Varrin'rad
3 posters
Strona 1 z 1
Varrin'rad
- Varrin'rad - Przedstawienie postaci:
Imię: Varrin'rad
Nazwisko:Brak - imie Varrin'rad oznacza Varrin - ," ' " - oznacza syn, Rad - trzy pierwsze litery imienia ojca lub matki. Córka po imieniu ma " - ". Przykładowo syn Varrina będzie się nazywał Esko'var.
Wiek: 21-22 obecnie
Rasa: Człowiek
Klasa w grze: Jedi Guardian
Rola w drużynie: Dps
Klasa w RP: Obrońca Jedi
Wzrost: 181 cm
Charakterystyczne cechy wyglądu: Blizna na prawym oku, krotko ścięte włosy w paski.
Cechy charakteru postaci: Odważny, szczery, narwaniec.
Charakterystyczne zachowania: stara się być sprawiedliwy, jest gotowy do poświęceń, rwie się do walki jeśli chodzi o słuszną sprawę, ma jednak wyrzuty sumienia i nie może odciąć się od przeszłości.Informacje dodatkowe:
Techniki walki mieczem:
Shii-cho -podst. Soresu - średni Shien - średni
Moce jedi:
średni średni średni
średni podst. podst.
Wytłumaczenie mocy: 1. Skok jedi – średni, 2. Pchnięcie mocą – średni, 3. Przyciągnięcie mocą – średni, 4. Rzut mieczem świetlnym – średni, 5. Sztuczka umysłu – Podst. 6. Medytacja – Podst.
Varrin’rad – Obrońca Jedi
„Tego ranka jak co dzień wybrałem się na poranny obchód wzdłuż rzeki. O piątej nad ranem panował tutaj jeszcze spokój więc można było w spokoju pomedytować nad brzegiem. Ku mojemu zaskoczeniu gdy udałem się nad wodospad dostrzegłem chłopca. Wyglądał na młodego padawana. Wysoki, szczupłej budowy,stał po kolana w nurcie rzeki i ćwiczył. Próbował zawrócić nurt rzeki przy pomocy pchnięć mocą. Udawało mu się co najwyżej zrobić małe wyrwy pomiędzy spływającą wodą, ale robił to konsekwentnie i z wielką determinacją. Gdy podszedłem bliżej, zauważył mnie, bo obrócił głowę w moją stronę. Wtedy także stracił skupienie i rozluźnił stopy, co spowodowało, że nurt rzeki zmiótł go do wody. Podniósł się po chwili i wtedy zobaczyłem twarz młodzieńca, była smukła, z dobrze zarysowanym wystającym lekko podbródkiem, zmrużone niebieskie oczy od wody która próbowała mu do nich napłynąć i jasne blond włosy mokre teraz niczym zmoczona szczotka. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i podszedłem pod sam brzeg. Chłopiec pozdrowił mnie ukłonem i po chwili wrócił do swojego treningu”.
Fragment z osobistego Holodziennika: jedi Menosa Farrel’a
Fragment z osobistego Holodziennika: jedi Menosa Farrel’a
- Rozdział 1 - Przybycie do świątyni Jedi.:
Przybycie do świątyni Jedi
Varrin – lat 10, Norrin – lat 8, Errin – lat 12„Prom przybył niespodziewanie, strażnicy jedi zebrali się na płycie lądowiska, i w milczeniu oczekiwali na niezapowiedzianych gości. Gdy drzwi wahadłowca otworzyły się, wyszły z niej cztery postacie. Dwóch jedi na przodzie kroczyło dumnie i pewnie, za nimi dreptało dwóch chłopców opatulonych kocami. Zza nich rozległ się krzyk pomieszany z płaczem dobywający się ze śluzy republikańskiego statku. Dwóch żołnierzy republiki trzymało dzieciaka, który z całych sił próbował się im wyrwać.Holoraport jedi Grosa Venlo, straznika światyni Jedi.
- Nie zabierajcie ich! Oddajcie mi braci! Porywacze, łotry, dranie! Zabrali nam rodziców, teraz Wy zabieracie mi rodzeństwo?! Nigdy! – Krzyczał chłopiec. Po czym bił i próbował nawet ugryźć jednego z żołnierzy. – Varrin! Norrin! Nie idźcie z nimi! Proszę! - błagał chłopak. Widocznie starszy z dwójki zatrzymał się i spojrzał na swojego starszego brata. Po chwili i młodszy to zrobił. Patrzyli tak na niego i zastanawiali się co zrobić. Varrin zacisnął dłoń mocniej na ręce braciszka i wykonał krok w stronę wahadłowca i Errina, który szarpał się z żołnierzami ostatkiem sił. Wtedy rozległ się spokojny, ale zimny głos jednego z jedi. „Zastanów się chłopcze, zanim zrobisz ten krok. Możesz wrócić do promu i do swojego brata, ale to nic nie zmieni. Nie ma już domu do którego możecie wrócić ani rodziców którzy was obronią przed światem, albo możecie iść ze mną i zacząć nowe życie. Ty i twój brat macie moc, która może zmienić los wielu istot, nawet odmienić oblicze galaktyki. Będziecie mogli pomoc innym aby nie spotkał ich taki sam los jak was, zostaniecie Jedi”. Chłopak spuścił głowę na słowa jedi, po czym odparł ze złością: „Dlaczego miałbym pomagać innym! Dlaczego miałby obchodzić mnie los galaktyki! Macie moc a nie byliście w stanie uratować mamy i taty!
Wysoki jedi odparł: To prawda, nie udało nam się przybyć w porę, ale uratowaliśmy Was. To o was cały czas chodziło waszym rodzicom, to dla was się poświęcili, nie tylko z resztą oni. Nao Sirra, Lerro Kallo, Ervan Dremel to jedi którzy polegli w walce z sithem, który was ścigał. Ciebie może nie obchodzić los innych, ale są ludzie i obcy których los nawet najmniejszych i najsłabszych istot jest bardzo drogi. Czy teraz, gdy tylu ludzi poświeciło się dla Ciebie, jesteś w stanie cofnąć się i zapomnieć? Pozwolisz, żeby twój dar poszedł na marne, a poświęcenie twoich rodziców było bezcelowe?
Chłopak zastanawiał się nad słowami jedi, po chwili wykrzykując: „A co z Sithem, który zamordował moich rodziców!!” Chce żeby zapłacił za to!
Jedi odparł: Zemsta nie jest rozwiązaniem, zemsta prowadzi do pasji i gniewu, a one prowadzą na Ciemną stronę. Nie chcesz chyba stać się taki jak wasz oprawca?
Varrin po chwili odpowiedział: Nie, ale powinien ponieść karę za to co zrobił! Nie wybaczę mu tego!
Jedi odpowiedział: To prawda, powinien ponieść karę i ją poniesie. Obiecuję Ci to. Ja mistrz Jedi Sindo’rell odnajdę tego sitha i odpowie za zbrodnie na Balmorze. Po tych słowach wyciągnął rękę w stronę chłopców. Varrin popatrzył na mistrza jedi, po czym spojrzał na Errina, którego żołnierze wciągali do statku. Popatrzył się na brata poraź ostatni, powiedział cicho pod nosem: „Przepraszam” i odwróciwszy się na pięcie podszedł do Jedi i chwycił go za rękę, ciągnąc za sobą młodszego Norrina.
Tego dnia dokonał wyboru. Zostanie Jedi.
- Rozdział 2 - Życie w świątyni.:
Życie w świątyni JediDo Errina
„W świątyni Jedi jesteśmy już szósty miesiąc. Ja i Norrin mamy się dobrze, świątynia jest przeogromna, a sami Jedi są trochę zimni, ale traktują nas dobrze i nie chodzimy spać głodni. Mistrzowie postanowili nas rozdzielić, tak więc ja i Norrin nie spotykamy się często. Każdy z nas ma swoje zajęcia i swój pokój. Mówili nam, że musimy pozbyć się naszych więzi, ponieważ Jedi musi każdego traktować tak samo. Wydaje mi się to głupie, co powiedziałem jednemu z mistrzów bez o grudek, na co on skwitował mnie jedną ze swoich mądrości: „ Przywiązanie prowadzi do zazdrości, a zazdrość do cień chciwości”. Tak czy owak przydzielono nas do osobnych drużyn. Ja zostałem przydzielony do klanu niedźwiedzia, który odznacza się wielką walecznością i odwagą, Norrin zaś do klanu Katarn, słynącego z cichego poruszania się. Moja drużyna okazała się całkiem ciekawą zbieraniną. Gruby jak pączek i niezdarny jak Bantha w składzie z porcelaną Sido Ordis – jeden z moich najlepszych przyjaciół, wiecznie sztywna i pogrążona w holokronach Traugutanka Nemi Maoro, klanowy mięśniak i największy popisywacz zabrak Treno Khar oraz wygadany i strasznie krnąbrny Ihtiorianin Zibo. Razem wstajemy, razem trenujemy, uczymy się kodeksu i razem chodzimy spać. Codziennie uczę się czegoś nowego, treningi rozwijają moją moc a nauki poszerzają moją wiedzę. Odkryłem, że mam talent do posługiwania się mieczem treningowym. Oby tak dobrze mi szło posługiwanie się mieczem świetlnym co treningowym. Czuje, że jestem na dobrej drodze do zostania prawdziwym jedi. Im dłużnej tutaj przebywam, tym bardziej chcę zostać rycerzem Jedi. Mam nadzieję, że ten list do ciebie dojdzie. Twój brat Varrin’rad”.
Holowiadomość który nigdy nie dotarł do adresata.
- Rozdział 3 - Mistrz i Uczeń.:
Mistrz i Uczeń
Varrin – lat 12„Zabracka mistrzyni jedi spojrzała na swojego młodego padawana, który pogrążony był w medytacji. Jego medytacja nie mogła być głęboka, gdyż jego całą koncentrację rozbiła Uxbeastowa mucha, która wrednie latała koło jego twarzy i co rusz siadała mu na nosie. Chłopak co chwila ruszał nosem i gdy wreszcie nie wytrzymał, trzepnął ją ręką, otwierając oczy i kończąc medytacje. Westchnął tylko i spojrzał na mistrzynie. Zabracka jedi spojrzała na niego ze spokojem i twarzą nie zdradzającą żadnych emocji. Varrin zadąsał się ze swojego niepowodzenia, obrócił głowę i ze zrezygnowaniem wypalił:
-Nigdy mi się nie uda! Próbuje i próbuje ale zwyczajnie nie potrafię się odciąć. Zawsze mnie coś rozprasza! – wykrzyczał zdenerwowany uczeń.
- Oczyść swój umysł, wyrzuć wszystkie myśli, nie myśl o niczym. Wtedy poczujesz moc, poczujesz jak przez ciebie przepływa, nie hamuj jej, nie próbuj nad nią zapanować, tylko pozwól jej płynąć – odparła jedi.
- Mistrzyni Zhenya, zawsze się zastanawiałem, dlaczego wybrałaś akurat mnie na swojego padawana? Nie jestem idealnym uczniem, szybko się irytuje i jeszcze szybciej poddaje... – zapytał chłopak. Mistrzyni z równym spokojem co wcześniej odparła: wybrałam cię na swojego padawana, ponieważ moc wskazała mi, że to właśnie ty jesteś tym odpowiednim uczniem.
- Naprawdę? Wskazała Ci mnie sama moc? – znowu zapytał Varrin.
- Może nie do końca sama moc, co moja intuicja. Zaufałam swoim instynktom, które podpowiedziały mi, że będziesz dobrym uczniem. – odpowiedziała mistrzyni
- Mam nadzieje, że nie zawiodłem twojego przeczucia – odparł Varrin z trochę posmutniałym wyrazem twarzy.
Po chwili Varrin poszedł za wskazówkami mistrzyni i popadł w głęboką medytację, której już nic nie rozproszyło.”
- Decyzja została podjęta a ja nie zamierzam zrezygnować z Ciebie...przynajmniej na razie – odparła mistrzyni po czym posłała chłopakowi ciepły uśmiech.
- Rozdział 4 - Światło kryształu i wizje w cieniu.:
Światło kryształu i wizje w cieniu
Varrin – lat 13
[justify]„Jak przystało na każdego padawana, przyszedł i czas na mnie, abym zbudował swój własny miecz świetlny. Do tego celu najpierw trza było zdobyć kryształ. Kryształ można było zdobyć na kilka sposobów. Jednym z nich sa jaskinie na Tython, innym jest długa i ciężka wyprawa na illum, a trzeciego nie znam. Moja mistrzyni zadecydowała, że udamy się na Illum po mój kryształ. Sam nie wiem czy to dobrze czy złe, ale ufam jej mądrości. Od innych padawanów w świątyni słyszałem, że mało kto decyduje się na taką podróż po kryształ. Większość woli na miejscu go znaleźć i czym prędzej złożyć miecz. Dlaczego akurat wybrała drugi sposób? Jest to bardzo niebezpieczna wyprawa i może kosztować to nasze życia, ale nie lękam się. Jedi się nie boi, szczególnie z klanu niedźwiedzia.
Illum to mroźna planeta, temperatura na niej sięga minus czterdzieści stopni, tak więc nie obyło się bez termoizolacyjnych ubrań. Dotarliśmy na miejsce około godziny dwunastej. Naszym miejscem docelowym była stara świątynia Jedi ukryta we wnętrzu olbrzymiej jaskini. Tam na środku wielkiej komnaty była brama, która prowadziła do jaskiń z kryształami Kyber. Mistrzyni została w głównej Sali i pogrążyła się w głębokiej medytacji, ja udałem się przez bramę. Korytarz był pogrążony w półmroku, oświetlany przez luminescencje przeźroczystych kryształów. Uzbrojony w odwagę i swój treningowy miecz świetlny, ruszyłem w głąb korytarza. Po krótkiej chwili dotarłem do rozwidlenia. Były to dwa wejścia prowadzące w lewo i w prawo. Z obu jaśniało światło kryształów. Zastanawiałem się którędy iść. Pomyślałem, żeby się skopić na mocy. Zamknąłem oczy i pozwoliłem aby moc przeze mnie przepływała. Wtedy usłyszałem wewnątrz umysłu ciche wołanie, szeptało moje imię i zdawało mi się, że dobiega z prawej strony. Wyrwałem się z krótkiej medytacji i poszedłem w prawo. Korytarz był długi, miecz oświetlał moja sylwetkę i kilka metrów przede mną. W kryształach po drodze widziałem własne odbicie, były czyste jak łza. Po kilkunastu minutach wędrówki zwątpiłem czy uda mi się znaleźć jeszcze jakiś kryształ. Sprawdzałem każdy napotkamy kamień, ale żaden nie wydawał się tym którego szukałem. Przeszedłem jeszcze kilka metrów i usiadłem zrezygnowany. Zwątpienie wzięło górę. Wtedy w dali korytarza ujrzałem niebieskie światło. Było malutkie, ale przykuwało mój wzrok. W mig się podniosłem, a myśli się rozjaśniły. Nabrałem otuchy i ruszyłem w jego stronę. Wszedłem do pieczary, była dość duża a ściany były pokryte czystym jeszcze kryształem Kyber. Na środku groty, z sufity zwisał potężny krystaliczny stalaktyt, a na jego czubku znajdował się mały kamyk niebieskiego koloru. To on, to mój kryształ – powiedziałem głośno i szybkim krokiem podbiegłem w jego stronę. Gdy moja ręka sięgała po kryształ, w ostatniej chwili zdążyłem zabrać dłoń, gdy czerwony miecz świetlny o mało mnie jej nie pozbawił. Odskoczyłem momentalnie w tył. Moim oczom ukazała się wielka postać w czarnej zbroi z kapturem, trzymającym w prawej dłoni czerwony miecz świetlny. Przeraziłem się. Nie zastanawiałem się nawet skąd się tutaj wziął, nie było na to czasu bo sith ruszył na mnie z wielkim impetem. Na biegu odpaliłem swój miecz treningowy i ledwo co sparowałem potężny cios. Sith atakował bardzo silnymi cięciami. Jedno z nich było na tyle mocne, że odleciałem kilka metrów do tyłu i uderzyłem plecami o kryształy. Miecz wypadł mi z ręki i poturlał się kilka metrów. Sith wykonał potężny skok i wylądował wprost przede mną. Teraz gdy był krok przede mną dokładnie mogłem mu się przyjrzeć. Po chwili rozszerzyły mi się oczy a do serca wlał się paniczny strach. To był on. Ten sith, który zamordował rodziców na moich oczach. Sith uniósł miecz wysoko ponad moją głowę. Z pod kaptura rozległ się głęboki mroczny głos: „Zabiłem twojego ojca i matkę, zabiłem twojego brata, Ty jesteś następny”, po czym wykonał cios wprost na moją głowę. Zamknąłem oczy, gdyż nie było już ratunku i czekała mnie śmierć. Nagle ostrze się zatrzymało, otworzyłem oczy i ujrzałem dwa inne ostrza blokujące miecz Sitha. Jedno było fioletowe i trzymał je postawny jedi, rozpoznałem w nim Mistrza Sindo’rell, drugie ostrze było Niebieskie ale jedi, który je trzymał był zakapturzony i ubrany w brązowe szaty z kapturem. Długo sie nie zastanawiałem i przeturlałem się do swojego miecza i stanąłem na nogach. Miedzy mistrzem Sindo a sithem wywiązała się walka. Oboje walczyli jak natchnieni, ja próbowałem pomóc mistrzowi, ale sith bez problemu odpierał moje ataki. Drugi jedi jakby zapadł się pod ziemie. Po długiej walce sith był górą i mistrz Sindo padł na kolana. Rzuciłem się na pomoc, ale sith jednym ruchem odepchnął mnie niczym szmacianą lalkę. Usłyszałem jedynie dźwięk przecinającego powietrze miecza i ciało Sindo opadło na ziemie bez ruchu. „Nie!!!!!!” wykrzyczałem. Podniosłem się, uniosłem miecz przed siebie i z wielką determinacją stanąłem przed sithem. Zobaczyłem wtedy, że nade mną ktoś stoi, nim zdążyłem spostrzec kto to był, sith zaatakował. Gdy nasze ostrza miały się spotkać wszystko zniknęło. Leżałem przed stalaktytem, a w ręku zaciskałem niebieski kryształ. Przez całą drogę powrotną i całą drogę na Tython, zastanawiał się co stało się w tej komnacie z kryształem. Mistrzyni nie pytała mnie o to co widziałem w grocie, tylko w milczeniu, ale z zadowoleniem spoglądała na mnie jak całą drogę podziwiałem kryształ Kyber.
Po przybyciu na Tython złożyłem swój miecz świetlny.
- Rodział 5 - Padawan – Pierwsze starcie.:
Padawan – Pierwsze stracie
Varrin lat 14
„Razem z mistrzynią zakon wysyłał nas na wiele misji, niestety były to głownie misje bitewne niźli dyplomatyczne. Wojna z Imperium posuwała się bardzo powoli, każde zwycięstwo okupione było ciężkimi stratami. Swój chrzest bojowy przeszedłem na Balmorze, ironicznie w miejscu moich narodzin i w domu, którego juz nie miałem. Naszą misją była pomoc ruchowi oporu balmorry w zdobyciu ważnej strategicznie elektrowni. Dostarczała ona zasilanie do posterunku imperialnego. Spodziewaliśmy się dużej ochrony ze strony imperium, ale to co zastaliśmy w środku przeszło nasze oczekiwania. Z robotami poradziliśmy sobie całkiem sprawnie, lecz gdy dotarliśmy do głównego reaktora czekała na nas para sithów. Sithowie najpierw przedstawili nam się kulturalnie. Wysoki i lekko już siwy sith o czerwonych oczach i białej twarzy postrzępionej licznymi skazami Lord Crixus oraz jego uczeń postawny mężczyzna o kruczo czarnych włosach i żółtych oczach który przedstawił się jako Sandor. Mistrzyni skinęła głową, abym zajął się uczniem, ona stawi czoła Lordowi. Walka była bardzo zażarta. Mistrzyni walczyła z Lordem Sith jak równy z równym, ja natomiast miałem ogromne problemy z większym i silniejszym uczniem, który na dodatek drwił sobie, że jedi są już tak zdesperowani, że muszą wysyłać dzieci na wojnę. Uczeń sith był dobrze wyszkolony i silny mocą, każdy jego cios był bardzo mocny i przepełniony gniewem. Mimo całego mojego treningu, sith wciąż był dużo mocniejszy ode mnie. Sith widząc ogromną przewagę, rozbroił mnie i lekceważąco postanowił się trochę zabawić ze mną walcząc wręcz. Najpierw przywalił mi prosto w nos, ja zrobiłem prowizoryczną gardę, wtedy on kopnął mnie w piszczel, a z lewego sierpowego przywalił mi w brzuch. Skuliłem się spuszczając gardę, po czym dostałem solidny cios w oko. Sith prał mnie jak chciał, a ja tylko dzięki mocy stałem na nogach. Mistrzyni walczyła dalej z sithem nie ustępując mu. Gdy sith sprał mnie na kwaśne jabłko, odstąpił ode mnie i postanowił pomoc swojemu Panu. Leżałem we krwi, obserwując bezradnie jak Mistrzyni Zhenya walczy teraz z dwoma przeciwnikami na raz. Jedi przeszła w formę soresu, aby przetrzymać ataki obu sithow, na szczęście sithowie nie byli w ogóle ze sobą zgrani, ataki ucznia przeszkadzały w atakach jego mistrza, przez co mistrzyni mogła się skutecznie bronić, pytanie tylko ile wytrzyma. Nawet jesli byli nieskoordynowani stanowili wielkie niebezpieczeństwo i jeden błąd mógł ją kosztować życie. Jedi walczyła spokojnie i pewnie. Musiałem coś zrobić, żeby jej pomoc. Z trudem wyciągnąłem dłoń w stronę mojego miecza świetlnego który leżał kilka metrów ode mnie. Skupiłem moc, ale było to trudne ze względu na ból i odniesione rany. Udało mi się przyciągnąć miecz do ręki. Podparłem się łokciami, żeby się chociaż lekko podnieść, strasznie to bolało, ze względu na najprawdopodobniej pęknięte żebro i odbite wnętrzności. Udało mi się podeprzeć, ale zaraz po tym zwymiotowałem całe śniadanie. Opuściłem na chwilę głowę, słaby i obolały, ale musiałem trochę chociaż pomoc. Zebrałem siły i wykrzyczałem imię mistrzyni i z całej siły rzuciłem jej swój miecz świetlny. Mistrzyni złapało go w drugą rękę i natychmiast polepszyła defensywę. Mając dwa miecze mogła skuteczniej odpierać ich ataki, a nawet kontratakować sithów. Po chwili straciłem przytomność z bólu. Obudziłem się po nie wiem jakim czasie w kryjówce rebeliantów. Obok mnie siedziała mistrzyni Zhenya, która na widok mojego przebudzenia uśmiechnęła się nieznacznie. Rany zadane mi przez sitha na szczęście nie były poważne i po dwóch dniach byłem całkowicie zdrowy. Zhenya opowiedziała mi, że z pomocą przyszli rebelianci a sithowie zdołali uciec. Nie miałem dużo czasu na odpoczynek. Po kolejnym dniu dostaliśmy kolejne zadanie, tym razem mieliśmy wziąć udział w ataku połączonych wojsk republiki i rebeliantów na posterunek imperium w prowincji Sendari. Mistrzyni Zhenya i ja mieliśmy poprowadzić oddział żołnierzy który odwróci uwagę głównej obrony przyczółka i skupi ich ogień na naszych jednostkach, kiedy rebelianci zajdą imperialnych od drugiej strony. Staliśmy z mistrzynią na samym przodzie, za nami oddział 116. Stanąłem obok mistrzyni lekko spięty i przestraszony, Zhenya widząc to dodała mi otuchy mówiąc: „Nie bój się, jesteś odważny tylko potrzebujesz sięgnąć do swojego serca. Pokaż teraz co nauczyłeś się w zakonie i czego nauczyłam Cię. To twoja chwila Varrinie, jesteś padawanem Zakonu Jedi”. Nabrałem odwagi i stanąłem pewnie i mocno się skupiłem sięgnąwszy po moc. Byłem gotowy. Imperialni mieli przewagę obrony, strzelali do nas zza barykad, ja razem z mistrzynią ruszyliśmy na przód odbijając strzały z powrotem w stronę wroga. Za nami osłaniał nas oddział 116. Żołnierze padali po jednej i po drugiej stronie, jednak nasza pomoc przechylała powoli szalę zwycięstwa. Gdy byliśmy już blisko fortyfikacji, oboje skoczyliśmy za barykady wpadając do środka obozu. Walczyłem jak nigdy do tond. Odbijałem strzały, tnąc żołnierzy po kończynach. Jedi zabija tylko w ostateczności. Po jakimś czasie, rebeliantom udało się skutecznie wedrzeć do obozu tak, że atakowaliśmy ich z obu stron. Zwycięstwo było już przesądzone. Po walce dotarliśmy do głównego centrum dowodzenia, gdzie czekał na nas kapitan Anders, dowódca posterunku imperialnego. Nawet w obliczu klęski, nie zgodził się na kapitulacje posterunku, i wypalił do nas z blastera ze słowami: Chwała Imperium!” Szybko został przez nas rozbrojony i ogłuszony. Walka nadal trwała gdy zabieraliśmy kapitana z centrum. Wnet oboje poczuliśmy zakłócenie w mocy. Kilkanaście metrów od nas padali żołnierze republiki od piorunów i cieć miecza świetlnego. Była to znajoma nam para sithów. Położyliśmy kapitana i ruszyliśmy stawić im czoła. Ich obecność mogła poważnie zaszkodzić atakowi. Musieliśmy ich powstrzymać. Stanęliśmy znowu naprzeciw siebie jak kilka dni wcześniej. Tym razem nie miałem cienia wątpliwości w sercu, a moje ciało przepełniała moc. Skoczyliśmy na siebie nawzajem. Mistrzyni dzielnie walczyła z Lordem sithów, ja stawiłem czoło jego uczniowi. Niestety jego przewaga nade mną nie zmniejszyła się znacznie. Brakowało mi siły i doświadczenia, poza tym był większy i starszy. Szybko zdobył lepsza pozycję do ataku i zepchnął mnie do obrony. Jego silne i dzikie ataki przygwoździły mnie do ściany budynku. Sith zamachnął się potężnie i chciał przepołowić mnie na pół gdy, nagle znieruchomiał, a jego twarz przeszył spazm. Upadł na kolana wywrócił oczy do góry i upadł. Za nim zobaczyłem żołnierza republiki, który trzymał wystawiony w jego kierunku karabin. Spojrzeliśmy na siebie, żołdak wydusił: „Idź mały, pomóż swojej mistrzyni”. Ja tylko przytaknąłem, a żołnierz zasalutował mi i ruszył dalej do boju z okrzykiem: „Za republikę!”. Ruszyłem na pomoc mistrzyni. Stanąłem obok niej szybko i bez słów zaczęliśmy oboje walczyć z lordem. Byliśmy świetnie zgrani, tak, że każdy nasz atak był zaskakujący i nie przeszkadzaliśmy sobie w walce. Po długiej walce, sith osłabł na tyle, że zdołaliśmy go rozbroić. Nie poddawał się próbował razić nas błyskawicami, ale mistrzyni skutecznie je zblokowała i osłoniła mnie. Ja w tym czasie zaszedłem go od boku i wślizgiem podciąłem mu nogi tak, że upadł. Mieliśmy go w garści. Stanęliśmy nad nim i daliśmy mu możliwość poddania się. Oczywiście odmówił i spróbował nas ponownie zaatakować, ale cios mistrzyni był szybszy i Sith padł ogłuszony. Po tym doprowadziliśmy natarcie do końca i wzięliśmy resztę rozproszonych imperialnych do niewoli. Stałem umorusany na barykadzie patrząc na horyzont i zachodzące słońce, gdy flaga imperium upadła z hukiem na ziemie a po chwili załopotała flaga Republiki. To był dzień zwycięstwa.
- Rozdział 6 – Poświęcenie .:
[/i]
Poświęcenie
Lat 15+
Razem z mistrzynią spędziłem lata szkoląc się i poznając wszystkie aspekty życia jako jedi. Wykonywaliśmy wiele misji, a ja chłonąłem wiedzę niczym gąbka. Moja technika walki mieczem świetlnym ulepszała się z każdym treningiem i każdą nową przygodą,ale jednej misji nie zapomnę do końca życia. Mieliśmy eskortować z mistrzynią groźnego więźnia z Corusant na Belsavis. Wiadomo było jedynie, że więźniem jest jakiś sith, którego zakon pojmał na Corelli. Nie wiadomo kim był i jak się nawet nazywał. Sam sith przykuty był łańcuchami i posiadał obrożę bezpieczeństwa, jednak nieustannie patrzył się na mnie i szyderczo uśmiechał. Najprawdopodobniej próbował mnie przestraszyć. Mistrzyni jednak posyłałą mu ciepłe i miłe spojrzenia w zamian na co on reagował bardzo alergicznie i od razu odwracał głowę i się krzywił. W połowie drogi na Belsavis zostaliśmy niespodziewanie zaatakowani. Z nad przestrzeni wyszła imperialna fregata. Pięciokrotnie większa niż nasz frachtowiec. Najpierw nas ostrzelała uszkadzając jeden z silników, a potem uderzyła w nas promieniem ściągającym. Nie było żadnej próby komunikacji, a oni nie odpowiadali na nasz sygnał. Cisza radiowa mówiła wszystko. Chcą nas zabić i zabrać więźnia. Jedyne co nam pozostało to bronić statku, przed abordażem. Załoga uzbroiła się w to co miała, pozostawiając przykutego sitha, który śmiał się paranoicznie. Ja i mistrzyni stanęliśmy na przodzie śluzy i czekaliśmy spokojnie aż imperialni zrobią dziurę i zaatakują. Imperialni spawali śluzę, ja i mistrzyni wykorzystaliśmy ten czas i oboje usiedliśmy w pozach medytacyjnych skupiając oboje moc przed konfrontacją. Wpędziło to załogę w lekkie osłupienie. Śluza puściła a my poderwaliśmy się szybko na nogi i odbijaliśmy lecące w naszą stronę strzały. Rozegrała się krótka potyczka. Imperialni musieli wchodzić dwójkami co skrzętnie wykorzystaliśmy i skutecznie odparliśmy ich szturm. Naszą jedyna szansą było wdarcie się na pokład fregaty i zniszczenie mechanizmu ściągarki na tym pokładzie. Ja dostałem polecenie aby zostać i bronić wejścia gdy mistrzyni wejdzie na pokład i uwolni nas od promienia ściągającego. Oponowałem, że pomogę mistrzyni, ale ona stanowczo odmówiła. Przytaknąłem tylko i stanąłem przed służą gotowy na wszystko, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po kilkunastu minutach czekania, jedynie słyszałem to odgłosy walki, ale nie mogłem ruszyć się z wyznaczonego mi miejsca. Odezwał się mój holokom, mistrzyni kazała nam odpalać silnik i rosząc. Zapytałem co z nią, ona odpowiedziała, że za raz do nas dołączy. Rozmowa się urwała, a ja usłyszałem uderzenie jakieś i odgłos odpalanego miecza. Mimo zakazu wybiegłem do statku wroga. Na płycie lądowiska stał sith, potężnie zbudowany, miał białą twarz postrzępioną czarnymi żyłkami i czerwone krwiste oczy. Mistrzyni i sith walczyli. Tym razem sith był bardzo potężny i mistrzyni nie dawała rady odpierać jego ataków. Bez namysłu skoczyłem na niego, ale on tylko wystawił dłoń i poraził mnie w locie piorunem. Padłem na ziemie oszołomiony i w bólu. Usłyszałem, że statek jest gotowy odlecieć nawet z jednym silnikiem. Mistrzyni widząc, że nie wygra, skupiła całą moc i w ostatnim, ataku odparła sitha na kilka metrów w tył, po czym mocą pchnęła mnie w stronę śluzy statku. Tam jeden z załogi zabrał mnie w pół przytomnego na statek. Mistrzyni dała rozkaz lotu bez niej. Widziałem tylko jak postać mistrzyni znika powoli w nierównej walce z sithem, po czym zemdlałem. Obudziłem się na statku w pokoju medycznym, byłem w szoku i krzyczałem: mistrzyni Zhenya, mistrzyni Zhenya! Kapitan powiedział mi, że mistrzyni została na statku stihów. Płakałem, wewnątrz siebie płakałem. Jedi trzyma emocje na wodzy, ale nie mogłem powstrzymać żalu jaki nastał po stracie mistrzyni. Nie czułem już jej ciepłej aury, czułem puste, pustkę którą jak myślałem nie uda mi się wypełnić. Dokończyłem misje i odwiozłem sitha na Belsavis po czym wróciłem na Tython.
- Rozdział 7 – Powrót na Tython.:
Powrót na Tython
Lat 18 gdy opuszczał świat Jedi
Powróciłem na Tython, śmierć mistrzyni była dla mnie ciosem, ale nie dawałem po sobie tego poznać. Moje emocje były jeszcze rozchwiane i nie do końca nad nimi panowałem. Byłem złamany, musiałem się z regenerować i oczyścić umysł. Zajęło mi sporo czasu odzyskanie równowagi, zawdzięczam je mistrzom w świątyni jak i i moim przyjaciołom z klanu niedźwiedzia, którzy odwiedzali Tython, w przerwach pomiędzy swoimi obowiązkami. Po stracie Zhenyi, trudno mi było znaleźć nowego mistrza, aby ten dokończył moje szkolenie. Trwała wojna a każdy jedi: czy to padawan, rycerz czy mistrz byli skrzętnie wykorzystywani. Widziałem jak szkolą się nowi adepci, przybywają maluchy by zostać młodzikami i odlatują rycerze na kolejne misje, misje z których mogą już nie wrócić. Miałem szczęście, nie to dzięki mistrzyni powróciłem cały. Pogodziłem się z jej strata, jedi nie umiera, jedi łączy się po śmierci z mocą. Problem w tym, że niektórzy łączą się z nią za wcześnie. Miałem dużo czasu na rozmyślenia. Ta wojna jest błędem. Zdałem sobie z tego sprawę, dopiero teraz. Cały nasz etos uczy nas powstrzymywać konflikty, a nie brać w nich czynny udział. Jesteśmy strażnikami galaktyki, ambasadorami pokoju, a republika wykorzystuje nas jako narzędzia wojny. Czy do tego został stworzony zakon? Odpowiedz na te pytani musiała poczekać, gdyż wojna rozgorzała na dobre, i nie mogłem już dłużej odpoczywać. Zostałem oddelegowany na różne misje, gdzie wspomagałem innych jedi i żołnierzy republiki na wielu frontach.[/i]
- Rozdział 8 – Nowy Mistrz.:
lat 19
Kiedy porzuciłem nadzieję na znalezienie mistrza, wtedy pojawiła się ona, Była Twilekanką, bardzo mądrą, spokojną i ciepłą. To właściwie ona mnie znalazła, a nie ja ją. Byłem niezmiernie szczęśliwy, że postanowiła mnie przyjąć na swojego ucznia. Szybko się ze sobą zżyliśmy i stanowiliśmy niezły zespół. Nauczyła mnie dużo o samokontroli i trzymaniu mojego zapału do walki na wodzy. Odbyliśmy także wspólnie pamiętną misję dyplomatyczną na mannan, gdzie jak się okazało, wcale nie było tak dyplomatycznie. Stoczyliśmy ciężki bój z sithami, a ambasador Selkath z którym mieliśmy się spotkać, został zabity zanim zdarzyliśmy do niego dotrzeć. Pewnego razu mistrzyni bez słowa opuściła świątynie, wspominając jedynie, że otrzymała samodzielną misję i musi niezwłocznie wyruszać. Bardzo chciałem jej towarzyszyć, ale surowo mi zabroniła śledzić ją. Do dziś żałuje, że jej posłuchałem, ponieważ z tej misji nie wróciła już do zakonu.
- Rozdział 9 – Inwazja:
Inwazja
Lat 20
Kiedy nieznany wróg zaatakował, ja byłem na misji ekspedycyjnej na Ilum. Nie mieliśmy pojęcia co się stało, aż do momentu gdy dostaliśmy holocom wzywający wszystkich jedi do powrotu do świątyni. Natychmiast wyruszyłem na Tython, ale to co zastałem tam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Spodziewałem się inwazji imperium, a zastałem obca cywilizacje dosłownie niszcząca rodzinny świat jedi. Walczyliśmy dzielnie i z poświęceniem, ale wróg miał niebagatelną przewagę. Nigdy nie walczyłem z taką zaciętością, i uporem, ale na miejsce pokonanych przychodził tuzin kolejnych wrogich robotów.Przegrywaliśmy. Ja razem z kilkoma innymi jedi, w tym młodzikami uciekliśmy do jaskiń, niestety i tam wróg nas dosięgnął. Rycerz zakuul i kilka robotów. Stoczyliśmy kolejny pojedynek, niestety wymęczeni i ranni nie stanowiliśmy dla nich większego zagrożenia, mimo, że z robotami sobie poradziliśmy, rycerz okazał się zupełnie inna ligą. Wysłaliśmy najmłodszych do głębi jaskiń, a ja razem z dwoma innymi padawanami broniliśmy się przed rycerzem. Najpierw padł Jerro, potem Salma, ja broniłem się ostatni. Kiedy rycerz zyskał nade mną przewagę i miał zadać mi śmiertelny cios, jego ręka się zatrzymała. To była sprawka Salmy. Widać cios jaki otrzymała nie był jeszcze śmiertelny, bo teraz trzymała Zakuul za reke mocą. Nie wahałem się ani chwili i zatopiłem ostrze miecza w jego brzuchu. Zakuul padł martwy, chwilę później Salma również padła. Spojrzałem jedynie chwile na martwych towarzyszy, i oddałem im szacunek w geście ukłonu, po czym pobiegłem co sił w głąb jaskiń poszukać młodzików. Niestety jaskinie te były zamieszkałe przez Flesh raiderów i gdy dotarłem do młodzików, własnie byli zabijani przez te plugawe istoty. Z oddali nie zauważyli mnie na szczęście, a ja nie miałem siły na dalszą walkę. Zasmucony wróciłem do wejścia. Usiadłem i skuliłem się myśląc co dalej. Wtedy spojrzałem na hełm zakuul i na jego ciało. Przez głowę przeleciał mi szalony pomysł, ale nie miałem innego wyboru jak spróbować. ściągnąłem z niego cały pancerz i sam założyłem na siebie. Chwilę trwało zanim udało mi się go założyć. Ubrany jak rycerz Zakuul wyszedłem z jaskini i z powrotem udałem się w stronę świątyni. Nasz dom był w zgliszczach, a ciała jedi leżały na całym placu. Przechodziłem obok tego wszystkiego i ze strachu chyba nic nie mówiłem. Szedłem za innymi rycerzami milcząc, gdy któryś się do mnie coś zwracał, ja kiwałem głową tylko. Po niespełna godzinie dostaliśmy rozkaz do powrotu. Wróciłem razem z innymi na statek i odleciałem w nieznane.
- Rozdział 10 – W objęciach Wiecznego Imperium.:
- W objęciach Wiecznego Imperium
lat 20+
Mimo mojego przebrania dość szybko zostałem zdemaskowany, nie pomyślałem, że dziura na wylot w zbroi zakuul wzbudzi podejrzenie. Pochwycono mnie i zamknięto do więzienia. Tam poddano mnie serii bardzo bolesnych tortur, abym wyjawił im informacje o pozostałych placówkach jedi. Wytrzymałem ile mogłem, powiedziałem im tylko o ruinach jedi, które były już dawno opuszczone, miedzy innymi o Taris i Alderran, o Illum nie pisnąłem ani słówkiem. Po przesłuchaniach, które nie dały im satysfakcjonującej wiedzy skazano mnie na śmierć. W przeddzień egzekucji przyszedł do mnie zakuul ubrany w złotą zbroję z peleryną Nie był to zwykły rycerz, jak się okazało, a potężny Exarch - Menos Trenik. Postanowił darować mi życie, w zamian czyniąc mnie swoim sługą. Moja odpowiedź była jasna: "Nigdy nie będę sługą zakuul!". Jak się okazało - nigdy nie mów nigdy. Exarch posiadał potężny artefakt skradziony sithom, który pozwalał na manipulację umysłem, a ja miałem się stać jego ofiarą. Dlaczego akurat na mnie chcieli go użyli, nie dowiedziałem się nigdy. Złowieszczym przedmiotem była rogata korona, założono mi ją na głowę siłą, po czym Exarch pochwycił rogi korony i fioletowa ciemna moc, zainfekowała mój umysł. Pamiętam jedynie potworny ból, a potem otworzyłem oczy w zakulańskiej bazie wojskowej na orbicie Tatooine.
- Rozdział 11 – Varrin Zakuul.:
- Adam Trenik(Varrin'rad)
Adam Trenik Exarch Tatooine - Menos Trenik
Lat 21
Nazywam się Adam Trenik, jestem wiernym żołnierzem Wiecznego Imperium Zakuul. Osierocony i porzucony jako małe dziecko zostałem odnaleziony przez Menosa Trenika, rycerza zakuul i adoptowany jako jego syn. Ojciec dostrzegł we mnie wrażliwość na moc i ukryty potencjał, który nie mógł się zmarnować. Wychowywał mnie samotnie, od najmłodszych lat szkolił w posługiwaniu się mocą, aby gdy osiągnę odpowiedni wiek, zostać jego żołnierzem. Tak też się stało, gdy skończyłem 21 lat. Ojciec miał zawsze dla mnie zadania specjalne. Jego treningi miały mnie przygotować do szczególnej roli w jego szeregach. Zostania łowcą pozostałych przy życiu Jedi i Sithów. Z początku wytropienie ich było bardzo trudne, ale nieoczekiwanie, gdy byłem w ich pobliżu miałem dziwne uczucie. Nie umiałem go wytłumaczyć, ale to przeczucie mówiło mi że gdzieś są w pobliżu. Oczywiście nie byłem sam, na tych polowaniach, zawsze towarzyszył mi oddział droidów, tak więc sama walka z niedobitkami nie była szczególnie ciężka. Prócz robotów miałem swojego osobistego pilota do takich misji, była nią Lenna Zur, młoda utalentowana pani pilot. Po pewnym czasie zaczęła się między nami tworzyć jakaś wieź. Na początku myślałem, że łączy nas tylko praca i koleżeńskie rozmowy, ale z każdym kolejnym naszym wylotem, zaczęło miedzy nami rodzić się głębsze uczucie. Nigdy nie znałem innej miłości poza miłością do ojca. To ona właśnie pokazała mi miłość do kobiety. Miesiące mijały a nasz związek rozkwitał, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu poza pracą, i postanowiliśmy wreszcie ze sobą zamieszkać, jako że szybko zostaliśmy parą. Moich misji specjalnych było coraz mniej, tak więc poprosiłem ojca o stały przydział na Tatooine na powierzchni. Zgodził się na to, szczególnie gdy oświadczyłem mu, że urodził mi się syn.
- Rozdział 12 – Powrót Jedi.:
- Powrót Jedi(skrót z Rp)
Podczas rutynowego patrolu, Adam Trenik (Varrin'rad), natknął się na burdę w kantynie w Anchorhead. Udał się na interwencję, gdzie zamieszki robiła mała grupa podejrzanych postaci. Okazali się oni szukającymi schronienia Jedi. Jedi rozpoznali w nim dawnego członka zakonu i próbowali mu przemówić do rozsądku, ale Varrin nic nie pamiętał i upierał się żeby ich aresztować. Wywiązała się walka, po której Varrin został unieszkodliwiony. Po oględzinach mocą okazało się, że jego pamięć została zmieniona. Jedi Skoltus, którego poznał kiedyś na Tythonie i jego mistrzyni Meyshi, użyli całej swojej mocy i wyzwolili go z pod kontroli zakuul i Varrin odzyskał wszystkie wspomnienia.
- Rozdział 13 – Nadzieja.:
- Nadzieja
Varrin, będąc już sobą, nie przestał być również zakuul. Nie mógł porzucić, życia które mimo wszystko było realne. Miał przecież rodzinę. Spotkał na Tatooine sithkę, która okazała się dobrą osobą i pomogła mu nawet uratować wieśniaków z rąk tuskenów. Varrin opowiedział jej całą swoją historię.Ta przedstawiła się jako Shurr i, obiecała mu, że może pomóc mu spotkać innych jedi. Tak też zrobiła. Nie trzabyło długo czekać, aż do niego zgłosił się Jedi o imieniu Gritlen i oznajmił mu, że może dołączyć do Tarczy Republiki, tajnej jednostki jedi i wiernych republice osób. Warunkiem była całkowita wierność Tarczy. Varrin długo się nie zastanawiał i po opowiedzeniu Gritlenowi swojej historii, dołączył do Tarczy.
Kilka tygodni później podczas kontroli opuszczonej farmy, którą rzekomo bandyci wybrali sobie na kryjówkę spotkał swoją mistrzynię Yunę Meyshi. Tak na horyzoncie dla Varrina zarysowała się nadzieja, nadzieja na odzyskanie siebie jako prawdziwego jedi...
Ostatnio zmieniony przez Norrin'rad dnia Czw Mar 23, 2017 2:42 pm, w całości zmieniany 3 razy
Norrin'rad- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 60
Join date : 21/02/2015
Skąd : Republika
Re: Varrin'rad
Beste !
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Re: Varrin'rad
Jedna uwaga - Tarcza nie pracuje dla Republiki... nie działa przeciwko nim, ale raczej nie darzą się sympatią.
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach