Profesjonalista
Strona 1 z 1
Profesjonalista
Spojrzałem w kierunku nadchodzącej kobiety. Wydawała mi się znana, chociaż nie jestem pewien czy w ogóle kiedykolwiek dobrze ją poznam. Szła pewnym krokiem, szeroko uśmiechnięta i bardzo przyjazna. Takie tworzyła wrażenie. Zapewne miało to zmylić potencjalnego wroga, uśpić jego czujność. Sprawić, że wezmą ją za niegroźną dziewczynkę.
Błąd. Ciekawe ile ludzi zapłaciło za tą pomyłkę życiem?
Podła speluna w której byłem przyciąga masę podejrzanych typów. Ona też nie była tu przypadkiem. W takich miejscach nic nie dzieje się w sposób losowy.
Piłem wino. Tanie. Dużo siary. Zagadał do mnie jakiś koleś. Intelektualista chociaż debil. Powiedział od razu czego szuka.
Błąd. Dobrze, że chociaż ma szczęście. Niewłaściwa osoba i już by nie żył.
Kobieta podeszła do nas i zagadała. Wtedy nadszedł czas. Po to przybyłem. Siedem miesięcy poszukiwań i przygotowań w oczekiwaniu na te chwilę. Mój przedostatni cel. Jeszcze dwoje i moje życie straci sens.
Zrobiłem to, zrobiłem to w sposób bezwzględny. Wszystko zadziało się tak, jak zaplanowałem. Szybka akcja. Koniec.
Patrzeli się na mnie ze strachem i ... ciekawe czy to co widziałem było podziwem? To nie ważne. Nie dbam o to, jak mnie postrzegają. Dużo później pewien naiwny człowiek powiedział mi, że powinienem być bohaterem i chronić słabszych. Odpowiedziałem mu, że nie jestem bohaterem i nigdy nim nie będę. Jestem profesjonalistą. I tak chce być postrzegany.
No chyba, że tak kobieta zechce bym był bohaterem. Czuje, że tylko ona mogła by mnie zmienić...
A może tylko mi się wydaje?
Błąd. Ciekawe ile ludzi zapłaciło za tą pomyłkę życiem?
Podła speluna w której byłem przyciąga masę podejrzanych typów. Ona też nie była tu przypadkiem. W takich miejscach nic nie dzieje się w sposób losowy.
Piłem wino. Tanie. Dużo siary. Zagadał do mnie jakiś koleś. Intelektualista chociaż debil. Powiedział od razu czego szuka.
Błąd. Dobrze, że chociaż ma szczęście. Niewłaściwa osoba i już by nie żył.
Kobieta podeszła do nas i zagadała. Wtedy nadszedł czas. Po to przybyłem. Siedem miesięcy poszukiwań i przygotowań w oczekiwaniu na te chwilę. Mój przedostatni cel. Jeszcze dwoje i moje życie straci sens.
Zrobiłem to, zrobiłem to w sposób bezwzględny. Wszystko zadziało się tak, jak zaplanowałem. Szybka akcja. Koniec.
Patrzeli się na mnie ze strachem i ... ciekawe czy to co widziałem było podziwem? To nie ważne. Nie dbam o to, jak mnie postrzegają. Dużo później pewien naiwny człowiek powiedział mi, że powinienem być bohaterem i chronić słabszych. Odpowiedziałem mu, że nie jestem bohaterem i nigdy nim nie będę. Jestem profesjonalistą. I tak chce być postrzegany.
No chyba, że tak kobieta zechce bym był bohaterem. Czuje, że tylko ona mogła by mnie zmienić...
A może tylko mi się wydaje?
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Tropiciel w burdelu
Spojrzałem na ślady krwi. Kawałek dalej były kolejne. Prowadziły gdzieś. Prawdopodobnie dokładnie tam gdzie przetrzymują porwaną kobietę. Odkąd ją porwali, mój towarzysz którego zwałem Jednorożcem, był bardzo niespokojny. Chociaż dzisiaj w ogóle zachowywał się dziwnie.
Spotkaliśmy się w burdelu w niższych poziomach Nar Shaddaa. Gdyby nie to, że przestałem wierzyć w to całe pitolenie o mocy i jej cudownych właściwościach, powiedziałbym, że to własnie ona sprowadziła nas wszystkich w to samo miejsce. Jednorożec powiedział, że szukają statku. Burdel był raczej dziwnym miejscem do tego typu czynności. No chyba, że "statek" to nazwa jakiegoś fetyszu, a mój znajomy chciał zaimponować kobiecie czymś niezwykle wyuzdanym.
Jak się potem okazało, co cholernie dziwne, że tych dwoje naprawdę poszukiwało statku w domu publicznym. Mieli szczęście bo spotkali mnie. W sumie mieli podwójne szczęście. Raz, że odnaleźli statek, którego szukali a dwa... No własnie.
Zaatakowało nas kilkoro ludzi. Że niby się zadłużyłem. Dlaczego, kurna, od razu do mnie? Może ktoś inny korzystał na mój rachunek ... I wtedy własnie mnie olśniło. Orzeszek.
Tłumaczenia jednak nie dawały rady. Grupka goryli bez ostrzeżenia obezwładniła nas. Mnie i jednorożca zamknęli w kanciapie, zaś jego pannice. No właśnie ... bantha wie gdzie.
I tu wracamy do tych śladów krwi. Prowadzą gdzieś. Możliwe, że należą do tej Jedi, do której Jednorożec smalił cholewki. Z tym, że w dolnych poziomach Nar Shaddaa, krwi ci dostatek. Ślady mogły prowadzić dokądkolwiek.
I wtedy na ratunek przyszła ona. Rudowłosa piękność. I znów pomyślałem: "Szkoda, że nie wierze w te pierdoły o mocy - przynajmniej miałbym wytłumaczenie na taki zbieg okoliczności".
Okazało się, że Rudzielec był Jedi (no kto by się spodziewał, prawda?). Pomogła nam za pomocą swoich fiku miku mocy. Krew należała do koleżanki Jednorożca - a to oznaczało, że kierowaliśmy się w dobrym kierunku.
Co się działo dalej? W dużym skrócie, znaleźliśmy drzwi, a Ruda je wyważyła po czym nie wiedzieć czemu zemdlała.
To co się wydarzyło w środku ... to już temat na inną historie.
Spotkaliśmy się w burdelu w niższych poziomach Nar Shaddaa. Gdyby nie to, że przestałem wierzyć w to całe pitolenie o mocy i jej cudownych właściwościach, powiedziałbym, że to własnie ona sprowadziła nas wszystkich w to samo miejsce. Jednorożec powiedział, że szukają statku. Burdel był raczej dziwnym miejscem do tego typu czynności. No chyba, że "statek" to nazwa jakiegoś fetyszu, a mój znajomy chciał zaimponować kobiecie czymś niezwykle wyuzdanym.
Jak się potem okazało, co cholernie dziwne, że tych dwoje naprawdę poszukiwało statku w domu publicznym. Mieli szczęście bo spotkali mnie. W sumie mieli podwójne szczęście. Raz, że odnaleźli statek, którego szukali a dwa... No własnie.
Zaatakowało nas kilkoro ludzi. Że niby się zadłużyłem. Dlaczego, kurna, od razu do mnie? Może ktoś inny korzystał na mój rachunek ... I wtedy własnie mnie olśniło. Orzeszek.
Tłumaczenia jednak nie dawały rady. Grupka goryli bez ostrzeżenia obezwładniła nas. Mnie i jednorożca zamknęli w kanciapie, zaś jego pannice. No właśnie ... bantha wie gdzie.
I tu wracamy do tych śladów krwi. Prowadzą gdzieś. Możliwe, że należą do tej Jedi, do której Jednorożec smalił cholewki. Z tym, że w dolnych poziomach Nar Shaddaa, krwi ci dostatek. Ślady mogły prowadzić dokądkolwiek.
I wtedy na ratunek przyszła ona. Rudowłosa piękność. I znów pomyślałem: "Szkoda, że nie wierze w te pierdoły o mocy - przynajmniej miałbym wytłumaczenie na taki zbieg okoliczności".
Okazało się, że Rudzielec był Jedi (no kto by się spodziewał, prawda?). Pomogła nam za pomocą swoich fiku miku mocy. Krew należała do koleżanki Jednorożca - a to oznaczało, że kierowaliśmy się w dobrym kierunku.
Co się działo dalej? W dużym skrócie, znaleźliśmy drzwi, a Ruda je wyważyła po czym nie wiedzieć czemu zemdlała.
To co się wydarzyło w środku ... to już temat na inną historie.
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Sny
To był sen. Byłem w nim mocno pogrążony po popijawie nocy zeszłej. Śniły mi się rzeczy bardzo dziwne.
Zaczęło się wszystko od Hoth. Tak, chociaż nigdy tam nie byłem mój sen właśnie tam umiejscowił swoją fabułę. Było mi cholernie zimno (jak to na lodowej planecie czasem bywa) więc postanowiłem się ogrzać. Udałem się do najbliższej knajpy. Wchodzę do środka a tam upał gorszy niż na Tatooine. Zacząłem się więc rozbierać. Po chwili jednak spostrzegłem, że zostałem w samych gaciach.
Dziwny sen co nie? To słuchajcie dalej.
Podeszła do mnie kobieta. Cud, miód, malina. Dla wyobrażenia dodam, że jej wymiary to 90-60-90. No było na co popatrzeć. Owa tajemnicza dama zagadała do mnie.
"Czego się pan napije?" zapytała swoim cudownym melodyjnym głosem.
"Dziękuje, jestem na służbie" - nie wiedzieć czemu odparłem w ten sposób w śnie.
Udałem się w kierunku stolika, przy okazji rozglądając się po tym tajemniczym miejscu. Barman był robotem w kształcie wielkiej dupy, a w karczmie siedziały same kobiety.
No okej, myślę, że zrobiło się już wystarczająco dziwnie. Teraz część właściwa snu.
Nagle ni z gruchy ni pietruchy pojawił się mój mistrz. Jak żywy bym powiedział bo staruszkowi się kopnęło niedawno w kalendarz. Podchodzi do mnie i przemawia melodyjnym kobiecym głosem.
"Zmień swoje postępowanie szczylu, bo inaczej nie przestane przewracać się w grobie przez ciebie"
"Oczywiście mistrzu, zmienię się" - znowu nie wiedzieć czemu odparłem w taki sposób.
Mistrz zniknął i pojawiły się kobiety. Wszystkie piękne z idealnymi atrybutami. Możecie się tylko domyślać w jakim raju się znalazłem przez chwile.
Lecz one, zamiast dać mi na chwile zapomnieć o trudach dnia, zaczęły na mnie krzyczeć, bijąc mnie i drapiąc pazurami. Krzyknąłem, bo nie mogłem nic zrobić. Wtedy wszystkie dały mi spokój. Poza jedną.
Ta jedna do złudzenia przypominała moją żonę. Wyglądała tak pięknie, jak w dniu gdy ją poznałem. Nie chciałem odchodzić, chciałem z nią zostać w tym śnie do końca świata. Lecz ona zaczęła znikać. Jej wizerunek zaczął się rozmywać. Zawołałem za nią:
"Yenna, czekaj! Nie odchodź!"
"Nigdzie nie ide, zawsze jestem z tobą. Musisz teraz iść. Zrób coś dla mnie Mitras. Wracaj do świata i bądź szczęśliwy..."
Nie poddawałem się chciałem tam zostać ale nagle ...
Otworzyłem oczy. Gapiłem się głucho w sufit. Zamknąłem na siłę oczy aby tam powrócić. Już prawie mi się udało, gdy coś nagle lekko niczym piórko poruszyło się koło mnie.
Po raz drugi otworzyłem oczy, tym razem jednak byłem świadomy tego gdzie jestem i kto koło mnie jest.
I znowu zacząłem się zastanawiać, czy to aby nie kolejny porąbany sen ...
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Sen i Orzeszek
Leżałem na wznak gapiąc się bezmyślnie w sufit. Po śnie który opisałem, dręczyły mnie koszmary toteż nie spałem zbyt dobrze. Postanowiłem, że sobie poleżę. Ot w ten sposób będę odpoczywał.
Kobieta koło mnie poruszyła się. Widocznie coś jej się śniło.
Gdy po chwili trącania się o mnie i manewrów próbując zająć większą część łóżka obudziła się, jej pierwszymi słowami było:
-Aha, to ty.
"A któż by inny?" - pomyślałem w pierwszej chwili, ale potem pomyślałem, że nie warto zadawać takiego pytania.
- Widzę, że księżniczka słońce wstała - odpowiedziałem - zatem możemy uznać że mamy poranek. Zwłaszcza, że jesteśmy w przestrzeni kosmicznej.
Jej głos był cudowny, a ona sama zaczęła się przeciągać i wtulać we mnie. Było to w pewien sposób nawet przyjemne. Poczuć to czego nie czuło się od ... bardzo dawna.
Jej ciekawość przeniosła się na moje blizny.
- A wiesz? Że w moich kręgach osoba z dużą ilością blizn uważana jest za słabego wojownika? - mówiąc to wodziła palcem po ścieżkach jakie wyznaczały moje rany.
- Tak? - odparłem przyglądając się co robi - Dla mnie blizny oznaczają, że nie walczyłem na niby, lecz naprawdę ktoś chciał mnie zabić. Ale ja okazałem się lepszy. Gdy coś mnie zabije będę miał świadomość, że ten ktoś lub coś było ode mnie lepsze.
Pocałowała mnie. Po raz kolejny. Można było utonąć w jej ustach.
Gdy rozmowa zaczęła się rozwijać w najlepsze, ktoś chamsko przerwał naszą prywatność. No zabił bym normalnie kolesia, gdyby nie to ... że byliśmy w jego pokoju. Kapitan statku, młody naukowiec, technik i co tam jeszcze Ardun Koth, nagle wszedł do swojego pokoju i od razu zaczęły się dziwne pytania:
- Co robicie w moim pokoju? I dlaczego nie macie na sobie ubrań?
- Tamte się podarły - odparłem na głupie pytanie jeszcze głupszą odpowiedzią
Jednak moja partnerka nie pieprzyła się w tańcu (dziwnie to zabrzmiało) i wytłumaczyła Ardunowi od razu podstawy:
- No bo wiesz, nadchodzi taki dzień, że pszczółka przylatuje do kwiatka...
- W tym wypadku to do Orzeszka - rozbawiła mnie jej odpowiedz
Młody nagle zbladł a na jego twarzy pojawił się ostentacyjny szok:
- Zaraz, zaraz. Czy wy uprawialiście sex, na moim łóżku?!? - zdenerwował się
- Oj tam zaraz sex - znowu postanowiłem odpowiedzieć ironicznie - już nie dramatyzuj młody.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, ze medytowaliście tu jak Witma z Talymem?
- Jeśli TAK medytują Witma z Talymem to muszę przeprosić Jednorożca za głupie uwagi - dodałem zamyślony.
- A co? Drugi raz to nie przejdzie? - zapytał Orzeszek nie wymawiając tradycyjnie R
Młody próbował się uspokoić. Jednak nie wychodziło mu to najlepiej.
- Dobra, rozumiem, że musieliście się rozluźnić trochę i pobaraszkować ... Ale dlaczego NA MOIM ŁÓŻKU?
- No bo widzisz, Orzeszek tak się nakręcił, że nie było czasu aby dotrzeć do naszego łóżka - odparłem znowu ironicznie.
- A niby gdzie indziej? - odparł tym razem głos rozsądku Orzeszka - Mieliśmy robić show przed połową załogi?
- No własnie - poparłem - statek jest pełen ludzi, od najemników po Jedi przez dwie lesby. Nie koniecznie chce chwalić się jaki to zajebisty jestem przed nimi.
Młody trochę się uspokoił, lecz po chwili zadał kolejne głupie pytanie:
- Użyliście chociaż gumek?
- A co to ma do rzeczy? - zapytałem śmiertelnie poważnie
- A to, że poplamisz mi pościel! - krzyknął Ardun
- To co młody - postanowiłem w swoim stylu zmienić temat - jak zaprosisz jakąś laskę tutaj na czochranie wookiego to też, pierwsze czym się będziesz martwił to aby nie pobrudzić pościeli?
Młody pokręcił głową i odpowiedział:
- Nie będę się martwił, bo to będzie moja laska i moje łóżko.
Wtedy do rozmowy powrócił z Orzeszek, ze świetnym kawałem:
- Mam kawał: Jak sprawić aby kobieta krzyczała jeszcze pół godziny po orgazmie?
Tego nie znałem. Niecierpliwie czekałem na odpowiedź.
- Wytrzeć pisiorka w firankę - odpowiedział Ardun
Dobre dobre - pomyślałem, że to dobry moment aby po wkurzać młodego.
- No ja akurat w firankę nie wyciarałem.
- A w co?! - krzyknął z przerażeniem - Tylko kurna nie mów, że w poduszkę.
Milczałem.
- Wyciera się w chusteczkę higieniczną - młody postanowił uczyć mnie higieny osobistej.
- Fajnie, słyszałaś Orzeszku? Mamy wycierać w chusteczkę higieniczną. Trzeba zapamiętać.
Młody zaczął coś opowiadać po co mu chusteczki i krem do rąk ale odparłem tylko:
- Nie interesuje mnie twoje życie erotyczne młody.
Później działo się jeszcze kilka rzeczy, ale nie byłem nimi zainteresowany. W mojej głowie raczej dominowały dwie myśli. Sen i Orzeszek.
Chociaż przede wszystkim Orzeszek.
Kobieta koło mnie poruszyła się. Widocznie coś jej się śniło.
Gdy po chwili trącania się o mnie i manewrów próbując zająć większą część łóżka obudziła się, jej pierwszymi słowami było:
-Aha, to ty.
"A któż by inny?" - pomyślałem w pierwszej chwili, ale potem pomyślałem, że nie warto zadawać takiego pytania.
- Widzę, że księżniczka słońce wstała - odpowiedziałem - zatem możemy uznać że mamy poranek. Zwłaszcza, że jesteśmy w przestrzeni kosmicznej.
Jej głos był cudowny, a ona sama zaczęła się przeciągać i wtulać we mnie. Było to w pewien sposób nawet przyjemne. Poczuć to czego nie czuło się od ... bardzo dawna.
Jej ciekawość przeniosła się na moje blizny.
- A wiesz? Że w moich kręgach osoba z dużą ilością blizn uważana jest za słabego wojownika? - mówiąc to wodziła palcem po ścieżkach jakie wyznaczały moje rany.
- Tak? - odparłem przyglądając się co robi - Dla mnie blizny oznaczają, że nie walczyłem na niby, lecz naprawdę ktoś chciał mnie zabić. Ale ja okazałem się lepszy. Gdy coś mnie zabije będę miał świadomość, że ten ktoś lub coś było ode mnie lepsze.
Pocałowała mnie. Po raz kolejny. Można było utonąć w jej ustach.
Gdy rozmowa zaczęła się rozwijać w najlepsze, ktoś chamsko przerwał naszą prywatność. No zabił bym normalnie kolesia, gdyby nie to ... że byliśmy w jego pokoju. Kapitan statku, młody naukowiec, technik i co tam jeszcze Ardun Koth, nagle wszedł do swojego pokoju i od razu zaczęły się dziwne pytania:
- Co robicie w moim pokoju? I dlaczego nie macie na sobie ubrań?
- Tamte się podarły - odparłem na głupie pytanie jeszcze głupszą odpowiedzią
Jednak moja partnerka nie pieprzyła się w tańcu (dziwnie to zabrzmiało) i wytłumaczyła Ardunowi od razu podstawy:
- No bo wiesz, nadchodzi taki dzień, że pszczółka przylatuje do kwiatka...
- W tym wypadku to do Orzeszka - rozbawiła mnie jej odpowiedz
Młody nagle zbladł a na jego twarzy pojawił się ostentacyjny szok:
- Zaraz, zaraz. Czy wy uprawialiście sex, na moim łóżku?!? - zdenerwował się
- Oj tam zaraz sex - znowu postanowiłem odpowiedzieć ironicznie - już nie dramatyzuj młody.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, ze medytowaliście tu jak Witma z Talymem?
- Jeśli TAK medytują Witma z Talymem to muszę przeprosić Jednorożca za głupie uwagi - dodałem zamyślony.
- A co? Drugi raz to nie przejdzie? - zapytał Orzeszek nie wymawiając tradycyjnie R
Młody próbował się uspokoić. Jednak nie wychodziło mu to najlepiej.
- Dobra, rozumiem, że musieliście się rozluźnić trochę i pobaraszkować ... Ale dlaczego NA MOIM ŁÓŻKU?
- No bo widzisz, Orzeszek tak się nakręcił, że nie było czasu aby dotrzeć do naszego łóżka - odparłem znowu ironicznie.
- A niby gdzie indziej? - odparł tym razem głos rozsądku Orzeszka - Mieliśmy robić show przed połową załogi?
- No własnie - poparłem - statek jest pełen ludzi, od najemników po Jedi przez dwie lesby. Nie koniecznie chce chwalić się jaki to zajebisty jestem przed nimi.
Młody trochę się uspokoił, lecz po chwili zadał kolejne głupie pytanie:
- Użyliście chociaż gumek?
- A co to ma do rzeczy? - zapytałem śmiertelnie poważnie
- A to, że poplamisz mi pościel! - krzyknął Ardun
- To co młody - postanowiłem w swoim stylu zmienić temat - jak zaprosisz jakąś laskę tutaj na czochranie wookiego to też, pierwsze czym się będziesz martwił to aby nie pobrudzić pościeli?
Młody pokręcił głową i odpowiedział:
- Nie będę się martwił, bo to będzie moja laska i moje łóżko.
Wtedy do rozmowy powrócił z Orzeszek, ze świetnym kawałem:
- Mam kawał: Jak sprawić aby kobieta krzyczała jeszcze pół godziny po orgazmie?
Tego nie znałem. Niecierpliwie czekałem na odpowiedź.
- Wytrzeć pisiorka w firankę - odpowiedział Ardun
Dobre dobre - pomyślałem, że to dobry moment aby po wkurzać młodego.
- No ja akurat w firankę nie wyciarałem.
- A w co?! - krzyknął z przerażeniem - Tylko kurna nie mów, że w poduszkę.
Milczałem.
- Wyciera się w chusteczkę higieniczną - młody postanowił uczyć mnie higieny osobistej.
- Fajnie, słyszałaś Orzeszku? Mamy wycierać w chusteczkę higieniczną. Trzeba zapamiętać.
Młody zaczął coś opowiadać po co mu chusteczki i krem do rąk ale odparłem tylko:
- Nie interesuje mnie twoje życie erotyczne młody.
Później działo się jeszcze kilka rzeczy, ale nie byłem nimi zainteresowany. W mojej głowie raczej dominowały dwie myśli. Sen i Orzeszek.
Chociaż przede wszystkim Orzeszek.
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Przesłuchanie
Niniejszy tekst jest fragmentem opisu życia Mitrasa i zostanie on dołączony jako załącznik do karty postaci. Akcja rozgrywa się kilka lat przed tekstami które pisałem o tej pory. Tekst jest na podstawie kultowej sceny polskiego filmu, które tak mi przypasowało do sytuacji Mitrasa, że postanowiłem go zaadaptowac
Siedziałem wygodnie na krześle które mi podstawili. Po raz pierwszy w życiu widziałem tyle wysoko postawionych Jedi. Cała "śmietanka towarzyska" bym rzekł. Ktoś by mógł powiedzieć, że spotkał mnie zaszczyt. Otóż niekoniecznie.
- Dziś przed radą dyscyplinarną staje Jedi Mitras, lat 32, od niedawna wdowiec. Szkolenie Jedi, zakończone zdobyciem stopnia Rycerza Jedi zakończył w wieku 28 lat, w tym samym roku żeni się z niejaką Jenn'aktis , nazywaną przez świadka Jenna. Rok później przychodzi na świat potomek Jedi Mitrasa. Wezwany mam na swoim koncie 32 nagan oraz 18 pochwał. Trzykrotnie był podmiotem postępowania dyscyplinarnego, mającego na celu wydalić go z zakonu.
Nie słuchałem tego podstarzałego idioty. Czekałem tylko aż skończy pieprzyć.
- Mitrasie - zapytała tym razem Mistrzyni Jedi - Co pan zrobił w sprawie byłego kapitana Kantrina usiłującego niedawno nielegalnie opuścić teren Couruscant, gdzie przebywał w areszcie domowym?
- Odciąłem mu łeb z miecza świetlnego, kolor błekitny.
- Możesz nam to wyjaśnić?
- Ten człowiek zabił swoją rodzinę, jak i również uczestniczył w ataku na moją. Wziął zakładniczkę i groził, że ją zabije, jak nie dadzą mu statku aby mógł opuścić planetę.
- No i co? - zapytał ten podstarzały debil co mówił na początku.
- I wszedłem na do portu na platformę startową którą okupował i odciąłem mu łeb, co tu jeszcze wyjaśniać?
Stary mistrz Jedi uśmiechnął się wrednie:
- No, jednak nie dali panu za to medalu.
- Komuś się nie spodobało, że jednym cięciem wymierzyłem sprawiedliwość człowiekowi, jak sama republika nie potrafi - odpowiedziałem ironicznie
Teraz odezwał się kolejny mistrz. Trochę młodszy, lecz nadal pytania były idiotyczne.
- Czy znał pan wcześniej kapitana Kantrina?
- Mieliśmy za sobą kilka operacji w terenie. Całkiem udanych - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - kapitan Kantrin był moim ... (zawahałem się) ... kolegą moim był.
- Czy jest pan gotów stać na straży porządku i sprawiedliwości w Republice Galaktycznej? - zadała pytanie mistrzyni Jedi.
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Bezapelacyjnie, do samego końca ... mojego lub jej.
Jedi wyszli by się dogadać co ze mną będzie. Gdy wrocili, werdykt był tylko jeden:
- Po naradzie rada dyscyplinarna odbiera panu status Rycerza Jedi, wraz ze wszystkimi przywilejami z nim związanymi. Ostatnie zachowania byłego już Jedi Mitrasa wskazują, że nie może on pełnić tak zaszczytnej funkcji.
Wstałem i wyszedłem. Mistrz Jedi za mną coś jeszcze krzyczał:
- Nie skończyłem, przeciwko panu zostało rozpoczęte postępowanie karne...
A ja miałem już to wszystko w dupie.
Siedziałem wygodnie na krześle które mi podstawili. Po raz pierwszy w życiu widziałem tyle wysoko postawionych Jedi. Cała "śmietanka towarzyska" bym rzekł. Ktoś by mógł powiedzieć, że spotkał mnie zaszczyt. Otóż niekoniecznie.
- Dziś przed radą dyscyplinarną staje Jedi Mitras, lat 32, od niedawna wdowiec. Szkolenie Jedi, zakończone zdobyciem stopnia Rycerza Jedi zakończył w wieku 28 lat, w tym samym roku żeni się z niejaką Jenn'aktis , nazywaną przez świadka Jenna. Rok później przychodzi na świat potomek Jedi Mitrasa. Wezwany mam na swoim koncie 32 nagan oraz 18 pochwał. Trzykrotnie był podmiotem postępowania dyscyplinarnego, mającego na celu wydalić go z zakonu.
Nie słuchałem tego podstarzałego idioty. Czekałem tylko aż skończy pieprzyć.
- Mitrasie - zapytała tym razem Mistrzyni Jedi - Co pan zrobił w sprawie byłego kapitana Kantrina usiłującego niedawno nielegalnie opuścić teren Couruscant, gdzie przebywał w areszcie domowym?
- Odciąłem mu łeb z miecza świetlnego, kolor błekitny.
- Możesz nam to wyjaśnić?
- Ten człowiek zabił swoją rodzinę, jak i również uczestniczył w ataku na moją. Wziął zakładniczkę i groził, że ją zabije, jak nie dadzą mu statku aby mógł opuścić planetę.
- No i co? - zapytał ten podstarzały debil co mówił na początku.
- I wszedłem na do portu na platformę startową którą okupował i odciąłem mu łeb, co tu jeszcze wyjaśniać?
Stary mistrz Jedi uśmiechnął się wrednie:
- No, jednak nie dali panu za to medalu.
- Komuś się nie spodobało, że jednym cięciem wymierzyłem sprawiedliwość człowiekowi, jak sama republika nie potrafi - odpowiedziałem ironicznie
Teraz odezwał się kolejny mistrz. Trochę młodszy, lecz nadal pytania były idiotyczne.
- Czy znał pan wcześniej kapitana Kantrina?
- Mieliśmy za sobą kilka operacji w terenie. Całkiem udanych - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - kapitan Kantrin był moim ... (zawahałem się) ... kolegą moim był.
- Czy jest pan gotów stać na straży porządku i sprawiedliwości w Republice Galaktycznej? - zadała pytanie mistrzyni Jedi.
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Bezapelacyjnie, do samego końca ... mojego lub jej.
Jedi wyszli by się dogadać co ze mną będzie. Gdy wrocili, werdykt był tylko jeden:
- Po naradzie rada dyscyplinarna odbiera panu status Rycerza Jedi, wraz ze wszystkimi przywilejami z nim związanymi. Ostatnie zachowania byłego już Jedi Mitrasa wskazują, że nie może on pełnić tak zaszczytnej funkcji.
Wstałem i wyszedłem. Mistrz Jedi za mną coś jeszcze krzyczał:
- Nie skończyłem, przeciwko panu zostało rozpoczęte postępowanie karne...
A ja miałem już to wszystko w dupie.
Ostatnio zmieniony przez Mitras dnia Wto Lut 07, 2017 10:16 am, w całości zmieniany 2 razy
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Umieramy samotnie
Ostatnio Mitras był zmęczony i bardzo zły. Tekst opisuje mniej więcej dlaczego.
Miałem wizje. Cholera, myślałem, że narąbałem się wińskiem jak messerschmitt. A to nie było to. Ta wizja była najprawdziwsza. Chociaż, kto ją tam wie, czy nie była tylko wytworem mojej wyobraźni.
Widziałem alternatywną wersje teraźniejszości. Gdybym podjął inne decyzje. Moja rodzina ... moja cała rodzina by żyła.
Ale nie podjąłem takich decyzji. Wszystko, łącznie z cierpieniem i śmiercią mojej rodziny, jest tylko i wyłącznie moją winą. Wszystko co zrobiłem, prowadziło do cierpienia i samotności.
Pytanie które warto zadać brzmi: Czy uczę się na błędach? Otóż nie. Znowu podejmuje decyzję, które poprowadzą mnie tylko do cierpienia. Do samotności nie mogą. Samotny już jestem.
Co z Orzeszkiem zapyta ktoś. Ona i tak odejdzie jak się znudzi, czyli cierpienie.
Co z załogą statku? Wielu z nich pewnie zginie, a reszta ucieknie. Ja ich zawiodę - cierpienie.
Co z młodym naukowcem? Pokłada we mnie wiarę ale się zawiedzie - cierpienie.
Co z Jednorożcem? Nadal wierzy, że nauczę się na błędach - cierpienie.
Cokolwiek się nie wydarzy, tak czy owak moje decyzje prowadzą do cierpienia i samotności.
Moim przeznaczeniem jest cierpieć samotnie. Widoczne tak było gdzieś zapisane. Nawet jeśli tego nie chce i tak podejmuje takie decyzje. Bo jestem pieprzonym tchórzem, który nie potrafi przeciwstawić się przeznaczeniu i iść swoją drogą.
Ktoś powiedział, że umieramy samotnie. To dobrze. Przynajmniej jestem przyzwyczajony do samotności.
Na szczęście ze wszystkim tym już się pogodziłem. Cokolwiek by się złego nie wydarzyło.
Widziałem alternatywną wersje teraźniejszości. Gdybym podjął inne decyzje. Moja rodzina ... moja cała rodzina by żyła.
Ale nie podjąłem takich decyzji. Wszystko, łącznie z cierpieniem i śmiercią mojej rodziny, jest tylko i wyłącznie moją winą. Wszystko co zrobiłem, prowadziło do cierpienia i samotności.
Pytanie które warto zadać brzmi: Czy uczę się na błędach? Otóż nie. Znowu podejmuje decyzję, które poprowadzą mnie tylko do cierpienia. Do samotności nie mogą. Samotny już jestem.
Co z Orzeszkiem zapyta ktoś. Ona i tak odejdzie jak się znudzi, czyli cierpienie.
Co z załogą statku? Wielu z nich pewnie zginie, a reszta ucieknie. Ja ich zawiodę - cierpienie.
Co z młodym naukowcem? Pokłada we mnie wiarę ale się zawiedzie - cierpienie.
Co z Jednorożcem? Nadal wierzy, że nauczę się na błędach - cierpienie.
Cokolwiek się nie wydarzy, tak czy owak moje decyzje prowadzą do cierpienia i samotności.
Moim przeznaczeniem jest cierpieć samotnie. Widoczne tak było gdzieś zapisane. Nawet jeśli tego nie chce i tak podejmuje takie decyzje. Bo jestem pieprzonym tchórzem, który nie potrafi przeciwstawić się przeznaczeniu i iść swoją drogą.
Ktoś powiedział, że umieramy samotnie. To dobrze. Przynajmniej jestem przyzwyczajony do samotności.
Na szczęście ze wszystkim tym już się pogodziłem. Cokolwiek by się złego nie wydarzyło.
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Dzicz
Miałem kolejną wizje, czy może bardzo realistyczny sen. Bantha tam wie co to było.
Widziałem małą dziewczynkę, znaczy mała ... w sensie, że była ona bardzo chuda i młoda. Ubrana była w stare i brudne szaty, pamiętające pewnie czasy pierwszych Jedi. Była głodna, tyle wywnioskowałem z tego jak się zachowywała.
Pojawiło się dwoje ludzi. Zakapturzony człowiek, który zapalił swój czerwony miecz świetlny i zaatakował dziewczynkę, oraz kobieta. Ona stała i obserwowała.
Ruszyłem w jej kierunku zapalając miecz. W ostatnim momencie osłoniłem dziewczę. Odparowałem cios napastnika i zaczęliśmy walczyć.
Przeciwnik był zdecydowanie lepiej wyszkolony i bardziej doświadczony, a do tego jego szybkość ciosów była niesamowita. W śnie byłem sprawniejszy niż w rzeczywistości, udawało mi się bronić. Gdybym spotkał takiego kolesia w realu ... byłbym posiekany na drobne kawałki.
- Dlaczego walczysz za mnie? - zapytała dziewczynka płacząc cicho
- Bo tak - odpowiedziałem - nie wiem dlaczego, tak porostu powinienem zrobić.
- Teraz robisz to co powinieneś - odparła kobieta stojąca za napastnikiem - a zemsta nie jest tym co powinieneś robić a mimo to się mścisz.
- A odseparuj się ode mnie kobito - krzyknąłem parując kolejne ciosy - nie masz jakiś naczyń do pozmywania?
Przemówił nagle mrocznym ciężkim głosem przeciwnik, bez ustanku wyprowadzając ciosy:
- Pomagasz Ardunowi bo tak się powinno pomagać słabszym, a uciekasz od prawdy na swój temat. Jesteś mordercą Mitras, jesteś mordercą i żadne czyny tego nie zmienią.
Odpowiedziałem:
- Nie, nie jestem mordercą. Ci ludzie to niebezpieczne zwierzęta, a jak wiesz ... ja zabijam niebezpieczne zwierzęta. I nie ma znaczenia czy chodzą na dwóch łapach czy na czterech, czy myślą abstrakcyjnie czy działają instynktownie. Zabijam zwierzęta, których nie można nazywać ludzmi.
Mała dziewczynka za mną rozpłakała się głośno, a ja obudziłem się z jedną myślą.
"Cholera, nawet wino nie zagłusza już tych snów"
Widziałem małą dziewczynkę, znaczy mała ... w sensie, że była ona bardzo chuda i młoda. Ubrana była w stare i brudne szaty, pamiętające pewnie czasy pierwszych Jedi. Była głodna, tyle wywnioskowałem z tego jak się zachowywała.
Pojawiło się dwoje ludzi. Zakapturzony człowiek, który zapalił swój czerwony miecz świetlny i zaatakował dziewczynkę, oraz kobieta. Ona stała i obserwowała.
Ruszyłem w jej kierunku zapalając miecz. W ostatnim momencie osłoniłem dziewczę. Odparowałem cios napastnika i zaczęliśmy walczyć.
Przeciwnik był zdecydowanie lepiej wyszkolony i bardziej doświadczony, a do tego jego szybkość ciosów była niesamowita. W śnie byłem sprawniejszy niż w rzeczywistości, udawało mi się bronić. Gdybym spotkał takiego kolesia w realu ... byłbym posiekany na drobne kawałki.
- Dlaczego walczysz za mnie? - zapytała dziewczynka płacząc cicho
- Bo tak - odpowiedziałem - nie wiem dlaczego, tak porostu powinienem zrobić.
- Teraz robisz to co powinieneś - odparła kobieta stojąca za napastnikiem - a zemsta nie jest tym co powinieneś robić a mimo to się mścisz.
- A odseparuj się ode mnie kobito - krzyknąłem parując kolejne ciosy - nie masz jakiś naczyń do pozmywania?
Przemówił nagle mrocznym ciężkim głosem przeciwnik, bez ustanku wyprowadzając ciosy:
- Pomagasz Ardunowi bo tak się powinno pomagać słabszym, a uciekasz od prawdy na swój temat. Jesteś mordercą Mitras, jesteś mordercą i żadne czyny tego nie zmienią.
Odpowiedziałem:
- Nie, nie jestem mordercą. Ci ludzie to niebezpieczne zwierzęta, a jak wiesz ... ja zabijam niebezpieczne zwierzęta. I nie ma znaczenia czy chodzą na dwóch łapach czy na czterech, czy myślą abstrakcyjnie czy działają instynktownie. Zabijam zwierzęta, których nie można nazywać ludzmi.
Mała dziewczynka za mną rozpłakała się głośno, a ja obudziłem się z jedną myślą.
"Cholera, nawet wino nie zagłusza już tych snów"
Mitras- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 163
Join date : 11/07/2016
Age : 30
Skąd : Poznań
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach