Obrona Bazy. Event z 6.01.17
Strona 1 z 1
Obrona Bazy. Event z 6.01.17
CZĘŚĆ PIERWSZA - KLIK!
Minęło kilka dni od wydarzeń w jaskini. Shallaya kręciła się bez celu po głównej bazie Tarczy. Miała być gotowa na wezwanie.
Mistrz Qrado wylądował w pokoju medycznym i dochodził do siebie pod okiem jakiegoś twi'lekańskiego Jedi i padawana Talyma, a Sallaros i Alysalai byli zajęci analizowaniem dziwnych odkryć z wypadu. Witma i generał Rassiel gdzieś zniknęli. Członkowie Tarczy pojawiali się i odlatywali, co tylko zwiększało irytację najemniczki, kiedy po raz kolejny, z nudów rozkręcała idealnie wypolerowane blastery do konserwacji.
W końcu, na jej terminal nadeszła długo wyczekiwana wiadomość od białowłosego. Prosił o spotkanie wszystkich wolnych członków, w celu omówienia wyników badań i podjęcia dalszych kroków. Dla Shallayi oznaczało to albo akcję, albo zwolnienie z bazy – w obu przypadkach będzie zadowolona.
Na tropikalnej planecie zaczęły lądować statki i wkrótce doszło do zebrania. Na placu Sallaros i Alysalai rozmawiali cicho, czekając na resztę. Odzew nie był imponujący; pojawił się jeszcze zdyszany Talym, chissański jetti, którego imienia nie znała, żołnierz, do którego Jedi zwracali się per sierżancie i Skoltus, który najwyraźniej zahaczył o kuchnię, bo ciągle ruszał szczęką.
- Rozpoznanie: trzy osoby niezidentyfikowane.
Zwróciła uwagę na coś, co początkowo wzięła za droida protokolarnego – dopiero teraz dostrzegła, że to bardzo zaawansowany cyborg. Między metalem zostały nieliczne ślady czerwonej tkanki. Cyborg miał głos i postać kobiety, nie potrafiła jednak rozpoznać pierwotnej rasy. Mimowolnie dotknęła własnego implantu i wzdrygnęła się.
Białowłosy rozejrzał się po zebranych. Jeśli był zawiedziony ich ilością, to nie dał tego po sobie poznać. Wziął wdech i otworzył usta, gdy nagle rozległy się syreny alarmowe.
Zdezorientowani popatrzyli po sobie, ale najwidoczniej zagrożenie było niewielkie, bo dowódca postanowił przemówić. Dookoła trwało zamieszanie.
- Jak widzicie sytuacja nie jest najlepsza... Ale od początku, zbadałem w końcu tę dziwną kostkę, którą odnaleźliśmy. Artefakt jest niebezpieczny. Wpływa na umysły... nawet Jedi. Nie potrafię określić jeszcze jak, ale nie mam zamiaru testować tego na żadnym z was.
Skoltus uniósł pytająco brew, nie przestając przeżuwać. „Potem ci powiem” - powiedziała bezgłośnie, ruszając samymi ustami.
- Ostatnio – kontynuował Sallaros – spotkaliśmy istoty, najpewniej kontrolowane przez to urządzenie. A teraz, w pobliżu bazy wykryto... - zerknął na datapad – dwadzieścia... może trzydzieści istot organicznych. To atak.
- Te potwory krwawią i umierają jak każda żywa istota – wtrąciła Alysalai – Jeżeli artefakt je kontroluje, to najprawdopodobniej chcą go odzyskać. Strzelać bez rozkazu.
Shallaya i sierżant zareagowali jednocześnie, odruchowo sprawdzając stan broni i amunicji. Cyborg wypuścił sondę, która pomknęła nad drzewami i zniknęła, a Skoltus wyszczerzył się i zaczął się rozgrzewać z niewielkim oddaleniu od grupy.
- Mistrzu Sallarosie... - padawan Talym uniósł niepewnie dłoń. - co to za... istoty?
- Te o których opowiadałeś Talymie. Te, które są pod kontrolą „Pań”.
Padawan przełknął ślinę. Był wyraźnie zdenerwowany.
- Cóż, już wiemy jak z nimi walczyć. - wtrąciła Shallaya – Jeśli zobaczycie jakieś dzieci zignorujcie je i strzelajcie dalej. – dodała, mając w pamięci jak dali się oszukać ostatnim razem.
- Rozkaz. - mechaniczny głos kobiety-cyborga zabrzmiał lodowato.
- Och właśnie. Dzieci, czy inne... sytuacje, których nie powinno tu być ignorujcie. Dla pewności użyjcie podczerwieni, wtedy wizje znikną.
- Skoro to coś wpływa na umysły, to jak ma to zablokować technologia? - wtrącił niebieskoskóry Jedi.
- To tylko iluzje. Widocznie te stwory nie znają się na technice, bo iluzje nie mają markerów ciepła ani promieniowania. Ostatnio, nie udało im się nas omamić, poza sztuczkami typu wizje czy kamuflaż... Chociaż, tyle ich jest... - Najemniczka pokręciła głową – nie potrafię powiedzieć, czy nie mają czegoś nowego w zanadrzu.
Powróciła sonda którą wysłał cyborg. Podłączył się i analizował przez chwilę dane.
- Zauważono dwadzieścia cztery jednostki organiczne niezidentyfikowanej rasy. Wielkość w przybliżeniu – ponad trzy metry. Status: Agresywne. Sugestia: Wyeliminować.
- Większe niż ostatnio – jęknął Sallaros. - Dziękuję Leenh. Szykować broń! Mamy atak do odparcia!
- Ra'mor! (mando. „Atak!”)
Chiss zwany Esebem dołączył do ochrony i skierował się w innym kierunku, a reszta ruszyła w miejsce z dala od architektury obronnej, gdzie przedostało się kilka stworów. Shallaya przeklinała się w duchu za pozostawienie na D5 hełmu i ładownicy, ale nie było już czasu, by się wrócić.
Przedzierając się przez GĘSTE ZAROŚLA, wypadli na pustą polanę, stając oko w oko z wrogiem. Cała gleba została wypalona, wyglądała dokładnie tak, jak obszar wokół kostki gdy ją znaleźli ostatnim razem.
Było ich pięć. Większe i wolniejsze niż to, które spotkali w jaskini. Potwory zachowywały się jak w transie, ociężale, powoli ale z uporem podążały w kierunku bazy. Pierwszy zareagował Sallaros, doskakując do najbliższego potwora i tnąc w pionie. Wyglądał jak biała, rozmazana smuga.
Istota padła nim zorientowała się co ją zabiło. Jednak zamiast krwi, z jego rozpłatanego cielska zaczęły wysypywać się czarne, pająkopodobne stwory wielkości dłoni. Były ich setki. Shall przykucnęła za głazem, starając się zorientować w nowej sytuacji.
Mistrzyni Alysalai, która ruszyła tuż za białowłosym, najwyraźniej nie zauważyła co wydarzyło się za jej plecami i rozpłatała kolejnego stwora. Odskoczyła zaskoczona, gdy wysypały się niego pajęczaki. Przeskakując nad pająkami, Talym dopadł trzeciego i odepchnął go Mocą, jednocześnie robiąc wypad z mieczem... ale nie trafił. Potwór zatoczył się, zdezorientowany.
Niespodziewanie Leenh sięga po detonator termiczny i rzuca go bez ostrzeżenia w rój pająków... i w pobliże trójki walczących Jedi. Mistrzyni Alysalai pierwsza wyczuła zagrożenie i odskoczyła na bezpieczną odległość. Sallaros i Talym spóźnili się o ułamek sekundy i wybuch odrzucił ich, nie czyniąc jednak większej krzywdy. Eksplozja wypaliła pająki, ale rozerwała także kolejnego stwora, z którego wypadło kolejne stado agresywnych stawonogów. Leenh stanęła bez ruchu, jakby analizując efekt swojego działania.
- Fierfek! - przeklęła Shallaya. Ale wybuch podsunął jej pewien pomysł. Przestawiła dyszę na nadgarstku i włączyła plecak odrzutowy niskiego pułapu. Unosząc się nad pajęczakami włączyła miotacz ognia i kręcąc się wokół własnej osi zaczęła je metodycznie wypalać... aż przypomniała sobie, że nie spodziewając się walki utrzymywała jedynie minimum paliwa. Po chwili opadła na ziemię, między trupy. Gdy uniosła głowę, zobaczyła lecący w jej stronę pocisk wystrzelony przez sierżanta... Minął ją na centymetry (roll 20/100, nie polecam bycia ratowanym przez tego jegomościa), trafiając w przeciwnika za nią, przebijając go na wylot. Shall nie zdążyła nawet wrzasnąć, gdy opadły ją te obrzydliwe kreatury, wylewające się z trupa.
Wszystko działo się błyskawicznie. Alysalai stała daleko, Sallaros i Talym dopiero zbierali się z ziemi, a żołnierz właśnie opuszczał wyrzutnię po wystrzale. Kątem oka zobaczyła, że w jej stronę zbliża się Skoltus.
Przechodząc przez pobojowisko sięgnął dłonią, unosząc w górę ostatniego, żywego potwora, który właśnie rzucił się do ataku. Nie przerywając marszu zgniótł go, wraz ze swym obrzydliwym ładunkiem. Potwór uderzył ciężko o ziemię, a z jego otworów wylała się czarna maź.
Shallaya bezskutecznie próbowała uruchomić miotacz, lub chociaż strząsnąć wpijające się w każdy zakamarek zbroi pajęczaki. Ponownie zatęskniła za hełmem, gdy zaczęły zbliżać się do jej twarzy...
Czerwonowłosy, nie spiesząc się, przyjrzał się zafascynowany wyciekającym z martwej istoty płynom i dopiero po chwili odwrócił się w stronę najemniczki.
- Nie ruszaj się! - krzyknął, wyciągając dłoń. Cokolwiek zrobił, stwory zaczęły odpadać i zataczając się, jak w transie zaczęły zbierać się w jedną kupkę.
- Wiesz co z nimi zrobić – Skoltus mrugnął zawadiacko i odwrócił się. Shallaya przestawiła blaster na ogłuszanie i jednym strzałem wykończyła niedobitki.
- Shabla, co za obrzydlistwo... dzięki jetti.
Bitewny kurz opadł. Miraliański żołnierz czyścił hełm, Jedi dochodzili do siebie, a cyborg analizował skład chemiczny resztek potworów (czekolada, orzechy nerkowca, cukier. By Bo'bik). Nagle Jedi nerwowo obrócili się w stronę Sallarosa, który wyciągnął obiekt swoich badań i źródło problemów – metalowy, gładki sześcian.
Kostka niespodziewanie otworzyła się, chociaż wcześniej nie widać było na niej najmniejszej szczeliny.
- Nie zbliżajcie się! To potrafi wpływać na umysły, nie wiem czy potrafię was ochronić! - ostrzegł białowsłosy.
Zobaczyli hologram, przedstawiający kobietę o nieokreślonym wieku. Była raczej ładna, chociaż sprawiała wrażenie sztucznej. Najdziwniejsze, że gdy się odezwała, jej głos nie wydobywał się z urządzenia, ale brzmiał w uszach, jakby wydobywał się prosto z głowy. Talym jęknął na jej widok.
- Nie mordujcie naszych sług. Chcemy tylko porozmawiać.
Bo'bik potrząsnął głową i próbował wyregulować komunikator w hełmie, a Shallaya zaklęła i wymamrotała coś o magii jetti.
- Ale my nie chcemy – mruknął Skoltus.
- Porozmawiać? - Sallaros zmarszczył brwi. - Wybaczcie, ale weszliście na teren bazy, a wysłane przez was istoty cóż... nie były specjalnie rozmowne. - przerwał, kiedy Talym coś wyszeptał drżącym głosem. Shallaya wychwyciła tylko słowo „Panie”.
- Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo i same nie damy mu rady. Chcemy prosić.. nie, błagać was o pomoc! - kontynuowała kobieta.
- Te istoty są częścią waszej armii – odparował Mistrz Jan'yse – Kontrolujecie je za pomocą tego... tak samo jak ludzi. - wskazał na kostkę. - A my mamy wam pospieszyć z pomocą? Te przedmioty są spaczone, wypalają całe życie wokół siebie!
- Czy w związku z tym uczyniłyśmy coś złego? Nie. Nikomu nie szkodziłyśmy. Pomóżcie nam, a będziemy żyć obok siebie, nie wchodząc sobie w drogę.
- Czego chcecie?
- Grupa Sithów wpadła na nasz ślad. Chcą zawładnąć naszą potęgą! My zginiemy, a oni zyskają taką przewagę, że cała galaktyka będzie w niebezpieczeństwie!
- Talymie... czy ci Sithowie... to może być ta grupa, która cię uprowadziła?
- Nie jestem pewien, Mistrzu Sallarosie... Ale to możliwe.
- Jakby galaktyka była bezpiecznym miejscem – prychnął Skoltus.
- Nie... galaktyka nie jest bezpieczna, ale jeśli Sithowie osiągną swój cel, zyskają potęgę, przy której zagrożenie ze strony Wiecznego Imperium będzie niczym!
- Na pewno nie chcę im na to pozwolić... - Białowłosy zastanowił się przez chwilę. - Czy... macie jakiekolwiek informacje o tych Sithach?
- Aleniss. Jezgo. Ysiti. Rose. Tzen. Nehalennya. Mitras. Kikith. Rendisa. Shaldor. - wyrecytował hologram. Talym zbladł, a Skoltus zacisnął pięści. - Oto imiona Sithów, którzy muszą zginąć dla bezpieczeństwa galaktyki.
Dopuście nas. Nasi słudzy zbliżają się do waszej bazy. Jeśli podejmiecie walkę, poniesiecie ciężkie straty.
- Shabla, to coś znajduje się zbyt blisko bazy i stanowi zagrożenie! Znajdźmy gniazdo i je zniszczmy, a potem będziecie się bawić w wasze czary! – warknęła Shallaya. - Róbcie co chcecie, ale nie układajcie się z tym... czymś!
- Dokładnie! - przytaknął Bo'bik, opierając wyrzutnie o biodro.
- Mistrzu, błagam... - Talym spojrzał błagalnie na Sallarosa.
- Jeżeli zniszczycie kostkę, nie będziemy w stanie powstrzymać naszych sług. Zaatakują, a wielu z was zginie. Jeśli nas wysłuchacie, zyskają obie strony.
- Talymie... skąd ta pewność, że nie uda nam się dojść do porozumienia? Jesteśmy atakowani... Sprzeciwiając się narażamy wszystkich w bazie. - Mistrz Jan'yse założył ręce na piersi zastanawiając się. - Powstrzymanie Sithów to nasz obowiązek, mamy więc wspólny cel.
- Nie. - Talym zacisnął pięści i sprzeciwił się z niespodziewaną stanowczością. - Mistrzu... - dodał już łagodniej – Nie wiem dlaczego, ale wyczułem w mojej wizji, że nie wolno im ufać! Te.. Panie... Nie wolno!
- Nie oczekuję, że zaufacie czemuś, czego nie jesteście w stanie nawet pojąć. Ale wiecie jakim zagrożeniem są Sithowie... Współpracując zażegnamy ogromne niebezpieczeństwo. Czy nie jest to rola Jedi? Wybór należy do was, republikańscy przyjaciele.
- Powinniśmy wyrazić zgodę. - zabrzmiał mechaniczny głos Leenh.
- Nie ufałabym tym istotom... ale jeśli sprzeciwiając się narazimy życie ludzi w bazie? – rozważała głośno Alysalai.
- Czyli co, mamy ich wpuścić?! - huknął sierżant.
- Mam lepszy pomysł. Mamy imiona. Wytłuczmy ich, co do nogi. – warknął Skoltus. - Na własną rękę. Kikith... tego załatwię osobiście.
- Wyjdźmy im na spotkanie! Wybijmy jak najwięcej, zanim dojdą do bazy, resztę załatwi artyleria – krzyknęła najemniczka, której kończyła się już cierpliwość do Jedi.
Grupa podzieliła się na dwa obozy. Shallaya, Bo'bik, Salaros i Talym stali z obnażoną bronią, gotowi do walki. Alysalai i Leenh sugerowały przystać na współpracę. Sallaros wyraźnie skłaniał się do drugiej grupy, jednak upór Talyma go powstrzymywał. Nagle odezwała się Alysalai.
- Skoro ta kostka wzywa te istoty... To, na logikę, jej zniszczenie powinno przerwać więź.
- Mistrzu Jan'yse... połóż tę kostkę na ziemi – poprosił sierżant, ładując pocisk.
- Możemy wam pomóc zniszczyć tych Sithów! - głos kobiety z hologramu zabrzmiał głośniej w ich głowach.
- Nie... - Mistrz Sallaros zawahał się. - Nie. Dziękujemy wam za pomoc, ale ta kostka jest zbyt niebezpieczna. Teraz żegnam. - wyciągnął z połów płaszcza jakiś rodzaj kryształów, za pomocą których zniszczył urządzenie. W ich głowach w końcu nastała błoga cisza. Shallaya aż westchnęła.
- Jaki jest wasz status? - zaniepokojony Białowłosy wywołał przez komunikator ochronę bazy.
Shallaya poprzez implanty słyszała dochodzące zewsząd raporty – potwory nagle odstąpiły od ataku i zdezorientowane zaczęły się wycofywać.
- Jest bezpiecznie – Jan'yse odetchnął z ulgą.
Minęło kilka dni od wydarzeń w jaskini. Shallaya kręciła się bez celu po głównej bazie Tarczy. Miała być gotowa na wezwanie.
Mistrz Qrado wylądował w pokoju medycznym i dochodził do siebie pod okiem jakiegoś twi'lekańskiego Jedi i padawana Talyma, a Sallaros i Alysalai byli zajęci analizowaniem dziwnych odkryć z wypadu. Witma i generał Rassiel gdzieś zniknęli. Członkowie Tarczy pojawiali się i odlatywali, co tylko zwiększało irytację najemniczki, kiedy po raz kolejny, z nudów rozkręcała idealnie wypolerowane blastery do konserwacji.
W końcu, na jej terminal nadeszła długo wyczekiwana wiadomość od białowłosego. Prosił o spotkanie wszystkich wolnych członków, w celu omówienia wyników badań i podjęcia dalszych kroków. Dla Shallayi oznaczało to albo akcję, albo zwolnienie z bazy – w obu przypadkach będzie zadowolona.
Na tropikalnej planecie zaczęły lądować statki i wkrótce doszło do zebrania. Na placu Sallaros i Alysalai rozmawiali cicho, czekając na resztę. Odzew nie był imponujący; pojawił się jeszcze zdyszany Talym, chissański jetti, którego imienia nie znała, żołnierz, do którego Jedi zwracali się per sierżancie i Skoltus, który najwyraźniej zahaczył o kuchnię, bo ciągle ruszał szczęką.
- Rozpoznanie: trzy osoby niezidentyfikowane.
Zwróciła uwagę na coś, co początkowo wzięła za droida protokolarnego – dopiero teraz dostrzegła, że to bardzo zaawansowany cyborg. Między metalem zostały nieliczne ślady czerwonej tkanki. Cyborg miał głos i postać kobiety, nie potrafiła jednak rozpoznać pierwotnej rasy. Mimowolnie dotknęła własnego implantu i wzdrygnęła się.
Białowłosy rozejrzał się po zebranych. Jeśli był zawiedziony ich ilością, to nie dał tego po sobie poznać. Wziął wdech i otworzył usta, gdy nagle rozległy się syreny alarmowe.
Zdezorientowani popatrzyli po sobie, ale najwidoczniej zagrożenie było niewielkie, bo dowódca postanowił przemówić. Dookoła trwało zamieszanie.
- Jak widzicie sytuacja nie jest najlepsza... Ale od początku, zbadałem w końcu tę dziwną kostkę, którą odnaleźliśmy. Artefakt jest niebezpieczny. Wpływa na umysły... nawet Jedi. Nie potrafię określić jeszcze jak, ale nie mam zamiaru testować tego na żadnym z was.
Skoltus uniósł pytająco brew, nie przestając przeżuwać. „Potem ci powiem” - powiedziała bezgłośnie, ruszając samymi ustami.
- Ostatnio – kontynuował Sallaros – spotkaliśmy istoty, najpewniej kontrolowane przez to urządzenie. A teraz, w pobliżu bazy wykryto... - zerknął na datapad – dwadzieścia... może trzydzieści istot organicznych. To atak.
- Te potwory krwawią i umierają jak każda żywa istota – wtrąciła Alysalai – Jeżeli artefakt je kontroluje, to najprawdopodobniej chcą go odzyskać. Strzelać bez rozkazu.
Shallaya i sierżant zareagowali jednocześnie, odruchowo sprawdzając stan broni i amunicji. Cyborg wypuścił sondę, która pomknęła nad drzewami i zniknęła, a Skoltus wyszczerzył się i zaczął się rozgrzewać z niewielkim oddaleniu od grupy.
- Mistrzu Sallarosie... - padawan Talym uniósł niepewnie dłoń. - co to za... istoty?
- Te o których opowiadałeś Talymie. Te, które są pod kontrolą „Pań”.
Padawan przełknął ślinę. Był wyraźnie zdenerwowany.
- Cóż, już wiemy jak z nimi walczyć. - wtrąciła Shallaya – Jeśli zobaczycie jakieś dzieci zignorujcie je i strzelajcie dalej. – dodała, mając w pamięci jak dali się oszukać ostatnim razem.
- Rozkaz. - mechaniczny głos kobiety-cyborga zabrzmiał lodowato.
- Och właśnie. Dzieci, czy inne... sytuacje, których nie powinno tu być ignorujcie. Dla pewności użyjcie podczerwieni, wtedy wizje znikną.
- Skoro to coś wpływa na umysły, to jak ma to zablokować technologia? - wtrącił niebieskoskóry Jedi.
- To tylko iluzje. Widocznie te stwory nie znają się na technice, bo iluzje nie mają markerów ciepła ani promieniowania. Ostatnio, nie udało im się nas omamić, poza sztuczkami typu wizje czy kamuflaż... Chociaż, tyle ich jest... - Najemniczka pokręciła głową – nie potrafię powiedzieć, czy nie mają czegoś nowego w zanadrzu.
Powróciła sonda którą wysłał cyborg. Podłączył się i analizował przez chwilę dane.
- Zauważono dwadzieścia cztery jednostki organiczne niezidentyfikowanej rasy. Wielkość w przybliżeniu – ponad trzy metry. Status: Agresywne. Sugestia: Wyeliminować.
- Większe niż ostatnio – jęknął Sallaros. - Dziękuję Leenh. Szykować broń! Mamy atak do odparcia!
- Ra'mor! (mando. „Atak!”)
Chiss zwany Esebem dołączył do ochrony i skierował się w innym kierunku, a reszta ruszyła w miejsce z dala od architektury obronnej, gdzie przedostało się kilka stworów. Shallaya przeklinała się w duchu za pozostawienie na D5 hełmu i ładownicy, ale nie było już czasu, by się wrócić.
Przedzierając się przez GĘSTE ZAROŚLA, wypadli na pustą polanę, stając oko w oko z wrogiem. Cała gleba została wypalona, wyglądała dokładnie tak, jak obszar wokół kostki gdy ją znaleźli ostatnim razem.
Było ich pięć. Większe i wolniejsze niż to, które spotkali w jaskini. Potwory zachowywały się jak w transie, ociężale, powoli ale z uporem podążały w kierunku bazy. Pierwszy zareagował Sallaros, doskakując do najbliższego potwora i tnąc w pionie. Wyglądał jak biała, rozmazana smuga.
Istota padła nim zorientowała się co ją zabiło. Jednak zamiast krwi, z jego rozpłatanego cielska zaczęły wysypywać się czarne, pająkopodobne stwory wielkości dłoni. Były ich setki. Shall przykucnęła za głazem, starając się zorientować w nowej sytuacji.
Mistrzyni Alysalai, która ruszyła tuż za białowłosym, najwyraźniej nie zauważyła co wydarzyło się za jej plecami i rozpłatała kolejnego stwora. Odskoczyła zaskoczona, gdy wysypały się niego pajęczaki. Przeskakując nad pająkami, Talym dopadł trzeciego i odepchnął go Mocą, jednocześnie robiąc wypad z mieczem... ale nie trafił. Potwór zatoczył się, zdezorientowany.
Niespodziewanie Leenh sięga po detonator termiczny i rzuca go bez ostrzeżenia w rój pająków... i w pobliże trójki walczących Jedi. Mistrzyni Alysalai pierwsza wyczuła zagrożenie i odskoczyła na bezpieczną odległość. Sallaros i Talym spóźnili się o ułamek sekundy i wybuch odrzucił ich, nie czyniąc jednak większej krzywdy. Eksplozja wypaliła pająki, ale rozerwała także kolejnego stwora, z którego wypadło kolejne stado agresywnych stawonogów. Leenh stanęła bez ruchu, jakby analizując efekt swojego działania.
- Fierfek! - przeklęła Shallaya. Ale wybuch podsunął jej pewien pomysł. Przestawiła dyszę na nadgarstku i włączyła plecak odrzutowy niskiego pułapu. Unosząc się nad pajęczakami włączyła miotacz ognia i kręcąc się wokół własnej osi zaczęła je metodycznie wypalać... aż przypomniała sobie, że nie spodziewając się walki utrzymywała jedynie minimum paliwa. Po chwili opadła na ziemię, między trupy. Gdy uniosła głowę, zobaczyła lecący w jej stronę pocisk wystrzelony przez sierżanta... Minął ją na centymetry (roll 20/100, nie polecam bycia ratowanym przez tego jegomościa), trafiając w przeciwnika za nią, przebijając go na wylot. Shall nie zdążyła nawet wrzasnąć, gdy opadły ją te obrzydliwe kreatury, wylewające się z trupa.
Wszystko działo się błyskawicznie. Alysalai stała daleko, Sallaros i Talym dopiero zbierali się z ziemi, a żołnierz właśnie opuszczał wyrzutnię po wystrzale. Kątem oka zobaczyła, że w jej stronę zbliża się Skoltus.
Przechodząc przez pobojowisko sięgnął dłonią, unosząc w górę ostatniego, żywego potwora, który właśnie rzucił się do ataku. Nie przerywając marszu zgniótł go, wraz ze swym obrzydliwym ładunkiem. Potwór uderzył ciężko o ziemię, a z jego otworów wylała się czarna maź.
Shallaya bezskutecznie próbowała uruchomić miotacz, lub chociaż strząsnąć wpijające się w każdy zakamarek zbroi pajęczaki. Ponownie zatęskniła za hełmem, gdy zaczęły zbliżać się do jej twarzy...
Czerwonowłosy, nie spiesząc się, przyjrzał się zafascynowany wyciekającym z martwej istoty płynom i dopiero po chwili odwrócił się w stronę najemniczki.
- Nie ruszaj się! - krzyknął, wyciągając dłoń. Cokolwiek zrobił, stwory zaczęły odpadać i zataczając się, jak w transie zaczęły zbierać się w jedną kupkę.
- Wiesz co z nimi zrobić – Skoltus mrugnął zawadiacko i odwrócił się. Shallaya przestawiła blaster na ogłuszanie i jednym strzałem wykończyła niedobitki.
- Shabla, co za obrzydlistwo... dzięki jetti.
Bitewny kurz opadł. Miraliański żołnierz czyścił hełm, Jedi dochodzili do siebie, a cyborg analizował skład chemiczny resztek potworów (czekolada, orzechy nerkowca, cukier. By Bo'bik). Nagle Jedi nerwowo obrócili się w stronę Sallarosa, który wyciągnął obiekt swoich badań i źródło problemów – metalowy, gładki sześcian.
Kostka niespodziewanie otworzyła się, chociaż wcześniej nie widać było na niej najmniejszej szczeliny.
- Nie zbliżajcie się! To potrafi wpływać na umysły, nie wiem czy potrafię was ochronić! - ostrzegł białowsłosy.
Zobaczyli hologram, przedstawiający kobietę o nieokreślonym wieku. Była raczej ładna, chociaż sprawiała wrażenie sztucznej. Najdziwniejsze, że gdy się odezwała, jej głos nie wydobywał się z urządzenia, ale brzmiał w uszach, jakby wydobywał się prosto z głowy. Talym jęknął na jej widok.
- Nie mordujcie naszych sług. Chcemy tylko porozmawiać.
Bo'bik potrząsnął głową i próbował wyregulować komunikator w hełmie, a Shallaya zaklęła i wymamrotała coś o magii jetti.
- Ale my nie chcemy – mruknął Skoltus.
- Porozmawiać? - Sallaros zmarszczył brwi. - Wybaczcie, ale weszliście na teren bazy, a wysłane przez was istoty cóż... nie były specjalnie rozmowne. - przerwał, kiedy Talym coś wyszeptał drżącym głosem. Shallaya wychwyciła tylko słowo „Panie”.
- Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo i same nie damy mu rady. Chcemy prosić.. nie, błagać was o pomoc! - kontynuowała kobieta.
- Te istoty są częścią waszej armii – odparował Mistrz Jan'yse – Kontrolujecie je za pomocą tego... tak samo jak ludzi. - wskazał na kostkę. - A my mamy wam pospieszyć z pomocą? Te przedmioty są spaczone, wypalają całe życie wokół siebie!
- Czy w związku z tym uczyniłyśmy coś złego? Nie. Nikomu nie szkodziłyśmy. Pomóżcie nam, a będziemy żyć obok siebie, nie wchodząc sobie w drogę.
- Czego chcecie?
- Grupa Sithów wpadła na nasz ślad. Chcą zawładnąć naszą potęgą! My zginiemy, a oni zyskają taką przewagę, że cała galaktyka będzie w niebezpieczeństwie!
- Talymie... czy ci Sithowie... to może być ta grupa, która cię uprowadziła?
- Nie jestem pewien, Mistrzu Sallarosie... Ale to możliwe.
- Jakby galaktyka była bezpiecznym miejscem – prychnął Skoltus.
- Nie... galaktyka nie jest bezpieczna, ale jeśli Sithowie osiągną swój cel, zyskają potęgę, przy której zagrożenie ze strony Wiecznego Imperium będzie niczym!
- Na pewno nie chcę im na to pozwolić... - Białowłosy zastanowił się przez chwilę. - Czy... macie jakiekolwiek informacje o tych Sithach?
- Aleniss. Jezgo. Ysiti. Rose. Tzen. Nehalennya. Mitras. Kikith. Rendisa. Shaldor. - wyrecytował hologram. Talym zbladł, a Skoltus zacisnął pięści. - Oto imiona Sithów, którzy muszą zginąć dla bezpieczeństwa galaktyki.
Dopuście nas. Nasi słudzy zbliżają się do waszej bazy. Jeśli podejmiecie walkę, poniesiecie ciężkie straty.
- Shabla, to coś znajduje się zbyt blisko bazy i stanowi zagrożenie! Znajdźmy gniazdo i je zniszczmy, a potem będziecie się bawić w wasze czary! – warknęła Shallaya. - Róbcie co chcecie, ale nie układajcie się z tym... czymś!
- Dokładnie! - przytaknął Bo'bik, opierając wyrzutnie o biodro.
- Mistrzu, błagam... - Talym spojrzał błagalnie na Sallarosa.
- Jeżeli zniszczycie kostkę, nie będziemy w stanie powstrzymać naszych sług. Zaatakują, a wielu z was zginie. Jeśli nas wysłuchacie, zyskają obie strony.
- Talymie... skąd ta pewność, że nie uda nam się dojść do porozumienia? Jesteśmy atakowani... Sprzeciwiając się narażamy wszystkich w bazie. - Mistrz Jan'yse założył ręce na piersi zastanawiając się. - Powstrzymanie Sithów to nasz obowiązek, mamy więc wspólny cel.
- Nie. - Talym zacisnął pięści i sprzeciwił się z niespodziewaną stanowczością. - Mistrzu... - dodał już łagodniej – Nie wiem dlaczego, ale wyczułem w mojej wizji, że nie wolno im ufać! Te.. Panie... Nie wolno!
- Nie oczekuję, że zaufacie czemuś, czego nie jesteście w stanie nawet pojąć. Ale wiecie jakim zagrożeniem są Sithowie... Współpracując zażegnamy ogromne niebezpieczeństwo. Czy nie jest to rola Jedi? Wybór należy do was, republikańscy przyjaciele.
- Powinniśmy wyrazić zgodę. - zabrzmiał mechaniczny głos Leenh.
- Nie ufałabym tym istotom... ale jeśli sprzeciwiając się narazimy życie ludzi w bazie? – rozważała głośno Alysalai.
- Czyli co, mamy ich wpuścić?! - huknął sierżant.
- Mam lepszy pomysł. Mamy imiona. Wytłuczmy ich, co do nogi. – warknął Skoltus. - Na własną rękę. Kikith... tego załatwię osobiście.
- Wyjdźmy im na spotkanie! Wybijmy jak najwięcej, zanim dojdą do bazy, resztę załatwi artyleria – krzyknęła najemniczka, której kończyła się już cierpliwość do Jedi.
Grupa podzieliła się na dwa obozy. Shallaya, Bo'bik, Salaros i Talym stali z obnażoną bronią, gotowi do walki. Alysalai i Leenh sugerowały przystać na współpracę. Sallaros wyraźnie skłaniał się do drugiej grupy, jednak upór Talyma go powstrzymywał. Nagle odezwała się Alysalai.
- Skoro ta kostka wzywa te istoty... To, na logikę, jej zniszczenie powinno przerwać więź.
- Mistrzu Jan'yse... połóż tę kostkę na ziemi – poprosił sierżant, ładując pocisk.
- Możemy wam pomóc zniszczyć tych Sithów! - głos kobiety z hologramu zabrzmiał głośniej w ich głowach.
- Nie... - Mistrz Sallaros zawahał się. - Nie. Dziękujemy wam za pomoc, ale ta kostka jest zbyt niebezpieczna. Teraz żegnam. - wyciągnął z połów płaszcza jakiś rodzaj kryształów, za pomocą których zniszczył urządzenie. W ich głowach w końcu nastała błoga cisza. Shallaya aż westchnęła.
- Jaki jest wasz status? - zaniepokojony Białowłosy wywołał przez komunikator ochronę bazy.
Shallaya poprzez implanty słyszała dochodzące zewsząd raporty – potwory nagle odstąpiły od ataku i zdezorientowane zaczęły się wycofywać.
- Jest bezpiecznie – Jan'yse odetchnął z ulgą.
Shallaya- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 202
Join date : 03/04/2016
Age : 33
Skąd : Uć
Similar topics
» Wycieczka. Event z 9.12.16
» "Zbieg" - event z 14-15.01.17
» Panie - Sen (event z 1.04.17)
» Spontan event: O, to świeci!
» " Świątynia na Vestar" - event z 27.01.17
» "Zbieg" - event z 14-15.01.17
» Panie - Sen (event z 1.04.17)
» Spontan event: O, to świeci!
» " Świątynia na Vestar" - event z 27.01.17
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach