Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Niech żyje bal!

Go down

Niech żyje bal! Empty Niech żyje bal!

Pisanie by Maginia Czw Gru 29, 2016 5:49 pm


     Witma ponownie poprawiła dziwaczną ozdobę do włosów sterczącą jej na głowie, która była częścią kreacji pożyczonej specjalnie na ten wieczór. Cały czas coś poprawiała, w dodatku nie mogła odpędzić się od dotykania swojej twarzy i sprawdzania, czy blizna nadal pozostaje niewidoczna pod specjalnym makijażem bardziej przypominającym maskę, niż dodatek do urody. Wraz z Talymem mieli udać się na bal charytatywny ważnych polityków Republiki, aby ustrzec wpływowych ludzi przed niechcianym biegiem wydarzeń. Tak przynajmniej zostali poinstruowani.
- Witajcie na dorocznym Senackim Balu dobroczynnym. Jestem senator Alea Avantiss. Z kim mam przyjemność? – pani senator witała tak wszystkich gości. To ona odpowiadała za przeprowadzenie zbiórki pieniędzy i licytacji. To również ona zaprosiła ich tutaj. Musieli jednak utrzymywać odpowiednie pozory gości, aby nie spalić swojej przykrywki.
- Talym Sellgail oraz Witma’glred Maginia.
- Wejdźcie do środka i bawcie isę dobrze. I nie oszczędzajcie kredytów na aukcji! Wszystko dla dobra małych dzieci. - powiedziała oficjalnie, po czym zbliżyła się i szepnęła – Za chwilę do was  dołączę.
   Weszli na salę. O ile Talym patrzył na wszystko z niemym zachwytem, o tyle Witma wręcz gapiła się z nieprzyzwoicie otwartymi ustami. Przebywała w senacie już nie raz, jednak nigdy nie czuła potrzeby goszczenia w sali biesiadnej. Teraz ta ogromna sala wypełniona była po same brzegi ludźmi w pięknych i z pewnością niewymownie drogich strojach. Na końcu sali została ustawiona ogromna scena, koło której grała orkiestra na żywo. Stoły pod ścianami uginały się od wszelkich specjałów. Zapewne znalazłyby się tu przysmaki każdej obecnej na sali rasy. Z zadumy nad przepychem możnych tego świata wyrwał Witmę głos Alea’i, której na moment udało się wyrwać od witania gości.
- Jak wam się podoba? – Nie usieli odpowiadać, by znała odpowiedź. – Słuchajcie, musiałam was przywitać tak, aby nie wzbudzić podejrzeń. Sprawa jest bardzo poważna. W senacie ścierają się dwa środowiska – jedni są za  tym, co się stało z Jedi ostatnimi czasy, drudzy natomiast nie. Ostatnio do sympatyków Jedi dołączył jeden wpływowy senator.  – wskazała na mężczyznę zajadającego się przystawkami. Jedi skinęli głowami na znak, że wiedzą, o kogo chodzi. – Środowisko  przeciwne odebrało to bardzo źle  SIS zdobyło informacje, że tutaj, na tym balu, pozbędą się go raz  na zawsze.  Kto i dlaczego? Nie wiadomo. Zarówno w moim jak i w waszym interesie jest, aby przeżył dzisiejszy bal. To wasze zadanie, ochronić go.
    Witma rozejrzała się. Dostrzegła kilka osób na sali, którzy swoim wyglądem nie pasowali do grona przeważających gości. – Czy oprócz nas ktoś jeszcze będzie go pilnował?
- Kamery chodzą na okrągło, monitoring sali jest przeprowadzany na bieżąco, kilku naszych dołączyło do gości, ale jednak Jedi to Jedi. Wiecie, lepiej dmuchać na zimne.
    Talym podrapał się za głową, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
- W jaki sposób ktoś będzie próbował dokonać zamachu w takim tłumie?
- W takim miejscu możliwości są dwie, trucizna albo sztylet w jakimś większym tłumie. – senator spojrzała na ozdobny czasomierz na nadgarstku. – Za niedługo rozpocznie się aukcja. Zacznie się moją przemową.  Wtedy zbierze się całe towarzystwo w jednym miejscu. Wtedy też najłatwiej będzie można dokonać zamachu. Jeżeli chodzi o truciznę, jedzenia jest tyle, że nie ma szans, aby dać truciznę w kuchni. Ktoś musi mu ją podłożyć osobiście.
- A inne zagrożenia? Snajperzy? – Witma już nie raz była świadkiem kunsztu strzeleckiego niektórych Łowców Nagród. Miała teraz jedynie nadzieję, że zamachowcy okazali się skąpcami i wynajęli kogoś o gorszych umiejętnościach.
- W takim tłumie? Wątpię. To pomieszczenie zamknięte, za mało dróg ucieczki, każde wejście obstawione przez strażników. – senator wydawała się doskonale znać na tych sprawach. Witma pokiwała głową. Nie mogła niczego wykluczać, ale ufała osądowi kobiety.
- Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Jeśli go uratujecie, na pewno nie umknie to senatorowi, a ja zadbam o to, aby wszyscy usłyszeli o Jedi, którzy go uratowali. Wasze notowania w senacie wzrosną. Ale skoro tu jesteście… to dobrze się bawcie. Muszę iść.
    Alea została porwana przez wir obowiązków gospodyni biesiady, a Talym i Witma zostali sami.
- Więc… co teraz? – Talym zdawał się równie zagubiony, co jego partnerka.
- Chyba najlepiej nie wzbudzać podejrzeń i faktycznie dobrze się bawić. Po prostu kręćmy się przy polityku i wczuwajmy się w Moc. Ona nas ostrzeże.
- Nie jesteś głodna?
    Podeszli do stołu. Uwagę Talyma przykuła przepiękna miralianka z tatuażami, które oznaczały wysokie pochodzenie. Szeptała coś do mężczyzny stojącego koło niej, intensywnie wpatrując się w Talyma, po czym oboje wybuchnęli śmiechem. Mniej więcej w tym samym czasie podszedł do nich służący wraz z terminalem płatniczym i przejmie zapytał, czy już są gotowi na złożenie datku na cel charytatywny balu.
- Dziękujemy, poczekamy na licytację. – To było dobre wytłumaczenie, bo jak inaczej uniknąć podejrzeń, nie mając przy sobie ani kredyta a będąc na balu dobroczynnym? Służący odszedł, a Talym nachylił się do Witmy.
- Dlaczego tamta pani się tak na mnie patrzy? – kątem oka spojrzał na miraliankę, która pod wpływem jego spojrzenia schowała się za sporych rozmiarów wachlarzem. Wyraźnie próbowała kokietować Talyma samym spojrzeniem. Witmie to się nie spodobało.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Zostawmy ich może w spokoju.
    Nie trzeba było długo czekać, aby zobaczyć, jak Alea jest proszona do tańca i znika w tłumie z szykownym mężczyną. Witmie zaschło w ustach na samą myśl, że miałaby tańczyć przy tylu nieznanych jej osobach.
- Przyniósłbyś mi coś do picia?
- Jasne. - Talym poszedł do stołów i nalał jej wody, cały czas bacznie się rozglądając. Zwrócił uwagę na mężczyznę, towarzysza miralianki, który również zbliżył się do stołu, by nalać ponczu. Witma natomiast tak zajęta była pilnym obserwowaniem nad wyraz wydekoltowanej kobiety, która zaczęła przystawiać się do senatora, że sama nie zauważyła, jak podszedł do niej młody, wyglądający na dwadzieścia pare lat, przystojny brunet z kilkudniowym, wypielęgnowanym zarostem.
- Witam, panienko. Czy nie przeszkadzam?
- Aktualnie nie.- uśmiechnęła się delikatnie do niego, żeby nie być niegrzeczna, ale zaraz straciła nim zainteresowanie. On jednak nie dawał za wygraną.
- Czy mogę prosić do tańca?
- Właściwie to czekam na kogoś i chciałabym z nim zatańczyć pierwszy taniec. – Miała nadzieję, że nie oślepnie od perłowo białego uśmiechu bruneta i że ten przyjmie jej odmowę z taktem.
- Och, ale chyba nie da się pani prosić? Zawsze ja mogę być tym pierwszym.  – mrugnął do niej. Witma poczuła obrzydzenie, słysząc, jak zaakcentował „tym pierwszym”.
- Tym pierwszym? – podniosła lewą brew i uśmiechnęła się półgębkiem, jakby to ją bawiło. Lepszy taki grymas, niż wyraz obrzydzenia na twarzy. Jeżeli będzie pan wyjątkowy cierpliwy, to być może uda się panu ze mną zatańczyć. Kiedyś.
- Czyli jednak mam jakieś szanse? – oparł się przy niej o stół, próbując oczarować ją urokiem osobistym.
- Zawsze są, jednak nikt nie twierdzi, że to będzie proste.
- Więc co muszę zrobić, by to się ziściło?
- Zapewne drobna wpłata na rzecz dzieci sprawi, że moja opinia o panu nieco wzrośnie…
    Brunet pstryknął palcami w stronę mężczyzny, wykonując jakieś umowne znaki, po czym uśmiechnął się do Witmy. Mężczyzna odnotował coś na terminalu. – Czy teraz wzrosły dostatecznie?
- Sądzę, że owszem. Ale najbardziej wdzięczne będą dzieci.
    Tymczasem Talym był zagadywany przez towarzysza miralianki.
- Cóż za pyszności! Nie wiem, na co się zdecydować…
- Polecam koreczki.
- Zawiera mięso? Panienka Grasso jest weganką, wolałbym jej nei podpaść.
- Składa się z samego mięsa… chyba. -  Talym podrapał się po karku, po czym nagle poczuł ukłucie w kostkę. - Au! – Talym złapał się za kostkę, przez co był zmuszony się schylić i wtedy ujrzał, jak pod stołem śmieje się jakaś dwójka dzieci, trzymająca w ręce wykałaczkę. Talym ze śmiechem pokręcił głową i wrócił do rozmowy, który właśnie nalewał ponczu do szklanki. Niestety, tamten oblał się od góry do dołu, zostawiając na swoim garniturze brzydkie różowawe zacieki.
- Och nie! – odstawił szklankę i zaczął oglądać straty. – Co ja teraz zrobię?
- Na Mo… - Talym powstrzymał się w ostatniej chwili. – P-pomóc jakoś?
- Gdyby pan był tak łaskawy i zaniósłby mojej pani napój oraz przez chwilę dotrzymał jej towarzystwa, abym zdążył się przebrać, to byłbym dozgonnie wdzięczny! Co za niezdara ze mnie!
- Yyy.. chyba nie bardzo mogę. – Talym z zakłopotaniem podrapał się z tyłu głowy, w drugiej ręce trzymając szklankę z wodą dla Witmy.
- Ależ nalegam, bardzo proszę! Błagam, jak panienka Grasso to zobaczy, wyleje mnie z pracy!
    Talym popatrzył trochę podejrzliwie w stronę Witmy. Widząc, że ta rozmawia z jakimś brunetem, odebrał napój od swojego rozmówcy i uśmiechnął się z lekkim kaprysem. – A wie pan co? Mogę to w sumie zrobić. – Ruszył w stronę miralianki, zostawiając mężczyznę, który w pospiechu poszedł się przebrać.
- Pani towarzysz kazał mi to przekazać. – skłonił się przed nią lekko, na co ona zatrzepotała rzęsami znad wachlarza.
- Doprawdy? Cóż ta niezdara znowu zrobiła?
- Pan… Przez przypadek oblał się napojem. – co chwila zerkał w stronę Witmy, która całą swoją uwagę poświęcała na wypatrywaniu zagrożeń dla senatora i zbywaniu natręta. Chociaż z perspektywy Talyma mogło mu się zdawać, że prowadzi całkiem ożywioną konwersację, sądząc po pełnym uśmiechu bruneta. Talym wyciągnął nagle dłoń w kierunku miralianki. – Mogę prosić panią do tańca?
- To będzie dla mnie zaszczyt. – dygnęła z pełnią gracji. Talym zaprowadził ją na parkiet, nie spuszczając ani na moment spojrzenia z Witmy.
- A więc tańcz. – widział, jak mężczyzna wyciąga dłoń w stornę Witmy. To go oburzyło, nie przerwał jednak swojego tańca, nadal trzymając szklankę dla Witmy w ręce.
    Witma, nie wiedząc już, co ma robić, rozejrzała się w poszukiwaniu Talyma, licząc na to, że uratuje ją od przystojniaka próbującego oderwać ją od jej zadania. Poczuła jednak ogromny zawód, gdy zobaczyła, że ten tańczy wraz z miralianką. Ta jednak zdawała się być zdumiona zachowaniem Talyma.
- W-w-w sensie, tańczmy. Nie, żebym ci kazał… a zresztą. – Talym również wyglądał na zmieszanego, ale ostatnie zdanie  rzucił pod nosem, jakby wszystko już straciło znaczenie.
- Widzę, że coś cię trapi? – miralianka próbowała podtrzymać rozmowę. Zdawała sobie sprawę z tego, że Talym tańczy od niechcenia.
- Widzisz tamtą przepiękną kobietę? – Talym kiwną w stronę Witmy. – Rozmawia z jakimś mężczyzną.
- Przepiękną? Nie widzę. – rzuciła z przekorą. – Ach, masz na myśli tę, z którą przyszedłeś? W sukni z zeszłego sezonu? – zachichotała. – Cóż, że rozmawia z innym? Ty rozmawiasz teraz ze mną. – podkreśliła „ze mną”. Widać nie podało jej się, że Talym nie wpadł w jej urok.
- Ale to nie to samo. – Talym bacznie obserwował, jak brunet zuchwale pociągnął Witmę za sobą na parkiet, łapiąc jej jedną dłoń wyciągniętą wraz ze swoją, a dugą objął ją w pasie. Ten piękny uśmiech jakby zdawał się odbijać wszechobecne światła ozdobnych żyrandoli.
- Oczywiście, że nie. – Miralianka robiła wszystko, aby utrudnić Talymowi obserwowanie pary. – A może wychodzi na to samo?
- W sensie że co? – Talym uniósł łuk brwiowy.
    Witma postanowiła olać zarówno zachowanie Talyma jak i bruneta i skupić się na senatorze i tym, co robi, gdzie jest i kto chce go zabić. Przestała kompletnie zwracać uwagę na mężczyznę, jednak co jakiś czas przeszkadzały jej blaski z jego uzębienia.
- Z tak olśniewającym uśmiechem mógłby pan poprosić każdą damę i żadna by nie odmówiła. – rzuciła w zamyśleniu, kończąc w myślach „a musiałeś uwziąć się akurat na mnie”.
- Przepraszam panią najmocniej. – Talym zostawił miraliankę tam, gdzie stali i jak najszybciej podszedł do Witmy. Spojrzał spod byka na bruneta, który odwzajemnił złowrogie spojrzenie.
- Przeszkadzasz nam. – rzucił do Talyma z wyższością.
    Witma, nieco już poirytowana całym wydarzeniem, przestała tańczyć i odsunęła się od bruneta, spoglądając bardziej nad ramieniem Talyma niż na samego Talyma – zasłaniał jej senatora, który pił na potęgę.
- Ej, panienko, jeszcze nie skończyliśmy.
- Skończyliście. -Talym wręczył Witmie szklankę. Widać, że był gotowy do rękoczynów. Na szczęście w tym momencie przyszła senator Avantiss.
- Esteban! Esteban, do cholery, gdzie ty się podziewasz?! – krzyknęła oburzona, przekrzykując muzykę. – Czekam, a ty się zabawiasz?!
    Brunet niechętnie pozwolił zabrać się z parkietu, by pomóc przygotowaniach do przemówienia. Na salę weszli kelnerzy z tacami pełnymi alkoholu – z pewnością idealnego czynnika, aby pieniądze lały się strumieniami. Talym próbował udawać, że nic się nie stało.
- Zauważyłaś coś… niepokojącego?
- Tylko to, że poprosiłeś do tańca tamtą… - rozejrzała się, ale miralianki już nie było widać – …panią.
- A tak, to w sumie tak samo, jak ja dostrzegłem tego jakże uprzejmego pana. – kiwnął za Estebanem.
- Ty zacząłeś. – ich sprzeczkę przerwał spiker, który prosił publiczność o uwagę.
- Pragnę przedstawić dzisiejszą panią gospodarz – filantropkę, dobroczyńcę, senatorkę, przewodniczącą senackiej Komisji Finansów Publicznych – Alea Avantiss!
    Tłum wzniósł oklaski, do których dołączył Talym, chociaż niechętnie. Alea weszła na scenę w blasku fleszy i oklasków.
- Moi drodzy… jeśli pozwolicie , ze będę się tak do was zwracać. Cieszę się,  ze tak licznie przybyliście dzisiejszego wieczoru. Senacki doroczny Bal Dobroczynny to nie tylko dobra zabawa, ale i cel. Wojna to zło, wojna rodzi jedynie problemy i ofiary. Jedynymi z tych ofiar są dzieci. Niewinne, osierocone dzieci. Nie chcemy, aby cierpiały. Naszym obowiązkiem jest pomagać tym, którzy sami sobie nie poradzą. Dlatego jest dzisiejszy wieczór.  By w świetnej atmosferze i przy dobrej muzyce spełnić szczytny cel, jakim jest pomoc dzieciom, ofiarom wojny.
- Przepraszam… - mruknął cicho Talym, spuszczając głowę.
- Ja również. – Witma wyciągnęła rękę i delikatnie uścisnęła dłoń Talyma. Nie potrafiła się na niego gniewać. – Podejdę bliżej, będę mieć lepszy widok na salę.
- Dobrze, ja będę obserwował stąd.
- Zapraszam wszystkich do licytacji, mamy dzieła z różnych zakątków galaktyki. Życzę udanego wieczoru i … bądźcie hojni! – Alea zakończyła przemowę i z uśmiechem zeszła ze sceny. Posypały się oklaski, a jej miejsce zajął mistrz licytacji. Pod sceną zrobiło się zamieszanie.
    Blondwłosa piękność, która już wcześniej próbowała przypodobać się otyłemu senatorowi, nadal nie odstępowała go na krok. Witmie zdawało się, że usilnie przymila się do niego, a jej ręce są niebezpiecznie blisko jego kieliszka z winem.
- Wszystko w porządku, pani senator? – spytał Talym Aleę, gdy ta przechodziła koło niego.
- Nie spuszczajcie grubasa z oczu, dobrze?
- Tak jest, pani senator. – Talym miał oko na okolicę, natomiast Witma z bliska bacznie przyglądała się blondynce. Była gotowa w każdej chwili wytrącić senatorowi kieliszek z rąk. Niestety ze względu na tłum Witma nie była w stanie wyczuć intencji blondynki – miała jedynie nadzieję, że to kobieta łasząca się na pieniądze i względy senatora, nie zaś na jego życie.
    Senator bardzo dobrze się bawił i wręcz nadużywał uprzejmości otaczających go ludzi. W pewnym momencie klepną blondynkę w tyłek, a później z widocznym na twarzy zadowoleniem pociągnął spory łyk wina. Zaczął się krztusić. Witma migiem ruszyła w jego stronę, zwinnie lawirując w tłumie niczym w tańcu. Zanim jednak do niego dotarła, przestał kaszleć i załagodził sytuację i zaniepokojenie swoich towarzyszy jakimś żartem. Witma odetchnęła z ulgą, ale nagle znowu cała się spięła. Koło senatora niespodziewanie znalazł się Esteban- brunet, który wcześniej ją zaczepiał.
    Tymczasem Talym cały zesztywniał. Wyczuwał coś i nie musiał długo czekać na rezultat. Wpierw  złapał się za  kostkę, w którą został ukłuty. Nagle padł strzał, a po nim dwa kolejne.
- Wszyscy na ziemię! – Witma, która stała tuż przed senatorem, zdążyła utworzyć wokół nich tarczę. Kolejne dwa pociski odbiła za pomocą miecza, który dotychczas skryty był wśród fałd sukni po wewnętrznej stronie uda.
    Na Sali zapanował ogólny chaos. Wszyscy zaczęli biegać w różne strony, przewracając ludzi i stoły. Senator złapał się za udo, musiał oberwać. Alea klęła pod nosem, próbując zapanować nad tłumem i wydawać rozkazy dla ochrony.
- Witma, zajmij się strzelcem! – Talym ledwo zdołał przekrzyczeć tłum, po czym zniknął w tłumie, biegnąc w głąb korytarza.
- Zamknąć wszystkie drogi ucieczki i złapać strzelca! Natychmiast! Banda imbecyli!  - senator Avantiss była na tyle zdruzgotana, że już nie panowała nad własnymi słowami. – Dać wam coś do zrobienia, wszystko spierdolą.
- Żyje pan, panie senatorze? Muszę pana stąd zabrać. Już! – szarpnięciem pomogła wstać grubasowi i oddała go w ręce ochrony. Kolejny strzał dobiegł z balkonu. Alea zabrała jednemu ze strażników giwerę.
- Sama to załatwię. – Alea ruszyła pewnym krokiem na balkon, ale Witma była szybsza. Za pomocą Mocy wpierw wskoczyła na stół, po czym odbiła się dobre kilka metrów nad posadzką, wskakując na balkon. Zauważyła, jak jakaś postać znika za rogiem.  Wyłączyła miecz i ruszyła najszybciej, jak potrafiła, po drodze drąc na strzępy balową suknię, żeby jej nie zawadzała w walce.
    W drodze na balkon, senator Avantiss zatrzymała się, widząc około dziesięcioletnią dziewczynkę. Przeklęła w duchu, ale postanowiła zostawić pościg Jedi, a sama zajęła się dziewczynką. Mała jednak po kilku minutach przestała płakać, a jej minka zaczęła wyrażać złość. W jednej chwili zadrasnęła Aleę, po czym uciekła.
- Goń ją! – krzyknął Talym, mijając Aleę, pędząc za dziewczynką, która zaczęła maniakalnie się śmiać.
    Natomiast Witma biegła korytarzem za strzelcem. Gdy go w końcu zobaczyła, odkryła, że to osobnik rasy kel dor ze spluwą w dłoni, okryty płaszczem. Przeciwnik wycelował w Witmę, ale ta ponownie zasłoniła się mieczem. Pociski z cichym sykiem odbiły się od klingi i poleciały w sufit, osypując białym tynkiem korytarz.
- Stój w imieniu prawa! -  Witma za pomocą Mocy pociągnęła za dywan, uniemożliwiając uciekinierowi wyskoczenie przez otwarte okno. Ten ponownie odwrócił się i strzelił w Witme, by po chwili wystrzelić linkę, która przeleciała przez okno. Nie widząc innej szansy, Jedi rzuciła się w stronę napastnika. Nie mogła dopuścić do tego, aby wyskoczył przez okno – to by oznaczało koniec jej pościgu. W ostatnim momencie uczepiła się jego pasa, po czym wraz z przeciwnikiem z impetem przebili się przez szybę. Na szczęście większość obrażeń przyjął na ciało napastnik.
    Pośród mroku nocy i oświetlających lamp z budynków kierowca speedera ciągnął za sobą dwójkę ludzi uczepionych na linie. Napastnik, jak się okazało, rasy Kel Dor w panice próbował wspiąć się po linie, przy okazji atakując Witmę łokciem. W takim położeniu ciężko było cokolwiek zdziałać. Zacisnęła ciasno nogi w pasie przeciwnika, żeby nie zlecieć i spróbowała uderzyć rękojeścią miecza w tył głowy strzelca. Mężczyzna został ogłuszony i zemdlał, lecz w tym samym momencie kierowca speedera zakręcił ostro. Witma odruchowo zamknęła oczy i przytuliła się do nieznanego mężczyzny, modląc się, aby w nic nie uderzyli. Niepotrzebne jej były kolejne blizny.
    Gdy lot się ustabilizował, zaczęła wspinać się po linie, trzymając miecz świetlny w zębach. Z góry dobiegł ją głos:
- Oran, długo jesz... - przerwał, kiedy wyjrzał zza speederu i ze zdziwieniem na twarzy ujrzał wspinającego się Jedi. Musiał włączyć auto pilota, ponieważ stał teraz na tyle statku i wymierzył w Witmę blaster. Ciekawe, ile jeszcze osób postanowi mierzyć w nią, zanim zrozumieją, że to bezcelowe? Nie wiele się zastanawiając, wyciągnęła dłoń przed siebie, próbując wyrwać przeciwnikowi blaster z ręki szarpnięciem. Postać na speederze, Nautolan niestety nie pomyślał i zamiast puścić broń, trzymał ją mocno, przez co poleciał w dół niczym kamień w wodę. W ostatnim momencie wyciągnęła rękę, łapiąc go za kołnierz i chroniąc przed staniem się wielką kałużą nautolańskiej krwi rozbryzganą na czyimś dachu.
- Rzuć broń, inaczej cię puszczę!  - z chęcią by to wykrzyknęła, jednak miecz w zębach jej na to nie pozwalał. Chociaż z drugiej strony mogła oczekiwać, że jej drugi przeciwnik doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł. Myliła się.
    Nautolanin przez moment zastanawiał się, po czym skierował lufę w stronę Witmy. Przewróciła oczami. Nie będzie ryzykować oberwaniem z blastera z odległości kilkunastu centymetrów. Jeżeli miał zamiar pociągnąć ją razem z sobą na dno, to się przeliczył, sądząc, że mu na to pozwoli. Szybkim spojrzeniem w dół oceniła, czy facet przeżyje upadek z tej wysokości. Nie przeżyje. Na szczęście pod nimi co chwilę przelatywały kolejne statki, nieświadome walki o śmierć i życie, jaka toczyła się nad nimi.
    Nie będąc pewnym, czy Moc sprzyja mężczyźnie czy Witmie, udało jej się zrzucić Neutrolana bezpiecznie na wóz. Usłyszawszy gromadę pisków i krzyków, spojrzała jeszcze raz w dół. Najwidoczniej zepsuła komuś wieczór panieński. Cóż, dziewczyna będzie miała o czym opowiadać swoim wnukom.
    Podczas wspinaczki po linie, Witma cieszyła się niezmiernie, że nie opuszcza się w treningach, jak to mieli w zwyczaju niektórzy Rycerze Jedi po otrzymaniu tytułu. Z łatwością przekroczyła burtę, po czym dopadła do sterów. Mając na uwadze wciąż wiszącego na linie strzelca, ruszyła w pościg za wozem z kobietami, na który spadł jej drugi przeciwnik.
    Szybko go dogoniła, jednak nie na długo utrzymała swoją przewagę. W ostatniej chwili udało jej się podlecieć i ściągnąć za pomocą Mocy kierowcę pojazdu, który został wyrzucony przez bandytę.
- No to już przesada…- Odwróciła się w stronę zdezorientowanego pilota. - Wciągnij mężczyznę zwisającego na linie i zwiąż go nią porządnie! – Całe szczęście nie protestował i nie zadawał pytań. Widać szok spowodowany jego krótkim lotem wystarczył, aby potulnie wykonywał polecenia. W pełni pochłonięta pościgiem, dopiero po chwili poczuła wibracje po zewnętrznej stronie uda. Rozdarła i tak nadającą się już tylko do śmieci suknię i odebrała połączenie z przytwierdzonego pasami do nogi komunikatora.
- To dobry moment na przysłanie wsparcia. - rzuciła na powitanie.
- Gdzie jesteś?! – Słysząc głos Talyma poczuła ulgę. Podała dokładne ulice, którymi jechała. Pół życia spędziła na Coruscant, znała je bardzo dobrze. - Mam nieprzytomnego strzelca, ścigam jego wspólnika, porwał wóz, może mieć zakładników. Jak sytuacja u ciebie?
    Dźwięki dochodzące z głosiku były niepokojące. Usłyszała gdzieś w tle jakiś syk jakby z bólu, po czym ponownie rozległ się zniekształcony mechanicznym dźwiękiem głos Talyma. - Złapaliśmy zabójczynię. Zaraz u ciebie będę. Trzymaj się! - Rozłączył się, zostawiając po sobie mnóstwo pytań.
- Zabójczynie? Jak to? TALYM?! CO SIĘ. .. - zdała sobie sprawę, że Talym dawno się rozłączył, więc skontrolowała, jak idzie kierowcy. - Dał pan sobie radę?
    Kierowca próbował wciągnąć zwisającego strzelca, lecz jedynym efektem było jego postękiwanie. - Zbyt ciężki! - wykrzyknął zduszonym przez wysiłek głosem. Nagle z okna wozu zaczeły dobiegać strzały blastera.
    Nie tracąc ani chwili, Witma włączyła autopilota, po czym trzymając się nisko, pobiegła i pomogła wciągnąć nieprzytomnego mężczyznę. - Przepraszam, że został pan w to wciągnięty, ale nadal potrzebuję pańskiej pomocy. Umie pan pilotować ten speeder, prawda?
- T-t-tak. - wydukał i ruszył do sterów.
- Dobrze panu idzie! – chciała dodać mu nieco otuchy. Gdy związała pierwszego, nadal nieprzytomnego napastnika, stanęła z mieczem przed kierowcą, gotowa odbijać strzały. Nagle lekko zatrząsało speederem. - Co to było? ! - przekrzyczała wiatr w reakcji na trzęsienie.
- Ten bandyta do nas strzela! - wykrzyknął rozhisteryzowany pilot. Witma dostrzegła dym wydobywający się z prawej części speedera.
- Tyle to i sama wiem! Czy to poważne uszkodzenie? – wskazała na usterkę i zaczęła się rozglądać, analizując, dokąd może jechać jej przeciwnik, jak go wyprzedzić i jak się dostać na jego wóz
- A skąd mam wiedzieć?! - pisnął. Wóz dalej podążał uliczkami, próbując zgubić Witmę. Jego ruchy były nieprzewidywalne, jakby jechał byleby jechać. Po drodze zawinął czyiś parawan i zdmuchnął parę doniczek. Poleciały kolejne laserowe pociski i wtedy komunikator Witmy ponownie zadzwonił.
- Proszę go nie zgubić! – krzyknęła do kierowcy, zajęta odbijaniem pocisków w ściany niektórych budynków, po czym odebrała komunikator. - Witma, odbiór.
- Gdzie teraz jesteście? Nie mogę was znaleźć. - W tle Witma usłyszała słabo syrenę policyjną.
- Zaraz zakręci na centrum handlu i rekreacji. Podaję numery rejestracyjne, notuj! - podała mu trzy raz numer, aby na pewno się nie pomylił.
- Jestem w drodze.
    Nie spuszczając z oka ściganego wozu, skoncentrowała się na nim, cały czas szykując się do pełnego wykorzystania Mocy. Czuła napływającą adrenalinę, ale nie pozwalała jej się porwać, o nie. Teraz szczególnie musiała zachować chłodny umysł. - Proszę go oddać policji! - krzyknęła do pilota, po czym widząc, że wóz skręca, zeskoczyła na sąsiedni budynek i wspomagając się Mocą w pełnym biegu wskoczyła na ścigany wóz. Po chwili zobaczyła Talyma lecącego na spedeerze równolegle do wozu, na którym wylądowała. Patrzył się to na Witmę, to na drogę. - Jak wygląda sytuacja? – ledwo go słyszała przez pęd powietrza.
- Kierowca tego wozu to wspólnik, są tu postronni obywatele, on blaster. Ja spróbuję zajść go od tyłu, ty odwróć jego uwagę! - Ruszyła do kabiny pilota.
- Oczywiście. – pokiwał głową na znak, że rozumie. - Tylko musimy się spieszyć. Wyprzedziłem policję, ale wydaje mi się... - przerwał na chwilę, by schylić głowę i uniknąć dywanu wachlowanego przez kobietę w oknie - …że mogą nas niedługo dogonić. - rzucił, po czym podkręcił prędkość speedera i znalazł się obok okna kierowcy wozu z kobietami. Po chwili wystrzelił blaster, ale na szczęście nie trafił w Talyma.
- Hej! - wykrzyknął prześmiewczo do Nautolanina - Coś ci się pali!
    Przez opór wiatru czuła się, jakby szła całą wieczność. Gdy zbliżyła się do kokpitu, położyła palec wskazujący na ustach, aby dziewczyny jej nie zdradziły, po czym przeskoczyła do kabiny kierowcy. Zgodnie z jej nakazem, kobiety nagle zamilkły. Gdy Witma weszła, zobaczyła, że Nautolanin nie ma już blastera. Natomiast cisza ta wzbudziła jego podejrzenia i w tym momencie spojrzał na Witmę, która z kolei mogła dostrzec lecącego po drugiej stronie wozu Talyma. Nautolanin wpadł w osłupienie, dzięki czemu Witma miała czas, aby chwycić się za okno w suficie, po czym zakończyć walkę, zasadzając mu siarczystego kopa eleganckim bucikiem z obcasikiem. Miał szczęście, że płaskim. Bandyta padł ogłuszony i zemdlał w siedzeniu. Powoli coraz mocniej słychać było policyjne syreny.
    Witma wyhamowała pojazd, po czym otworzyła okno i rozejrzała się za Talymem. Zatrzymał speeder i po chwili podszedł do drzwi wozu, ukazując się Witmie. - Wszystko w porządku?
- W jak największym. Zmywajmy się lepiej stąd. Jak najszybciej. – z ogromną ulgą wskoczyła na speeder Talyma. On również na niego wrócił i jeszcze zaśmiał się. -Nawet podoba mi się twoja nowa kreacja. Spojrzała na siebie, po czym uśmiechnęła się krzywo.
- A ja się bałam, że ją poplamię... co z senatorem, żyje? - Gdy tylko Talym wsiadł, ruszyła z powrotem do senatu, omijając policję.
- Żyje. Wyobraź sobie, że ta dziewczynka okazała się być dwudziestoletnią zabójczynią. Dajesz wiarę? Zraniła mnie i tego senatora, zatruwając nas, ale na szczęście szybko przywieziono lekarstwo. Więc gdzie teraz jedziemy?
- Zatruła cię? Nic ci nie jest? - zaniepokoiła się, ale ani na moment nie zwolniła. - Na statek. Być może zdążymy odlecieć zanim ktokolwiek zacznie zadawać pytania. Złapaliście Zabójczynię?
- Już nie, chociaż... - poruszył się niepewnie z tyłu Witmy, trzymając ją w pasie. - Ach, nieważne. Tak, złapana i skuta. Właśnie, Alea również została zatruta.
- Chociaż co, Talymie? Mówiłeś, że dostaliście odtrutkę. – nieco zirytowało ją, że musi o wszystko się dopytywać.
- Oj, no nic. - cmoknął językiem o zęby. - Po prostu trochę boli i tyle. - przyznał niechętnie, jakby to było jakąś ujmą.
- Jak wrócimy, to porządnie cię opatrzymy. – poczuła skruchę, że przez te kilka sekund się na niego zdenerwowała. Po chwili dodała. - Świetnie się spisałeś. Jak wrócimy, to z pewnością zrobimy sobie dłuuuugi odpoczynek od balów. – W końcu był jej uczniem, nauczyciel miał prawo, a wręcz obowiązek od czasu do czasu nagrodzić swojego Padawana pochwałą. Zastanawiała się, jak się wytłumaczy z pożyczonej sukni i jak ją spłaci, skoro nie ma kieszonkowego...
- Dziękuję. Cóż, mam nadzieję, że do naszego balu odpoczniemy. - zaśmiał się cicho.

Tak też zakończył się pierwszy bal Witmy i Talyma. Część z tych wydarzeń została podana w holowizji w najświeższych wiadomościach ze świata Coruscant.
Maginia
Maginia
Zarząd Tarczy
Zarząd Tarczy

Liczba postów : 483
Join date : 24/04/2015

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach