływ mocy …
… nic więcej …
… liczy się tu … i teraz …
… czas zaczeka … nie obawiaj się …
… kiedy jesteś w transie …
Kontener zaczął się poruszać.
… kiedy zatracisz się w mocy …
… jesteś w stanie dokonać rzeczy niemożliwych …
Stojąca obok mistrzyni Jedi rasy Twilek i rycerz Jedi o włosach jak pszenica przestali ze sobą dyskutować. Ich uwagę przyciągnęła nietypowa lekcja prowadzona przez kogoś …
… możesz naginać własne umiejętności do granic …
Kontener uniósł się na sporą wysokość.
Adept Tharlyk pilnie obserwuje ruchy nauczyciela i stara się zapamiętać każde słowo.
Kontener opada nad ziemię i zaczyna wirować z ogromną prędkością.
… możesz zaprzeczyć prawom fizyki …
… ale uważaj …
Kontener zwalnia.
… bo wystarczy jeden moment …
Kontener obraca się powoli.
… jedna chwila …
Kontener stanął w miejscu.
… jedna myśl … żeby wszystko przekreślić …
Kontener zaczął się rozpadać na coraz to drobniejsze kawałki, po chwili zniknął.
… nie ma emocji … jest spokój …
… te słowa ułożono nie bez znaczenia …
Adept będąc pod dużym wrażeniem spogląda na oniemiałych widzów. Ci podchodzą do nauczyciela który na ich widok mówi.
… dla was niech to też będzie lekcja …
… nie ocenia się holocronu po materiale z którego został zbudowany …
Po tych słowach nauczyciel odszedł w stronę świątyni zostawiając parę pytań ale jedną słuszną odpowiedź. Nie należy lekceważyć …
… liczy się tylko przepływ mocy …
… nic więcej …
… liczy się tu … i teraz …
… czas zaczeka … nie obawiaj się …
… kiedy jesteś w transie …
Kontener zaczął się poruszać.
… kiedy zatracisz się w mocy …
… jesteś w stanie dokonać rzeczy niemożliwych …
Stojąca obok mistrzyni Jedi rasy Twilek i rycerz Jedi o włosach jak pszenica przestali ze sobą dyskutować. Ich uwagę przyciągnęła nietypowa lekcja prowadzona przez kogoś …
… możesz naginać własne umiejętności do granic …
Kontener uniósł się na sporą wysokość.
Adept Tharlyk pilnie obserwuje ruchy nauczyciela i stara się zapamiętać każde słowo.
Kontener opada nad ziemię i zaczyna wirować z ogromną prędkością.
… możesz zaprzeczyć prawom fizyki …
… ale uważaj …
Kontener zwalnia.
… bo wystarczy jeden moment …
Kontener obraca się powoli.
… jedna chwila …
Kontener stanął w miejscu.
… jedna myśl … żeby wszystko przekreślić …
Kontener zaczął się rozpadać na coraz to drobniejsze kawałki, po chwili zniknął.
… nie ma emocji … jest spokój …
… te słowa ułożono nie bez znaczenia …
Adept będąc pod dużym wrażeniem spogląda na oniemiałych widzów. Ci podchodzą do nauczyciela który na ich widok mówi.
… dla was niech to też będzie lekcja …
… nie ocenia się holocronu po materiale z którego został zbudowany …
Po tych słowach nauczyciel odszedł w stronę świątyni zostawiając parę pytań ale jedną słuszną odpowiedź. Nie należy lekceważyć …
DLa Yuno i Verrin'rad'a
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach