Kroniki Rogatej Jedi cz. 4 - Coś się kończy, coś się zaczyna
Strona 1 z 1
Kroniki Rogatej Jedi cz. 4 - Coś się kończy, coś się zaczyna
Ostatnia część KRJ, jednocześnie wstęp do RP Misja Przeszłości
Z dedykacją dla upominającego się o kontynuację Doriana, znanego również pod imieniem "Talym". Twoje słowa zmotywowały mnie do dokończenia tego wątku
Zapadł zmrok. Pośród ogromnego lasu, przy ciepłym płomieniu sporawego ogniska siedziały dwie postaci patrzące to na siebie, to na ogień, to gdzieś w dal upewniając się, że nikt ich tu nie wykrył. W końcu ta niższa przerwała ciszę:
- Mistrzyni Vaner... Z całym szacunkiem, ale rozpalenie ogniska nie było najlepszym pomysłem - zaniepokoiła się - ogień tylko ułatwi nasze znalezienie - togrutanka się uśmiechnęła i powoli skinęła głową trzymając ręce nad ogniskiem
- Bez niego dopadnie nas zwierzyna - odpowiedziała po chwili, po czym zrobiła pauze - W zasadzie nic o tobie nie wiem... Kim jesteś?
- Nikim ważnym - miralianka spuściła głowę
- Jesteś wrażliwa na Moc, prawda? Wyczułam to - spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem
- Jestem... I co z tego... - westchnęła głęboko - Padawan Ruth'rihni Ilats... Była Padawan... Mój mistrz nie żyje, a ja dostałam się do niewoli
- A jednak spotkałaś mnie - Głos mistrzyni był spokojny i opanowany - jako przyszła Jedi wiesz dobrze, że nie ma czegoś takiego jak przypadek... Widać Moc chciała by doszło do tego spotkania...
Ruth się zdziwiła - Mistrzyni chce... Mnie szkolić?
- Tego nie powiedziałam... Ale nie zaprzeczę... Od dawna chciałam mieć padawana - spojrzała na dziewczynę - Ewentualnie padawanke - uśmiechnęła się - Ale zanim się nad tym zastanowimy, trzeba się stąd wydostać.
Ruth przytaknęła w momencie gdy w krzakach coś się poruszyło
- Słyszałaś? - zaniepokoiła się Ashoni
- Mistrzyni... Wydaje mi się, że ktoś nas wyśledził.
Jedi wyczuła obok obecność, szybko wstała, przyciągnęła leżący obok blaster i włączyła w nim latarke, celując w stronę aury, której dotychczas nie było
- Stój, gdzie stoisz! - prawie krzyknęła. Jej ton był zdecydowanie stanowczy. Jej oczom ukazał się jeden z piratów - garnków. Chwile tak stała w niego w patrzona aż przerwała miralianka:
- Mistrzyni, snajper! - w ułamku sekundy togrutanka zrobiła unik głową, a czerwona błyskawica trafiła stojącego przed nią pirata w pierś. Z kierunku, z którego padł strzał dało się słyszeć uruchamiany plecak rakietowy, na którym postać wystrzeliła w górę, by po chwili z całym impetem rzucić się na Jedi.
Ashoni widząc, co się dzieje odepchnęła pirata na drzewo. Pirat ledwo się pozbierał. Wstał i wyjął z kabur dwa blastery, z których po chwili poleciały gęste wiązki czerwonych błyskawic
- Schowaj się! - sięgnęła do pasa, gdzie normalnie by wisiały miecze świetlne. Ku jej zdziwieniu ich tam nie było - No tak... Nigdy nie może być z byt prosto - zaczęła unikać pocisków poprzez dziwaczne skoki i uniki. Schowała się wskakując na drzewo podczas, gdy pirat uparcie strzelał w kierunku, gdzie wcześniej stała. Tymczasem togrutanka miała czas by przejść koroną drzew i skoczyć piratowi prosto na głowe.
Wyjęła w powietrzu wibrosztylet i lądując na głowie przeciwnikowi wykonała potężne dźgnięcie. Niestety. Pancerz był za gruby. Wibrosztylet wykonał malutką ryske i wypadł Jedi z ręki. Westchnęła próbując jeszcze powalić pirata kopniakiem w nogi, jednak ten okazał się szybszy i złapał ją za noge, zrobił półobrót i cisnął o drzewo
- Bez swoich latareczek jesteś nikim - zaśmiał się szyderczo w stronę obitej Ashoni.
- Wciąż jestem Jedi - wydukała plując krwią - Tak długo jak Moc jest ze mną - uniosła ręke w kierunku plecaka rakietowego, dostrzegając tam wcześniej swietlny miecz, który uderzył pirata w głowę, wyminął go i poszybował do wyciągnietej, pomarańczowej dłoni. Prawdopodobnie miecz pełnił wcześniej rolę trofeum i wskazywał na znaczenie noszącego go przy rakietowym plecaku. Z resztą wtedy akurat było to najmniej ważne. Jedi objęła rękojeść obiema rękoma na wysokości skroni i aktywowała niebieską klinge. Odpieła cześć bojowego pancerza umożliwiając sobie szybsze poruszanie i stanęła w pozycji nadającej się zarówno do obrony jak i do ataku.
- Wydaje ci się, że tylko Jedi umieją tym walczyć? - "Garnek" zaśmiał się szyderczo i sięgnął po inny miecz-trofeum. Momentalnie wystrzelił na plecaku w góre, rzucając się na togrutanke gotową w każdej chwili odeprzeć atak. Miecze się zderzyły, a pirat wbrew oczekiwaniom Ashoni nie stracił równowagi. Las rozświtliły dwie migające klingi - błękitna i żółta - zderzające się na przemian. Ruchy błękitnej klingi były delikatne, pełne gracji. Każdy ruch był przemyślany i dokładnie poprowadzony... Zaś klinga żółta latała chaotycznie. Raz kontrując, raz atakując. Gdyby nie siła przeciwnika, prawdopodobnie Ashoni nie miała by większego problemu z rozbrojeniem napastnika w kilku ruchach. Po chwili pirat widocznie zmęczył się czystą walką i odpalił silny impuls, który mimowolnie odrzucił z impetem togrutantke na najbliższe drzewo. Wstała jeszcze bardziej oszołomiona niż ostatnio. Skontrowała niedbale kilka kolejnych cięć, po czym pirat mocniejszym uderzeniem pozbawił ją miecza. Jedi ledwo kontaktowała, patrzyła mętnym wzrokiem na pirata, nie umiejąc wydusić z siebie słowa. Ten złapał ją za szyję i rzucił jeszcze raz o drzewo. Sięgneła w kierunku miecza by przyciągnąć cylindryczną rękojeść za pomocą wici Mocy. Miecz sie poruszył, ale zaraz po tym Jedi oberwała silnym kopniakiem w tył czaszki i obraz rozpłynął jej się we mgle. Ponad roczna przerwa od ćwiczeń solidnie dała się we znaki.
Jak spod ziemi Miralianka wyskoczyła z lasu, przyciągneła miecz, który chwile temu dzierżyła jej niedoszła mistrzyni i rzuciła się na pirata atakując go szybkimi i agresywnymi cięciami, sprowadzając co i rusz do defensywy. Próbował zastosować podobną sztuczkę z impulsem, ale Jedi była szybsza i kiedy Garnek wystawił ręke... zwęglony, odcięty kikut opadł na ziemie z głuchym stuknięciem... Rozwścieczona miralianka dosłownie sekunde później pozbawiła pirata głowy.
Stała nad ciałem dobre kilka sekund dysząc ciężko. Zgasiła błękitną klinge i podniosła drugi miecz z ręki martwego pirata. Podbiegła potem do Ashoni i zatargała ją do ich prowizorycznego obozu pod samo ognisko.
Ruth siedziała przy ciepłym płomieniu wpatrując się w rękojeść swojej broni. Jej padawański miecz... Ostatnie co zostało jej po Zakonie. Zadowolona z siebie przypięła go do paska i czekała aż Ashoni się obudzi, co wkrótce nastąpiło.
- Co. Się. Stało. - zapytała, a może raczej wycedziła przez zaciśnięte z bólu zęby togrutanka
- Uratowałam ci życie - odpowiedziała pewna siebie Ruth - I to drugi już raz - uśmiechneła się.
Ashoni z trudem sie podniosła sycząc z bólu.
- Całe życie się uczymy... Tyle lat spędziłam na doskonaleniu szermierki tylko po to by dać się pokonać piratowi z generatorem impulsów... - mruknęła niby do siebie
- Tymczasem lepiej wypada ode mnie padawanka, która od lat nie trzymała świetlnego miecza w dłoni.
- Mistrzyni również nie jest w najlepszej formie
Ashoni kiwnęła głową.
- Bywałam w lepszej - przytaknęła.
Resztę wieczoru kobiety spędziły na odpoczynku. To był ciężki wieczór dla ich obojga.
- Potraktujemy to jako próbę na padawana - togrutanka masowała obolałą głowę - zdałaś - uśmiechnęła się z lekkim bólem - A oto nasza piewsza wspólna misja. Wydostać się... Stąd - zamachnęła się ręką wokoło.
Miralianka podskoczyła z wrażenia. Nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. To znaczy spodziewała się, że prędzej czy później się to wydarzy, ale nie spodziewała się, że aż tak szybko a tymbadziej w takich okolicznościach. Minęły lata odkąd utraciła kontakt z Zakonem. Była niezmiernie ciekawa jak się zmienił, ilu obecnie przeżyło Jedi... I jak wygląda galaktyka poza tą zapyziałą planetą na której nie było absolutnie nic ciekawego. Poza togrutańską Jedi, która wydała jej się wyjątkowa od początku. Przeczucie, że ich spotkanie nie było przypadkowe ciągnęło się za nią do momentu jej uwolnienia. Potem to już nie było przeczucie. Ruth miała pewność.
Ashoni uniosła swoje obite ciało i zagasiła ognisko piaskiem. Wyciągnęła z części pancerza niewielki komlink i zaczęła przy nim grzebać w celu ustawienia go na konkretną częstotliwość. Ta niecodzienna czynność przyciągnęła uwagę nowomianowanej padawanki
- Mistrzyni, co robisz? - zapytała z nieukrywaną ciekawością
- Mam droida... - stuknęła komlinkiem o kamyk - ten droid się aktywuje na odpowiedniej częstotliwości. Dzięki temu łatwiej będzie nam namierzyć mój statek - wyjaśniła starsza Jedi
Ku zaskoczeniu obu po chwili z głośniczka wydobyło się charakterystyczne dla jednostek typu T3 piśniecie. Droid byl gotowy do działania i właśnie zaczął szykować statek do odlotu. To nieco podniosło Jedi na duchu, gdyż oznaczało to, że ich tułaczka dobiega końca.
"Błysk Ostrza", czyli w zasadzie przemianowany "Negocjator" po modyfikacjach technicznych był chyba jednym z ostatnich niezezłomowanych frachtowców typu Obrońca w galaktyce. Nic więc dziwnego, że dowódca całej tej bandy uznał statek za swojego rodzaju trofeum i postanowił go odnowić na własny użytek. Dzięki głównie tej decyzji silniki znów były sprawne i Błysk był w stanie się poderwać ostrzeliwując platformę, obsługę i inne statki na lądowisku. T3 może i był droidem należącym do Jedi, ale z pewnością jak Jedi nie myślał i minimalizowanie strat nie było w jego stylu. Statek opuścił więc platforme ostatecznie zostawiając za sobą pas zniszczenia. Wkrótce kopułkowy astromech zlokalizował obie kobiety nadające sygnał. Frachtowiec ściął kilka drzew i zawisł w powietrzu z otwartym włazem umożliwiając Mistrzyni i padawance ucieczkę.
Na pokładzie było czysto. Ze statku zostało zabrane wszystko poza droidem, który schował się w specjalnej skrytce zaprojektowanej przez Shil'gote Kaan tak sprytnie, że przeszukujący statek nie zlokalizowali wyłączonej jednostki T3. Na szczęście. Gdy twi'lekanka namawiała Ashoni na tę modyfikację, początkowo ta uważała że jest to kompletnie zbędne. W takich sytuacjach jak ta dziękowała jednak Gwiazdom, że dała się namówić. Tak czy inaczej wyglądało na to, że Jedi znowu została z niczym i nie mogła się z tym faktem pogodzić. No z prawie niczym bo miała ze sobą Ruth. Jednak sama obecność młodej miralianki niewiele podnosiła na duchu doświadczoną Jedi, gdyż jej podróż nie mogła dobiec końca. Coraz więcej tajemnic było zostawianych bez odpowiedzi. A przynajmniej żadnej konkretnej i pewnej odpowiedzi. Podjęła decyzję. Musiała odzyskać co tylko mogła by jej dotychczasowe wysiłki do czegoś się zdały. Zasiadła za sterami i zawróciła statek spowrotem do bazy piratów.
Miralianka nie dała się namówić na pozostanie na pokładzie mimo niechęci Ashoni. Jedi nie chciała narażać swojej uczennicy na zbędne ryzyko zwłaszcza z personalnych pobudek. Tak czy tak po krótkiej wymianie zdań obie opuściły rampe Błysku nad siedzibą piratów. Obie Jedi wycieły dziury w dachu niemal od razu po tym gdy ich stopy dotknęły podłoża. Dostali się do centrum komunikacyjnego przez sufit, mając przy tym element zaskoczenia. Dzięki temu udało się wniknąć do bazy bez uruchamiania z miejsca alarmu. Oczywiście wciąż pozostawało milion jak nie więcej kwesti, które mogły pójść nie tak i przynajmniej setka tych, które na pewno pójdą. Zawsze tak jest. Co więcej togrutanka o tym wie, a i tak zwykle podejmuje ryzyko. Poprostu chyba w pewnym wieku już nie da się niczego nauczyć. Pozostaje bazować na doświadczeniu, a i to potrafi nieraz mylić. Ashoni odrzuciła negatywne myśli i sięgnęła po Moc wyczulając tym samym zmysły i ułatwiając sobie skupienie. Wyłączyła żółtą klingę i przypięła rękojeść do pasa. Z centrum komunikacyjnego wiódł wąski korytarz prowadzący do windy. O dziwo pustej. Obie Jedi po chwile znalazły się na samym dole, gdzie według planu budyku, ściągniętych z centrum komunikacji powinno znajdować się pomieszczecie rzeczy zwrekwirowanych. I tak też było. Obie kobiety wkrótce stanęły w olbrzymiej hali z wydzielonymi półkami, ogromnymi działami różnorodnych okresów działalności bandy. No i w końcu z podziałem na wartość poszczególnych łupów. Prawdę mówiąc większość było jakimś splądrowanym złomem, który przetrwał z zestrzelonych statków. Ruth została przy drzwiach. Jej zadaniem jedynym i głównym było pilnowanie czy nikt nie nadchodzi aby na przykład włączyć alarm. Ashoni tymczasem wędrowała od działu do działu szukając wzrokiem i Mocą wartościowych dla niej przedmiotów. Stanęła przy dziale datowanym na prawie pięćdziesiąt lat wstecz. Dostrzegła tam... Holokron, kilka datapadów z logiem Zakonu i kilkanaście przywęglonych mieczy świetlnych. Z braku miejsca przy sobie zabrała tylko holokron i skopiowała informacje z datapadów na swój własny cyfronotes. Chwilę potem natknęła się również na wyposażenie swojego statku. Jakieś szaty, narzędzia i inne mniej i bardziej przydatne urządzenia. Zabrała co najpotrzebniejsze i wróciła się powoli do Ruth, która czekała ze zniecierpliwieniem na swoją Mistrzynie. Ku ich zaskoczeniu szyb windy została zablokowany. A to oznaczało tylko jedno - ktoś wykrył infiltracje. Ashoni odruchowo złapała za rękojeść świetlnego miacza jak to miała w zwyczaju gdy wyczuwała nadciągające niebezpieczeństwo.
Padawanka Ruth również złapała za rękojeść broni nieaktywując jej.
Po dość krótkiej chwili, drzwi do szybu otworzyły się, a z windy wypadło ośmiu uzbrojonych po zęby piratów. Nim Ashoni się zorientowała, błękitna klinga błysła. Jeden już nie miał głowy, a drugi miał nacięty do połowy brzuch. Morderczy taniec błękitnej klingi zielonej padawanki zastopowała żółta. Tym samym Ashoni wykonała pchniecie Mocy posyłając jej wici wprost na napastników. Gdy sytuacja sie uspokoiła, togrutańska Jedi zgasiła swoją broń marszcząc przy tym brwi. Zdała sobie sprawę, że jeszcze przyjdzie czas na repremende. Ale nie teraz. Teraz obie Jedi musiały zachować pełne skupienie jeżeli planowały opuścić tajemniczą planetę w jednym kawałku...
Ashoni instynkt nie zawiódł. Zmarszczenie brwi i zablokowanie śmiertelnego ciosu, dały do myślenia Ruth. Co fakt zdarzało jej się jeszcze po drodze kogoś zabić, ale nie było to takie brutalne jak poprzednio. Zamiast dekapitowanych głów i poucinanych torsów, zaczęły niemal latać pocięte kawałki stopów metalu, które niegdyś jeszcze były blasterami, poucinane palce ze spustami, czy nawet całe dłonie. Wydawałoby się, że żadna siła nie byłaby w stanie pokonać dwójki Jedi walczących ramie w ramie...
No właśnie. Wydawałoby się. W pewnym momencie otworzyły się drzwi za nimi. Zostały otoczone. Togrutanka znowu wykonała silne pchnięcie torując sobie drogę przez korytarz. Wcisnęła przycisk na komunikatorze i poleciła T3 by sprowadził powoli statek na lądowisko. Misja Jedi zbliżała się ku końcowi. Teraz musiały już tylko przeżyć do podebrania. Biegły ile sił w nogach unikając blasterowych błyskawic, stawiając prowizoryczne barykady ze skrzynek i innego złomu, dalej biegnąc. Ashoni wiedziała że nawet ona nie ma szans w bezpośrednim starciu z całą armią piratów-najemników.
Frachtowiec klasy Obrońca był już widoczny na głównej platformie. Rampa była opuszczona, a działka gotowe by zaatakować każdego kto się zbliży bez autoryzacji. Gdy dotarły do rampy, a statek powoli zaczął się odrywać od gruntu, togrutanke coś tknęło.
- Snajper! - krzyknęła próbując odbić śmiertelną wiązke... Niestety zamiast ją odbić, jedynie zmieniła jej kierunek. Przez to Ruth nie oberwała bezpośrednio w głowe, a w prawą łopatke. Strzał najprawdopodobniej przebił płuco. Z piersi padawanki wydobył sie dym i charakterystyczny smród przypalonego mięsa.
Rampa się podniosła. Statek był coraz bliżej nieboskłonu.
Padawan Ruth'rihni Ilats wyzionęła ducha na rękach swojej mistrzyni...
Ashoni wróciła na Valiri. Błysk Ostrza osiadł na platformie, jak gdyby nigdy stamtąd nie ruszył. Togrutanka siedziała w kokpicie patrząc się w dal. Kolejna osoba, której nie uratowała. Kolejna osoba, która stała jej się bliska i umarła ja jej oczach. Jedi powinni godzić się ze śmiercią, a jednak Ashoni czuła wielki żal. Czuła że zawiodła. Znowu. I nie tylko samą siebie. Zawiodła kogoś, kto kiedyś mógł stać się dobrym Jedi a przez nią się nie stanie.
Togrutanka zaczekała do zmroku. Gdy tylko się ściemniło, załadowała zawinięte w materiał ciało i zabrała daleko poza świątynie i las.
Znalazła wgórze na którym ustawiła bardzo prosty stos. Na stosie ułożyła ciało swojej padawanki i podpaliła.
Odsunęła się od ognia wpatrując się nostalgicznie w płonący stos. Minie troche czasu nim pogodzi się z poczuciem winy... Jeżeli kiedykolwiek się pogodzi. Poczuła jednak jeszcze większy obowiązek dokończenia misji. Nie chciała by poświęcenie młodej Jedi poszło na marnę. A może to tylko wymówka?
Naciągnęła kaptur niemal na czoło i ruszyła swoopem spowrotem do świątyni.
"Czas to skończyć" - mruknęła do siebie w duchu
Z dedykacją dla upominającego się o kontynuację Doriana, znanego również pod imieniem "Talym". Twoje słowa zmotywowały mnie do dokończenia tego wątku
Zapadł zmrok. Pośród ogromnego lasu, przy ciepłym płomieniu sporawego ogniska siedziały dwie postaci patrzące to na siebie, to na ogień, to gdzieś w dal upewniając się, że nikt ich tu nie wykrył. W końcu ta niższa przerwała ciszę:
- Mistrzyni Vaner... Z całym szacunkiem, ale rozpalenie ogniska nie było najlepszym pomysłem - zaniepokoiła się - ogień tylko ułatwi nasze znalezienie - togrutanka się uśmiechnęła i powoli skinęła głową trzymając ręce nad ogniskiem
- Bez niego dopadnie nas zwierzyna - odpowiedziała po chwili, po czym zrobiła pauze - W zasadzie nic o tobie nie wiem... Kim jesteś?
- Nikim ważnym - miralianka spuściła głowę
- Jesteś wrażliwa na Moc, prawda? Wyczułam to - spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem
- Jestem... I co z tego... - westchnęła głęboko - Padawan Ruth'rihni Ilats... Była Padawan... Mój mistrz nie żyje, a ja dostałam się do niewoli
- A jednak spotkałaś mnie - Głos mistrzyni był spokojny i opanowany - jako przyszła Jedi wiesz dobrze, że nie ma czegoś takiego jak przypadek... Widać Moc chciała by doszło do tego spotkania...
Ruth się zdziwiła - Mistrzyni chce... Mnie szkolić?
- Tego nie powiedziałam... Ale nie zaprzeczę... Od dawna chciałam mieć padawana - spojrzała na dziewczynę - Ewentualnie padawanke - uśmiechnęła się - Ale zanim się nad tym zastanowimy, trzeba się stąd wydostać.
Ruth przytaknęła w momencie gdy w krzakach coś się poruszyło
- Słyszałaś? - zaniepokoiła się Ashoni
- Mistrzyni... Wydaje mi się, że ktoś nas wyśledził.
Jedi wyczuła obok obecność, szybko wstała, przyciągnęła leżący obok blaster i włączyła w nim latarke, celując w stronę aury, której dotychczas nie było
- Stój, gdzie stoisz! - prawie krzyknęła. Jej ton był zdecydowanie stanowczy. Jej oczom ukazał się jeden z piratów - garnków. Chwile tak stała w niego w patrzona aż przerwała miralianka:
- Mistrzyni, snajper! - w ułamku sekundy togrutanka zrobiła unik głową, a czerwona błyskawica trafiła stojącego przed nią pirata w pierś. Z kierunku, z którego padł strzał dało się słyszeć uruchamiany plecak rakietowy, na którym postać wystrzeliła w górę, by po chwili z całym impetem rzucić się na Jedi.
Ashoni widząc, co się dzieje odepchnęła pirata na drzewo. Pirat ledwo się pozbierał. Wstał i wyjął z kabur dwa blastery, z których po chwili poleciały gęste wiązki czerwonych błyskawic
- Schowaj się! - sięgnęła do pasa, gdzie normalnie by wisiały miecze świetlne. Ku jej zdziwieniu ich tam nie było - No tak... Nigdy nie może być z byt prosto - zaczęła unikać pocisków poprzez dziwaczne skoki i uniki. Schowała się wskakując na drzewo podczas, gdy pirat uparcie strzelał w kierunku, gdzie wcześniej stała. Tymczasem togrutanka miała czas by przejść koroną drzew i skoczyć piratowi prosto na głowe.
Wyjęła w powietrzu wibrosztylet i lądując na głowie przeciwnikowi wykonała potężne dźgnięcie. Niestety. Pancerz był za gruby. Wibrosztylet wykonał malutką ryske i wypadł Jedi z ręki. Westchnęła próbując jeszcze powalić pirata kopniakiem w nogi, jednak ten okazał się szybszy i złapał ją za noge, zrobił półobrót i cisnął o drzewo
- Bez swoich latareczek jesteś nikim - zaśmiał się szyderczo w stronę obitej Ashoni.
- Wciąż jestem Jedi - wydukała plując krwią - Tak długo jak Moc jest ze mną - uniosła ręke w kierunku plecaka rakietowego, dostrzegając tam wcześniej swietlny miecz, który uderzył pirata w głowę, wyminął go i poszybował do wyciągnietej, pomarańczowej dłoni. Prawdopodobnie miecz pełnił wcześniej rolę trofeum i wskazywał na znaczenie noszącego go przy rakietowym plecaku. Z resztą wtedy akurat było to najmniej ważne. Jedi objęła rękojeść obiema rękoma na wysokości skroni i aktywowała niebieską klinge. Odpieła cześć bojowego pancerza umożliwiając sobie szybsze poruszanie i stanęła w pozycji nadającej się zarówno do obrony jak i do ataku.
- Wydaje ci się, że tylko Jedi umieją tym walczyć? - "Garnek" zaśmiał się szyderczo i sięgnął po inny miecz-trofeum. Momentalnie wystrzelił na plecaku w góre, rzucając się na togrutanke gotową w każdej chwili odeprzeć atak. Miecze się zderzyły, a pirat wbrew oczekiwaniom Ashoni nie stracił równowagi. Las rozświtliły dwie migające klingi - błękitna i żółta - zderzające się na przemian. Ruchy błękitnej klingi były delikatne, pełne gracji. Każdy ruch był przemyślany i dokładnie poprowadzony... Zaś klinga żółta latała chaotycznie. Raz kontrując, raz atakując. Gdyby nie siła przeciwnika, prawdopodobnie Ashoni nie miała by większego problemu z rozbrojeniem napastnika w kilku ruchach. Po chwili pirat widocznie zmęczył się czystą walką i odpalił silny impuls, który mimowolnie odrzucił z impetem togrutantke na najbliższe drzewo. Wstała jeszcze bardziej oszołomiona niż ostatnio. Skontrowała niedbale kilka kolejnych cięć, po czym pirat mocniejszym uderzeniem pozbawił ją miecza. Jedi ledwo kontaktowała, patrzyła mętnym wzrokiem na pirata, nie umiejąc wydusić z siebie słowa. Ten złapał ją za szyję i rzucił jeszcze raz o drzewo. Sięgneła w kierunku miecza by przyciągnąć cylindryczną rękojeść za pomocą wici Mocy. Miecz sie poruszył, ale zaraz po tym Jedi oberwała silnym kopniakiem w tył czaszki i obraz rozpłynął jej się we mgle. Ponad roczna przerwa od ćwiczeń solidnie dała się we znaki.
Jak spod ziemi Miralianka wyskoczyła z lasu, przyciągneła miecz, który chwile temu dzierżyła jej niedoszła mistrzyni i rzuciła się na pirata atakując go szybkimi i agresywnymi cięciami, sprowadzając co i rusz do defensywy. Próbował zastosować podobną sztuczkę z impulsem, ale Jedi była szybsza i kiedy Garnek wystawił ręke... zwęglony, odcięty kikut opadł na ziemie z głuchym stuknięciem... Rozwścieczona miralianka dosłownie sekunde później pozbawiła pirata głowy.
Stała nad ciałem dobre kilka sekund dysząc ciężko. Zgasiła błękitną klinge i podniosła drugi miecz z ręki martwego pirata. Podbiegła potem do Ashoni i zatargała ją do ich prowizorycznego obozu pod samo ognisko.
Ruth siedziała przy ciepłym płomieniu wpatrując się w rękojeść swojej broni. Jej padawański miecz... Ostatnie co zostało jej po Zakonie. Zadowolona z siebie przypięła go do paska i czekała aż Ashoni się obudzi, co wkrótce nastąpiło.
- Co. Się. Stało. - zapytała, a może raczej wycedziła przez zaciśnięte z bólu zęby togrutanka
- Uratowałam ci życie - odpowiedziała pewna siebie Ruth - I to drugi już raz - uśmiechneła się.
Ashoni z trudem sie podniosła sycząc z bólu.
- Całe życie się uczymy... Tyle lat spędziłam na doskonaleniu szermierki tylko po to by dać się pokonać piratowi z generatorem impulsów... - mruknęła niby do siebie
- Tymczasem lepiej wypada ode mnie padawanka, która od lat nie trzymała świetlnego miecza w dłoni.
- Mistrzyni również nie jest w najlepszej formie
Ashoni kiwnęła głową.
- Bywałam w lepszej - przytaknęła.
Resztę wieczoru kobiety spędziły na odpoczynku. To był ciężki wieczór dla ich obojga.
***
- Potraktujemy to jako próbę na padawana - togrutanka masowała obolałą głowę - zdałaś - uśmiechnęła się z lekkim bólem - A oto nasza piewsza wspólna misja. Wydostać się... Stąd - zamachnęła się ręką wokoło.
Miralianka podskoczyła z wrażenia. Nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. To znaczy spodziewała się, że prędzej czy później się to wydarzy, ale nie spodziewała się, że aż tak szybko a tymbadziej w takich okolicznościach. Minęły lata odkąd utraciła kontakt z Zakonem. Była niezmiernie ciekawa jak się zmienił, ilu obecnie przeżyło Jedi... I jak wygląda galaktyka poza tą zapyziałą planetą na której nie było absolutnie nic ciekawego. Poza togrutańską Jedi, która wydała jej się wyjątkowa od początku. Przeczucie, że ich spotkanie nie było przypadkowe ciągnęło się za nią do momentu jej uwolnienia. Potem to już nie było przeczucie. Ruth miała pewność.
Ashoni uniosła swoje obite ciało i zagasiła ognisko piaskiem. Wyciągnęła z części pancerza niewielki komlink i zaczęła przy nim grzebać w celu ustawienia go na konkretną częstotliwość. Ta niecodzienna czynność przyciągnęła uwagę nowomianowanej padawanki
- Mistrzyni, co robisz? - zapytała z nieukrywaną ciekawością
- Mam droida... - stuknęła komlinkiem o kamyk - ten droid się aktywuje na odpowiedniej częstotliwości. Dzięki temu łatwiej będzie nam namierzyć mój statek - wyjaśniła starsza Jedi
Ku zaskoczeniu obu po chwili z głośniczka wydobyło się charakterystyczne dla jednostek typu T3 piśniecie. Droid byl gotowy do działania i właśnie zaczął szykować statek do odlotu. To nieco podniosło Jedi na duchu, gdyż oznaczało to, że ich tułaczka dobiega końca.
***
"Błysk Ostrza", czyli w zasadzie przemianowany "Negocjator" po modyfikacjach technicznych był chyba jednym z ostatnich niezezłomowanych frachtowców typu Obrońca w galaktyce. Nic więc dziwnego, że dowódca całej tej bandy uznał statek za swojego rodzaju trofeum i postanowił go odnowić na własny użytek. Dzięki głównie tej decyzji silniki znów były sprawne i Błysk był w stanie się poderwać ostrzeliwując platformę, obsługę i inne statki na lądowisku. T3 może i był droidem należącym do Jedi, ale z pewnością jak Jedi nie myślał i minimalizowanie strat nie było w jego stylu. Statek opuścił więc platforme ostatecznie zostawiając za sobą pas zniszczenia. Wkrótce kopułkowy astromech zlokalizował obie kobiety nadające sygnał. Frachtowiec ściął kilka drzew i zawisł w powietrzu z otwartym włazem umożliwiając Mistrzyni i padawance ucieczkę.
***
Na pokładzie było czysto. Ze statku zostało zabrane wszystko poza droidem, który schował się w specjalnej skrytce zaprojektowanej przez Shil'gote Kaan tak sprytnie, że przeszukujący statek nie zlokalizowali wyłączonej jednostki T3. Na szczęście. Gdy twi'lekanka namawiała Ashoni na tę modyfikację, początkowo ta uważała że jest to kompletnie zbędne. W takich sytuacjach jak ta dziękowała jednak Gwiazdom, że dała się namówić. Tak czy inaczej wyglądało na to, że Jedi znowu została z niczym i nie mogła się z tym faktem pogodzić. No z prawie niczym bo miała ze sobą Ruth. Jednak sama obecność młodej miralianki niewiele podnosiła na duchu doświadczoną Jedi, gdyż jej podróż nie mogła dobiec końca. Coraz więcej tajemnic było zostawianych bez odpowiedzi. A przynajmniej żadnej konkretnej i pewnej odpowiedzi. Podjęła decyzję. Musiała odzyskać co tylko mogła by jej dotychczasowe wysiłki do czegoś się zdały. Zasiadła za sterami i zawróciła statek spowrotem do bazy piratów.
***
Miralianka nie dała się namówić na pozostanie na pokładzie mimo niechęci Ashoni. Jedi nie chciała narażać swojej uczennicy na zbędne ryzyko zwłaszcza z personalnych pobudek. Tak czy tak po krótkiej wymianie zdań obie opuściły rampe Błysku nad siedzibą piratów. Obie Jedi wycieły dziury w dachu niemal od razu po tym gdy ich stopy dotknęły podłoża. Dostali się do centrum komunikacyjnego przez sufit, mając przy tym element zaskoczenia. Dzięki temu udało się wniknąć do bazy bez uruchamiania z miejsca alarmu. Oczywiście wciąż pozostawało milion jak nie więcej kwesti, które mogły pójść nie tak i przynajmniej setka tych, które na pewno pójdą. Zawsze tak jest. Co więcej togrutanka o tym wie, a i tak zwykle podejmuje ryzyko. Poprostu chyba w pewnym wieku już nie da się niczego nauczyć. Pozostaje bazować na doświadczeniu, a i to potrafi nieraz mylić. Ashoni odrzuciła negatywne myśli i sięgnęła po Moc wyczulając tym samym zmysły i ułatwiając sobie skupienie. Wyłączyła żółtą klingę i przypięła rękojeść do pasa. Z centrum komunikacyjnego wiódł wąski korytarz prowadzący do windy. O dziwo pustej. Obie Jedi po chwile znalazły się na samym dole, gdzie według planu budyku, ściągniętych z centrum komunikacji powinno znajdować się pomieszczecie rzeczy zwrekwirowanych. I tak też było. Obie kobiety wkrótce stanęły w olbrzymiej hali z wydzielonymi półkami, ogromnymi działami różnorodnych okresów działalności bandy. No i w końcu z podziałem na wartość poszczególnych łupów. Prawdę mówiąc większość było jakimś splądrowanym złomem, który przetrwał z zestrzelonych statków. Ruth została przy drzwiach. Jej zadaniem jedynym i głównym było pilnowanie czy nikt nie nadchodzi aby na przykład włączyć alarm. Ashoni tymczasem wędrowała od działu do działu szukając wzrokiem i Mocą wartościowych dla niej przedmiotów. Stanęła przy dziale datowanym na prawie pięćdziesiąt lat wstecz. Dostrzegła tam... Holokron, kilka datapadów z logiem Zakonu i kilkanaście przywęglonych mieczy świetlnych. Z braku miejsca przy sobie zabrała tylko holokron i skopiowała informacje z datapadów na swój własny cyfronotes. Chwilę potem natknęła się również na wyposażenie swojego statku. Jakieś szaty, narzędzia i inne mniej i bardziej przydatne urządzenia. Zabrała co najpotrzebniejsze i wróciła się powoli do Ruth, która czekała ze zniecierpliwieniem na swoją Mistrzynie. Ku ich zaskoczeniu szyb windy została zablokowany. A to oznaczało tylko jedno - ktoś wykrył infiltracje. Ashoni odruchowo złapała za rękojeść świetlnego miacza jak to miała w zwyczaju gdy wyczuwała nadciągające niebezpieczeństwo.
Padawanka Ruth również złapała za rękojeść broni nieaktywując jej.
Po dość krótkiej chwili, drzwi do szybu otworzyły się, a z windy wypadło ośmiu uzbrojonych po zęby piratów. Nim Ashoni się zorientowała, błękitna klinga błysła. Jeden już nie miał głowy, a drugi miał nacięty do połowy brzuch. Morderczy taniec błękitnej klingi zielonej padawanki zastopowała żółta. Tym samym Ashoni wykonała pchniecie Mocy posyłając jej wici wprost na napastników. Gdy sytuacja sie uspokoiła, togrutańska Jedi zgasiła swoją broń marszcząc przy tym brwi. Zdała sobie sprawę, że jeszcze przyjdzie czas na repremende. Ale nie teraz. Teraz obie Jedi musiały zachować pełne skupienie jeżeli planowały opuścić tajemniczą planetę w jednym kawałku...
***
Ashoni instynkt nie zawiódł. Zmarszczenie brwi i zablokowanie śmiertelnego ciosu, dały do myślenia Ruth. Co fakt zdarzało jej się jeszcze po drodze kogoś zabić, ale nie było to takie brutalne jak poprzednio. Zamiast dekapitowanych głów i poucinanych torsów, zaczęły niemal latać pocięte kawałki stopów metalu, które niegdyś jeszcze były blasterami, poucinane palce ze spustami, czy nawet całe dłonie. Wydawałoby się, że żadna siła nie byłaby w stanie pokonać dwójki Jedi walczących ramie w ramie...
No właśnie. Wydawałoby się. W pewnym momencie otworzyły się drzwi za nimi. Zostały otoczone. Togrutanka znowu wykonała silne pchnięcie torując sobie drogę przez korytarz. Wcisnęła przycisk na komunikatorze i poleciła T3 by sprowadził powoli statek na lądowisko. Misja Jedi zbliżała się ku końcowi. Teraz musiały już tylko przeżyć do podebrania. Biegły ile sił w nogach unikając blasterowych błyskawic, stawiając prowizoryczne barykady ze skrzynek i innego złomu, dalej biegnąc. Ashoni wiedziała że nawet ona nie ma szans w bezpośrednim starciu z całą armią piratów-najemników.
Frachtowiec klasy Obrońca był już widoczny na głównej platformie. Rampa była opuszczona, a działka gotowe by zaatakować każdego kto się zbliży bez autoryzacji. Gdy dotarły do rampy, a statek powoli zaczął się odrywać od gruntu, togrutanke coś tknęło.
- Snajper! - krzyknęła próbując odbić śmiertelną wiązke... Niestety zamiast ją odbić, jedynie zmieniła jej kierunek. Przez to Ruth nie oberwała bezpośrednio w głowe, a w prawą łopatke. Strzał najprawdopodobniej przebił płuco. Z piersi padawanki wydobył sie dym i charakterystyczny smród przypalonego mięsa.
Rampa się podniosła. Statek był coraz bliżej nieboskłonu.
Padawan Ruth'rihni Ilats wyzionęła ducha na rękach swojej mistrzyni...
***
Ashoni wróciła na Valiri. Błysk Ostrza osiadł na platformie, jak gdyby nigdy stamtąd nie ruszył. Togrutanka siedziała w kokpicie patrząc się w dal. Kolejna osoba, której nie uratowała. Kolejna osoba, która stała jej się bliska i umarła ja jej oczach. Jedi powinni godzić się ze śmiercią, a jednak Ashoni czuła wielki żal. Czuła że zawiodła. Znowu. I nie tylko samą siebie. Zawiodła kogoś, kto kiedyś mógł stać się dobrym Jedi a przez nią się nie stanie.
Togrutanka zaczekała do zmroku. Gdy tylko się ściemniło, załadowała zawinięte w materiał ciało i zabrała daleko poza świątynie i las.
Znalazła wgórze na którym ustawiła bardzo prosty stos. Na stosie ułożyła ciało swojej padawanki i podpaliła.
Odsunęła się od ognia wpatrując się nostalgicznie w płonący stos. Minie troche czasu nim pogodzi się z poczuciem winy... Jeżeli kiedykolwiek się pogodzi. Poczuła jednak jeszcze większy obowiązek dokończenia misji. Nie chciała by poświęcenie młodej Jedi poszło na marnę. A może to tylko wymówka?
Naciągnęła kaptur niemal na czoło i ruszyła swoopem spowrotem do świątyni.
"Czas to skończyć" - mruknęła do siebie w duchu
Gray Jedi MAster- Jedi
- Liczba postów : 31
Join date : 30/08/2016
Age : 25
Skąd : Gdzieś w odległej galaktyce
Similar topics
» Kroniki Rogatej Jedi cz. 1 - Śledztwo Jedi
» Kroniki Rogatej Jedi - Epilog
» Kroniki Rogatej Jedi cz. 3 - Przyjaciel w potrzebie
» Kroniki Rogatej Jedi cz. 2 - Szanuj nie znaczy ufaj
» Nowy Jedi
» Kroniki Rogatej Jedi - Epilog
» Kroniki Rogatej Jedi cz. 3 - Przyjaciel w potrzebie
» Kroniki Rogatej Jedi cz. 2 - Szanuj nie znaczy ufaj
» Nowy Jedi
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach