Wycieczka. Event z 9.12.16
Strona 1 z 1
Wycieczka. Event z 9.12.16
Statek Shallay'i dokował na Diviniusie. Najemniczka zakończyła negocjacje z białowłosym Jedi i od tej chwili była zakontraktowana z Tarczą Republiki, dziwną organizacją która mieszała ze sobą Jedi, weteranów, wygnańców i uciekinierów. Mogła poruszać się po głównym okręcie bez przeszkód, jednak wyczuwała niechęć i nieufność do swojej osoby, dlatego wolała pozostać na podkładzie swojego D5.
Udało jej się jedynie nawiązać bliższy kontakt ze Skoltusem, nietypowym jetti, i Witmą, naiwną, lecz sympatyczną młodą Jedi. Wzruszyła ramionami - w końcu nie jest tutaj by się zaprzyjaźniać.
Ekran komunikatora zamigotał. Najemniczka zerknęła na wiadomość - wewnętrzna. Od jakieś jetti. Była podłączona do sieci Diviniusa, więc odbierała wszystkie główne komunikaty. Otworzyła wiadomość.
Zastanowiła się. Z pewnością nie zaliczała się do "przyjaciół", ale krótka wyprawa może pozwolić jej się wykazać i poznać swoich pracodawców... A jak mówiła Skoltusowi - dobrze wiedzieć, kto pilnuje twoich pleców.
Odnalazła Sallarosa w pokoju komputerowym.
- Mogę pomóc - wskazała na ekran, na którym widniała ta sama wiadomość. - dopiszmy to do umowy i podaj mi koordynaty.
Białowłosy myślał przez chwilę. W końcu, z ociąganiem kiwnął głową.
- Wybierzemy się razem.
Wkrótce zaczęła żałować, że się zgłosiła na tę wyprawę. Przedzierali się przez dżunglę. Było parno i wilgotno, nawet systemy chłodzące pancerza na niewiele się zdawały. W końcu zdjęła hełm - przez filtry ledwo oddychała.
- Daleko jeszcze? Nie na to się pisałem! - huknął Rassiel, barczysty żołnierz, uzbrojony jak czołg. Odrzucił karabin i oparł się o drzewo. - Pot ścieka mi po dupie!
- Zdyszałeś się, żołnierzyku? - zakpiła Shall, chociaż sama była rozdrażniona i zmęczona. Rassiel dokuczał jej jednak całą drogę i nie mogła się powstrzymać od komentarza. Nawet po Jedi ściekały strużki potu. Wyglądali na zdenerwowanych, chociaż droga przebiegła spokojnie.
- Niedaleko, generale - Alysalai przerwała kłótnię spokojnym głosem. - Właściwie...
- Na Moc... - wyszeptał Sallaros.
On, stary, catharski Mistrz Qrado i Alysalai wyglądali na spiętych i czujnych i wpatrywali się w coś uważnie.
- Na co oni się tak gapią? - mruknęła i wspięła się na głaz, korzystając z chwili odpoczynku. Podążyła za ich wzrokiem.
Na środku niewielkiej polany znajdował się idealnie okrągły plac wypalonej ziemi. Nieopodal, częściowo okryte roślinnością znajdowało się wejście do jaskini. Jedi wydawali się tym zafascynowani. Qrado śledził wzrokiem biegające wokół robactwo. Shallaya przewróciła oczami.
- ...to tutaj. Jak czujecie... coś tu się stało. - zaczęła Alysalai.
- Coś wypaliło trawę. Co jest takiego fascynującego w tej piaskownicy? - fuknęła Shall.
- Ziost. - Sallaros wypowiedział tę nazwę, jakby wszystko tłumaczyła.
- Tak. Zadziałała tu siła podobna do tej co na Ziost. Spójrzcie - wszystko co żywe omija ten skrawek ziemi. Ostatnio, kiedy się zbliżyłam, zaatakowały mnie dziwne istoty. - kontynuowała Alysalai
- Dziwne?
- One... Wyglądały jak chodzące szkielety. Szkielety z głową jelenia, miały poroże i szpony. Musiałam się wycofać.
- Ale krwawiły jak wszystko w galaktyce, czy mamy do czynienia z jakimiś, shabla, chodzącymi trupami? - dopytywała Shallaya.
- Krwawiły i umierały.
- No dobra. To wy odprawiajcie te swoje czary, jetti, a my będziemy was osłaniać - Shallaya zeskoczyła z kamienia i włożyła hełm.
- Po prostu to wysadźmy - warknął Rassiel - I spadajmy stąd. Nie chcę siedzieć tutaj z tym... Mando, który strzeli nam w plecy, albo zwieje jak tylko sytuacja się pogorszy!
- Jak śmiesz! - najemniczka aż się zapowietrzyła - Obowiązuje mnie kontrakt, żołnierzyku, poza tym mam reputację do... Zaraz, co to było?
Z głębi jaskini dobiegało ciche kwilenie. Rassiel i Shall natychmiast złapali za broń i zajęli pozycje u wylotu. Jedi podążyli za nimi.
Ich oczom ukazało się... dziecko! Ludzki chłopczyk, bosy, odziany w łachmany, zanosił się płaczem.
- Ik'aad?!
- Co ty tu robisz, mały? - Rassiel zbliżył się do dziecka, wchodząc do jaskini. Przełączył coś w hełmie, najprawdopodobniej włączając noktowizor.
- Skąd on się tu wziął? - usłyszała za sobą słowa Sallarosa - przecież z tutejszej cywilizacji...
- Żołnierzyku, padnij! - wrzasnęła Shall i otworzyła ogień, celując wysoko, by nie zranić sojusznika.
Dziecko zniknęło. Z ciemności wyłonił się stwór, odpowiadający opisowi Alysalai. Chudy jak szkielet, z wielką, rogatą głową i rzucił się na Rassiela. Ten zareagował szybko, używając karabinu jak obuchu, jednak impet ataku go powalił. Jeden z blasterowych strzałów Shallay'i sięgnął celu, uszkadzając kręgosłup potwora. Ryknął boleśnie i zatoczył się. Alysalai cisnęła Mocą, odrzucając ranne zwierzę wgłąb jaskini, a Sallaros błyskawicznie otoczył go przejrzystą bańką.
Shall podeszła do Rassiela i podała mu dłoń - Jesteś cały, żołnierzyku?
- Taaa... - Skorzystał z pomocy i podniósł się - Tylko obiłem sobie tyłek.
- Co to było?!
- Co teraz?
- Fierfek, czy to włada Mocą?! O co chodzi z tym dzieckiem?!
- Te stworzenia najprawdopodobniej potrafią wytwarzać wizję... Zapewne wykorzystują je, jako wabik, a same czekają w ukryciu.
- Wabik na ludzi. Magiczne szkielety-kameleony. Ta wyprawa coraz mniej mi się podoba!
Obserwowali, jak stwór ciska się w swoim więzieniu.
- Powinniśmy zbadać, to... coś. - Powiedział cathar, przyglądając się potworowi.
- A jak go przetransportujesz? Poprosisz, żeby grzecznie za nami poszedł?
Debatowali przez chwilę, ostatecznie decydując się na zabicie stworzenia i zabranie jego ciała w drodze powrotnej. Wyperswadowali Rassielowi użycie granatu, ostatecznie kończąc żywot stworzenia celnym strzałem z karabinu żołnierza.
Ruszyli dalej, wgłąb jaskini. Shallaya oświetlała drogę latarką naramienną, dzięki czemu nie musieli używać noktowizorów.
Po pewnym czasie, Sallaros przystanął, zaalarmowany.
- Ktoś jest za nami!
Shallaya odwróciła się błyskawicznie, a Rassiel, nie celując, puścił długą serię zza pleców, strącając kilka stalaktytów. W świetle latarki wyłoniła się postać kobiety.
- Witaj Witmo. - rzucił Sallaros, nie oglądając się nawet.
- Fierfek, kobieto, nie skradaj się! Mogłam cię zestrzelić!
Nagle, ponownie usłyszeli płacz. Ich oczom ukazała się dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka, tak samo jak wcześniej byli bosi i okryci szmatami.
Shallaya i Rassiel zareagowali jednocześnie - Rassiel celował w wizje, najemniczka powyżej, szukając zakamuflowanych potworów.
- Generale, nie! - Witma'Glred wrzasnęła przeraźliwie, odpychając karabin Rassiela. W tym momencie wizje zniknęły. - To dzieci... Co się z nimi stało?!
Shallaya włączyła termowizję w hełmie. Nie dostrzegła jednak żadnych ukrytych stworzeń.
- Czysto. - rzuciła.
- Kurwa, przeszkodziłaś mi! - wrzasnął Rassiel, kierując lufę w stronę młodej Jedi.
- To były tylko dzieci, generale! Ty zawsze najpierw strzelasz, a potem myślisz! - Witma wydawała się urażona.
- Dzieci, tak? To idź się z nimi przywitaj!
- Spokojnie - wtrącił się Mistrz Qrado. Wraz z resztą Jedi wytłumaczyli czym były dzieci i co się tutaj dzieje.
- A skąd możemy wiedzieć, że to nie kolejna wizja? - nerwy Rassiela były napięte jak postronki.
- Nie sądzę, żeby te istoty potrafiły stwarzać tak zaawansowane projekcje. Zastanów się, tamte się powtarzały i potrafiły jedynie zawodzić. Witma rusza się, używa Mocy i rozmawia z nami - Sallaros starał się uspokoić mężczyznę.
- Udowodnij, że jesteś prawdziwa!
- Wizji chyba nie można dotknąć? - Witma wyciągnęła dłoń w geście powitania.
- Nie mam zamiaru się zbliżać! To może być pułapka!
- Wszyscy żołnierze są tacy strachliwi? - mruknęła Shallaya, dotykając ramienia kobiety.
- Rozbierz się do naga i powoli podejdź z rękami w górze!
- Ależ... Generale! - Witma aż się zatrzęsła z oburzenia. Rassiel wybuchnął rubasznym śmiechem i odłożył broń.
Shallaya westchnęła zażenowana.
- Możemy iść dalej?
Szli kolejną godzinę. Coraz częściej marszczyli nosy - smród padliny docierał nawet przez filtry hełmów. W końcu dotarli do jego źródła.
Jaskinia kończyła się ślepym zaułkiem. U ich stóp bulgotało niewielkie jeziorko - w świetle latarki przybierało ciemną barwę smoły, miało też podobną konsystencję. W wizjerze termicznym jarzyło się na czerwono - było gorące, na granicy wrzenia.
- Och nareszcie, woda! - zakrzyknął uradowany cathar i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się w stronę mazi. Shall w życiu by nie przypuszczała, że starzec może poruszać się tak szybko! Nim otrząsnęli się z szoku, Mistrz Qrado stał już w brei po pas i zdawał się zanurzać, wciągany niczym w bagno.
- Och... chyba trochę tu gorąco...
Przekrzykując się wzajemnie i rzucając przekleństwami w stronę nierozważnego cathara, próbowali pomóc nieszczęsnemu Mistrzowi, który zaczynał już niknąć w otchłani. Rassiel wystrzelił linę, wbijając harpun w przeciwległą ścianę, jednak Qrado nie mógł uwolnić rąk, by się chwycić. Zanurzenie się w jeziorze nie było opcją. W końcu Sallaros użył Mocy, by chwycić ciecz w bańki, podobne do tej w której uwięził potwora, i zmusił ją do rozstąpienia się. Alysalai sięgnęła Mocą, zanim cathar opadł na dno, a Rassiel wyciągnął go na brzeg. Mistrzem natychmiast zajęła się Witma. Był poparzony i oblepiony cuchnącą mazią, wskazywał też oznaki podtopienia, ale żył.
- Czyś ty, kurwa, oszalał?! - Rassiel jak zwykle nie przebierał w słowach.
- Czy on, reaguje tak na każdą ciecz? - Shallaya nie mogła wyjść z szoku po wyczynie Mistrza. - A mówią, że to Sithowie są szaleni!
- Przecież to gówno wykręca nos przez hełm!
- Cóż... najwyraźniej nie wszystkie koty boją się wody... - Witma troskliwie zajmowała się catharem.
Sallaros nabrał odrobinę kleistej mazi i zamknął ją w bańce Mocy. - Przebadamy to później.
- Spadajcie stąd! - warknął Rassiel i otworzył ładownicę. Qrado powoli dochodził do siebie, bełkocząc coś i śmiejąc się na przemian.
- A ty?
- Muszę coś załatwić. Ruszę za dziesięć minut.
- Ale...
- Znając go, plan zawiera wielkie bum. Zabieramy się stąd. - Shallaya ruszyła przodem oświetlając drogę powrotną. - Witmo, pomóż futrzakowi.
Wycofali się, ciągnąc ze sobą oszołomionego Mistrza. Zgodnie z przewidywaniami, wkrótce rozległ się wybuch. W ostatniej chwili, niesiony falą uderzeniową, z wylotu jaskini wyłonił się Rassiel w osmalonym pancerzu.
- No, teraz mamy pewność, że nic stamtąd nie wylezie. - powiedział, wyraźnie zadowolony z siebie.
Dochodzący do siebie Qrado nagle zaniósł się kaszlem i zwymiotował czarną mazią.
- O... kłaczek?
- Co się stało... Och, fuj, co to jest?
- Musiałeś się nałykać tego paskudztwa.
- Jak to?
- Mistrzu, dlaczego wszedłeś do tego cuchnącego jeziora? - zapytała łagodnie Witma.
- Wszedłem? Naprawdę?
- Niczego nie pamiętasz?
- Świetnie. Te potwory nie dość, że tworzą wizje, to jeszcze przejmują umysły!
- Tego nie wiemy...
- Mistrzu... może już czas odpuścić sobie misje?
- Popatrzcie! - Alysalai podeszła do wypalonego kręgu i wskazała na środek. W promieniach zachodzącego słońca błyszczało niewielkie, metalowe pudełko o gładkich bokach.
- Hm... jestem pewien, że tego wcześniej nie było - zastanowił się Sallaros. - powinniśmy to zbadać.
- Powinniśmy to wysadzić! - wykrzyknął generał - Jak jeszcze raz usłyszę o badaniu czegokolwiek, to nie wytrzymam!
- Tu się zgodzę z kapitanem demolką - mruknęła Shallaya. - nie mam zamiaru podchodzić do tego cholerstwa, mam serdecznie dosyć waszej magii na długi czas!
- Wszyscy najemnicy są tacy strachliwi? - zakpiła Witma.
- Ostrożni - odparowała.
- Dość już - Białowłosy ostrożnie sięgnął Mocą i uniósł metaliczny przedmiot. Nic się nie stało. Otoczył go szczelnie bańką Mocy. - Wracamy. Mistrz Qrado potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Mamy też ciało i ciecz do zbadania.
Wyruszyli w drogę powrotną do bazy głównej Tarczy.
Udało jej się jedynie nawiązać bliższy kontakt ze Skoltusem, nietypowym jetti, i Witmą, naiwną, lecz sympatyczną młodą Jedi. Wzruszyła ramionami - w końcu nie jest tutaj by się zaprzyjaźniać.
Ekran komunikatora zamigotał. Najemniczka zerknęła na wiadomość - wewnętrzna. Od jakieś jetti. Była podłączona do sieci Diviniusa, więc odbierała wszystkie główne komunikaty. Otworzyła wiadomość.
"Ważne.
Do wszystkich zainteresowanych.
Przyjaciele. Odkryłam coś bardzo niepokojącego, w pobliżu naszej bazy. Chcę to zbadać, jednak nie dam rady w pojedynkę. Podejrzewam bezpośrednie zagrożenie, dlatego proszę potraktować sprawę jako pilną. Oczekuję Was w kwaterze głównej. Wyruszamy rankiem lokalnego czasu.
Do wszystkich zainteresowanych.
Przyjaciele. Odkryłam coś bardzo niepokojącego, w pobliżu naszej bazy. Chcę to zbadać, jednak nie dam rady w pojedynkę. Podejrzewam bezpośrednie zagrożenie, dlatego proszę potraktować sprawę jako pilną. Oczekuję Was w kwaterze głównej. Wyruszamy rankiem lokalnego czasu.
Z poważaniem,
Alysalai"
Alysalai"
Zastanowiła się. Z pewnością nie zaliczała się do "przyjaciół", ale krótka wyprawa może pozwolić jej się wykazać i poznać swoich pracodawców... A jak mówiła Skoltusowi - dobrze wiedzieć, kto pilnuje twoich pleców.
Odnalazła Sallarosa w pokoju komputerowym.
- Mogę pomóc - wskazała na ekran, na którym widniała ta sama wiadomość. - dopiszmy to do umowy i podaj mi koordynaty.
Białowłosy myślał przez chwilę. W końcu, z ociąganiem kiwnął głową.
- Wybierzemy się razem.
Wkrótce zaczęła żałować, że się zgłosiła na tę wyprawę. Przedzierali się przez dżunglę. Było parno i wilgotno, nawet systemy chłodzące pancerza na niewiele się zdawały. W końcu zdjęła hełm - przez filtry ledwo oddychała.
- Daleko jeszcze? Nie na to się pisałem! - huknął Rassiel, barczysty żołnierz, uzbrojony jak czołg. Odrzucił karabin i oparł się o drzewo. - Pot ścieka mi po dupie!
- Zdyszałeś się, żołnierzyku? - zakpiła Shall, chociaż sama była rozdrażniona i zmęczona. Rassiel dokuczał jej jednak całą drogę i nie mogła się powstrzymać od komentarza. Nawet po Jedi ściekały strużki potu. Wyglądali na zdenerwowanych, chociaż droga przebiegła spokojnie.
- Niedaleko, generale - Alysalai przerwała kłótnię spokojnym głosem. - Właściwie...
- Na Moc... - wyszeptał Sallaros.
On, stary, catharski Mistrz Qrado i Alysalai wyglądali na spiętych i czujnych i wpatrywali się w coś uważnie.
- Na co oni się tak gapią? - mruknęła i wspięła się na głaz, korzystając z chwili odpoczynku. Podążyła za ich wzrokiem.
Na środku niewielkiej polany znajdował się idealnie okrągły plac wypalonej ziemi. Nieopodal, częściowo okryte roślinnością znajdowało się wejście do jaskini. Jedi wydawali się tym zafascynowani. Qrado śledził wzrokiem biegające wokół robactwo. Shallaya przewróciła oczami.
- ...to tutaj. Jak czujecie... coś tu się stało. - zaczęła Alysalai.
- Coś wypaliło trawę. Co jest takiego fascynującego w tej piaskownicy? - fuknęła Shall.
- Ziost. - Sallaros wypowiedział tę nazwę, jakby wszystko tłumaczyła.
- Tak. Zadziałała tu siła podobna do tej co na Ziost. Spójrzcie - wszystko co żywe omija ten skrawek ziemi. Ostatnio, kiedy się zbliżyłam, zaatakowały mnie dziwne istoty. - kontynuowała Alysalai
- Dziwne?
- One... Wyglądały jak chodzące szkielety. Szkielety z głową jelenia, miały poroże i szpony. Musiałam się wycofać.
- Ale krwawiły jak wszystko w galaktyce, czy mamy do czynienia z jakimiś, shabla, chodzącymi trupami? - dopytywała Shallaya.
- Krwawiły i umierały.
- No dobra. To wy odprawiajcie te swoje czary, jetti, a my będziemy was osłaniać - Shallaya zeskoczyła z kamienia i włożyła hełm.
- Po prostu to wysadźmy - warknął Rassiel - I spadajmy stąd. Nie chcę siedzieć tutaj z tym... Mando, który strzeli nam w plecy, albo zwieje jak tylko sytuacja się pogorszy!
- Jak śmiesz! - najemniczka aż się zapowietrzyła - Obowiązuje mnie kontrakt, żołnierzyku, poza tym mam reputację do... Zaraz, co to było?
Z głębi jaskini dobiegało ciche kwilenie. Rassiel i Shall natychmiast złapali za broń i zajęli pozycje u wylotu. Jedi podążyli za nimi.
Ich oczom ukazało się... dziecko! Ludzki chłopczyk, bosy, odziany w łachmany, zanosił się płaczem.
- Ik'aad?!
- Co ty tu robisz, mały? - Rassiel zbliżył się do dziecka, wchodząc do jaskini. Przełączył coś w hełmie, najprawdopodobniej włączając noktowizor.
- Skąd on się tu wziął? - usłyszała za sobą słowa Sallarosa - przecież z tutejszej cywilizacji...
- Żołnierzyku, padnij! - wrzasnęła Shall i otworzyła ogień, celując wysoko, by nie zranić sojusznika.
Dziecko zniknęło. Z ciemności wyłonił się stwór, odpowiadający opisowi Alysalai. Chudy jak szkielet, z wielką, rogatą głową i rzucił się na Rassiela. Ten zareagował szybko, używając karabinu jak obuchu, jednak impet ataku go powalił. Jeden z blasterowych strzałów Shallay'i sięgnął celu, uszkadzając kręgosłup potwora. Ryknął boleśnie i zatoczył się. Alysalai cisnęła Mocą, odrzucając ranne zwierzę wgłąb jaskini, a Sallaros błyskawicznie otoczył go przejrzystą bańką.
Shall podeszła do Rassiela i podała mu dłoń - Jesteś cały, żołnierzyku?
- Taaa... - Skorzystał z pomocy i podniósł się - Tylko obiłem sobie tyłek.
- Co to było?!
- Co teraz?
- Fierfek, czy to włada Mocą?! O co chodzi z tym dzieckiem?!
- Te stworzenia najprawdopodobniej potrafią wytwarzać wizję... Zapewne wykorzystują je, jako wabik, a same czekają w ukryciu.
- Wabik na ludzi. Magiczne szkielety-kameleony. Ta wyprawa coraz mniej mi się podoba!
Obserwowali, jak stwór ciska się w swoim więzieniu.
- Powinniśmy zbadać, to... coś. - Powiedział cathar, przyglądając się potworowi.
- A jak go przetransportujesz? Poprosisz, żeby grzecznie za nami poszedł?
Debatowali przez chwilę, ostatecznie decydując się na zabicie stworzenia i zabranie jego ciała w drodze powrotnej. Wyperswadowali Rassielowi użycie granatu, ostatecznie kończąc żywot stworzenia celnym strzałem z karabinu żołnierza.
Ruszyli dalej, wgłąb jaskini. Shallaya oświetlała drogę latarką naramienną, dzięki czemu nie musieli używać noktowizorów.
Po pewnym czasie, Sallaros przystanął, zaalarmowany.
- Ktoś jest za nami!
Shallaya odwróciła się błyskawicznie, a Rassiel, nie celując, puścił długą serię zza pleców, strącając kilka stalaktytów. W świetle latarki wyłoniła się postać kobiety.
- Witaj Witmo. - rzucił Sallaros, nie oglądając się nawet.
- Fierfek, kobieto, nie skradaj się! Mogłam cię zestrzelić!
Nagle, ponownie usłyszeli płacz. Ich oczom ukazała się dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka, tak samo jak wcześniej byli bosi i okryci szmatami.
Shallaya i Rassiel zareagowali jednocześnie - Rassiel celował w wizje, najemniczka powyżej, szukając zakamuflowanych potworów.
- Generale, nie! - Witma'Glred wrzasnęła przeraźliwie, odpychając karabin Rassiela. W tym momencie wizje zniknęły. - To dzieci... Co się z nimi stało?!
Shallaya włączyła termowizję w hełmie. Nie dostrzegła jednak żadnych ukrytych stworzeń.
- Czysto. - rzuciła.
- Kurwa, przeszkodziłaś mi! - wrzasnął Rassiel, kierując lufę w stronę młodej Jedi.
- To były tylko dzieci, generale! Ty zawsze najpierw strzelasz, a potem myślisz! - Witma wydawała się urażona.
- Dzieci, tak? To idź się z nimi przywitaj!
- Spokojnie - wtrącił się Mistrz Qrado. Wraz z resztą Jedi wytłumaczyli czym były dzieci i co się tutaj dzieje.
- A skąd możemy wiedzieć, że to nie kolejna wizja? - nerwy Rassiela były napięte jak postronki.
- Nie sądzę, żeby te istoty potrafiły stwarzać tak zaawansowane projekcje. Zastanów się, tamte się powtarzały i potrafiły jedynie zawodzić. Witma rusza się, używa Mocy i rozmawia z nami - Sallaros starał się uspokoić mężczyznę.
- Udowodnij, że jesteś prawdziwa!
- Wizji chyba nie można dotknąć? - Witma wyciągnęła dłoń w geście powitania.
- Nie mam zamiaru się zbliżać! To może być pułapka!
- Wszyscy żołnierze są tacy strachliwi? - mruknęła Shallaya, dotykając ramienia kobiety.
- Rozbierz się do naga i powoli podejdź z rękami w górze!
- Ależ... Generale! - Witma aż się zatrzęsła z oburzenia. Rassiel wybuchnął rubasznym śmiechem i odłożył broń.
Shallaya westchnęła zażenowana.
- Możemy iść dalej?
Szli kolejną godzinę. Coraz częściej marszczyli nosy - smród padliny docierał nawet przez filtry hełmów. W końcu dotarli do jego źródła.
Jaskinia kończyła się ślepym zaułkiem. U ich stóp bulgotało niewielkie jeziorko - w świetle latarki przybierało ciemną barwę smoły, miało też podobną konsystencję. W wizjerze termicznym jarzyło się na czerwono - było gorące, na granicy wrzenia.
- Och nareszcie, woda! - zakrzyknął uradowany cathar i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się w stronę mazi. Shall w życiu by nie przypuszczała, że starzec może poruszać się tak szybko! Nim otrząsnęli się z szoku, Mistrz Qrado stał już w brei po pas i zdawał się zanurzać, wciągany niczym w bagno.
- Och... chyba trochę tu gorąco...
Przekrzykując się wzajemnie i rzucając przekleństwami w stronę nierozważnego cathara, próbowali pomóc nieszczęsnemu Mistrzowi, który zaczynał już niknąć w otchłani. Rassiel wystrzelił linę, wbijając harpun w przeciwległą ścianę, jednak Qrado nie mógł uwolnić rąk, by się chwycić. Zanurzenie się w jeziorze nie było opcją. W końcu Sallaros użył Mocy, by chwycić ciecz w bańki, podobne do tej w której uwięził potwora, i zmusił ją do rozstąpienia się. Alysalai sięgnęła Mocą, zanim cathar opadł na dno, a Rassiel wyciągnął go na brzeg. Mistrzem natychmiast zajęła się Witma. Był poparzony i oblepiony cuchnącą mazią, wskazywał też oznaki podtopienia, ale żył.
- Czyś ty, kurwa, oszalał?! - Rassiel jak zwykle nie przebierał w słowach.
- Czy on, reaguje tak na każdą ciecz? - Shallaya nie mogła wyjść z szoku po wyczynie Mistrza. - A mówią, że to Sithowie są szaleni!
- Przecież to gówno wykręca nos przez hełm!
- Cóż... najwyraźniej nie wszystkie koty boją się wody... - Witma troskliwie zajmowała się catharem.
Sallaros nabrał odrobinę kleistej mazi i zamknął ją w bańce Mocy. - Przebadamy to później.
- Spadajcie stąd! - warknął Rassiel i otworzył ładownicę. Qrado powoli dochodził do siebie, bełkocząc coś i śmiejąc się na przemian.
- A ty?
- Muszę coś załatwić. Ruszę za dziesięć minut.
- Ale...
- Znając go, plan zawiera wielkie bum. Zabieramy się stąd. - Shallaya ruszyła przodem oświetlając drogę powrotną. - Witmo, pomóż futrzakowi.
Wycofali się, ciągnąc ze sobą oszołomionego Mistrza. Zgodnie z przewidywaniami, wkrótce rozległ się wybuch. W ostatniej chwili, niesiony falą uderzeniową, z wylotu jaskini wyłonił się Rassiel w osmalonym pancerzu.
- No, teraz mamy pewność, że nic stamtąd nie wylezie. - powiedział, wyraźnie zadowolony z siebie.
Dochodzący do siebie Qrado nagle zaniósł się kaszlem i zwymiotował czarną mazią.
- O... kłaczek?
- Co się stało... Och, fuj, co to jest?
- Musiałeś się nałykać tego paskudztwa.
- Jak to?
- Mistrzu, dlaczego wszedłeś do tego cuchnącego jeziora? - zapytała łagodnie Witma.
- Wszedłem? Naprawdę?
- Niczego nie pamiętasz?
- Świetnie. Te potwory nie dość, że tworzą wizje, to jeszcze przejmują umysły!
- Tego nie wiemy...
- Mistrzu... może już czas odpuścić sobie misje?
- Popatrzcie! - Alysalai podeszła do wypalonego kręgu i wskazała na środek. W promieniach zachodzącego słońca błyszczało niewielkie, metalowe pudełko o gładkich bokach.
- Hm... jestem pewien, że tego wcześniej nie było - zastanowił się Sallaros. - powinniśmy to zbadać.
- Powinniśmy to wysadzić! - wykrzyknął generał - Jak jeszcze raz usłyszę o badaniu czegokolwiek, to nie wytrzymam!
- Tu się zgodzę z kapitanem demolką - mruknęła Shallaya. - nie mam zamiaru podchodzić do tego cholerstwa, mam serdecznie dosyć waszej magii na długi czas!
- Wszyscy najemnicy są tacy strachliwi? - zakpiła Witma.
- Ostrożni - odparowała.
- Dość już - Białowłosy ostrożnie sięgnął Mocą i uniósł metaliczny przedmiot. Nic się nie stało. Otoczył go szczelnie bańką Mocy. - Wracamy. Mistrz Qrado potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Mamy też ciało i ciecz do zbadania.
Wyruszyli w drogę powrotną do bazy głównej Tarczy.
Shallaya- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 202
Join date : 03/04/2016
Age : 33
Skąd : Uć
Similar topics
» "Zbieg" - event z 14-15.01.17
» Odpowiedź na wezwanie. Event 14.01.2017
» Obrona Bazy. Event z 6.01.17
» " Świątynia na Vestar" - event z 27.01.17
» "Negocjacje" - event z 14.07.2017
» Odpowiedź na wezwanie. Event 14.01.2017
» Obrona Bazy. Event z 6.01.17
» " Świątynia na Vestar" - event z 27.01.17
» "Negocjacje" - event z 14.07.2017
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach