Moje serce i kodeks
Strona 1 z 1
Moje serce i kodeks
Kolejny piękny dzień. Życie w Tarczy było czymś niesamowitym w porównaniu do życia w podziemnym pomieszczeniu. Teraz każda chwila wydawała się Talymowi wyjątkowa, ale to, co się wydarzyło...
Wszystko zaczęło się tak samo. Wstajemy, ubieramy się, jemy i zajmujemy się swoimi obowiązkami. U Togruty oznaczało to ciągłe treningi. Przysięga, którą dochował, go do tego tylko zachęcała. Widział różnicę między sobą, a swoimi rówieśnikami. Za wszelką cenę starał się ją nie tyle co zmniejszyć, a pozbyć się całkowicie. Powoli zaczynało się to na nim odbijać. Owszem, efekty ciężkiej pracy były widoczne, ale razem z nimi nadchodziły bóle i zmęczenie. Oczywiście młody Padawan nie okazywał tego. Przecież jego duma nie mogła pozwolić na okazanie takiej słabości.
Gdy szedł na plac treningowy, spotkał Shurr. Miała do niego prośbę. Chciała, by pomógł jej obrabować jej własny sejf. Z pomocą przyszła również Vyn'ee. Plan był taki - statek dociera na miejsce, Lady Sith idzie przodem i zajmuje się zabójcami Theiki, a za pół godziny Togruta i Twi'lekanka odbierają mały przedmiot z zabezpieczonej skrzynki. Wszystko szło zgodnie z planem. Młodzież wyruszyła o wyznaczonym czasie i co chwilę mijała widoczne znaki obecności Shurr. Smród zgniłych i rozprutych ciał ogarniał całe mieszkanie.
- Jesteś Jedi, może pójdziesz pierwszy? - zapytała Vyn'ee.
Talym tylko wzruszył ramionami. Miała rację. Czego taki bohater jak on mógłby się bać? - Czas na wal... - Padawan dostrzegł w tym momencie zwłoki.
- To nie tak, że się boję, tylko... ten. TO taktyczna myśl.
Togruta domyślił się, o co chodziło kobiecie. Ze strachu przełknął ślinę.
- Może jednak ty pójdziesz pierwsza? - Podrapał się za głową i zaśmiał się nerwowo.
Koniec końców i tak szedł z przodu. Wydawało się być spokojnie. Według opisu Shurr powinni skręcić w lewo. Tak też zrobili. Znaleźli się w dziwnej sali z łóżkiem, maszyną do tortur i rozkładającym się ciałem. Vyn'ee długo się nie zastanawiała. Ruszyła do następnych drzwi i zajęła się opróżnianiem żołądka. Talym zachował zimną krew i dostrzegł mieszczący się obok martwego ciała holocron. Podszedł, by sprawdzić to lepiej. Przy okazji zauważył jak wnętrzności tego mężczyzny poruszają się. Nie było w nim życia, ale za to znalazło się skupisko larw. Talym pożałował swojej decyzji, gdy dziwny, nabrzmiewający bąbel wybuchł mu prosto w twarz, przylepiając mu do ubrań jednego z robaków. Teraz sam śmierdział padliną. Przetarł się i ruszył za Vyn'ee. Pewna przygoda z tajemniczymi kostkami nauczyła go, że lepiej zostawić je na miejscu.
Dotarli do umówionego miejsca. Na ziemi znajdował się sejf, a obok niego palmy z kolejnym robactwem. Twi'lekanka zajęła się otwieraniem skrzynki, a Talym miał tylko stać i nie przeszkadzać. Skończyło się na tym, że jedna ze skolopendr, dostrzegłszy larwę przylegającą do jego koszuli, zaczęła mu się wspinać po nodze. Skoki i wymachiwanie rękoma skończyło się na niefortunnym upadku i zebraniem się wokół niego jeszcze większej ilości robali.
- Przestań się bawić - krzyknęła Vyn'ee, nie odwracając wzroku od sejfu. Musiała się skupić, a krzyki Padawana jej w tym na pewno nie pomagały.
- B-bawić? - zapytał piskliwie Togruta, który teraz leżał na ziemi i wymachiwał czym się dało.
- Ni cholery nie otworzę tego.
Talym po chwili wstał i pobiegł do ściany, celując kierując miecz świetlny do nieinteresujących się już nim owadów. Odetchnął głęboko i schował ostrze.
Zrezygnowana Vyn'ee postanowiła wyżyć się na sejfie i uderzyła w niego głową. Okazało się, że przez przypadek trafiła czołem odpowiednią kombinację cyfr i otworzyła skrzynkę. W jej wnętrzu znajdowały się ogromne kosztowności. Twi'lekanka zaczęła upychać kredyty w każde możliwe miejsce. Talym próbował się temu sprzeciwić, ale nawet nie zauważył, kiedy miejsce apteczki i detonatorów w plecaku Vyn'ee zajęły pieniądze. Padawan próbował ją powstrzymać, ale nic nie wskazywało na to, żeby kredyty miały przestać zapełniać rękawy hakerki. Jego uwagę przykuł holocron. „Pewnie o to chodziło Shurr” - pomyślał Togruta i złapał za kostkę. Nawet nie zauważyli, kiedy za ich plecami pojawił się jeden z zabójców. Zaskoczeni zaczęli się tłumaczyć. Mimo wszystko, nie sprawiał wrażenia groźnego. Jedna z jego rąk była zmasakrowana. Reszta jego ciała nie wyglądała wcale lepiej. Zmęczenie i ból na jego twarzy zapewne wielu osobom nie pozwoliłoby go zidentyfikować. Ku uciesze Talyma, zjawiła się jego mistrzyni - Witma. Pokazała mu palcem, że ma być cicho, ale szybka reakcja Vyn'ee nie pozwoliła na żadne czajenie się. Postrzelony w nogę mężczyzna upadł na ziemię i po chwili został obezwładniony przez Rycerza Jedi. Skarcony Talym zaczął się tłumaczyć i przepraszać. Gdy już wszystko było jasne, postanowili poszukać Shurr. Nie musieli długo czekać. Lady Sith w pociętym płaszczu stanęła na schodach, zatrzymana przez trzymającą w gotowości miecz Witmę.
- Pokaż twarz - powiedziała.
- Swoich atakujesz? - warknęła Sithka.
- Gdy nie wiem, po czyjej stronie stoją.
- Spokojnie, to Shurr. - Talym uśmiechnął się do mistrzyni.
Przypalona maska została zdjęta, ukazując twarz.
- Jakbym też się tak ubrała, to robiłbyś, o co cię proszę? - skierowała chłodno do Padawana, po czym schowała miecz.
Togruta chyba zrozumiał swój błąd. A przynajmniej zrobiło mu się tak głupio, że opuścił głowę i postanowił nie pogarszać sytuacji. Grupa zaczęła wyjaśniać, o co chodzi. Vyn'ee oczywiście próbowała podwędzić jeszcze parę kredytów, do czasu gdy zrozumiała, że to jest sejf samej Shurr. Ze smutkiem na twarzy szła oddać pieniądze.
- Vyn, co ty do cholery robisz? - Shurr skierowała do Twi'lekanki.
- No jak twoje to nie będę zabierała, nie?
Talym cały czas spoglądał gdzieś w bok, by unikać wzroku mistrzyni i Shurr.
- A mają się tu marnować? - zapytała Sithka.
- Przekonałaś mnie - zawróciła po kredyty.
- Talym, idziemy stąd - rzekła do Padawana mistrzyni.
Młodzieniec jeszcze tylko na chwilę spojrzał na Lady Sith i zaczął iść za Witmą.
- Talym - zwróciła się do Togruty Shurr. - Masz coś mojego.
- Hm? - Podniósł rękę i przyjrzał się kostce. Zaraz po tym skierował swój wzrok na mistrzynię.
- Zachowaj - mruknęła cicho Witma.
Togruta przełknął ślinę i spojrzał się na Shurr.
- Talym - spróbowała ponownie Sithka. - Oddaj, proszę.
- Odbierzesz w Tarczy, Shurr - rzekła Witma. - Z rąk Mistrza Sallarosa.
- To. Jest. Moje.
- Chciałaś się zrehabilitować, pamiętasz? Jedi nie posiadają niczego.
- Ej, to jej rzeczy - usłyszała przypadkowo Vyn'ee.
- Nie jestem Jedi. Oddaj to, Talym.
- Więc skoro to jej, to to dostanie tak czy siak - powiedziała spokojnie Witma. - Racja, nie jesteś. I nigdy nie będziesz. Ale mogłabyś wyzbyć się ciemnej strony Mocy. O nic więcej cię nie proszę.
Shurr zaśmiała się.
- Ty nie wiesz, o czym mówisz, dziecino.
- Skarbie - rzuciła do Witmy Vyn'ee - nie wiem co ty bierzesz, ale nawet ja takich faz nie miałam, żeby wchodzić jej w drogę.
Rozmawiali tak jeszcze przez jakiś czas. Shurr wiedziała, że nie może podnieść ręki na Jedi. W końcu odpuściła, a Talym ze swoją mistrzynią i kostką wrócił do bazy Tarczy.
- Talymie... Jak mogłeś tam polecieć, nie mówiąc mi ani słowa o tym?
- Przepraszam... Chciałem... Chciałem się więcej dowiedzieć o Shurr...
Stali tak przez chwilę w milczeniu.
- Mistrzyni, jesteś pewna, że dobrze zrobiliśmy?
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy. Pewnie dowiem się dopiero po wielu, wielu latach, gdy w pełni zobaczę tego skutki. - Ponownie zapanowała chwila niezręcznej dla Talyma ciszy. - Dowiedziałeś się wystarczająco? - zapytała, chłodno jak niebo na Hoth.
Jej Padawan westchnął. „Znowu ten konflikt Shurr vs Witma, a osobą na której się wyżywają, jest biedny Talymek” - pomyślał. Po chwili powiedział jej, że to nie Shurr zawiadomiła swojego ojca o artefaktach i położeniu planety, na której się znajdują. Tak jak się spodziewał, Witma nie wierzyła w żadne tłumaczenie.
- Twierdzi, że wiedział o tym miejscu i jego tajemnicach jeszcze zanim pojawiła się tutaj Tarcza.
- No tak. Bo Lady Sith mają w zwyczaju mówić prawdę, prawdę i tylko prawdę. Przecież tak zostały wychowane - dodała po chwili.
- Mistrzyni, myślę, że Shurr mówi prawdę - powiedział stanowczo.
- Przez ludzi takich jak Lord Sith... - Urwała swoją tyradę, bo za bardzo zaczęła się nakręcać. - Być może. Ale Talymie, jeśli sądzisz, że zdobywanie informacji nie ma ceny... to się mylisz - powiedziała z niemiłym błyskiem w oku.
- Naprawdę cię przepraszam, mistrzyni... - Talyma po tych słowach Witmy przeszły ciarki. - Ja tylko chciałem dobrze...
- Owszem, teraz też będziesz chciał dobrze, wyręczając biednych żołnierzy z oddziału 303 i sprzątając kuwetę Prosiaczka za nich - powiedziała, krzyżując ręce. - A gdy ci się będzie nudziło, to będziesz ćwiczył kontrolowanie Mocy.
Talym opuścił wzrok.
- Rozumiem, mistrzyni... - Spojrzał się na kobietę i wysunął rękę z kostką. - Co z tym zrobimy?
- Talymie. Chcieć dobrze to jedno, ale robić dobrze to inna sprawa. - Skierowała swój wzrok na kość. - To, co powiedziałam. Zaniesiemy Mistrzowi Sallarosowi.
Togruta pokiwał głową. Nie podobała mu się ta Witma, która teraz stała przed nim. Już nie raz dostrzegł w jej oczach kogoś zupełnie innego. Kogoś, kto zajął miejsce w jego sercu. Teraz tęsknił za tą osobą.
- Dlaczego jesteś taka, mistrzyni? - Zaczął obracać kostkę w swoich dłoniach.
Witma'Glred potarła bliznę.
- Taka znaczy jaka? - Zmarszczyła brwi.
- Taka... inna - powiedział zamyślony. - Wydaje mi się, że nie jesteś sobą. - Spojrzał się w jej oczy.
- Czemu za każdym razem, gdy coś zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi, wszyscy sądzą, że mnie coś opętało? - Zaśmiała się.
Tak. W normalnej sytuacji Taylm zacząłby się śmiać z mistrzynią, ale to nie była normalna sytuacja. Na jego twarzy nie zaistniał nawet delikatny uśmiech, który pojawiał się prawie zawsze.
- To nie o to chodzi, mistrzyni... - Dalej obracał kostką. Za moment spojrzał się w bok, na niebo.
- Nie radzę sobie, dobrze? - wypaliła nagle. - Wszystko zaczyna mi się walić, wysypywać spod kontroli! Mam osiemnaście lat, jestem w trakcie wojny. Mój pierwszy mistrz nie żyje, mój drugi zaginął, mój trzeci niedługo zapije się na śmierć. Mam Padawana, chociaż nie potrafię go nauczyć niczego sensownego. Mój przyjaciel ma rozdwojenie jaźni, moja druga przyjaciółka zaatakowała mojego dowódcę, moja trzecia przyjaciółka myśli, że kręcę z jej miłością, a czwarta przyjaciółka zamieniła się w Lady Sith - strzelała słowami, jedno po drugim. - Mam popsute serce i czeka mnie ciężka operacja, inaczej umrę tak czy siak. I jestem w tym wszystkim sama! - Przerwała. Ramiona jej się trzęsły, ale nie płakała, chociaż wyglądała jakby miała ochotę.
Talym, słuchając tego, cały czas patrzył się na mistrzynię. Nigdy nie słuchał nikogo tak dokładnie. Nie uleciało mu żadne słowo, żaden ruch, żaden widok i żaden dźwięk. Nawet opowieści wujka Broela o wielkich Jedi walczących ze złem nie dotarły do niego tak dobrze. Tym razem słuchał całym sercem. Po chwili odrzucił kostkę. Mogła być nie wiadomo jak ważna dla innych, w tej sytuacji liczyła się tylko kobieta stojąca przed nim. Tym razem była to prawdziwa Witma. Podszedł do niej i delikatnie objął ją swoimi ramionami. Gdy z jego oka popłynęła łza, przytulił ją mocniej.
- Możesz na mnie liczyć, mistrzyni - mówił, jakby trochę się śmiejąc, chcąc pokazać mistrzyni, że mimo wszystko może być dobrze. Potem złapał ją za ramiona i spojrzał się prosto w jej oczy. - Nawet nie wiesz, jak wielu rzeczy mnie nauczyłaś - powiedział to z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Nie zadręczaj się problemami. Zostaw je w tyle i idź do przodu. Patrz na to, co jest, a nie co było. Po prostu bądź sobą i nie pozwól innym, by twoje serce zostało zatracone.
- Ja nie mam serca - powiedziała, patrząc pusto przed siebie. - Mam już dość walki. Mam już dość babrania się w sprawach, które w ogóle mnie nie dotyczą.
- Więc nie walcz. - Złapał ją za dłoń. - Zostaw to mnie. - Pochylił trochę głowę, na której dalej spoczywał lekki uśmiech. - Ja myślę, że masz wyjątkowo duże serce.
- Ty musisz się wiele nauczyć. Potrzebujesz mistrza z prawdziwego zdarzenia.
Talym wolną ręką dotknął bardzo łagodnie podbródka mistrzyni i skierował jej głowę tak, by spojrzała mu w oczy.
- Nie chcę żadnego, innego mistrza.
Witma'Glred spojrzała mu w oczy - były smutne, wielkie, szeroko otwarte. Przygryzła dolną wargę.
- Więc jak chcesz stać się dobrym Jedi bez dobrego mistrza?
- A jest jakiś lepszy od ciebie? - zapytał całkowicie szczerze. Przyjrzał się jej bliźnie. Dla niego to nie było coś, co ją szpeciło. To był jeden z elementów, który sprawiał, że jest wyjątkowo piękna.
- Mnóstwo. Poszukam jakiegoś odpowiedniego dla ciebie.
Talym uśmiechnął się szerzej.
- Raczej nie znajdziesz. - Mówiąc to, jego wzrok powędrował po wszystkich częściach twarzy Witmy. Jego oczy podziwiały każdy możliwy fragment.
- Przestań się tak na mnie patrzeć. - Odwróciła wzrok.
- Dlaczego? - zapytał z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Bo źle się czuję, gdy ludzie mi się przyglądają.
Talym lekko westchnął i po chwili uniósł dłoń swoją i mistrzyni. Zaczął przewracać ją delikatnie swoimi palcami. Za moment znowu podniósł wzrok na Witmę.
- Niepotrzebnie... - powiedział cicho jakby do siebie.
Witma'Glred spojrzała na niego, krótko po czym zabrała rękę.
- Gdzie ta przeklęta kostka...
Talym odwrócił się i spojrzał na artefakt. Za moment podszedł do niego i go podniósł.
- Zanieśmy ją Mistrzowi - Ruszyła w stronę bazy.
Talym nic nie odpowiedział. Po prostu ruszył za nią.
Kostka została oddana do badań. Teraz czekali na wyniki. Po dłuższej, niezręcznej chwili Witma się odezwała. Rozmowa wydawała się Talymowi dziwna. „Czy teraz będzie lepiej?” - rozmyślał nad tym.
- Mistrzyni, zastanawiałaś się, co może być w tym datacronie?
- Oczywiście. Może informacje na temat tajnych technik Sithów. A może po prostu przepis na dobry obiad.
- Chwila... - Spojrzał się gdzieś w bok.
- Coś się stało?
- Skoro byli tam zabójcy Theiki, musiało to być coś ważnego.
- Albo chcieli zabić Shurr, a ona posłużyła się wami jako dywersja.
- O rany... To jednak było głupie z mojej strony - zaśmiał się niepewnie i podrapał się za głową.
- Cieszę się, że w końcu to sobie uświadomiłeś. A teraz przejdziemy do medbaya po jakąś maść. Mocno cię swędzi tył głowy? - Obeszła, żeby zobaczyć. - Pokaż no, co ty tam masz.
- Hm? A... Nie. Co? - zaśmiał się cicho. - N-nie... N-nic mnie nie swędzi.
Witma sprawdziła tył głowy Talyma.
- No na serio, ciągle się tam drapiesz. To jakiś odruch bycia zakłopotanym, czy jak?
- Hm? - Zdziwił się i przyjrzał się swojej dłoni. Zaczął się nad tym zastanawiać. - Chyba tak - zaśmiał się i spojrzał kątem oka na mistrzynię. - Będziesz to wykorzystywać?
- Zapewne. Chociaż to strasznie łatwy znak rozpoznawczy. Trzeba się wystrzegać stałych przyzwyczajeń. - Westchnęła. - Przynajmniej wiemy, że maść nie zadziała. Chodź, pójdziemy ćwiczyć. - Ruszyła przodem.
Talym uśmiechnął się lekko.
Wędrując korytarzem, minęli Togrutankę. Z początku nie zwrócili na nią uwagi. Dopiero po zastanowieniu Witma zapytała się swojego Padawana, czy zna tę osobę. Ten się zdziwił, gdyż wydawało mu się to zwykłym przewidzeniem. Gdy zrozumiał, co tak naprawdę się stało, odebrało mu mowę. W tym momencie kobieta wpadła na pewien pomysł.
- Może chciałbyś z nią porozmawiać?
- T-to... To. - Wskazał palcem w stronę miejsca, gdzie przed chwilą minęli tę Togrutankę. Przez ten cały czas patrzył przed siebie osłupiałym wzrokiem.
Witmie aż się zrobiło przykro, gdy zobaczyła jego minę.
- Ty naprawdę... chodź. - Pobiegła szukać kobiety, a za nią pobiegł Padawan.
Zatrzymali się w głównej sali, przy wejściu. Mistrzyni rozejrzała się za obcą kobietą.
- Sprawdzę w łazience, ty sprawdź w kantynie.
Młodzieniec nadal nie mógł się otrząsnąć.
- Czy to naprawdę?... - Jego oczy już zaczynały czerwienieć od napływu łez.
Rozdzielili się wobec planu Witmy. W kantynie był barman, kilku tancerzy i parę innych członków Tarczy, ale żadnej Togrutanki. Talym wrócił więc do głównej sali, by poszukać swojej mistrzyni. Dostrzegł ją z daleka w łazience. Gdy stanął w przejściu, znowu go zamurowało.
- Nie chcę zawracać pani głowy - mówiła uprzejmie Witma - ale mam Padawana, dla którego spotkanie przedstawiciela swojej rasy jest nie lada niespodzianką. Czy zechciałaby Mistrzyni może z nim porozmawiać?
- Oczywiście. Drogą Jedi jest służyć - rzekła obca kobieta, kiwając głową.
- Mistrzyni. - Jedynie tyle wydukał młodzieniec.
- Talymie - zawołała Witma - podejdź. Pozwól, że ci przedstawię, Mistrzyni Aharla Taash. - Wskazała na kobietę. - Pani, oto mój Padawan, Talym.
Ten osłupiał. Stanął z lekko otwartymi ustami. Przetarł swoje poczerwieniałe oczy i podszedł do mistryzni.
- Widzę, że moja obecność jest niemałą niespodzianką dla wielu. - Uśmiechnęła się ciepło.
Talym przyglądał się kobiecie, świdrując wzrokiem to w jedną, to w drugą stronę, próbując pojąć, co się w tym momencie działo.
- Ja nigdy...
- Sprowadziła mnie Mistrzyni Mayeshi. Przybyłam kilka dni temu. Mogliśmy się minąć...
- Czy...
- Najwyraźniej. - Uśmiechnęła się Witma, czując radość z tego spotkania.
- Czy?... - Aharla spojrzała na Talyma, który zaczął coś mówić.
- P-przepraszam. - Padawan przetarł oczy rękawem. - Ja... Czy...
- Może mam was zostawić samych? - zapytała Witma. - Z pewnością Talym ma wiele pytań do Mistrzyni.
- Nie, zostań, mistrzyni. Czy jest was więcej? - dodał po chwili.
- Wedle twojego uznania, Witmo. - oznajmiła, mówiąc cały czas spokojnie i powoli, wręcz męcząco i nudno. - Sprecyzuj pytanie, Padawanie. - Kiwnęła głową w kierunku Togruty.
W tym momencie przy ścianie oparł się Igrrakamm.
- Cho... Chodzi mi o takich, jak my. - Talym dotknął dłońmi swoją klatkę piersiową, wskazując w ten sposób na siebie. - O Togrutan. Czy jest nas więcej?
Witma'Glred spojrzała się w stronę wejścia, po czym uśmiechnęła się do Igrrakamma i uniosła dłoń w geście powitania. Ten w odpowiedzi kiwnął głową, dalej się przyglądając.
- Oczywiście. Shili, o ile pamiętam, podczas mojej ostatniej wizyty wręcz tętniła życiem.
Talym uśmiechnął się szeroko i przez moment spojrzał się na swoją mistrzynię, pokazując jej, jak bardzo się cieszy z tej wiadomości. Witma odwzajemniła uśmiech i schowała dłonie za plecami, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Padawan kątem oka dostrzegł wyraz twarzy Magini. „Czyżby wróciła ta Witma?” - pomyślał, spoglądając w dół, ale po chwili ponownie skupił swoją uwagę na nowo przybyłej Mistrzyni.
- A... - Talym spoważniał, a wręcz spochmurniał, opuszczając wzrok. - Znałaś może moich rodziców? - Spojrzał się na Togrutankę.
- Niestety, wątpię. Shili to duża planeta, a ja byłam tam dawno temu i w celach badań historycznych. Sama wiem o kulturze tyle, ile udało mi się wyczytać z archiwów.
- O... - Westchnął, a jego zapał opadł. - Rozumiem...
- Talymie. Sądzę, że być może Mistrzyni łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie, gdyby znała imiona twoich rodziców - podpowiedziała Witma.
- Posłuchaj rady swojej nauczycielki - przytaknęła Aharla Taash, kiwając głową.
Talym zaśmiał się nerwowo i podrapał za głową.
- No tak... Faktycznie. Kada Mido i Narla Tinyn - dodał po chwili zastanowienia.
- Hm... - Igrrakamm odwrócił się na pięcie, schodząc po schodach wolnym krokiem, wydając dźwięk typowy dla pancerza uderzającego o kamień. W tym momencie dostrzegł Yun'era.
- Nic mi nie mówią te imiona, przykro mi. Mogłam ich znać... lecz nie potrafię sobie przypomnieć. Minęło wiele lat od mojej ostatniej wizyty na Shili.
Młodzieniec westchnął.
- No trudno...
Witma położyła pocieszająco dłoń na ramieniu Talyma.
- Dziękuję, mistrzyni. - Uśmiechnął się. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mu pomógł ten gest, ten dotyk.
- Przykro mi - zaczęła Witma - że nie ma wieści o twoich rodzicach. Ale być może dzięki temu spotkaniu dowiesz się więcej na temat kultury i zwyczajów panujących wśród Togrutan?
- Ta planeta... Shili... Czy można się jakoś do niej dostać?
Witma'Glred zabrała rękę i spojrzała się w sufit, już słysząc prośby o lecenie tam za wszelką cenę.
- Polecieć. - Uśmiechnęła się pocieszająco Aharla Taash. - Nie wydaje mi się, żeby jej koordynaty były sekretem.
Dyskutowali tak jeszcze przez kilka minut. W końcu zdecydowali, że spotkają się na dachu medbayu, by porozmawiać na osobności. W międzyczasie przywitali się jeszcze z Yun'erem, a Talym zrozumiał, do czego służyła woda w jaskini, w której przed chwilą się znajdowali. Złapał się za brzuch, a drugą ręką zatkał usta. Po chwili wziął ją z buzi i machnął mistrzyni, że wszystko jest w porządku. Nie było. Dodatkowo przypomniał sobie, że od czasu, gdy dostał od umarlaka zgniłym bąblem w twarz, nie poszedł się umyć i przebrać. Zrobiło mu się bardzo głupio, więc nie mówiąc gdzie idzie, ruszył w stronę swojego legowiska. Zabrał stamtąd swoje stare ubrania. „Mają tutaj bardzo dobrych kowali i krawców. Ledwo widać zniszczenia po walce z Prosiaczkiem” - pomyślał, trzymając swoją dawną tunikę. Zabierając to, po co przyszedł, poszedł w stronę wodospadu przy świątyni. Rozebrał się, pozostawiając na sobie na wszelki wypadek bieliznę i zaczął prać ubrania, a następnie wymył swoje błękitne ciało.
- O rany... Jak mogłem nie zauważyć - zaczął monolog. - I jeszcze podczas rozmowy z mistrzynią Witmą... A niech to.
Gdy skończył kąpiel, ubrał się w swoje stare ubrania.
- Jak ja dawno was nie nosiłem - powiedział z uśmiechem na ustach.
Złapał za mokre ciuchy i poszedł je rozwiesić nad swoim łóżkiem. Po skończeniu poszedł na dach medbayu.
- Przykro mi - Talym wchodząc po schodach, słyszał Witmę - to musiała być dla ciebie wielka strata. W takim razie... - zaśmiała się - widać Moc tak chciała. - Zamilkła na moment. - Przyjmiesz Talyma jako swojego ucznia?
„Co?” - pomyślał. „Mistrzyni Witma chce mnie oddać?”. W tym momencie ogarnął go ogromny żal. Wydawało mu się, że ta sprawa jest już za nim. Wydawało mu się, że już nie wrócą do tego i będą tworzyć zgrany duet, a tymczasem ona...
- Mogłabym, nie mniej, nie widzę, powodu by przejmować twojego Padawana, jak narazie - stwiedziła Aharla Taash.
- Ja też nie widzę - powiedział Talym, wchodząc na dach.
- Jesteśmy w podobnym wieku. Ciężko mi nawiązać z nim relacje mistrz-uczeń... - Ugryzła się w język, widząc Talyma.
- Nie uciekło to mojej uwadze. Pomyślimy nad tym, ale najpierw chciałabym sprawdzić waszą wiedzę. Oczywiście osobno, lecz to nie jest coś na teraz.
Talym spochmurniał, zastanawiając się nad słowami Witmy.
- Prawdopodobnie będę prosiła na swoiste testy każdego z Tarczy, by zorientować się w tym, jak wygląda poziom edukacji tutejszych Jedi.
- Każdego z Tarczy? - zapytała Witma'Glred. - Ale po co Yun'er ma znać historię Jedi? - zdziwiła się.
- Każdego Jedi. Wybaczcie nieprecyzyjne wyrażenie się.
Aharla Taash usiadła na ławce, zakładając jedną nogę na drugą, przez co było widać, że jej stopy nie są okryte butami lecz lekko owinięte materiałowymi szarfami. Zamyślony Talym przejechał dłonią po blacie stołu, wpatrując się w niego nieobecnym wzrokiem.
- M-może jednak powinnam was zostawić samych? - Witmie było głupio, że jej Padawan to słyszał.
- Nie... - powiedział bardzo słabym głosem i pokręcił głową. - Zostań tutaj, mistrzyni...
Owszem, Talyma zraniły te słowa, ale nie potrafił się złościć na Witmę. Odgrywanie się i złoszczenie nie było w jego stylu.
- Dlaczego chcesz sprawdzać naszą wiedzę? - zapytał trochę pewniej.
- By przygotować ewentualne lekcje do nadrobienia braków - oznajmiła Aharla. - Słyszałam od Mistrzyni Mayeshi, że niektóre ważne aspekty bycia Jedi tutaj są znikome.
- Ważne aspekty bycia Jedi? - dopytał Togruta.
- Wiedza podstawowa, filozofie...
- Chyba faktycznie zaniedbałam twoją edukacje jeśli chodzi o filozofie, Talymie - mruknęła Witma. - Ale byłam wyszkolona przez dwóch wojowników. Nie pamiętam już, jak to jest rozprawiać nad rzeczami ważnymi. - Spojrzała przed siebie.
- Nie wspominając o podziale klasy Jedi według obowiązków, czy też wymienieniu form walki mieczem lub technikach takich jak Tutaminis. Wiedza podstawowa którą wielu Jedi odciętych od Zakonu zwyczajnie zaniedbuje...
- Jakby filozofia była ważna. - Talym wzruszył ramionami. - Jedi mają pomagać słabszym i ratować świat. - Uśmiechnął się do mistrzyni.
W ten sposób Talym chyba zaszedł za skórę Mistrzyni Aharli Taash, ponieważ kazała mu wyrecytować i zinterpretować kodeks Jedi. Witma usiadła obok Mistrzyni.
- Interpretacja? - Podrapał się za głową i zaśmiał się nerwowo.
- Szczególnie chciałabym, byś zwrócił uwagę na linijkę „nie ma ignorancji - jest wiedza”.
Witma'Glred spojrzała się pytająco na Padawana, mając nadzieję, że pamięta te lekcje. Uczyła go tego na samym początku. Ten westchnął i po chwili zamknął oczy.
- Nie ma emocji - jest spokój - mówił powoli.
Aharla siedziała i słuchała, wyczekując odpowiedzi na swoje pytania.
- Musimy poznać nasze emocje. Mamy je oddzielać - dobre od złych. Nie mamy się ich wyzbywać, ale nauczyć się je kontrolować. To one nas tworzą i sprawiają, że jesteśmy sobą. - Spojrzał się na swoją mistrzynię, po chwili wracając wzrokiem do Aharli Taash, która kiwając głową, gestem dłoni zachęcała, by mówił dalej.
Witma przytaknęła, dając tym samym do zrozumienia, że dobrze mówi. Talym ponownie zamknął oczy.
- Nie ma ignorancji - jest wiedza. - Uśmiechnął się delikatnie. - Powinniśmy pogłębiać swoją wiedzę. Jako Jedi, mądrość otwiera nam drogę do Jasności. Lenistwo i przeświadczenie, że wie się wszystko, nie daje nam niczego dobrego... Ale to nie znaczy, że nie mamy polegać na swoich instynktach. Wręcz przeciwnie. One są równie ważne. - Znowu po skończeniu spojrzał się na mistrzynię, ale po chwili odwrócił wzrok i ponownie zamknął oczy. - Nie ma pasji - jest pogoda ducha. To znaczy, że... - W tym momencie przypomniał sobie kilka sytuacji. Między innymi spotkanie Sitha w jaskini i działanie wbrew poleceniom Witmy. - To znaczy, że nie powinniśmy reagować pochopnie i pod wpływem emocji - dokończył, ściszając głos, jakby sam siebie skarcił. - Powinniśmy walczyć tylko w ostateczności. Impulsywne działanie może kierować na... Ciemną Stronę Mocy.
Witma'Glred patrzyła na okolice, przestając słuchać Talyma i błądząc myślami. Aharla powtórzyła przytaknięcie i gest zachęcający, by Talym kontynuował.
- Nie ma chaosu - jest harmonia. - Spojrzał się w prawą stronę, na niebo. - Wszystko w świecie ma swój cel i nic nie dzieje się bez przyczyny. Świat działa według planu, harmonijnie, a nie chaotycznie. Dlatego musimy się zgadzać z każdą ciężką chwilą w naszym życiu, bo w końcu to jest jego część, z którą musimy się pogodzić.
„Dziękuję, Tanisso” - pomyślał, przypominając sobie o tym, jak pomagała mu zwalczyć ból po utracie wujka. Uśmiechnął się i skierował wzrok na Witmę. Ta tylko pokiwała głową, nie bardzo słuchając. Totalnie popłynęła myślami.
- Nie ma śmierci - jest Moc. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - To znaczy, że nie musimy się martwić o naszą śmierć. W końcu śmierć jest jakby częścią naszego życia - zaśmiał się cicho. - A przynajmniej równie ważną częścią. Nie powinniśmy się jej bać i powinniśmy ją zaakceptować. Tak samo jak powinniśmy akceptować śmierć innych. W końcu wszyscy połączymy się z Mocą. - Spojrzał się na Mistrzynię, oczekując jej odpowiedzi.
- Dobrze... czyli braki są mniejsze, niż myślałam. - Aharla uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Dobra robota. Znasz kodeks i potrafisz go wyjaśnić. Spróbuj teraz myśleć nad tym co robisz i mówisz, czy jest to zgodne z tym, co przed chwilą wyrecytowałeś.
Witma wyrwała się z zamyślenia i uśmiechnęła się do Talyma.
- Mistrzyni, czy duma to emocja, nad którą powinniśmy panować? Bo mnie właśnie rozpiera.
Na twarzy Talyma również pojawiło się szczęście.
- Oczywiście, Mi... - Przerwał, słysząc komentarz własnej mistrzyni. Jego uśmiech zrobił się delikatny i bardziej opanowany. „Takie słowa... Dziękuję” - pomyślał.
- Znam to uczucie, Witmo. Okazuj je, ale z umiarem. Masz powód ku temu. A teraz... oddalę się. Muszę zregenerować siły. Niech Moc będzie z wami. - Pozdrowiła dwójkę skinieniem głowy w czasie, kiedy wstawała.
- Niech Moc będzie z tobą. - Talym również kiwnął lekko głową.
- Niech Moc będzie z tobą - dodała Witma. - Dobrze się spisałeś.
- Ktoś mnie musiał tego nauczyć.
- Ale mógłby to być ktoś tak mądry jak Mistrzyni Aharla - mruknęła cicho.
- Na szczęście nie był - również cicho mruknął, po czym spojrzał się w swoją prawą stronę, na niebo. - Mistrzyni...
- Słucham?
- Ja... Ja przepraszam... Za dzisiaj...
- Jeśli myślisz, że tym sposobem uda ci się wykręcić ze sprzątania legowiska Prosiaczka, to grubo się mylisz.
Talym uśmiechnął się delikatnie. „Jak ja ją kocham” - pomyślał i zaśmiał się po chwili.
- Już się za to zabieram. Niech Moc będzie z tobą, mistrzyni.
- Niech Moc będzie z tobą, Talymie.
Wszystko zaczęło się tak samo. Wstajemy, ubieramy się, jemy i zajmujemy się swoimi obowiązkami. U Togruty oznaczało to ciągłe treningi. Przysięga, którą dochował, go do tego tylko zachęcała. Widział różnicę między sobą, a swoimi rówieśnikami. Za wszelką cenę starał się ją nie tyle co zmniejszyć, a pozbyć się całkowicie. Powoli zaczynało się to na nim odbijać. Owszem, efekty ciężkiej pracy były widoczne, ale razem z nimi nadchodziły bóle i zmęczenie. Oczywiście młody Padawan nie okazywał tego. Przecież jego duma nie mogła pozwolić na okazanie takiej słabości.
Gdy szedł na plac treningowy, spotkał Shurr. Miała do niego prośbę. Chciała, by pomógł jej obrabować jej własny sejf. Z pomocą przyszła również Vyn'ee. Plan był taki - statek dociera na miejsce, Lady Sith idzie przodem i zajmuje się zabójcami Theiki, a za pół godziny Togruta i Twi'lekanka odbierają mały przedmiot z zabezpieczonej skrzynki. Wszystko szło zgodnie z planem. Młodzież wyruszyła o wyznaczonym czasie i co chwilę mijała widoczne znaki obecności Shurr. Smród zgniłych i rozprutych ciał ogarniał całe mieszkanie.
- Jesteś Jedi, może pójdziesz pierwszy? - zapytała Vyn'ee.
Talym tylko wzruszył ramionami. Miała rację. Czego taki bohater jak on mógłby się bać? - Czas na wal... - Padawan dostrzegł w tym momencie zwłoki.
- To nie tak, że się boję, tylko... ten. TO taktyczna myśl.
Togruta domyślił się, o co chodziło kobiecie. Ze strachu przełknął ślinę.
- Może jednak ty pójdziesz pierwsza? - Podrapał się za głową i zaśmiał się nerwowo.
Koniec końców i tak szedł z przodu. Wydawało się być spokojnie. Według opisu Shurr powinni skręcić w lewo. Tak też zrobili. Znaleźli się w dziwnej sali z łóżkiem, maszyną do tortur i rozkładającym się ciałem. Vyn'ee długo się nie zastanawiała. Ruszyła do następnych drzwi i zajęła się opróżnianiem żołądka. Talym zachował zimną krew i dostrzegł mieszczący się obok martwego ciała holocron. Podszedł, by sprawdzić to lepiej. Przy okazji zauważył jak wnętrzności tego mężczyzny poruszają się. Nie było w nim życia, ale za to znalazło się skupisko larw. Talym pożałował swojej decyzji, gdy dziwny, nabrzmiewający bąbel wybuchł mu prosto w twarz, przylepiając mu do ubrań jednego z robaków. Teraz sam śmierdział padliną. Przetarł się i ruszył za Vyn'ee. Pewna przygoda z tajemniczymi kostkami nauczyła go, że lepiej zostawić je na miejscu.
Dotarli do umówionego miejsca. Na ziemi znajdował się sejf, a obok niego palmy z kolejnym robactwem. Twi'lekanka zajęła się otwieraniem skrzynki, a Talym miał tylko stać i nie przeszkadzać. Skończyło się na tym, że jedna ze skolopendr, dostrzegłszy larwę przylegającą do jego koszuli, zaczęła mu się wspinać po nodze. Skoki i wymachiwanie rękoma skończyło się na niefortunnym upadku i zebraniem się wokół niego jeszcze większej ilości robali.
- Przestań się bawić - krzyknęła Vyn'ee, nie odwracając wzroku od sejfu. Musiała się skupić, a krzyki Padawana jej w tym na pewno nie pomagały.
- B-bawić? - zapytał piskliwie Togruta, który teraz leżał na ziemi i wymachiwał czym się dało.
- Ni cholery nie otworzę tego.
Talym po chwili wstał i pobiegł do ściany, celując kierując miecz świetlny do nieinteresujących się już nim owadów. Odetchnął głęboko i schował ostrze.
Zrezygnowana Vyn'ee postanowiła wyżyć się na sejfie i uderzyła w niego głową. Okazało się, że przez przypadek trafiła czołem odpowiednią kombinację cyfr i otworzyła skrzynkę. W jej wnętrzu znajdowały się ogromne kosztowności. Twi'lekanka zaczęła upychać kredyty w każde możliwe miejsce. Talym próbował się temu sprzeciwić, ale nawet nie zauważył, kiedy miejsce apteczki i detonatorów w plecaku Vyn'ee zajęły pieniądze. Padawan próbował ją powstrzymać, ale nic nie wskazywało na to, żeby kredyty miały przestać zapełniać rękawy hakerki. Jego uwagę przykuł holocron. „Pewnie o to chodziło Shurr” - pomyślał Togruta i złapał za kostkę. Nawet nie zauważyli, kiedy za ich plecami pojawił się jeden z zabójców. Zaskoczeni zaczęli się tłumaczyć. Mimo wszystko, nie sprawiał wrażenia groźnego. Jedna z jego rąk była zmasakrowana. Reszta jego ciała nie wyglądała wcale lepiej. Zmęczenie i ból na jego twarzy zapewne wielu osobom nie pozwoliłoby go zidentyfikować. Ku uciesze Talyma, zjawiła się jego mistrzyni - Witma. Pokazała mu palcem, że ma być cicho, ale szybka reakcja Vyn'ee nie pozwoliła na żadne czajenie się. Postrzelony w nogę mężczyzna upadł na ziemię i po chwili został obezwładniony przez Rycerza Jedi. Skarcony Talym zaczął się tłumaczyć i przepraszać. Gdy już wszystko było jasne, postanowili poszukać Shurr. Nie musieli długo czekać. Lady Sith w pociętym płaszczu stanęła na schodach, zatrzymana przez trzymającą w gotowości miecz Witmę.
- Pokaż twarz - powiedziała.
- Swoich atakujesz? - warknęła Sithka.
- Gdy nie wiem, po czyjej stronie stoją.
- Spokojnie, to Shurr. - Talym uśmiechnął się do mistrzyni.
Przypalona maska została zdjęta, ukazując twarz.
- Jakbym też się tak ubrała, to robiłbyś, o co cię proszę? - skierowała chłodno do Padawana, po czym schowała miecz.
Togruta chyba zrozumiał swój błąd. A przynajmniej zrobiło mu się tak głupio, że opuścił głowę i postanowił nie pogarszać sytuacji. Grupa zaczęła wyjaśniać, o co chodzi. Vyn'ee oczywiście próbowała podwędzić jeszcze parę kredytów, do czasu gdy zrozumiała, że to jest sejf samej Shurr. Ze smutkiem na twarzy szła oddać pieniądze.
- Vyn, co ty do cholery robisz? - Shurr skierowała do Twi'lekanki.
- No jak twoje to nie będę zabierała, nie?
Talym cały czas spoglądał gdzieś w bok, by unikać wzroku mistrzyni i Shurr.
- A mają się tu marnować? - zapytała Sithka.
- Przekonałaś mnie - zawróciła po kredyty.
- Talym, idziemy stąd - rzekła do Padawana mistrzyni.
Młodzieniec jeszcze tylko na chwilę spojrzał na Lady Sith i zaczął iść za Witmą.
- Talym - zwróciła się do Togruty Shurr. - Masz coś mojego.
- Hm? - Podniósł rękę i przyjrzał się kostce. Zaraz po tym skierował swój wzrok na mistrzynię.
- Zachowaj - mruknęła cicho Witma.
Togruta przełknął ślinę i spojrzał się na Shurr.
- Talym - spróbowała ponownie Sithka. - Oddaj, proszę.
- Odbierzesz w Tarczy, Shurr - rzekła Witma. - Z rąk Mistrza Sallarosa.
- To. Jest. Moje.
- Chciałaś się zrehabilitować, pamiętasz? Jedi nie posiadają niczego.
- Ej, to jej rzeczy - usłyszała przypadkowo Vyn'ee.
- Nie jestem Jedi. Oddaj to, Talym.
- Więc skoro to jej, to to dostanie tak czy siak - powiedziała spokojnie Witma. - Racja, nie jesteś. I nigdy nie będziesz. Ale mogłabyś wyzbyć się ciemnej strony Mocy. O nic więcej cię nie proszę.
Shurr zaśmiała się.
- Ty nie wiesz, o czym mówisz, dziecino.
- Skarbie - rzuciła do Witmy Vyn'ee - nie wiem co ty bierzesz, ale nawet ja takich faz nie miałam, żeby wchodzić jej w drogę.
Rozmawiali tak jeszcze przez jakiś czas. Shurr wiedziała, że nie może podnieść ręki na Jedi. W końcu odpuściła, a Talym ze swoją mistrzynią i kostką wrócił do bazy Tarczy.
***
- Talymie... Jak mogłeś tam polecieć, nie mówiąc mi ani słowa o tym?
- Przepraszam... Chciałem... Chciałem się więcej dowiedzieć o Shurr...
Stali tak przez chwilę w milczeniu.
- Mistrzyni, jesteś pewna, że dobrze zrobiliśmy?
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy. Pewnie dowiem się dopiero po wielu, wielu latach, gdy w pełni zobaczę tego skutki. - Ponownie zapanowała chwila niezręcznej dla Talyma ciszy. - Dowiedziałeś się wystarczająco? - zapytała, chłodno jak niebo na Hoth.
Jej Padawan westchnął. „Znowu ten konflikt Shurr vs Witma, a osobą na której się wyżywają, jest biedny Talymek” - pomyślał. Po chwili powiedział jej, że to nie Shurr zawiadomiła swojego ojca o artefaktach i położeniu planety, na której się znajdują. Tak jak się spodziewał, Witma nie wierzyła w żadne tłumaczenie.
- Twierdzi, że wiedział o tym miejscu i jego tajemnicach jeszcze zanim pojawiła się tutaj Tarcza.
- No tak. Bo Lady Sith mają w zwyczaju mówić prawdę, prawdę i tylko prawdę. Przecież tak zostały wychowane - dodała po chwili.
- Mistrzyni, myślę, że Shurr mówi prawdę - powiedział stanowczo.
- Przez ludzi takich jak Lord Sith... - Urwała swoją tyradę, bo za bardzo zaczęła się nakręcać. - Być może. Ale Talymie, jeśli sądzisz, że zdobywanie informacji nie ma ceny... to się mylisz - powiedziała z niemiłym błyskiem w oku.
- Naprawdę cię przepraszam, mistrzyni... - Talyma po tych słowach Witmy przeszły ciarki. - Ja tylko chciałem dobrze...
- Owszem, teraz też będziesz chciał dobrze, wyręczając biednych żołnierzy z oddziału 303 i sprzątając kuwetę Prosiaczka za nich - powiedziała, krzyżując ręce. - A gdy ci się będzie nudziło, to będziesz ćwiczył kontrolowanie Mocy.
Talym opuścił wzrok.
- Rozumiem, mistrzyni... - Spojrzał się na kobietę i wysunął rękę z kostką. - Co z tym zrobimy?
- Talymie. Chcieć dobrze to jedno, ale robić dobrze to inna sprawa. - Skierowała swój wzrok na kość. - To, co powiedziałam. Zaniesiemy Mistrzowi Sallarosowi.
Togruta pokiwał głową. Nie podobała mu się ta Witma, która teraz stała przed nim. Już nie raz dostrzegł w jej oczach kogoś zupełnie innego. Kogoś, kto zajął miejsce w jego sercu. Teraz tęsknił za tą osobą.
- Dlaczego jesteś taka, mistrzyni? - Zaczął obracać kostkę w swoich dłoniach.
Witma'Glred potarła bliznę.
- Taka znaczy jaka? - Zmarszczyła brwi.
- Taka... inna - powiedział zamyślony. - Wydaje mi się, że nie jesteś sobą. - Spojrzał się w jej oczy.
- Czemu za każdym razem, gdy coś zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi, wszyscy sądzą, że mnie coś opętało? - Zaśmiała się.
Tak. W normalnej sytuacji Taylm zacząłby się śmiać z mistrzynią, ale to nie była normalna sytuacja. Na jego twarzy nie zaistniał nawet delikatny uśmiech, który pojawiał się prawie zawsze.
- To nie o to chodzi, mistrzyni... - Dalej obracał kostką. Za moment spojrzał się w bok, na niebo.
- Nie radzę sobie, dobrze? - wypaliła nagle. - Wszystko zaczyna mi się walić, wysypywać spod kontroli! Mam osiemnaście lat, jestem w trakcie wojny. Mój pierwszy mistrz nie żyje, mój drugi zaginął, mój trzeci niedługo zapije się na śmierć. Mam Padawana, chociaż nie potrafię go nauczyć niczego sensownego. Mój przyjaciel ma rozdwojenie jaźni, moja druga przyjaciółka zaatakowała mojego dowódcę, moja trzecia przyjaciółka myśli, że kręcę z jej miłością, a czwarta przyjaciółka zamieniła się w Lady Sith - strzelała słowami, jedno po drugim. - Mam popsute serce i czeka mnie ciężka operacja, inaczej umrę tak czy siak. I jestem w tym wszystkim sama! - Przerwała. Ramiona jej się trzęsły, ale nie płakała, chociaż wyglądała jakby miała ochotę.
Talym, słuchając tego, cały czas patrzył się na mistrzynię. Nigdy nie słuchał nikogo tak dokładnie. Nie uleciało mu żadne słowo, żaden ruch, żaden widok i żaden dźwięk. Nawet opowieści wujka Broela o wielkich Jedi walczących ze złem nie dotarły do niego tak dobrze. Tym razem słuchał całym sercem. Po chwili odrzucił kostkę. Mogła być nie wiadomo jak ważna dla innych, w tej sytuacji liczyła się tylko kobieta stojąca przed nim. Tym razem była to prawdziwa Witma. Podszedł do niej i delikatnie objął ją swoimi ramionami. Gdy z jego oka popłynęła łza, przytulił ją mocniej.
- Możesz na mnie liczyć, mistrzyni - mówił, jakby trochę się śmiejąc, chcąc pokazać mistrzyni, że mimo wszystko może być dobrze. Potem złapał ją za ramiona i spojrzał się prosto w jej oczy. - Nawet nie wiesz, jak wielu rzeczy mnie nauczyłaś - powiedział to z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Nie zadręczaj się problemami. Zostaw je w tyle i idź do przodu. Patrz na to, co jest, a nie co było. Po prostu bądź sobą i nie pozwól innym, by twoje serce zostało zatracone.
- Ja nie mam serca - powiedziała, patrząc pusto przed siebie. - Mam już dość walki. Mam już dość babrania się w sprawach, które w ogóle mnie nie dotyczą.
- Więc nie walcz. - Złapał ją za dłoń. - Zostaw to mnie. - Pochylił trochę głowę, na której dalej spoczywał lekki uśmiech. - Ja myślę, że masz wyjątkowo duże serce.
- Ty musisz się wiele nauczyć. Potrzebujesz mistrza z prawdziwego zdarzenia.
Talym wolną ręką dotknął bardzo łagodnie podbródka mistrzyni i skierował jej głowę tak, by spojrzała mu w oczy.
- Nie chcę żadnego, innego mistrza.
Witma'Glred spojrzała mu w oczy - były smutne, wielkie, szeroko otwarte. Przygryzła dolną wargę.
- Więc jak chcesz stać się dobrym Jedi bez dobrego mistrza?
- A jest jakiś lepszy od ciebie? - zapytał całkowicie szczerze. Przyjrzał się jej bliźnie. Dla niego to nie było coś, co ją szpeciło. To był jeden z elementów, który sprawiał, że jest wyjątkowo piękna.
- Mnóstwo. Poszukam jakiegoś odpowiedniego dla ciebie.
Talym uśmiechnął się szerzej.
- Raczej nie znajdziesz. - Mówiąc to, jego wzrok powędrował po wszystkich częściach twarzy Witmy. Jego oczy podziwiały każdy możliwy fragment.
- Przestań się tak na mnie patrzeć. - Odwróciła wzrok.
- Dlaczego? - zapytał z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Bo źle się czuję, gdy ludzie mi się przyglądają.
Talym lekko westchnął i po chwili uniósł dłoń swoją i mistrzyni. Zaczął przewracać ją delikatnie swoimi palcami. Za moment znowu podniósł wzrok na Witmę.
- Niepotrzebnie... - powiedział cicho jakby do siebie.
Witma'Glred spojrzała na niego, krótko po czym zabrała rękę.
- Gdzie ta przeklęta kostka...
Talym odwrócił się i spojrzał na artefakt. Za moment podszedł do niego i go podniósł.
- Zanieśmy ją Mistrzowi - Ruszyła w stronę bazy.
Talym nic nie odpowiedział. Po prostu ruszył za nią.
***
Kostka została oddana do badań. Teraz czekali na wyniki. Po dłuższej, niezręcznej chwili Witma się odezwała. Rozmowa wydawała się Talymowi dziwna. „Czy teraz będzie lepiej?” - rozmyślał nad tym.
- Mistrzyni, zastanawiałaś się, co może być w tym datacronie?
- Oczywiście. Może informacje na temat tajnych technik Sithów. A może po prostu przepis na dobry obiad.
- Chwila... - Spojrzał się gdzieś w bok.
- Coś się stało?
- Skoro byli tam zabójcy Theiki, musiało to być coś ważnego.
- Albo chcieli zabić Shurr, a ona posłużyła się wami jako dywersja.
- O rany... To jednak było głupie z mojej strony - zaśmiał się niepewnie i podrapał się za głową.
- Cieszę się, że w końcu to sobie uświadomiłeś. A teraz przejdziemy do medbaya po jakąś maść. Mocno cię swędzi tył głowy? - Obeszła, żeby zobaczyć. - Pokaż no, co ty tam masz.
- Hm? A... Nie. Co? - zaśmiał się cicho. - N-nie... N-nic mnie nie swędzi.
Witma sprawdziła tył głowy Talyma.
- No na serio, ciągle się tam drapiesz. To jakiś odruch bycia zakłopotanym, czy jak?
- Hm? - Zdziwił się i przyjrzał się swojej dłoni. Zaczął się nad tym zastanawiać. - Chyba tak - zaśmiał się i spojrzał kątem oka na mistrzynię. - Będziesz to wykorzystywać?
- Zapewne. Chociaż to strasznie łatwy znak rozpoznawczy. Trzeba się wystrzegać stałych przyzwyczajeń. - Westchnęła. - Przynajmniej wiemy, że maść nie zadziała. Chodź, pójdziemy ćwiczyć. - Ruszyła przodem.
Talym uśmiechnął się lekko.
Wędrując korytarzem, minęli Togrutankę. Z początku nie zwrócili na nią uwagi. Dopiero po zastanowieniu Witma zapytała się swojego Padawana, czy zna tę osobę. Ten się zdziwił, gdyż wydawało mu się to zwykłym przewidzeniem. Gdy zrozumiał, co tak naprawdę się stało, odebrało mu mowę. W tym momencie kobieta wpadła na pewien pomysł.
- Może chciałbyś z nią porozmawiać?
- T-to... To. - Wskazał palcem w stronę miejsca, gdzie przed chwilą minęli tę Togrutankę. Przez ten cały czas patrzył przed siebie osłupiałym wzrokiem.
Witmie aż się zrobiło przykro, gdy zobaczyła jego minę.
- Ty naprawdę... chodź. - Pobiegła szukać kobiety, a za nią pobiegł Padawan.
Zatrzymali się w głównej sali, przy wejściu. Mistrzyni rozejrzała się za obcą kobietą.
- Sprawdzę w łazience, ty sprawdź w kantynie.
Młodzieniec nadal nie mógł się otrząsnąć.
- Czy to naprawdę?... - Jego oczy już zaczynały czerwienieć od napływu łez.
Rozdzielili się wobec planu Witmy. W kantynie był barman, kilku tancerzy i parę innych członków Tarczy, ale żadnej Togrutanki. Talym wrócił więc do głównej sali, by poszukać swojej mistrzyni. Dostrzegł ją z daleka w łazience. Gdy stanął w przejściu, znowu go zamurowało.
- Nie chcę zawracać pani głowy - mówiła uprzejmie Witma - ale mam Padawana, dla którego spotkanie przedstawiciela swojej rasy jest nie lada niespodzianką. Czy zechciałaby Mistrzyni może z nim porozmawiać?
- Oczywiście. Drogą Jedi jest służyć - rzekła obca kobieta, kiwając głową.
- Mistrzyni. - Jedynie tyle wydukał młodzieniec.
- Talymie - zawołała Witma - podejdź. Pozwól, że ci przedstawię, Mistrzyni Aharla Taash. - Wskazała na kobietę. - Pani, oto mój Padawan, Talym.
Ten osłupiał. Stanął z lekko otwartymi ustami. Przetarł swoje poczerwieniałe oczy i podszedł do mistryzni.
- Widzę, że moja obecność jest niemałą niespodzianką dla wielu. - Uśmiechnęła się ciepło.
Talym przyglądał się kobiecie, świdrując wzrokiem to w jedną, to w drugą stronę, próbując pojąć, co się w tym momencie działo.
- Ja nigdy...
- Sprowadziła mnie Mistrzyni Mayeshi. Przybyłam kilka dni temu. Mogliśmy się minąć...
- Czy...
- Najwyraźniej. - Uśmiechnęła się Witma, czując radość z tego spotkania.
- Czy?... - Aharla spojrzała na Talyma, który zaczął coś mówić.
- P-przepraszam. - Padawan przetarł oczy rękawem. - Ja... Czy...
- Może mam was zostawić samych? - zapytała Witma. - Z pewnością Talym ma wiele pytań do Mistrzyni.
- Nie, zostań, mistrzyni. Czy jest was więcej? - dodał po chwili.
- Wedle twojego uznania, Witmo. - oznajmiła, mówiąc cały czas spokojnie i powoli, wręcz męcząco i nudno. - Sprecyzuj pytanie, Padawanie. - Kiwnęła głową w kierunku Togruty.
W tym momencie przy ścianie oparł się Igrrakamm.
- Cho... Chodzi mi o takich, jak my. - Talym dotknął dłońmi swoją klatkę piersiową, wskazując w ten sposób na siebie. - O Togrutan. Czy jest nas więcej?
Witma'Glred spojrzała się w stronę wejścia, po czym uśmiechnęła się do Igrrakamma i uniosła dłoń w geście powitania. Ten w odpowiedzi kiwnął głową, dalej się przyglądając.
- Oczywiście. Shili, o ile pamiętam, podczas mojej ostatniej wizyty wręcz tętniła życiem.
Talym uśmiechnął się szeroko i przez moment spojrzał się na swoją mistrzynię, pokazując jej, jak bardzo się cieszy z tej wiadomości. Witma odwzajemniła uśmiech i schowała dłonie za plecami, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Padawan kątem oka dostrzegł wyraz twarzy Magini. „Czyżby wróciła ta Witma?” - pomyślał, spoglądając w dół, ale po chwili ponownie skupił swoją uwagę na nowo przybyłej Mistrzyni.
- A... - Talym spoważniał, a wręcz spochmurniał, opuszczając wzrok. - Znałaś może moich rodziców? - Spojrzał się na Togrutankę.
- Niestety, wątpię. Shili to duża planeta, a ja byłam tam dawno temu i w celach badań historycznych. Sama wiem o kulturze tyle, ile udało mi się wyczytać z archiwów.
- O... - Westchnął, a jego zapał opadł. - Rozumiem...
- Talymie. Sądzę, że być może Mistrzyni łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie, gdyby znała imiona twoich rodziców - podpowiedziała Witma.
- Posłuchaj rady swojej nauczycielki - przytaknęła Aharla Taash, kiwając głową.
Talym zaśmiał się nerwowo i podrapał za głową.
- No tak... Faktycznie. Kada Mido i Narla Tinyn - dodał po chwili zastanowienia.
- Hm... - Igrrakamm odwrócił się na pięcie, schodząc po schodach wolnym krokiem, wydając dźwięk typowy dla pancerza uderzającego o kamień. W tym momencie dostrzegł Yun'era.
- Nic mi nie mówią te imiona, przykro mi. Mogłam ich znać... lecz nie potrafię sobie przypomnieć. Minęło wiele lat od mojej ostatniej wizyty na Shili.
Młodzieniec westchnął.
- No trudno...
Witma położyła pocieszająco dłoń na ramieniu Talyma.
- Dziękuję, mistrzyni. - Uśmiechnął się. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mu pomógł ten gest, ten dotyk.
- Przykro mi - zaczęła Witma - że nie ma wieści o twoich rodzicach. Ale być może dzięki temu spotkaniu dowiesz się więcej na temat kultury i zwyczajów panujących wśród Togrutan?
- Ta planeta... Shili... Czy można się jakoś do niej dostać?
Witma'Glred zabrała rękę i spojrzała się w sufit, już słysząc prośby o lecenie tam za wszelką cenę.
- Polecieć. - Uśmiechnęła się pocieszająco Aharla Taash. - Nie wydaje mi się, żeby jej koordynaty były sekretem.
***
Dyskutowali tak jeszcze przez kilka minut. W końcu zdecydowali, że spotkają się na dachu medbayu, by porozmawiać na osobności. W międzyczasie przywitali się jeszcze z Yun'erem, a Talym zrozumiał, do czego służyła woda w jaskini, w której przed chwilą się znajdowali. Złapał się za brzuch, a drugą ręką zatkał usta. Po chwili wziął ją z buzi i machnął mistrzyni, że wszystko jest w porządku. Nie było. Dodatkowo przypomniał sobie, że od czasu, gdy dostał od umarlaka zgniłym bąblem w twarz, nie poszedł się umyć i przebrać. Zrobiło mu się bardzo głupio, więc nie mówiąc gdzie idzie, ruszył w stronę swojego legowiska. Zabrał stamtąd swoje stare ubrania. „Mają tutaj bardzo dobrych kowali i krawców. Ledwo widać zniszczenia po walce z Prosiaczkiem” - pomyślał, trzymając swoją dawną tunikę. Zabierając to, po co przyszedł, poszedł w stronę wodospadu przy świątyni. Rozebrał się, pozostawiając na sobie na wszelki wypadek bieliznę i zaczął prać ubrania, a następnie wymył swoje błękitne ciało.
- O rany... Jak mogłem nie zauważyć - zaczął monolog. - I jeszcze podczas rozmowy z mistrzynią Witmą... A niech to.
Gdy skończył kąpiel, ubrał się w swoje stare ubrania.
- Jak ja dawno was nie nosiłem - powiedział z uśmiechem na ustach.
Złapał za mokre ciuchy i poszedł je rozwiesić nad swoim łóżkiem. Po skończeniu poszedł na dach medbayu.
- Przykro mi - Talym wchodząc po schodach, słyszał Witmę - to musiała być dla ciebie wielka strata. W takim razie... - zaśmiała się - widać Moc tak chciała. - Zamilkła na moment. - Przyjmiesz Talyma jako swojego ucznia?
„Co?” - pomyślał. „Mistrzyni Witma chce mnie oddać?”. W tym momencie ogarnął go ogromny żal. Wydawało mu się, że ta sprawa jest już za nim. Wydawało mu się, że już nie wrócą do tego i będą tworzyć zgrany duet, a tymczasem ona...
- Mogłabym, nie mniej, nie widzę, powodu by przejmować twojego Padawana, jak narazie - stwiedziła Aharla Taash.
- Ja też nie widzę - powiedział Talym, wchodząc na dach.
- Jesteśmy w podobnym wieku. Ciężko mi nawiązać z nim relacje mistrz-uczeń... - Ugryzła się w język, widząc Talyma.
- Nie uciekło to mojej uwadze. Pomyślimy nad tym, ale najpierw chciałabym sprawdzić waszą wiedzę. Oczywiście osobno, lecz to nie jest coś na teraz.
Talym spochmurniał, zastanawiając się nad słowami Witmy.
- Prawdopodobnie będę prosiła na swoiste testy każdego z Tarczy, by zorientować się w tym, jak wygląda poziom edukacji tutejszych Jedi.
- Każdego z Tarczy? - zapytała Witma'Glred. - Ale po co Yun'er ma znać historię Jedi? - zdziwiła się.
- Każdego Jedi. Wybaczcie nieprecyzyjne wyrażenie się.
Aharla Taash usiadła na ławce, zakładając jedną nogę na drugą, przez co było widać, że jej stopy nie są okryte butami lecz lekko owinięte materiałowymi szarfami. Zamyślony Talym przejechał dłonią po blacie stołu, wpatrując się w niego nieobecnym wzrokiem.
- M-może jednak powinnam was zostawić samych? - Witmie było głupio, że jej Padawan to słyszał.
- Nie... - powiedział bardzo słabym głosem i pokręcił głową. - Zostań tutaj, mistrzyni...
Owszem, Talyma zraniły te słowa, ale nie potrafił się złościć na Witmę. Odgrywanie się i złoszczenie nie było w jego stylu.
- Dlaczego chcesz sprawdzać naszą wiedzę? - zapytał trochę pewniej.
- By przygotować ewentualne lekcje do nadrobienia braków - oznajmiła Aharla. - Słyszałam od Mistrzyni Mayeshi, że niektóre ważne aspekty bycia Jedi tutaj są znikome.
- Ważne aspekty bycia Jedi? - dopytał Togruta.
- Wiedza podstawowa, filozofie...
- Chyba faktycznie zaniedbałam twoją edukacje jeśli chodzi o filozofie, Talymie - mruknęła Witma. - Ale byłam wyszkolona przez dwóch wojowników. Nie pamiętam już, jak to jest rozprawiać nad rzeczami ważnymi. - Spojrzała przed siebie.
- Nie wspominając o podziale klasy Jedi według obowiązków, czy też wymienieniu form walki mieczem lub technikach takich jak Tutaminis. Wiedza podstawowa którą wielu Jedi odciętych od Zakonu zwyczajnie zaniedbuje...
- Jakby filozofia była ważna. - Talym wzruszył ramionami. - Jedi mają pomagać słabszym i ratować świat. - Uśmiechnął się do mistrzyni.
W ten sposób Talym chyba zaszedł za skórę Mistrzyni Aharli Taash, ponieważ kazała mu wyrecytować i zinterpretować kodeks Jedi. Witma usiadła obok Mistrzyni.
- Interpretacja? - Podrapał się za głową i zaśmiał się nerwowo.
- Szczególnie chciałabym, byś zwrócił uwagę na linijkę „nie ma ignorancji - jest wiedza”.
Witma'Glred spojrzała się pytająco na Padawana, mając nadzieję, że pamięta te lekcje. Uczyła go tego na samym początku. Ten westchnął i po chwili zamknął oczy.
- Nie ma emocji - jest spokój - mówił powoli.
Aharla siedziała i słuchała, wyczekując odpowiedzi na swoje pytania.
- Musimy poznać nasze emocje. Mamy je oddzielać - dobre od złych. Nie mamy się ich wyzbywać, ale nauczyć się je kontrolować. To one nas tworzą i sprawiają, że jesteśmy sobą. - Spojrzał się na swoją mistrzynię, po chwili wracając wzrokiem do Aharli Taash, która kiwając głową, gestem dłoni zachęcała, by mówił dalej.
Witma przytaknęła, dając tym samym do zrozumienia, że dobrze mówi. Talym ponownie zamknął oczy.
- Nie ma ignorancji - jest wiedza. - Uśmiechnął się delikatnie. - Powinniśmy pogłębiać swoją wiedzę. Jako Jedi, mądrość otwiera nam drogę do Jasności. Lenistwo i przeświadczenie, że wie się wszystko, nie daje nam niczego dobrego... Ale to nie znaczy, że nie mamy polegać na swoich instynktach. Wręcz przeciwnie. One są równie ważne. - Znowu po skończeniu spojrzał się na mistrzynię, ale po chwili odwrócił wzrok i ponownie zamknął oczy. - Nie ma pasji - jest pogoda ducha. To znaczy, że... - W tym momencie przypomniał sobie kilka sytuacji. Między innymi spotkanie Sitha w jaskini i działanie wbrew poleceniom Witmy. - To znaczy, że nie powinniśmy reagować pochopnie i pod wpływem emocji - dokończył, ściszając głos, jakby sam siebie skarcił. - Powinniśmy walczyć tylko w ostateczności. Impulsywne działanie może kierować na... Ciemną Stronę Mocy.
Witma'Glred patrzyła na okolice, przestając słuchać Talyma i błądząc myślami. Aharla powtórzyła przytaknięcie i gest zachęcający, by Talym kontynuował.
- Nie ma chaosu - jest harmonia. - Spojrzał się w prawą stronę, na niebo. - Wszystko w świecie ma swój cel i nic nie dzieje się bez przyczyny. Świat działa według planu, harmonijnie, a nie chaotycznie. Dlatego musimy się zgadzać z każdą ciężką chwilą w naszym życiu, bo w końcu to jest jego część, z którą musimy się pogodzić.
„Dziękuję, Tanisso” - pomyślał, przypominając sobie o tym, jak pomagała mu zwalczyć ból po utracie wujka. Uśmiechnął się i skierował wzrok na Witmę. Ta tylko pokiwała głową, nie bardzo słuchając. Totalnie popłynęła myślami.
- Nie ma śmierci - jest Moc. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - To znaczy, że nie musimy się martwić o naszą śmierć. W końcu śmierć jest jakby częścią naszego życia - zaśmiał się cicho. - A przynajmniej równie ważną częścią. Nie powinniśmy się jej bać i powinniśmy ją zaakceptować. Tak samo jak powinniśmy akceptować śmierć innych. W końcu wszyscy połączymy się z Mocą. - Spojrzał się na Mistrzynię, oczekując jej odpowiedzi.
- Dobrze... czyli braki są mniejsze, niż myślałam. - Aharla uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Dobra robota. Znasz kodeks i potrafisz go wyjaśnić. Spróbuj teraz myśleć nad tym co robisz i mówisz, czy jest to zgodne z tym, co przed chwilą wyrecytowałeś.
Witma wyrwała się z zamyślenia i uśmiechnęła się do Talyma.
- Mistrzyni, czy duma to emocja, nad którą powinniśmy panować? Bo mnie właśnie rozpiera.
Na twarzy Talyma również pojawiło się szczęście.
- Oczywiście, Mi... - Przerwał, słysząc komentarz własnej mistrzyni. Jego uśmiech zrobił się delikatny i bardziej opanowany. „Takie słowa... Dziękuję” - pomyślał.
- Znam to uczucie, Witmo. Okazuj je, ale z umiarem. Masz powód ku temu. A teraz... oddalę się. Muszę zregenerować siły. Niech Moc będzie z wami. - Pozdrowiła dwójkę skinieniem głowy w czasie, kiedy wstawała.
- Niech Moc będzie z tobą. - Talym również kiwnął lekko głową.
- Niech Moc będzie z tobą - dodała Witma. - Dobrze się spisałeś.
- Ktoś mnie musiał tego nauczyć.
- Ale mógłby to być ktoś tak mądry jak Mistrzyni Aharla - mruknęła cicho.
- Na szczęście nie był - również cicho mruknął, po czym spojrzał się w swoją prawą stronę, na niebo. - Mistrzyni...
- Słucham?
- Ja... Ja przepraszam... Za dzisiaj...
- Jeśli myślisz, że tym sposobem uda ci się wykręcić ze sprzątania legowiska Prosiaczka, to grubo się mylisz.
Talym uśmiechnął się delikatnie. „Jak ja ją kocham” - pomyślał i zaśmiał się po chwili.
- Już się za to zabieram. Niech Moc będzie z tobą, mistrzyni.
- Niech Moc będzie z tobą, Talymie.
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach