Cienkie nici
Strona 1 z 1
Cienkie nici
wdech... pod nią rozciągał się zielony ocean dżungli Yavin4...
wydech... minęły dwie dekady, a ona była w miejscu gdzie to się zaczęło...
wdech... w miejscu, w którym umarła...
wydech... tym razem czuła wściekłość, większą niż wtedy...
wdech... skoncentrowała się na tym uczuciu, delektując się jego smakiem...
wydech... w myślach znów zaczęła snuć cienka pajęczynę intryg...
wdech... była gotowa by podjąć nowe wyzwanie...
wydech...
Nieznane są drogi, którymi poprowadzi cię Ciemna Strona. Thraedel była przesądna, mimo lat poświęconych nauce, wciąż wierzyła w przeznaczenie. Pojawienie się Aayi było znakiem, na który czekała. Nieznajoma przyniosła Thra wiedzę, nową, inną, która stanowiła odpowiedz na jej pytania i była celem jej wieloletnich poszukiwań. Rytuał, do którego potrzebne były dwie wiedźmy. Opanowanie tych umiejętności nie było proste, a i cena była wysoka, jednak obie gotowe była ją zapłacić.
Thra uruchomiła stare kontakty i znów zaczęła tworzyć „kolorowe laleczki”, jak to zwykła żartobliwie nazywać ampułki szczęścia. Jej wspólnik przejął na siebie obowiązki dostawcy i negocjatora, nadawał się do tego. Ona tymczasem, zaszyła się na swojej górze wśród dżungli ucząc się i przygotowując porcje do kolejnych dostaw. Jej narkotyki cieszyły się dużym wzięciem, może dlatego, że tworzyła je z receptur, które udoskonalała przez lata oraz korzystała przy tym z Mocy. Jej produkty, z pozoru wydawały działać niewinnie, wprowadzając użytkownika w stany pożądane, niemal bez widocznych skutków ubocznych... po za uzależnieniem. Jakże mogła tego nie wykorzystać?
W ciemnościach wilgotnej jaskini, pod górą, kreśliła znaki, zapętlające Moc, wysysaną z kolejnego poświęconego życia. Stary, mroczny rytuał, który teraz ożywiała, powinien być odprawiany właśnie w takim miejscu. Thraedel spędzała dni, zmuszając swój umysł, by poruszał się ponad granice tego co do tej pory się nauczyła. Trupów przybywało, niewolnicy nie byli tani, zatem przestała być wybredna i przy ich wyborze kierowała się już jedynie ceną. Z czasem dokładnie oczyszczone czaszki różnych, nawet tych mniej szlachetnych ras, zdobiły jej bliźniaczy ołtarz. Powoli dopadało ją zmęczenie. Wraz z kolejną próbą czuła się coraz starsza. Wspierała się swoją alchemią, by zachować pozory, ale czuła, że wkrótce to może przestać wystarczać. Jej wiek, tajemnica którą wolała zachować, dawał o sobie znać.
Sukces. Obca kobieta stała na jej balkonie, jednak było w niej coś znajomego, może sposób w jaki się poruszała. Stara znajoma w nowym ciele. Nieśmiertelność czekała tuż za rogiem.
Thra przyłożyła aplikator do obu skroni, jej twarz znów nabierała młodzieńczych rysów, a zmarszczki się wygładzały. Lubiła swoje ciało, ale ostatnie dni wywarły na nim piętno ponad jej możliwości. Ciemna Strona powoli ją konsumowała...
wydech... minęły dwie dekady, a ona była w miejscu gdzie to się zaczęło...
wdech... w miejscu, w którym umarła...
wydech... tym razem czuła wściekłość, większą niż wtedy...
wdech... skoncentrowała się na tym uczuciu, delektując się jego smakiem...
wydech... w myślach znów zaczęła snuć cienka pajęczynę intryg...
wdech... była gotowa by podjąć nowe wyzwanie...
wydech...
Nieznane są drogi, którymi poprowadzi cię Ciemna Strona. Thraedel była przesądna, mimo lat poświęconych nauce, wciąż wierzyła w przeznaczenie. Pojawienie się Aayi było znakiem, na który czekała. Nieznajoma przyniosła Thra wiedzę, nową, inną, która stanowiła odpowiedz na jej pytania i była celem jej wieloletnich poszukiwań. Rytuał, do którego potrzebne były dwie wiedźmy. Opanowanie tych umiejętności nie było proste, a i cena była wysoka, jednak obie gotowe była ją zapłacić.
Thra uruchomiła stare kontakty i znów zaczęła tworzyć „kolorowe laleczki”, jak to zwykła żartobliwie nazywać ampułki szczęścia. Jej wspólnik przejął na siebie obowiązki dostawcy i negocjatora, nadawał się do tego. Ona tymczasem, zaszyła się na swojej górze wśród dżungli ucząc się i przygotowując porcje do kolejnych dostaw. Jej narkotyki cieszyły się dużym wzięciem, może dlatego, że tworzyła je z receptur, które udoskonalała przez lata oraz korzystała przy tym z Mocy. Jej produkty, z pozoru wydawały działać niewinnie, wprowadzając użytkownika w stany pożądane, niemal bez widocznych skutków ubocznych... po za uzależnieniem. Jakże mogła tego nie wykorzystać?
W ciemnościach wilgotnej jaskini, pod górą, kreśliła znaki, zapętlające Moc, wysysaną z kolejnego poświęconego życia. Stary, mroczny rytuał, który teraz ożywiała, powinien być odprawiany właśnie w takim miejscu. Thraedel spędzała dni, zmuszając swój umysł, by poruszał się ponad granice tego co do tej pory się nauczyła. Trupów przybywało, niewolnicy nie byli tani, zatem przestała być wybredna i przy ich wyborze kierowała się już jedynie ceną. Z czasem dokładnie oczyszczone czaszki różnych, nawet tych mniej szlachetnych ras, zdobiły jej bliźniaczy ołtarz. Powoli dopadało ją zmęczenie. Wraz z kolejną próbą czuła się coraz starsza. Wspierała się swoją alchemią, by zachować pozory, ale czuła, że wkrótce to może przestać wystarczać. Jej wiek, tajemnica którą wolała zachować, dawał o sobie znać.
Sukces. Obca kobieta stała na jej balkonie, jednak było w niej coś znajomego, może sposób w jaki się poruszała. Stara znajoma w nowym ciele. Nieśmiertelność czekała tuż za rogiem.
Thra przyłożyła aplikator do obu skroni, jej twarz znów nabierała młodzieńczych rysów, a zmarszczki się wygładzały. Lubiła swoje ciało, ale ostatnie dni wywarły na nim piętno ponad jej możliwości. Ciemna Strona powoli ją konsumowała...
Sylph- Sith
- Liczba postów : 41
Join date : 20/02/2016
Re: Cienkie nici
Thraedel kluczyła wśród drzew, dłuższą drogą, nie odważyła się polecieć bezpośrednio. Za nią pędził Arv, jej wspólnik, na jego szerokim ramieniu spoczywała szczupła, nieprzytomna kobieta, nie utrudniała mu jednak jazdy.
Myślami wracała do ostatnich dni. Serit, jej uczeń, Norrin uczeń Nyine. Thra nie miała czasu dla swojego, a jego nie interesowało to czym naprawdę się zajmowała. Młody, napalony, chciał walczyć, niszczyć mordować. Ona inaczej postrzegała świat. To Nyine z nimi praktykowała, biorąc na barki jednego i drugiego.
Thra czuła, że uczniowie nie byli do nich dopasowani, lecz wojna zabrała im wybór. Grzebały w ruinach szukając szczurów, by zrobić z nich Sithów.
Ojcze... pewnie byś z grobu powstał, gdybyś wiedział do czego doszło, mawiałeś „To zaszczyt być Sithem, jeden na pięciu dorasta to tego by szkolić się pod okiem Lorda”
Ten dzieciak, Norrin zdradził ich wszystkich. Nie miało już znaczenia dla kogo donosił, dla Zakuul, czy dla Jedi. Thra była na niego wściekła, tyle lat czaiła się by wrócić w to miejsce... a teraz jej kryjówka na Yavin4 nie była tajemnicą... znowu. Tym razem nie miała zamiaru czekać kolejnych dwóch dekad.
Zdrada i zemsta... nigdy nas nie opuszczą.
Nyine zapłaciła za to najwyższą cenę, zdradzona dwukrotnie, bez możliwości zemsty.
Zatrzymali pojazdy przed wysoką ścianą skalną, gdzieś tam, na półce znajdowało się drugie wejście do jej jaskini.
Wspinaczka nie była łatwa, mimo iż oboje mieli swoje sposoby, w duchu przeklinała, że na swoja kryjówkę wybrała tak niedostępne miejsce. Torba ciążyła jej na ramieniu, lecz nie chciała marnować Mocy, by się nią wspomóc, to co chciała zrobić graniczyło z cudem i potrzebowała jej każdej drobiny. Arv wydawał się nie zwracać uwagi na swój żywy bagaż, jakby kobieta nic nie ważyła. Thra chętnie by go obciążyła swoją torbą, ale i tą część podróży traktowała jako początek rytuału, dopiero gdy dotarli na miejsce pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku.
Jaskinia, ciemna wilgotna, śmierdząca stęchlizną i rozkładem, miejsce przesiąknięte Ciemną Stroną, jej miejsce. Ciało leżało dokładnie tam gdzie upadło. Rozkład następował wyjątkowo szybko, sama istota miejsca do tego się przyczyniała, mimo chłodu pieczary.
Niewiele się zmieniło od ostatniego razu, ołtarz nadal stał na swoim miejscu, a jej kompozycja z czaszek pozostała nietknięta. Jej małe sanktuarium, na którego stworzenie potrzebowała tyle czasu, tylko ona wiedziała ile wchłonęło istnień by być tym czym jest.
Ustawiła wszystko do rytuału, ciało nieprzytomnej kazała położyć na ołtarzu, w miejscu gdzie miało znajdować się ciało Nyine leżała teraz jej głowa, miecze oraz holocron, jej nadgniłych zwłok już nie ruszała, taka odległość w tym wypadku była mało istotna.
Zajęła pozycję przed ołtarzem, pogrążając się w głębokiej medytacji. Arv siedział przy niej, w pełni świadomy otoczenia, czuwał by nic nie zakłóciło im spokoju. W jaskini panowała cisza, miejsce odstraszało wszystko co żywe, słychać było miarowy oddech śpiącej na ołtarzu młodej kobiety. Na poszukiwania kogoś odpowiedniego było mało czasu. To zleciła Arvowi, zatem ją znalazł, ludzką kobietę, tancerkę z jednego klubów Nar Shaddaa, wygimnastykowaną, całkiem ładną, ale czy wystarczy?
Thraedel nie była już sobą, była w swej wizji.
Zbierała cienkie nici tego co było kiedyś Nyine. Najpierw sięgnęła po esencje z holocronu, który sama wcześniej stworzyła z krwi kobiety w jej dwóch postaciach, później sięgnęła po energię z mieczy, ciała i głowy, następnie z jaskini, na samym końcu z samej siebie. Nigdy tak naprawdę nie poznała Nyine, czy też wcześniej Aayi, ale był czas gdy trzymała jej byt w swej dłoni, przywołała to uczucie. Pieczara była świadkiem tego rytuału, wciąż resztki tego wydarzenia, a także czas jaki spędziła Nyine trenując w niej, był odciśnięty na ścianach.
Thra była tkaczką, jej dłonie nie były już ludzkimi dłońmi, lecz odnóżami pająka, tkającego ciemny całun esencji Nyine.
Czas nie miał znaczenia.
Otuliła tą tkaniną mocy nieprzytomną kobietę, tak jak pająki oplatują swe ofiary, powoli wysysając z niej esencje, by załatać braki w jej splocie. Ciemna siatka powoli wnikała w nieprzytomną sprawiając jej ból, a ona wiła się na ołtarzu mimo narkotycznego snu, chociaż jej ciało pozostało nienaruszone, cała jej istota walczyła. Esencja żywej zasilała ten proces, życie za życie.
Thra czuła, że opuszczają ją wszystkie siły, powoli osuwała się na posadzkę, lecz nie mogła tego przerwać. Uzupełnienie jej Mocy, Arv był przy niej, przytrzymał.
Całun był już bardzo mały, a włókna mocy mocno splecione, zaciskając go wokół pozostałej esencji nieprzytomnej, by z resztki stworzyć samo jądro, centrum życia. Kobieta wciąż oddychała.
Thra pozostawiła ja pod wpływem narkotycznego snu, a sama zmęczona do granic opierała się plecami o Arva, znów była sobą.
Nie było już Nyine.
Byla już tylko jej Moc.
Kim była ta, której ją dała?
Niezapisaną księga.
Dlaczego to zrobiła?
Bo mogła...
Sylph- Sith
- Liczba postów : 41
Join date : 20/02/2016
Re: Cienkie nici
Thraedel spoglądała w lustro, po drugiej stronie świat wyglądał prawie tak samo.
Była przekonana, że zwiększenie swojej mocy zawdzięcza młodemu, niespaczonemu ciału. Korzystała z tego badając jej granice. Do czasu.
Myślała, że to wina rytuału, że przesadziła. Po tym zaczął ją nawiedzać strach przed „wypaleniem”. Pojawiła się jakaś nieznana jej bariera. Przez kolejne tygodnie przyzwyczajała się do nowych limitów.
Zmiana nastąpiła niespodziewanie i nagle.
Obudziła się na podłodze jakiegoś nieznanego jej pomieszczenia medycznego. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Nad nią pochylała się grupka osób. Ogarnął ją niepokój. Czy była porwana? Chciała walczyć o wolność, lecz jej ciało było zupełnie nieposłuszne. Obserwowała, słuchała lecz nie miała żadnego wpływu na to co się dzieje. Została porwana i uwięziona w najgorszy z możliwych sposobów, niemym głosem krzyczała w swym nowym więzieniu, lecz nic nie mogła zrobić.
Obudziła się ponownie, posłanie było zniszczone, musiała miotać się we śnie. To był koszmar, lecz tak realny jak świat, który ją otaczał. Otarła spocone czoło, znów była sobą.
Kolejne wizje były podobne i nawiedzały ją we śnie. Oglądała świat oczami innej osoby, wsłuchując się w rozmowy w obcym ciele. Na początku nienawidziła tych koszmarów, później zaczęły ją ciekawić.
Kim była ta osoba, w której życiu uczestniczyła?
Odpowiedź znalazła na Alderaanie.
Rasa: człowiek,
Nazwisko: Maris,
Imię: nie nadane,
Płeć: kobieta,
Wiek: zmarła po urodzeniu,
Przyczyna zgonu: niewydolność dróg oddechowych,
Jej córka, o której zapomniała, jednak żyła.
Ta nieznana planeta, nazwa i otoczenie nic jej nie mówiły potrzebowała czasu by dowiedzieć się co to za miejsce, a tego zaczynało brakować. Pojawiła się znajoma twarz... Varrin... wiedział, rozpoznał ją... domyślał się.
Czuła, że szykuje się spotkanie rodzinne...
Sylph- Sith
- Liczba postów : 41
Join date : 20/02/2016
Re: Cienkie nici
Thraedel wyglądała przez okno podziwiając widok, słońce złociło świeży śnieg górskich szczytów.
Łatwo przyszła jej ta zmiana tożsamości, w swoim życiu robiła to już kilka razy. Urodziła się jako Firis Arch, gdy została uczennicą swego ojca Lorda Kasita, on nadał jej imię Morta. Pogrzebała tą przeszłość po zamachu na ich życie, by zostać panią domu Maris, Arache. Po kolejnym upozorowaniu swojej śmierci nazwała się Thraedel. Teraz udawała Tanissę, swoją córkę, o tyle lepiej, że miała jej ciało.
Przybyła na Alderaan tego ranka, a brat odebrał ją z portu. Razem jechali do domu, a ona całą drogę trajkotała mu, jak to Tanissa zwykła trajkotać gdy była podekscytowana. Niewiele się zmieniło przez tą dekadę. Na spotkanie wyszedł ojciec Tan, z przyjemnością zauważyła jak bardzo zmienił się przez te lata. Poszarzał, skurczył się, jego twarz była poorana zmarszczkami, a plamy wątrobowe były mocno widoczne, pił. Delektowała się jego cierpieniem, do którego sama doprowadziła, dużo wcześniej.
Cieszył się widokiem córki, a ona odpowiedziała mu podobną radością, przynajmniej nie musiała ukrywać, że jest zadowolona, iż widzi go w takim stanie.
Włamała się do grobowca, po to by się upewnić. Tak jak przypuszczała, trumna jej dziecka była jednak pusta. Eksperyment się udał, przynajmniej częściowo.
Lord Kasit, jej ojciec, od zawsze fascynował się Killikami, dlatego tak ochoczo przystąpił do ratowania przyłączonych. Miał swoją wizję, chciał ulepszyć ludzką rasę. Był młodym i naiwnym Jedi, gdy objawił mu się obraz świata bez przemocy, gdzie każdy jest sobie bliski i rozumie potrzeby innych. Nie miał skrupułów by dążyć do obranego celu i eksperymentował zarówno na swojej kochance, jak i później na córce. W efekcie obie były uzależnione od substancji chemicznych, które im serwował. Wierzył w utopie, lecz z czasem jego pomysł dojrzewał. Po tym jak za te eksperymenty wykluczono go z Zakonu, stwierdził iż jego nowa ludzkość powinna podlegać jednemu silnemu przywódcy i przeszedł na stronę Imperium Sith.
Kontynuował swe badania, by wraz z grupą podobnych szaleńców opracować metodę, która uczyniłaby jednym Rojem galaktykę podległą Imperatorowi. Niestety jego starania nie odnosiły takich skutków jakie by chciał, ludzkie mózgi okazały się zbyt skomplikowane w porównaniu z owadzimi, nie mniej był w stanie stworzyć chemicznie więź miedzi kilkoma jednostkami.
To co robił przestraszyło Radę Sithów, sukces tych badań mógł spowodować, że utracą swą niezależność. Potajemnie wysłano asasynów, którzy zniszczyli placówkę badawczą na Yavin 4 i zabili Lorda wraz z całym personelem. Jedyną ocalałą z masakry osobą była jego córka, której udało się upozorować swoją śmierć.
Thraedel zawsze lubiła Alderaan, z kilku przyczyn. To była planeta jej dzieciństwa i zawsze czuła się tu jak w domu oraz były na niej Killiki, z których mogła pozyskiwać potrzebne jej środki. Na planecie zawsze panował niepokój, ciągłe zagrożenie wojną domową, przepychanki rodów. Mogła spokojnie kontynuować swoje badania skryta przed oczami Rady. Nigdy nie podzielała wizji ojca, była egoistką, która zawsze chciała mieć z tego coś dla siebie. Z tego co razem osiągnęli wynikało, że stworzenie myślącej, ale całkowicie lojalnej armii nie jest możliwe, jednak można było związać ze sobą kilka osób. Obiektami jej doświadczeń stała się jej rodzina. Gdy zaszła w ciążę i stało się jasne, że powije bliźniaczki, zaczęła poddawać się odpowiedniej kuracji by wpłynąć na rozwój dzieci. Chciała stworzyć między nimi silną więź, podobną do tej, którą dzielą Kilikowie.
Przez lata była pewna, że ten eksperyment się nie powiódł, iż w efekcie jedno z dzieci zmarło, a drugie nie było jej już do niczego potrzebne.
Patrząc na pusty sarkofag uświadomiła sobie, że została oszukana, nie wiedziała tylko przez kogo i dlaczego.
Loran była znów na farmie wilgoci, którą zostawiła. Jej podróż zatoczyła koło.
Mistrz Sindo zabrał ją z Tatooine na jakąś zapomnianą planetę, gdzie miała być bezpieczna.
Mylił się.
W nowym miejscu jej nie chciano, a nawet próbowano się jej pozbyć. W swojej młodzieńczej naiwności, wierzyła, że Mistrz zabierze ją do Zakonu, gdzie będzie mogła stać się prawdziwym Jedi. Zamach na jej życie otworzył jej oczy. Gdy podnosiła się z podłogi po tym jak dostała antidotum, czuła zmianę. Osłona, którą dał jej Mistrz Shu'kei nie była kompletna. Bliskie spotkanie ze śmiercią musiało ją osłabić. Znów zaczęły pojawiać się sny, obrazy z innych miejsc. Obawiała się, że to może dziać się w drugą stronę i ktoś może szpiegować jej oczami. Nie miała co do tego pewności, ale wolała możliwie szybko wrócić na pustynię, tym bardziej, że jej nowy Mistrz wydawał się potrzebować ponownego treningu z zakresu medytacji i samokontroli. Zatem z dużą ulgą opuściła dziwny Zakon, do którego zdecydowanie nie pasowała, ze swoimi tradycyjnymi poglądami. Tym bardziej, że nigdy nie miała zamiaru zostać ani szarym Jedi, ani Sithem.
Jedi Varrin opowiedział jej o kobiecie, która ma na imię Tanissa i jest Sithem. O tym jak związała go ze sobą mocą, by nie mógł jej skrzywdzić. Kim była? Może każdy Jedi ma swoje odbicie po drugiej stronie Mocy, czy to ona była kimś szczególnym? Przestała używać imienia Tanissa, znów była Loran.
W nocy znów nawiedził ją znajomy obraz. Słońce złociło świeży śnieg górskich szczytów.
Sylph- Sith
- Liczba postów : 41
Join date : 20/02/2016
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach