Nic już nie będzie takie samo
Strona 1 z 1
Nic już nie będzie takie samo
To nie tak, że była słaba. Wszystko miała przygotowane, sama również czuła, że musi właśnie teraz podjąć decyzję i zrobić ten krok. Spojrzała na swój datapad. Wskazywał równo środek nocy. Włączyła holopamiętnik.
- Stanie się. Już niedługo Lord Seetherin będzie tylko wspomnieniem. Będzie kimś, kto jedynie istniał i zaginie w odmętach przeszłości. Status w Imperium: zaginiona. Prawdziwe imię: Shurrikane. Urodzona dokładnie dwadzieścia dziewięć lat temu. Równe dwadzieścia dziewięć, według daty liczonej na Dromund Kaas. Niech to, co tutaj robię będzie zwieńczeniem mojej walki o przetrwanie w Galaktyce. Ból, cierpienie, przemoc, strach… wreszcie chwila wytchnienia a potem znów strach, wstyd, smutek. Upokorzenie. I wreszcie nadzieja. Iskierka, mały zaledwie promyczek, rozświetlający uparcie to, co chciałam ukryć w mroku. Jeżeli mi się nie uda, wierzę, że umrę szybko. Przygotowałam zabezpieczenia, ładunki wybuchowe na wypadek, gdybym chciała zbyt szybko wstać. Swoją drogą kodeks Sithów w jednym się nie myli: Moc mnie wyzwoli. Albo zabije.
Wyłączyła pamiętnik, usiadła wygodnie. W trzydziesty rok swojego życia miała wejść jako ktoś zupełnie inny, ktoś kim nigdy nie była… A może ktoś kim właśnie miała się stać? Dać się ponieść nurtowi Mocy, pozwolić sobą kierować. Ale nigdy, przenigdy nie stracić gruntu pod nogami. Usiadła na podłodze, skrzyżowała nogi.
Oczyść swój umysł. Moc jest energią, za którą idzie coś więcej, coś czego prawdopodobnie ani Jedi ani Sithowie nie pojmą. Moc wskazuje nam drogę, Moc nam pomaga, Moc niszczy i może zgubić. Moc… daje życie. I nadzieje.
Wyciszyła się. Niemal czuła obok siebie obecność Theiki, obecność Zarchona i wszystkich tych, którzy mieli udział w tym, kim była teraz. Matka. Miralt. Dziesiątki uczniów i akolitów, których musiała zabić. Ci, których mordowała jako narzędzie u swojego ojca. Ci, którym pomagała: których uratowała na Tatooine, dowództwo Tarczy. Sallaros. Sindo. Gritlen, Flawda. Rada Jedi. Oddział 106. Czuła, jakby obok niej materializowali się ranni ze szpitala, w którym leczyła się po ataku Theiki, dzięki którym zdecydowała się na medycynę. Czuła obecność Vyn. Eisena. Padawanów i Rycerzy, którzy krzywo na nią patrzyli. I ci, którzy mieli nadzieję. Którzy nigdy w nią nie zwątpili.
Czy robię to dla was? Częściowo. Robię to, gdyż tak musi być. Droga, którą przeszłam była pełna cierpienia, bólu i walki. Wciąż jednak potrafię walczyć. To znak, że nadal muszę to robić.
Zadrżała. Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego, czuła jak wszyscy znikają. Jak przeszłość się rozmazuje, rozpływa. Ból, cierpienie, strach stają się wspomnieniem. Nie słyszała nagle podszeptów Ciemnej Strony Mocy, które niemal każdego dnia i w każdej chwili skłaniały ją ku złemu. Pokój… nie jest kłamstwem… On istnieje.
Czuła, że traci siły. Że siedzenie sprawia jej trudności, że utrzymanie się w pozycji medytacyjnej jest coraz trudniejsze. Postanowiła walczyć dalej.
Gdyby ktoś teraz wszedł do jej pokoju zauważyłby Shurr siedzącą z podpiętymi do siebie ładunkami wybuchowymi. Pogrążoną w głębokim transie, z dziwnym grymasem na twarzy.
MOC MNIE WYZWOLI!
Otworzyła oczy. Kręciło jej się w głowie, nogi miała odrętwiałe. Spojrzała na swoje dłonie, Były… takie jak zawsze, a jednak było w nich coś, czego wcześniej nie zauważała. To nie były już dłonie mordercy, lecz te, które w przyszłości będą dzierżyć miecz, który będzie bronił tego, co bronić poprzysięgła. Czuła to bardzo dobrze.
Udało się?
Wstukała kod na zapalniku wyłączając ładunki wybuchowe. Próba rozprostowania nóg dała jej jednoznaczna odpowiedź. Znów nie będzie chodzić. Ale nagle stało się to dla niej zupełnie nieważne, nieistotne. Żyła.
Varrin. Jedyne uczucie, które pozostało nawet po tym, jak zwalczyła większość emocji, które nią targały. Myślała, że miłość do jej mistrza osłabnie. Wręcz przeciwnie, stała się silniejsza, wyrazistsza, czystsza. Nie przyćmiona Mrokiem, nie przysłaniana rządzą mordu i potęgi. Sięgnęła po holopamiętnik, zerkając jednocześnie na zegar. Według niego siedziała tutaj niemal dwadzieścia godzin.
- Dzień po moich urodzinach zabiłam tę, stworzoną sztucznie przez mrok. Czuję jedynie spokój. I miłość.
Wyłączyła pamiętnik, sięgnęła po kule, dzięki którym mogła wstać i się poruszać. Wstała z trudem, mięśnie nieco jej zastały, a w dodatku nogi niekoniecznie chciały współpracować. Schowała ładunki wybuchowe do skrzyni z nadzieją, że nikt przez ostatnie dwadzieścia godzin do niej nie zaglądał. Założyła swoją szatę, a gdy spojrzała w lustro, by poprawić włosy zauważyła coś dziwnego.
- Na… Moc… - szepnęła i zabrała się za szukanie okularów, by to ukryć.
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach