Pojednanie
Strona 1 z 1
Pojednanie
Sallaros Jan'yse kolejną noc z rzędu nie spał. Siedział na swoim łóżku na kolanach i wpatrywał się ruch powietrzny Coruscant. Od Yavin co noc śnił mu się ten sam koszmar. Koszmar, który on sam rozpoczął. Próbował oczyścić swe myśli, ale nie potrafił.
Srebrnowłosy stanął przed pokojem, który należał do Błękitnej Jedi. Wahał się po czym wziął głęboki wdech i zapukał. Cisza. Powtórzył czynność. Nadal nic. Postanowił otworzyć drzwi i zajrzeć do środka.
- Col? - zapytał nieśmiało po czym cichutko przemknął przez drzwi. Jeszcze raz zastukał w ścianę z durastali w nadziei, że jeśli chisska śpi to dźwięk ją wybudzi. Zobaczył ją. Leżała naga na swoim łóżku niedbale okryta pledem.Podszedł do niej i usiadł na pobliskim krześle. Nie miał wiele czasu ale wolał załatwić tą sprawę najdelikatniej jak to możliwe.
- Col obudź się, proszę. Wiem, że możesz być zmęczona... - wyszeptał cicho Sallaros. - ... oraz nieźle wkurzona na mnie. Ale musisz mnie wysłuchać. Proszę.
Cyborg siedział tak bez ruchu przez dobre kilkanaście-kilkadziesiąt minut. W końcu Błękitna Jedi zaczęła się budzić. Gdy podniosła głowę spojrzała nieprzytomnymi oczami na cyborga.
- Dobry wieczór Col. Wybacz mi jeśli cie obudziłem.
- Mistrzu? - zapytała nie dowierzając własnym zmysłom. Chwilę później jej umysł odzyskał umiejętność logicznego myślenia.
NIE! NIE! NIE!.... Ty... Ansarras! - wydukała. Momentalnie wzburzyła w niej złość. Zupełnie podświadomie pled owiązała na piersi.
- Słucham? - spytał Dowódca Tarczy najspokojniej jak tylko potrafił.
- Wdziałam go. - lekko nagięła prawdę. - Powiedział mi wszystko - wyrzuciła z siebie przez łzy.
Sallaros westchnął.
- Wolałem ci sam to powiedzieć, ale skoro Ans mnie uprzedził...
- Cały czas kłamałeś! - warknęła Błękitna.
- Nie kłamałem. Mówiłem ci że to nie twoja wina. Cały czas mówiłem.
- Ale jakoś zapomniałeś wspomnieć, że to twoja wina!
- Nie mogłem. Sama widziałaś co grozi za wydanie tajemnicy.
- A teraz już możesz ze mną rozmawiać? Czy może chcesz mojej śmierci? - odgryzła się Col'sheer'ee.
- Zasługujesz na prawdę. Jesteś osobą, której ufam. Jedynej, której całkowicie ufam - na te słowa Błękitna zmrużyła oczy.
- Chcesz czegoś.
- Wytłumaczyć ci wszystko, Col - odparł wzdychając Sallaros.
Col'sheer'ee założyła ręce na piersi. - Słucham.
Srebrnowłosy opowiedział najlepiej jak potrafił o Cieniach, swoją historię w tym Zakonie. Dołączył do nich jako siedemnastoletni padawan zastawszy skuszonym studiowaniem artefaktów.
- Służba jest do końca życia - stąd ta ampułka z trucizną. Trzyma nas w ryzach i jesteśmy jak na smyczy. - dokończył historię Jan'yse.
- Bardzo to dogodne. Ta ampułka śmierci. Jakim cudem jeszcze oddychasz. Chwilę temu wydałeś mi największą tajemnicę swojego życia - spytała chłodno chisska.
- Nie wiem - Sall wzruszył ramionami. - Ampułka nie jest zależna od nas. Staram się nie odczuwać strachu mówiąc to. Ampułka jeszcze nie zadziałała.
- Czyli mogą cię zabić. Więc po co mi to mówisz?
- Bo ci ufam. Ufam ci i ty najbardziej zasługujesz na prawdę - kącik ust Błękitnej lekko drgnął.
- Ufasz mi? Zacząłeś nagle po ilu? Pięciu-sześciu latach?
- Tamta akcja na Taris... Nie mogłem się poddać dyrektywie. Zrobiłem to bo uważam, że wszyscy jesteśmy celem Otchłani. Nie mogłem was opuścić w takiej sytuacji. Może was wykorzystać, może zrobić krzywdę. Nie mogłem... po prostu nie mogłem! - po chwili dodał. - Col, ja zawsze ci ufałem. Ale staram się was chronić. Ciebie też. Może niepotrzebnie. Dorastacie.
Błękitna Jedi podniosła się i zaczęła spacerować wokół swojego pokoju.
- Załóżmy... ale tylko załóżmy, że ci wierzę. Czemu Ans? Czemu musiał zginąć? Czemu ty?
- Powód był prosty. Moi szefowie uznali go za upadłego. Jego przewinienia zamknęły mu drogę nawrócenia. Jego stan był niestabilny. Starałem się mu pomóc.
Po niebieskim policzku spłynęła łza pozostawiając mokry ślad.
- On próbował poznać jasną i ciemną stronę Mocy. Na wskutek czego aż trzy osobowości się wykształciły.
- Na Moc! Jesteśmy Jedi! Wybaczamy! - wykrzyczała Col'sheer'ee.
- Nie dano mu drugiej szansy. Raz był już ukarany więzieniem za atak na członka Rady.
- Ale on...
- Nie dano mu kolejnej szansy.Te ataki... - Sallaros wrócił wspomnieniami do dnia egzekucji. - Był w masce ale mi się ujawnił... potem uciekł.
- Mistrzu... on... żył dla mnie. Kochał mnie. - Col zaczęła płakać.
- Wiem o tym. Chciałem mu pomóc... jakoś te osobowości w nim ujarzmić. Nie udało się.
- I co teraz?
- Na pewno by sobie nie wybaczył gdyby jakaś osobowość przejęła kontrolę i cię skrzywdził.
- Co ja mam robić? Co ja mam teraz robić?
Col'sheer'ee odwróciła się i podeszła do okna. Cyborg natomiast wyjął zniszczony datapad. Uruchomił go i podał nieśmiało Błękitnej.
- To cię powinno zainteresować. Jego ostatni zapis. Wiersz. Zachowałem go przez cały ten czas... wtedy cię nie było.
Chisska sięgnęła po urządzenie i zaczęła czytać.
Gdy Jedi uniosła ponownie głowę jej policzki były wilgotne od łez. Zupełnie jakby zapomniała o rzeczywistości, o problemach i różnicach między Srebrnowłosym a nią odwróciła się i przytuliła do Sallarosa. Mocno się do niego wtuliła. Sall odwzajemnił uścisk.
- Wziąłem na siebie egzekucje ze względu na poczucie winy. Ans zasługiwał na śmierć z ręki kogoś kto go szanował. Lubił. To była moja odpowiedzialność. Chciałem ukoić jego ból. - Col na chwilę przestała łkać.
- Naprawdę chciałeś mu pomóc?
- Tak. Widziałem jak cierpiał. Trzy głosy przemawiały przez niego.
- To co teraz będzie ze mną? - spytała chisska cicho.
- Nie pozwolę by coś ci się stało.
- Ja... złamałam Kodeks. Tak mi się zdaje...
- W jaki sposób? - zainteresował się Srebrnowłosy.
- exJedi mnie kochał. Ja... nie jestem pewna co czułam - Col'sheer'ee wytarła nos wierzchem dłoni.
- Col jesteśmy ludźmi, emocje zawsze będą częścią nas bez względu jak bardzo jesteśmy Jedi - Col wciągnęła nosem z głośnym świstem powietrze.
- Wstawiłem się za Hei gdy ta zakochała się w Kamzo bo wierzę, że miłość jest niektórym potrzebna. Daje im siłę.
- Ale też niszczy - skomentowała Błękitna. - Miłość wyniszczyła Hei i mnie... prawie też. Byłam taka wściekła na ciebie.
- To nie miłość lecz rozpacz. Do rozpaczy wiedzie wiele dróg. Nie tylko miłość - odpowiedział cierpliwym głosem Jan'yse. - Wszystko może dać nam siłę ale może też zniszczyć.
- Gob'Im mawiał, że wtedy trzeba powstać. Z nową siłą. Z nową nadzieją.
- Każdy szuka siły w różnych miejscach. Tarcza jest moją siłą. Wy nimi jesteście.
- Dziękuje mistrzu za zaufanie.
- Zawsze je miałaś tylko ciągle się bałem o ciebie. Jak ojciec.
- Co teraz się zmieniło? - zaciekawiła się Col'sheer'ee.
- Dorosłaś. Chcę ci pomóc wejść w tą dorosłość jako Jedi.
Col łobuzersko zmrużyła oczy - Dorosłam już jakiś czas temu, mistrzu. Kto zajął się administracyjnymi sprawami gdy odbudowywaliśmy Tarczę?
- Wiem, wiem... a ja ciągle widzę was i pamiętam jako padawanów. Otchłań powiedział, że jesteście moimi dziećmi. Miał rację.
- Jestem trochę za stara by być twoją córką - Błękitna zaczęła się śmiać.
- To tylko szczegół. Wyglądasz młodo - dowódca lekko się uśmiechnął.
- Jedi nie może się przywiązywać. UPS! Chyba coś mi nie wyszło.
- To nie jest przykład. Większość Jedi łamie tą zasadę - odpowiedziała po przekrzywieniu delikatnie głowy. - Większość mistrzów przywiązuje się do swoich padawanów ze wzajemnością.
- Ale was jest więcej niż jedno. Powinienem być dowódcą. Działać jak wojskowy. A was traktować jak zasoby. A mimo to nie potrafię. Jesteście osobami. Każdy ze swoją historią i własnymi uczuciami. Dlatego ciężki są dla mnie ryzykowne decyzje.
- Nawet Jedi tak do tego podchodzą. Jakie decyzje? - zainteresowała się Col'sheer'ee.
- Wiele misji jest ryzykownych - do tego została powołana Tarcza.
- I po to jest Rada by wysyłać Jedi na ryzykowne misje. Albo nudne - stwierdziła Błękitna Jedi.
- Col... jeśli chodzi o ryzykowne decyzje... - zaczął Jan'yse.
- Wiem, wiem... Musiałeś takie podjąć. Zabić go.
- Nie o to chodzi! Otchłań nadal jest zagrożeniem. Wie o nas zbyt dużo. Podejrzewam, że może mieć jakiegoś szpiega.
- Mnie? - zdziwiła się kobieta.
- Jakimś cudem wciągnął nas w pułapkę. Ściągnął na Taris - Sallaros zrobił dłuższą głęboką, prawie namacalną przerwę. - Otchłań może wiedzieć, że nasze poglądy się poróżniły. Może to wykorzystać.
- Mistrzu nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Wykorzystajmy to. Oszukajmy go - stwierdził mistrz Jedi.
- Czekaj... mamy udawać wrogie stosunki? - zdziwiła się Col'sheer'ee.
- Dokładnie. To będzie długotrwała misja. Wykryć szpiega. - Col kiwnęła głową na te słowa.
- Rozumiem. Jaki jest plan?
- Rób to co konieczne. To co uważasz za potrzebne.
- Powinnam odejść. Jakieś sugestie co do celu mojej podróży?
- Voss. To neutralna planeta, o której względy walczymy z Imperium. Otchłań będzie musiał szybko działać aby to on cię dorwał nie Sithowie.
- Zatem Voss. - Błękitna Jedi kiwnęła głową.
- Kontakt będzie ograniczony.
- Kontaktu nie będzie - stwierdziła Col po czym dodała. - Mistrzu mam prośbę.
Sallaros zachęcił ją do mówienia kiwnięciem głowy.
- Bo. Nie mogę jej martwić. Dam znać o tym gdzie będę. Nie, nie powiem jej co robię - szybko dodała chisska widząc winę mistrza. - Napiszę jej gdzie wyruszam. Ale Sall, nie pozwól jej do mnie przylecieć. Zrobię to co trzeba, ale Bo-been'ya musi być bezpieczna.
Tym razem to Sallaros Jan'yse kiwnął głową.
- Zatem żegnaj przyjacielu. Nie wiadomo kiedy teraz się spotkamy.
- Wybacz Col. Ja też muszę robić co należy. A tobie się to teraz przyda - mówiąc to cyborg dotknął ramienia Błękitnej aby zaimplikować środek nasenny. Col'sheer'ee momentalnie zasnęła i zaczęła opadać na podłogę. Sallaros dzięki refleksowi Jedi złapał przyjaciółkę, z której pled opadł i przeniósł na jej łóżko, po czym okrył ją kocem z podłogi.
- A ty nie jesteś też śpiący?
- Wiesz, że właśnie skazałeś ją na śmierć? Was oboje - zapytał metaliczny głos postaci, która wyłoniła się z ciemności.
- Nie, jeśli będziesz milczał. Sam chcesz złapać Otchłań. Dodatkowy szpieg, który będzie ryzykował swym życiem w niczym nie przeszkodzi, czyż nie? Pamiętaj, że wy też jesteście w niebezpieczeństwie.
- Ona wie za dużo. Nie mogę tego tak zostawić - Cień był stanowczy.
- Ona może być szansą dla nas wszystkich. Dla was i nas aby zakończyć ten problem. Wszyscy i tak wiedzą za dużo - znają moje imię i słowo Cień. Wiedzą, że coś takiego istnieje. Musisz mi zaufać Świr. Ona będzie teraz jak tropiciel. Znajdziemy zarówno Otchłań jak i jego ludzi.
- Czy ty w to wierzysz? Czy naprawdę jesteś aż taki głupi? Myślisz, że Zwierzchnicy będą tak spokojnie na to patrzeć? Jeśli ja im nie powiem to jak coś pójdzie nie tak nasze obie głową ponatykają na kije - ostrzegła postać w czarnych szatach.
- Niekiedy warto zaryzykować. Przedstaw im mój plan oraz co z tego uzyskamy moim zdaniem. Niech sami ocenią ryzyko - zaproponował Srebrnowłosy. - Wywiążesz się z zadania więc będziesz bezpieczny.
- Wiesz, że jak się to skończy to ona zginie?
- Czasami decyzje Zwierzchników są dziwne...
- Ze względu na stare czasy dam wam trochę czasu, kilka tygodni. Tyle mogę zrobić Lalka - ten, którego zwano Świr zaoferował wpatrzony w drzwi, za którymi spała Błękitna Jedi.
- Dziękuję.
- Swoją drogą prawie mnie zemdliło jak was słuchałem.
- Jakiś ty wrażliwy Świr - wyśmiał go Srebnowłosy.
- Skąd tyle czułości w Jedi? W Cieniu?
- Może dlatego, że jesteśmy też Jedi. Zawsze niemi byliśmy. Zawsze będziemy. Nie ważne jaki kolor szat nosimy. Szkoda, że nie wszyscy o tym pamiętamy.
- Nie o to mi chodziło.
- To o co?
- Mamy się wyzbyć uczuć, a czułem w tobie dużo miłości w jej obecności - Odparł Tarcza Bractwa Cieni Jedi.
- Jesteśmy tylko ludźmi, emocje zawsze będą z nami. Czyż to nie one pomagają zrozumieć nam tych, którym pomagamy?
- Może... Pamiętaj tylko kilka tygodni. Niech ta twoja Jedi lepiej się śpieszy.
- Dziękuję - Sallaros nieznacznie kiwnął głową.
Świr poklepał Srebrnowłosego po ramieniu. - Niech Moc będzie z wami. I szczęście.
- I z tobą bracie... - odpowiedział dowódca Tarczy lecz jego słowa odbiły się od ścian. Cienia zwanego Świrem już tam nie było.
Tyle się wydarzyło. Widział ją, Col. Była z Wiris. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie czemu? To co było jasne to fakt, że poczucie winy rosło w nim każdego dnia nieobecności Col. Chciał komuś powiedzieć. Poradzić się. Jednak nie mógł tego zrobić. To miała być tajemnica. Musi jej dochować. Bez względu na cenę.
Siedział już tak kilka godzin, na horyzoncie pojawiły się już pierwsze promienia słońca. Sallaros czuł się bardzo zmęczony, lecz wiedział, że i tak nie zaśnie. Nagle w Kwaterze zaczął wyć alarm. Dioda kontrolna w sypialni Srebrnowłosego zaczęła migać złowrogim kolorem czerwonym. To był alarm. Coś się działo. Tarcza była potrzebna. Sallaros westchnął i podniósł się ciężko z łóżka.
:::
Srebrnowłosy stanął przed pokojem, który należał do Błękitnej Jedi. Wahał się po czym wziął głęboki wdech i zapukał. Cisza. Powtórzył czynność. Nadal nic. Postanowił otworzyć drzwi i zajrzeć do środka.
- Col? - zapytał nieśmiało po czym cichutko przemknął przez drzwi. Jeszcze raz zastukał w ścianę z durastali w nadziei, że jeśli chisska śpi to dźwięk ją wybudzi. Zobaczył ją. Leżała naga na swoim łóżku niedbale okryta pledem.Podszedł do niej i usiadł na pobliskim krześle. Nie miał wiele czasu ale wolał załatwić tą sprawę najdelikatniej jak to możliwe.
- Col obudź się, proszę. Wiem, że możesz być zmęczona... - wyszeptał cicho Sallaros. - ... oraz nieźle wkurzona na mnie. Ale musisz mnie wysłuchać. Proszę.
Cyborg siedział tak bez ruchu przez dobre kilkanaście-kilkadziesiąt minut. W końcu Błękitna Jedi zaczęła się budzić. Gdy podniosła głowę spojrzała nieprzytomnymi oczami na cyborga.
- Dobry wieczór Col. Wybacz mi jeśli cie obudziłem.
- Mistrzu? - zapytała nie dowierzając własnym zmysłom. Chwilę później jej umysł odzyskał umiejętność logicznego myślenia.
NIE! NIE! NIE!.... Ty... Ansarras! - wydukała. Momentalnie wzburzyła w niej złość. Zupełnie podświadomie pled owiązała na piersi.
- Słucham? - spytał Dowódca Tarczy najspokojniej jak tylko potrafił.
- Wdziałam go. - lekko nagięła prawdę. - Powiedział mi wszystko - wyrzuciła z siebie przez łzy.
Sallaros westchnął.
- Wolałem ci sam to powiedzieć, ale skoro Ans mnie uprzedził...
- Cały czas kłamałeś! - warknęła Błękitna.
- Nie kłamałem. Mówiłem ci że to nie twoja wina. Cały czas mówiłem.
- Ale jakoś zapomniałeś wspomnieć, że to twoja wina!
- Nie mogłem. Sama widziałaś co grozi za wydanie tajemnicy.
- A teraz już możesz ze mną rozmawiać? Czy może chcesz mojej śmierci? - odgryzła się Col'sheer'ee.
- Zasługujesz na prawdę. Jesteś osobą, której ufam. Jedynej, której całkowicie ufam - na te słowa Błękitna zmrużyła oczy.
- Chcesz czegoś.
- Wytłumaczyć ci wszystko, Col - odparł wzdychając Sallaros.
Col'sheer'ee założyła ręce na piersi. - Słucham.
Srebrnowłosy opowiedział najlepiej jak potrafił o Cieniach, swoją historię w tym Zakonie. Dołączył do nich jako siedemnastoletni padawan zastawszy skuszonym studiowaniem artefaktów.
- Służba jest do końca życia - stąd ta ampułka z trucizną. Trzyma nas w ryzach i jesteśmy jak na smyczy. - dokończył historię Jan'yse.
- Bardzo to dogodne. Ta ampułka śmierci. Jakim cudem jeszcze oddychasz. Chwilę temu wydałeś mi największą tajemnicę swojego życia - spytała chłodno chisska.
- Nie wiem - Sall wzruszył ramionami. - Ampułka nie jest zależna od nas. Staram się nie odczuwać strachu mówiąc to. Ampułka jeszcze nie zadziałała.
- Czyli mogą cię zabić. Więc po co mi to mówisz?
- Bo ci ufam. Ufam ci i ty najbardziej zasługujesz na prawdę - kącik ust Błękitnej lekko drgnął.
- Ufasz mi? Zacząłeś nagle po ilu? Pięciu-sześciu latach?
- Tamta akcja na Taris... Nie mogłem się poddać dyrektywie. Zrobiłem to bo uważam, że wszyscy jesteśmy celem Otchłani. Nie mogłem was opuścić w takiej sytuacji. Może was wykorzystać, może zrobić krzywdę. Nie mogłem... po prostu nie mogłem! - po chwili dodał. - Col, ja zawsze ci ufałem. Ale staram się was chronić. Ciebie też. Może niepotrzebnie. Dorastacie.
Błękitna Jedi podniosła się i zaczęła spacerować wokół swojego pokoju.
- Załóżmy... ale tylko załóżmy, że ci wierzę. Czemu Ans? Czemu musiał zginąć? Czemu ty?
- Powód był prosty. Moi szefowie uznali go za upadłego. Jego przewinienia zamknęły mu drogę nawrócenia. Jego stan był niestabilny. Starałem się mu pomóc.
Po niebieskim policzku spłynęła łza pozostawiając mokry ślad.
- On próbował poznać jasną i ciemną stronę Mocy. Na wskutek czego aż trzy osobowości się wykształciły.
- Na Moc! Jesteśmy Jedi! Wybaczamy! - wykrzyczała Col'sheer'ee.
- Nie dano mu drugiej szansy. Raz był już ukarany więzieniem za atak na członka Rady.
- Ale on...
- Nie dano mu kolejnej szansy.Te ataki... - Sallaros wrócił wspomnieniami do dnia egzekucji. - Był w masce ale mi się ujawnił... potem uciekł.
- Mistrzu... on... żył dla mnie. Kochał mnie. - Col zaczęła płakać.
- Wiem o tym. Chciałem mu pomóc... jakoś te osobowości w nim ujarzmić. Nie udało się.
- I co teraz?
- Na pewno by sobie nie wybaczył gdyby jakaś osobowość przejęła kontrolę i cię skrzywdził.
- Co ja mam robić? Co ja mam teraz robić?
Col'sheer'ee odwróciła się i podeszła do okna. Cyborg natomiast wyjął zniszczony datapad. Uruchomił go i podał nieśmiało Błękitnej.
- To cię powinno zainteresować. Jego ostatni zapis. Wiersz. Zachowałem go przez cały ten czas... wtedy cię nie było.
Chisska sięgnęła po urządzenie i zaczęła czytać.
Moc jest z Tobą.
Hej, czerwonooka,
Czarnowłosa błękitność,
Jak czas mijał,
Co bez Ciebie...
Kiedy słońce zachodziło, a rano wstawało,
Siedziałem ze skrzyżowanymi nogami,
I wciąż było mi mało,
Medytacja nie dawała spokoju nocami,
A rano nie było ukojenia,
Dla mego serca zranionego,
Tego upojenia,
Dla Mocy i tego uczucia abstrakcyjnego...
Usłysz ryk mej miłości,
Przez Moc niech niesie treści,
Dla zakazanej i niemożliwej,
Poczuj na swej skórze wrażliwej,
Jak tęskni i zżerany Ciemną Stroną,
Czeka w otchłani planety, gdzie wyćwiczoną,
Swoją wolę miałem,
I panować nad nią umiałem...
Hej, czerwonooka,
Czarnowłosa błękitność,
Jak czas mijał,
Co bez Ciebie...
Kiedy słońce zachodziło, a rano wstawało,
Siedziałem ze skrzyżowanymi nogami,
I wciąż było mi mało,
Medytacja nie dawała spokoju nocami,
A rano nie było ukojenia,
Dla mego serca zranionego,
Tego upojenia,
Dla Mocy i tego uczucia abstrakcyjnego...
Usłysz ryk mej miłości,
Przez Moc niech niesie treści,
Dla zakazanej i niemożliwej,
Poczuj na swej skórze wrażliwej,
Jak tęskni i zżerany Ciemną Stroną,
Czeka w otchłani planety, gdzie wyćwiczoną,
Swoją wolę miałem,
I panować nad nią umiałem...
Gdy Jedi uniosła ponownie głowę jej policzki były wilgotne od łez. Zupełnie jakby zapomniała o rzeczywistości, o problemach i różnicach między Srebrnowłosym a nią odwróciła się i przytuliła do Sallarosa. Mocno się do niego wtuliła. Sall odwzajemnił uścisk.
- Wziąłem na siebie egzekucje ze względu na poczucie winy. Ans zasługiwał na śmierć z ręki kogoś kto go szanował. Lubił. To była moja odpowiedzialność. Chciałem ukoić jego ból. - Col na chwilę przestała łkać.
- Naprawdę chciałeś mu pomóc?
- Tak. Widziałem jak cierpiał. Trzy głosy przemawiały przez niego.
- To co teraz będzie ze mną? - spytała chisska cicho.
- Nie pozwolę by coś ci się stało.
- Ja... złamałam Kodeks. Tak mi się zdaje...
- W jaki sposób? - zainteresował się Srebrnowłosy.
- exJedi mnie kochał. Ja... nie jestem pewna co czułam - Col'sheer'ee wytarła nos wierzchem dłoni.
- Col jesteśmy ludźmi, emocje zawsze będą częścią nas bez względu jak bardzo jesteśmy Jedi - Col wciągnęła nosem z głośnym świstem powietrze.
- Wstawiłem się za Hei gdy ta zakochała się w Kamzo bo wierzę, że miłość jest niektórym potrzebna. Daje im siłę.
- Ale też niszczy - skomentowała Błękitna. - Miłość wyniszczyła Hei i mnie... prawie też. Byłam taka wściekła na ciebie.
- To nie miłość lecz rozpacz. Do rozpaczy wiedzie wiele dróg. Nie tylko miłość - odpowiedział cierpliwym głosem Jan'yse. - Wszystko może dać nam siłę ale może też zniszczyć.
- Gob'Im mawiał, że wtedy trzeba powstać. Z nową siłą. Z nową nadzieją.
- Każdy szuka siły w różnych miejscach. Tarcza jest moją siłą. Wy nimi jesteście.
- Dziękuje mistrzu za zaufanie.
- Zawsze je miałaś tylko ciągle się bałem o ciebie. Jak ojciec.
- Co teraz się zmieniło? - zaciekawiła się Col'sheer'ee.
- Dorosłaś. Chcę ci pomóc wejść w tą dorosłość jako Jedi.
Col łobuzersko zmrużyła oczy - Dorosłam już jakiś czas temu, mistrzu. Kto zajął się administracyjnymi sprawami gdy odbudowywaliśmy Tarczę?
- Wiem, wiem... a ja ciągle widzę was i pamiętam jako padawanów. Otchłań powiedział, że jesteście moimi dziećmi. Miał rację.
- Jestem trochę za stara by być twoją córką - Błękitna zaczęła się śmiać.
- To tylko szczegół. Wyglądasz młodo - dowódca lekko się uśmiechnął.
- Jedi nie może się przywiązywać. UPS! Chyba coś mi nie wyszło.
- To nie jest przykład. Większość Jedi łamie tą zasadę - odpowiedziała po przekrzywieniu delikatnie głowy. - Większość mistrzów przywiązuje się do swoich padawanów ze wzajemnością.
- Ale was jest więcej niż jedno. Powinienem być dowódcą. Działać jak wojskowy. A was traktować jak zasoby. A mimo to nie potrafię. Jesteście osobami. Każdy ze swoją historią i własnymi uczuciami. Dlatego ciężki są dla mnie ryzykowne decyzje.
- Nawet Jedi tak do tego podchodzą. Jakie decyzje? - zainteresowała się Col'sheer'ee.
- Wiele misji jest ryzykownych - do tego została powołana Tarcza.
- I po to jest Rada by wysyłać Jedi na ryzykowne misje. Albo nudne - stwierdziła Błękitna Jedi.
- Col... jeśli chodzi o ryzykowne decyzje... - zaczął Jan'yse.
- Wiem, wiem... Musiałeś takie podjąć. Zabić go.
- Nie o to chodzi! Otchłań nadal jest zagrożeniem. Wie o nas zbyt dużo. Podejrzewam, że może mieć jakiegoś szpiega.
- Mnie? - zdziwiła się kobieta.
- Jakimś cudem wciągnął nas w pułapkę. Ściągnął na Taris - Sallaros zrobił dłuższą głęboką, prawie namacalną przerwę. - Otchłań może wiedzieć, że nasze poglądy się poróżniły. Może to wykorzystać.
- Mistrzu nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Wykorzystajmy to. Oszukajmy go - stwierdził mistrz Jedi.
- Czekaj... mamy udawać wrogie stosunki? - zdziwiła się Col'sheer'ee.
- Dokładnie. To będzie długotrwała misja. Wykryć szpiega. - Col kiwnęła głową na te słowa.
- Rozumiem. Jaki jest plan?
- Rób to co konieczne. To co uważasz za potrzebne.
- Powinnam odejść. Jakieś sugestie co do celu mojej podróży?
- Voss. To neutralna planeta, o której względy walczymy z Imperium. Otchłań będzie musiał szybko działać aby to on cię dorwał nie Sithowie.
- Zatem Voss. - Błękitna Jedi kiwnęła głową.
- Kontakt będzie ograniczony.
- Kontaktu nie będzie - stwierdziła Col po czym dodała. - Mistrzu mam prośbę.
Sallaros zachęcił ją do mówienia kiwnięciem głowy.
- Bo. Nie mogę jej martwić. Dam znać o tym gdzie będę. Nie, nie powiem jej co robię - szybko dodała chisska widząc winę mistrza. - Napiszę jej gdzie wyruszam. Ale Sall, nie pozwól jej do mnie przylecieć. Zrobię to co trzeba, ale Bo-been'ya musi być bezpieczna.
Tym razem to Sallaros Jan'yse kiwnął głową.
- Zatem żegnaj przyjacielu. Nie wiadomo kiedy teraz się spotkamy.
- Wybacz Col. Ja też muszę robić co należy. A tobie się to teraz przyda - mówiąc to cyborg dotknął ramienia Błękitnej aby zaimplikować środek nasenny. Col'sheer'ee momentalnie zasnęła i zaczęła opadać na podłogę. Sallaros dzięki refleksowi Jedi złapał przyjaciółkę, z której pled opadł i przeniósł na jej łóżko, po czym okrył ją kocem z podłogi.
- A ty nie jesteś też śpiący?
- Wiesz, że właśnie skazałeś ją na śmierć? Was oboje - zapytał metaliczny głos postaci, która wyłoniła się z ciemności.
- Nie, jeśli będziesz milczał. Sam chcesz złapać Otchłań. Dodatkowy szpieg, który będzie ryzykował swym życiem w niczym nie przeszkodzi, czyż nie? Pamiętaj, że wy też jesteście w niebezpieczeństwie.
- Ona wie za dużo. Nie mogę tego tak zostawić - Cień był stanowczy.
- Ona może być szansą dla nas wszystkich. Dla was i nas aby zakończyć ten problem. Wszyscy i tak wiedzą za dużo - znają moje imię i słowo Cień. Wiedzą, że coś takiego istnieje. Musisz mi zaufać Świr. Ona będzie teraz jak tropiciel. Znajdziemy zarówno Otchłań jak i jego ludzi.
- Czy ty w to wierzysz? Czy naprawdę jesteś aż taki głupi? Myślisz, że Zwierzchnicy będą tak spokojnie na to patrzeć? Jeśli ja im nie powiem to jak coś pójdzie nie tak nasze obie głową ponatykają na kije - ostrzegła postać w czarnych szatach.
- Niekiedy warto zaryzykować. Przedstaw im mój plan oraz co z tego uzyskamy moim zdaniem. Niech sami ocenią ryzyko - zaproponował Srebrnowłosy. - Wywiążesz się z zadania więc będziesz bezpieczny.
- Wiesz, że jak się to skończy to ona zginie?
- Czasami decyzje Zwierzchników są dziwne...
- Ze względu na stare czasy dam wam trochę czasu, kilka tygodni. Tyle mogę zrobić Lalka - ten, którego zwano Świr zaoferował wpatrzony w drzwi, za którymi spała Błękitna Jedi.
- Dziękuję.
- Swoją drogą prawie mnie zemdliło jak was słuchałem.
- Jakiś ty wrażliwy Świr - wyśmiał go Srebnowłosy.
- Skąd tyle czułości w Jedi? W Cieniu?
- Może dlatego, że jesteśmy też Jedi. Zawsze niemi byliśmy. Zawsze będziemy. Nie ważne jaki kolor szat nosimy. Szkoda, że nie wszyscy o tym pamiętamy.
- Nie o to mi chodziło.
- To o co?
- Mamy się wyzbyć uczuć, a czułem w tobie dużo miłości w jej obecności - Odparł Tarcza Bractwa Cieni Jedi.
- Jesteśmy tylko ludźmi, emocje zawsze będą z nami. Czyż to nie one pomagają zrozumieć nam tych, którym pomagamy?
- Może... Pamiętaj tylko kilka tygodni. Niech ta twoja Jedi lepiej się śpieszy.
- Dziękuję - Sallaros nieznacznie kiwnął głową.
Świr poklepał Srebrnowłosego po ramieniu. - Niech Moc będzie z wami. I szczęście.
- I z tobą bracie... - odpowiedział dowódca Tarczy lecz jego słowa odbiły się od ścian. Cienia zwanego Świrem już tam nie było.
:::
Tyle się wydarzyło. Widział ją, Col. Była z Wiris. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie czemu? To co było jasne to fakt, że poczucie winy rosło w nim każdego dnia nieobecności Col. Chciał komuś powiedzieć. Poradzić się. Jednak nie mógł tego zrobić. To miała być tajemnica. Musi jej dochować. Bez względu na cenę.
Siedział już tak kilka godzin, na horyzoncie pojawiły się już pierwsze promienia słońca. Sallaros czuł się bardzo zmęczony, lecz wiedział, że i tak nie zaśnie. Nagle w Kwaterze zaczął wyć alarm. Dioda kontrolna w sypialni Srebrnowłosego zaczęła migać złowrogim kolorem czerwonym. To był alarm. Coś się działo. Tarcza była potrzebna. Sallaros westchnął i podniósł się ciężko z łóżka.
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach