Rękojeść
Strona 1 z 1
Rękojeść
Talym spędził ostatnie dni na rozmyślaniu. To o swoim krysztale, to o Pałacu Pamięci, to oczywiście o Witmie, ale przede wszystkim o częściach do rękojeści miecza świetlnego. Bez tego, niedawno zdobyty przez Talyma kryształ, jest praktycznie bezużyteczny.
Przestudiowane książki od jego mistrzyni i z biblioteki Tarczy na pewno przekazały mu wiele informacji, ale nie dały odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie: „Skąd wziąć części do miecza świetlnego tego konkretnego togrutanina”? Szukanie na tej planecie chociaż jednego elementu broni po ostatnich zdarzeniach z super siłą, ojcem Shurr i droidami pokroju WD-40, nie było przekonujące. To mogło się źle skończyć. Najbardziej by chciał polecieć na Zakuul - miejsce, gdzie spędził całe swoje dzieciństwo. To również nie był najlepszy pomysł, ale jakże kuszący. Oliwy do ognia dolewała „rozmowa” z wujkiem Broelem. Teraz miał dwa powody, by to właśnie tam się udać. Niestety, zdrowy rozsądek i mistrzyni Witma nie mieli zamiaru zezwolić na taką głupotę.
Talym siedział teraz na dachu medbayu, wpatrując się w swój kryształ kyber. W pewnym momencie przypomniał sobie jeden obraz, który, jak się później okazało, podsunął mu pewien pomysł - duchy rodziców. Pochodzili oni z Alderaan. Było to ich ulubione miejsce i to tam chcieli wychowywać swojego syna. Ku ich nieszczęściu, los chciał inaczej. Mimo to miał zamiar spróbować. Talym, jakby pod cudzym wpływem, zszedł szybko po jakiś długi, brązowy płaszcz z kapturem i zostawił Witmie kartkę.
Znalazł jakiś niewielki statek przemytniczy i wyruszył na jedyną planetę, której koordynaty były mu znane. Pobyt w Tarczy nauczył go paru rzeczy, m.in. podstawowych umiejętności pilotażu. Zdawał sobie sprawę, że akcja ta nie jest do końca przemyślana i tak właściwie nie dostał żadnego pozwolenia, ale zmuszało go do tego serce i może odrobinka rozumu. Miał też nadzieję, że Moc również w tym momencie stoi po jego stronie.
Wylądował.
Po raz kolejny zobaczył te piękne góry. Taki obraz zapierał mu dech w piersiach. Czym to było w porównaniu do zakuulańskiej nory? W międzyczasie skontaktował się z dawną znajomą - Milaris Organą. Mieli się spotkać w kantynie „Świecąca Gwiazda”, mieszczącej się zaraz przy pałacu. Młodość i niegrzeszenie mądrością były nieodłącznymi elementami życia Talyma, ale zdawał sobie sprawę z pewnej rzeczy - to miejsce jest o wiele bardziej niebezpieczne niż Ilum. Tutaj Zakuul jest wszędzie.
Przechodząc z lotniska do miasta, napotkał trzy patrole szturmowców. Za każdym razem gdy je mijał, starał się jak najlepiej przykryć twarz kapturem, dodatkowo trzymał rękę w pogotowiu na tymczasowym mieczu świetlnym. Dotarł do wyznaczonego miejsca. Wszedł po schodach i rozejrzał się dookoła; kantyna nie tętniła życiem. Jakby tego było mało, w każdym kącie były kamery. Togrutanin ledwo się powstrzymywał od zniszczenia ich. Nie podobało mu się to, jak Zakuul, jego stary dom, wpływa na ludzi. Marzył by to wszystko już się skończyło. Kątem oka dostrzegł niewiele starszą od niego kobietę o brązowych włosach.
- Milaris - mruknął pod nosem i podszedł do dziewczyny.
Opierała się o ścianę. Krótko machnęła do niego ręką, by ten podążył za nią i ruszyła po stopniach na wyższe piętro z balkonem. W tej sali znajdował się tylko mężczyzna z alkoholem w dłoni - śpiący przy jednym ze stolików - oraz barman przecierający blat.
Talym i Milaris usiedli, nie zamawiając nic do picia. Dziewczyna była skierowana twarzą w stronę balkonu, a Padawan obserwował wejście i obcą dwójkę.
- Coś się stało? - zapytała kobieta z domu Organa. - Mówiłeś, jakbyś się spieszył.
- Potrzebuję twojej pomocy - mówił szeptem, patrząc poważnie w oczy Milaris.
„Błagam, aby chciał kraść statki” - pomyślała.
Talym wyciągnął swoją broń na stół, co, jak później się przekonał, nie było mądre.
- Potrzebuję części do miecza świetlnego.
Dziewczyna się zawiodła. Myślała, że będzie mogła kontynuować pasję, którą zaszczepiła jej osoba siedząca przed nią.
- Ten nie działa? - zapytała, dostosowując siłę głosu do mowy Talyma.
- Nie... To znaczy, wszystko z nim w porządku - mówił, wymachując jedną ręką. - Po prostu nie czuję go.
Kobieta spojrzała się na niego dziwnie, ale uznała, że lepiej nie zagłębiać się w ten temat.
- Dobra - zaczęła po chwili zastanowienia. - Mam wobec ciebie dług do spłacenia. Możesz na mnie li... - przerwała, złapana przez Talyma za nadgarstek. Spojrzała się na niego, a ten wpatrywał się w stronę wejścia. - Co jest? - zapytała, tylko poruszając ustami.
Padawan kiwnął głową w stronę trzech szturmowców Zakuul, zmierzających w ich stronę. W międzyczasie schował miecz. Po chwili, nieoczekiwanie pociągnął Milaris w stronę balkonu, przez co ta przewróciła krzesło. Nawet nie zauważyła, kiedy ten ją złapał za nogi oraz kark i skoczył. Odstawił ją na ziemi przed wejściem do kantyny i zaczął się nerwowo rozglądać. „O rany... Dlaczego nie przyleciałem tutaj z Witmą?” - pomyślał zakłopotany.
- Dawaj! - krzyknęła do niego Milaris, zachęcając go ręką i biegnąc w stronę sprzedawcy śmigaczy.
Padawan ruszył za nią. Kobieta, odpaliwszy skradziony pojazd, podała Talymowi rękę.
- Wsiadaj! Szybko!
- Ej! Zapłaćcie za to! - krzyczał sprzedawca.
- Bohaterowie tak nie postępują, Milaris. - Togrutanin spojrzał gniewnym wzrokiem na kobietę, trzymając ręce na biodrach.
Dziewczyna uznała to za żart, ale na wszelki wypadek wolała stłumić śmiech. Rozejrzała się dookoła i zauważyła zmierzających ku nim szturmowców.
- Czyli zostajesz?
Talym przeanalizował sytuację i uznał, że lepszym wyjściem będzie ucieczka, niż aresztowanie przez oddziały Zakuul. „Tego by mi nie wybaczyła” - przeszło mu przez myśl, po czym wsiadł na śmigacz i zaczął odjeżdżać z młodą Organa. Szturmowcy wycelowali w ich stronę blastery i zaczęli strzelać. Padawan skupił się, przymykając oczy, i otwierając je w ostatnim momencie, odbił laserowy pocisk. Pod jego nosem pojawił się delikatny uśmiech. Udało im się uciec.
- Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania - rzekł togrutanin, trzymając Milaris za pas.
- Ty też - rzuciła mu, spoglądając na niego kątem oka.
Uwaga ta zdziwiła Talyma na tyle, że jego jak zwykle wędrująca na tył głowy ręka o mało nie została przyczyną spadku z pojazdu.
- Hej! Trzymaj się tam - zaśmiała się.
- O-oczywiście... - powiedział zawstydzony. - A jak wygląda sytuacja między domem Organa i Thul?
Milaris westchnęła i po krótkim zastanowieniu zaczęła mówić.
- Co prawda, wiele ci zawdzięczamy, ale na razie doszło tylko do zawieszenia broni... Raczej nie doczekamy się pokoju.
Padawan pokiwał ponuro głową.
- A... gdzie jedziemy? - zapytał niepewnie.
- Do osoby, która z chęcią cie pozna - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem na twarzy.
Dotarli do niewielkiego domku na skraju lasu. Widać stąd było cienką rzekę i potężne, ośnieżone szczyty. Budynek składał się z samego parteru, a mimo to, wywierał ogromne wrażenie, dzięki widokom go otaczającym. Z wnętrza wyszedł im na spotkanie niewiele wyższy od Talyma i niewiele starszy od Milaris brunet, który akurat wycierał ręce w ubrudzoną smarem ścierkę.
- Mil, moja miła, co to za ścigacz? - skierował do kobiety.
- Kochanie, później ci wyjaśnię.
Mężczyzna przewrócił oczami, słysząc ten standardowy tekst.
- A to kto? - spojrzał się na togrutanina.
- Kochanie - wskazała na Padawana dłonią. - a to jest Talym: Jedi, który ocalił nasz związek.
- Ach... - westchnął z ogromną radością. - Mil tyle o tobie opowiadała. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny. - Przerzucił szmatkę przez ramię i wyciągnął rękę w stronę młodzieńca. - Alfreli Thul, mąż Milaris.
Talym odwzajemnił uścisk dłoni.
- Czyli... udało się wam wziąć ślub? - zapytał niepewnie.
- Było ciężko - zaczęła kobieta - i prawie nikt o nim nie wie, ale tak, udało nam się - powiedziała z uśmiechem, tuląc swojego ukochanego.
- Dobrze, a więc jak mogę ci pomóc? - zapytał Alfreli.
- Potrzebujemy części do jego miecza świetlnego - odpowiedziała za Taylma Milaris. - Masz coś w swoim warsztacie?
Mężczyzna przez moment się zastanowił i odpowiedział:
- U mnie raczej nie znajdziemy niczego sensownego, ale znam odpowiednią osobę, do której możemy się udać.
- W takim razie ruszajmy - pospieszała Milaris. - Nie wiemy czy Zakuul nadal nas ściga.
Talym pokiwał głową i dziesięć minut później siedzieli w pojeździe Alfreli'ego. Miał on cztery miejsca siedzące: dwa z przodu i dwa z tyłu. Był czerwony i technologicznie się za bardzo nie wyróżniał spośród ścigaczy.
W trakcie podróży Talym zastanawiał się nad jednym - czy to jest możliwe? Związek dwóch różnych pokłóconych ze sobą domów? Stworzyli coś pięknego i spełniają swoje marzenia mimo wszelkich przeciwności losu. Po prostu są razem, szczęśliwi...
Dojechali do podnóży niewielkiej góry. Do wnętrza jaskini na jej szczycie prowadziły kamienne, szerokie schody. Talym, patrząc na otaczający go świat, powoli zaczynał rozumieć dlaczego jego rodzice to tutaj chcieli go wychowywać. Zaczął się zastanawiać, jak to by było, gdyby im się jednak udało. Może wiódłby teraz z nimi spokojne życie? A może zginąłby na wojnie z Zakuul?...
Wspinając się, dotarli do niewielkich, żelaznych drzwi. Alfreli wszedł pierwszy, a zaraz za nim Milaris. Gdy Padawan znalazł się w środku, ujrzał starszego człowieka, który miał około osiemdziesiąt lat. Nosił stare, pobrudzone do reszty spodnie, koszulę i fartuch. Ciężko było określić ich kolor. Na głowie spoczywały bardzo rzadkie, siwe włosy i kilka pieprzyków. Twarz pokrywały zmarszczki. Ale co było charakterystyczne: na lewym oku nosił monokl. Dziadunia otaczały regały, półki i skrzynie. Między nim, a Talymem znajdował się długi blat. Patrząc na to wszystko, można było pomyśleć, że jest to stary, opuszczony bar, w którym miejsce napoi i naczyń zajęły śrubki, narzędzia i innego pokroju żelastwa.
- Talymie - mruknął Alfreli - to jest Herbnoel, twórca mieczy świetlnych. Herbnoel, to jest...
- ...Jedi - przerwał mu słabym, wręcz dyszącym głosem staruszek.
- Tak... Jedi... - zdziwił się mężczyzna.
- Cieszę się, że nareszcie jakiegoś spotkałem - ciągnął dalej Herbnoel. - Ostatni raz był... hmm... rok temu?
- Ale skąd pan... - Chciał zapytać zdziwiony Talym, ale dziadunio ponownie dokończył za kogoś zdanie.
- ...wie? To oczywiste. Czuć w tobie Moc... Tak się cieszę - powiedział jakby do siebie.
Alfreli i Milaris stali z boku, pozostawiając Padawana po środku, zaraz naprzeciwko wpatrującego się w niego Herbnoela.
- W jaki sposób pan to wyczuł? - pytał zdekoncentrowany Talym. - Jest pan Jedi?
Staruszek westchnął, odwracając się do togrutanina plecami i zaczynając majstrować coś na zagraconym stoliku.
- Kiedyś byłem adeptem - odrzekł, wpatrując się w obracaną przez jego palce małą, metalową śrubkę. - Poświęciłem tyle czasu na poznawanie technologi mieczy świetlnych, że nawet nie zdołałem nauczyć się Kodeksu Jedi. Stwierdziłem, że to i tak mi się nie uda, więc musiałem opuścić Zakon Jedi. Mimo to dostrzegli we mnie potencjał. - Ponownie odwrócił się do nich twarzą. - Pozwolili mi robić to, co robię - zakończył z uśmiechem. - Dobrze, to jaki ma być twój miecz, hm? Mam tutaj kilka materiałów, które mogą ci się spodobać. - Zaczął wykładać na blat różne stale i szkło. - To by mogło być ciekawe - mówił do siebie, zaglądając gdzieś do szuflad.
- Chciałbym, żeby te części pochodziły stąd, z Alderaan - rzekł Talym.
Herbnoel wychylił się zza blatu i spojrzał się na niego spod swojego monokla.
- Twój mistrz stąd pochodzi, tak?
- Mój... Mój mistrz... - Podrapał się za głową. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak właściwie to nie wie, skąd pochodzi jego mistrzyni - Witma. - Nie, nie - zaśmiał się sztucznie. - Chodzi mi o rodziców.
Herbnoel spojrzał się na niego podejrzliwie.
- Rodziców?... - zapytał z niedowierzaniem. - To dziwne... Mieszkają tutaj?
Chciałby. Chciałby, żeby mieszkali tutaj, ale niestety - rzeczywistość była inna i musiał się z nią pogodzić.
- Oni... nie żyją.
Zapanowała niezręczna cisza, ale Herbnoel szybko ją przerwał.
- Tak, tak... Rozumiem... - mówił, spoglądając na Padawana i po chwili wyjął jakiś długopis z kartką, po której zaczął rysować. - Zakuul odbiera nasze surowce, więc będzie to niebezpieczne. Możesz to potraktować jako test. - Uśmiechnął się do Talyma. - W tym miejscu - wskazał palcem na mały kwadracik - powinieneś znaleźć skrzynkę z odpowiednimi materiałami. Przynieś je do mnie, a stworzę ci miecz świetlny, który będzie z krwi i kości alderaańską bronią. - Przysunął do niego kartkę z planem fabryki.
Padawan przekazał ją Alfreli'owi.
- Wiem, gdzie to jest - odrzekł brunet.
- W takim razie ruszajmy - rzuciła Milaris i skierowała się do wyjścia.
- A jakiś plan? - zapytał jej ukochany.
- Już mam. - Odwróciła się do nich, stojąc w drzwiach. - Idziecie?
Talym spojrzał się dziękczynnie na staruszka i ruszył za parą zakochanych.
Znajdowali się teraz przy ogromnym budynku. Z jego kominów unosiła się para i słychać było zgrzyt ocierających się o siebie metali. Schowali się za jedną ze ścian, tak, by nikt ich nie usłyszał.
- Dobrze, plan jest taki: ja z Talymem pójdziemy po te części, a ty odwrócisz ich uwagę. - Wskazała na Alfreli'ego Milaris.
Padawan kiwnął potakująco głową.
- A kame... - Brunet przerwał, zauważając jak jego dziewczyna klika jakieś przyciski na niewielkim, przenośnym panelu. - Kochanie, co ty robisz?
- Właśnie ustawiam kamery tak, by odtwarzały obraz z ostatnich dwunastu godzin. W ten sposób nas nie zarejestrują, a my możemy bezpiecznie wykonać robotę.
Alfreli zmarszczył czoło.
- A skąd to masz? - zapytał zdziwiony.
- Kochanie, póź...
- ...niech zgadnę: później mi wyjaśnisz? - przerwał jej.
- Dokładnie. - Rzuciła mu zawadiacki uśmiech i stanowczym ruchem kliknęła ostatni guzik. - I... gotowe. Ruszajmy.
- Hej! - zaczął krzyczeć w stronę grupki pracowników Alfreli. - Tutaj coś się pali! Chodźcie! Szybko!
Niczego niezorientowani mężczyźni ruszyli w jego stronę, dodatkowo zachęcani dłonią. Talym i Milaris wykorzystali sytuację, chowając się co chwilę za słupem lub taśmami produkcyjnymi.
- Pokaż tę kartkę - szepnęła do Padawana kobieta z domu Organa.
- Trzymaj. - Podał jej, rozglądając się we wszystkie strony. - Zaraz się zorientują, że to blef.
- Dlatego musimy się spieszyć. Tędy! - Pociągnęła go za sobą.
Zaczęli się przemieszczać między półkami i kartonami. Mieli teraz przed sobą trzy tunele z wieloma pomieszczeniami po każdej stronie.
- OK, według kartki... ups.
- Co się stało? - zapytał Talym.
- Bo widzisz... - Milaris pokazała mu całkowicie pobrudzoną kartkę. Plan był bardzo niewyraźny i nie dało się z niego nic wyczytać. - Musiałam czegoś dotknąć podczas biegu. Przepraszam...
- Nic się nie stało - uspokoił ją, kładąc swoją dłoń na jej ramię i uśmiechając się. - Po prostu pilnuj terenu. Ja się tym zajmę.
- Jak?...
Zanim dokończyła pytanie, Talym już siedział schowany za półką i medytował. Po otworzeniu oczu znajdował się w zupełnie innym miejscu - w swojej głowie. Jego Pałac Pamięci był jeszcze w surowym stanie, ale wystarczyło mu, na zachowanie planu fabryki.
Wyobraził sobie to miejsce jako swój dom na Zakuul. Było to podziemne pomieszczenie wielkości przeciętnego salonu. Za nim znajdowała się drabina prowadząca na zewnątrz, a po jego bokach normalnie powinny stać różne graty, lecz tutaj ich nie było. To Talym kontrolował to miejsce i wyobrażał sobie, co gdzie stoi. Przy prawej i lewej ścianie stało jedno łóżko. Dodatkowo, przy tym lewym, mieściła się komoda. Podszedł do niej i wysunął szufladę. W jej środku znajdowała się dokładnie taka sama kartka z planem fabryki, jaką dostał od Herbnoela. Różniła się tylko tym, że była czysta. Przyjrzał się jej dokładnie i zapamiętał gdzie teraz powinien iść.
Milaris wyglądała zza półki, patrząc, czy ktoś nie idzie. Gdy się obróciła, trzymający ją za ramię Talym sprawił, że aż podskoczyła.
- Drugi tunel, trzecie pomieszczenie od prawej strony - powiedział z uśmiechem.
- Jak ty to?... - Zdziwiła się i pobiegła za nim.
Znaleźli się w odpowiednim magazynie. Był on ciasny i nawet Talym sprawiał, że brakowało tam miejsca. Milaris została na zewnątrz i znowu pilnowała, by nikt im nie przeszkodził. Padawan złapał szybko za karton z materiałami dla Herbnoela i odwrócił się do wyjścia.
- Proszę to odłożyć, natychmiast - rozkazał mu dobrze zbudowany ochroniarz tej fabryki, celując w jego stronę mały rewolwer.
Talym nie miał szans na reakcję. W obu dłoniach trzymał pudełko, a odbijanie pocisków z takiej odległości jeszcze nie było przez niego opanowane. Musiał się poddać. Odłożył karton na posadzkę i uniósł ręce do góry.
- Miecz też - skierował stanowczo strażnik, dalej celując swoją bronią w Padawana.
„Nie ma opcji” - pomyślał. - „Gdybym to zrobił, to byłbym martwy w ten czy inny sposób. Zapewne skatowany na śmierć przez Witmę”.
Ogromne było jego zdziwienie kiedy rozległ się jakiś metalowy dźwięk i nieprzytomny mężczyzna leżał na podłodze. Oczom Talyma ukazała się Milaris z grubą, metalową płytą w rękach.
- Bierz to i spadamy - uśmiechnęła się do niego, rzucając płytę w kąt.
- Przepraszam - mówił do strażnika togrutanin, kiedy stawiał nad nim kroki. - Obiecuję, że niepotrzebne części oddam. Naprawdę.
Nagle rozległ się alarm.
- Pospiesz się! - krzyknęła i rzucili się do wyjścia.
Na zewnątrz czekał już na nich Alfreli w swoim pojeździe. Dołączyli do niego i jak najszybciej odjechali.
- ... i wtedy uciekliśmy. - Zakończył smutnym głosem swoją opowieść Talym. - Tak się nie zachowują bohaterowie - karcił sam siebie.
- Talym... - zaczęła znowu tłumaczyć Milaris. - Ile razy mam ci powtarzać, że to i tak teoretycznie należy do Herbnoela. To wina Zakuul, że nie dostał tych cześci.
Wiadomość ta nie przekonała Padawana. Dodatkowo wzmianka o Zakuul go jeszcze bardziej dobiła.
- Dobrze - rzekł staruszek - oto twoje części.
- Dziękuję - powiedział z uśmiechem Talym i zaczął wyciągać do niego dłonie z kredytami, ale ten go powstrzymał.
- O nie, nie trzeba.
- Nie trzeba?... - zdziwił się.
- Zapłaciłeś mi swoją obecnością... i całkiem ciekawą historyjką.
Talym przez moment nie wiedział jak się zachować. Po chwili zdecydował się na ciepły uśmiech.
- Wam też dziękuję - skierował do Milaris i Alfreli'ego. - Bez was by mi się nie udało.
- Ależ nie ma sprawy - odrzekł mężczyzna. - Mamy wobec ciebie dług wdzięczności, który nie wiem, czy kiedykolwiek spłacimy. - Wypowiadając te słowa przytulił do siebie swoją ukochaną i ucałował ją w czoło.
Talym złapał za skrzynkę z przygotowanymi dla jego nowego miecza świetlnego częściami i zaczął iść w stronę wyjścia. W ostatnim momencie się odwrócił do Herbnoela.
- Niech Moc będzie z tobą.
Ten kiwnął mu z uśmiechem głową i po chwili cała trójka wyszła, zamykając za sobą żelazne drzwi.
- I z tobą, Talymie...
Przestudiowane książki od jego mistrzyni i z biblioteki Tarczy na pewno przekazały mu wiele informacji, ale nie dały odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie: „Skąd wziąć części do miecza świetlnego tego konkretnego togrutanina”? Szukanie na tej planecie chociaż jednego elementu broni po ostatnich zdarzeniach z super siłą, ojcem Shurr i droidami pokroju WD-40, nie było przekonujące. To mogło się źle skończyć. Najbardziej by chciał polecieć na Zakuul - miejsce, gdzie spędził całe swoje dzieciństwo. To również nie był najlepszy pomysł, ale jakże kuszący. Oliwy do ognia dolewała „rozmowa” z wujkiem Broelem. Teraz miał dwa powody, by to właśnie tam się udać. Niestety, zdrowy rozsądek i mistrzyni Witma nie mieli zamiaru zezwolić na taką głupotę.
Talym siedział teraz na dachu medbayu, wpatrując się w swój kryształ kyber. W pewnym momencie przypomniał sobie jeden obraz, który, jak się później okazało, podsunął mu pewien pomysł - duchy rodziców. Pochodzili oni z Alderaan. Było to ich ulubione miejsce i to tam chcieli wychowywać swojego syna. Ku ich nieszczęściu, los chciał inaczej. Mimo to miał zamiar spróbować. Talym, jakby pod cudzym wpływem, zszedł szybko po jakiś długi, brązowy płaszcz z kapturem i zostawił Witmie kartkę.
Lecę na Alderaan. Nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie. I zaufaj mi!
Twój Padawan, Talym
Znalazł jakiś niewielki statek przemytniczy i wyruszył na jedyną planetę, której koordynaty były mu znane. Pobyt w Tarczy nauczył go paru rzeczy, m.in. podstawowych umiejętności pilotażu. Zdawał sobie sprawę, że akcja ta nie jest do końca przemyślana i tak właściwie nie dostał żadnego pozwolenia, ale zmuszało go do tego serce i może odrobinka rozumu. Miał też nadzieję, że Moc również w tym momencie stoi po jego stronie.
Wylądował.
Po raz kolejny zobaczył te piękne góry. Taki obraz zapierał mu dech w piersiach. Czym to było w porównaniu do zakuulańskiej nory? W międzyczasie skontaktował się z dawną znajomą - Milaris Organą. Mieli się spotkać w kantynie „Świecąca Gwiazda”, mieszczącej się zaraz przy pałacu. Młodość i niegrzeszenie mądrością były nieodłącznymi elementami życia Talyma, ale zdawał sobie sprawę z pewnej rzeczy - to miejsce jest o wiele bardziej niebezpieczne niż Ilum. Tutaj Zakuul jest wszędzie.
Przechodząc z lotniska do miasta, napotkał trzy patrole szturmowców. Za każdym razem gdy je mijał, starał się jak najlepiej przykryć twarz kapturem, dodatkowo trzymał rękę w pogotowiu na tymczasowym mieczu świetlnym. Dotarł do wyznaczonego miejsca. Wszedł po schodach i rozejrzał się dookoła; kantyna nie tętniła życiem. Jakby tego było mało, w każdym kącie były kamery. Togrutanin ledwo się powstrzymywał od zniszczenia ich. Nie podobało mu się to, jak Zakuul, jego stary dom, wpływa na ludzi. Marzył by to wszystko już się skończyło. Kątem oka dostrzegł niewiele starszą od niego kobietę o brązowych włosach.
- Milaris - mruknął pod nosem i podszedł do dziewczyny.
Opierała się o ścianę. Krótko machnęła do niego ręką, by ten podążył za nią i ruszyła po stopniach na wyższe piętro z balkonem. W tej sali znajdował się tylko mężczyzna z alkoholem w dłoni - śpiący przy jednym ze stolików - oraz barman przecierający blat.
Talym i Milaris usiedli, nie zamawiając nic do picia. Dziewczyna była skierowana twarzą w stronę balkonu, a Padawan obserwował wejście i obcą dwójkę.
- Coś się stało? - zapytała kobieta z domu Organa. - Mówiłeś, jakbyś się spieszył.
- Potrzebuję twojej pomocy - mówił szeptem, patrząc poważnie w oczy Milaris.
„Błagam, aby chciał kraść statki” - pomyślała.
Talym wyciągnął swoją broń na stół, co, jak później się przekonał, nie było mądre.
- Potrzebuję części do miecza świetlnego.
Dziewczyna się zawiodła. Myślała, że będzie mogła kontynuować pasję, którą zaszczepiła jej osoba siedząca przed nią.
- Ten nie działa? - zapytała, dostosowując siłę głosu do mowy Talyma.
- Nie... To znaczy, wszystko z nim w porządku - mówił, wymachując jedną ręką. - Po prostu nie czuję go.
Kobieta spojrzała się na niego dziwnie, ale uznała, że lepiej nie zagłębiać się w ten temat.
- Dobra - zaczęła po chwili zastanowienia. - Mam wobec ciebie dług do spłacenia. Możesz na mnie li... - przerwała, złapana przez Talyma za nadgarstek. Spojrzała się na niego, a ten wpatrywał się w stronę wejścia. - Co jest? - zapytała, tylko poruszając ustami.
Padawan kiwnął głową w stronę trzech szturmowców Zakuul, zmierzających w ich stronę. W międzyczasie schował miecz. Po chwili, nieoczekiwanie pociągnął Milaris w stronę balkonu, przez co ta przewróciła krzesło. Nawet nie zauważyła, kiedy ten ją złapał za nogi oraz kark i skoczył. Odstawił ją na ziemi przed wejściem do kantyny i zaczął się nerwowo rozglądać. „O rany... Dlaczego nie przyleciałem tutaj z Witmą?” - pomyślał zakłopotany.
- Dawaj! - krzyknęła do niego Milaris, zachęcając go ręką i biegnąc w stronę sprzedawcy śmigaczy.
Padawan ruszył za nią. Kobieta, odpaliwszy skradziony pojazd, podała Talymowi rękę.
- Wsiadaj! Szybko!
- Ej! Zapłaćcie za to! - krzyczał sprzedawca.
- Bohaterowie tak nie postępują, Milaris. - Togrutanin spojrzał gniewnym wzrokiem na kobietę, trzymając ręce na biodrach.
Dziewczyna uznała to za żart, ale na wszelki wypadek wolała stłumić śmiech. Rozejrzała się dookoła i zauważyła zmierzających ku nim szturmowców.
- Czyli zostajesz?
Talym przeanalizował sytuację i uznał, że lepszym wyjściem będzie ucieczka, niż aresztowanie przez oddziały Zakuul. „Tego by mi nie wybaczyła” - przeszło mu przez myśl, po czym wsiadł na śmigacz i zaczął odjeżdżać z młodą Organa. Szturmowcy wycelowali w ich stronę blastery i zaczęli strzelać. Padawan skupił się, przymykając oczy, i otwierając je w ostatnim momencie, odbił laserowy pocisk. Pod jego nosem pojawił się delikatny uśmiech. Udało im się uciec.
- Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania - rzekł togrutanin, trzymając Milaris za pas.
- Ty też - rzuciła mu, spoglądając na niego kątem oka.
Uwaga ta zdziwiła Talyma na tyle, że jego jak zwykle wędrująca na tył głowy ręka o mało nie została przyczyną spadku z pojazdu.
- Hej! Trzymaj się tam - zaśmiała się.
- O-oczywiście... - powiedział zawstydzony. - A jak wygląda sytuacja między domem Organa i Thul?
Milaris westchnęła i po krótkim zastanowieniu zaczęła mówić.
- Co prawda, wiele ci zawdzięczamy, ale na razie doszło tylko do zawieszenia broni... Raczej nie doczekamy się pokoju.
Padawan pokiwał ponuro głową.
- A... gdzie jedziemy? - zapytał niepewnie.
- Do osoby, która z chęcią cie pozna - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem na twarzy.
Dotarli do niewielkiego domku na skraju lasu. Widać stąd było cienką rzekę i potężne, ośnieżone szczyty. Budynek składał się z samego parteru, a mimo to, wywierał ogromne wrażenie, dzięki widokom go otaczającym. Z wnętrza wyszedł im na spotkanie niewiele wyższy od Talyma i niewiele starszy od Milaris brunet, który akurat wycierał ręce w ubrudzoną smarem ścierkę.
- Mil, moja miła, co to za ścigacz? - skierował do kobiety.
- Kochanie, później ci wyjaśnię.
Mężczyzna przewrócił oczami, słysząc ten standardowy tekst.
- A to kto? - spojrzał się na togrutanina.
- Kochanie - wskazała na Padawana dłonią. - a to jest Talym: Jedi, który ocalił nasz związek.
- Ach... - westchnął z ogromną radością. - Mil tyle o tobie opowiadała. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny. - Przerzucił szmatkę przez ramię i wyciągnął rękę w stronę młodzieńca. - Alfreli Thul, mąż Milaris.
Talym odwzajemnił uścisk dłoni.
- Czyli... udało się wam wziąć ślub? - zapytał niepewnie.
- Było ciężko - zaczęła kobieta - i prawie nikt o nim nie wie, ale tak, udało nam się - powiedziała z uśmiechem, tuląc swojego ukochanego.
- Dobrze, a więc jak mogę ci pomóc? - zapytał Alfreli.
- Potrzebujemy części do jego miecza świetlnego - odpowiedziała za Taylma Milaris. - Masz coś w swoim warsztacie?
Mężczyzna przez moment się zastanowił i odpowiedział:
- U mnie raczej nie znajdziemy niczego sensownego, ale znam odpowiednią osobę, do której możemy się udać.
- W takim razie ruszajmy - pospieszała Milaris. - Nie wiemy czy Zakuul nadal nas ściga.
Talym pokiwał głową i dziesięć minut później siedzieli w pojeździe Alfreli'ego. Miał on cztery miejsca siedzące: dwa z przodu i dwa z tyłu. Był czerwony i technologicznie się za bardzo nie wyróżniał spośród ścigaczy.
W trakcie podróży Talym zastanawiał się nad jednym - czy to jest możliwe? Związek dwóch różnych pokłóconych ze sobą domów? Stworzyli coś pięknego i spełniają swoje marzenia mimo wszelkich przeciwności losu. Po prostu są razem, szczęśliwi...
Dojechali do podnóży niewielkiej góry. Do wnętrza jaskini na jej szczycie prowadziły kamienne, szerokie schody. Talym, patrząc na otaczający go świat, powoli zaczynał rozumieć dlaczego jego rodzice to tutaj chcieli go wychowywać. Zaczął się zastanawiać, jak to by było, gdyby im się jednak udało. Może wiódłby teraz z nimi spokojne życie? A może zginąłby na wojnie z Zakuul?...
Wspinając się, dotarli do niewielkich, żelaznych drzwi. Alfreli wszedł pierwszy, a zaraz za nim Milaris. Gdy Padawan znalazł się w środku, ujrzał starszego człowieka, który miał około osiemdziesiąt lat. Nosił stare, pobrudzone do reszty spodnie, koszulę i fartuch. Ciężko było określić ich kolor. Na głowie spoczywały bardzo rzadkie, siwe włosy i kilka pieprzyków. Twarz pokrywały zmarszczki. Ale co było charakterystyczne: na lewym oku nosił monokl. Dziadunia otaczały regały, półki i skrzynie. Między nim, a Talymem znajdował się długi blat. Patrząc na to wszystko, można było pomyśleć, że jest to stary, opuszczony bar, w którym miejsce napoi i naczyń zajęły śrubki, narzędzia i innego pokroju żelastwa.
- Talymie - mruknął Alfreli - to jest Herbnoel, twórca mieczy świetlnych. Herbnoel, to jest...
- ...Jedi - przerwał mu słabym, wręcz dyszącym głosem staruszek.
- Tak... Jedi... - zdziwił się mężczyzna.
- Cieszę się, że nareszcie jakiegoś spotkałem - ciągnął dalej Herbnoel. - Ostatni raz był... hmm... rok temu?
- Ale skąd pan... - Chciał zapytać zdziwiony Talym, ale dziadunio ponownie dokończył za kogoś zdanie.
- ...wie? To oczywiste. Czuć w tobie Moc... Tak się cieszę - powiedział jakby do siebie.
Alfreli i Milaris stali z boku, pozostawiając Padawana po środku, zaraz naprzeciwko wpatrującego się w niego Herbnoela.
- W jaki sposób pan to wyczuł? - pytał zdekoncentrowany Talym. - Jest pan Jedi?
Staruszek westchnął, odwracając się do togrutanina plecami i zaczynając majstrować coś na zagraconym stoliku.
- Kiedyś byłem adeptem - odrzekł, wpatrując się w obracaną przez jego palce małą, metalową śrubkę. - Poświęciłem tyle czasu na poznawanie technologi mieczy świetlnych, że nawet nie zdołałem nauczyć się Kodeksu Jedi. Stwierdziłem, że to i tak mi się nie uda, więc musiałem opuścić Zakon Jedi. Mimo to dostrzegli we mnie potencjał. - Ponownie odwrócił się do nich twarzą. - Pozwolili mi robić to, co robię - zakończył z uśmiechem. - Dobrze, to jaki ma być twój miecz, hm? Mam tutaj kilka materiałów, które mogą ci się spodobać. - Zaczął wykładać na blat różne stale i szkło. - To by mogło być ciekawe - mówił do siebie, zaglądając gdzieś do szuflad.
- Chciałbym, żeby te części pochodziły stąd, z Alderaan - rzekł Talym.
Herbnoel wychylił się zza blatu i spojrzał się na niego spod swojego monokla.
- Twój mistrz stąd pochodzi, tak?
- Mój... Mój mistrz... - Podrapał się za głową. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak właściwie to nie wie, skąd pochodzi jego mistrzyni - Witma. - Nie, nie - zaśmiał się sztucznie. - Chodzi mi o rodziców.
Herbnoel spojrzał się na niego podejrzliwie.
- Rodziców?... - zapytał z niedowierzaniem. - To dziwne... Mieszkają tutaj?
Chciałby. Chciałby, żeby mieszkali tutaj, ale niestety - rzeczywistość była inna i musiał się z nią pogodzić.
- Oni... nie żyją.
Zapanowała niezręczna cisza, ale Herbnoel szybko ją przerwał.
- Tak, tak... Rozumiem... - mówił, spoglądając na Padawana i po chwili wyjął jakiś długopis z kartką, po której zaczął rysować. - Zakuul odbiera nasze surowce, więc będzie to niebezpieczne. Możesz to potraktować jako test. - Uśmiechnął się do Talyma. - W tym miejscu - wskazał palcem na mały kwadracik - powinieneś znaleźć skrzynkę z odpowiednimi materiałami. Przynieś je do mnie, a stworzę ci miecz świetlny, który będzie z krwi i kości alderaańską bronią. - Przysunął do niego kartkę z planem fabryki.
Padawan przekazał ją Alfreli'owi.
- Wiem, gdzie to jest - odrzekł brunet.
- W takim razie ruszajmy - rzuciła Milaris i skierowała się do wyjścia.
- A jakiś plan? - zapytał jej ukochany.
- Już mam. - Odwróciła się do nich, stojąc w drzwiach. - Idziecie?
Talym spojrzał się dziękczynnie na staruszka i ruszył za parą zakochanych.
Znajdowali się teraz przy ogromnym budynku. Z jego kominów unosiła się para i słychać było zgrzyt ocierających się o siebie metali. Schowali się za jedną ze ścian, tak, by nikt ich nie usłyszał.
- Dobrze, plan jest taki: ja z Talymem pójdziemy po te części, a ty odwrócisz ich uwagę. - Wskazała na Alfreli'ego Milaris.
Padawan kiwnął potakująco głową.
- A kame... - Brunet przerwał, zauważając jak jego dziewczyna klika jakieś przyciski na niewielkim, przenośnym panelu. - Kochanie, co ty robisz?
- Właśnie ustawiam kamery tak, by odtwarzały obraz z ostatnich dwunastu godzin. W ten sposób nas nie zarejestrują, a my możemy bezpiecznie wykonać robotę.
Alfreli zmarszczył czoło.
- A skąd to masz? - zapytał zdziwiony.
- Kochanie, póź...
- ...niech zgadnę: później mi wyjaśnisz? - przerwał jej.
- Dokładnie. - Rzuciła mu zawadiacki uśmiech i stanowczym ruchem kliknęła ostatni guzik. - I... gotowe. Ruszajmy.
- Hej! - zaczął krzyczeć w stronę grupki pracowników Alfreli. - Tutaj coś się pali! Chodźcie! Szybko!
Niczego niezorientowani mężczyźni ruszyli w jego stronę, dodatkowo zachęcani dłonią. Talym i Milaris wykorzystali sytuację, chowając się co chwilę za słupem lub taśmami produkcyjnymi.
- Pokaż tę kartkę - szepnęła do Padawana kobieta z domu Organa.
- Trzymaj. - Podał jej, rozglądając się we wszystkie strony. - Zaraz się zorientują, że to blef.
- Dlatego musimy się spieszyć. Tędy! - Pociągnęła go za sobą.
Zaczęli się przemieszczać między półkami i kartonami. Mieli teraz przed sobą trzy tunele z wieloma pomieszczeniami po każdej stronie.
- OK, według kartki... ups.
- Co się stało? - zapytał Talym.
- Bo widzisz... - Milaris pokazała mu całkowicie pobrudzoną kartkę. Plan był bardzo niewyraźny i nie dało się z niego nic wyczytać. - Musiałam czegoś dotknąć podczas biegu. Przepraszam...
- Nic się nie stało - uspokoił ją, kładąc swoją dłoń na jej ramię i uśmiechając się. - Po prostu pilnuj terenu. Ja się tym zajmę.
- Jak?...
Zanim dokończyła pytanie, Talym już siedział schowany za półką i medytował. Po otworzeniu oczu znajdował się w zupełnie innym miejscu - w swojej głowie. Jego Pałac Pamięci był jeszcze w surowym stanie, ale wystarczyło mu, na zachowanie planu fabryki.
Wyobraził sobie to miejsce jako swój dom na Zakuul. Było to podziemne pomieszczenie wielkości przeciętnego salonu. Za nim znajdowała się drabina prowadząca na zewnątrz, a po jego bokach normalnie powinny stać różne graty, lecz tutaj ich nie było. To Talym kontrolował to miejsce i wyobrażał sobie, co gdzie stoi. Przy prawej i lewej ścianie stało jedno łóżko. Dodatkowo, przy tym lewym, mieściła się komoda. Podszedł do niej i wysunął szufladę. W jej środku znajdowała się dokładnie taka sama kartka z planem fabryki, jaką dostał od Herbnoela. Różniła się tylko tym, że była czysta. Przyjrzał się jej dokładnie i zapamiętał gdzie teraz powinien iść.
Milaris wyglądała zza półki, patrząc, czy ktoś nie idzie. Gdy się obróciła, trzymający ją za ramię Talym sprawił, że aż podskoczyła.
- Drugi tunel, trzecie pomieszczenie od prawej strony - powiedział z uśmiechem.
- Jak ty to?... - Zdziwiła się i pobiegła za nim.
Znaleźli się w odpowiednim magazynie. Był on ciasny i nawet Talym sprawiał, że brakowało tam miejsca. Milaris została na zewnątrz i znowu pilnowała, by nikt im nie przeszkodził. Padawan złapał szybko za karton z materiałami dla Herbnoela i odwrócił się do wyjścia.
- Proszę to odłożyć, natychmiast - rozkazał mu dobrze zbudowany ochroniarz tej fabryki, celując w jego stronę mały rewolwer.
Talym nie miał szans na reakcję. W obu dłoniach trzymał pudełko, a odbijanie pocisków z takiej odległości jeszcze nie było przez niego opanowane. Musiał się poddać. Odłożył karton na posadzkę i uniósł ręce do góry.
- Miecz też - skierował stanowczo strażnik, dalej celując swoją bronią w Padawana.
„Nie ma opcji” - pomyślał. - „Gdybym to zrobił, to byłbym martwy w ten czy inny sposób. Zapewne skatowany na śmierć przez Witmę”.
Ogromne było jego zdziwienie kiedy rozległ się jakiś metalowy dźwięk i nieprzytomny mężczyzna leżał na podłodze. Oczom Talyma ukazała się Milaris z grubą, metalową płytą w rękach.
- Bierz to i spadamy - uśmiechnęła się do niego, rzucając płytę w kąt.
- Przepraszam - mówił do strażnika togrutanin, kiedy stawiał nad nim kroki. - Obiecuję, że niepotrzebne części oddam. Naprawdę.
Nagle rozległ się alarm.
- Pospiesz się! - krzyknęła i rzucili się do wyjścia.
Na zewnątrz czekał już na nich Alfreli w swoim pojeździe. Dołączyli do niego i jak najszybciej odjechali.
- ... i wtedy uciekliśmy. - Zakończył smutnym głosem swoją opowieść Talym. - Tak się nie zachowują bohaterowie - karcił sam siebie.
- Talym... - zaczęła znowu tłumaczyć Milaris. - Ile razy mam ci powtarzać, że to i tak teoretycznie należy do Herbnoela. To wina Zakuul, że nie dostał tych cześci.
Wiadomość ta nie przekonała Padawana. Dodatkowo wzmianka o Zakuul go jeszcze bardziej dobiła.
- Dobrze - rzekł staruszek - oto twoje części.
- Dziękuję - powiedział z uśmiechem Talym i zaczął wyciągać do niego dłonie z kredytami, ale ten go powstrzymał.
- O nie, nie trzeba.
- Nie trzeba?... - zdziwił się.
- Zapłaciłeś mi swoją obecnością... i całkiem ciekawą historyjką.
Talym przez moment nie wiedział jak się zachować. Po chwili zdecydował się na ciepły uśmiech.
- Wam też dziękuję - skierował do Milaris i Alfreli'ego. - Bez was by mi się nie udało.
- Ależ nie ma sprawy - odrzekł mężczyzna. - Mamy wobec ciebie dług wdzięczności, który nie wiem, czy kiedykolwiek spłacimy. - Wypowiadając te słowa przytulił do siebie swoją ukochaną i ucałował ją w czoło.
Talym złapał za skrzynkę z przygotowanymi dla jego nowego miecza świetlnego częściami i zaczął iść w stronę wyjścia. W ostatnim momencie się odwrócił do Herbnoela.
- Niech Moc będzie z tobą.
Ten kiwnął mu z uśmiechem głową i po chwili cała trójka wyszła, zamykając za sobą żelazne drzwi.
- I z tobą, Talymie...
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach