Część III - Spełniony Sen
Strona 1 z 1
Część III - Spełniony Sen
Na Coruscant zbliżał się wieczór. Było parno a speedery jak i nieliczni przechodnie poruszali się wolno ku swym celom. Zachodzące słońce majestatycznie oświetlało budynek senatu. Wszystko wydawało się w jakiś kuriozalny sposób kierować ku końcowi. Wszystko wydawał się wyjątkowo spokojne. Wszystko, prócz serca i umysłu jednego padawana.
Zmodyfikowany speeder mknął teraz główną przelotówką w stronę szpitala. Rozgrzana turbina syczała przy każdej zmianie biegu czy redukcji. Osoba siedząca za seterami nie oszczędzała swego sprzętu, nie w takich chwili.
Padawan Skoltus nie do końca wiedział co zamierza. Po zorientowaniu się co zobaczył na hologramie od razu uświadomił sobie że ostatni sen mógł być wizją, a to oznaczało być może koniec Tarczy. Pędząc, miał przed oczami truchła swoich pobratymców. Nie zważał na innych uczestników ruchu czy patrol policji który mijał. Widział wszystko tak wyraźnie, czuł wszystko, tą pogardę w jego głosie, tą nienawiść którą pałał i frustracje w czynach. Musiał go zabić, nie zagrażał już tylko jemu. Zagrażał wszystkim.
Zaślepiony nienawiścią D’kana nie zauważył speedera który śledził go już od paru przecznic.
Skoltus wszedł do szpitala bez większego problemu. Jedyne co musiał zrobić to schować swój miecz świetlny aby nie wzbudzać podejrzeń ochrony. W końcu przyszedł odwiedzić polityka. Dowiedziawszy się na którym poziomie leży senator, ruszył tam bez najmniejszego namysłu. Wiedział że powinien powiadomić o tym Senat, Radę czy nawet samego srebrnowłosego, ale wiedział też że może wyjść na jaw jego chęć spółkowania z użytkownikiem ciemnej strony. Nie mógł na to pozwolić.
Z każdym krokiem rosła nienawiść i chęć zemsty, ale i zwątpienie. Zdrowy rozsądek co jakiś czas dawał o sobie znać. Wiedział że może polec, pomimo ćwiczeń, samodzielnych treningów mocy, nie był dostatecznie silny aby przeciwstawić się Sithowi. Nie było jednak sensu o tym teraz myśleć, dotarł na miejsce.
Cały poziom na którym znajdował się senator był pusty. Nie było chorych czy pielęgniarek. Nie było nawet sprzętu medycznego czy droidów. Wszystkie pomieszczenia były otwarte na oścież, klimatyzacja nie działała a oświetlenie było wyłączone. Skoltus, im bardziej zbliżał się do pomieszczenia w którym leżał senator, tym wyraźniej czuł tą samą obecność z Tatooine. Ta pogarda do słabszych, ta precyzja w mocy, ta siła w negatywnych uczuciach.
Ta cała otoczka wpłynęła i na Skoltusa. Nagle poczuł żądze zemsty, wyciągnął miecz i włączył go momentalnie. Kroczył powoli, maksymalnie skupiony, ściany wokół zrobione ze stali zaczęły się lekko wgniatać. Kierował się nienawiścią którą żywił do Sitha, one go prowadziły.
- Co tu robisz ? – rzekł czarnoskóry mężczyzna w ostatnim pomieszczeniu z wielkim oknem.
- Przyszedłem naprawić swój błąd – Skoltus z chwili na chwile robił się coraz bardziej nieopanowany. Kroczył korytarzem w stronę osobnika.
- Kim jesteś? Nie wzywałem nikogo z obsługi – czarnoskóry mężczyzna spojrzał nerwowo na włączony miecz padawana.
- Możesz już skończyć z tym teatrem mendo – Skoltus zbliżał się do senatora, w tym samym momencie wokół niego zaczęły pojawiać się małe wyładowania.
- Stój! Bo wezwę ochronę. Kim jesteś? To zamach? Słuchaj, jestem politykiem, jeżeli coś mi zrobisz nie wyjdziesz z pierdla do końca życia! – Senator zaczął tracić głowę.
Skoltus, wszedł do pomieszczenia. Był już tu, w swoim śnie. Łóżko stało dokładnie w tym samym miejscu i miało tą samą pościel. Za oknem widniał ten sam szyld który widział w swoim śnie. Sytuacja była do złudzenia podobna, jednak nie było w niej członków Tarczy. Wiedział że ma racje, był pewny swych przekonań.
- Nie chcesz walczyć? Zatem wolisz egzekucje! – Skoltus rzucił się z impetem na senatora. W jednym, krótkim momencie dało się zauważyć jak jedno z jego oczu przez moment robi się pomarańczowe.
W tym samym momencie, coś zatrzymało jego atak. Padawan zawisł w powietrzu zdumiony, po czym został ciśnięty na ścianę na której zawisł. Był pewny że senator ujawnił swoją twarz. Ale z błędu wyprowadziła go postać która wkroczyła do pomieszczenia.
Był to Mistrz Sallaros Jan’yse. Wkroczył pewnie, roztaczając srebrną poświatę. Wyprostowany o stonowanych ruchach, oczy miał spokojne, wodzące po pokoju, jednak skupione.
- Przepraszam, przeszkodziłem w czymś? – zapytał.
- Ten Jedi to szaleniec! Próbował mnie zabić! Powinno się go … - Senator zapluł się.
` - To … Sith …- wycedził Skoltus starając się wydostać z objęcia mocy która najwyraźniej oczyszczała go z negatywnych uczuć.
- Słyszysz go? Oszalał, ja Sith! Jestem szanowanym politykiem dzieciaku, a Ty będziesz miał problemy po tym co próbowałeś zrobić. Mistrzu, serdecznie dziękuje za ura…- Senator nie dokończył. Powabnym ruchem ręki przerwał mu Mistrz Sallaros który wpatrywał się w oczy Skoltusa.
- …hmmmm… Sith … - Sallaros zamyślił się, spojrzał na senatora – … nie ma za co senatorze … wszak jestem tu żeby służyć – odrzekł Sall, po czym puścił Skoltusa który to upadł na podłogę. Senator najwyraźniej odetchnął z ulgą.
- Jednakże, byliśmy już świadkami podszywania się agentów imperium jak i Sithów pod ważne persony – Sallaros na te słowa podszedł do senatora – dlatego nalegam, głównie przez bezpieczeństwo, aby zbadać Pański umysł – senator cofnął się po tych słowach po czym stwierdził.
- Chyba żartujesz, ja miałbym być SIthem, przecież mnie znacie, głosowało na mnie pół Coruscan, jestem jedynym który … - nie dokończył. Po jego słowach do Mistrza Jan’yse doczołgał się osłabiony leczeniem Skoltus. Stanął na chwiejnych nogach po czym mocno złapał go za ramie spoglądając prosto w oczy.
- Zobacz … - wydyszał Skol po czym w swojej głowie zrekonstruował sen.
Nie wiedział czy Sall to ujrzy. Szczerze mówiąc zdziwił by się gdyby to zadziałało. Zrobił to intuicyjnie, używając ostatniego skrawka mocy jaką był w stanie wytworzyć. Lecz po chwili poczuł coś dziwnego … więź?
Sallaros nie odwrócił wzroku, wręcz przeciwnie. Jakby czytał w jego oczach, śledził wydarzenia kawałek po kawałku, interpretując je. Po chwili odwrócił wzrok i podszedł do senatora.
- Nalegam – rzekł. Senator zrozumiał że jednym sposobem na pozbycie się natrętnego Jedi jest pozwolenie mu na jego sztuczki.
- Dobra, dobra … ale szybko, i nie mówcie nikomu więcej, nie jestem fanem waszych czarów, i ostrzegam, jeżeli coś mi się stanie odpowiecie za to przed sądem – Senator zgodził się.
- Bez obaw, to standardowe „ badanie”, polega ono na wypełnieniu mocą osobnika, jeżeli jest to osoba mało wrażliwa na moc, poczuje wtedy ciepło rozchodzące się w ciele, jeżeli natomiast będzie coś nie tak … cóż, powiedzmy że nie będzie to najprzyjemniejsze uczucie – Sallaros mówiąc to przyłożył dłoń do klatki piersiowej senatora.
Do szpitala wbiegły trzy osoby. Dobrze zbudowana, wysoka dziewczyna, niższa i młodsza nastolatka z bliznami na twarzy oraz chłopak z bujną kruczo-czarną fryzurą i dwoma mieczami zawieszonymi na plecach. Wszyscy troje byli zdyszani, zdesperowani i szukali …
- SENATOR! – czarnowłosy chłopak trzymał za kitel jakiegoś doktora – Parę dni temu trafił tu senator, gdzie leży? MÓW!? – na te słowa przerażony doktor wskazał kierunek.
- Spokój to kłamstwo, Jedi – zasyczał Sith strzelając piorunami w stronę padawana.
- Jest tylko pasja – dodał w momencie w którym Skoltus odbił pioruny mieczem.
- Dzięki pasji, osiągniesz siłę – Sith po tych słowach strzelił drugi raz.
- Dzięki sile, osiągniesz potęgę – Skoltus znów odparował atak.
- Dzięki potędze, ZWYCIĘŻE!! – Sitch mówiąc to uderzył z całą swoją mocą.
Skoltus instynktownie zaczął odbijać wyładowania. Jego miecz złączył się z piorunami Sitha. Wywiązał się w tym momencie pojedynek sił. Skoltus czuł że polegnie, Sith był zbyt potężny, pioruny nacierały bez przerwy na ostrze jego miecza świetlnego, Sallaros pokonany, leżał parę kroków za nim. Cyborg nie mógł się ruszyć, miał uszkodzony rdzeń cybernetycznych kończyn. Był bezbronny.
W tym samym momencie, jakby na zawołanie losu, do pomieszczenia wpadły trzy postacie. Sith, którego zaskoczenia malowało się na twarzy, opadł na kolana obezwładniony przez czarnowłosego młodzieńca.
- Leżeć, ścierwo – Kiriito przyłożył Sithowi miecz do gardła.
- Mistrzu! - delikatny dziewczęcy głos należący do dziewczyny z bliznami która podbiegła do cyborga zdawał się frasować – proszę nie wstawać.
- Przybyliśmy najszybciej jak się dało – powiedziała Boobeck podchodząc do Mistrza Sallarosa.
- Dziękuję – Sallaros odparł z uśmiechem – ale to nie ja potrzebuje pomocy – po wypowiedzeniu tych słów srebrnowłosy wskazał ręką na Skoltusa.
Ten stał nad klęczącym Sithem z mieczem w ręku. Dało się wyczuć co zamierza. Choć wiedział do czego go to zaprowadzi. Sith spojrzał na padawana spode łba, plunął krwią pod jego buty.
- Nareszcie, co? Możesz dać ujście swoim emocjom … możesz to zrobić, posmakuj ulgi chłopczę. Zrób to, ZABIJ MNIE! – Sith kusił D’kane.
Ten stał tak nad nim a w głowie miał mętlik. Nagle zaczął słyszeć swoje szaleńcze głosy które mówiły mu radziły, „Nie może wyjść na jaw co zrobiłeś na Tatoo”, „nie, nie rób tego nie możesz kierować się nienawiścią”, „ nie rób tego, on nam się jeszcze przyda…”.
- Skol … proszę, nie – padawan Bobeeck położyła rękę na ramieniu D’kany.
Skoltus spojrzał na kompanów.
- Za długo się nami bawił – powiedział Skoltus po czym uniósł miecz w górę.
- NIEE ! – wrzasnęła Bobeeck.
Skoltus wziął zamach i uderzył Sitha … końcem rękojeści.
- POZOSTAŁO 60 SEKUND – komputer zakomunikował ile czasu zostało do detonacji.
- Zróbcie coś – Witma miała łzy w oczach.
- Spróbuj obejść protokół – Sallaros trzymał w dłoniach przenośny komputer który próbował podłączyć do systemu.
- Nie mogę, założył jakieś dziwne kodowanie – powiedział Skoltus stojąc przy konsoli.
- A szlag by trafił to badziewie! – wykrzyczał Kiriito tnąc kable komputera.
- …To nic nie da …- Sallaros uzmysłowił sobie prawdę. Odwrócił się w stronę padawan Bobeeck.
- Weź dzieciaki … uciekajcie stąd – nakazał.
- POZOSTAŁO 30 SEKUND – komputer poinformował o upływającym czasie.
- Nie zdążą wyjść z budynku – wrzasnął przerażony Skoltus – chyba że …
Skoltus podszedł do wielkiej szyby która dawała widok na cały sektor handlowy. Wybił szybę po czym spojrzał w dół. Nie był pewny czy to będzie dobry pomysł. Podszedł do Witmy.
- Pamiętasz naszą zabawę na Tarasie – Skoltus wskazał speedery mające tor lotu tuż pod oknem – wiesz co masz robić …
Witma przytaknęła po czym stanęła na balustradzie.
- Zaczekaj! – krzyknął Kiritto, po czym złapał ją za rękę – Razem!
Oboje skoczyli na speeder transportujący materace. Boobeck upewniwszy się że nic im nie jest odwróciła się do Mistrza Sallarosa.
- Mistrzu? – zapytała
- Ktoś musi rozbroić ładunek, jest tu sporo cywilów – odpowiedział Sallaros poważnym tonem nawet nie odwracając wzroku od komputera.
Boobeck spojrzała ostatni raz na Skoltusa i Salla po czym skoczyła na speeder transportowy.
- Spróbuj obejść zabezpieczenia, przekoduje wtedy detonator – Sall wydał rozkaz D’kanie.
- POZOSTAŁO 10 SEKUND – komputer po raz ostatni ich ostrzegł.
- ZAWRACAJ WALNIĘTY DZIWOLĄGU! – Kiriito przyłożył miecz do gardła Rodianinowi prowadzącemu mały statek z materacami. Ten, z przerażeniem w oczach wykonał rozkaz zawracając statek.
- Nie widzę ich, chyba nie skoczyli – Witma wypatrywała reszty. Po chwili dolecieli pod szpital który … był cały.
- Nie wybuchł … jest cały, nie wybuchł, PRZEŻYLI! – Witma zawyła z radości.
- HAHAAA! – Kiritto nie panując nad sobą uścisnął Witmę i pocałował w policzek który po chwili przybrał barwę purpury.
„ Nie dasz radyyyyy, polegnieszzzz, zawiedziesz swoich pobratymców … a co najważniejsze, zawiedzieszzz siebieeee, taaak TAAAAK! Użyj jeeej, wiem że cheesz jej użyć, Tarcza upadnieee,twoi przyjaciele zginąąą i nic z tym nie zrobiszzzzz mmmwwahahaAHAHAHAHAHAHHA”
Srebrnowłosy cyborg smutnym wzrokiem spogląda za okno. Stara się ignorować głos który od incydentu w szpitalu nie daje mu spokoju.
Zmodyfikowany speeder mknął teraz główną przelotówką w stronę szpitala. Rozgrzana turbina syczała przy każdej zmianie biegu czy redukcji. Osoba siedząca za seterami nie oszczędzała swego sprzętu, nie w takich chwili.
Padawan Skoltus nie do końca wiedział co zamierza. Po zorientowaniu się co zobaczył na hologramie od razu uświadomił sobie że ostatni sen mógł być wizją, a to oznaczało być może koniec Tarczy. Pędząc, miał przed oczami truchła swoich pobratymców. Nie zważał na innych uczestników ruchu czy patrol policji który mijał. Widział wszystko tak wyraźnie, czuł wszystko, tą pogardę w jego głosie, tą nienawiść którą pałał i frustracje w czynach. Musiał go zabić, nie zagrażał już tylko jemu. Zagrażał wszystkim.
Zaślepiony nienawiścią D’kana nie zauważył speedera który śledził go już od paru przecznic.
:::
Skoltus wszedł do szpitala bez większego problemu. Jedyne co musiał zrobić to schować swój miecz świetlny aby nie wzbudzać podejrzeń ochrony. W końcu przyszedł odwiedzić polityka. Dowiedziawszy się na którym poziomie leży senator, ruszył tam bez najmniejszego namysłu. Wiedział że powinien powiadomić o tym Senat, Radę czy nawet samego srebrnowłosego, ale wiedział też że może wyjść na jaw jego chęć spółkowania z użytkownikiem ciemnej strony. Nie mógł na to pozwolić.
Z każdym krokiem rosła nienawiść i chęć zemsty, ale i zwątpienie. Zdrowy rozsądek co jakiś czas dawał o sobie znać. Wiedział że może polec, pomimo ćwiczeń, samodzielnych treningów mocy, nie był dostatecznie silny aby przeciwstawić się Sithowi. Nie było jednak sensu o tym teraz myśleć, dotarł na miejsce.
Cały poziom na którym znajdował się senator był pusty. Nie było chorych czy pielęgniarek. Nie było nawet sprzętu medycznego czy droidów. Wszystkie pomieszczenia były otwarte na oścież, klimatyzacja nie działała a oświetlenie było wyłączone. Skoltus, im bardziej zbliżał się do pomieszczenia w którym leżał senator, tym wyraźniej czuł tą samą obecność z Tatooine. Ta pogarda do słabszych, ta precyzja w mocy, ta siła w negatywnych uczuciach.
Ta cała otoczka wpłynęła i na Skoltusa. Nagle poczuł żądze zemsty, wyciągnął miecz i włączył go momentalnie. Kroczył powoli, maksymalnie skupiony, ściany wokół zrobione ze stali zaczęły się lekko wgniatać. Kierował się nienawiścią którą żywił do Sitha, one go prowadziły.
- Co tu robisz ? – rzekł czarnoskóry mężczyzna w ostatnim pomieszczeniu z wielkim oknem.
- Przyszedłem naprawić swój błąd – Skoltus z chwili na chwile robił się coraz bardziej nieopanowany. Kroczył korytarzem w stronę osobnika.
- Kim jesteś? Nie wzywałem nikogo z obsługi – czarnoskóry mężczyzna spojrzał nerwowo na włączony miecz padawana.
- Możesz już skończyć z tym teatrem mendo – Skoltus zbliżał się do senatora, w tym samym momencie wokół niego zaczęły pojawiać się małe wyładowania.
- Stój! Bo wezwę ochronę. Kim jesteś? To zamach? Słuchaj, jestem politykiem, jeżeli coś mi zrobisz nie wyjdziesz z pierdla do końca życia! – Senator zaczął tracić głowę.
Skoltus, wszedł do pomieszczenia. Był już tu, w swoim śnie. Łóżko stało dokładnie w tym samym miejscu i miało tą samą pościel. Za oknem widniał ten sam szyld który widział w swoim śnie. Sytuacja była do złudzenia podobna, jednak nie było w niej członków Tarczy. Wiedział że ma racje, był pewny swych przekonań.
- Nie chcesz walczyć? Zatem wolisz egzekucje! – Skoltus rzucił się z impetem na senatora. W jednym, krótkim momencie dało się zauważyć jak jedno z jego oczu przez moment robi się pomarańczowe.
W tym samym momencie, coś zatrzymało jego atak. Padawan zawisł w powietrzu zdumiony, po czym został ciśnięty na ścianę na której zawisł. Był pewny że senator ujawnił swoją twarz. Ale z błędu wyprowadziła go postać która wkroczyła do pomieszczenia.
Był to Mistrz Sallaros Jan’yse. Wkroczył pewnie, roztaczając srebrną poświatę. Wyprostowany o stonowanych ruchach, oczy miał spokojne, wodzące po pokoju, jednak skupione.
- Przepraszam, przeszkodziłem w czymś? – zapytał.
- Ten Jedi to szaleniec! Próbował mnie zabić! Powinno się go … - Senator zapluł się.
` - To … Sith …- wycedził Skoltus starając się wydostać z objęcia mocy która najwyraźniej oczyszczała go z negatywnych uczuć.
- Słyszysz go? Oszalał, ja Sith! Jestem szanowanym politykiem dzieciaku, a Ty będziesz miał problemy po tym co próbowałeś zrobić. Mistrzu, serdecznie dziękuje za ura…- Senator nie dokończył. Powabnym ruchem ręki przerwał mu Mistrz Sallaros który wpatrywał się w oczy Skoltusa.
- …hmmmm… Sith … - Sallaros zamyślił się, spojrzał na senatora – … nie ma za co senatorze … wszak jestem tu żeby służyć – odrzekł Sall, po czym puścił Skoltusa który to upadł na podłogę. Senator najwyraźniej odetchnął z ulgą.
- Jednakże, byliśmy już świadkami podszywania się agentów imperium jak i Sithów pod ważne persony – Sallaros na te słowa podszedł do senatora – dlatego nalegam, głównie przez bezpieczeństwo, aby zbadać Pański umysł – senator cofnął się po tych słowach po czym stwierdził.
- Chyba żartujesz, ja miałbym być SIthem, przecież mnie znacie, głosowało na mnie pół Coruscan, jestem jedynym który … - nie dokończył. Po jego słowach do Mistrza Jan’yse doczołgał się osłabiony leczeniem Skoltus. Stanął na chwiejnych nogach po czym mocno złapał go za ramie spoglądając prosto w oczy.
- Zobacz … - wydyszał Skol po czym w swojej głowie zrekonstruował sen.
Nie wiedział czy Sall to ujrzy. Szczerze mówiąc zdziwił by się gdyby to zadziałało. Zrobił to intuicyjnie, używając ostatniego skrawka mocy jaką był w stanie wytworzyć. Lecz po chwili poczuł coś dziwnego … więź?
Sallaros nie odwrócił wzroku, wręcz przeciwnie. Jakby czytał w jego oczach, śledził wydarzenia kawałek po kawałku, interpretując je. Po chwili odwrócił wzrok i podszedł do senatora.
- Nalegam – rzekł. Senator zrozumiał że jednym sposobem na pozbycie się natrętnego Jedi jest pozwolenie mu na jego sztuczki.
- Dobra, dobra … ale szybko, i nie mówcie nikomu więcej, nie jestem fanem waszych czarów, i ostrzegam, jeżeli coś mi się stanie odpowiecie za to przed sądem – Senator zgodził się.
- Bez obaw, to standardowe „ badanie”, polega ono na wypełnieniu mocą osobnika, jeżeli jest to osoba mało wrażliwa na moc, poczuje wtedy ciepło rozchodzące się w ciele, jeżeli natomiast będzie coś nie tak … cóż, powiedzmy że nie będzie to najprzyjemniejsze uczucie – Sallaros mówiąc to przyłożył dłoń do klatki piersiowej senatora.
:::
Do szpitala wbiegły trzy osoby. Dobrze zbudowana, wysoka dziewczyna, niższa i młodsza nastolatka z bliznami na twarzy oraz chłopak z bujną kruczo-czarną fryzurą i dwoma mieczami zawieszonymi na plecach. Wszyscy troje byli zdyszani, zdesperowani i szukali …
- SENATOR! – czarnowłosy chłopak trzymał za kitel jakiegoś doktora – Parę dni temu trafił tu senator, gdzie leży? MÓW!? – na te słowa przerażony doktor wskazał kierunek.
:::
- Spokój to kłamstwo, Jedi – zasyczał Sith strzelając piorunami w stronę padawana.
- Jest tylko pasja – dodał w momencie w którym Skoltus odbił pioruny mieczem.
- Dzięki pasji, osiągniesz siłę – Sith po tych słowach strzelił drugi raz.
- Dzięki sile, osiągniesz potęgę – Skoltus znów odparował atak.
- Dzięki potędze, ZWYCIĘŻE!! – Sitch mówiąc to uderzył z całą swoją mocą.
Skoltus instynktownie zaczął odbijać wyładowania. Jego miecz złączył się z piorunami Sitha. Wywiązał się w tym momencie pojedynek sił. Skoltus czuł że polegnie, Sith był zbyt potężny, pioruny nacierały bez przerwy na ostrze jego miecza świetlnego, Sallaros pokonany, leżał parę kroków za nim. Cyborg nie mógł się ruszyć, miał uszkodzony rdzeń cybernetycznych kończyn. Był bezbronny.
W tym samym momencie, jakby na zawołanie losu, do pomieszczenia wpadły trzy postacie. Sith, którego zaskoczenia malowało się na twarzy, opadł na kolana obezwładniony przez czarnowłosego młodzieńca.
- Leżeć, ścierwo – Kiriito przyłożył Sithowi miecz do gardła.
- Mistrzu! - delikatny dziewczęcy głos należący do dziewczyny z bliznami która podbiegła do cyborga zdawał się frasować – proszę nie wstawać.
- Przybyliśmy najszybciej jak się dało – powiedziała Boobeck podchodząc do Mistrza Sallarosa.
- Dziękuję – Sallaros odparł z uśmiechem – ale to nie ja potrzebuje pomocy – po wypowiedzeniu tych słów srebrnowłosy wskazał ręką na Skoltusa.
Ten stał nad klęczącym Sithem z mieczem w ręku. Dało się wyczuć co zamierza. Choć wiedział do czego go to zaprowadzi. Sith spojrzał na padawana spode łba, plunął krwią pod jego buty.
- Nareszcie, co? Możesz dać ujście swoim emocjom … możesz to zrobić, posmakuj ulgi chłopczę. Zrób to, ZABIJ MNIE! – Sith kusił D’kane.
Ten stał tak nad nim a w głowie miał mętlik. Nagle zaczął słyszeć swoje szaleńcze głosy które mówiły mu radziły, „Nie może wyjść na jaw co zrobiłeś na Tatoo”, „nie, nie rób tego nie możesz kierować się nienawiścią”, „ nie rób tego, on nam się jeszcze przyda…”.
- Skol … proszę, nie – padawan Bobeeck położyła rękę na ramieniu D’kany.
Skoltus spojrzał na kompanów.
- Za długo się nami bawił – powiedział Skoltus po czym uniósł miecz w górę.
- NIEE ! – wrzasnęła Bobeeck.
Skoltus wziął zamach i uderzył Sitha … końcem rękojeści.
:::
- POZOSTAŁO 60 SEKUND – komputer zakomunikował ile czasu zostało do detonacji.
- Zróbcie coś – Witma miała łzy w oczach.
- Spróbuj obejść protokół – Sallaros trzymał w dłoniach przenośny komputer który próbował podłączyć do systemu.
- Nie mogę, założył jakieś dziwne kodowanie – powiedział Skoltus stojąc przy konsoli.
- A szlag by trafił to badziewie! – wykrzyczał Kiriito tnąc kable komputera.
- …To nic nie da …- Sallaros uzmysłowił sobie prawdę. Odwrócił się w stronę padawan Bobeeck.
- Weź dzieciaki … uciekajcie stąd – nakazał.
- POZOSTAŁO 30 SEKUND – komputer poinformował o upływającym czasie.
- Nie zdążą wyjść z budynku – wrzasnął przerażony Skoltus – chyba że …
Skoltus podszedł do wielkiej szyby która dawała widok na cały sektor handlowy. Wybił szybę po czym spojrzał w dół. Nie był pewny czy to będzie dobry pomysł. Podszedł do Witmy.
- Pamiętasz naszą zabawę na Tarasie – Skoltus wskazał speedery mające tor lotu tuż pod oknem – wiesz co masz robić …
Witma przytaknęła po czym stanęła na balustradzie.
- Zaczekaj! – krzyknął Kiritto, po czym złapał ją za rękę – Razem!
Oboje skoczyli na speeder transportujący materace. Boobeck upewniwszy się że nic im nie jest odwróciła się do Mistrza Sallarosa.
- Mistrzu? – zapytała
- Ktoś musi rozbroić ładunek, jest tu sporo cywilów – odpowiedział Sallaros poważnym tonem nawet nie odwracając wzroku od komputera.
Boobeck spojrzała ostatni raz na Skoltusa i Salla po czym skoczyła na speeder transportowy.
- Spróbuj obejść zabezpieczenia, przekoduje wtedy detonator – Sall wydał rozkaz D’kanie.
- POZOSTAŁO 10 SEKUND – komputer po raz ostatni ich ostrzegł.
:::
- ZAWRACAJ WALNIĘTY DZIWOLĄGU! – Kiriito przyłożył miecz do gardła Rodianinowi prowadzącemu mały statek z materacami. Ten, z przerażeniem w oczach wykonał rozkaz zawracając statek.
- Nie widzę ich, chyba nie skoczyli – Witma wypatrywała reszty. Po chwili dolecieli pod szpital który … był cały.
- Nie wybuchł … jest cały, nie wybuchł, PRZEŻYLI! – Witma zawyła z radości.
- HAHAAA! – Kiritto nie panując nad sobą uścisnął Witmę i pocałował w policzek który po chwili przybrał barwę purpury.
„ Nie dasz radyyyyy, polegnieszzzz, zawiedziesz swoich pobratymców … a co najważniejsze, zawiedzieszzz siebieeee, taaak TAAAAK! Użyj jeeej, wiem że cheesz jej użyć, Tarcza upadnieee,twoi przyjaciele zginąąą i nic z tym nie zrobiszzzzz mmmwwahahaAHAHAHAHAHAHHA”
Srebrnowłosy cyborg smutnym wzrokiem spogląda za okno. Stara się ignorować głos który od incydentu w szpitalu nie daje mu spokoju.
Skoltus- Agent
- Liczba postów : 677
Join date : 25/02/2015
Age : 31
Skąd : Dworzec Lublin
Similar topics
» Część 6 - Ścieżka Jedi, część 2
» Część 2 - Ścieżka Jedi, część 1
» Część 3 - Poszukiwania, część 1
» Część 4 - Poszukiwania, część 2
» Część Pierwsza
» Część 2 - Ścieżka Jedi, część 1
» Część 3 - Poszukiwania, część 1
» Część 4 - Poszukiwania, część 2
» Część Pierwsza
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach