Dwa ciała - jedna dusza
Strona 1 z 1
Dwa ciała - jedna dusza
"Tu 'Lar. Nie wiem, co to za żarty 'Fel, ale to nie jest śmieszne. Odezwij się, albo będę bardzo zły...".
MT zabrzęczał znacząco "K0N13C 7R4N5M15J1". Zim jeszcze mruknął sam do siebie "...jeśli ja potrafię być jakkolwiek zły...". Podszedł do okna w swojej tymczasowej siedzibie na Coruscant i zaczął rozmyślać z rękami założonymi za plecami.
- Mam złe przeczucie, co do tego Mity... 'Fel ma kiepskie poczucie humoru, ale to nie w jego stylu, żeby tak znikać...- mówił to wyczuwalnym niepokojem, choć nie dawał po sobie tego poznać. W tym momencie do pokoju wszedł republikański żołnierz.
- Mistrzu Jedi, Senator oczekuje pana. - rzekł żołnierz salutując.
- Proszę przekazać Senatorowi, że zaraz się pojawię - odparł Zim-Lar nie odwracając wzroku od okna. - Potrzebuję jeszcze chwili...
- Tak jest sir.
- Odwołany - stwierdził formalnie rycerz. Żołnierz odsalutował i wyszedł z pomieszczenia.
- A więc nawet Senat już chce wiedzieć... Jeszcze tylko brakuje mi Rady Jedi na karku... Mity, zamknij drzwi, muszę pomedytować... - wymamrotał zmęczonym głosem Zim po czym usiadł i zamknąwszy oczy skupił się w sobie. "51Ę R08I 21M" wybrzęczał MT i zablokował drzwi, po czym rozpoczął porządkowanie danych na konsoli. Zim usilnie próbował znaleźć jakikolwiek ślad w Mocy, poszlakę, znak pozostawiony po swoim bracie... Bez najmniejszego skutku. Ciszę i skupienie przerwał holocom. Gwałtownym ruchem ręki Zim przyzwał Mocą urządzenie, które wylądowało w jego dłoni. "Komunikacja rozpoczęta".
- Mistrzu Zim-Lar, proszę o przybycie. Nie mam całego dnia, a sprawa jest nagląca - odezwała się niebieskawa postać w holocomie.
- Senatorze Lerenga, proszę się nie gorączkować. To delikatne sprawy wymagające zbadania i czasu... Co przychodzi z łatwością, z równie dużą łatwością odchodzi Senatorze... Chciałbym również przypomnieć, że Jedi to stróże pokoju, nie szpiedzy - odpowiedział z powagą i spokojem rycerz.
- Jedi czy nie, jeśli posiada jakiekolwiek informacje o siedzibach Imperium lub Sithów należy je zweryfikować. - kontynuował widocznie wzburzony polityk - Proszę natychmiast się tu pojawić!
- "Nie ma pośpiechu, jest tylko rozwaga" jak to zwykł mawiać mój mistrz, panie Senatorze, a Kod przypomina "Nie ma emocji, jest tylko spokój"... Proszę się us-...
- Nie będę spokojny! Proszę się zgłosić do mnie! Mieliśmy umowę, Jedi! - zaczął krzyczeć Lerenga. Zim westchnął i skupiony odpowiedział wykonując zgrabny gest ręką.
- "Jest pan spokojny i nie potrzebuje pan teraz tych informacji". - Senator uspokoił się i po kilku mrugnięciach powiedział zająkany i widocznie zdezorientowany:
- Je-jestem spokojny i... nie-nie potrzebuje teraz tych informacji... - mamrotał półświadomy polityk.
- "Rozłącza się pan i rezygnuje z naszej umowy, ponieważ szpiegowanie Sithów to nie zadanie Jedi" - ciągnął dalej manipulację Zim.
- Ro-rozłączam się i rezygnuję z naszej umowy, po-...ponieważ szpiegowanie Sithów to nie z-zadanie Jedi... - powiedział Senator i przerwał połączenie. Zim cicho westchnął i wrócił do medytacji. Ślady... Poszlaki... Znaki... Dwa ciała, jedna dusza... "...Gdzie jesteś bracie?...Co się z tobą dzieje?..." rozmyślał Jedi. Zatopiony w ciszy i skupieniu rycerz spędził godziny na medytacji. Wreszcie podłoga zaczęła wydawać się zimna. Zim wstał i lekko zrezygnowany podszedł do biurka, na którym leżał jego personalny holopad.
- Fho Fharth kompaho'eco... Wiem, że jestem Jedi dopiero 3 lata... ale nie spodziewałem się, że to będzie takie trudne... - mówił jakby sam do siebie z rozczarowaniem padając na fotel. W tym momencie podjechał wybudzony z hibernacji Majti.
- "J4K 74M J3D1'0W3 5P4N13? J4K135 L4DN3 M157RN13?" - wybrzęczał kpiąco droid.
- Jesteś najniewdzięczniejszym droidem w Galaktyce, ty kupo szmelcu... - odparł Zim -... dobrze, że się rozumiemy... - powiedział bardziej w martwą przestrzeń niż do swego kompana.
- "24P3WN14M C13, 23 52KL4NK4 W0DY W K4N7YN13 P0PR4W1 C1 HUM0R" - wybrzmiał znacząco MT.
- Być może... Masz rację, trzeba nabrać powietrza... Potrzebuje lokalizacje potencjalnych miejsc, gdzie można znaleźć zapiski na temat technik medytacyjnych
- "N0H PR0\/L3M" - odbrzęczał droid w Corelliańskim kodzie i rozpoczął przeszukiwanie Holonetu. Tymczasem Jedi udał się do pobliskiej kantyny. Przysłuchując się bywalcom łykał swoją wodę łyk za łyk, gdy nagle zaczepił go lekko wstawiony zakapturzony mężczyzna:
- Hiej, chceeśsz się dosttaać do tajnej łorghanizacyji?? Poodobnno jakaiś Tarczha poszuukhuje czszłonkufff... Albo taa Tarczha to szuuije, ch**je i czsz...szcz...człoun... no ch*je no! - mówił dalej chrypiący pijaczyna.
- Interesujące... Ale skoro jest tajna... to skąd o niej wiesz? - spytał zdziwiony Zim.
- Jakhtoo shoond? Pszeeciesz fszyysyyy too wieecom, szee Tarczha coś tam, gsieś tam *chyp* oo wyy ch**jee... Pszeez nich saaame hłopooty bedom... Ja ćsi móófię staryy... Thak bedzie! *chyp* Lephiej póójdę po fyjęcej Alee... Chłopoki!! Poolejciee! - wykrzykiwał odchodzący... A właściwie ledwo stąpający mężczyzna. "Tarcza... Coś o nich słyszałem... Może faktycznie tam są ludzie, którym można ufać... Muszę ich poszukać... Tak samo jak Zim-Fela... Gdzie jesteś bracie...?" myśli dręczyły wciąż Zima. Z głębokiego zamyślenia obudził go jego komunikator. MT wzywa do siedziby. "No cóż... oby Mity coś znalazł..." wymamrotał rycerz po czym przechylając szklankę w tył połknął resztę płynu w środku i udał się do wyjścia z nadzieją, że jego droid ma dla niego to, czego teraz tak bardzo potrzebuje. Dobrych wieści.
Drzwi otwarły się. "Nareszcie w domu" pomyślał Zim. Zaraz za nim jechał powoli MT. Widok komnaty medytacyjnej napełnił rycerza uczuciem spokoju i ulgi. Wszystko na swoim miejscu - tak jak lubi. Porządek i ład. Mity spokojnie pojechał do pomieszczenia inżynieryjnego zbadać stan sprzętu. Zim-Lar wkroczył do swojej kabiny powolnym skupionym krokiem jakby stąpał po cienkiej warstwie lodu. Delikatnym ruchem ręki pogładził framugę wejścia. Po wzięciu głębokiego wdechu zdjął swój płaszcz i zawiesił na przygotowanym miejscu wraz ze swoim pasem z przypiętym mieczem świetlnym. Uklęknął na wyznaczonym miejscu. Po zdjęciu rękawic wykonał subtelny gest dłońmi. Światła w pomieszczeniu zmieniły natężenie skupiając się na centrum komnaty. Rękawice powędrowały przez przestrzeń ku pozostałym częściom garderoby. "Nie ma emocji, jest tylko pokój...". Szept Jedi wybrzmiał w komnacie jak głos duchów. W ciszy swego umysłu oraz w pełnym skupieniu, zmysły Zima były wyczulone i wspomagane przez Moc. "...Nie ma ignorancji, jest tylko wiedza...". Rycerz oddychał powoli i cicho. Nie chciał zakłócać idealnych warunków do medytacji. "...Nie ma zaciekłości, jest tylko spokój..." Tak, właśnie tego mu brakowało na Coruscant. Spokoju i ciszy. W głośnej stolicy Republiki jedyną ostoją ciszy pozostawała długo Świątynia, które poległa w gruzach."...Nie ma chaosu, jest tylko harmonia..." Mimo hałasu i wydawałoby się nieuporządkowania Coruscant świat ten istniał w pewnej harmonii - jak cała natura. To natura stanowiła o harmonii, bo była ona podporządkowana Mocy, która istnieje we wszystkim, co żyje. "...Nie ma śmierci... Jest tylko Moc.". Wykonując głęboki wdech Zim-Lar pogrążył się w stanie medytacyjnym.
W między czasie MT-7Z kończył inspekcję silników. "H1P3RN4P3D = W N0RM13. R32U7A7 K0NC0WY = 51LN1K1 5PR4WN3." brzęczał sam do siebie droid. Po złożeniu raportu do komputera głównego Emtee udał się na mostek. Wprowadził do komputera nawigacyjnego potrzebne komendy i wyświetlił mapę galaktyki. Po dźwięku o niskiej częstotliwości można było wywnioskować, że droid swoiście się rozmarzył. Ciężko jednak stwierdzić czy obiektem jego refleksyjnych obliczeń była sama Galaktyka, jej wielkość i rozmaitość, czy może sam komputer i jego złożoność. Jedno było pewne - program MT był wyposażony w funkcje imitujące podziw. Po chwili spędzonej w takim stanie droid wprowadził koordynaty, które wcześniej odnalazł w archiwach. "K0MPU73R = URUCH0M1C 5Y573M. 5Y573M = 7RY8 N4M13R24J4CY. K00RDYN47Y = L-4". Wizjerowi astromecha ukazał się sektor Raioballo. "23WN37RN3 RU81324. M0GL3M 70 PR3W1D213C W M01CH 08L13N14CH." dukał znów sam do siebie MT. Po wprowadzeniu dokładniejszych danych lokalizacyjnych na projektorze wyświetlił się układ gwiazdy Dina. Droid, po szybkiej analizie obiektów, miał już w swojej pamięci wynik, do którego to zmierzało. "P02YCJ4 0R8174LN4 = 4" komputer przekierował mapę na oceaniczną planetę. "W13C D4N7001N3. N4 M0J3 08W0DY... J3DN4K 73 N0W3 FUNKCJ3 L1C24C3 513 5PR4WD24J4!" brzęczał zadowolony z siebie droid. Wprowadził dokładne koordynaty miejsc, w których miały potencjalnie znajdować się holocrony. Jednak ku jego niezałożonemu rezultacie komputer nie posiadał szczegółowych map planety. "@#&@#&! 73 N0W3 K0MPU73RY... 24 C2450W M013J K0N57RUKCJ1..." piszczał zirytowany droid po czym zaczął rechotać do siebie przez zmienianie częstotliwości dźwięku.
Zim-Lar dalej trwał na swojej medytacji. "Na litość Mocy... Czemu nie mogę niczego znaleźć?" myślał w sobie rycerz, przez co chwilami się mocno dekoncentrował. Ciszę przerwał delikatny brzęk kół astromecha. Zim już wiedział.
- Masz to, prawda Mity? - spytał pewnie Zim.
- 0C2YW15C13 21M. - wybrzęczał droid w ramach odpowiedzi - 53K70R R41084LL0. 5Y573M D1M4. PL4N3T4-...
- Dantooine... - przerwał mówiąc na głos Zim. Momentalnie wstał i ubrawszy na siebie swoje szaty udał się na mostek. Emtee niezaskoczony reakcją swojego właściciela udał się za nim. Jedi wczytał koordynaty ponownie. "A więc jednak..." myślał głośno rycerz. "Mity, zawiadom mistrza Sallarosa, że muszę się z nim pilnie skontaktować w sprawie misji.
- M15J1? C0 83D513 J3J C3L3LM 21M? - brzęczał pytająco astromech.
- Zboczenie ze szlaku... - uśmiechnął się znacząco Zim, po czym włączył prędkość nadświetlną po wcześniejszym wprowadzeniu destynacji i statek Jedi zniknął w przestrzeni.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Pon Lut 22, 2016 3:50 pm, w całości zmieniany 4 razy
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Zbaczając ze szlaku
Podsumowanie epizodu pobocznego
Grupa Mandalorian z klanu Egarei z połączonymi siłami szturmowców republikańskich oraz Amircesa dostali się na Dantooine i pod przewodnictwem MT-7Z dotarli do starożytnych ruin. Po drodze przygarniając małe szczenięta gatunku Kath oraz zdobywając wielką jak Mishyia formację kryształów Adegan stracili cały skład szturmowców.
W ruinach po ciężkim boju przebytym z Laigrekami, dzielni poszukiwacze skarbów znaleźli wiele cennych przedmiotów, a przede wszystkich starożytny Holocron Medytacyjny. Jednak tuż przy wyjściu zostają zatrzymani przez oddział Sithów, którzy po zagubieniu się na Dantooine czyhali na potencjalnych archeologów w wejściu do ruin.
Niestety, w wyniku porażki, jeden z Sithów ucieka porywając MT. Mandalorianie i szmugler wracają do kwater Tarczy gdzie zdają raport Zim-Larowi, który niemiło zaskoczony stratą droida odbiera Holocron i udaję się do swojej prywatnej siedziby, gdzie rozpoczyna wnikliwe badanie Holocronu...
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 2:07 am, w całości zmieniany 5 razy
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Mity, The Mighty
Sith pędził ile miał sił w nogach, na każdym kroku ostrożnie patrząc dookoła czy ktoś go nie widzi. Ubrana na czarno postać wśród zielono-żółtych traw w astromechem pod pachą na pewno nie wracał na siebie uwagi. Przecież tylko głupi by pomyślał, że jest coś nie tak. MT wciąż miał sparaliżowany układ sterujący. Nie było mowy o ucieczce. Biegnący Sith nagle stanął jak wryty. Stał przed nim wielki rogaty ogar Kath. "@#&@#&... W13C3J 1CH SUK4 N13 M14L4?" brzęczał zirytowany Emtee. Sith upuścił droida i ruszył na ogara. W międzyczasie MT odzyskał kontrolę nad modułami i rozpoczął restart systemu sterującego. Rogaty ogar zdołał ubóść wojownika w bok zanim jego głowa została częściami odcięta. Zraniony Sith ze złością podszedł do MT, który już prawie ukończył restart. Mamrotał pod nosem w języku Sithów "Poleć z misją mówili... Będziesz nagrodzony mówili... Ta... Po Shiku... Oby Lord Fikalion mi to wynagrodził... Chciałbym wyjechać... Na Alderaan... Odpocząć... Zakochać się... Walić Sithów... No kupo złomu cza-..." Sith zbliżył się do droida, aby ponownie go podnieść lecz nie zdołał tego uczynić gdyż MT uprzedził go iskrą paraliżującą. "N0 KUP0 SP4L0N3G0 M1354..." zripostował droid po czym uruchamiając swoje silniki odrzutowe odleciał w kierunku najbliższej bazy lekko przyrumieniając Sitha.
MT dotarł do bazy Imperialnej. Właśnie mała grupa Sithów zbierała się do odlotu. Mity zbliżył obraz w swoim wizjerze. Zdołał zlokalizować pewną młodą dziewczynę, która różniła się od pozostałych. Była dość niska, miała na sobie biały płaszcz i przypięty do pasa, prosty miecz świetlny. Sithka miała krótkie, rude włosy dokładnie przycięte dookoła głowy, spięte w mały kucyk i warkocz zwisający przy jej twarzy. Była uśmiechnięta, nie jak większość mrocznych postaci, które wokół się kręciły w maskach. Emtee postanowił ją śledzić. Sithka wsiadła na statek wraz z innym Sithem. MT włączył osłony, by nie zostać wykrytym i wjechał cicho na statek. Ukrywszy się w magazynie włączył rejestratory.
- ...Ależ Lordzie...
- Nie ma żadnego "ale" uczennico! Naucz się szacunku to porozmawiamy. Tymczasem... - rozległ się elektryczny odgłos po czym delikatny krzyk dziewczyny. Widocznie została porażona błyskawicą. Młoda Sithka udała się do magazynu, w którym przebywał droid. Obejrzała się dookoła po czym zamknęła drzwi i usiadła na podłodze. Dwie błyszczące łzy spłynęły po jej policzku. Ściągnęła rękawice, które obnażyły jej cybernetyczną prawą dłoń. Rudowłosa nastolatka otarła łzy swoją zdrową dłonią po czym wyciągnęła naszyjnik spod swojej szaty. Chwyciła go mocno w ręce po czym zaczęła szeptać "Mamo... Pomóż mi...".
Na Dantooine do bazy imperialnej dotarł przypalony Sith. Na jego widok szturmowcy cicho zachichotali. Przyrumieniony patrzył na nich z pogardą. Wtedy do niego podszedł oficer imperialny "Widzę, że chyba byliście bardzo głodni skoro się nawzajem zaczęliście piec". Sith odepchnął go rozzłoszczony po czym został zatrzymany przez dwumetrowego mężczyznę z tatuażem na twarzy. W ułamku sekundy głowa Sitha była już na wysokości oczu owego mężczyzny, gdyż osobnik uniósł Przyrumienionego swoją ręką.
- Gdzie droid? - spytał ciemnoskóry goryl.
- Ja-ja nic nie mogłem zrobić! - tłumaczył się Sith. Mężczyzna splunął na stronę.
- Karluzona, gdzie droid? - ciągnął.
- Przysięgam! To nie moja wina! - muskularny mężczyzna wyciągnął swój blaster drugą ręką i zaczął mierzyć.
- Kolmuna zły to Kolmuna groźny. Gdzie droid?
- Naprawdę...! Nie wiem! Kolmuna, puść mnie! Błagam! - jęczał ze strachu Sith. Kolmuna uśmiechnął się groźnie po czym powoli opuścił trzęsącego się mężczyznę.
- Mów, co wiesz. Lord Cię oszczędzi. Może. - odparł zakładając ręce goryl.
- Droid jest d-dobrze uzbroj-jony, nie dziwię się, ż-że Lord Fikalion go chc-ce. Poraził mnie p-prądem i przypalił silnikami. Ci, co z nim przybyli wy-wybili resztę. Przysięgam! - mówił Sith na kolanach. Kolmuna podrapał się po brzuchu i odparł.
- No dobrze. Zgłoszę Lordowi, że nikt nie przeżył. - powiedział po czym podejrzanie się uśmiechnął.
- J-jak to nikt? A j-.. - nim Sith dokończył zdanie w jego ustach znalazł się prędko wpakowany granat. Sith zaczął, jakby w konwulsjach, rozpaczliwe próby wyjęcia ustrojstwa z ust. Kolmuna szybko wymierzył po czym odstrzelił mu najpierw lewą rękę, potem prawą nogę. Sithowi płynęły łzy z bólu.
- Coś krzywo dziś wyglądasz... - powiedział ironicznie smutno Kolmuna. Po szybkim wymierzeniu odstrzelił mu kolejną nogę i rękę.
- No teraz lepiej - uśmiechnął się zadziornie mężczyzna po czym trzymając w ręce zapalnik rzekł do Sitha - "Zyemus naktis" - po czym granat wypalił zostawiając z chłopaka przypaloną plamę na trawie.
Po wylądowaniu i przeanalizowaniu sytuacji, MT ostrożnie wyjechał ze statku. Nigdy wcześniej nie był na tej planecie. Ostrożnie przejeżdżając przez dziką planetę dotarł do Pałacu. Było tu wielu Sithów w tym również owa dziewczyna, teraz widocznie już przygnębiona. Mity postanowił ją dalej śledzić pod osłoną. Sithka zatrzymała się przy drzewie, na placu gdzie usiadłszy przy nim postanowiła odpocząć. Droid podjechał bliżej lecz przez błędne wyliczenia zahaczył o kępę trawy. Dziewczyna spojrzała na stronę gdzie dostrzegła MT. "0 @#%@#%..." zabrzęczał nisko droid.
Parę chwil później, po wydobyciu paru informacji z droida, Sithka i mechanik otrzymali rozkaz pozbycia się MT. Po mocnym kopnięciu droid poleciał w dół klifu z piskiem. Dziewczyna pochyliła się jednak dostrzegła jedynie błyszczącą plamkę pędzącą prędko w dół. Ze smutkiem wróciła do swoich zajęć. MT szybko obrócił wizjer by obliczyć swoją pozycję. Po sprawnym obrocie załączył silniki i odleciał w górę. Po krótkim momencie Mity znalazł się na balkonie jednego z budynków. Szybkie obliczenia i Emtee wyliczył, że kończy mu się paliwo zapłonowe. "N4 M0J3 08W0DY... MU523 513 574D WYD0574C..." brzęczał pod wentylem droid. Po odnalezieniu komputera pobrał dane lokalizacyjne. "7H34D 4? C0 @#%@#%?? GD213 T0 J357?" jakby się dziwił MT. Po wyłączeniu ochrony budynku, droid udał się w kierunku lądowiska. Na całe szczęście był tam mały myśliwiec zaprojektowany do użytku we współpracy z astromechami. MT wpakował swoje cztery koła do myśliwca i szybko odleciał na autopilocie w kierunku Światów Rdzenia. I tyle go Sithowie widzieli.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:43 am, w całości zmieniany 4 razy
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
"Logh saden dae vali sl ni kav hal rud lin"
Zim-Lar wparował na statek gwałtownym krokiem. Mimo, że szedł prostą linią przez korytarze, jego złość aż od niego emanowała i wszystkie przedmioty wokół niego spadały na podłogę. "Przeklęci Mando..." mamrotał pod nosem Zim kręcąc się przy wejściu do mostka. W końcu emocje wygrały. Rycerz uderzył pięścią w ścianę, w której powstało wgniecenie. Oparł swoją głowę o ramię przyłożone do ściany i zastygł w tej pozycji na chwilę. "Mity... Zim-Fel... kogo jeszcze stra-..." - przerwał nagle po czym podniósł głowę jakby coś go olśniło - "...Jeengo...". Z rozpaczającego niepokoju jego twarz przybrała jego naturalny, refleksyjny ton. Zim obrócił głowę na stronę. Komnata medytacji. Wyjmując zdobyty holocron, rycerz po chwili namysłu ruszył powoli do swojego miejsca.
Na statku panowała cisza. Żadnych brzęków czy odgłosów kół. Martwa cisza. Zim, po odłożeniu swojego płaszcza ustawił ostrożnie zdobycz przed sobą. Uklęknąwszy przed holocronem zaczął swoją medytację. Po chwili pojawił się przed nim holograficzny Klucznik.
- Kyoe ghey vali prendul? - odezwała się postać
- Minni ghey Zim-Lar Tano, Lunosinior Gavalir. - odpowiedział Zim. "Przemawia w Starym Basicu... W istocie stary ten holocron..." mówił sam do siebie w myślach.
- Halikae ghey vali serki, Lunosinior? - zapytał Klucznik.
- Poszukuję technik medytacyjnych Kluczniku... Mam nadzieję, że znasz także Standardowy Galaktyczny. - przemówił rycerz z lekkim uśmiechem.
- Znam, owszem... Choć nie jest to mój mocny strona... Technik medytacyjnych? Jaki jest powód tego potrzeba?
- Mój brat bliźniak zaginął bez śladu... Martwię się o niego... - Zim przerwał na chwilę - ... lata temu przepadł również mój przyrodni brat. Chce ich odnaleźć.
- Medytacja służy do koncentracji i rozmyślania nad Mocem. Jako Jedi powinieneś to wiedzieć Zimie.
- Wiem Kluczniku... Jednak próbuję znaleźć jakiegoś śladu w Mocy... Jakiegoś znaku zostawionego przez to, co się z nim stało... A stało się coś złego, czuję to...
- Czyż to nie jest twój znak? - Zima zamurowało na chwilę. W istocie to mógł być znak sam w sobie. Jednak dalej cała sprawa nie dawała mu spokoju zwłaszcza, że przypomniał sobie o Jeengo.
- Kluczniku... Muszę odnaleźć mojego przyrodniego brata... Ta sprawa mnie męczy od lat..
- Dlaczego miałbym Ci to przekazać?
- Jestem Jedi, Kluczniku. Wiedza jest dla mnie bardzo istotna. Wiem, że uczymy się na błędach... - zatrzymał się ponownie szemrając sam do siebie - ...czemu wysłałem MT samego...?
- "Logh saden dae vali sl ni kav hal rud lin" Zimie... - Jedi podniósł głowę z pytającym wzrokiem widocznie nie rozumiejąc, co właśnie usłyszał.
- "Żyj mądrze tak, byś nie żałował tego, co się stał." - powiedział Klucznik. Zim zrozumiał swoją sytuację. Nie będzie mu łatwo przekonać strażnika holocronu. Klucznik dostrzegł jego strapienie i przemówił spokojnie:
- Pozwolę Ci zgłębić tajnik skrywany przez holocron. Pamiętaj jednak, że musisz wykorzystać to w dobry cel.
- Oczywiście Kluczniku, tylko w dobrym celu. - zapewniał Zim z ulgą na sercu i lekkim uśmiechem na ustach.
Po zakończeniu badania treści holocronu Klucznik poprosił Zima, aby wypróbował technikę. Jedi usiadł w wygodnej pozycji i skupiwszy się w sobie zaczął medytować. Jego oczom ukazała się wizja skalistej, pustynnej planety przepełnionej mrokiem mimo słonecznej pogody. Wśród wielkich posągów dało się słyszeć płacz dziecka, dziecka, dziecka, dziecka...
- - -
Jeengo siedział zniecierpliwiony. Słyszał z jakim trudem Ayla przechodziła poród. Dlaczego nie jest teraz przy niej? Dlaczego nie chce oglądać cud natury? Nie chciał. Miał niedługo zostać Lordem Sithów, poza tym Sith nie może się rozczulać. "Pamiętaj Jeengo, Pokój jest kłamstwem... Nie uspokajaj się, te emocje Ci się przydadzą...". Wreszcie z pokoju obok rozległ się płacz małego dziecka. Jeengo wpadł do niego wyburzając drzwi Mocą. Wystraszony droid położny prawie upuścił noworodka. Ayla ciężko oddychała, ledwo łapiąc oddech. Sith spojrzał na swoją partnerkę trzymającą ich dziecko. Z szeroko otwartymi oczami stał jak wryty nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ayla z uśmiechem przyzwała kiwnięciem głowy swojego ukochanego koło niej. Jeengo podszedł powoli i ostrożnie przyglądając się uważnie swojemu dziecku.- To ona... Trzeba nadać jej imię.. - stwierdziła Ayla. Jej partner, usiadłszy obok Ayli, spojrzał na małą dziewczynkę z drobnym, rudym kosmykiem włosów na głowie.
- W mojej... rodzinie jest tradycja, że jeśli pierwszym dzieckiem jest córka... to należy nadać jej imię babci matki. - Jeengo nie miał wcale tego na myśli. Nie wiedział, jak nazwać swoją córkę, więc użył tradycji swojej przyszywanej rodziny w desperacji.
- Babci... To było... Rud'lin. - uśmiechnęła się Ayla. Jeengo odwzajemnił uśmiech i zaczął się zastanawiać, co może to imię oznaczać. Delikatnie pogładził główkę dziewczynki swoją dłonią opancerzoną w skórzaną rękawicę.
Po chwili, gdy Jeengo opuścił pomieszczenie, Ayla spochmurniała i głaskając Rud szeptała jakby w martwą przestrzeń:
- Tyś jest Rud'lin, bo poczęcie twe jest błędem, którego żałować będę... - Ayla spojrzała rozżalona na swoją córeczkę - ...nie... żałować jedynie będę tego, kim twój ojciec jest... Tyś jest skarb i od losu gest... - agentka przytuliła Rud czule, a po jej policzku spłynęła błyszcząca łza, łza, łza, łza...
- - -
Zim obudził się z wizji. Popatrzył na Klucznika ze zdumieniem i nieśmiało spytał:- Co-co to było?
- Obraz przeszłości widział. Teraz już wiesz gdzie jest brat twój. - stwierdził Klucznik.
- Ale Jeengo... to Sith? Przecież on udał się na trening Jedi...
- Widziałeś przeszłość taki jaki był.
- Być może... A więc Jeengo został Sithem... To przykre... Muszę go od-... - Zim przerwał. Sam nie wiedział, czy tak naprawdę tego chce.
- Mój misja jest skończony tutaj. Dziękuję Zimie, że się spotkaliśmy. Mam nadziej, że szybko nadrobisz te parych dni...
- Jak to pa-... - Zim nie zdążył skończyć zdania. Klucznik powrócił do holocronu - ...-rę dni... Przynajmniej Mistrz Sall nie był w kwaterach Tarczy i mogłem spokojnie przeanalizować zawartość... Teraz muszę-..." - myśl Zima została przerwana przez nagłe pukanie do drzwi statku. Zim wziął swój miecz i powoli ruszył w kierunku drzwi. Po odblokowaniu kodu bezpieczeństwa drzwi same się otworzyły. Ktoś zna hasło otwierające. Znów aktywował swój miecz. Nie wie, co się działo ze statkiem, kiedy był w trakcie wizji. Po chwili brzęk zaczął się nasilać. To tuż za zakrętem. Brzęk był coraz głośniejszy. Zim nagle wyskoczył zza rogu z mieczem wysuniętym przed siebie. Wystraszony astromech zapiszczał "21M! 5P0K0JN13! T0 J4! M17Y!". Zim, sam wystraszony, rzucił miecz i osłupiały wyjąkał "M-Mity?!".
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:41 am, w całości zmieniany 3 razy
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Lew, Człowiek Zemsty
"...A więc tak to się stało..." - stwierdził Zim kręcąc koralikiem na swoim padawańskim warkoczu. Rycerz próbował skleić całą sytuację w swojej głowie, a nie było to łatwe zadanie. Zaginięcie Zim-Fela, zakłócenia w Mocy, Sithowie na Dantooine, wizja, Jeengo i Rud'lin...
- Coś mi tu nie gra Mity... Przecież to się nie trzyma całości, lecz czuję, że to wszystko jest ze sobą powiązane... - Zim zamyślił się na chwilę zanim kontynuował swój wywód chodząc wolnym krokiem po mostku - Od początku... Zim-Fel, po latach milczenia pisze do mnie holo-mail, że nie jest tym, za którego ja go uważałem, że jest. Po pewnym czasie wymiany wiadomości nawiązujemy szyfrowaną komunikację holograficzną w bezpiecznych miejscach. Nagle 'Fel nie pojawia się o wyznaczonej godzinie, nie odpowiada na moje wiadomości przez parę dni. Wyczuwam pewne zakłócenia w Mocy, jakby stało się coś złego, jakby ciemna strona przeżyła pewien mały tryumf. Ale 'Fel żyje, ja to czuje! - mówi lekko podniesionym głosem Jedi. - Dalej... Wysłałem Cię na Dantooine, aby odnaleźć holocr-... Mity, a właściwie skąd wziąłeś te koordynaty? - spytał Zim, jakby znalazł pewną poszlakę.
- N0 W14D0M0 - 2 7W01CH 4RCH1W0W, KT0R3 R423M 2813R4L15MY PR232 L474.
- Które to były dokładnie? Gdzie je znaleźliśmy? Coś mi mówi, że to ma z tym związek... - spytał Zim coraz to intensywniej kręcąc koralikiem. MT zabrzęczał ciągłym niskich dźwiękiem, jakby się zastanawiał. Po przeszukaniu bazy danych odpowiedział:
- C0RU5C4N7. 13 L47 T3MU. 0C4L4LE 24P15K1 2 RU1N. - rycerz momentalnie podszedł do komputera szukając materiału badawczego. Projekt pokazał wybrany fragment archiwalnych zasobów.
- W istocie, pamiętam, że te zapiski były podejrzane... Styl zapisu wskazuje na Sithowską manierę pisowni... Ale ten holocron-... - Zim przerwał. Wyraźnie coś jakby go ugryzło.
- 21M? - wybrzęczał Mity. - C0 J357?
- Czuję coś... Mrocznego. Jest blisko... - nagle dało się słyszeć otwierające się drzwi. Zim chwycił miecz, MT zaczął ładować iskrę. Powoli i cicho podeszli do głównego pomieszczenia kokpitu. Z korytarza wejściowego weszła zakapturzona postać. Podniosła lekko głowę.
- Z-Zim-Fel?! - spytał zdumiony Jedi. - Czy...Czy to ty?! - postać uśmiechnęła się lekko i zadziornie po czym zakryła swoją twarz dłonią. Po odsłonięciu, twarz postaci nabrała o wiele mocniejszych rysów oraz groźniejszego wyglądu, nie mówiąc już o żółtych oczach przepełnionych nienawiścią. Postać odpowiedziała chłodnym głosem bez emocji.
- Witaj Zim-Lar. Nie widziałem Cię od dawna... Tak około 23 lat. - Zim stał jak wryty. Nie chciał wierzyć temu, co się właśnie działo.
- J-Jeengo... - wymamrotał Jedi widocznie zaskoczony całą sytuacją. - Bracie...
- Jeengo Tano już nie istnieje. Teraz stoi przed Tobą Lord Fikalion, potężny Lord Sithów. - mówił groźnie przyrodni brat Zima.
- Więc to prawda... Wizja była prawdziwa...
- Widziałeś to, co chciałem, żebyś widział. Od lat was śledzę, znak każdy wasz ruch - wiem kiedy śpicie, jecie, nawet kiedy sracie. Nie ma miejsca w Galaktyce gdzie moglibyście ukryć się przede mną.
- Jeengo, ale... Dlaczego? Co my Ci zrobiliśmy?! - dziwił się Jedi. - Dlaczego bracie?
- "Nu buti Fik, a lion" - przemówił Fikalion w języku Sithów - "Fik... Fuka Iv Kerstas"
- Lew, Człowiek zemsty... - szeptał sam do siebie Zim.
- Widzę, że znasz język Sithów... Imponujące jak na Jedi... - zastanawiał się głośno Sith. - Widzę, że delikatnie przeceniłem twoje umiejętności... Wykaż się teraz Zim-Larze... Powiedz mi do jakich wniosków doszedłeś - Fikalion oparł się ramieniem o ścianę i zaintrygowany słuchał rycerza. Zim zacisnął pięść i po chwili zastanowienia otworzył usta by przemówić.
- Byłeś na Coruscant 13 lat temu... Byłeś jednym z dowódców Sithów w trakcie Plądracji...
- Dobrzee... - zamruczał Fikalion.
- ...Zostawiłeś zapiski, bo wiedziałeś, że przyjdę szukać ocalałych materiałów...
- Dobrzeee... - uśmiechał się Sith.
- ...Gdy zaginął Zim-Fel wiedziałeś, że będę potrzebował tego holocronu... Podstawiłeś go i twoi nieudolni słudzy zgubili się w ruinach, a potem zaatakowali moją misję myśląc, że to złodzieje...
- Wyśmienicie! Dalej, dalej... - droczył się z Zimem Lord. Zim lekko sprowokowany mówił dalej.
- ...Po aktywowaniu holocronu wpadłem w trans, który trwał na tyle długo, że mogłeś robić, co tylko chciałeś.. - Zim przystanął na chwilę, by zbadać jego umysł. Sith był odporny na wszelkie kontrole umysłu jednak jego pycha w tym momencie wzięła górę.
- ...Sądząc po twoim wyglądzie, gdy tu wchodziłeś użyłeś Iluzji Mocy i podszywałeś się pode mnie... - z twarzy Fikaliona zniknął uśmiech ustępując poważnej kamiennej twarzy. Drgnął lekko do przodu jakby chciał poczynić krok naprzód. Zim mówił dalej.
- ...Zwiodłeś Tarczę... Chciałeś ich okraść z informacji... - Fikalion zaczął przybierać groźną minę, jednak Zim wciągnięty tłumaczył dalej - ...A teraz próbujesz mnie wystraszyć, a raczej zabić... Zwłaszcza, że wiem o Rud-... - Jedi nie zdołał zakończyć zdania. Uniósł się w powietrze podduszany przez wściekłego Lorda używającego Mocy na rycerzu. Zim bezradnie próbował uwolnić się z ucisku. Mity dostrzegając sytuację wystrzelił iskrę w kierunku Fikaliona. Porażony Sith, z furią puścił Zima i aktywował swój czerwony miecz. Jedi zakrztusił się i pchnął Mocą swojego przyrodniego brata w ścianę, dokładnie tam, gdzie kilka dni wcześniej zrobił wgniecenie. Również aktywował swój miecz, po czym jego droid uruchomił alarm systemu ochrony statku. Fikalion rozumiejąc swoje kiepskie położenie cisnął czerwonym piorunem kulistym w kierunku Jedi. Zim porażony padł na podłogę nieprzytomny. MT przejęty sytuacją momentalnie ruszył w kierunku swojego właściciela, gdy Sith uciekał z broniącego się statku. Po chwili, gdy już oddalił się na w miarę bezpieczną odległość, Sith przemówił do Zima w jego umyśle "Sis buti nenx prie Jidai... J'us nayir kutsi, xeu iv j'us!". Jedi leżał dalej nieprzytomny. Emtee owinął nogi swojego właściciela linką i zaciągnął go do lecznicy na statku. Na całe szczęście Zimowi nic nie było. MT zabrzęczał jakby z ulgą. Wprowadził dane do komputera leczniczego po czym odjechał na mostek. "PR23KL3C1 517H0W13..." brzęczał pod wentylem droid.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:37 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Tan(i)o skóra sprzedana
Zim leżał nieprzytomny na łożu medycznym w lecznicy. Jednak jego umysł nie odpoczywał. Przecież nie potrzeba ciała, aby umysł mógł kontynuować swoje dzieło. Jedi wszedł w swój umysł całym sobą. Wydawało mu się, jakby znajdował się w zamglonych ruinach, nie był w stanie dostrzec ścian pomieszczenia. "J'us nayir (J'us nayir) kutsi, xeu (kutsi xeu) iv j'us! (iv j'us!)" rozbrzmiewało echo o szorstkim głosie. Zim motał się na strony próbując zlokalizować źródło dźwięku. Nagle zbliżył się do niego obłok czarnego dymu z czerwonymi oczami, który powoli zaczął przybierać kształt dobrze zbudowanego mężczyzny. Rycerz poczuł na sobie duszący ucisk. Nieudolnie próbował się uwolnić od niewidzialnych więzów na szyi podczas gdy postać zaczęła przybierać coraz groźniejszych kształtów. Zim postanowił sięgnąć po swój miecz, który upadł na podłogę. Nie był jednak w stanie nawet przyzwać go Mocą. Nagle pojawiło się oślepiające światło, które przeszywszy obłok przepędziła mgłę i groźną postać. Zim, uwolniony z ucisku, spadł na podłoże krztusząc się w czasie gdy światło przybrało postać drobnej osoby, która zaczęła się zbliżać do Zima. Nim jednak Zim zdołał rozpoznać ową postać, światło rozproszyło się pozostawiając Jedi w jasnym pomieszczeniu. Odzyskawszy normalny oddech, obraz w oczach Jedi zaczął się rozmazywać powoli ustępując ciemnym barwom znajomego pokoju. "...21M... 211M...?..." słyszał rozchodzące się echem brzęczenie Zim-Lar.
Po odzyskaniu przytomności oraz dojściu do siebie, Jedi udał się do kwater Tarczy. Nie wiedział czego się spodziewać. Mógł jedynie się domyślać, co Fikalion robił pod jego nieobecność. Próbował jednak nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Powoli wszedł do głównego korytarza. Atmosfera w kwaterach była co najmniej poważna, a można by rzecz wręcz ponura i pełna przygnębienia. Zim wyczuwał wyraźnie przez Moc wielki smutek otaczający go zewsząd. Nawet Mity mógł to dostrzec w swoich skomplikowanych obliczeniach. Jedi wkroczył do punktu medycznego. Dostrzegł Sallarosa na łóżku, bardzo bladego i leżącego prawie bezwładnie. Niemiło zaskoczony spytał Dowódcę:
- Witaj Mistrzu Sall. Co się stało?
- Witaj Zim-Larze... - jednak cyborg nie zdołał dokończyć zdania, gdyż przerwała jej gorliwa pomocnica medyka Elis.
- Dowódca musi się oszczędzać. Proszę go nie niepokoić i męczyć! - rzekła groźnie padawanka do wszystkich obecnych w punkcie medycznym. Zim-Lar lekko zniechęcony powiedział:
- Chciałem złożyć raport, dowódco, o tym holocronie... Ale przyjdę chyba jednak gdy już będziesz czuł się lepiej.
- Możesz zostawić mi holopada z raportem - uśmiechnął się słabo cyborg.
- Gdyby tylko było, co pokazywać... - wymamrotał sam do siebie Zim po czym przemówił do Salla - Raport jest na tyle krótki, że wolałbym go powiedzieć. Jednak to kiedy indziej. Zdrowia dowó-... - nim zdołał dokończyć zdanie został wyproszony przez Elisias, która gwałtownym i zdecydowanym ruchem wyrzuciła Jedi z pokoju niemal krzycząc "Proszę nie niepokoić Salla!". Rycerz lekko zdezorientowany nie wiedział, co ze sobą zrobić. Po chwili podjechał do niego MT, który po zbadaniu komputerów kwater stwierdził, że Sall został poważnie otruty. Zim postanowił wrócić na statek i jednak spisać raport na holopad oraz ukończyć swoje studia nad technikami leczniczymi, które rozpoczął 2 lata temu.
Jedi spędził w komnacie medytacyjnej godzinę. Musiał wszystko dokładnie zbadać i przemyśleć. Za dużo się dzieje ostatnio... Zim wziął głęboki oddech i powstał przyzywając Mocą swój płaszcz i pas. "Muszę się udać do Salla... Musi się dowiedzieć o holocronie... I o tym, co się stało..." mówił sam do siebie. Obrócił się za siebie. Stał przed nim MT utrzymujący na małych, cybernetycznych ramionach tacę z gorącym napojem. Zim-Lar uśmiechnął się ciepło "Oj Mity... Chyba masz wirusa szmelcuś, bo robisz się opiekuńczy.". Emtee zabuczał jakby zirytowany. Jedi zaśmiał się serdecznie i poklepując głowicę astromecha wziął napój i począł go spożywać. Patrząc w dal rozmyślał nad słowami raportu, który miał złożyć Dowódcy. W międzyczasie MT-7Z udał się na mostek porządkować dane komputera nawigacyjnego. Zim odpiął swój holopad i robiąc długie, nieme przerwy zaczął spisywać swój raport na temat odnalezionego holocronu, który zniknął wraz z Fikalionem.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:32 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Toksyczne związki
Cisza. Żywioł każdego myśliciela. Utrzymana harmonia wokół. Nic nie zagłusza spokoju, a chaos jest zrównoważony. Cisza... Nie była ona martwa, była idealna - pełna równowagi. Takich właśnie warunków oczekiwałby każdy medytujący Jedi. Tej ciszy... *ŁUB ŁUB ŁUB* Koniec ciszy. Lekko poirytowany rycerz przewrócił się na drugi bok. *ŁUB ŁUB ŁUB ŁUB ŁUB* Metaliczne pukanie nasilało się. Zim zamruczał. O co może chodzić? Nagle zza drzwi pokoju odezwał się brzęk "21M, D0 N135K0NC20N3J R3KUR3NCJ1 P3TL4N3J! W574W4J!". Zim-Lar próbował użyć Mocy na MT, aby go wyłączyć jednak był zbyt rozespany i w zamian otworzył drzwi. Też przycisk. Szkoda tylko, że metr bliżej. "21M! W5744W44J!" brzęczał przeciągle i irytująco Emtee szturchająć astroramieniem jego bok. "Jeszcze 5 minut..." wymamrotał Jedi z twarzą utkwioną w poduszce. Droid nie wytrzymał. Po szybkim załadowaniu iskry cisnął nią w rycerza, który momentalnie stoczył się na podłogę ze skurczem mięśni. Zim syknął w dyskomforcie. "Czekaj tylko ty kupo złomu..." odparł do odjeżdżającego astromecha zbierając się z podłogi. MT wyraźnie zadowolony z przygotowanej pobudki swojego właściciela pojechał do pracowni technicznej, aby zbadać stan silników.
Jedi usiadł na łóżku po czym głęboko westchnął i nałożył na siebie swoje szaty. "Mity, nie zapomnij sprawdzić holo-maila." krzyknął na drugi koniec statku. "R0G13R R0G13R" odbrzęczał astromech, który właśnie jechał do schowka po części. Zim skierował swoje kroki do komnaty medytacyjnej. Uklęknąwszy na środku pokoju skupił się w sobie i rozpoczął poranną medytację. W międzyczasie Mity usprawniał silnik główny statku. Po wykonaniu wstępnych obliczeń i dopasowaniu kilku zębatek zabrzęczał sam do siebie "70 U5PR4WN1 51LN1K1 W 0,000005 96." po czym po chwili dodał "N4 @#%@#% J4 70 R0813? PR23C132 70 7YL3, C0 N1C." Astromech dopiął części i wrócił do schowka przekładając wykorzystane części do utylizacji. Droid udał się do gabinetu Zima, aby sprawdzić holo-pocztę. <<BRAK NOWYCH WIADOMOŚCI>> wybrzmiał komunikat. W porządku, tak więc Emtee ma trochę wolnego. Nie zdążył wyjechać nawet przednim napędem, a odezwał się komunikat <<NOWA WIADOMOŚĆ>>. "4 JU2 M14L3M J3CH4C 24GR4C W H0L0-P4244K..." wybrzęczał jakby niezadowolony droid. MT ruszył do komnaty Zima.
Jedi trwał na medytacji. Próbował rozwiązać dalej zagadkę zatrucia dowódcy. "Dlaczego do tego doszło...? Kto mógł to zrobić...? Czym się kierował...? Gdybym tylko mógł zbadać tę ampułkę...". Ciąg myśli przerwał brzęk kuł. "Coś przyszło Mity?" spytał pewnie Zim. "74K. J3DN4 W14D0M05C. WY50K13G0 PR10RY737U." wybrzęczał astromech. Zim wstał i nałożywszy na siebie swój płaszcz ruszył do gabinetu. W istocie wiadomość była bardzo ważna. "Intrygujące..." rzekł Zim kręcąc koralik "Mity, lecimy do Tarczy. Zaraz potem statek ma być gotowy do wyprawy na Dorin. Koniecznie załatw mi maskę, a Ty się zabezpiecz przed dorińskim gazem.". Rycerz wziął swój holopad z biurka wraz z małą ampułką i udał się na mostek wraz z MT.
Po dotarciu na miejsce, Zim ruszył do punktu medycznego. W środku leżał Sallaros otoczony przez Jedi. Rycerz podszedł do grupki powoli i wykonując lekki skłon przywitał się "Witam mistrzów!". Na te słowa odwrócił się do niego Sindo "Witaj Zimie" po czym sprawnie wrócił do żywej rozmowy z Sallem. Tuż obok na łóżku medycznym spał Skoltus, czerwonowłosy Jedi, który widocznie był zmęczony i postanowił uciąć sobie drzemkę. Zaraz obok stała i przysłuchiwała się rozmowie młoda Padawanka Witma. Gdy tylko dostrzegła śpiącego Jedi postanowiła zrobić mu kawał, czego nie pochwalił Dowódca Tarczy. Sindo postanowił mieć i swój udział i zaczął zagadywać Salla, aby Witma mogła działać. Witma wyjęła marker i zaczęła swoje artystyczne dzieło. W tym czasie Zim-Lar, który przyglądał się całemu zajściu wyciągnął z kieszeni małą ampułkę, którą zabrał z gabinetu i wziął jedną z leżących, nieużytych jeszcze strzykawek. Nabrał drobną ilość środka z ampułki, po czym używając Telekinezy podał śpiącej ofierze miejscowe znieczulenie na twarzy. Z lekkim i cichym śmiechem rycerz wyrzucił strzykawkę i włączył się w rozmowę z pozostałymi mistrzami. Niedługo po tym Skol się obudził i miał duże problemy z mówieniem. Witma, bojąca się konsekwencji, ukrywała się za łóżkiem Salla obserwując całą sytuację. Zim-Lar postanowił sprawdzić stan cyborga na panelu medycznym, aby nie skupiać swojej uwagi na Skolu. Czerwonowłosy Jedi motał się lekko nie wiedząc skąd się wzięło zdrętwienie na jego twarzy, która zdawała się być jak niewyrobione ciasto. MT widząc całą sytuację wysunął swoje lusterko i podał Skolowi przed twarz, by mógł się przejrzeć. Teraz nie tylko jego włosy były czerwone, ale również i twarz ze złości. Zim-Lar podszedł do Jedi z ofertą zbadania jego stanu, jednak Skol zaczął szukać winnej całej sytuacji Witmy. Sindo wskazał wyjście mówiąc, że sprawca wyszedł z lazaretu. Skol wybiegł z punktu medycznego, jednak po chwili znowu uparcie szukał "gówniary" w tym samym pomieszczeniu. Wreszcie zlokalizował źródło jego nowych tatuaży. Zim-Lar postanowił złożyć raport z misji Sallowi.
Po chwili w pomieszczeniu nie było już nikogo poza Sallem i Zimem. Rycerz uznał, że to dobry moment na rozmowę.
- Mistrzu Sall, mogę z Tobą porozmawiać o czymś... delikatnym?
- Mów. - odparł pewnie Sall ze słabym uśmiechem. Czuł się widocznie lepiej, jednak nie był w pełni sił. Zima cieszył stan dowódcy, bał się, że gorzej zniesie od ten okres chorowania. Rycerz zaczął opowiadać cyborgowi o jego rodzinnych związkach i trudnej sytuacji. Pominął on jednak aspekt Fikaliona, który chciał szpiegować w Tarczy.
- W trakcie transu miałem wizję... - powiedział lekko niepewnie Zim.
- Opowiedz mi ją - ciągnął dalej Sall.
- Widziałem-... - Zim przerwał dostrzegając kątem oka wchodzącą dziewczynę. Była do Is.
- Dzień dobry - odparła Echani - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - stwierdziła zawieszając wzrok na Jedi. Zim zdezorientowany nie wiedział, co ze sobą zrobić. Sall kontynuował rozmowę z białowłosą dziewczynę w czasie, gdy Zim wyciągnął swój holopad, by doczytać parę informacji na temat jego wyprawy na Dorin. W międzyczasie do punktu przybyło więcej osób. Po chwili, do lazaretu wjechał MT, który chcąc się dostać do Zima potrącił zagadaną Is. "Hej!" krzyknęła kobieta kopiąc droida. MT w obronie wyciągnął w grożącym geście zapalniczkę. Is rzuciła mu agresywne spojrzenie z delikatną wiązanką, która miała go przestraszyć. Emtee, jakby wystraszony, schował zapalniczkę i cofnął się ładując iskrę. W mało oczekiwanym momencie wystrzelił w kierunku Is prąd o niskim napięciu, który miał spowodować u niej skurcze mięśni. Rozwścieczona Echani rzuciła się na astromecha z pięściami. W tym samym czasie, gdy Sall odbywał rozmowy z kolejnymi ludźmi, Zim postanowił kontynuować rozmowę za pomocą telepatii. Po krótkim opisie wizji Sall rzekł w umyśle:
- ...A może ta dziewczyna, którą spotkał MT to ta córka...?
- ...Nie wiem... Ale jest to możliwe. Muszę to zbadać... - odpowiedział w głowie Zim, który widocznie głęboko w tym momencie myślał. MT, po tym jak dostał w drzwiczki od astroramienia, zirytowany odpalił swoje silniki odrzutowe i przeleciał nad Is przyrumieniając jej białe włosy. Echani warknęła w złości poprawiając włosy. W tym czasie droid zabrzęczał wysoko "H3H3H3H3H3" i przyjechał do Zima przechodząc w stan hibernacji. Is, gdy już trochę ochłonęła podeszła do droida zasadzając mu kopniaka, który trochę ją zabolał z racji posiadania przez nią skórzanych butów. W tym momencie do sali przyszła Elis, która dała niedelikatnie do zrozumienia, że chce porozmawiać na osobności z Dowódcą. Zim wziął Mity'ego pod pachę i opuścił kwatery. Aktywował MT w bezpiecznej odległości od wejścia i ruszyli na statek. Czekała na nich misja o toksycznej atmosferze.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:29 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
"Jedi przy pracy to gorzej niż przegląd techniczny..."
"Mity, pokaż lustro..." rzekł sycząco Zim do astromecha leżąc na łóżku w lazarecie. Jednak jest ślad. Mała, szara plamka na potylicy - siniak-pamiątka po zamachu. Snajper nie miał tego dnia szczęścia. Mimo naprawdę dobrej celności zdołał jedynie uszkodzić obwód tlenowy. "Dlaczego tego nie wyczułem...?" zastanawiał się rycerz w swojej głowie "Może to wynikało z całej sytuacji na Dorin... Mało tlenu, ograniczenie percepcji przez maskę... Wszystko mogło mieć na to wpływ... Ważne jednak, że czegoś się dowiedzieliśmy". Zim usiadł na brzegu łóżka głęboko zamyślony. MT po krótkiej konsultacji z medycznym droidem podjechał do Zima zaaplikować mu lek w koltostrzyku. Rycerz cierpliwie czekał na podanie leku po czym wstał, ubrał się i zaczął chodzić wokół łóżka. "...Snajper albo się ukrywał przede mną za pomocą Mocy, albo był chroniony... Nie, tu musiała grać role atmosfera... Przecież tak dobry snajper nie mógł być wrażliwy na Moc... Albo mógł..." Jedi dalej rozmyślał pod nosem. Mity próbował ściągnąć na ziemię swojego właściciela. Szturchnął Jedi astroramieniem i zabrzęczał: "21M, D0 P0DW0JN3J R3KUR3NCJ1... P0G4D452 50813 2 P0W137R23M N4 5747KU. RU524J 7YM1 C13L157YM1 08W0D4M1!" po czym widocznie próbował wypchać Zima z Kwater. Droid miał rację. Pora do domu.
Rycerz był wchłonięty przez analizowanie danych zebranych w trakcie misji, a było tego mnóstwo. Wszystkie nagrania, sporządzone schematy, badania, jego wyniki medyczne oraz analiza balistyczna zamachu. Do tego całe tło wydarzeń oraz wyczuwanie zmian w Mocy. Zim pracował na najwyższych możliwych obrotach - czuł, że jest blisko rozwikłania nie jednej zagadki. Chodził między holoświetlonymi materiałami, używając Mocy unosił wokół siebie datapady z wykresami, to machnął ręką po kolejne badania spisane ręcznie. W międzyczasie MT asystował swojemu właścicielowi przeglądając dane na komputerze w gabinecie raz po raz wyświetlając nowe i potrzebne materiały na holoprojektorze. Nagle Jedi stanął z ręką utkwioną w podbródku i patrzący prosto przed siebie. MT, nie rejestrując dłuższą chwilę żadnej komendy od Zima, podjechał do rycerza z pytającym brzękiem. Obrócił swój sensor o kilkanaście stopni w górę i rejestrował czym tak się zajął Zim-Lar. Był to holoobraz paru szkiców wykonanych przez Zima. Można było dostrzec na nim twarz kobiety, około 20 lat, twarz mężczyzny o ostrych i agresywnych rysach z blizną w poprzek prawego oczodołu oraz tą samą kobietę z małym dzieckiem. "21M?" Zabuczał cicho Emtee. Rycerz niewzruszony dalej wpatrywał się uważnie w portrety milcząc. Zdezorientowany MT próbował wyliczyć, czego tak bacznie doszukuje się jego właściciel. Nagle, po dłuższej chwili Zim powiedział do astromecha "Mity, nałóż na siebie szkice twarzy i spróbuj wykonać ich hybrydę...". MT posłusznie podjechał do komputera i po chwili wyświetlił wyliczony i przekształcony portret w czterech wersjach. Droid uniósł ponownie swój sensor, aby przeanalizować wyniki działania algorytmu graficznego po czym wysoko zapiszczał "N4 M0J3 08W0DY!". Zim obrócił się w kierunku droida z pytającym i zaintrygowanym wzrokiem. MT podjechał szybko do Jedi i używając własnego holoprojektora wyświetlił lekko rozmazany obraz dziewczyny, którą spotkał na Thead 4 obok jednego z portretów. Zim-Lar nie miał już wątpliwości. "Więc tak wygląda Rud'lin..." wypowiedział na płytkim oddechu. Wiedział, że jego bratanica istniała, co więcej - żyje. Szybkie machnięcie ręką i kilka z datapadów znalazło się przed Zimem. Po analizie raportu MT i przejrzeniu mapy Galaktyki, udało się rycerzowi zlokalizować kilka sektorów, w których mogła znajdować się tajemnicza planeta zamieszkana przez Sithów. "Poszukiwania mogą trwać miesiące... To zbyt niebezpieczna misja... Poza Ilum nie ma pewnego miejsca na terenie Nieznanych Regionów... Mity, przejrzyj twoją historię lokacyjną... Przecież musiałeś tam coś mieć..." droid zabuczał i rozpoczął przeszukiwanie bazy danych. Po chwili zapiszczał sukcesywnie. Zim aż się uśmiechnął. Droid podjechał i podpiąwszy się do jego datapada podał parę uśrednionych koordynatów. Chwila obliczeń. <<ZNALEZIONO 1 PASUJĄCY UKŁAD>> wybrzmiał komunikat. "Sukces!" pomyślał Jedi i z zadowoleniem odłożył parę datapadów na bok podając MT nowy, pusty. "Sporządź mi ogólny raport z potrzebnymi szczegółami z tych tutaj i notkę archiwalną do moich prywatnych zbiorów. To nie koniec na dzisiaj..." rzekł lekko zmęczony Zim i ruszył do swojego stanowiska pracy. Astromech zabrzęczał jakby wzdychając "N0 5UP3R... K13DY WR362C13 50813 W C05 24GR4M N4 H0L0N3C13?".
Zim-Lar po ukończeniu notki w swoim holopadzie westchnął i spojrzał na gabinet. Był w nim pusto. Żadnych stert datapadów, wyświetlanych informacji, notatek. Pusto i cicho. Był tylko jeden holoobraz przed biurkiem Zima - portret Rud. Jedi zamyślił się na chwilę. W tym czasie wjechał do pomieszczenia Emtee. Przeanalizował gabinet swoim sensorem i zabrzęczał do Zima "54M P05PR24L35... CHY84 F4K7YC2N13 M14L35 5P0R0 PR4CY... 51LN1K1 W N0RM13 0R42 U5PR4WN10N3 K0MPUT3RY. R0813 513 W 7YM C0R42 L3P52Y" wypiszczał dumnie astromech. Zim wysłał mu lekki, zmęczony uśmiech i dodał "Pobierz zapis nr 547 z mojego holopada i dodaj do zapasowej bazy. Ja idę spać. Jutro nas wzywają do Akademii na Tython...". Rycerz udał się do swojej kabiny sypialnej, a MT kończył prace na ten dzień. Po wykonaniu ostatnich kontrol włączył tryb ochrony nocnej statku i pojechał do magazynu, gdzie spokojnie wpinając się do zasilania przeszedł w stan hibernacji "J3D1 PR2Y PR4CY 70 G0R523J NI2 PR23GL4D 73CHN1C2NY...".
- - -
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:59 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
"Kiedy miałem 17 lat to usłyszał o mnie świat"
Śluza otworzyła się. Twarz Zima napotkała powiew świeżego, lekkiego powietrza. W tle dało się słyszeć cichy szum strumienia i pojedyncze, delikatnie spływające wodospady. Jedi wziął głęboki wdech i wczuł się w aurę miejsca. Spokój, harmonia, bliskość natury. Tython... Jedyne takie miejsce w Galaktyce. Zim przekroczył próg statku i jego nogi spoczęły na miękkiej ziemi. "Jesteśmy w domu Mity" powiedział cicho bardziej w martwą przestrzeń niż do swojego kompana. MT sam jakby zachwycony powrotem wyjechał na pełnej prędkości ze statku i zaczął krążyć wokół roślin, które tak dawno nie rejestrował swoim sensorem. Rycerz ruszył w dół ścieżką schodząc z górki, na której z reguły lądował swoim statkiem. Tą samą ścieżką, którą wracał prawie każdego dnia do Świątyni. Zatrzymał się na chwilę przy pewnej skale. Spojrzał na nią z uśmiechem i powiedział do astromecha "Pamiętasz to miejsce Mity?". Droid obrócił sensor w kierunku miejsca, które Zim-Lar wskazywał pozycją swojego ciała. "J45N3 21M. 70 8YL4 PR2YG0D4..." wybrzęczał Mity jakby lekko rozmarzony. Sam Jedi zaczął wspominać jak to było kiedyś być padawanem...
- - -
- Padawanie? Padawanie! Gdzie jest ten mały fascynata...? Zim-Larze! - wołał głośno Mistrz Adarian Quenev. Stał lekko zniecierpliwiony wołając ku wejściu do komnaty. Jedi w średnim wieku istotnie nie mógł się naczekać na młodego adepta, który miał wyjątkowy dar do bycia pochłoniętym przez naukę. Wreszcie po chwili wbiegł zdyszany nastolatek. Miał na głowie kompletny chaos w postaci roztrzepanych włosów wraz z niedokładnie związanym warkoczykiem padawańskim, który już praktycznie się rozleciał oraz wypieki na twarzy czerwone niczym oczy Chissa. Wyraźnie zmęczony i zgrzany Padawan otrzepał lekko swoje szaty z kurzu, który był rozprowadzony po całej powierzchni jego ubioru. Nagle zza jego nóg wychyliła się niska, niebieska głowica astromecha. MT-7Z zapiszczał wesoło po czym odpiął haczyk od pasa młodzika. Bo niby dlaczego miałby rozładowywać baterie skoro można się podpiąć do pędzącego niczym statek na Kessel Run Zima?- Jestem Mistrzu! Je-... Jestem! - krzyczał w wejściu zdyszany Zim.
- Najwyższa pora... - rzekł spokojnie Jedi z lekkim uśmiechem. Kiedy ostatnio on był tak samo młody i ambitny? - Padawanie, za prośbą Rady mam Cię poddać kolejnej próbie.
- Dobrze Mistrzu Quenev, zrobię, co tylko mogę-... By Cię nie zawieść. - odpowiedział powoli Zim-Lar. Mężczyzna uśmiechnął się po czym wskazał Zimowi miejsce gdzie miał usiąść.
- Twoim zadaniem będzie udanie się do puszczy za Grzbietem Tythos oraz odnalezienie śladu po bibliotece Je'daii, która podobno tam miała swój skład na głównym kontynencie Tython... - młody nastolatek się rozmarzył. Nie słuchał już dłużej, co mówił do niego Mistrz a jedynie rozmyślał, co będzie w stanie odkryć. -... Jakieś pytania Padawanie?
- C-... Nie Mistrzu, wszystko jasne - uśmiechnął się nastolatek. Jedi kiwnął głową w ramach zrozumienia znając myśli młodego chłopaka. Jednak nie zareagował.
- Dobrze Zim-Larze, ruszaj. Niech Moc będzie z Tobą! - na te słowa adept wykonał skłon ku Mistrzowi Adarianowi i wybiegł z sali.
Długimi godzinami Zim-Lar krążył po gęstym lesie zamyślony. Wreszcie z transu wybudził go pisk MT. Młodzik spojrzał na swojego astromecha i spytał:
- Co jest Mity? Masz coś?
- PR08L3M = WYKRY7Y. DR0G4 = 2GU810N4! - piszczał jakby wystraszony droid. Zim-Lar, początkowo jakby sam przestraszony sytuacją zastanowił się w sobie "Co by zrobił teraz Mistrz Kanu...?" Nastolatek uklęknął i zaczął medytować. Po chwili jakby coś go olśniło "Mity, wyszukaj sensorem najbliższego wzgórza". Astromech zaczął obracać głowicą poruszając sensorem we wszystkie strony. Nagle zablokował swoją oś obrotu na kierunku wschodnim.
- G0R4 = WYKRY74. 24513G = 348 M37R0W. - bez wachania nastolatek ruszył w wyznaczonym kierunku. Przedzierając się przez gęstwiny pomagał sobie swoim mieczem treningowym, który nosił na plecach. MT, mając drobne problemy, aby się przedrzeć przez roślinność, przypiął swoją linkę pasa Zima przeciągając ją przez jego ramię oraz zaczepiająć ponownie z tyłu, na pasie. Sprawnie przechodząc przez kolejne kępy, nagle z nikąd przed Zimem pojawił się rozzłoszczony kot Manka. Zim-Lar, nie przyzwyczajony do starć odruchowo wykonał machnięcie ostrzem oburącz po przekątnej. Kot padł nieżywy obok. Nie miał szans z cięciem prosto w pysk. Młodzik przestraszony zaczął uciekać przed siebie, gubiąc swój miecz. MT próbował uspokoić Zima lecz bez skutku. Pędząc tak parę minut, Padawan nawet nie zauważył, że wbiegł na dość wysoką górkę i znalazł się na sporej polanie. Miejsce to było zielone i spokojne, pełne powiewu świeżego, lekkiego powietrza, w tle dało się słyszeć cichy szum strumienia i pojedyncze, delikatnie spływające wodospady...
Zim-Lar po odbyciu krótkiej medytacji, już spokojny zaczął obserwować okolicę. Mity zaczął pobierać próbki roślin i ziemi, aby zbadać ich położenie oraz miejsce pobytu. Głośny gwizd momentalnie zwrócił uwagę nastolatka.
- Mity, co masz ciekawego?
- 213M14 = WY50K4 24W4R705C 7L3NK0W W M473R11 5K4LN3J. WN1053K = P020574L05C1 P0 574R3J CYW1L124CJ1. - Zimowi zaświeciły się oczy. Tego szukali. Po chwili zaczął szukać skał, głazów i nalotów na podłożu. Nagle trafił na inskrypcję:
- MT... Jesteś w stanie to odszyfrować? - spytał niepewnie Zim-Lar. Droid zabuczał i rozpoczął skanowanie skały. Po dłuższej chwili uzyskał rezultat.
- J32YK = P13RW07N3 F0RMY G4L4K7YC2N3G0 574ND4RD0W3G0. N4P15 =... - w tym momencie pod napisem MT wyświetlił przetłumaczony tekst. "GHIVLIOKEG DHI WOKEL DENBI DHI SS". Zim zachodził w głowę, co to mogło znaczyć - nie był wprawiony w pierwotny galaktyczny. Sięgnął po swojego datapada przypiętego do pasa i rozpoczął przeszukiwanie słów.
- Zdaję się jakby ostatnie słowo znaczyło wiedzę... Powtarzające się "dhi" to przedimek, który nie posiada tłumaczenia, ale oznacza przynależność lub rodzaj wymienionego po nim rzeczownika... "Wokel" to przedimek wyrażający jednomyślność oraz jednoznaczność wykazywanego słowa... "Denbi" to świątynia... Świątynia wiedzy... Brzmi jak Kaleth... Ale co to "ghivliokeg..." - mówił adept dyktując MT poszczególne słowa. Zim poczuł potrzebę odkopania większej części tej skały. Razem z astromechem odsłonili jej podnóże, która ujawniła im znak:
- To chyba... książka... Mity, wiem! To biblioteka! Znaleźliśmy ślad biblioteki! - Padawan aż podskoczył z radości. Niedługo po tym wydarzeniu często wracał na polanę medytować. Ów miejsce stało się dla niego cennym miejscem pełnym spokoju, a świadomość, że kiedyś znajdowała się tu biblioteka napełniała go jeszcze większą zadumą i chęcią do poznawania świata...
- - -
Zim-Lar nawet nie spostrzegł jak dotarli wraz z Emtee do świątyni. W sali zgromadzeni byli już Jedi z Tarczy wraz z młodą Is. Rycerz czuł, że coś tu nie gra. Po chwili do sali wszedł Mistrz w białej szacie wraz z towarzyszącym mu Mistrzem Qrado. Oficjalne powitanie, przestawienie sytuacji - pasowanie na rycerza. "Któż jest owym zasłużonym...?" głowił się Zim. Wyczuwał niepokojącą aurę. Czuł zwątpienie i strach. Słyszał pyszne i rozgoryczone myśli innych Jedi jak wspominali własne pasowania, które odbywały się o wiele bardziej kameralnie. W chwilę po tym padło, kto był odpowiedzialny za to całe zdarzenie - padawanka Elisias. Zim-Lar nie krył zdziwienia na swojej twarzy, a przede wszystkim w swoich myślach. "Elis? Ta arogancka dziewczyna? Rada chyba obniża standardy... Coś mi tu nie gra, mam złe przeczucia, co do tej dziewczyny..." próbował rozszyfrować całą sytuację rycerz. Wreszcie po chwili zwrócił się do MT ze znaczącym wzrokiem. MT pokiwał sensorem na znak zrozumienia, po czym oboje ruszyli na stronę. Zim-Lar sprawdził czy nie przyszła jakakolwiek nowa wiadomość. << MASZ 1 NOWĄ WIADOMOŚĆ >> wybrzmiał komunikat. Jedi otworzył holo-mailową skrzynkę po czym otworzył swoje oczy tak szeroko jak tylko umiał. Upuścił holopada i wybiegł z sali. MT szybko podniósł urządzenie i po odczytaniu wiadomości wziął go w astroramiona i ruszył równie szybko za swoim właścicielem z gwizdem "N4 N135K0NC20N4 R3KUR3NCJ3... F3L 513 0D35W4L!".Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:55 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
"Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła"
W kwaterach Tarczy zabawa się właśnie rozkręcała. Zim przemknął koło kantyny i udał się na piętro, gdzie Sallaros odpoczywał jak zwykle przy kominku. Zim ostrożnie podszedł do cyborga, który go powitał swoim typowym, zmęczonym, ale serdecznym uśmiechem.
- Witaj Zim.
- Witaj Mistrzu Sall. Muszę z Tobą pomówić... - rycerz spokojnie i dokładnie wyjaśnił dowódcy całą sytuację z Zim-Felem...
- - -
Zim-Fel obudził się z potężnym bólem gardła. "Skragowa aparatura..." pomyślał w sobie. 'Fel miał w zwyczaju przeklinać, zwłaszcza gdy coś go bolało. Ostrożnie wstał z łózka medycznego i ubrał na siebie spodnie. Rutyna dnia codziennego... Droid medyczny, kontrola, koltoskrzyki, koltokąpiel, kolto-tamto, kolto-sramto... Akolita miał już tego serdecznie dość. Podszedł do lustra, aby się przejrzeć. Nie robił tego zbyt często... Jego widok był dla niego wręcz bolesny. Ten sam mężczyzna jeszcze 5 lat temu był największym kobieciarzem z Corelli jakiego widziała ta Galaktyka... A teraz...? Bordowa szyja z czarną dziurą w gardle, w której tkwi urządzenie, które wygląda jak najstraszniejszy wynalazek Sithów, otoczone przez ciemno-fioletowe, syntetyczne żyły oraz skrzepłą krew. "Alteash, sługusie skragowy..." wymruczał syntezator mowy. Głośny trzask. Lustro w kawałkach. Zim nie powstrzymał emocji. Tak po prostu rozbił lustro jednym uderzeniem pięści. Nienawiść do samego siebie... Do swojego wyglądu. Teraz przynajmniej skupi się na swojej misji - trzeba odnaleźć Asilasa, cokolwiek się z nim stało. Akolita włożył na siebie swoje szaty. Szyja wciąż rzucała się w oczy... "Frink droyk skrag... Frink cicahro!" klął pod nosem Zim-Fel. Udał się do swojego pokoju i sięgnął po osłonę, która była prawie gotowa. Akolita pracował nad nią od 8 dni i szło mu bardzo dobrze. Nagle piszczący sygnał. "To chyba Fikalion..." rzekł sam do siebie i udał się do biurka po swój komunikator. Z urządzenia odezwał się szorstki i basowy głos, wyraźnie zdecydowany i lekko zdenerwowany.- Zim-Fel, zaraz wracam do siedziby. Bądź w oddziale medycznym.
- Robi się Fik. - odpowiedział 'Fel. Połączenie zostało zakończone. Zim-Fel poczuł, że coś jest nie tak. "Ofax ets burrin tehn..." wymamrotał pod nosem. Przyszedł do pomieszczenia medycznego i rozejrzał się po sali. Nagle spostrzegł coś, czego wcześniej nie udało mu się zauważyć. Sala była okrągła, a łóżka układały się w okrąg z przerwą na wejście. Jednak po drugiej stronie od wejścia brakowało jednego łóżka. Zim-Fel postanowił to sprawdzić. Zamknął oczy i skupił się w sobie. Używając techniki, którą nauczył się w Iglicy Raethów zwaną Wzrok Mocy spojrzał ku ścianie. Była tam śluza. Drzwi do innego pomieszczenia. Zim-Fel otworzył oczy i rozejrzał się po sali. Trzy droidy medyczne to błahostka. Stanąwszy na środku pomieszczenia tąpnął mocno o podłogę wypuszczając Falę Mocy, która pchnęła wszystkie droidy i urządzenia do ścian sali. Elektroniczny personel i kamery zaiskrzyły i wyłączyły się. Na ten hałas do sali wbiegł droid protokolarny Fikaliona. "Panie Zim-Felu, co się-" zaczął mówić lekko zmartwiony 8P lecz nie zdołał zakończyć zdania. Porażony przez turkusową iskrę wypuszczoną z dłoni akolity padł na podłogę z uszkodzoną jednostką pamięci. Zim powolnym i ostrożnym krokiem zbliżył się do ściany, by następnie potraktować ją tą samą iskrą. Śluza otwarła się z turkotem. Akolita wszedł do drugiego pomieszczenia i nie mógł uwierzyć swoim oczom. Widok, który ujrzał przeszedł jego najśmielsze oczekiwania...
"Skrag wagyx..." wyszeptał 'Fel "...to są moje klony?! Muszę uciekać... Nie wiem, co Fikalion planuje, ale to nic dobrego..." mamrotał sam do siebie i wybiegł z sali do swojego pokoju. Zaczął szybko i zdecydowanie przypinać potrzebne rzeczy do jego pasa. Datapad, narzędzia, comlink, miecz świetlny... Teraz materiały i dokumentacja medyczna. Mając już spakowane wszystkie rzeczy Zim-Fel spojrzał na osłonę. Brakowało jej trochę do ideału... Trochę niepewnie, ale instynktownie akolita nałożył osłonę na szyję i gwiżdżąc na swojego smoka orpali, aby ruszał do drogi. Krakers momentalnie obudzony ze snu wstał i ruszył ku wejściu z siedziby Dartha wraz z Zim-Felem. Mimo krzyków służby i sporadycznego oporu akolita wraz ze swoim jaszczurem opuścili budynek odlatując małym statkiem operacyjnym Fikaliona. Po chwili znajdowali się już poza zasięgiem stolicy Imperium. Zim-Fel korzystając z chwili spokoju nadał wiadomość na szyfrowanej częstotliwości do Zim-Lara. "'Lar, tu 'Fel... Potrzebuję twojej pomocy...Jeengo coś knuje..."
- - -
Cyborg bez zastanowienia odpowiedział rycerzowi "W porządku Zim. Informuj mnie na bieżąco o całej sytuacji". Nagle do sali wbiegł catharski mistrz "Sall, jesteś potrzebny na dole w medycznym...". W trakcie gdy mistrzowie dogadywali się, co się stało, Zim-Lar nie mógł znaleźć MT. Jako, że padło w tle imię "Is" rycerz sądził, że to pewnie jego sprawka. Ruszył wraz z pozostałymi Jedi do lazaretu, by zbadać sytuację. Stojąc w wejściu do punktu medycznego Zim-Lar spostrzegł swojego astromecha, który jakby nigdy nic jeździł sobie i analizował ściany korytarza. "Mity..." rzekł lekko groźnie rycerz. MT odpowiedział wesołym brzękiem "0 H3J 21M! C05 513 574L0? 5K4D 7U 7YL3 LUD21?". Zim, przyrumieniony na twarzy, uniósł astromecha Mocą i udał się z nim do pokoju wojennego. Tam zadając mu kopniaka w jedyne miejsce, gdzie MT "może poczuć ból" dało się słyszeć dźwięk o dość wysokiej częstotliwości. "M4 R080C24 M35K05C..." wybrzmiał pisk. Zim-Lar wyprowadzony z równowagi krzyknął "I ŻEBY MI TO BYŁ OSTATNI RAZ! ZROZUMIANO KUPO SZMELCU?!" i po kilku głębszych (oddechach) udał się w kierunku kantyny. MT jechał za nim z nisko ustawionym sensorem niczym zbity ogar kath. Jego oczom ukazała się młodziutka Is, która groźnym wzrokiem mierzyła astromecha. Po dość żywej wymianie zdań oraz drobnej pomocy medycznej Zima, Is wróciła na swoje krzesło prawie bez bólu. Rycerz opuścił kwatery wraz z MT i udali się na swój statek, gdzie mogli w spokoju analizować dane wysłane im przez Zim-Fela.Jedi trwał na medytacji. Elisias... Cały czas miał w głowie obraz młodej dziewczyny, która została niedawno rycerzem zakonu Jedi. Coś mu tu nie pasowało... "Ktoś tu popełnił błąd... Ona nie jest jeszcze gotowa... Zbyt arogancka... Zbyt pewna siebie... Coś mi w niej przeszkadza..." Zim-Lar nie był w stanie dalej medytować. Cała ta sprawa absorbowała jego uwagę. Wstawszy ubrał na siebie swoje szaty i udał się do gabinetu. Zaczął analizować materiały, które zdołał uzyskać na jej temat. "Mity, przynieś mi najnowsze dane od Zim-Fela..." krzyknął w głąb statku rycerz. Brak odzewu. "Mity...?" odezwał się jeszcze raz Zim. "No tak... kazałem mu śledzić Elis... Muszę sprawdzić gdzie on jest." rzekł sam do siebie i udał się do komputera głównego. Po nawiązaniu łączności z MT jego oczom ukazał się widok dziwnej krainy oraz grupy z Tarczy stojącej przed duchem. "Mity, jesteś tam? Odbiór." na konsoli wyświetlił się tekst:
- MT-7Z ZGŁASZA SIĘ. ODBIÓR. - Zim uśmiechnął się i wydał komendę Emtee.
- Podjedź bliżej i badaj całą sytuację. Jeśli będzie to konieczne możesz wyłączyć osłony. - rzekł Jedi i poczekał na odzew astromecha.
- ŻADEN PROBLEM ZIM. TEN DUCH TU PROSI O PYTANIA OD KAŻDEGO. JAKIE PYTANIE MAM ZADAĆ? - Zim zastanowił się na chwilę i odparł:
- Cokolwiek, teraz zrywam łączność głosową, będę obserwował, co się u was dzieje... - rzekł, po czym wyłączył mikrofon. Po dłuższej chwili rozmowy z duchem oczom grupy ukazała się skrzynka. Zim-Lar uznał, że musi ją zbadać. "Odpowiedź względem Elis była najdziwniejsza... Może to pułapka...? A jeśli Sithowie zostawili tu coś? Może to kolejna sztuczka Fikaliona... Już raz mnie zwiódł. Muszę się skontaktować z Sindo...". Rycerz chwycił za swój comlink i wybrał ID mistrza. Po krótkiej wymianie zdań Sindo stwierdził, że zrobi, co może by uzyskać dostęp do chipa, który znajdował się w skrzynce. Chwilę później, Tarcza odkrywa zwłoki Sithów. Mity, po dokonaniu analizy ciał wydał diagnozę, że ciała zostały potraktowane piorunami oraz ostrzem miecza świetlnego, stwierdzając po rozległych oparzeniach. Zim coraz silniej był przekonany, że to wszystko plan jakiegoś Sitha. Wziął swoje rzeczy i udał się do kwater.
Gdy przybył na miejsce zastał tam tylko mistrza Sindo. Po odsłuchaniu kopii wiadomości zawartej na chipie spytał starszego Jedi:
- Mistrzu Sindo, mogę otrzymać pozwolenie na zbadanie tego chipa? Tam powinny być ślady po przycięciu nagrania... Mogę zbadać jaka to technologia.
- Nie ode mnie to zależy, musisz poprosić Elis. - odparł siwy mistrz. Po pożegnaniu się Zim-Lar udał się na taras, gdzie chciał pomówić z Elis na temat chipu i jej nowej pozycji w zakonie. Niestety zajęty drobnym, zielonym problemem nie zdołał porozmawiać z młodą Jedi, która musiała się udać gdzieś w ważnej sprawie. Rycerz wrócił na statek. Tam czekała na niego dobra wieść. "Zim-Lar! Udało mi się znaleźć kryjówkę na Nar Shaddaa! Spotkajmy się tam, mamy do pogadania..." brzmiała wiadomość od 'Fela. Zim z uśmiechem ruszył na mostek i siadając na miejscu kapitana rzekł do MT: "Jednak ciemność nie potrafi ogarnąć światła, ale to właśnie ono rozbije ją swoim ostrzem. Kurs na Shadda Mity!". Po szybkim wprowadzeniu koordynatów statek opuścił orbitę Coruscant i wchodząc w nadświetlną zniknął pośród czerni kosmosu.
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:20 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Marionetkowy teatrzyk
"Wybacz bracie, obowiązki wzywają..." powiedział lekko smutnie Zim-Lar i wstał z sofy "... Odpoczywaj, wkrótce się spotkamy". Zim-Fel ostrożnie podniósł się ze swojego miejsca i przyłożył dłoń przed klatą 'Lara "Nie daj się braciszku. Niech Moc będzie z nami". Rycerz odpowiedział ciepłym uśmiechem i przybiciem lekkiej piątki. Następnie akolita odwrócił się z zadziornym uśmiechem do MT, który ponaglał 'Lara "Trzymaj się Mity i nie rdzewiej". Droid wybrzęczał w odpowiedzi "B4RD20 5M1352N3..." i wyjechał z pomieszczenia. Na pożegnanie Jedi rzucił wzrokiem na swojego bliźniaka. Widać było, że coraz lepiej znosi nowy stan rzeczy.
Zim-Lar wsiadł na swój statek, gdzie zastała go wiadomość z Tarczy - "Do wszystkich jednostek - kurs na Balmorrę. Potrzebna pomoc jak największej ilości osób". MT, który za wcześniej już odczytał wiadomość, ustawił koordynaty na sektor Światów Rdzenia i statek Jedi ruszył ku Balmorrze. Na miejscu na Zima czekał już oddział najemników pracujących dla Tarczy wraz z dwójką Padawanek. Na czele oddziału stał nie kto inny jak Dowódca - Mistrz Sallaros. Zim nałożył kaptur na głowę i ruszył ku grupie. "Witaj Mistrzu Sallarosie!" przywitał gorąco dowódcę rycerz. Po szybkiej wymianie zdań oraz ustaleniu położenia punktu operacyjnego oddział ruszył na poszukiwania. Zim-Lar spojrzał na młodą Witmę. Nie było przy niej jej mistrza, Sindo. Rycerz zaczął się coraz baczniej przyglądać młodej dziewczynie. Coś jakby poruszyło go w głebi serca... Zim nie wiedział czy to współczucie z związku z jej utratą kontaktu z Mocą, czy może litość, która nakazywała mu jej pomagać jak tylko mógł, czy wrodzona odpowiedzialność za słabszych, która podpowiadała mu, że pod nieobecność Sindo powinien się nią zaopiekować... Czy może to było już zaangażowanie emocjonalne... Nie, nie mógł. On jest Jedi. Jedi nie mogą się angażować w związki, tym bardziej z Padawanem, tym bardziej z CUDZYM Padawanem. Nie mógł zrobić tego Mistrzowi. Nie chciał mu odbierać jego Kwiatuszka. Jednak postanowił mieć na nią oko.
Na tych wewnętrznych konfliktach i rozmyślaniach zeszła Zimowi droga. Nagle, przed oddziałem stanął ciemnoskóry Jedi. Zim obrócił się do Emtee z wymownym wzrokiem i komendą "Mt, bądź w pogotowiu". Astromech wypiszczał "R081 513" i włączywszy osłony zniknął w wysokiej trawie. Po chwili dość burzliwej rozmowy tajemniczego Jedi z Sallem pojawiła się grupa ubranych na czarno postaci. Zim zaczął bacznie badać całą sytuację "Wyglądają jak Sithowie... Czuć od nich Ciemną Stronę... Są ubrani na czarno... Ale nie wyczuwam w nich złych intencji..." Myśli rycerza zdawały się potwierdzać słowa Salla, który usilnie próbował wytłumaczyć, że przybysze są po ich stronie. Po chwili dało się słyszeć brzęk włączających się mieczy świetlnych oraz krzyki Sallarosa, który próbował powstrzymać walkę. Witma wyrywała się przed szereg "Mistrzu! Musi reagować!". Zim wiedział, że nie może nikogo narażać - zwłaszcza jej. Powiedział spokojnie do Padawanki "Witmo, uspokój się proszę. Zaufaj Mistrzowi. Stań za mną". Padawanka posłuchała rycerza i posłusznie stanęła za nim wykonując parę głębszych oddechów dla uspokojenia. Oddział Tarczy stał w dezorientacji i obserwował bieg wydarzeń nie mogąc nic zrobić. Raz po raz w ich kierunku spadały odłamki skał i lekko spróchniałych korzeni drzew roztrzaskiwanych na Otchłani. Zim starając się ochronić swoich towarzyszy chciał wznieść nad nimi barierę, jednak zrobił to za późno. Jeden z odłamków trafił Witmę w głowę. "Gwiazdy i Galaktyki..." zamruczał pod nosem Zim. Nie mógł rzucić się jej na pomoc, bo wiedział, że musi chronić pozostałych. Na szczęście rozum wygrał z sercem. Po chwili tajemniczy Jedi uprzednio sparaliżowany przez iskrę MT, a następnie związany w korzenie drzewa przez Chochlika został unieruchomiony. Zim mógł opuścić barierę. Natychmiast po tym zgłosił się do niego Mity z krótkim raportem "J3573M 0K". Rycerz pokiwał do niego głową. Nagle wyczuł coś dziwnego "To wszystko nie ma sensu... Czuję znajomą aurę..." mówił zamyślony. Przeleciał wzrokiem po grupie czarnych postaci. "Może coś mi się wydawało..." pomyślał szybko. Patrząc na oddział Tarczy potrząsnął głową z cichym "Nic tu po nas..." na ustach. Następnie zwrócił się do rannej padawanki:
- Witmo, nie zostawię Cię tu samej, wracasz ze mną? Nic tu po nas... - powiedział z troską i lekkim zmartwieniem. Witma odpowiedziała z bólem na twarzy:
- A co z mistrzem Sallarosem? - Zim lekko się uśmiechnął na te słowa. Dobra dziewczyna, troskliwa. Kiedyś będzie wspaniałym Jedi.
- Da sobie radę, lećmy - odpowiedział spokojnie i pewnie Zim, po czym ruszyli w kierunku statku rycerza. Po przybyciu do kwater MT został na statku wczytując dane z Balmorry do komputera. Zim wraz z Witmą udali się do lazaretu.
- Chodźmy do pokoju medycznego. - rzekł Jedi do padawanki. Po wejściu Witma usiadła na brzegu łóżka medycznego. Rycerz ściągnął kaptur z głowy i spojrzał na Witmę. Młoda padawanka odsłaniła grzywkę pokazując rozcięcie na głowie. Zim wyciągnał rękę nad głową Witmy, która zaczyna lekko się mienić. Po chwili ból ustał, a na miejscu rany nie było ani śladu po rozcięciu.
- Dziękuję - powiedziała dziewczyna i spojrzała nieufnie w stronę droida. W tym momencie do sali wszedł Sall. Stanął oparty o osłonę i wziął głęboki oddech.
- Co-co się tam wydarzyło? - spytała Witma jeszcze w jakby drobnym szoku po wydarzeniach z pola walki.
- Nie wiem Padawanko... Ale niedługo się dowiemy - odpowiedział Zim patrząc kątem oka na Salla. Uśmiechnął się lekko do Witmy i powiedział - Idź odpocznij, spróbuj pomedytować i zastanów się czym jest spokój.
- Wiem czym jest spokój! - oburzyła się Witma, ale zaraz głęboko odetchnęła w celu uspokojenia się.
- Czasami nawet ja się muszę nad tym zastanowić... - uśmiechnął się do padawnki rycerz. Sallaros podszedł i oznajmił:
- Jak poczujesz się lepiej... To wam wszystko wytłumaczę... Rozwiązali mi usta i mogę mówić już o tym. Jak coś... Zapraszam do sali wojennej... Tam się dowiedziecie wszystkiego... - i wyszedł.
- Możesz iść. Słyszę, że na korytarzu jest Mistrz Sindo. Przywitaj się ze swoim mistrzem - powiedział do Witmy. Padawnka wyszła pocierając czoło, które chwilę wcześniej było rozbite. Rycerz usiadł na łóżku i zastanowił się nad swoim zachowaniem. Nie może teraz się dać... Już tyle razy udawało mu się przezwyciężać emocje... I tym razem się uda... W tym momencie do sali przyjechał MT. Zim wstał i rzucił do droida szybko i formalnie:
- Mity, nagrałeś wszystko? - MT zapiszczał wyrażając akceptację.
- Na statek i przetwarzaj... Coś tam musi być... - odpowiedział Zim. MT natychmiast opuścił kwatery i ruszył do statku. W tym czasie Zim-Lar udał się do sali wojennej, aby wysłuchać tego, co Jan'yse miał im do powiedzenia. Sallaros ciągnął swoją przemowę:
-...Bractwo Cieni Jedi jest czymś w rodzaju tajnej policji Zakonu. Podejmujemy się misji, gdzie zwykli Jedi będą zbyt narażeni na Ciemną Stronę. Naszym hasłem jest "Znajdź i zniszcz, by zostało tylko światło".
- ...sami wystawiając się na Ciemną Stronę... - dodała pod nosem rycerz Elisias.
- Wyrzekliśmy się światła... Jasnej Strony, by was chronić, byście byli chlubą Zakonu. - tłumaczył dalej Sall.
- I możesz to tak po prostu powiedzieć? - zdziwił się lekko Sindo. W tym momencie zwróciła się do niego jego Padawnka Witma:
- Mistrzu, co to za naklejka? - i dziabnęła go w pancerz. Sindo zignorował uwagę dziewczyny i dalej słuchał skupiony Dowódcy:
- Otrzymałem rozkaz, by powiedzieć to zaufanym osobom.
- Wcześniej bałeś się śmierci... Jest tu jakiś medyk? - przerwał Sallowi Sindo rozglądając się po sali. Sallaros mówił dalej:
- Rada Jedi nie ma świadomośći o tym. Działamy na zlecenie "Zwierzchników".
- Aha... Robi się tajemniczo... - skomentowała Elisias. Zim rozejrzał się dookoła. Znów ta znajoma aura... Kogoś myśli zdradzają...
- Kontynuuj - rzekł Sindo do cyborga.
- Każdy z Cieni ma inną rolę. Ja jestem Archiwistą: zbieram dane z artefaktów, holocronów itp. Potem niszcze oryginały i uzupełniam wpisy w Archiwum Jedi. Cienie sami zgłaszają się do kandydata czy chce się przyłączyć. Zrobiłem to za młodu nie wiedząc, na co się skazuję. - ciągnął Sall. Witma rozejrzała się po sali, żeby zobaczyć, kto jest. W tym czasie Zim zaczął zagłębiać się swoich myślach, przez co na chwilę ignorował słowa Dowódcy "Cienie... Jakże wymowna nazwa... Stąd kolor czarny... Ale te miecze... Ta ciemna energia... To wszystkie jest takie niebezpieczne... Zaraz, co? Jaka śmierć?" zwrócił uwagę rycerz i słuchał dalej słów cyborga:
- Dokładnie. Moja służba się skończy wraz z moją śmiercią. Już wcześniej miałem umrzeć... Pamiętacie truciznę, prawda? - Sindo potaknął, a Elisias skomentowała:
- Mocne to było cholerstwo... - w tym momencie Zim zrozumiał wreszcie ampułkę "A więc to ta trucizna..." mówił sam do siebie. Skol przeraził fakt, że on też ma w sobie taką ampułkę. Sallaros dodał:
- Każdy ma wczepioną ampułkę i za zdradę jest śmierć. Niestety do naszych obowiązków... Obowiązków egzekutorów jest wyłapywanie upadłych Jedi i Sithów i... Kończenie ich żywota.
- To akurat mi się podoba. - skomentował mistrz Sindo. Witma spytała jakby lekko zmartwiona:
- Mistrzu Sallarosie, skoro teraz wiemy, że ta organizacja istnieje... Kto jeszcze należy do Cieni?
- Widzieliście ich maski. Nie wiemy, kto kim jest. - odpowiedział cyborg.
- Ty też nie wiesz? - pytała dalej zdziwiona padawanka. Zim-Lar patrzył wnikliwie na Skola... Skąd jego strach? Czy on też chciałby coś powiedzieć? Ruda rycerz dodała:
- Aha, czyli z moim... Problemem, mam się ich spodziewać? - na te słowa Zim przeniósł dwoją uwagę na Elis. Sallaros skomentował:
- Elis, nie martw się. Powiadomiłem Radę, więc Cienie są już zablokowani.
- Mam nadzieję Dowódco, ufam Ci. - powiedziała ze słabym uśmiechem ruda Jedi. Zim mówił w sobie "Wiedziałem, że coś jest z nią nie tak... Ona sama mi to potwierdziła...". Dowódca Tarczy kontynuował swój wywód na temat tajemniczych Cieni:
- Mamy wszyscy zasłonięte twarze, tu chodzi o bezpieczeństwo. Storim i ja wiedzieliśmy o sobie, bo na jednej misji, gdy nas Imperium załapało sciągnięto nam maski. - w tym momencie wtrącił się Skol.
- Dlaczego Lalka...?
- Mój tytuł to Lalka przez niewrażliwość na Sithowe artefakty i holocrony oraz... Dawniej z braku emocji. - odpowiedział Sallaros.
- Wistara polubiła to przezwisko... - podsumowała Elis. Sindo spytał zaintrygowany:
- W Tarczy są jeszcze jacyś Ci Cienie? - Skol zamilkł i zaczął patrzeć w jeden punkt, uspokajając się w sobie. Cyborg dodał:
- Sindo, nie wiem, mówiłem Ci, że zasłonięte twarze. Mogą być. Cienie normalnie poruszają się wśród Jedi. Działam dla waszego bezpieczeństwa mimo, że nienawidzę tego. Mogę otrzymać rozkaz, by zabić przyjaciela.
- I tak byś to zrobił, prawda Sall? - wtrącił się Zim-Lar, ale Sall nie odpowiedział mu. Sindo mówił pod nosem:
- Czyli może nim być każdy... - rozglądając się po pomieszczeniu. Całą sytuację skomentował Skoltus:
- To muszą być niezłe koksy, jacyś mistrzowie Jedi, a może nawet członkowie Rady... Przecież zwykłego rycerza by nie wzięli...
- Sindo, Cienie nie atakują bez rozkazu. - uspokajał mistrza cyborg.
- Miejmy nadzieję... - skomentował lekko niepewnie Sindo. D'Kana przeciągnął się głośno:
- Noooaaaa... Najważniejsze, że to już za nami, nie? Najlepiej zapomnieć i zabrać się za swoją robotę... - po czym zaczął szukać czegoś czym mógłby się zająć. Witma powiedziała do cyborga z lekkim uśmiechem:
- Możesz na mnie liczyć. Nikomu nie powiem. - Zim spojrzał na MT, który właśnie przybył. Następnie zerknął na Skola zaciekawionym i grożącym wzrokiem "Dziwnie się coś Skoltus zachowuje... A może zawsze taki był?". Sallaros zastanowił się na chwilę po czym dodał:
- Jeszcze jedno... Jak mówiłem o rozkazach i zabiciu... To może być rozkaz zabicia przyjaciela. Już jeden rozkaz wykonałem. - na te słowa Bobeeck wybuchnęła pretensjonalnie:
- Weź przestań, proszę Cię... - po czym wyszła z wyraźnym niezadowoleniem. Wiele osób na te słowa nie wiedziało jak zareagować, pytali się cyborga o różne rzeczy, po czym wychodzi z sali. W tym czasie Zim wziął swój holopad i zaczął wykonywać wstępny zapis z wyprawy. W tle dało się słyszeć rozmowę Sindo i Salla:
- ...Nie, już złamałem rozkaz broniąć Sotrima. Przeciwstawiłem się Zwierzchnikom. Jestem gotowy umrzeć byście poznali prawdę.
- ...aby spuścić na nas śmierć? Sall... to szaleństwo! - wtrącił się nagle Zim.
- Rozumiem waszą złość względem mnie. Popełniłem wiele błędów w życiu, za które będę płacił do końca życia. - powiedział smutno cyborg. Sindo skomentował:
- Ja bym wolał, żebyś to był Ty, a nie jakiś losowy lump. Jak mówiłem, masz mój miecz. - pocieszał przyjaciela Jedi Sall mówił dalej:
- Niby jak, jak mają świadomość, że zabiłem przyjaciela... Ale zasługujecie na pełną prawdę. - Zim patrzył sceptycznie na Mistrzów po czym odwracał wzrok na biurko, na którym leżał jego holopad i analiza od MT. Dalej analizując dane słuchał o czym rozmawiają pozostali Jedi:
- Cienie to specyficzna grupa, wielu z nich używa Ciemnej Strony jak broni... Pokonać wroga jego własną bronią. Sam używam jednej sztuczki z tego arsenału. Wzmacniam miecz otaczając go ciemną energią i tak zadaje większe obrażenia.
- Czyli prawidłowo. - skomentował Sindo. Zim podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Nie było tu Skola. "Bardzo dziwnie się zachowujesz dzisiaj Skol, bardzo dziwnie...". Następnie jego wzrok przystanął na mistrzach "Zginiemy przez Ciebie Sal..." mówił sam do siebie w duchu.
- Muszę pokończyć parę spraw. - stwierdził Sall i pożegnał się z Sindo, który wyszedł. W sali pozostał tylko Zim i Sallaros (oraz ukrywający się za ścianką Skoltus i MT, który wreszcie miał czas na małe gierki w holonecie).
- - -
- Zim? - spytał nieśmiało Sall. Rycerz spojrzał cyborgowi prosto w oczy. - Teraz znacie prawdę. - powiedział. Zim westchnął i rzekł:- Sall... Jako Jedi staram się rozumieć wszystko dookoła mnie... Ale tego, co robisz nie potrafię.
- Co mam wytłumaczyć?
- Nie widzisz, że mimowolnie skazujesz tych młodych ludzi na pewną śmierć? - mówił lekko pretensjonalnie Zim.
- Zasługują na prawdę. Tak samo otrzymałem pozwolenie od Zwierzchników na wyjawienie tego...
- ...a za parę dni dostaniesz pozwolenie na uciszenie ich. RAZ na zawsze. - wymruczał.
- Jak miałbym wytłumaczyć to, co się stało na Balmorze? - pytał rycerza cyborg.
- Szczerze? - Zim pomyślał na chwilę - Wiedziałeś, że Tarcza jest uparta... Wiedziałeś w jakim celu tam lecimy...
- Cienie sami do nas wyszli jak gdyby nigdy nic. Zwierzchnicy tak się wkopali z tym. Dodatkowo jeden z Cieni palnął do mnie moim tytułem.
- Ale wiedziałeś, że tam jest Otchłań! - uderzył pięścią w stół rycerz Tano. W środku dosłownie gotowało się. Jak można być Jedi i robić takie rzeczy?
- Nie wiedziałem, że on tam jest... Naprawdę nie wiedziałem. Sam się zdziwiłem, że tam jest a jak Cienie wyszli to tylko się załamać jak to się wszystko wali... - tłumaczył się Sall. Zim wziął głęboki oddech i spytał cyborga:
- To jaki był cel tej misji?
- W tej misji mieliśmy szukać śladów na temat Darth Wiris, ta sama, co zaatakowała Tarczę na Tatooine.
- Sall... Dlaczego nas tam zabrałeś? Jaki był powód? - dociekliwie pytał Zim. Chciał usłyszeć prawdziwy powód, jakby oczekiwał na jakieś błędne słowo Dowódcy.
- To był cel misji - Elis miała koordynaty i od nie mam informacje. Okazało się, że to Otchłań wszystko dorzucił, żeby mnie sięgnąć.
- Tylko gdzie ktoś popełnił błąd...? Kto tu zawinił? - pytał jakby otwarcie rycerz z nutką pretensji. Cyborg wzruszył lekko ramionami:
- Nie mam pojęcia. Chyba wszyscy po trochu. Storim, że tak się wystawił. Cienie, że tak pewnie wyszli z ukrycia. I ja nie mając świadomości zagrożenia... - wymieniał Jan'yse.
- Mogłeś temu zapobiec Sall... Nie ukrywajmy tego. - ciągnął Zim. Widać było, że go obwinia i że stracił sporo zaufania do Dowódcy.
- Jak? Nie jestem wszechwiedzący, nawet ja wszystkiego nie przewidzę.
- Skoro jesteś Cieniem i likwidujecie Sithów, to czemu wy Cienie nie zbadaliście całej sprawy? Czemu naraziłeś swoje dzieci Sall? Czemu dalej to robisz...? - dalej mówił pretensjonalnie rycerz.
- Zim... - westchnął cyborg na upartego Jedi.
- Prawda jest ponad wszystkim Sall... Ponad tymi wojnami, ponad mieczem i ponad ludźmi... Kto zna prawdę dzierży władzę. Kto za dużo wie płaci życiem... - tłumaczył swój punkt widzenia Zim.
- Nie mam wpływu na wszystko, jestem u Cieni Archiwistą, ja się zajmuję artefaktami, kolekcjonuję dane. Nie jestem Tropicielem, który ma za zadanie szukać takich, ani Egzekutorem, który dokonuje eliminacji. Nie mam takiej władzy w Cieniach, jestem zwykłym sobą. Człowiekiem, który popełnia błędy.
- Sam się przyznałeś, że zabiłeś przyjaciela. Oby te błędy nie kosztowały niewinnych życia... - stwierdził refleksyjnie i jakby smutno corelliański Jedi.
- Przyjąłem na siebie to zadanie. Miał to dostać Egzekutor jednak ja nalegałem. Ans był moją odpowiedzialnością. Nie dałem rady mu pomóc, uratować więc... Więc chciałem uśmierzyć mu w cierpieniach... Ja zawiniłem i ja musiałem to skończyć. Nie chciałem by był bezimienną ofiarą Cie-...
- Powiedz mi gdzie jest Col? - przerwał Sallowi Zim-Lar - Czemu jej nie widziałem od tylu dni? A może tego też nie wie -zwykły Ty Archiwista-? Może Cienie się nią zajęli? Może zbłądziła? Słyszałem, że miała za dużo podejrzeń, co do Ciebie na Taris... - snuł na głos podejrzenia. Sallaros odpowiedział:
- Col wie o Ansie, nie przekazałem tego Zwierzchnikom, więc nie ma wyroku na nią. Medytuje, odpoczywa ode mnie. - w tym momencie zza ścianki wszedł D'Kana i zajął miejsce na krześle przy komputerze. Zim dodał:
- Kolejna osoba, której grozi śmierć...
- Obserwuję ją, gdyby nagle coś się stało i mógł jej pomóc. Już postanowiłem, że się przeciwstawiam Cieniom. Tarcza jest dla mnie najważniejsza, wy a nie Cienie. Storim może mówić na mnie zdrajca. Niech tak będzie. - uspokajał Zima Sall, tłumacząc swoją pozycję.
- A co jeśli ktoś Cię szpiegował na Taris? Jeżeli ktoś wie o Col? Może właśnie ta osoba aktywowała twoją ampułkę. - dalej ciągnął swoje myśli na głos Zim.
- Wiedzą o jej podejrzeniach, jednak nie są pewni, więc nic nie robią. - dodał cyborg. Całą dyskusję skomentował Skol z nudą w głosie -
- Koooleś... Powiem Ci coś czego nie wiesz o niebieskiej - lubi znikać. Ile razy już jej szukaliśmy - popatrzył na Salla - ze dwa? - Dowódca skinął głowę w ramach potwierdzenia:
- Dwa razy - Skoltus mówił dalej:
- Robi w okół siebie sporo szumu i tyle. Potem leci, żeby wszyscy za nią tęsknili.
- Bez powiadamiania nikogo uważając, że wie najlepiej, co robić... - skomentował lekko pretensjonalnie cyborg. Wiedział, że pewnie znowu się to tak skończy.
- Dokładnie. Znając ją teraz sobie siedzi gdzieś i poluja na jakieś zwierzątka. - Skol chciał odwrócić uwagę od błękitnej Jedi, wiedząc, że niedługo stanie się celem Cieni. MT mierzył sensorem Skola i zabuczał nisko i cicho "GD2135 JU2 W1D214L3M 73N 5P0508 514D4N14..." Skol mówił dalej na temat Col:
- Ehhh.... Będziemy musieli po nią polecieć i pewnie walnie gadką "Nieee, nie chce was, tu mi lepiej, idźcie stąd..." a na końcu i tak z nami przyleci. Będzie chodzić po Tarczy i mówić "Uuu pozmieniało się" - mówił imitując głoś Chisski. Sallaros już lekko zirytowany powiedział:
- Skol, dośc...
- Dobra. - odburknął Skoltus. Zim widząc jego zachowanie wszedł z nim w dyskusję:
- Skol, będąc Jedi masz obowiązek chrnić bezbronnych.
- Tak, już to gdzieś słyszałem...
- Nie powiesz chyba, że jej życie jest Ci aż tak obojętne?
- Szczerze? Czy tak żeby nie było smutno... - Zim uniósł brew na te słowa. Coś tu śmierdzi - ...ona tego chce... Tylko tego nie powie - Skol kliknął coś na pałkę na klawiaturze. Sallaros dodał:
- Jak będzie chciała to polecę po nią, nawet jeśli mnie zaatakuje w gniewie. - Zim wrócił wzrokiem na Salla - Eh... Jestem tylko człowiekiem, nie wiem jak sobie z tym wszystkim radzić... - Zim pytał dalej o błękitną Jedi:
- Wiesz gdzie ona jest, prawda? - Sall odpowiedział:
- Tak. Na Voss obecnie przebywa. Już 3 raz nie popełnie błędu, że zniknie od tak. - Skol wyszukał na komputerze Voss. -
- Sektor Huttów... Takiego nie lecę tam... - skomentował D'Kana.
- Voss to dobre miejsce na uspokojenie się. - dodał cyborg. Zim zastanawił się przez chwilę i westchnał:
- Pozwól, że spytam... Dowódco, mogę z nią porozmawiać? - Sallaros odpowiedział lekko zmartwiony:
- Kontaktu nie mam z nią, podeślę Ci koordynaty jej ostatniego pobytu na Voss i jej kod komunikatora, więc będziesz mógł przedzwonić. - Zim podał Mistrzowi datapad. Sall wypisał wszystkie dane i kod i oddał go. Rycerz odbierając od Salla urządzenie podał je MT do zweryfikowania. Następnie rzucił do Salla i Skola kierując się ku wyjściu:
- Obym i ja nie został waszym kolejnym celem...
- Oby nikt z nas, Cienie też są usuwani. Sam widziałeś już jedną próbę na mnie. - powiedział zmartwiony Sallaros.
- No ja na pewno nie... Kto by chciał takiego niepotrzebnego, przeciętnego Jedi jak ja... zabić - stwierdził Skol. Zim zmierzył wzrokiem D'Kanę i stwierdził:
- Takiego czerwonego chochlika? Pewnie nikt - uśmiechnał się zadziornie wskazując, że mówi żartobliwie. Wracając wzrokiem na Salla:
- Dzięki Sall, nie będę działał pochopnie.
- Jak coś to mów, jeśli coś się odwidzi Zwierzchnikom to Cię powiadomię o sytuacji i trochę im utrudnię działanie... Mam na nich haka. Mogę przecież wszystko wydać Radzie Jedi... Oni nic nie wiedzą o tej organizacji, jak ja upadnę to pociągnę ich za sobą. - zapewniał cyborg.
- Każdy hak jest do czegoś przymocowany Sall... Żeby tylko nie runął sufit harmonii... - powiedział Zim i wyszedł z pokoju wojennego. MT ruszył za nim trzymając holopad i datapad rycerza. "To wszystko jest jak jeden wielki teatrzyk... I niestety sznurkami tu włada za dużo osób..." pomyślał w sobie Jedi i uruchomił windę. Spojrzał na swojego astromecha i wziął od niego bagaż. "Teraz już tylko może być gorzej Mity..." powiedział do droida Zim "... tylko gorzej. To pora na chwilę odprężenia" drzwi windy otwarły się i rycerz wszedł wraz z MT. Zim-Lar dodał "Lecimy na Voss... Mamy misję Mity... Czas aby i jeszcze jedna osoba pobawiła się marionetkami w tym teatrzyku..."
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Nie Lut 14, 2016 1:13 am, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Znaki przeszłości
Link do muzyki z końca posta
- To chyba tutaj... Mity, widzisz ją? - pytał niepewnie rycerz swojego astromecha. MT obrócił swoim sensorem dookoła siebie i stwierdził:
- 24 CH0L3R3... 24DN3J CH155K1 N4 H0RY20NC13...
- Przeklęty cyborg... Albo to była zmyłka, albo jego kontrola nad Col jest naprawdę słaba... - Zim zastanowił się na chwilę po czym powiedział do Emtee - Mity, w teren. Pod osłonami. Ja spróbuję Mocy...
- D0BR4 - zabrzęczał i zniknął w trawie. Zim-Lar uklęknął i zaczął medytować. Myśli krążyły mu po głowie "...Czuję czyjąś obecność... Słyszę głos... Rozpacz... Niezgłębione są drogi Mocy... Zbyt niepojęte, by umysł mógł je zrozumieć...". Nagle usłyszał dość znajomy głos w swojej głowie:
- Kim jesteś? Czemu Moc mi Cię objawia? - mówił kobiecy głos. "To chyba Col..." pomyślał rycerz.
- Jestem głosem szukającego... Strażnikiem, który opuścił swój posterunek... - mówił Zim przez Moc. Col obudziła się z medytacji i wstała.
- Jest tu ktoś? - pytała na głos Chisska. Zim odpowiedział ponownie przez Moc:
- Szukam Jedi, która mogła zbłądzić...
- Nie ma tu Jedi. - odpowiedziała Col jakby sucho. Zim otworzył oczy i wspomógł swoje zmysły używając Mocy, aby odszukać osobę, która przemawia. Wciąż porozumiewał się z głosem telepatycznie.
- Więc kim jesteś?
- Ja... Nikim.
- Nawet cisza przemawia... Nawet przestrzeń ma swój wymiar... Jak możesz być "nikim"?
- A kim Ty jesteś?
- Czyż nie przedstawiłem Ci się już? - spytał filozoficznym tonem rycerz.
- Owszem... Zim-Larze Tano. - Zim uśmiechnął się do siebie na te słowa. W tej chwili Col ukazała się zaledwie kilka metrów przed nim.
- Szukałem Cię Col. - Błękitna Jedi zmrużyła oczy.
- Po co? Chcesz wymierzyć mi sprawiedliwość? Daruj sobie.
- Martwiłem się o Ciebie... Długo Cię nie widzia-... O czym Ty mówisz? - spytał zdziwiony.
- Dwukrotnie zaatakowałam Dowódcę, który złamał Regulamin Tarczy, za którym wszyscy stoją. Głupia nie jestem... List gończy za moją głowę to była kwestia czasu... Pomimo, że nadal jestem jedną z was.
- O tym nie wiedziałem... - rzekł namyślając się.
- Jak to? - Col zmrużyła oczy i zrzuciła kaptur.
- Nikt mi nie wspomniał o ataku na Dowódcę.
- O żadnym? A o jego otruciu?
- Otrucie to wina Cieni. Słyszałem, że troszkę się posprzeczaliście...
- To był jeden mój atak... - Chisska westchnęła i założyła ręce na piersi.
- Col... - zaczął miękko Zim.
- Skąd wiesz o Cieniach?
- Sall wszystkim powiedział.
- Serio? Jaką on grę prowadzi? - spytała Col jakby samą siebie. Zim skupił się w sobie. Coś mu nie dawało spokoju. Po chwili rzekł:
- Wyczuwam... Poczucie winy.. Żal...
- Ode mnie? - zdziwiła się Chisska.
- Nie winisz się za to, co się stało na Taris? O wiele innych rzeczy?
- Ja... Tak... Nie. Postąpiłam słusznie. Wiem o tym. Jestem przekonana.
- Nie przeczę temu. Robiłaś to, co uznałaś za najlepsze dla wszystkich. Tak postępuje Jedi - stwierdził z uśmiechem - Tylko... Dlaczego się winisz?
- To nie poczucie winy tylko straty. - powiedziała Błękitna wyraźnie zgrywając się.
- Col, bądź ze mną szczera... Nie jestem twoim wrogiem.
- Nie ufam nikomu. Poza... Bo. Co u niej? - spytała zmartwionym tonem.
- Nie wiem... Widuję ją jedynie w twoim towarzystwie... Ale Col... - namyślił się chwilę - Wtedy na Taris... Czy i ja byłem przeciwko Tobie?
- Na pewno mnie nie poparłeś.
- Gdybym tam tylko był... - skomentował Zim pod nosem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Byłeś tam! - wykrzyczała z pretensją i zdziwieniem w głosie Chisska.
- Uwierz mi Col.. Żałuję, że tak się stało... Ale nie było mnie wtedy na Taris... Sprawdź swoje uczucia. Nie kłamię... - powiedział to kładąc rękę na sercu.
- Widziałam Cię. Minęłam Cię w wejściu. - Zim opuścił głowę i westchnął ciężko.
- Skup się Col... - po czym klęknął i wszedł w medytację.
- Jeśli Ciebie tam nie było... To kto tam by-
- Skup się Col... - przerwał jej Zim - Otwórz się na to, co chcę Ci pokazać... - Chisska zamknęła oczy i dotknęła czoła Jedi próbując wyczuć to, co Zim chce jej pokazać. Rycerz używając Mocy ukazał jej obraz jego osoby, klęczącej przed holocronem na jego statku. Po chwili zamglony i statyczny obraz medytującego Jedi zamienił się w jasną wizję, która mu się wtedy ukazała, a następnie w ciemne pomieszczenie statku gdzie on i Fikalion rozmawiali. Col słyszała wszystkie rozmowy i widziała wszystko jak się stało tamtego dnia. Ich rozmowę, atak Sitha i jego ucieczkę. Potem Błękitna ujrzała jak Zim wchodził do kwater Tarczy i jak pytał ludzi, co się stało z Sallem.
- Jak widzisz... To nie byłem ja Col... To był podstęp mojego brata... - rzekł wstając.
- Brata? Czyli nie tylko ja mam kochaną rodzinę? - stwierdziła z nutką ulgi.
- To... Skomplikowane... - Zim na chwilę zamilkł po czym dodał - Col... Nie jestem przeciwko Tobie.
- Możliwe... Ale co to zmienia? Sallaros Jan'yse złamał Prawa Tarczy. On go zabił. - Chisska zamknęła oczy.
- To była trudna decyzja... Sall chciał dobrze.
- Co Ty wiesz o trudnych decyzjach!? - krzyknęła nie kontrolując się. Rycerz spuścił głowę i powiedział nisko do siebie "Za dużo niestety...".
- Dobrze... Dlatego pozwalał, bym obwiniała się przez te lata o śmierć Ansarrasa? - ciągnęła pretensjonalnie Błękitna Jedi. Rycerz odpowiedział:
- Nie wiem Col, nie jestem Sallem.
- Cieniem też nie jesteś? - Zim aż się zdziwił tym pytaniem. On Cieniem? Gdyby tak było już dawno ostrza poszłyby w ruch.
- Ufasz mi Col...? - spytał niepewnie.
- Wśród nas jest tajna organizacja zabójców. I mój przyjaciel do niej należy! Nikomu nie ufam! - rycerz westchnął na te słowa.
- Ja Ci ufam... I wiem, że gdy nadejdzie czas to wybierzesz mądrze. Tak samo jak na Taris. - Col wpatrzyła się w Jedi.
- Mam nadzieję, że teraz też tak zrobiłam - powiedziała lekko łamiącym się głosem.
- Pozwól sobie pomóc Col... - mówił spokojnie Zim zbliżając się delikatnie do Chisski.
- Wybacz mi Zim, ale nie jestem chora. Nie potrzebuję uzdrowiciela.
- Poczucie winy i straty to najgorsza choroba serca - powiedział smutno Zim.
- Nie zrozum mnie źle. Kochałam Ansarrasa, ale nigdy nie złamałam Kodeksu... No przynajmniej od czasu pasowania na rycerza.
- Nie musisz mi się tłumaczyć... - wypowiedział rycerz z lekkim uśmiechem i zrozumieniem.
W tym czasie MT wrócił na miejsce ustalone przez koordynaty misji. Podjechał cicho i ostrożnie i spostrzegł parę Jedi. Schowany za głazem cichutko zabuczał "2N4L42L J4... C23MU N1C M1 N13 P0W13D214L...?". Mity uruchomił wszystkie możliwe rejestratory i zaczął bacznie i dokładnie analizować całą scenę. Chisska mówiła dalej:
- Nie przez to tu jestem, że Lalka zabił ex-Jedi. - Zim spojrzał na Błękitną Jedi zaintrygowanym wzrokiem - Opuściłam Coruscant, bo... Sallaros pozwolił, aby ciężar śmierci Ansa leżał na moich barkach. Nie ufam mu. Bardziej niż innym Jedi.
- Sall zawiódł zaufanie wielu... W tym moje i twoje.
- Właściwie... Czemu mnie szukałeś? - zmieniła temat Chisska. Rycerz był lekko zaskoczony pytaniem. Czy możliwe żeby ona to wyczuwała? Nie... Za dobrze to ukrywa. Od lat to robi.
- Mówiłem, martwiłem się o Ciebie... - Col rozejrzała się po sobie.
- Jak widzisz... Nic mi nie jest. - corellianin stał lekko zmieszany. Coraz wyraźniej ją widział. Dlaczego teraz? Dlaczego właśnie w tym momencie to powraca? Chisska popatrzyła na Zima i spytała - Oczekiwałeś innych słów?
- Nie chodzi o to... Bałem się, że coś Ci się stanie... Że Cienie Cię dopadną.
- Naprawdę? To miłe - Chisska dotknęła jego policzka. - Ale uważaj Jedi... Przywiązanie prowadzi na Ciemną Stronę.
- Nie bierz tego do siebie Col... Zależy mi na każdym istnieniu. - powiedział spokojnie rycerz. Dało się słyszeć prawdę w jego słowach, choć ukrywał w sobie, że tak naprawdę na niej zależało mu bardziej.
- Tak jak i mi. Ale jesteśmy Jedi. Żyjemy by służyć. Aż do śmierci.
- Ale masz odrobinę racji... Przywiązanie jest niebezpieczne... - rzekł rycerz głosem winnej osoby.
- Co masz teraz na myśli Zim? - powiedziała mrużąc oczy Col. Zim spojrzał w bok z wyraźnym zastanowieniem. Nie... Nie może jej powiedzieć. To go osłabi jeszcze bardziej.
- Zim? - spytała ostrożnie Chisska.
- Wszystko dobrze... Znaki przeszłości to rany, które się goją najwolniej. - na te słowa Col przechyliła głowę.
- Przynajmniej twój brat nie próbował wyciąć Ci serca. Zawsze może być gorzej. Pamiętaj o tym.
- Col... Ufam Ci. Nie wiem czemu... Ale ufam. - mówił półświadomie rycerz. Już był osłabiony. Powoli tracił nad sobą kontrolę.
- Dziękuję. Żałuję, że teraz nie mogę tego odwzajemnić. - Zim-Lar nic nie odpowiedział. Stał zamyślony omijając wzroku Błękitnej Jedi. Tyle mógł zrobić. Col zauważyła to - Coś ukrywasz.
- Jak każdy. - stwierdził chłodno.
- Coś, co uważasz, że powinnam wiedzieć... Albo przerażają Cię moje oczy - uśmiechnęła się blado.
- Zawsze mnie fascynowały oczy twojego gatunku - odpowiedział Zim ze słabym uśmiechem próbując ukryć swoje zakłopotanie.
- Więc? - dopytywała Chisska zakładając ręce na piersi.
- Nikomu o tym nigdy nie mówiłem... - przystanął na chwilę głosem Zim. Czuł, że dłużej już nie ukryje tego, co się działo w jego sercu. - Przypominasz mi kogoś...
- Ja? - spytała zdziwiona.
- Tak... Ta osoba... Wiele dla mnie znaczyła.
- Jestem połączeniem dwóch ras... Może miraliankę Ci przypominam? - Zim pokiwał lekko głową. Trafiła w samo sedno sprawy - A więc twoje uczucia zdecydowały o tym, że tu przybyłeś...
- Tak i nie - odpowiedział pewnie Zim.
- Co ją spotkało?
- Moc wie w jaki sposób motywować istoty do działania... Być może to wpływ Sobi... Być może to po prostu poczucie, że tak miałem zrobić... - słowa płynęły z ust Zima płynie. Nawet nie próbował tego kontrolować. Miał nadzieję, że dzięki temu jakoś wyplącze swoje słowa.
- O czym Ty mówisz Zim?
- O miraliance, przez którą chciałem zrezygnować z bycia Jedi. - Col uśmiechnęła się ciepło.
- A jednak zostałeś.
- Tylko z jednego powodu... Sobi została zabita przez Sithów. - powiedział bardzo smutno rycerz.
- Przykro mi...
- Wraz z nią tego dnia straciłem mojego mistrza... Mistrza Adonirama Kanu... Chciał ją obronić... - Zimowi zaczął łamać się głos - Nie mogłem nic zrobić...
- Mogłeś, ale postąpiłeś słusznie nic nie robiąc. - rycerz spojrzał szklistymi oczami na Chisskę - Mogłeś zwrócić się ku Ciemnej Stronie i ich pomścić.
- Nie tak działa Jedi...
- Dlatego dobrze, że nie zrobiłeś nic... Zawsze mamy wybór.
- Nie czułem gniewu... Czułem smutek... Zawsze kochałem czytać i medytować... Ale wtedy zacząłem jeszcze więcej czasu poświęcać na naukę, aby zająć głowę... Medytacje, treningi... Przezwyciężyłem Sobi w moim umyśle. - rycerz zacisnął dłonie w pięści i otarł łzę z kąta oka szepcząc do siebie samego "Nie ma emocji... Jest pokój...". Był bliski załamania. Chciał dosłownie teraz rzucić się Chissce w ramiona i wyrzucić z siebie wszystkie żale, tak jak miał w zwyczaju robić to z Sobi. Col patrzyła na Zima swymi "pustymi" oczami. Corellianin stwierdził spokojnym głosem:
- Potrzebujemy Cię Col... Tarcza Cię potrzebuje. J-... - ugryzł się w język. Już chciał powiedzieć, że to on ją potrzebuje - Nie jesteśmy z Sallem bezpieczni. Tylko my to rozumiemy.
- A ze mną będziecie?
- Masz moje poparcie
- Ja... - Chisska zawiesiła głos.
- Col...
- Ja wrócę. Obiecuję. Ale nie mogę teraz. - Zim się lekko skrzywił.
- Wykręcasz się.
- Nie. Oczyszczam umysł. Mistrz Sindo będzie lepszym przywódcą niż ja... - ciągnęła Błękitna Jedi. Zim-Lar ponownie omijał wzrokiem bezźrenicowe oczy Col.
- Jest coś jeszcze. Chodzi o Cienie. Czego jeszcze nie wiem?
- Poza Sallem jest jeszcze przynajmniej jeden Cień w Tarczy... - stwierdził Zim patrząc w bok.
- Kto? - spytała Błękitna Jedi.
- Nie wiem...
- To skąd to przypuszczenie?
- Czułem obecność tej samej osoby, gdy widziałem Cieni oraz w kwaterach. - mówił rycerz, lecz wyraźnie walczył ze sobą w środku. Każde spojrzenie na Col powodowało u niego skok tętna.
- To mogła być druga natura Sallarosa.
- Nie... To był kto inny... - mówił przeciągle Zim, jakby się zastanawiał nad każdym słowem.
- Zim... Mówiłeś, że mi ufasz. Ja czuję, że coś przemilczasz.
- Wybacz Col... Gdy patrzę na Ciebie... - Zim zawiesił głos i przełknął ślinę w ustach próbując jakby ukryć zdenerwowanie - ...widzę Sobi...
- Aż tak bardzo jestem do niej podobna? - rycerz nie odpowiedział. Jedynie pokiwał głową w ramach potwierdzenia. Po chwili dodał:
- To minie... Muszę po prostu się uspokoić i pomedytować... - Col wzięła głęboki oddech.
- Zim-Larze, zróbmy tak. Wróć do Tarczy. Przygotuj się. Ja niedługo wrócę. Obiecuję. I będzie jak dawniej. Ja muszę tu jeszcze coś dokończyć.
- Postaram się... Jedna rzecz mnie niepokoi... - Chisska uśmiechnęła się zapraszająco do Zima, dając mu do zrozumienia, żeby powiedział, co mu leży na sercu.
- Twoja relacja do Salla... Wzbudza ona w Tobie... Niechęć... A to pierwszy krok ku mrokowi... - Błękitna Jedi opuściła głowę.
- Jestem w Tarczy przeszło sześć lat. Gdy Hei'lang mnie zwerbowała, Tarcza była olbrzymią organizacją prężnie się rozwijającą. Tarczą dowodziła Trójka: Sallaros, mistrzyni Hei'lang Chen i generał Wielkiej Armii Republiki Kamzo Gelu - słyszałeś o tej dwójce?
- Niewiele.
- Cała Trójka była starymi przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie wszystko. Wszystko. Jakiś rok po tym jak dołączyłam okazało się, że Chen ma tajny związek z generałem. Na skutek intryg Sitha, Gelu został porwany, a Hei'lang straciła dziecko. Mistrzyni Chen oszalała. Zwróciła się ku Ciemnej Stronie. Zostawiła Tarczę, zostawiła mnie... Gdy zniknęła, w Tarczy pojawiła się siostra generała Gelu, ambitna Jedi. Wkrótce generała odbiliśmy z rąk Sitha, ale Gelu myślał tylko o Hei. Odseparował Oddział 303 od Tarczy i realizował swoje prywatne cele, aż w końcu próbował dokonać zamachu stanu. Tarcza go powstrzymała. Został skazany na śmierć... Teraz Sallaros... Jak widzisz Tarcza nie ma szczęścia do Trójki jej założycieli. Do Trójki jej dowódców... - Zim-Lar delikatnie musnął policzek Chisski swoją dłonią, która spoczęła na jej ramieniu.
- To nie musi się tak skończyć Col...
- Owszem nie musi. Ale póki co wszystko dąży w tym kierunku. - rycerz opuścił głowę widząc w jak ciężkim położeniu się znajdują. Ręka na ramieniu Col lekko się zacisnęła. Błękitna Jedi chwyciła nadgarstek Zima, ale nie zdjęła jego ręki, tylko zacisnęła swoją na jego. Rycerz poczuł ciepło. Nie było to tak bardzo ciepło fizyczne, co ciepło na duchu. Jego serce biło bardzo szybko. Dotyk Chisski sprawiał mu jakby ulgę, dawał nadzieję. Był po prostu ciepły.
- Najsmutniejszy jest fakt, że wszystkiemu ja jestem winna... - powiedziała smutno Jedi.
- To nie twoja wina Col... Nie obwiniaj się... - powiedział Zim i zacisnął dłoń jeszcze mocniej, po czym dodał smutno - Przepraszam... - próbując ściągnąć dłoń z jej ramienia powoli i delikatnie z nikłą nadzieją, że Chisska go powstrzyma. Col jednak puściła jego nadgarstek.
- Jest... Za wszystkim stał jeden Sith. Wszystko to były knucia jednego Sitha, który miał tylko jeden cel - zabić mnie.
- Ale żyjesz - powiedział Zim z lekkim uśmiechem. Istotnie jej obecność była dla niego ważna w tym momencie.
- A oni nie.
- Gdzie tu jest twoja wina? Przecież nie Ty kazałaś ich zabić.
- Gdybym nie przystała do Tarczy... Gdybym odmówiła... Aye'asha'ee nigdy by nie zaatakowała Tarczy. Do niedawna myślałam, że to ona zabiła Ansarrasa.
- Nie miałaś na to wpływu, przecież chciałaś dobrze, nie wiedziałaś, co się stanie. - Col uśmiechnęła się.
- Wiem. Nie obwiniam się... Tak zupełnie. I dlatego muszę tu znaleźć siłę, by móc pracować dalej z Sallarosem. Podobno na to zasłużył. - Zim-Lar chciał znowu położyć rękę na jej ramieniu, ale cofnął dłoń zanim ta odchyliła się znacząco od jego tułowia. Nagle myśli mu wróciły do głowy:
- Na co?
- Na drugą szansę?
- Pytanie czy warto... - Błękitna spojrzała pytająco - Naraża nas wszystkich... Jego pewność siebie może nas zgubić...
- To co proponujesz? - spytała.
- Na pewno nie można tak tego zostawić... Muszę pomedytować i pomyśleć nad tym... - Zim przystanął i spojrzał na Chisskę. Czuł się jakby stała przed nim sama Sobi. Żywa. Co prawda niebieska, ale to dodawało jej jeszcze większego uroku.
- Nie powinniśmy działać pochopnie.
- Col, ja... - Zim westchnął - Wybacz...
- Co mam Ci wybaczyć?
- Moje zachowanie... - Col spojrzała ponownie z pytającym wzrokiem. Zim-Lar popatrzył Błękitnej prosto w oczy wzrokiem pełnym ciepła i uczucia.
- Masz w sobie coś... Co przypomina Sobi... Ale... - rycerz przystanął znów głosem. Nie... Tak być nie powinno. Przecież Sobi nie żyje... Przecież Col to nie ona. Nie wróci jej życia.
- Mam cechy, które były jej obce? - uzupełniła Jedi.
- Tak... I jesteś piękniejsza... - przyznał lekko smutno Zim. Sam nie wiedział, co tak naprawdę mówił.
- Wiesz, że to normalne. Nie jestem nią... - stwierdziła Col i się zarumieniła na fioletowo na słowa Zima. Zim-Lar wiedział, że to już idzie za daleko. Uderzył się w twarz w ramach opamiętania.
- Przestań. Nie zrobiłeś nic złego...
- Ja... Naprawdę... - plątał się język Jedi.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. - Zim opuścił głowę i stał cicho. Kaptur zasłonił mu całą głowę. Próbował się uspokoić, jakoś ogarnąć. To nie było dla niego naturalne, by tak nie panować na sobą. "To nie Sobi... Zapomnij o niej...". W tym momencie Col podeszła bliżej i pocałowała delikatnie Zima w kącik ust. Rycerz oniemiał na chwilę i patrzył za Chisską, która zaczęła się od niego oddalać.
- C-Col... - zająknął się dalej śledząc Jedi, która zdążyła odejść już kilka metrów i zarzucić kaptur na głowę.
- Może obojgu było to potrzebne - Zim stał w ciszy. Nie wiedział, co miał ze sobą zrobić - Wróć na "Potrójne Zero".
- Obiecaj, że wrócisz...
- Wrócę. Obiecuję... - rzekła jakby lekko niepewnie Col. A może to był smutek a nie niepewność... Zim musnął jej usta i policzek przy pomocy Mocy.
- Bywaj Zim-Larze Tano - powiedziała Chisska i otulona Mocą zniknęła.
- Niech Moc będzie z Tobą Col... - powiedział cicho rycerz patrząc jak Błękitna znika w powietrzu. Zim stał jeszcze przez chwilę wpatrzony w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stała Jedi. Smutno westchnął i udał się w stronę miasta, w którym wylądowali. Właśnie... Wylądowali. Mity nie mógł uznać za prawdziwe to, co właśnie zarejestrował. Jego właściciel i najlepszy przyjaciel tak po prostu zapomniał o nim. "K1M D0 CH0L3RY J357 5081?" analizował MT swoją pamięć. Nie mógł jednak znaleźć ani jednego zapisu o takiej osobie, a przecież towarzyszy Zimowi nieprzerwanie od tylu lat. Jakby smutny i zły astromech udał się za Zim-Larem na ich statek.
- To chyba tutaj... Mity, widzisz ją? - pytał niepewnie rycerz swojego astromecha. MT obrócił swoim sensorem dookoła siebie i stwierdził:
- 24 CH0L3R3... 24DN3J CH155K1 N4 H0RY20NC13...
- Przeklęty cyborg... Albo to była zmyłka, albo jego kontrola nad Col jest naprawdę słaba... - Zim zastanowił się na chwilę po czym powiedział do Emtee - Mity, w teren. Pod osłonami. Ja spróbuję Mocy...
- D0BR4 - zabrzęczał i zniknął w trawie. Zim-Lar uklęknął i zaczął medytować. Myśli krążyły mu po głowie "...Czuję czyjąś obecność... Słyszę głos... Rozpacz... Niezgłębione są drogi Mocy... Zbyt niepojęte, by umysł mógł je zrozumieć...". Nagle usłyszał dość znajomy głos w swojej głowie:
- Kim jesteś? Czemu Moc mi Cię objawia? - mówił kobiecy głos. "To chyba Col..." pomyślał rycerz.
- Jestem głosem szukającego... Strażnikiem, który opuścił swój posterunek... - mówił Zim przez Moc. Col obudziła się z medytacji i wstała.
- Jest tu ktoś? - pytała na głos Chisska. Zim odpowiedział ponownie przez Moc:
- Szukam Jedi, która mogła zbłądzić...
- Nie ma tu Jedi. - odpowiedziała Col jakby sucho. Zim otworzył oczy i wspomógł swoje zmysły używając Mocy, aby odszukać osobę, która przemawia. Wciąż porozumiewał się z głosem telepatycznie.
- Więc kim jesteś?
- Ja... Nikim.
- Nawet cisza przemawia... Nawet przestrzeń ma swój wymiar... Jak możesz być "nikim"?
- A kim Ty jesteś?
- Czyż nie przedstawiłem Ci się już? - spytał filozoficznym tonem rycerz.
- Owszem... Zim-Larze Tano. - Zim uśmiechnął się do siebie na te słowa. W tej chwili Col ukazała się zaledwie kilka metrów przed nim.
- Szukałem Cię Col. - Błękitna Jedi zmrużyła oczy.
- Po co? Chcesz wymierzyć mi sprawiedliwość? Daruj sobie.
- Martwiłem się o Ciebie... Długo Cię nie widzia-... O czym Ty mówisz? - spytał zdziwiony.
- Dwukrotnie zaatakowałam Dowódcę, który złamał Regulamin Tarczy, za którym wszyscy stoją. Głupia nie jestem... List gończy za moją głowę to była kwestia czasu... Pomimo, że nadal jestem jedną z was.
- O tym nie wiedziałem... - rzekł namyślając się.
- Jak to? - Col zmrużyła oczy i zrzuciła kaptur.
- Nikt mi nie wspomniał o ataku na Dowódcę.
- O żadnym? A o jego otruciu?
- Otrucie to wina Cieni. Słyszałem, że troszkę się posprzeczaliście...
- To był jeden mój atak... - Chisska westchnęła i założyła ręce na piersi.
- Col... - zaczął miękko Zim.
- Skąd wiesz o Cieniach?
- Sall wszystkim powiedział.
- Serio? Jaką on grę prowadzi? - spytała Col jakby samą siebie. Zim skupił się w sobie. Coś mu nie dawało spokoju. Po chwili rzekł:
- Wyczuwam... Poczucie winy.. Żal...
- Ode mnie? - zdziwiła się Chisska.
- Nie winisz się za to, co się stało na Taris? O wiele innych rzeczy?
- Ja... Tak... Nie. Postąpiłam słusznie. Wiem o tym. Jestem przekonana.
- Nie przeczę temu. Robiłaś to, co uznałaś za najlepsze dla wszystkich. Tak postępuje Jedi - stwierdził z uśmiechem - Tylko... Dlaczego się winisz?
- To nie poczucie winy tylko straty. - powiedziała Błękitna wyraźnie zgrywając się.
- Col, bądź ze mną szczera... Nie jestem twoim wrogiem.
- Nie ufam nikomu. Poza... Bo. Co u niej? - spytała zmartwionym tonem.
- Nie wiem... Widuję ją jedynie w twoim towarzystwie... Ale Col... - namyślił się chwilę - Wtedy na Taris... Czy i ja byłem przeciwko Tobie?
- Na pewno mnie nie poparłeś.
- Gdybym tam tylko był... - skomentował Zim pod nosem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Byłeś tam! - wykrzyczała z pretensją i zdziwieniem w głosie Chisska.
- Uwierz mi Col.. Żałuję, że tak się stało... Ale nie było mnie wtedy na Taris... Sprawdź swoje uczucia. Nie kłamię... - powiedział to kładąc rękę na sercu.
- Widziałam Cię. Minęłam Cię w wejściu. - Zim opuścił głowę i westchnął ciężko.
- Skup się Col... - po czym klęknął i wszedł w medytację.
- Jeśli Ciebie tam nie było... To kto tam by-
- Skup się Col... - przerwał jej Zim - Otwórz się na to, co chcę Ci pokazać... - Chisska zamknęła oczy i dotknęła czoła Jedi próbując wyczuć to, co Zim chce jej pokazać. Rycerz używając Mocy ukazał jej obraz jego osoby, klęczącej przed holocronem na jego statku. Po chwili zamglony i statyczny obraz medytującego Jedi zamienił się w jasną wizję, która mu się wtedy ukazała, a następnie w ciemne pomieszczenie statku gdzie on i Fikalion rozmawiali. Col słyszała wszystkie rozmowy i widziała wszystko jak się stało tamtego dnia. Ich rozmowę, atak Sitha i jego ucieczkę. Potem Błękitna ujrzała jak Zim wchodził do kwater Tarczy i jak pytał ludzi, co się stało z Sallem.
- Jak widzisz... To nie byłem ja Col... To był podstęp mojego brata... - rzekł wstając.
- Brata? Czyli nie tylko ja mam kochaną rodzinę? - stwierdziła z nutką ulgi.
- To... Skomplikowane... - Zim na chwilę zamilkł po czym dodał - Col... Nie jestem przeciwko Tobie.
- Możliwe... Ale co to zmienia? Sallaros Jan'yse złamał Prawa Tarczy. On go zabił. - Chisska zamknęła oczy.
- To była trudna decyzja... Sall chciał dobrze.
- Co Ty wiesz o trudnych decyzjach!? - krzyknęła nie kontrolując się. Rycerz spuścił głowę i powiedział nisko do siebie "Za dużo niestety...".
- Dobrze... Dlatego pozwalał, bym obwiniała się przez te lata o śmierć Ansarrasa? - ciągnęła pretensjonalnie Błękitna Jedi. Rycerz odpowiedział:
- Nie wiem Col, nie jestem Sallem.
- Cieniem też nie jesteś? - Zim aż się zdziwił tym pytaniem. On Cieniem? Gdyby tak było już dawno ostrza poszłyby w ruch.
- Ufasz mi Col...? - spytał niepewnie.
- Wśród nas jest tajna organizacja zabójców. I mój przyjaciel do niej należy! Nikomu nie ufam! - rycerz westchnął na te słowa.
- Ja Ci ufam... I wiem, że gdy nadejdzie czas to wybierzesz mądrze. Tak samo jak na Taris. - Col wpatrzyła się w Jedi.
- Mam nadzieję, że teraz też tak zrobiłam - powiedziała lekko łamiącym się głosem.
- Pozwól sobie pomóc Col... - mówił spokojnie Zim zbliżając się delikatnie do Chisski.
- Wybacz mi Zim, ale nie jestem chora. Nie potrzebuję uzdrowiciela.
- Poczucie winy i straty to najgorsza choroba serca - powiedział smutno Zim.
- Nie zrozum mnie źle. Kochałam Ansarrasa, ale nigdy nie złamałam Kodeksu... No przynajmniej od czasu pasowania na rycerza.
- Nie musisz mi się tłumaczyć... - wypowiedział rycerz z lekkim uśmiechem i zrozumieniem.
W tym czasie MT wrócił na miejsce ustalone przez koordynaty misji. Podjechał cicho i ostrożnie i spostrzegł parę Jedi. Schowany za głazem cichutko zabuczał "2N4L42L J4... C23MU N1C M1 N13 P0W13D214L...?". Mity uruchomił wszystkie możliwe rejestratory i zaczął bacznie i dokładnie analizować całą scenę. Chisska mówiła dalej:
- Nie przez to tu jestem, że Lalka zabił ex-Jedi. - Zim spojrzał na Błękitną Jedi zaintrygowanym wzrokiem - Opuściłam Coruscant, bo... Sallaros pozwolił, aby ciężar śmierci Ansa leżał na moich barkach. Nie ufam mu. Bardziej niż innym Jedi.
- Sall zawiódł zaufanie wielu... W tym moje i twoje.
- Właściwie... Czemu mnie szukałeś? - zmieniła temat Chisska. Rycerz był lekko zaskoczony pytaniem. Czy możliwe żeby ona to wyczuwała? Nie... Za dobrze to ukrywa. Od lat to robi.
- Mówiłem, martwiłem się o Ciebie... - Col rozejrzała się po sobie.
- Jak widzisz... Nic mi nie jest. - corellianin stał lekko zmieszany. Coraz wyraźniej ją widział. Dlaczego teraz? Dlaczego właśnie w tym momencie to powraca? Chisska popatrzyła na Zima i spytała - Oczekiwałeś innych słów?
- Nie chodzi o to... Bałem się, że coś Ci się stanie... Że Cienie Cię dopadną.
- Naprawdę? To miłe - Chisska dotknęła jego policzka. - Ale uważaj Jedi... Przywiązanie prowadzi na Ciemną Stronę.
- Nie bierz tego do siebie Col... Zależy mi na każdym istnieniu. - powiedział spokojnie rycerz. Dało się słyszeć prawdę w jego słowach, choć ukrywał w sobie, że tak naprawdę na niej zależało mu bardziej.
- Tak jak i mi. Ale jesteśmy Jedi. Żyjemy by służyć. Aż do śmierci.
- Ale masz odrobinę racji... Przywiązanie jest niebezpieczne... - rzekł rycerz głosem winnej osoby.
- Co masz teraz na myśli Zim? - powiedziała mrużąc oczy Col. Zim spojrzał w bok z wyraźnym zastanowieniem. Nie... Nie może jej powiedzieć. To go osłabi jeszcze bardziej.
- Zim? - spytała ostrożnie Chisska.
- Wszystko dobrze... Znaki przeszłości to rany, które się goją najwolniej. - na te słowa Col przechyliła głowę.
- Przynajmniej twój brat nie próbował wyciąć Ci serca. Zawsze może być gorzej. Pamiętaj o tym.
- Col... Ufam Ci. Nie wiem czemu... Ale ufam. - mówił półświadomie rycerz. Już był osłabiony. Powoli tracił nad sobą kontrolę.
- Dziękuję. Żałuję, że teraz nie mogę tego odwzajemnić. - Zim-Lar nic nie odpowiedział. Stał zamyślony omijając wzroku Błękitnej Jedi. Tyle mógł zrobić. Col zauważyła to - Coś ukrywasz.
- Jak każdy. - stwierdził chłodno.
- Coś, co uważasz, że powinnam wiedzieć... Albo przerażają Cię moje oczy - uśmiechnęła się blado.
- Zawsze mnie fascynowały oczy twojego gatunku - odpowiedział Zim ze słabym uśmiechem próbując ukryć swoje zakłopotanie.
- Więc? - dopytywała Chisska zakładając ręce na piersi.
- Nikomu o tym nigdy nie mówiłem... - przystanął na chwilę głosem Zim. Czuł, że dłużej już nie ukryje tego, co się działo w jego sercu. - Przypominasz mi kogoś...
- Ja? - spytała zdziwiona.
- Tak... Ta osoba... Wiele dla mnie znaczyła.
- Jestem połączeniem dwóch ras... Może miraliankę Ci przypominam? - Zim pokiwał lekko głową. Trafiła w samo sedno sprawy - A więc twoje uczucia zdecydowały o tym, że tu przybyłeś...
- Tak i nie - odpowiedział pewnie Zim.
- Co ją spotkało?
- Moc wie w jaki sposób motywować istoty do działania... Być może to wpływ Sobi... Być może to po prostu poczucie, że tak miałem zrobić... - słowa płynęły z ust Zima płynie. Nawet nie próbował tego kontrolować. Miał nadzieję, że dzięki temu jakoś wyplącze swoje słowa.
- O czym Ty mówisz Zim?
- O miraliance, przez którą chciałem zrezygnować z bycia Jedi. - Col uśmiechnęła się ciepło.
- A jednak zostałeś.
- Tylko z jednego powodu... Sobi została zabita przez Sithów. - powiedział bardzo smutno rycerz.
- Przykro mi...
- Wraz z nią tego dnia straciłem mojego mistrza... Mistrza Adonirama Kanu... Chciał ją obronić... - Zimowi zaczął łamać się głos - Nie mogłem nic zrobić...
- Mogłeś, ale postąpiłeś słusznie nic nie robiąc. - rycerz spojrzał szklistymi oczami na Chisskę - Mogłeś zwrócić się ku Ciemnej Stronie i ich pomścić.
- Nie tak działa Jedi...
- Dlatego dobrze, że nie zrobiłeś nic... Zawsze mamy wybór.
- Nie czułem gniewu... Czułem smutek... Zawsze kochałem czytać i medytować... Ale wtedy zacząłem jeszcze więcej czasu poświęcać na naukę, aby zająć głowę... Medytacje, treningi... Przezwyciężyłem Sobi w moim umyśle. - rycerz zacisnął dłonie w pięści i otarł łzę z kąta oka szepcząc do siebie samego "Nie ma emocji... Jest pokój...". Był bliski załamania. Chciał dosłownie teraz rzucić się Chissce w ramiona i wyrzucić z siebie wszystkie żale, tak jak miał w zwyczaju robić to z Sobi. Col patrzyła na Zima swymi "pustymi" oczami. Corellianin stwierdził spokojnym głosem:
- Potrzebujemy Cię Col... Tarcza Cię potrzebuje. J-... - ugryzł się w język. Już chciał powiedzieć, że to on ją potrzebuje - Nie jesteśmy z Sallem bezpieczni. Tylko my to rozumiemy.
- A ze mną będziecie?
- Masz moje poparcie
- Ja... - Chisska zawiesiła głos.
- Col...
- Ja wrócę. Obiecuję. Ale nie mogę teraz. - Zim się lekko skrzywił.
- Wykręcasz się.
- Nie. Oczyszczam umysł. Mistrz Sindo będzie lepszym przywódcą niż ja... - ciągnęła Błękitna Jedi. Zim-Lar ponownie omijał wzrokiem bezźrenicowe oczy Col.
- Jest coś jeszcze. Chodzi o Cienie. Czego jeszcze nie wiem?
- Poza Sallem jest jeszcze przynajmniej jeden Cień w Tarczy... - stwierdził Zim patrząc w bok.
- Kto? - spytała Błękitna Jedi.
- Nie wiem...
- To skąd to przypuszczenie?
- Czułem obecność tej samej osoby, gdy widziałem Cieni oraz w kwaterach. - mówił rycerz, lecz wyraźnie walczył ze sobą w środku. Każde spojrzenie na Col powodowało u niego skok tętna.
- To mogła być druga natura Sallarosa.
- Nie... To był kto inny... - mówił przeciągle Zim, jakby się zastanawiał nad każdym słowem.
- Zim... Mówiłeś, że mi ufasz. Ja czuję, że coś przemilczasz.
- Wybacz Col... Gdy patrzę na Ciebie... - Zim zawiesił głos i przełknął ślinę w ustach próbując jakby ukryć zdenerwowanie - ...widzę Sobi...
- Aż tak bardzo jestem do niej podobna? - rycerz nie odpowiedział. Jedynie pokiwał głową w ramach potwierdzenia. Po chwili dodał:
- To minie... Muszę po prostu się uspokoić i pomedytować... - Col wzięła głęboki oddech.
- Zim-Larze, zróbmy tak. Wróć do Tarczy. Przygotuj się. Ja niedługo wrócę. Obiecuję. I będzie jak dawniej. Ja muszę tu jeszcze coś dokończyć.
- Postaram się... Jedna rzecz mnie niepokoi... - Chisska uśmiechnęła się zapraszająco do Zima, dając mu do zrozumienia, żeby powiedział, co mu leży na sercu.
- Twoja relacja do Salla... Wzbudza ona w Tobie... Niechęć... A to pierwszy krok ku mrokowi... - Błękitna Jedi opuściła głowę.
- Jestem w Tarczy przeszło sześć lat. Gdy Hei'lang mnie zwerbowała, Tarcza była olbrzymią organizacją prężnie się rozwijającą. Tarczą dowodziła Trójka: Sallaros, mistrzyni Hei'lang Chen i generał Wielkiej Armii Republiki Kamzo Gelu - słyszałeś o tej dwójce?
- Niewiele.
- Cała Trójka była starymi przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie wszystko. Wszystko. Jakiś rok po tym jak dołączyłam okazało się, że Chen ma tajny związek z generałem. Na skutek intryg Sitha, Gelu został porwany, a Hei'lang straciła dziecko. Mistrzyni Chen oszalała. Zwróciła się ku Ciemnej Stronie. Zostawiła Tarczę, zostawiła mnie... Gdy zniknęła, w Tarczy pojawiła się siostra generała Gelu, ambitna Jedi. Wkrótce generała odbiliśmy z rąk Sitha, ale Gelu myślał tylko o Hei. Odseparował Oddział 303 od Tarczy i realizował swoje prywatne cele, aż w końcu próbował dokonać zamachu stanu. Tarcza go powstrzymała. Został skazany na śmierć... Teraz Sallaros... Jak widzisz Tarcza nie ma szczęścia do Trójki jej założycieli. Do Trójki jej dowódców... - Zim-Lar delikatnie musnął policzek Chisski swoją dłonią, która spoczęła na jej ramieniu.
- To nie musi się tak skończyć Col...
- Owszem nie musi. Ale póki co wszystko dąży w tym kierunku. - rycerz opuścił głowę widząc w jak ciężkim położeniu się znajdują. Ręka na ramieniu Col lekko się zacisnęła. Błękitna Jedi chwyciła nadgarstek Zima, ale nie zdjęła jego ręki, tylko zacisnęła swoją na jego. Rycerz poczuł ciepło. Nie było to tak bardzo ciepło fizyczne, co ciepło na duchu. Jego serce biło bardzo szybko. Dotyk Chisski sprawiał mu jakby ulgę, dawał nadzieję. Był po prostu ciepły.
- Najsmutniejszy jest fakt, że wszystkiemu ja jestem winna... - powiedziała smutno Jedi.
- To nie twoja wina Col... Nie obwiniaj się... - powiedział Zim i zacisnął dłoń jeszcze mocniej, po czym dodał smutno - Przepraszam... - próbując ściągnąć dłoń z jej ramienia powoli i delikatnie z nikłą nadzieją, że Chisska go powstrzyma. Col jednak puściła jego nadgarstek.
- Jest... Za wszystkim stał jeden Sith. Wszystko to były knucia jednego Sitha, który miał tylko jeden cel - zabić mnie.
- Ale żyjesz - powiedział Zim z lekkim uśmiechem. Istotnie jej obecność była dla niego ważna w tym momencie.
- A oni nie.
- Gdzie tu jest twoja wina? Przecież nie Ty kazałaś ich zabić.
- Gdybym nie przystała do Tarczy... Gdybym odmówiła... Aye'asha'ee nigdy by nie zaatakowała Tarczy. Do niedawna myślałam, że to ona zabiła Ansarrasa.
- Nie miałaś na to wpływu, przecież chciałaś dobrze, nie wiedziałaś, co się stanie. - Col uśmiechnęła się.
- Wiem. Nie obwiniam się... Tak zupełnie. I dlatego muszę tu znaleźć siłę, by móc pracować dalej z Sallarosem. Podobno na to zasłużył. - Zim-Lar chciał znowu położyć rękę na jej ramieniu, ale cofnął dłoń zanim ta odchyliła się znacząco od jego tułowia. Nagle myśli mu wróciły do głowy:
- Na co?
- Na drugą szansę?
- Pytanie czy warto... - Błękitna spojrzała pytająco - Naraża nas wszystkich... Jego pewność siebie może nas zgubić...
- To co proponujesz? - spytała.
- Na pewno nie można tak tego zostawić... Muszę pomedytować i pomyśleć nad tym... - Zim przystanął i spojrzał na Chisskę. Czuł się jakby stała przed nim sama Sobi. Żywa. Co prawda niebieska, ale to dodawało jej jeszcze większego uroku.
- Nie powinniśmy działać pochopnie.
- Col, ja... - Zim westchnął - Wybacz...
- Co mam Ci wybaczyć?
- Moje zachowanie... - Col spojrzała ponownie z pytającym wzrokiem. Zim-Lar popatrzył Błękitnej prosto w oczy wzrokiem pełnym ciepła i uczucia.
- Masz w sobie coś... Co przypomina Sobi... Ale... - rycerz przystanął znów głosem. Nie... Tak być nie powinno. Przecież Sobi nie żyje... Przecież Col to nie ona. Nie wróci jej życia.
- Mam cechy, które były jej obce? - uzupełniła Jedi.
- Tak... I jesteś piękniejsza... - przyznał lekko smutno Zim. Sam nie wiedział, co tak naprawdę mówił.
- Wiesz, że to normalne. Nie jestem nią... - stwierdziła Col i się zarumieniła na fioletowo na słowa Zima. Zim-Lar wiedział, że to już idzie za daleko. Uderzył się w twarz w ramach opamiętania.
- Przestań. Nie zrobiłeś nic złego...
- Ja... Naprawdę... - plątał się język Jedi.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. - Zim opuścił głowę i stał cicho. Kaptur zasłonił mu całą głowę. Próbował się uspokoić, jakoś ogarnąć. To nie było dla niego naturalne, by tak nie panować na sobą. "To nie Sobi... Zapomnij o niej...". W tym momencie Col podeszła bliżej i pocałowała delikatnie Zima w kącik ust. Rycerz oniemiał na chwilę i patrzył za Chisską, która zaczęła się od niego oddalać.
- C-Col... - zająknął się dalej śledząc Jedi, która zdążyła odejść już kilka metrów i zarzucić kaptur na głowę.
- Może obojgu było to potrzebne - Zim stał w ciszy. Nie wiedział, co miał ze sobą zrobić - Wróć na "Potrójne Zero".
- Obiecaj, że wrócisz...
- Wrócę. Obiecuję... - rzekła jakby lekko niepewnie Col. A może to był smutek a nie niepewność... Zim musnął jej usta i policzek przy pomocy Mocy.
- Bywaj Zim-Larze Tano - powiedziała Chisska i otulona Mocą zniknęła.
- Niech Moc będzie z Tobą Col... - powiedział cicho rycerz patrząc jak Błękitna znika w powietrzu. Zim stał jeszcze przez chwilę wpatrzony w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stała Jedi. Smutno westchnął i udał się w stronę miasta, w którym wylądowali. Właśnie... Wylądowali. Mity nie mógł uznać za prawdziwe to, co właśnie zarejestrował. Jego właściciel i najlepszy przyjaciel tak po prostu zapomniał o nim. "K1M D0 CH0L3RY J357 5081?" analizował MT swoją pamięć. Nie mógł jednak znaleźć ani jednego zapisu o takiej osobie, a przecież towarzyszy Zimowi nieprzerwanie od tylu lat. Jakby smutny i zły astromech udał się za Zim-Larem na ich statek.
- - -
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
"Czy to przyjaźń czy kochanie?"
Zim stał w lazarecie starając się zająć czymś siebie. Badał stan raportów medycznych, zaopatrzenie punktu i najnowsze badania członków Tarczy. W tym czasie MT aktualizował oprogramowanie droidów asystujących w pomieszczeniu. "No... To mogę wracać do siebie" pomyślał lekko nużony Zim, po czym miał się właśnie udać ku wyjściu. Wrócił się jednak ponieważ zapomniał holopada. W tym momencie do punktu wpadła Elis z Echanką, którą mówiąc delikatnie... Wyglądała jak zatruta Rakghoulskim wirusem. "Eh... Jeszcze robota..." wymruczał sam do siebie rycerz. Is usiadła na łóżku medycznym i nie mogąc wytrzymać presji na żołądku... Wypuściła z siebie zielonawy strumień niestrawionego obiadu. Zim się delikatnie skrzywił i powiedział do swojego astromecha:
- Mity... Posprzątaj to... - MT momentalnie wziął do astroramienia mopa i zaczął sprzątać.
- Co się stało Is? Kiepsko wyglądasz... - dopytywał Zim. Echanka ledwo siedziała. Zdołała ledwo wymamrotać:
- Wszystko... Mnie boli... Ledwo słyszę... Jeszcze Shurri! Tyle krwi! - Is była bardzo blada... Nawet jak na Echani. Zim zaczął uspakajać białowłosą dziewczynę:
- Spokojnie... - i wyciągnął ręce przed siebie. Skupiony w sobie wszedł w delikatną medytację, która pozwoliła mu pozbyć się bólu i przywrócić słuch Is do normalnego stanu.
- Lepiej? - spytał rycerz z uśmiechem. Isminah mimo uśmierzenia bólu nadal odczuwała dyskomfort, a w głowie miała obraz leżącej w kałuży krwi Shurri.
- Kolejna... Fal- - nie zdążyła dokończyć Is. Puściła znowu przed siebie. Zim podrapał się po głowie.
- Eh... Mity... Weź to posprzątaj... - machnął ręką na astromecha, który posłusznie z podłużnym, dość niskim dźwiękiem jakby westchnął i zabrał się do roboty z ciągłym brzękiem. Zim zwrócił się do Echanki - Is, zdejmij wierzchni pancerz, zbadam czy nie masz siniaków.
- Już... Już... - po czym zaczęła odpinać cięższe elementy pancerza od munduru, zdejmując jego górną część.
- Połóż się - powiedział Jedi. Is położyła się ciągle trzymając rękę na brzuchu. Nagle do sali wjechał T1 bucząc jak zdenerwowany.
Zim-Lar wyciągnął z kieszeni przy pasie małą ampułkę i nabrał z niej płynu do strzykawki. Dopełniając jej zbiornik płynem kolto podszedł do Is i powiedział spokojnie:
- Poczujesz lekkie ukłucie, a potem zaśniesz na parę godzin... - Isminah kiwnęła głową. Jej astromech widząc ją na tym łóżku wydał długi smutny dźwięk. Zim zaaplikował Echance koltostrzyk. Gdy Is już usnęła zaczął ją badać. Dyktował Emtee raport medyczny:
- Na ciele pacjentki znajdują się liczne, drobne siniaki wywołane prawdopodobnie przez wybuch odłamkowy. Skóra nie jest w żadnym miejscu uszkodzona, czy przecięta... - po użyciu Mocy na głowie stwierdził - ...Głowa nie otrzymała większych obrażeń... Poza drobnym guzem na skroni nic się nie stało... Ale implant w mózgu wydaje się lekko uszkodzony... - do łóżka Is zbliżyła się Elis wraz z Shurri. - Pacjentka cierpi na dro-...
- Dlaczego przy niej manipulujesz Zim-Larze? - spytała pretensjonalnie ruda Jedi przerywając Zimowi.
- Badam jej stan psychiczny... Teraz śpi. - odpowiedział spokojnie. Co z nią jest nie tak? Nie widzi, że rycerz jest zajęty i musi mu przeszkadzać?
- Czy Isminah wyraziła zgodę na to, abyś przeniknął do jej umysłu? - ciągnęła Elis. Całą sytuację skomentowała Shurri:
- Jej psychika wydaje się silna - po czym wzruszyła ramionami i kuśtykając dalej ze swoim stojakiem od kroplówki poszła.
- Tutaj nie ma miejsca na zgodę Elis. Działam dla dobra pacjentki. Chcesz żeby Is miała traumę i bała się widoku choćby kropli krwi? - spytał rycerz. Is zaczęła grymasić przez sen i się wiercić. - Możesz skończyć, to co ja zacząłem - i zapraszająco wskazał ręką na Is i się odsunął. Echani dalej się wierciła. Elis zrobiła zmartwioną minę i odpowiedziała:
- Po prostu... Nie skrzywdź jej... Dobrze? - Zim dalej stał i patrzył na Elis oczekując jej reakcji - Zim...
- Tak? - spytał jakby wszystko było w porządku Corellianin.
- Po prostu... nie... Eh... - jej głos zaczął się łamać. W międzyczasie MT podjechał do dziewczyny i zaaplikował jej drobną dawkę serum przyspieszającego rozkład hemoglobiny poza naczyniami krwionośnymi. Zim-Lar zauważył drobne zakłopotanie młodej Jedi.
- Rycerzu Elis...
- Słucham.
- Wyczuwam w twoim głosie coś... Niepokojącego... - Elis odparła spokojnie:
- Zmysły potrafią mylić Zim.
- To nie zmysły Elis... To Moc. Gdybym opierał ocenę tylko na zmysłach, wówczas byłoby to bardzo prawdopodobne, aby się pomylić. Jako Jedi, moja ocena opiera się głównie na wyczuwaniu Mocą. - uśmiechnął się starszy rycerz. Elis odpowiedziała:
- Jesteś mądrym i silnym Jedi Zim-Larze... Jednak ja wolę nie leczyć Is... - Zim-Lar pokiwał głową i wyciągnął rękę nad Is. Jego dłoń zaczęła się lekko mienić a rycerz starał się wejść do umysłu młodej Echani. Używając technik iluzyjnych zamienił plamy krwistej czerwieni w pola róż, a przerażające, ciemne otoczenie w błękitne niebo. Echani wreszcie spała spokojnie. Elis rzekła do Zim-Lara:
- Jeśli pomedytujesz, poczujesz doskonale, że coś ze mną nie tak i dlatego wolę nie przenikać umysłu Is. Jeśli jednak obowiązki wzywają... Możesz zawsze poczytać raporty w archiwum Tarczy. - w tym momencie do punktu weszła Wistara i popatrzyła na stojących Jedi wokół łóżka.
- Ojć... To może wpadnę później... Co białej? - Zim pod nosem:
- Teraz będzie lepiej... - i zwrócił się do MT formalnie - Pacjentka weszła w spokojny, głęboki sen. Należy monitorować jej stan. Koniec raportu. - Zim spojrzał na Elis i powiedział do niej:
- Spojrzę na nie w wolnej chwili. Miej na nią oko. Ja muszę udać się na medytację.
- Niech Moc będzie z Tobą Zim-Larze. - Zim skinął głowę ku Elis i wychodząc rzucił Miraliance słaby uśmiech. Emtee dodał nowy raport medyczny do głównego komputera w lazarecie i szybko popędził za swoim właścicielem salutując astroramieniem obecnym w pomieszczeniu Jedi.
- - -
Link do muzyki z końca postuZim-Lar siedział oparty o ścianę w swoim pokoju sypialnym. Komnata medytacyjna stała pusta już drugi dzień. Kiedy ostatnio tak było...? Czy to była jego wina? Czy to była wina Col? Może Sallarosa? Może niczyja? Może tak po prostu miało być... Ale dlaczego? Szaty rycerza dalej spoczywały na wieszaku. Nagle żeliwne pukanie. "Mity... Nie teraz..." mruczał Zim. "N0 @#%@#%... 21M! D3FR4GM3N7UJ 513! R08074 C23K4! 4N4L12Y PR2Y52LY, R4P0R7Y D0 N4P154N14... WYL42!" brzęczał głośno astromech, próbując przejść ochronę drzwi i je otworzyć manualnie. Jedi jednak nie dawał za wygraną. Jednym zgrabnym ruchem dłoni, używając Mocy wyłączył zasilanie statku. "@#%@#%@#%@#%@#%@#%!!" piszczał jakby wściekły MT, po czym odjechał przywrócić zasilanie. Zim-Lar dalej siedział na podłodze oparty o ścianę tuż przy swoim łóżku trzymając w ręce kartkę papieru. Dalej ją miał. Po tylu latach...
Szkic wykonany dwa dni przed tragicznym dniem... Tym dniem, który odmienił całe życie Zim-Lara... Dniem, który zachwiał cały jego świat...
- - -
- To już tutaj! Chodź! Szybko! - wołał Zim. W istocie biegł prędko, przecież nie chciał dać się złapać i mieć problemów. Polana w środku lasu wydawała się na tyle odległa od Akademii, że nikt nie byłby w stanie ich znaleźć. Padawan dotarł na miejsce chwilę wcześniej i zdążył się schować się za drzewem. Młoda miralianka wbiegła na polankę pełną trawy i słońca. Nie widząc Zim-Lara, Sobi zaczęła patrzeć dookoła.- Zim? - powiedziała lekko zaniepokojona. Padawan zamknął oczy i wstrzymał oddech. Chciał jej zrobić niespodziankę. Sobi zaczęła krążyć po łące i patrzeć za swoim ukochanym. Gdy minęła drzewo, za których schował się padawan, Zim wyszedł cicho i zakrył jej oczy. Sobi uśmiechnęła się zadziornie i dźgnęła Zim-Lara w jego brzuch łokciem. Ten lekko zwinięty powiedział:
- Za co...?
- Za to, że mnie straszysz... - powiedziała z przekąsem w głosie i drobnym fochem na twarzy padawanka, po czym podeszła do niego i delikatnym gestem ręki pozbyła się jego bólu. Pogłaskała go po głowie i objęła rękami na karku.
- Przecież mogło Ci się coś stać... Wiesz jak ja się o Ciebie martwię Zimmy... - powiedziała trochę smutno i położyła swoją głowę na jego piersi.
- Wiem Min Larel... Przepraszam... - odpowiedział całując jej czoło i obejmując ją. Para stała tak przez chwilę w milczeniu i skupieniu.
- Zimmy... - wyszeptała miralianka.
- Tak Sobi?
- Kochasz mnie...? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście... - odpowiedział lekko zmartwiony Zim. Padawanka uśmiechnęła się lekko.
- Przepraszam, że pytam... Po prostu lubię być tego pewna... - powiedziała cicho wtulając się w Corelliańskiego chłopca.
- W porządku Min Larel... Jutro będziemy gotowi na nasz plan.
- Jutro nie... - powiedziała smutno.
- J-jak to nie? - zapytał zaskoczony Zim - Przecież już prawie wszystko gotowe, zapasy przygotowane, Mity znalazł trans-...
- Zim... Mistrz Adarian coś podejrzewa... Jutro lecę na Coruscant na 7 dni z samego rana... Nie ma możliwości, żebym się wtedy nie pojawiła na statku... Wybacz mi ukochany... - powiedziała prawie szlochając miralianka.
- Nie bój się Sobi... Coś wymyślimy... Coś wymyślimy... - mówił coraz ciszej padawan głaszcząc ją po głowie.
Para usiadła na brzegu polany, pod drzewem. Sobi, oparta o Zima, siedziała i obserwowała naturę wokół, gdy Zim zajmował się swoimi rzeczami. Uwielbiali tę formę spędzania czasu razem. To była jedyna możliwość. Tym razem jednak Zim nie uczył się. Siedział z kartką i szkicował spoglądając na Sobi, co chwilę z uśmiechem. Po dłuższej chwili pokazał miraliance jej własny portret. Padawanka uśmiechnęła się ciepło i pocałowała Zima namiętnie.
- Jesteś wspaniały Zimmy... I taki utalentowany... Masz rację, jutro uciekniemy. Musi się nam udać.
- Z całą pewnością Sobi. Moc nam sprzyja od początku, nie ma innej opcji - uśmiechnął się Zim. Wtedy Sobi się zerwała i śmiejąc się zaczęła tańczyć przed adeptem z gracją. Dawno tego nie robiła. Od dawna Zim-Lar nie widział jej takiej szczęśliwej... Padawan spojrzał na słońce, po czym z lekkim strachem wstał i porwał Sobi za rękę ku ścieżce.
- Jesteśmy spóźnieni! Musimy biec! - krzyczał tłumacząc się. W trakcie biegu para zahaczyła o wystający korzeń i przewróciła się na siebie. Miralianka, leżąc na Zim-Larze popatrzyła mu prosto w oczy i pocałowała z uczuciem. Padawan nie mógł się powstrzymać od odwzajemnienia swoich uczuć. Po dłuższej chwili wstali i pobiegli ku Akademii.
Po poważnym opóźnieniu tego dnia, Zim dostał dodatkową pracę w Archiwach. Trwało to do środka nocy, także padnięty adept zasnął od razu po tym jak położył się spać. Nad ranem został obudzony przez MT "21M = W574W4C! G0D21N4 = P02N4! 57473K = 0DL47UJ3!". Padawan zerwał się na nogi jak poparzony i zebrał rzeczy pędząc ku portowi w Akademii. Było jednak za późno. Wahadłowiec odleciał ku stacji orbitalnej, a wraz z nim jego ukochana Sobi. Zdenerwowany Zim-Lar rzucił wszystkie rzeczy w swojej kwaterze w kąt i zastanawiał się, co ma teraz począć. Ubrawszy na siebie szatę padawana ruszył na trening z jego mistrzem. Jakie było jego zaskoczenie, gdy w sali zamiast jego mistrza ujrzał mistrza Sobi - Adariana Queneva.
- W-witaj Mistrzu Quenev. Gdzie jest Mistrz Kanu?
- Odleciał przed chwilą na Coruscant z moją padawanką. Rada prosiła, aby wykonał pewne zadanie w stolicy i uznałem, że Sobi powinna nauczyć się paru rzeczy. Mistrz Adoniram był przychylny ku mojej propozycji, więc w ciągu najbliższych 7 dni będę Cię uczył. - powiedział z uśmiechem Jedi w średnim wieku. Zim lekko się skrzywił, a w duszy zasmucił. Nie miał wyboru. Po odbyciu treningów tego dnia udał się do Archiwów w celu lektury paru zapisków. Nagle do sali wbiegł zdyszany, nastoletni adept.
- Zi-...Zim-Lar! Zgłoś się do... do Rady! Pilne! - padawan wraz ze swoim astromechem momentalnie ruszyli w kierunku sali obrad. Tam nie czekało na niego nic dobrego.
- Padawanie Zim-Larze Tano, Mistrzu Adarianie Quenev... - przemówił formalnie Mistrz Jaric Kaedan - ...jak wiecie dzisiaj rano odleciał ze stacji orbitalnej statek na Coruscant, na którego pokładzie znajdował się Mistrz Adoniram Kanu oraz Padawanka Sobi Maoi Mnaa... - tu zawiesił głos spoglądając na Mistrzynię Shan, która zabrała głos.
- Z przykrością informujemy was, że padli oni ofiarą zasadzki sił Imperium stacjonujących w obszarze Zakładowym, tuż przy zniszczonej świątyni Jedi. Jak donieśli nasi informatorzy Mistrz został zabity w trakcie próby obrony oddziału żołnierzy, którzy im towarzyszyli, a który miał eskortować Padawankę w bezpieczne miejsce. Niestety eskort przeżył jedynie jeden żołnierz, który został puszczony z życiem przez Sitha, który dokonał rzezi. Zim-Larze, Mistrzu Kanu... Nasze najszczersze kondolencje... - powiedziała poważnie lecz i współczująco Mistrzyni Satele.
- - -
Rycerz wpatrywał się w szkic. To była praca jego życia... Nigdy nie narysował niczego i nikogo tak dokładnie i realistycznie... Na brzeg kartki spadła drobna kropla. Zim-Lar przetarł załzawione oczy oraz mokry policzek. Dawno go tak serce nie bolało. Właściwie to nie bolało go od tamtego dnia... "Dobrze, że chociaż MT nie wie o Sobi... Że mu wyczyściłem pamięć o niej... Czasami chciałbym być droidem... Tak po prostu zapomnieć o czymś..." myślał w sobie Jedi. Teraz jednak było gorzej niż wtedy... O ile wtedy Sobi umarła, tak Col teraz żyje. Ale czy on ją kocha? Czy to tylko złudzenie przez Sobi? Czy może jednak to tylko chwila słabości? Jedno jest pewne - będzie mu teraz ciężko. Ale nie... Nie... Nie może. To nie jest droga Jedi. "Col... Dlaczego mnie pocałowałaś...? Dlaczego nam to zrobiłaś...? Czy było mi to tak faktycznie potrzebne...?" dręczył się Zim sam ze sobą. Postanowił to przezwyciężyć. Pytanie czy mógł... "Dla Sobi... Nie zrobisz jej tego... Prawda Zim...?" mówił w sobie rycerz. Uklęknął i zaczął się skupiać w sobie. Chciał odpocząć, pomedytować, uspokoić umysł. Minęła dłuższa chwila... Godzina... Zim-Lar nie mógł się skupić. Jedyne, co widział oczami swojego umysłu to twarz Sobi i oraz Col. Dlaczego właśnie teraz...? Rycerz wstał zły na siebie i wyszedł z sypialni. Zasilanie zostało przywrócone już dawno. MT krzątał się po pokładzie bez najmniejszego brzęki. "Robofoch" pomyślał Zim.- Ej Mity... Przepraszam... - lecz rycerz nie usłyszał nic w zamian. Głęboko westchnął i udał się do swojego gabinetu. Zaczął szczegółowo badać kartę Elisias. Wreszcie jest w stanie czymś się zająć. Chwilę potem otrzymał wiadomość. Yavin. Pomoc Elisias. Może wreszcie coś się wyjaśni. "No to ruszamy..." pomyślał Zim-Lar i udał się na mostek. Po wpisaniu koordynatów krzyknął do MT "Mity, lecimy na Yavin!" w odpowiedzi usłyszał "N1GD213 2 7084 N13 L3C3! 5K0R0 74K D08R23 50813 R4D2152 54M 70 50813 L3C!". Zim westchnął ciężko "Mity... Przepraszam... Tak wyszło... Przyjaźnimy się czy nie?". MT odbrzęknął coś po czym przyjechał na mostek i sam włączył silniki. "P0G4D4MY P0 M15J1".
- - -
Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Wto Lut 16, 2016 4:08 pm, w całości zmieniany 1 raz
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Re: Dwa ciała - jedna dusza
Link do muzyki z końca postu
Elis zaczęła nieśmiało:
- Witajcie... No więc ten... Poprosiłam was o pomoc... w Moim problemie... Jakby ktoś nie wiedział... Jestem opętana...
"Wiedziałem" powiedział w sobie Zim. Wszystkie jego przypuszczenia i spostrzeżenia okazały się prawdziwe.
- Siedzi we mnie potężny Sith i dziś jest dzień, w którym się go pozbędę. To dobra wiadomość... Jest jeszcze zła.
- Zawsze jest ten "haczyk" - powiedział Mistrz Sallaros. Rycerz potrząsnął delikatnie głową "Sall... Wystarczy tych haków...". Elis ciągnęła dalej:
- Otóż rytuał musi przeprowadzić Sith...
- Ryzykowne... - stwierdził na głos Zim. Wiedział trochę jak to jest z Sithową Magią. Niebiezpieczne prawie tak samo jak postawienie Laigreka przed składem sprzętu elektrycznego. Przy czym Sithowa Magia jest niebezpieczniejsza około 10 razy.
- I to nie byle jaki Sith... Jeden konkretny, który przypadkowo posiadł niezbędną wiedzę i potęgę. Niektórzy z was mielu już z nią "wątpliwą" przyjemność. Obiecała przybyć tutaj bez broni, lecz w obstawie i przeprowadzić rytuał. Jednak sama sobie nie poradzi. Potrzebuje waszej pomocy.
- Dlaczego chce Ci pomóc i się zgadza na przeprowadzenie? - zapytał cyborg.
- Nie wiem Dowódco... Badając sprawę mojego mistrza... Ona jakby... Pomagała mojej rodzinie... Wydaje mi się, że czuje jakieś uczucie do nas... Kiedyś jak straciła rodzinę, przyjęliśmy ją pod nasz dach... To dziwne wiem, ale ona wydaje się... Odwdzięczać. - Zim patrzył zamyślony na Elis. Czy ona jest naprawdę aż tak naiwna? Kto się zgodził na jej pasowanie?
- Sithowie nie znają poczucia wdzięczności... Chyba, że owa wdzięczność to ostrze w plecy - stwierdził na głos Zim-Lar. Mało kto przejął się jego słowami. W tle odbywała się rozmowa.
- Z tego, co widziałem... Dziwna ta pomoc... - stwierdził Sallaros.
- Mistrzu Sall, mogę umrzeć opętana lub zaryzykować prosząc o pomoc Sitha... Wolę umrzeć na własnych warunkach, poza tym jesteście tu wy, mistrzowie, Jedi, żołnierze... Sama z nami wszystkimi sobie nie poradzi - powiedziała Elisias. Zim-Lar dalej analizując salę zwrócił się do swojego astromecha:
- Standardowa procedura MT - po czym droid zniknął pod osłonami. Elis zaczęła przygotowania:
- Ja wprowadzę się w trans, wy dla bezpieczeństwa przywiążcie moje ciało do totemu.
- Dajcie linę! - krzyknął Zim. Przygotowania się rozpoczęły pełną parą. Nagle Zim coś poczuł:
- Chyba nadchodzą... Czuję... Mrok... Czuję... - rycerz zamyślił się na chwilę. To była znajoma aura... Ale znacznie mroczniejsza...
- Jedi - rzekła Wiris. Zim obejrzał się w stronę Sithów. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Col... - wyszeptał rycerz. Nie cieszył się z tego, co widzi. Było mu koszmarnie przykro. Poczuł się zdradzony i zraniony. Jej aura była zimna i bez emocji. Zim podążał za nią wzrokiem. To nie była ta sama osoba, co na Voss. To już nie było odbicie Sobi. Darth rozkazał utworzyć pentagram z osób wrażliwych na Moc. Jedi nie mógł się w środku pozbierać, do tego jeszcze musiał stać w tym samym kręgu, co Col. Nie... Nie mógł na to pozwolić. Przez niego coś mogłoby pójść nie tak. Zwrócił się do Mistrza Qrado:
- Mistrzu... Ja potrzymam klatkę nad Elis.
- Elis była moją padawnką, mam z nią silniejszą więż Zim - stwierdził Cathar.
- Dlatego jesteś potrzebny przy rytuale - rzekł rycerz z nadzieją, że to go przekona.
- NO DALEJ! JEDEN TUTAJ! - krzyczała ze złością Wiris. Qrado poszedł na wyznaczone miejsce w kręgu. Nie wiadomo, czy dlatego, że Zim go przekonał, czy po prostu nie chciał drażnić Darthki. Zim usiadł na miejscu mistrza i zaczął medytować nad Elis.
Rytuał się rozpoczął. W jego trakcie duch Nagi Sadowa przeniósł się na obecnego tam Sitha Zarchona. W trakcie wzmacniania klatki Zim zaczął szeptem cytować stary Corelliański wiersz "Amovi Bey de nin, foheco de via fid / Kia ain mallumaco devas, ven Uhl lum devas Nyeve morhi...", który można przetłumaczyć jako "Moc jest z nami, siła naszej wiary / Jaka ciemność by nie przyszła, światło nigdy nie umiera". Elis opadła bezwładnie. Wiris podbiegła do niej i płaczącym głosem próbowała wrócić jej życie. Słysząc, że rytuał dobiegł końca, Zim otworzył oczy i powstał. Powstało małe zamieszanie. Rycerz postanowił odsunąć się na stronę. Oczy miał zasłonięte kapturem. Używając Wzroku Mocy obserwował Col. Moc mu pokazywała, że Col ma w sobie mnóstwo mroku. Zim smutno obserwował jak Chisska chłodno patrzyła na wszystkich członków Tarczy, nigdy jednak nie spoglądała w jego stronę. Albo tak przynajmniej mu się wydawało... Zamknął oczy i zaczął rozmyślać nad tym wszystkim. "Dlaczego tak się stało...? Dlaczego Col...?" nagle z transu wybudził go dźwięk miecza świetlnego. Col zaatakowała Salla. Dla niego to było już za wiele. Zim okrył się Mocą i zniknął w powietrzu. Obserwował bacznie wszystko, co się dzieje wokół. Rozmowy. Przybycie tajemniczej Sithki. Nagle pojawiła się ponownie Col. Wiris kazała jej zgładzić ową Sithkę. Jednak Chisska nie chciała wykonać wyroku. Zim-Lar uznał, że to dobry moment, aby zainterweniować. Próbował przyzwać Mocą miecz Błękitnej. Owa próba zerwała opończę z rycerza, przez co ujawnił się on wszystkim wokół. Gdyby tego było mało - próba zakończyła się niepowodzeniem. Wściekła Chisska odwróciła się do rycerza i krzyknęła "Nie rób tego więcej Tano!". Tak po nazwisku...? A jeszcze parę dni temu te same usta dotknęły jego ust...
"Może nam obu to było potrzebne..."
Te słowa były teraz dla Zima jak cierń wbijający się w serce. Chisska ruszyła za swoją mistrzynią, a rycerz stał jak wryty patrząc za nią. Mieli odlatywać. Sithowie oraz Tarcza. Zim nie chciał zostawić Chisski samej. Wiedział, że teraz go potrzebuje... Albo tylko tak chciał myśleć. Ruszył w jej stronę biegiem. Col chyba to wyczuła. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego jej pięknymi, bezźrenicowymi oczami pełnymi smutku. Zim-Lar spojrzał jej prosto w oczy. Nagle mrok... Zim padł na ziemię sparaliżowany. MT potraktował go swoją iskrą, po czym owijając linkę wokół jego nóg zaczął go za sobą taszczyć z brzękiem "J3D1 70 1D10C1...".
Po dotarciu na statek operacyjny Tarczy, Mity położył rycerza na łóżku i zaczął jakby wściekły piszczeć "J35735 5K0NC20NYM 1D10T4 21M! N13 M4M 24M14RU D4L3J 2N051C 7W01CH WY8RYK0W! R4D2 50813 54M 2 7YM1 7201M1... @#%@#% K081374M1!!" po czym w pośpiechu wyjechał z sali trącając kogo się da. Gdy Zim-Lar odzyskał świadomość spostrzegł, że wokół niego nie było nikogo. Zdołowany usiadł na brzegu łóżka z głową schowaną w dłoniach. Wiedział, że MT jest na niego wściekły. Zdesperowany podszedł do grupy zebranej wokół Sallarosa i spytał otwarcie, cicho i słabo "Czy widział ktoś MT?". Shurri odpowiedziała "Tego twojego astromecha? Nie". Zim-Lar wyszedł zdołowany i udał się w odosobnienie.
Elis zaczęła nieśmiało:
- Witajcie... No więc ten... Poprosiłam was o pomoc... w Moim problemie... Jakby ktoś nie wiedział... Jestem opętana...
"Wiedziałem" powiedział w sobie Zim. Wszystkie jego przypuszczenia i spostrzeżenia okazały się prawdziwe.
- Siedzi we mnie potężny Sith i dziś jest dzień, w którym się go pozbędę. To dobra wiadomość... Jest jeszcze zła.
- Zawsze jest ten "haczyk" - powiedział Mistrz Sallaros. Rycerz potrząsnął delikatnie głową "Sall... Wystarczy tych haków...". Elis ciągnęła dalej:
- Otóż rytuał musi przeprowadzić Sith...
- Ryzykowne... - stwierdził na głos Zim. Wiedział trochę jak to jest z Sithową Magią. Niebiezpieczne prawie tak samo jak postawienie Laigreka przed składem sprzętu elektrycznego. Przy czym Sithowa Magia jest niebezpieczniejsza około 10 razy.
- I to nie byle jaki Sith... Jeden konkretny, który przypadkowo posiadł niezbędną wiedzę i potęgę. Niektórzy z was mielu już z nią "wątpliwą" przyjemność. Obiecała przybyć tutaj bez broni, lecz w obstawie i przeprowadzić rytuał. Jednak sama sobie nie poradzi. Potrzebuje waszej pomocy.
- Dlaczego chce Ci pomóc i się zgadza na przeprowadzenie? - zapytał cyborg.
- Nie wiem Dowódco... Badając sprawę mojego mistrza... Ona jakby... Pomagała mojej rodzinie... Wydaje mi się, że czuje jakieś uczucie do nas... Kiedyś jak straciła rodzinę, przyjęliśmy ją pod nasz dach... To dziwne wiem, ale ona wydaje się... Odwdzięczać. - Zim patrzył zamyślony na Elis. Czy ona jest naprawdę aż tak naiwna? Kto się zgodził na jej pasowanie?
- Sithowie nie znają poczucia wdzięczności... Chyba, że owa wdzięczność to ostrze w plecy - stwierdził na głos Zim-Lar. Mało kto przejął się jego słowami. W tle odbywała się rozmowa.
- Z tego, co widziałem... Dziwna ta pomoc... - stwierdził Sallaros.
- Mistrzu Sall, mogę umrzeć opętana lub zaryzykować prosząc o pomoc Sitha... Wolę umrzeć na własnych warunkach, poza tym jesteście tu wy, mistrzowie, Jedi, żołnierze... Sama z nami wszystkimi sobie nie poradzi - powiedziała Elisias. Zim-Lar dalej analizując salę zwrócił się do swojego astromecha:
- Standardowa procedura MT - po czym droid zniknął pod osłonami. Elis zaczęła przygotowania:
- Ja wprowadzę się w trans, wy dla bezpieczeństwa przywiążcie moje ciało do totemu.
- Dajcie linę! - krzyknął Zim. Przygotowania się rozpoczęły pełną parą. Nagle Zim coś poczuł:
- Chyba nadchodzą... Czuję... Mrok... Czuję... - rycerz zamyślił się na chwilę. To była znajoma aura... Ale znacznie mroczniejsza...
- Jedi - rzekła Wiris. Zim obejrzał się w stronę Sithów. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Col... - wyszeptał rycerz. Nie cieszył się z tego, co widzi. Było mu koszmarnie przykro. Poczuł się zdradzony i zraniony. Jej aura była zimna i bez emocji. Zim podążał za nią wzrokiem. To nie była ta sama osoba, co na Voss. To już nie było odbicie Sobi. Darth rozkazał utworzyć pentagram z osób wrażliwych na Moc. Jedi nie mógł się w środku pozbierać, do tego jeszcze musiał stać w tym samym kręgu, co Col. Nie... Nie mógł na to pozwolić. Przez niego coś mogłoby pójść nie tak. Zwrócił się do Mistrza Qrado:
- Mistrzu... Ja potrzymam klatkę nad Elis.
- Elis była moją padawnką, mam z nią silniejszą więż Zim - stwierdził Cathar.
- Dlatego jesteś potrzebny przy rytuale - rzekł rycerz z nadzieją, że to go przekona.
- NO DALEJ! JEDEN TUTAJ! - krzyczała ze złością Wiris. Qrado poszedł na wyznaczone miejsce w kręgu. Nie wiadomo, czy dlatego, że Zim go przekonał, czy po prostu nie chciał drażnić Darthki. Zim usiadł na miejscu mistrza i zaczął medytować nad Elis.
Rytuał się rozpoczął. W jego trakcie duch Nagi Sadowa przeniósł się na obecnego tam Sitha Zarchona. W trakcie wzmacniania klatki Zim zaczął szeptem cytować stary Corelliański wiersz "Amovi Bey de nin, foheco de via fid / Kia ain mallumaco devas, ven Uhl lum devas Nyeve morhi...", który można przetłumaczyć jako "Moc jest z nami, siła naszej wiary / Jaka ciemność by nie przyszła, światło nigdy nie umiera". Elis opadła bezwładnie. Wiris podbiegła do niej i płaczącym głosem próbowała wrócić jej życie. Słysząc, że rytuał dobiegł końca, Zim otworzył oczy i powstał. Powstało małe zamieszanie. Rycerz postanowił odsunąć się na stronę. Oczy miał zasłonięte kapturem. Używając Wzroku Mocy obserwował Col. Moc mu pokazywała, że Col ma w sobie mnóstwo mroku. Zim smutno obserwował jak Chisska chłodno patrzyła na wszystkich członków Tarczy, nigdy jednak nie spoglądała w jego stronę. Albo tak przynajmniej mu się wydawało... Zamknął oczy i zaczął rozmyślać nad tym wszystkim. "Dlaczego tak się stało...? Dlaczego Col...?" nagle z transu wybudził go dźwięk miecza świetlnego. Col zaatakowała Salla. Dla niego to było już za wiele. Zim okrył się Mocą i zniknął w powietrzu. Obserwował bacznie wszystko, co się dzieje wokół. Rozmowy. Przybycie tajemniczej Sithki. Nagle pojawiła się ponownie Col. Wiris kazała jej zgładzić ową Sithkę. Jednak Chisska nie chciała wykonać wyroku. Zim-Lar uznał, że to dobry moment, aby zainterweniować. Próbował przyzwać Mocą miecz Błękitnej. Owa próba zerwała opończę z rycerza, przez co ujawnił się on wszystkim wokół. Gdyby tego było mało - próba zakończyła się niepowodzeniem. Wściekła Chisska odwróciła się do rycerza i krzyknęła "Nie rób tego więcej Tano!". Tak po nazwisku...? A jeszcze parę dni temu te same usta dotknęły jego ust...
"Może nam obu to było potrzebne..."
Te słowa były teraz dla Zima jak cierń wbijający się w serce. Chisska ruszyła za swoją mistrzynią, a rycerz stał jak wryty patrząc za nią. Mieli odlatywać. Sithowie oraz Tarcza. Zim nie chciał zostawić Chisski samej. Wiedział, że teraz go potrzebuje... Albo tylko tak chciał myśleć. Ruszył w jej stronę biegiem. Col chyba to wyczuła. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego jej pięknymi, bezźrenicowymi oczami pełnymi smutku. Zim-Lar spojrzał jej prosto w oczy. Nagle mrok... Zim padł na ziemię sparaliżowany. MT potraktował go swoją iskrą, po czym owijając linkę wokół jego nóg zaczął go za sobą taszczyć z brzękiem "J3D1 70 1D10C1...".
Po dotarciu na statek operacyjny Tarczy, Mity położył rycerza na łóżku i zaczął jakby wściekły piszczeć "J35735 5K0NC20NYM 1D10T4 21M! N13 M4M 24M14RU D4L3J 2N051C 7W01CH WY8RYK0W! R4D2 50813 54M 2 7YM1 7201M1... @#%@#% K081374M1!!" po czym w pośpiechu wyjechał z sali trącając kogo się da. Gdy Zim-Lar odzyskał świadomość spostrzegł, że wokół niego nie było nikogo. Zdołowany usiadł na brzegu łóżka z głową schowaną w dłoniach. Wiedział, że MT jest na niego wściekły. Zdesperowany podszedł do grupy zebranej wokół Sallarosa i spytał otwarcie, cicho i słabo "Czy widział ktoś MT?". Shurri odpowiedziała "Tego twojego astromecha? Nie". Zim-Lar wyszedł zdołowany i udał się w odosobnienie.
- - -
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Jedno ciało - dwie dusze
Zim-Fel
"Wagyx... Czym to idzie, że spotyka nas to samo...? Oby 'Lara nie spotkało to, co mnie..." rozmyślał akolita. Pokój w Corelliańskiej dzielnicy Nar Shaddy był cichy i przytulny. Parę obrazów wiszących na ścianach przypomniały lata świetności ojczyzny Zima, napawały dumą i rodziły nadzieję. Nadzieję, że będzie lepiej. Przecież to właśnie dla niej Zim-Fel wyruszył do stolicy hazardu galaktycznego. Czy było warto? Często zadawał sobie to pytanie. Najczęściej był to moment, gdy spoglądał w swoje odbicie widząc zmęczoną twarz oraz poranioną szyję wypełnioną cybernetycznymi częściami, które pozwalały mu żyć. Żyć... Czy to dobre słowo dla kogoś, kto jest uzależniony od elektroniki? To prawie jak bycie cyborgiem... Nienawiść do samego siebie... Jakże okropne uczucie. "Niech Moc mnie prowadzi..." wyszeptał Zim-Fel i ruszył do drugiego pokoju. Tam spał potulnie Krakers. On również wiele przeszedł w ciągu ostatnich dni... Wyglądał jednak bardzo żywo i sprawnie w porównaniu do jego właściciela. 'Fel podszedł do smoka orpali i delikatnie pogładził go po pysku. Krakers jakby zamruczał przez sen. Uśmiechnięty Zim rzucił pupilowi na talerz spory kawałek mięsa. Jaszczur momentalnie podniósł głowę i ruszył do swego półmiska na ucztę. Mlaszcząc i mrucząc z zadowolenia zabrał się do konsumpcji. W tym czasie akolita wrócił do swojego pokoju, by sprawdzić czy Zim-Lar nie nadesłał jakiejkolwiek wiadomości. Cisza. "Oj bracie... Co się dzieje?" pomyślał młodszy z bliźniaków. Uklęknął i zaczął medytować. "Mrok kłamie, jest tylko prawda..." szeptał Zim-Fel. Nagle jakby mlaskający smok nie wydawał już żadnego dźwięku. Był tylko cichy szum. Nie był to jednak szum miasta... Coś na wzór głośnych szeptów. "...Przez prawdę widzę światło..." mówił dalej. 'Fel poczuł wszechogarniającą go energię ze wszystkich stron. Tyle istnień krążących po miastach spieszących się gdzieś, tyle bólu, tyle przyjemności... Mrok i światło... Życie i śmierć... Moc w harmonii. "...Dzięki światłu, moja ścieżka jest jasna i prawidłowa..." powiedział skupiony w sobie akolita. Zim-Fel pogrążył się w głębokiej medytacji szukając śladu po jego bracie. Jego myśli i esencja krążyły po Galaktyce napotykając mnóstwo mroku... W tym także znajomą aurę Jeengo. Gdyby tylko wiedział jak go przekonać... Tak potężna osoba po stronie Republiki mogła by zakończyć wszystkie wojny. Ale on nie chce... 'Fel szukał dalej. "...Moc mnie uwolni...Bo nie ma śmierci, lecz jest Moc" zakończył recytację Zim-Fel.
- - -
Akolita otworzył oczy. Wydawało mu się, jakby znajdował się w swoim umyśle. Wielką jasną salę bez ścian wypełniały fale jakby białego dymu. Wśród nich Zim-Fel dostrzegł grupę zakapturzonych ludzi. Zbliżył się ku nim. Tworzyli oni krąg wokół pewnej osoby. Ów osoba wyglądała na Jedi. Krąg tworzyło pięć osób ubranych kolejno na niebiesko, zielono, żółto, czerwono i fioletowo. 'Fel słyszał jak szepczą nad Jedi.Fioletowa: ...Dołącz do mnie...Potrafię wrócić życie tym, których kochasz...
Zielona: ...Nie słuchaj Fioletowej...Tylko ja jestem prawdziwa...Tylko ja mam rację...
Żółta: ...Spokojnie Orantcolora...Możesz je przezwyciężyć...
"O co chodzi? Czemu ona mówi po Corelliańsku...?" zastanawiał się akolita. Nagle niebieska postać zdjęła kaptur pokazując swoją niebieską skórę i ciemnoniebieskie włosy.
Niebieska: ...Orantcolora...Chodź do mnie...Wiesz, że ja Cię kocham...Przecież udowodniłam Ci to...
Pomarańczowy: ...Blu lumo'sinior...Złudzenie...Zabierz mnie stąd... - mówił Jedi w środku okręgu ku Niebieskiej.
"Ten Jedi też zna Corelliański... I dlaczego nazywają go Pomarańczowym?" myślał Zim. W istocie szaty Jedi były pomarańczowe.
Niebieska: ...Spokojnie Orantcolora...Nie będziesz przy mnie cierpiał...
Pomarańczowy: ...Nie będę Złudzenie...Ale nie zabieraj mnie do Mroku...
Niebieska: ...Czemu boisz się Fioletowej?...Co ona Ci zrobiła?....
Pomarańczowy: ...Mrok Cię zmieniła...Nie chcę by to samo spotkało mnie!... - krzyczał Pomarańczowy. Fioletowa postać zdjęła kaptur ukazując ciemne, fioletowo-czerwone włosy oraz bladą, fioletowawą skórę.
Fioletowa: ...Orantcolora...Nie obawiaj się...Dzięki mnie Niebieska jest teraz sobą...
Pomarańczowy: ...Łżesz!...
Zielona: ...Kochany...Nie denerwuj się...Nie warto... - szeptała delikatnie Zielona i ściągnęła z głowy kaptur, spod którego wyszły ciemnozielone włosy. Prawda miała jasno-zieloną skórę, tak samo intensywnego koloru, co Niebieska.
Pomarańczowy: ...Prawdo...Masz rację...Mrok mną manipuluje...
Czerwona: ...Mrok jest zła...Ale ma dobre intencje Orantcolora... - powiedziała i zdjęła kaptur ukazując czerwone, krótkie włosy oraz bladą, różową skórę. Postacie zaczęły napierać na Jedi szepcząc sycząco i głośno. Wszystkie postacie, oprócz Żółtej, która stała dalej w kapturze. Patrzyła ona na pozostałych, zwłaszcza na Pomarańczowego. Jedi kryjąc się rękami od postaci spoglądał na Żółtą mówiąc cicho "...Mądrości...Pomóż mi...". Żółta jednak nie zważała na jego słowa. Spojrzała na Zim-Fela. Pod kapturem kryła się postać o białej skórze, diamentowych oczach i złocących się żółtych włosach. Zim-Fel w tym momencie spostrzegł, że jest on ubrany w szafirowe szaty. Podszedł bliżej kręgu, który zaczął wydawać coraz głośniejsze dźwięki, przeradzające się w krzyki. Akolita zdjął kaptur ukazując się Żółtej, która przemówiła melodycznym głosem:
Żółta: ...Jestem "Żółta" Mądrość...Postacie w kręgu to "Fioletowa" Mrok, "Niebieska" Złudzenie, "Zielona" Prawda, "Pomarańczowy" Poszukiwacz oraz "Czerwona" Wątpliwość...Ty jesteś "Szafirowy" Tropiciel, prawda?... - wybrzmiał głos wraz z jego echem.
Zim-Fel: Jam jest. Szukam mojego brata bliźniaka, może być w niebezpieczeństwie..
Żółta: ...Znajdziesz brata, wtedy gdy krąg się rozpadnie Zim-Felu...Musisz pokonać Krąg...Rozerwać pęta...Słowem pokonać słowo... - akolita pokiwał głową. Wiedział, że to wszystko jest przenośnią. Odwróciwszy się w stronę Kręgu przemówił do postaci.
Zim-Fel: Mam dobre intencje i nie chcę waszej krzywdy. Pozwólcie mi z wami pomówić - postacie podniosły głowy ukazując Zim-Felowi swe oczy. Widok ten początkowo go przeraził. Mrok miała czarne oczy. Oczy Wątpliwości wyglądały jak kule dymu. Prawda miała rubinowe oczy, a Złudzenie ametystowe błyszczące się czerwonymi iskrami.
Mrok: ...Jestem Fioletowa...Ciemność we mnie mieszka...Powiedz kim jestem...A rozpocznie się twa ścieżka...
Zim-Fel: Nazywają Cię Mrokiem. Powiedz mi proszę - jak mogę uratować Poszukiwacza?
Mrok: ...Odpowiedz mi teraz, a odejdę...Czego potrzebuję nim w noc wejdę?...
Akolita zastanowił się przez chwilę. Jej twarz odróżniała się od reszty ciała. Wprawdzie posturą przypominała kobietę, lecz jej twarz była całkiem dziecięca.
Zim-Fel: Sądzę, że kołysanki - stwierdził z nutką niepewności. Mrok wystraszona popatrzyła na Złudzenie i uciekła znikając w świetlistym dymie.
Wątpliwość: ...Jestem Czerwona...Ciemność we mnie była...Powiedz kim jestem...A nie będę już ciążyła...
Zim-Fel: Nazywają Cię Wątpliwością. Powiedz mi proszę - dlaczego go nękacie?
Wątpliwość: ...Odpowiedz mi teraz, a przestanę...Czy ja i Fioletowa mamy wspólną mamę?...
'Fel przyjrzał się uważnie twarzy Czerwonej postaci. W istocie była bardzo do niej podobna, jednak o wiele jaśniejszą karnację i weselszy wyraz twarzy.
Zim-Fel: Tak, jesteście siostrami. Ty jesteś jej jaśniejszą wersją.
Wątpliwość na te słowa zapłakała i pobiegła w stronę, gdzie zniknęła Mrok.
Prawda: ...Jestem Zielona...Ciemność jest mi obca...Powiedz kim jestem...A odejdę od mego Słońca...
Zim-Fel: Nazywają Cię Prawdą. Powiedz mi proszę - dlaczego nazywacie się kolorami?
Prawda: ...Odpowiedz mi teraz i się dowiedz...Czym jest najlepszą na nienawiść odpowiedź?..
Młodszy bliźniak podrapał się po głowie. Nie miał pomysłu. Spojrzał na Prawdę. Miała ciepły wzrok, pełny uczucia w swoich rubinowych oczach. Zim odpowiedział:
Zim-Fel: Zapewne chodzi o miłość... - Prawda zamknęła oczy z uśmiechem i głaszcząc Poszukiwacza odeszła. Akolita stał pozostawiony bez odpowiedzi na swe pytanie.
Złudzenie: ...Jestem Niebieska...Ciemność we mnie wnika...Powiedz kim jestem...A zostawię zakładnika...
Zim-Fel: Nazywają Cię Złudzeniem. Powiedz mi proszę - kim jesteście?
Złudzenie: ...Odpowiedz mi teraz, a odpowiem...Nie popełnij jednak błędu...Odejdziemy ze złym słowem...Co doprowadza do obłędu?...
Zim odpowiedział pewnie bez chwili zastanowienia:
Zim-Fel: Kobieta.
Złudzenie uśmiechnęła się złowieszczo. Akolita uświadomił sobie, że nie przemyślał całej sytuacji. Jeden błąd mógł go kosztować utratę Poszukiwacza i jakiejkolwiek poszlaki. Niebieska postać nałożyła kaptur i rozpłynęła się w powietrzu zostawiając skulonego Pomarańczowego.
Mądrość: ...Twoja misja została spełniona Tropicielu... - rzekła i zdjęła kaptur. Oczom Zim-Fela ukazała się znajoma twarz. Mądrość wyglądała jak Melliandra - jego miłość. Zdumiony akolita dotknął policzka Mądrości. Zdawało mu się, że śni... Choć to wszystko było dla niego snem. Żółta postać zaczęła zanikać wraz z szeptem.
Mądrość: ...Odszukaj swego brata...Nie pozwól by Złudzenie go zabrała ze sobą...
Obraz w oczach Zim-Fela zaczął robić się coraz bardziej mglisty oraz szary przechodząc w brązowawy mrok ukazując mu jego pokój na Nar Shaddzie.
MT-7Z
Astromech wyjechał z sali medycznej z hukiem. Jego obwody nie mogły znieść przeliczenia, że jego właściciel mógł coś takiego zrobić. Widocznie urażony całą sytuacją udał się na niższe partie statku. "P0R4 513 574D WYD0574C D0 @#%@#%..." brzęczał jakby poirytowany droid. Wpiął się do systemu głównego statku i rozpoczął poszukiwanie hangaru. << LOKACJĘ ODNALEZIONO >> wybrzmiał komunikat systemu. "KOORDYNATY = POBRAĆ. AUTORYZACJA = POTWIERDZONA DLA DROIDA. DROID = SERIA MT + MODEL 7Z" wprowadzał dane Mity. Po krótkim momencie drzwi do małej windy transportowej otworzyły się i astromech wjechał do środka. Ustawiwszy dane lokalizacyjne Emtee uruchomił windę. [POZIOM HANGAROWY] zaobserwował sensor droida na wyświetlaczu. MT otworzył drzwi i ruszył z brzękiem do sekcji małych myśliwców NovaDive. Mijając jeden z nich zauważył, że ma delikatnie uszkodzone lewe skrzydło - prawdopodobnie w trakcie transportu uległ drobnemu wypadkowi. Uszkodzenie było na tyle łatwe do usunięcia, że Mity dokonał naprawy w ciągu zaledwie kilkudziesięciu standardowych minut. Po usunięciu usterki, odosobniony myśliwiec był sprawny do odlotu. MT przełamując kody bezpieczeństwa dokonał autoryzacji do odlotu, po czym ruszył w kierunku naprawionego myśliwca. Podłączając się do systemu NovaDive'y, oznaczonym jako R-03, otworzył śluzę dla pilota i wystrzelił ze swoich silników odrzutowych wzbijając się w górę i lądując na siedzisku pilota. Używając swoich trzech robo-ramion chwycił za stery myśliwca. Był jednak ciut za niski dla danego stanowiska, więc wychylił się zza kokpitu i zarzucił linkę w kierunku pobliskiej skrzynki z narzędziami przyciągając ją do środka. Następnie, powtarzając manewr, MT zdołał wciągnąć na pokład małą skrzynkę zaopatrzeniową. Na całe szczęście w środku znajdowały się ubrania. Emtee wykonał z ubrań i skrzynki podwyższenie na fotel oraz używając dostępnych narzędzi zmodyfikował nieco urządzenia wewnątrz kokpitu dostosowując je do użycia przez astromecha - wszystkie wyświetlacze skalibrował do swojego sensora, aby nie zużywać energii na wyświetlanie milionów rzeczy, przełączniki na desce głównej przekonfigurował na tryb obsługi slicingowej oraz ułożył skrzynkę z narzędziami w miejscu przeznaczonym na nogi pilota, aby mógł spokojnie oprzeć swoje napędy bez możliwości upadku. Po tym wszystkim MT uruchomił silniki i opuścił statek Tarczy.
Gdy robo-pilot oddalił się już od Diviniusa na dobrych setek parseków rozpoczął obliczanie odpowiedniego miejscu, do którego powinien się udać.
"C0RU5C4N7 0DP4D4... 74RC24 MN13 L47W0 0DN4JD213... 70 M023 N4R 5H4DD44... 7YLK0 C0 74K1 457R0M3CH 8Y 74M M14L R081C? W13M! C0R3LL14! 4 N13... 70 2LY P0MY5L... @#%@#% C2Y W 73J G4L4K7YC3 N13 M4 JU2 M13JSC4 GD213 DR01D M0GL8Y 5P0K0JN13 513 UD4C?! 24R42 WR0C3 N4 7H34D 4, J4K FUNKCJ3 LIC23... N13 M4M WYJ5C14... L3C3 N4 C0RU5C4N7 1 513 UKRYJ3" brzęczał sam do siebie droid po czym wszedł w nadświetlną. Tu napotkał pierwszy problem - autoryzacja lądowania.
- Tu stacja naziemna Coruscant Stolica. Proszę o podanie danych do autoryzacji - MT na ten komunikat zalał się olejem. Co ma odpowiedzieć? Uruchomił swój jedyny i słabo napisany program bazujący na algorytmie syntezatora mowy i powiedział lekko elektronicznym głosem:
- EE... TU STATEEK NOVADIVE O OZNACZEENIU REED-03. PROSZĘĘ O AUTORYZACJĘĘ LĄDOWANIA.
- Dziękuję... Autoryzacja udzielona. Lądowanie w sektorze industrialnym. Dziękuję za współpracę. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia z gardłem.
- ALEE J-... DZIĘĘKUJĘĘ SIIR. MIŁEEGO DNIA - dyktował MT głos z wysokim napięciem w obwodach po czym wybuczał jakby z ulgą - UFF... M4L0 8R4K0W4L0... 73R42 L4D024N13 1 C245 N4 M4L3 L4D0W4N13 B473R11.
Emtee spokojnie i precyzyjnie wylądował w sektorze po czym podwójnie zablokował myśliwiec przed włamaniem. Pospiesznie odjechał w kierunku rynku, gdzie miał do sprzedania parę części. Osoby nadzorujące lądowisku zachodzili w głowę, dlaczego nie mogli się doczekać na pilota oraz dlaczego myśliwiec był tak dobrze zabezpieczony. Wystraszeni nie podjęli żadnych kroków. "To chyba jakiś nowy projekt Armii...", "Może... Lepiej tego nie ruszać" mówili jeden do drugiego, w czasie gdy MT targował niemałe ceny na czarnym rynku sektora industrialnego Stolicy Republiki.
Zim-Lar
Rycerz obudził się ze snu cały spocony. Znowu miał koszmar. Drugi dzień pod rząd. Znowu sen o śmierci Sobi. Mara prześladowała go na każdym możliwym kroku, a on sam nie potrafił się zmusić do koncentracji. Brak medytacji doskwierał Zim-Larowi bardzo boleśnie. Nie był sobą. Po ubraniu na siebie szat krzyknął w kierunku korytarzy swojego statku "Mity, jak stan silników...?" lecz odpowiedziała mu cisza. Dalej nie mógł się przyzwyczaić do braku MT. Smutny i zrezygnowany udał się do gabinetu po swój holopad. Zabrawszy go ruszył do kwater Tarczy.
Zim-Lar opuścił windę. W kwaterach panował spokój. W tle dało się słyszeć szum przelatujących taxi-speederów oraz urządzeń działających na piętrze. Rycerz skupił się delikatnie. Tyle mu jeszcze wychodziło. Wyczuł kogoś obecność na zewnątrz to też ruszył na taras. Tam spotkał generała Sindo. "Doskonale" pomyślał Zim po czym pozdrowił Mistrza z drobnym uśmiechem:
- Witaj Mistrzu.
- Dzień dobry - odpowiedział Jedi z zamkniętymi oczami oraz nogami wyciągniętymi na barierce tarasu. Siwawy Sindo siedział na ławce i wyraźnie zażywał świeżego powietrza.
- Ja... Mam sprawę... - zaczął lekko nieśmiało Zim-Lar.
- Usiądź i mów.
- To nie będzie na tyle długie by siadać, ale dziękuję Mistrzu Sindo - uśmiechnął się słabo rycerz.
- Siadaj... Korzystaj z promieni słońca - rozkoszował się pogodą generał.
- Chcę zrezygnować z działania w Tarczy - stwierdził formalnie, Zim po czym dodał - ...albo odpocząć od niej na jakiś czas.
- W porządku, jeśli odczuwasz taką potrzebę nikt Cię nie będzie zatrzymywał - mówił spokojnie i mądrym tonem Sindo. Zim zastanowił się przez chwilę po czym spytał:
- Mistrzu, jak sobie radzisz z problemami psychicznymi?
- Medytuję. Ćwiczę. Zależy. Chcesz mojej rady?
- O nią pytałem - powiedział z uśmiechem Zim. Mistrz zniżył ton swojego głosu:
- Znajdź zajęcie, które przyniesie Ci ukojenie, ja znajduję w ćwiczeniach. Ty może w czymś innym. - "Łatwo mówić..." pomyślał Zim. Nie mógł znaleźć sobie miejsca od paru dni. Zwłaszcza po powrocie z Yavin.
- Medytacja zawsze mi pomagała... Ale medytacja wymaga skupienia. Aktualnie nie potrafię się na niczym skupić - rycerz zaczął ciszej - Mistrzu... Boli mnie zdrada Col... - Sindo odpowiedział szeptem:
- Rozumiem, ale w tym momencie nie możemy nic zrobić. Musimy czekać - Zim ciężko westchnął. Mistrz uświadomił go jeszcze bardziej w tym, że nie ma innej rady jak przeczekać tę burzę w jego głowie. Przeczekać i spokojnie się jej pozbyć.
- Wiem Mistrzu...
- Nie chcemy, żeby Ciemna Strona pochłonęła naszą przyjaciółkę. Sama musi uporać się ze swoimi emocjami. My tylko możemy zaszkodzić - ciągnął dalej swoim niskim i mądrym głosem siwy Jedi. Zim lekko się uśmiechnał i skłoniwszy głowę rzekł:
- Dziękuję za radę Mistrzu Sindo. Mam jeszczę prośbę... - na te słowa przybrał poważną minę.
- Słucham Cię.
- Przekaż proszę Mistrzowi Sallowi, że już nie jest moim Dowódcą - powiedział formalnie i bez emocji Zim-Lar. Sindo pokiwał głową i skwitował to słowami:
- W porządku, przekażę.
- Niech Moc będzie z Tobą Mistrzu...
- I z Tobą też - odpowiedział siwy Jedi. "Przyda mi się..." pomyślał rycerz i ruszył ku wyjściu.
- - -
C.D.N.
C.D.N.
Zim- Jedi
- Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach