Na łożu cierpienia
Strona 1 z 1
Na łożu cierpienia
Dawny generał armii Republiki, Kamzo Gelu, otworzył oczy, lecz szybko przymknął je ponownie, bo ostre, sztuczne światło, poraziło jego zmysł wzroku. Zamrugał kilka razy i zdał sobie sprawę, że leży na łóżku, w białej pościeli. Próbował lekko unieść głowę, jednak okazało się, że jest to ponad jego siły. Robot medyczny krzątał się po pomieszczeniu wydając charakterystyczny dźwięk, gdy przemieszczał się na kółkach, zastępujących w tym przypadku nogi. Zbliżył się do mirialanina i wstrzyknął jakąś substancję do kroplówki, pod którą podpięto generała. To mogły być środki znieczulające. Kamzo czuł odrętwienie przechodzące w mrowienie na całym ciele, ale nie doznawał silnych objawów bólu, co mogło tylko potwierdzać jego przypuszczenia. Chciał coś powiedzieć, zapytać droida o to gdzie jest, co tu robi, i dlaczego wciąż żyje. Nie był jednak w stanie wydusić z siebie logicznego zdania, a ze spierzchniętych warg wydobył się tylko niezrozumiały charkot. Język miał sztywny jak kołek.
Droid zauważył, że jego pacjent oprzytomniał. Maszyna nachyliła się nad generałem Gelu i spojrzała swoim bezkształtnym czerepem na jego twarz. Kilka czujników zaświeciło się i gwałtownie zamigało.
- Pacjent odzyskał świadomość. Zagrożenie życia minęło - zabuczał metalicznym dźwiękiem mechaniczny medyk.
Mirialanin zaczął zbierać swoje myśli, a otępienie, spowodowane między innymi przez środki znieczulające, zaczęło przechodzić. Nie mógł się ruszyć, ale był chociaż w stanie ogarnąć wzrokiem najbliższe otoczenie.
Znajdował się w pomieszczeniu medycznym, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Nie była to jednak standardowa sala skrzydła szpitalnego, a raczej cela zaadaptowana na takie potrzeby. W wejściu zauważył pole siłowe, a po drugiej stronie dwójkę uzbrojonych strażników. Nigdy wcześniej tu nie zaglądał, ale zgadywał, że musi być gdzieś w tymczasowej kwaterze Tarczy.
Nie miał pojęcia czy był nieprzytomny dzień, dwa, a może tydzień. Nie miało to teraz większego znaczenia, jednak żeby w pełni ocenić swoje położenie, zaczął analizować ostatnie wydarzenia. Gdy usłyszał o możliwości odzyskania Divinusa, jego serce zabiło mocniej, choć nie dał po sobie tego znać. Utracił ten statek dawno temu, najpierw na rzecz zdrajców z Tarczy, a potem wpadł on w ręce zgniłej Republiki, przygniecionej butem imperium Zakuuli. Wizja postawienia nogi na pokładzie Divinusa była na tyle kusząca, że postanowił nawet wesprzeć jego dawnych towarzyszy, ten jeden, ostatni raz.
W umyśle generała zaczął kiełkować plan, który zakładał odzyskanie statku razem z Tarczą, a potem, gdy nie będą się tego spodziewać, przejęcie okrętu. Divinusa znał od podszewki. Latał nim wielokrotnie, a nawet uczestniczył przy powstawaniu planów statku, gdy ten był dopiero innowacyjnym zamiarem inżynierów Republiki. Był w stanie samotnie uruchomić podstawowe funkcje i przemieścić go w dowolne miejsce galaktyki. Sprawy się skomplikowały, gdy okazało się, że statek przejęli piraci. Ostatecznie miało dojść do wymiany, ale niespodziewany sojusz Tarczy z tymi szumowinami, mógł całkowicie pokrzyżować zamysły Kamzo Gelu.
Jego wspomnienia przemykały mu w formie obrazów, gdy zobaczył oczami wyobraźni, jak na Gav Daragonie, w zamieszaniu i chaosie walki, odpina od pasa Yun'era granat plazmowy. Pirackie ścierwa zmusiły go do przyspieszenia swoich planów i sięgnięcia po nieco desperackie metody.
Kolejne wspomnienie... Wybuchający granat ogarnia część zebranych ognistą chmurą. Kamzo Gelu biegnie i z daleka widzi znajome stanowisko pilotażu. Uśmiecha się pod hełmem. Wybiega myślami w przyszłość i widzi siebie kierującego Divinusa w kierunku Dromund Kass. Znał koordynaty na pamięć, wystarczyło je wprowadzić i wskoczyć w nadprzestrzeń. Wiedział, że inaczej nie dostanie się do stolicy Imperium Sithów. Od zawsze szczycili się oni szczelną kontrolą i obroną, a po ataku Zakuuli, jeszcze bardziej wzmocnili swoje procedury.
Divinus... Potężny Divinus zdołałby pewnie przebić się i dotrzeć do Kaas City, chociaż zostałby przy okazji doszczętnie zniszczony. Generał Gelu zamierzał jednak w ostatniej chwili (a przynajmniej miał taką nadzieję) ewakuować się nad powierzchnią planety, a potem... Potem odnaleźć Oz'maka, który, wedle informacji jakie zdobył już dosyć dawno, przebywał aktualnie gdzieś na Dromund Kaas.
To wszystko nie miało jednak teraz żadnego znaczenia, bo jego plan legł w gruzach już w połowie drogi. Pamiętał dotkliwy ból dziesiątków pocisków przeszywających jego ciało. Tymczasowy, zastępczy pancerz, nie mógł się równać z jego dawną zbroją, którą utracił, ale jednak uratował mu życie. A teraz znajdował się tu.
- Durnie... Na ich miejscu dobiłbym mnie tam, gdzie leżałem - pomyślał z goryczą.
Zastanawiał się teraz, jak szybko, i czy w ogóle odzyska sprawność. Wiedział, że zasoby Tarczy są obecnie mocno ograniczone, a w takich warunkach ciężko o konkretną rehabilitację. Może gdyby przebywał np. na Coruscant, wyglądałoby to inaczej.
- A może od razu przystąpiliby do wykonania zaległej kary śmierci? - zaśmiał się bezgłośnie do własnych myśli. - Chyba nie objęli mnie jakąś amnestią...
Przez dłuższy czas leżał tak z głową kotłujących się retrospekcji, i nadal nie był w stanie się poruszyć. W pewnym momencie, w umyśle Kamzo Gelu zaczął się formować kolejny plan. Tym razem, jeśli dobrze pójdzie, już ostatni.
- Hei... Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa... - wyszeptał. Udało mu się zacisnąć pięść prawej dłoni.
Droid zauważył, że jego pacjent oprzytomniał. Maszyna nachyliła się nad generałem Gelu i spojrzała swoim bezkształtnym czerepem na jego twarz. Kilka czujników zaświeciło się i gwałtownie zamigało.
- Pacjent odzyskał świadomość. Zagrożenie życia minęło - zabuczał metalicznym dźwiękiem mechaniczny medyk.
Mirialanin zaczął zbierać swoje myśli, a otępienie, spowodowane między innymi przez środki znieczulające, zaczęło przechodzić. Nie mógł się ruszyć, ale był chociaż w stanie ogarnąć wzrokiem najbliższe otoczenie.
Znajdował się w pomieszczeniu medycznym, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Nie była to jednak standardowa sala skrzydła szpitalnego, a raczej cela zaadaptowana na takie potrzeby. W wejściu zauważył pole siłowe, a po drugiej stronie dwójkę uzbrojonych strażników. Nigdy wcześniej tu nie zaglądał, ale zgadywał, że musi być gdzieś w tymczasowej kwaterze Tarczy.
Nie miał pojęcia czy był nieprzytomny dzień, dwa, a może tydzień. Nie miało to teraz większego znaczenia, jednak żeby w pełni ocenić swoje położenie, zaczął analizować ostatnie wydarzenia. Gdy usłyszał o możliwości odzyskania Divinusa, jego serce zabiło mocniej, choć nie dał po sobie tego znać. Utracił ten statek dawno temu, najpierw na rzecz zdrajców z Tarczy, a potem wpadł on w ręce zgniłej Republiki, przygniecionej butem imperium Zakuuli. Wizja postawienia nogi na pokładzie Divinusa była na tyle kusząca, że postanowił nawet wesprzeć jego dawnych towarzyszy, ten jeden, ostatni raz.
W umyśle generała zaczął kiełkować plan, który zakładał odzyskanie statku razem z Tarczą, a potem, gdy nie będą się tego spodziewać, przejęcie okrętu. Divinusa znał od podszewki. Latał nim wielokrotnie, a nawet uczestniczył przy powstawaniu planów statku, gdy ten był dopiero innowacyjnym zamiarem inżynierów Republiki. Był w stanie samotnie uruchomić podstawowe funkcje i przemieścić go w dowolne miejsce galaktyki. Sprawy się skomplikowały, gdy okazało się, że statek przejęli piraci. Ostatecznie miało dojść do wymiany, ale niespodziewany sojusz Tarczy z tymi szumowinami, mógł całkowicie pokrzyżować zamysły Kamzo Gelu.
Jego wspomnienia przemykały mu w formie obrazów, gdy zobaczył oczami wyobraźni, jak na Gav Daragonie, w zamieszaniu i chaosie walki, odpina od pasa Yun'era granat plazmowy. Pirackie ścierwa zmusiły go do przyspieszenia swoich planów i sięgnięcia po nieco desperackie metody.
Kolejne wspomnienie... Wybuchający granat ogarnia część zebranych ognistą chmurą. Kamzo Gelu biegnie i z daleka widzi znajome stanowisko pilotażu. Uśmiecha się pod hełmem. Wybiega myślami w przyszłość i widzi siebie kierującego Divinusa w kierunku Dromund Kass. Znał koordynaty na pamięć, wystarczyło je wprowadzić i wskoczyć w nadprzestrzeń. Wiedział, że inaczej nie dostanie się do stolicy Imperium Sithów. Od zawsze szczycili się oni szczelną kontrolą i obroną, a po ataku Zakuuli, jeszcze bardziej wzmocnili swoje procedury.
Divinus... Potężny Divinus zdołałby pewnie przebić się i dotrzeć do Kaas City, chociaż zostałby przy okazji doszczętnie zniszczony. Generał Gelu zamierzał jednak w ostatniej chwili (a przynajmniej miał taką nadzieję) ewakuować się nad powierzchnią planety, a potem... Potem odnaleźć Oz'maka, który, wedle informacji jakie zdobył już dosyć dawno, przebywał aktualnie gdzieś na Dromund Kaas.
To wszystko nie miało jednak teraz żadnego znaczenia, bo jego plan legł w gruzach już w połowie drogi. Pamiętał dotkliwy ból dziesiątków pocisków przeszywających jego ciało. Tymczasowy, zastępczy pancerz, nie mógł się równać z jego dawną zbroją, którą utracił, ale jednak uratował mu życie. A teraz znajdował się tu.
- Durnie... Na ich miejscu dobiłbym mnie tam, gdzie leżałem - pomyślał z goryczą.
Zastanawiał się teraz, jak szybko, i czy w ogóle odzyska sprawność. Wiedział, że zasoby Tarczy są obecnie mocno ograniczone, a w takich warunkach ciężko o konkretną rehabilitację. Może gdyby przebywał np. na Coruscant, wyglądałoby to inaczej.
- A może od razu przystąpiliby do wykonania zaległej kary śmierci? - zaśmiał się bezgłośnie do własnych myśli. - Chyba nie objęli mnie jakąś amnestią...
Przez dłuższy czas leżał tak z głową kotłujących się retrospekcji, i nadal nie był w stanie się poruszyć. W pewnym momencie, w umyśle Kamzo Gelu zaczął się formować kolejny plan. Tym razem, jeśli dobrze pójdzie, już ostatni.
- Hei... Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa... - wyszeptał. Udało mu się zacisnąć pięść prawej dłoni.
Kamzo- Trooper
- Liczba postów : 483
Join date : 13/02/2015
Age : 38
Skąd : Święta Warmia
Re: Na łożu cierpienia
Kamzo Gelu musiał przyznać jedno, mimo swoich występków i faktu, że pozostawał więźniem, był traktowany dobrze. Starano się, by jego opieka medyczna, w miarę możliwości, była na jak najwyższym poziomie.
Regularne zastrzyki z kolto i okłady z bacty sprawiły, że dosyć szybko zaczął odzyskiwać część sprawności, chociaż do pełnego wyzdrowienia, pozostawało jeszcze daleko. Jego stan pozwalał jednak, by przeniesiono go do standardowej celi, z mniejszą ilością sprzętu medycznego.
Robot-doktor właśnie skończyło codzienną, rutynową analizę zdrowia dawnego generała. Opuścił celę i minął stojących przy wejściu dwóch żołnierzy, a bariera energetyczna, która na chwilę zniknęła, została natychmiast ponownie uruchomiona.
Mirialanin leżał przez jakiś czas spokojnie, prostując i zginając palce prawej dłoni. Następnie podniósł się lekko na łokciach i spróbował zgiąć kolana. Z lewym udało się bez większych problemów, ale prawa noga nadal pozostawała sztywna i odrętwiała.
Twarz Kamzo wykrzywił grymas dezaprobaty. Jego rehabilitacja może potrwać jeszcze długo, a i tak nie miał pewności, czy odzyska pełnię sprawności fizycznej. Nie mógł dłużej czekać. Im więcej zwlekał, tym większe było prawdopodobieństwo, że prędko z celi nie wyjdzie. A płonąca potrzeba zemsty wciąż się w nim mocno kotłowała.
Włożył rękę pod materac. Zgodnie z obietnicą tamtego Jedi, znalazł ukryty, jednoręczny pistolet blasterowy, nastawiony na możliwość ogłuszania.
Ujął broń w swe palce, a dotyk znajomego, lekkiego chłodu, sprawił, że poczuł się lepiej. Jego plan może nie był jakiś wyszukany, ale miał nadzieję, że zadziała. Nie miał innych opcji, a przynajmniej sam ich nie widział.
Ukrył broń w połach obszernej koszuli i z plaskiem stoczył się na podłogę.
Zabolało, ale nie na tyle, że nie mógł tego wytrzymać. Kamzo Gelu zaczął jednak wydzierać się potępieńczo, jakby był obdzierany żywcem ze skóry.
- Aaaaa! Ból... Co się dzieje?! Szybko... - wyciągnął dłoń w kierunku wejście z polem siłowym - medyka...
Strażnicy patrzyli na niego zupełnie zdumieni, po czym kiwnęli do siebie głowami, a jeden z nich pobiegł gdzieś w głąb korytarza, zapewne po pomoc specjalisty. Drugi z żołnierzy natomiast zrobił to, na co liczył Gelu - wszedł do środka by sprawdzić, co się dzieje z więźniem.
- Aaaa! To chyba zastrzyki z kolto... przestają działać! - Kamzo zacisnął powieki i skulił się w sobie na ziemi.
Strażnik nachylił się by z bliska zbadać stan więźnia, a może pomóc mu wrócić na łóżko, jeśli tamten da radę. Mirialanin tylko na to czekał. Zacisnął palce prawej dłoni na broni i przyłożył ją do torsu żołnierza. Pocisk ogłuszający, wystrzelony z takiej odległości, z łatwością spenetrował pancerz wojaka, i rozlał się impulsem elektrycznym po całym jego ciele.
Strażnik natychmiast padł na wznak, ale wciąż oddychał, choć płytko. Generał poderwał się do góry i skrzywił z bólu. Pokuśtykał na jednej sprawnej nodze i wyjrzał ostrożnie z celi. W pobliżu wciąż nikogo nie było, więc rzucił się do ucieczki.
Nowa lokalizacja Tarczy działała w dwojaki sposób. Z jednej strony, była trudnym do wykrycia, zapomnianym obiektem, wpisującym się doskonale w lokalną strukturę, a z drugiej, ciężko było o jej sprawną i pełną ochronę.
Rozlatujący się kompleks, który już dawno przestał pełnić swoją pierwotną funkcję, posiadał wiele luk, których naprawa była niemożliwa z prostej przyczyny - miał w jak najmniejszym stopniu wzbudzić zainteresowanie ewentualnych, postronnych obserwatorów.
Kamzo Gelu przebywał tu jakiś czas na wolności, więc miał szansę poznać nową siedzibę Tarczy w znacznym stopniu. Skierował się do pierwszej wyrwy w skalistej ścianie, a jego oczom szybko ukazała się nieprzenikniona zasłona dżungli. Podreptał w kierunku chaszczy, ciągnąc za sobą odrętwiałą nogę, a następnie, zgodnie z instrukcją Jedi, ruszył na północ.
Człapał tak przez kilka minut, zaliczając kilka zadrapań i raniąc bose stopy, ale nie zwracał na ten fakt uwagi. Na pewno dostrzeżono już jego ucieczkę, więc nie miał chwili do stracenia. Przecisnął się przez kolejne, olbrzymie paprocie i w końcu znalazł cel swojej wędrówki. Na małej polanie stał niewielkich rozmiarów statek kosmiczny, wystarczający, by mógł nim spokojnie odlecieć i udać się w inny kraniec galaktyki.
- Jednak nie kłamał... - pomyślał Kamzo Gelu, gdy ładował się za stery i wspominał rozmowę z dziwnie wyrozumiałym Jedi.
Regularne zastrzyki z kolto i okłady z bacty sprawiły, że dosyć szybko zaczął odzyskiwać część sprawności, chociaż do pełnego wyzdrowienia, pozostawało jeszcze daleko. Jego stan pozwalał jednak, by przeniesiono go do standardowej celi, z mniejszą ilością sprzętu medycznego.
Robot-doktor właśnie skończyło codzienną, rutynową analizę zdrowia dawnego generała. Opuścił celę i minął stojących przy wejściu dwóch żołnierzy, a bariera energetyczna, która na chwilę zniknęła, została natychmiast ponownie uruchomiona.
Mirialanin leżał przez jakiś czas spokojnie, prostując i zginając palce prawej dłoni. Następnie podniósł się lekko na łokciach i spróbował zgiąć kolana. Z lewym udało się bez większych problemów, ale prawa noga nadal pozostawała sztywna i odrętwiała.
Twarz Kamzo wykrzywił grymas dezaprobaty. Jego rehabilitacja może potrwać jeszcze długo, a i tak nie miał pewności, czy odzyska pełnię sprawności fizycznej. Nie mógł dłużej czekać. Im więcej zwlekał, tym większe było prawdopodobieństwo, że prędko z celi nie wyjdzie. A płonąca potrzeba zemsty wciąż się w nim mocno kotłowała.
Włożył rękę pod materac. Zgodnie z obietnicą tamtego Jedi, znalazł ukryty, jednoręczny pistolet blasterowy, nastawiony na możliwość ogłuszania.
Ujął broń w swe palce, a dotyk znajomego, lekkiego chłodu, sprawił, że poczuł się lepiej. Jego plan może nie był jakiś wyszukany, ale miał nadzieję, że zadziała. Nie miał innych opcji, a przynajmniej sam ich nie widział.
Ukrył broń w połach obszernej koszuli i z plaskiem stoczył się na podłogę.
Zabolało, ale nie na tyle, że nie mógł tego wytrzymać. Kamzo Gelu zaczął jednak wydzierać się potępieńczo, jakby był obdzierany żywcem ze skóry.
- Aaaaa! Ból... Co się dzieje?! Szybko... - wyciągnął dłoń w kierunku wejście z polem siłowym - medyka...
Strażnicy patrzyli na niego zupełnie zdumieni, po czym kiwnęli do siebie głowami, a jeden z nich pobiegł gdzieś w głąb korytarza, zapewne po pomoc specjalisty. Drugi z żołnierzy natomiast zrobił to, na co liczył Gelu - wszedł do środka by sprawdzić, co się dzieje z więźniem.
- Aaaa! To chyba zastrzyki z kolto... przestają działać! - Kamzo zacisnął powieki i skulił się w sobie na ziemi.
Strażnik nachylił się by z bliska zbadać stan więźnia, a może pomóc mu wrócić na łóżko, jeśli tamten da radę. Mirialanin tylko na to czekał. Zacisnął palce prawej dłoni na broni i przyłożył ją do torsu żołnierza. Pocisk ogłuszający, wystrzelony z takiej odległości, z łatwością spenetrował pancerz wojaka, i rozlał się impulsem elektrycznym po całym jego ciele.
Strażnik natychmiast padł na wznak, ale wciąż oddychał, choć płytko. Generał poderwał się do góry i skrzywił z bólu. Pokuśtykał na jednej sprawnej nodze i wyjrzał ostrożnie z celi. W pobliżu wciąż nikogo nie było, więc rzucił się do ucieczki.
Nowa lokalizacja Tarczy działała w dwojaki sposób. Z jednej strony, była trudnym do wykrycia, zapomnianym obiektem, wpisującym się doskonale w lokalną strukturę, a z drugiej, ciężko było o jej sprawną i pełną ochronę.
Rozlatujący się kompleks, który już dawno przestał pełnić swoją pierwotną funkcję, posiadał wiele luk, których naprawa była niemożliwa z prostej przyczyny - miał w jak najmniejszym stopniu wzbudzić zainteresowanie ewentualnych, postronnych obserwatorów.
Kamzo Gelu przebywał tu jakiś czas na wolności, więc miał szansę poznać nową siedzibę Tarczy w znacznym stopniu. Skierował się do pierwszej wyrwy w skalistej ścianie, a jego oczom szybko ukazała się nieprzenikniona zasłona dżungli. Podreptał w kierunku chaszczy, ciągnąc za sobą odrętwiałą nogę, a następnie, zgodnie z instrukcją Jedi, ruszył na północ.
Człapał tak przez kilka minut, zaliczając kilka zadrapań i raniąc bose stopy, ale nie zwracał na ten fakt uwagi. Na pewno dostrzeżono już jego ucieczkę, więc nie miał chwili do stracenia. Przecisnął się przez kolejne, olbrzymie paprocie i w końcu znalazł cel swojej wędrówki. Na małej polanie stał niewielkich rozmiarów statek kosmiczny, wystarczający, by mógł nim spokojnie odlecieć i udać się w inny kraniec galaktyki.
- Jednak nie kłamał... - pomyślał Kamzo Gelu, gdy ładował się za stery i wspominał rozmowę z dziwnie wyrozumiałym Jedi.
Kamzo- Trooper
- Liczba postów : 483
Join date : 13/02/2015
Age : 38
Skąd : Święta Warmia
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach