NIezbadane są wyroki.
Strona 1 z 1
NIezbadane są wyroki.
Dobrze że mamy chociaż okno-pomyślałam- można się gapić na przelatujące za oknem różnobarwne pojazdy, Nar Shaada wygląda tak samo jak przed inwazją imperium Zakuul, kasyna nadal działają, nadal na ulicach jest pełno oszustw i przemocy…
Spojrzałam na współwięźnia po drugiej stronie celi, oddzielonego ode mnie polem siłowym.
Podobnie jak ja siedział na pryczy, i gapił się w milczeniu na mnie. Pomyślałam że to głupie: dzielimy niedolę, w końcu to ja się na niego obraziłam, więc ja powinnam pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Zlustrowałam uszkodzone podczas walki z najeźdźcą bioniczne kończyny cyborga i spojrzałam mu prosto w oczy.
-No dobra. Nie możemy przecież tak się na siebie gapić bez słowa, mistrzu.
-Dawno się nie widzieliśmy, Bobeeck. Nie miałem okazji przeprosić cię za to wszystko- powiedział Sallaros uśmiechając się lekko.Spojrzałam na niego z powagą.
-Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Ale rozumiem, nie miałeś wyjścia.
-Nic nie usprawiedliwia moich działań, nawet wiara w to, że działałem dla dobra innych. Mój błąd, za który będę płacić-odparł smutno cyborg-Rozumiem twój gniew wtedy, miałaś pełne prawo do takiego zachowania.
-Ciężko było mi nie odzywać się do ciebie. Podobno czas leczy rany- zaczęłam, ale oczy zaszły mi łzami, i zdołałam tylko rozpaczliwie wykrztusić: nie rób tego więcej...nie okłamuj mnie, dobrze?
-Już znasz moje tajemnice, nie mam nic więcej do ukrycia.
-Mam nadzieję- odpowiedziałam pociągając nosem- musimy pomyśleć co dalej.
-Nie mam możliwości działać. Obroża połączona z cyborgiem to kiepska kombinacja dla mnie-powiedział Sallaros pokazując na urządzenie obezwładniające zawieszone na szyi.
Dotknęłam własnej obroży i pomyślałam że to kiepskie połączenie nie tylko dla cyborga. Dla mnie także.
-W dodatku uszkodzili mi protezy, o bieganiu czy nagłych ruchach mogę zapomnieć-ciągnął mistrz. Postanowiłam zmienić temat na bardziej optymistyczny:
-Z tego co zdążyłam się zorientować, nie złapali Lendsi. W niej nasza jedyna nadzieja na szybkie uwolnienie.
-Wielu z naszych przetrwało , więc może...Zamyślił się.-Słyszałaś co się dzieje w Republice?
Rozejrzałam się wokoło.
-Dobrze że zostawili te głupie blaszaki same, można swobodnie pogadać.Nie, nie wiem co się dzieje, słyszałam jedynie urywki zdań.
-Niektórzy ludzcy strażnicy są gadatliwi, od nowych więźniów też co nieco słyszałem. Ponoć “kochana” Serash sobie urządziła tyranię- Sallaros zamilkł, nastała dłuższa cisza.
-Wiesz...Sallarosie, ja jestem słaba we wizjach, kontakcie przez Moc i tego typu sprawach- Zaczęłam nieśmiało.
-Miałaś wizję jakąś?
-Ja!? Skądże! Pytam, czy ty mistrzu, orientujesz się, kto z naszych..
-WIększośc wojskowych ocalała.Zgodnie z ugodą, zostali ponownie wcieleni do armii.Więc oddział 303 przetrwał na pewno. Skinąłam głową , a mistrz ciągnął dalej:
-Z Jedi...to narazie nie wyczułem zaburzeń w Mocy, więc jest nadzieja, Jednak na Tython….
Powiem tak: Zakon upadł.
-Póki my żyjemy, to nie całkiem- zauważyłam podchodząc do okna- ale marne to pocieszenie.
-Zakon da się odbudować. Zachowały się archiwa, są dobrze ukryte u Cieni….
-Cienie! Syknęłam pogardliwie.
-Jesteśmy uśpieni, Działamy jako Jedi, myślimy jak Jedi. Ściągnęliśmy maski, by walczyć dla Republiki- powiedział mistrz jakby na swoją obronę.
-Nie lubię Cieni. Ale jeśli mając pomóc w walce, to trudno, jakoś to przeżyję.
-Mało kto ich lubi, włącznie ze mną-odparł Sallaros podchodząc do okna po swojej stronie celi.
-Od wolności dzieli nas tylko to okno i obroże- Zauważyłam filozoficznie po dłuższej chwili milczenia i spojrzałam w dół, na chodnik. Mistrz widocznie myślał o tym samym, bo rzekł:
-Tak blisko, tak daleko… Po kolejnej, bardzo długiej chwili ciszy dodał, tym razem z lekką złością w głosie:
-Teraz nowy wróg…..Ech...podobno zaatakowali dlatego, że Outlander zabił im Imperatora. Chcą by teraz zapłacili za to wszyscy.
-Nie lubię czekać bezczynnie. Kiepska ze mnie Jedi, brak mi cierpliwości.
-Sam chcę stąd wiać, tylko na razie nie mam pomysłu jak. Sztuczki Jedi na nic się tu nie zdadzą.Pilnują nas prawie same maszyny. Mówiąc to, uderzył w okno zdrową ręką.
-Możemy liczyć tylko na łut szczęścia, albo pomoc z zewnątrz-powiedziałam zrezygnowana, kładąc się na pryczy.
-Dokładnie….Oby Moc nam sprzyjała
-Oby….
Spojrzałam na współwięźnia po drugiej stronie celi, oddzielonego ode mnie polem siłowym.
Podobnie jak ja siedział na pryczy, i gapił się w milczeniu na mnie. Pomyślałam że to głupie: dzielimy niedolę, w końcu to ja się na niego obraziłam, więc ja powinnam pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Zlustrowałam uszkodzone podczas walki z najeźdźcą bioniczne kończyny cyborga i spojrzałam mu prosto w oczy.
-No dobra. Nie możemy przecież tak się na siebie gapić bez słowa, mistrzu.
-Dawno się nie widzieliśmy, Bobeeck. Nie miałem okazji przeprosić cię za to wszystko- powiedział Sallaros uśmiechając się lekko.Spojrzałam na niego z powagą.
-Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Ale rozumiem, nie miałeś wyjścia.
-Nic nie usprawiedliwia moich działań, nawet wiara w to, że działałem dla dobra innych. Mój błąd, za który będę płacić-odparł smutno cyborg-Rozumiem twój gniew wtedy, miałaś pełne prawo do takiego zachowania.
-Ciężko było mi nie odzywać się do ciebie. Podobno czas leczy rany- zaczęłam, ale oczy zaszły mi łzami, i zdołałam tylko rozpaczliwie wykrztusić: nie rób tego więcej...nie okłamuj mnie, dobrze?
-Już znasz moje tajemnice, nie mam nic więcej do ukrycia.
-Mam nadzieję- odpowiedziałam pociągając nosem- musimy pomyśleć co dalej.
-Nie mam możliwości działać. Obroża połączona z cyborgiem to kiepska kombinacja dla mnie-powiedział Sallaros pokazując na urządzenie obezwładniające zawieszone na szyi.
Dotknęłam własnej obroży i pomyślałam że to kiepskie połączenie nie tylko dla cyborga. Dla mnie także.
-W dodatku uszkodzili mi protezy, o bieganiu czy nagłych ruchach mogę zapomnieć-ciągnął mistrz. Postanowiłam zmienić temat na bardziej optymistyczny:
-Z tego co zdążyłam się zorientować, nie złapali Lendsi. W niej nasza jedyna nadzieja na szybkie uwolnienie.
-Wielu z naszych przetrwało , więc może...Zamyślił się.-Słyszałaś co się dzieje w Republice?
Rozejrzałam się wokoło.
-Dobrze że zostawili te głupie blaszaki same, można swobodnie pogadać.Nie, nie wiem co się dzieje, słyszałam jedynie urywki zdań.
-Niektórzy ludzcy strażnicy są gadatliwi, od nowych więźniów też co nieco słyszałem. Ponoć “kochana” Serash sobie urządziła tyranię- Sallaros zamilkł, nastała dłuższa cisza.
-Wiesz...Sallarosie, ja jestem słaba we wizjach, kontakcie przez Moc i tego typu sprawach- Zaczęłam nieśmiało.
-Miałaś wizję jakąś?
-Ja!? Skądże! Pytam, czy ty mistrzu, orientujesz się, kto z naszych..
-WIększośc wojskowych ocalała.Zgodnie z ugodą, zostali ponownie wcieleni do armii.Więc oddział 303 przetrwał na pewno. Skinąłam głową , a mistrz ciągnął dalej:
-Z Jedi...to narazie nie wyczułem zaburzeń w Mocy, więc jest nadzieja, Jednak na Tython….
Powiem tak: Zakon upadł.
-Póki my żyjemy, to nie całkiem- zauważyłam podchodząc do okna- ale marne to pocieszenie.
-Zakon da się odbudować. Zachowały się archiwa, są dobrze ukryte u Cieni….
-Cienie! Syknęłam pogardliwie.
-Jesteśmy uśpieni, Działamy jako Jedi, myślimy jak Jedi. Ściągnęliśmy maski, by walczyć dla Republiki- powiedział mistrz jakby na swoją obronę.
-Nie lubię Cieni. Ale jeśli mając pomóc w walce, to trudno, jakoś to przeżyję.
-Mało kto ich lubi, włącznie ze mną-odparł Sallaros podchodząc do okna po swojej stronie celi.
-Od wolności dzieli nas tylko to okno i obroże- Zauważyłam filozoficznie po dłuższej chwili milczenia i spojrzałam w dół, na chodnik. Mistrz widocznie myślał o tym samym, bo rzekł:
-Tak blisko, tak daleko… Po kolejnej, bardzo długiej chwili ciszy dodał, tym razem z lekką złością w głosie:
-Teraz nowy wróg…..Ech...podobno zaatakowali dlatego, że Outlander zabił im Imperatora. Chcą by teraz zapłacili za to wszyscy.
-Nie lubię czekać bezczynnie. Kiepska ze mnie Jedi, brak mi cierpliwości.
-Sam chcę stąd wiać, tylko na razie nie mam pomysłu jak. Sztuczki Jedi na nic się tu nie zdadzą.Pilnują nas prawie same maszyny. Mówiąc to, uderzył w okno zdrową ręką.
-Możemy liczyć tylko na łut szczęścia, albo pomoc z zewnątrz-powiedziałam zrezygnowana, kładąc się na pryczy.
-Dokładnie….Oby Moc nam sprzyjała
-Oby….
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach