Mroczna Lady
Strona 1 z 1
Mroczna Lady
Leżał w pozycji półsiedzącej, jedną ręką opierając się o brudną posadzkę, drugą przytrzymując krwawiącą ranę na brzuchu.
Przez dłuższy moment wpatrywał się tępo w stare, zaschnięte plamy po krwi, nigdy nie sprzątane. Najwidoczniej to było pomieszczenie do egzekucji, tak przynajmniej myślał. Nikt nie trudził się nawet o pozory.
Jęknął przeciągle, gdy spróbował się podnieść, lecz rana była zbyt poważna i dała o sobie znać promienistym bólem, który przeszył całe jego ciało.
Metalowe drzwi rozsunęły się z sykiem i do pomieszczenia weszły dwie postaci. Nie widział, kto dokładnie. Był zbyt słaby, by podnieść wzrok. Słyszał jedynie stukot obcasów i szelest materiału.
Po dłuższej chwili ciszy odezwał się niski, nieludzki głos, wypowiadając słowa w niezrozumiałym języku. Brzmiał groźnie, tak jakby zwiastował rychły koniec.
Przełknął z trudem ślinę zmieszaną z krwią i spróbował unieść wzrok. Nim jednak zdążył tego dokonać, pochwyciła go ogromna dłoń i uniosła do góry. Zawył z bólu, kiedy jego rana rozciągnęła się, przyprawiając go o niewyobrażalne cierpienie.
- Starczy tego – wypowiedziała druga z postaci kobiecym głosem. Jej ton był spokojny, wyrachowany i stanowczy. Przyprawiał o dreszcze, zarówno przyjemne, gdyż był melodyjny, ale jednocześnie przerażał.
Z takiej perspektywy mógł przyjrzeć się obu osobom. Trzymany był przez jakiegoś humanoidalnego stwora, potężnie zbudowanego i wysokiego, prawie do samego sufitu. Natomiast kobieta stała obok, wyprostowana, dumna i przerażająca. Nawet bardziej, niż potwór. Ubrana w pięknie zdobioną szatę, uszytą z najlepszych tkanin, a twarz zasłoniętą miała pod białą maską, przypominającą ludzką czaszkę. Wyglądała dostojnie, ale i niepokojąco. Biła od niej aura śmierci, jakby nią właśnie była.
- Ambasador Marquit Seithar, poszukiwany przez Imperium za posiadanie istotnych informacji o tajnych działaniach Republiki. Jest pan niezwykle cennym zakładnikiem – wypowiedziała kobieta, odwracając głowę powoli w stronę ambasadora.
Ten nie odpowiedział. Ból był tak niesamowity, że nie potrafił wyrzucić z siebie ani jednego słowa, poza krótkim stęknięciem. Jednak rozumiał doskonale to, co działo się wokół niego. Miał szczęście, rzeczywiście był cennym zakładnikiem! Istniała szansa, że dzięki temu jeszcze zdoła wyjść z całej tej sytuacji cało.
Marquit przypomniał sobie te okropne tortury, których doświadczył jeszcze niedawno. Nie wiedział, że to właśnie ta kobieta stała za tym wszystkim. Kim była? Czego chciała? Przecież wszystko powiedział! Chciał wrócić do domu, do swojej żony, do dzieci. Już niedługo miało się to spełnić, w końcu zgodził się na współpracę.
- Jestem winna panu podziękowania za te informacje. Okazały się niezwykle przydatne – kontynuowała, a potwór ostrożnie posadził go na podłodze. Już było po wszystkim. - Dziękuję i żegnam, więcej się nie spotkamy.
Odwróciła się niemalże bezszelestnie i ruszyła ku wyjściu. Marquit uśmiechnął się nieznacznie, oparty o ścianę. Rana, choć poważna, nie była śmiertelna. Już wkrótce miał zobaczyć się ze swoją kochaną żoną, z dzieciakami. Oczami wyobraźni widział ich radosne, pulchne buzie.
Kiedy drzwi rozsunęły się, kobieta spojrzała przez ramię i skinęła głową w stronę umięśnionej istoty, po czym ruszyła przed siebie. Usłyszała stłumiony okrzyk, który szybko został urwany. Ambasador Marquit Seithar nie musiał dłużej martwić się o swoją przyszłość.
- Lady Leaciane – wypowiedział jakiś mężczyzna, kłaniając się przed kobietą. - Statek jest już gotowy do startu.
- Wyśmienicie – odparła, po czym machnęła dłonią na mężczyznę, dając mu do zrozumienia, że należy się oddalić.
Gość- Gość
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach