Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Pułkownik Steven Sharpeye

3 posters

Go down

Pułkownik Steven Sharpeye Empty Pułkownik Steven Sharpeye

Pisanie by The'shurr Nie Maj 01, 2016 10:40 pm

Pułkownik Steven Sharpeye Screenshot_2016-04-29_17_31_11_084303

Pułkownik Steven Sharpeye

Lat 51

Człowiek, z domieszką genów miraluki

Dowódca oddziału 106 "Airwolves".


Wygląd zewnętrzny:
Rosły mężczyzna (201cm), dobrze zbudowany. Włosy długie, siwe, opadające swobodnie na ramiona i plecy. Oczy o białych tęczówkach (wynik krzyżówki z Miraluką).


Charakter:
Można określić go jako praworządny dobry. Wykonuje rozkazy, zawsze stara się wybierać najmniejsze zło. Szanuje innych, jednak sam również wymaga poszanowania. 
Wygląd miłego siwego staruszka bywa nieco zwodniczy, w rzeczywistości jest upartym i wymagającym dowódcą. 

Historia postaci:
Los urodzonego 51 lat temu był z góry przesądzony. Urodził się na Coruscant w rodzinie, w której albo zostawało się jedi, albo żołnierzem. W wieku dwunastu lat trafił do szkoły wojskowej, rok później przyjęto tam również jego brata - Vaelrora. Bracia byli niemal nierozłączni, po ukończeniu nauki obaj trafili do oddziału Airwolves. Głównymi zadaniami oddziału były szybkie, krótkie akcje wykonywane najczęściej z powietrza. 
Brał udział w bitwach na Alderaan oraz na Coruscant, ale także na innych planetach, z czasem stał się dowódcą oddziału.

Dodatkowe informacje:
Ze względu na wielopokoleniowe tradycje, szanuje armię oraz jedi (często zwykłych jedi nazywa mistrzami), w jego rodzinie bowiem mnóstwo było i jednych i drugich.
Oddział 106 "Airwolves" jest oddziałem desantowym. 


Zdrajca


- Imię, nazwisko, stopień.
- Steven Sharpeye, pułkownik, dowódca oddziału 106.
- Airwolves... Kto by pomyślał... Wasz oddział powietrznych wojowników owiany jest legendą. A oto w nasze ręce wpadł sam dowódca...
- Jeśli myślisz, że powiem ci coś wiecej, Brown, to się grubo mylisz - pułkownik wbił spojrzenie swoich białych oczu w niewysokiego, chudego mężczyznę zwanego Brown.
- No... nie zechcesz współpracować? - chudy uśmiechnął się, lecz wiedział, że gdyby tylko jego rozmówca nie był przywiązany do fotela, miałby z nim niemały problem.


Niecałe pół godziny wcześniej pułkownik wraz ze swym oddziałem zaatakował oddział Imperium. Oddział 106 dosłownie runął im na głowy z powietrza, używając do tego celu jetpacków. Akcja miała być szybka - uderzyć we wroga z powietrza, przejąć kontrolę nad obozem i wyeliminować niejakiego agenta Browna.

Czekali na nich.

Ktoś musiał poinformować Imperialnych o planowanym desancie. Nie było to dla dowódcy oddziału niczym nowym, czasem 
zdarzało mu się wpaść w zasadzkę, jednak nadprzeciętne umiejętności, najlepszy sprzęt i dogranie całego składu pozwalały wychodzić cało niemal z każdej opresji.

Tym razem było inaczej.

Na ich oddział zasadziła się bowiem grupa Mandalorian. Walka toczyła się więc głównie w powietrzu, ale przeważające 
siły wroga sprawiły, że nawet tak dzielni i wytrwali wojownicy jak Airwolves musieli natrudzić się, aby utrzymać się przy życiu, a o wygraniu tej potyczki nie było nawet mowy. Sharpeye nakazał odwrót i mimo sprzeciwów drużyny został z tyłu, by zatrzymać wroga. Wiedział, że kwestią czasu było, nim upadnie, jednak wiedział też, że od niego zależało życie jego towarzyszy.
Steven nie bał się śmierci. Jako członek rodziny o wielopokoleniowych tradycjach, gdzie albo szło się do wojska albo zostawało się Jedi wiedział, że śmierć nie jest niczym złym.

Nie ma śmierci, jest moc - przypomniał sobie słowa jedi.

Wcisnął przełącznik na lewej rękawicy, która połączona była z jego jetpackiem. Dysze zawyły głośno dając z siebie 
więcej niż dotychczas. Mężczyzna poczuł ciepło biegnące wzdłuż pleców. Wzleciał wyżej, wpadając przy okazji na Mando, który zamierzał zaatakować go z góry. Sharpeye zdzielił go pancerną rękawicą w hełm, wśród ryku silników i wiatru dało się słyszeć głośne jęknięcie. Pułkownik odleciał kawałek, wyciągnął granat i rzucił go w stronę wroga. 
Ładunek eksplodował po chwili, robiąc z wroga coś na kształt spadającego samolotu.
Jego towarzysze zniknęli z pola widzenia. 

Ukryli się?

Skierował się ku powierzchni planety, gotów do dalszej walki. Spomiędzy drzew wyskoczyło kilku Mandalorian, 
otoczyli go, unieruchomili siatką, któryś podleciał, wyłączył jego jetpack. Sharpeye runął na ziemię. Stracił przytomność.

- Cóż... zaraz znajdziemy sposób, abyś zaczął z nami współpracować - chudy uśmiechnął się paskudnie.

Drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Dwóch żołnierzy wciągnęło do środka rosłego mężczyznę w szarym, zniszczonym pancerzu oddziału 106. Obezwładniony mężczyzna spojrzał na Sharpeye swoimi błękitnymi oczami.
- Major Vaelror Sharpeye - odezwał się Brown, podchodząc do mężczyzny, którego wciąngnięto tutaj przed chwilą. - Chyba mamy problem, pański brat nie chce mówić.
- Czego się spodziewałeś, Imperialne ścierwo? - wysyczał major.
Steven uśmiechnął się. Vaelror, chociaż tylko dwa lata młodszy zawsze uchodził za tego bardziej żywego i 
temperamentnego. Domyślił się, że zanim złapano go żywcem, musieli nieźle się natrudzić i na pewno ktoś zarobił w nos.
- Kto nas zdradził? - zapytał Vaelror, który najwyraźniej nie mógł sam chodzić, gdyż imperialni żołnierze zostawili go na podłodze, a ten nawet się nie ruszył.
- Pilot - zaśmiał się Brown.
- Kapral... - Steven i Vaelror spojrzeli na Browna. 
Kilka miesięcy temu do oddziału 106 dołączył nowy pilot, poprzedni został znaleziony martwy w swoim własnym mieszkaniu. Było dochodzenie i wyszło na to, że pilot popełnił samobójstwo z powodu problemów rodzinnych. Nikt z oddziału w to nie wierzył, jednak nie było innego wyjścia jak znaleźć nowego pilota. Wybór padł na utalentowanego kaprala Crue, który nigdy nie zdołał już zaskarbić sobie pełnego zaufania wśród towarzyszy.
- Cóż, teraz przynajmniej wszystko sobie wyjaśniliśmy - powiedział z uśmiechem na ustach Brown. - Poproszę informacje
- Nie myśl, że cokolwiek ci powiem - warknął Steven.
- Nie spodziewałem się, że będzie łatwo - Brown wyciągnął pistolet, przystawił go do głowy młodszego brata pułkownika.
- Nie zrobisz tego! - ryknął pułkownik, próbując się poderwać. Fotel był jednak dobrze przykręcony do podłogi.
- Więc powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć.
Major uśmiechnął się spoglądając na pułkownika.
- Cel wykonany - powiedział, wciskając jednocześnie detonator ukryty w rękawicy.
Eksplozja wstrząsnęła budynkiem. Major nie miał szans z ładunkiem ukrytym w pancerzu. Tak samo nie mieli szans dwaj żołnierze, którzy go przyprowadzili. Brown zdążył uskoczyć, lecz siła uderzenia cisnęła nim o ścianę. Stracił przytomność. Steven oberwał w twarz, poczuł jak tysiące małych, rozżarzonych odłamków wbija mu się w twarz. A potem nastała głucha cisza.

I to okropne dzwonienie w uszach.

W tym momencie jak na zawołanie wpadł mężczyzna w szarym pancerzu.
Sierżant Rinosle.

Działał jak na żołnierza przystało, ogarnął szybko pomieszczenie, badając, czy nie ma zagrożeń. Dopiero wtedy 
doskoczył do fotela, do którego nadal przypięty był Sharpeye. Jego twarz zalewała krew, ale widać było, że żaden z odłamków nie uszkodził głowy ani czaszki na tyle, by pułkownik nie był w stanie iść o własnych siłach. Pułkownik gestem nakazał sprawdzenie stanu zdrowia Browna.
Sierżant zdjął rękawice, przyłożył dłoń do tętnicy szyjnej i pokręcił głową.

Więc jednak umarł.
Major wykonał misję.

Sharpeye przyklęknął przy ciele brata. Trudno było go rozpoznać, gdyż eksplozja zmasakrowała jego twarz. Pułkownik 
Zaklął głośno. 

Zawsze razem.
Bracia.
Więź, której nie da się zastąpić.
A teraz... został sam.

Spojrzał na sierżanta, który podszedł do ciała majora. Zasalutował, skłonił się, oddał hołd zmarłemu.

- Co z resztą? - zapytał Sharpeye. Nie był to czas na żałobę, wciąż znajdowali się na terenie wroga.
- Nie udało się... przeżyłem tylko ja i major... - powiedział cicho sierżant, mając świadomość, że te słowa nijak nie odnosiły się do rzeczywistości. Piechota właśnie dotarła...
- Dobrze... - powiedział pułkownik, chociaż wiedział, że dobrze nie było. Wykonana misja to jedno, ale strata osoby najbliższej swojemu sercu była niezwykle bolesna. Zerwał martwemu nieśmiertelnik, wstał i chwiejnym krokiem ruszył ku wyjściu.
Jasne słońce uderzyło go po oczach, oślepiło na moment. Sierżant asekurował go i gdyby nie egozszkielet w którym chodził, przewróciłby się razem z pułkownikiem, który oślepiony i zmęczony zachwiał się i poleciał do tyłu. Sharpeye podziękował Rinosle skinieniem głowy.
Po obozie krzątali się żołnierze piechoty. Co i rusz ktoś podchodził, gratulował, ktoś inny składał kondolencje i wyrazy współczucia.
- Pułkowniku - młody mężczyzna, szeregowy, zasalutował. - Mamy waszego zdrajcę - wskazał na mężczyznę przypiętego do jednego ze słupów podtrzymujących masywny imperialny namiot. 
Sharpeye ruszył w jego stronę.

Zdrajca.

Przez niego zginęli ludzie, którzy z oddaniem służyli Republice.
Był nawet gorszy od Imperialnych.

Spojrzał w oczy kaprala, który wyglądał na przestraszonego. Nic dziwnego, został sam, Brown i wszyscy, którym miał 
służyć zginęli. 
- Jesteś młody, Crue - odezwał się pułkownik patrząc na niego smutno - co z tobą? Cieszyłeś się jak dziecko kiedy dali ci przydział... A ty to spieprzyłeś.
- Ja... pułkowniku, bałem się - powiedział kapral drżącym głosem.
- Spieprzyłeś, młody - powtórzył mężczyzna. Rinosle stał obok, przyglądał się zdrajcy w milczeniu.
- Przepraszam! - krzynął Crue. - Gdybym mógł cofnąć czas...
- Nie możesz tego zrobić - wszedł mu w słowo pułkownik. - Wiesz, że karą za zdradę jest śmierć - sięgnął po nieduży pistolet który zawsze miał przy bucie, prezent od młodszego brata z okazji pasowania na dowódcę oddziału 106.
Pułkownik odwrócił się na pięcie. Tuż za palisadą, która służyła jako ogrodzenie obozu wylądował desantowiec z logiem skrzydlatego wilka. Sierżant z pułkownikiem wsiedli do środka. Za sterami siedział chłopiec niewiele młodszy od kaprala. Był starszym szeregowym i drugim pilotem. Widząc miny pozostałych przy życiu członków oddziału 106 nie pytał o nic, westchnął tylko ciężko.


Niecały miesiąć później odbyła się rozprawa.
Pułkownik w milczeniu słuchał wyroku sądu. I ze spokojem wysłuchał wyroku.
Na egzekucji się nie pojawił, nie cieszyła go bowiem śmierć kaprala. Nawet, jeśli był on zdrajcą i przyczynił się do śmierci większości członków oddziału.


Sierżant Rinosle również na egzekucję nie poszedł.
A starszy szeregowy Vesceri miał teraz desantowca na wyłączność.
The'shurr
The'shurr
Zarząd Tarczy
Zarząd Tarczy

Liczba postów : 364
Join date : 01/02/2016
Skąd : Łódź/Gdańsk

http://wareczka.deviantart.com/

Powrót do góry Go down

Pułkownik Steven Sharpeye Empty Re: Pułkownik Steven Sharpeye

Pisanie by Bobik Pon Maj 02, 2016 10:24 am

Ja skupiam się zwykle bardziej na "walorach literackich" opisów, niż na ocenie zgodności z lore itp, więc powiem : bardzo ładne.

ps.Osobiscie preferuję wprowadzanie do RP postaci od najniższego szczebla i wspinanie się po drabinie kariery. Ale każdy robi jak lubi, a poza tym rozumiem, że scenariusz wymagał stworzenia "na cito" takiej postaci.
Bobik
Bobik
Jedi
Jedi

Liczba postów : 756
Join date : 02/04/2015
Skąd : Pl

https://www.facebook.com/Stefaniak.Mikolaj

Powrót do góry Go down

Pułkownik Steven Sharpeye Empty Re: Pułkownik Steven Sharpeye

Pisanie by The'shurr Pon Maj 02, 2016 3:12 pm

Tak tak, miałam to dopisać.
Też tak preferuję, jednak postać ta powstała w jednym ważnym celu i tylko dlatego pozwoliłam sobie na pułkownika, co odbyło się oczywiście za zgodą Sall i Elipa.
(cóż, w końcu musimy ruszyć z eventami dla 303, a generał nie zawsze ma czas ^.^)
The'shurr
The'shurr
Zarząd Tarczy
Zarząd Tarczy

Liczba postów : 364
Join date : 01/02/2016
Skąd : Łódź/Gdańsk

http://wareczka.deviantart.com/

Powrót do góry Go down

Pułkownik Steven Sharpeye Empty Re: Pułkownik Steven Sharpeye

Pisanie by Selavan Pią Wrz 02, 2016 9:57 am

Lubię takich charyzmatycznych, twardych z zewnątrz ale mających czasem ludzkie odruchy oficerów. Jeżeli jeszcze dobrze, "męsko" grany, to jest soczek, jest energia. Jest to coś. Dziwne że faceci w gildii grają kobietami, a jedyne naprawdę "męskie" postaci tworzone sa przez kobiety. Same musimy sobie robić naszych wymarzonych rycerzy? Smile
Selavan
Selavan
Smuggler
Smuggler

Liczba postów : 99
Join date : 29/08/2016
Age : 43
Skąd : Alderaan

Powrót do góry Go down

Pułkownik Steven Sharpeye Empty Re: Pułkownik Steven Sharpeye

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach