Część 1 - Cień mistrza
Strona 1 z 1
Część 1 - Cień mistrza
Dwie zakapturzone postaci szły żwawym tempem w stronę lądowiska 78BT. Nie rozglądały się po pięknej hali portu kosmicznego, wydawały się niezbyt zainteresowane tym co dzieje się dookoła. Już nie, w tej danej chwili były znudzone niekończącymi się kłótniami, do których dochodziło podczas negocjacji. Starsza z postaci, rycerz Jedi Col'sheer'ee, musiała się głęboko zastanowić aby przypomnieć sobie powód, dla którego prosiła o przydział w tych negocjacjach zwaśnionych rodów na Alderaan. Po chwili zerknęła przelotnie na młodszą towarzyszkę. Oczywiście powodem była siedemnastoletnia Bo-been'ya. Jej mistrzyni uznała, że dziewczynie przyda się trochę doświadczenia w tej kwestii. Teraz chisska bardzo żałowała tej decyzji.
- Mam nadzieję, że nauczyłaś się czegoś podczas tych negocjacji. - Zagadnęła padawankę.
- Jasne! Tego, że negocjacje pokojowe są przeraźliwie nudne. Wojna jest ciekawsza...
- Bo! - Z udawaną pretensją Błękitna Jedi ofuknęła uczennicę. Ta druga tylko wzruszyła ramionami i spojrzała niewinnym wzrokiem na mentorkę.
- No co? Więcej uczyłam się gdy Tarcza była atakowana z każdej strony przez Sithów.
- I tu się mylisz młoda padawanko. - Col uśmiechnęła się przyjaźnie spod kaptura. Obie kobiety skręciły w lewo obok wejścia do hangaru 68BT. Szły dalej nie zatrzymując się. - To w czasie pokoju bardziej zespoliłaś się z Mocą, zsynchronizowałaś się z nią. - Po czym wskazała na cylindryczny kształt zwisający przy udzie miralianki. - I zbudowałaś go. Który z kolei był to miecz świetlny?
- Piętnasty. - Powiedziała przepełniona dumą Bo-been'ya.
Piętnasty, powtórzyła w myślach Błękitna Jedi. Jej umysł cofnął się o dwanaście lat kiedy to ona zbudowała swój pierwszy, działający, miecz świetlny. Używała go z olbrzymią satysfakcją przez prawie dziesięć lat aż do momentu kiedy Oz'mak, Darth Oz'mak, go zniszczył. Pojedynek jaki stoczyli przypominał raczej jednostronną regularną walkę bokserską. Oz'mak walił, ona tylko obrywała. Zmrużyła oczy i zastanowiła się czy teraz, gdyby sytuacja się powtórzyła to czy ponownie byłaby tylko oddychającym workiem treningowym Sitha. Ból łamanych kości, gorzki smak krwi w ustach i przede wszystkim echo śmierci tej małej dziewczynki, jeszcze teraz sprawiały, że skóra jej cierpła.
- Col?! Col! Col! Alderaan do Jedi. - Bo zatrzymała się i pomachała energicznie przed twarzą mistrzyni. - Znów się zamyśliłaś. Co się dzieje?
- Nic takiego, młoda. Po prostu przypomniałam sobie ciebie z czasów kiedy poznałyśmy się na Nar Shaddaa.
- Moc nas naprowadziła na siebie, sama tak powiedziałaś.
Owszem powiedziała tak i to nieraz. Col'sheer'ee bardzo polubiła młodą miraliankę. Właściwie to nawet ją pokochała. Mimo, że Bo zawsze powtarzała, że Col jest dla niej jak starsza siostra, to Błękitna Jedi nie umiała zdefiniować tej jej miłości - czy była to uczucie siostrzane, a może zatroskanej matki? Fakt był taki, że zbliżyła się do byłej padawanki mistrza Toth Dorna i nie wyobrażała sobie już misji czy życia bez zaczepnej, pełnej energii Bo. Po chwili Bo odezwała się ponownie.
- To co będzie dalej z Tarczą?
- Co masz na myśli?
- Mamy pokój. Imperium nam nie zagraża. Tarcza jest już niepotrzebna.
- Tarcza zawsze będzie potrzebna. Nie tylko chronimy Republikę przed Imperium. Tam gdzieś może być wiele nieznanych zagrożeń. Zresztą nie możemy lekceważyć ciemnej strony Mocy. Sithowie już nieraz powracali, wrócą i tym razem. A my musimy być przygotowani.
- Jak tak dalej będzie to Senat nas rozwiąże albo przejmie kontrolę nad nami i tyle będzie z Tarczy.
- Padawanko trochę optymizmu ci się przyda! Mistrz Sallaros nigdy nie zgodzi się na zwierzchnictwo Senatu. Wystarczy mu mistrz Gaemaliel. Zresztą broni się przed tym pomysłem od lat.
- Gaemaliel chyba nie jest taki zły.
- Owszem. Razem z senator Leenh umożliwił nam powrót do Kwatery Głównej. I sprzyja Jan'yse w kłótniach z politykami. Tylko my chyba jakoś się nie lubimy.
- Przesadzasz Col! Jesteś Jedi i jesteś do niego uprzedzona. To przez jego niechęć do nadania ci tytułu rycerza, nieprawdaż? - Błękitna Jedi tylko wzruszyła ramionami.
Myśli Col'sheer'ee powędrowały do Tarczy i tego wszystkiego co zmieniło się od kiedy wyznała wszystkim prawdę o sobie i Sith'ari. Jakieś cztery miesiące po śmierci Ansarrasa jego padawan, Skoltus D'kana został pasowany na rycerza Jedi. Ku zdziwieniu Błękitnej był całkiem dobrym Jedi - uspokoił się i okiełzał ciemną stronę. Choć może to tylko pozory? Rok później mistrz Mukan ogłosił, że padawan Bobeeck uzyskała aprobatę Rady i kilka tygodni później przybyła do Kwatery Tarczy jako rycerz.
Oczy Col lekko posmutniały. Pomyślała o sithańskim rycerzu - Cus. Zaprzyjaźniła się z nim już w pierwszych dniach bycia w Tarczy. Niestety nadal nikt nic nie wiedział o jego zaginięciu. Powoli oswajała się z myślą, że on zginął. Dla mistrz Sallarosa Jan'yse ten czas także nie był łaskawy. Cyborg starał się ze wszystkich sił utrzymać Tarczę niezależną od Senatu i Biura Najwyższego Kanclerza. Póki co udawało mu się to ale było to wielkim kosztem. Zdaniem Col'sheer'ee Srebnowłosy stawał się z tygodnia na tydzień coraz bardziej siwy i chudszy. Stres i poczucie obowiązku było dla niego wielkim brzemieniem. Do tego dowodził Tarczą sam. Po wydarzeniach związanych z Kamzo Gelu i Hei'lang Chen, widać bał się podzielić się odpowiedzialnością z jakimkolwiek Jedi.
Z jej rozmyślań wytrącił ją podniecony głos Bo-been'yi.
- Asaak?! To naprawdę ty? Co tu robisz? - Padawanka rzuciła się przed siebie na starego przyjaciela, który wydawał się czekać na nie przy ich statku kosmicznym.
- Bo! Jak to dobrze cię widzieć! - piętnastoletni togrutanin przywitał przyjaciółkę. Po chwili spojrzał na zwisającą rękojeść miecza świetlnego i dodał. - No, no, no... jesteś już prawdziwym Jedi, Bo.
- Zawsze nim byłam Asaak. Wiesz o tym! - Col stanęła kilka kroków za miralianką. Delikatnie się uśmiechnęła, ale odczekała przywitanie pełne przytuleń, całej masy sposobów podania sobie rąk i jeszcze kilku innych sposobów okazania przyjaźni między dwojgiem młodych istot.
- Witaj Asaak.
- Mistrzyni Jedi. - Wymawiając tytuł togrutanin ukłonił się aby okazać szacunek niebieskoskórej kobiecie.
- Przestań. Col jest jeszcze rycerzem. Mistrzynią jest tylko dla mnie... - Jednak ,,jej mistrzyni'' przerwała jej delikatnie.
- Co cię tu sprowadza? To znaczy, chyba nie znalazłeś się tutaj przypadkiem. - Na te słowa radość Bo trochę uleciała. Musiała sobie uświadomić, że ta wizyta może oznaczać coś niedobrego. Asaak również trochę spoważniał.
- Ja... ten, tego... Może opowiem wam wszystko od początku.
Okazało się, że Asaak nie pozostał długo w sierocińcu. Został on adoptowany przez kupca i jego żonę. Miał on o nich wysokie zdanie. Musiał bardzo ich kochać, choć chłopiec w jego wieku nigdy by tego nie przyznał. Praca zaprowadziła kupca na Księżyc Przemytników, miał tam robić interesy z człowiekiem o imieniu Navik. Gdy raz Asaak towarzyszył adoptowanemu ojcu zauważył na ścianie coś co wydało mu się znajome. Na ścianie wisiały szaty łudząco podobne do tych, które nosił mistrz Dorn na holozdjęciach, które posiadała Bo-been'ya.
- Bo, ten człowiek musi wiedzieć co spotkało twojego byłego mistrza! Rozumiesz? - Podsumował swoją opowieść togrutanin.
- Col lecimy na Nar Shaddaa. - Miraliamka spojrzała na mistrzynię. - To znaczy, czy polecimy tam? Proszę, musimy... to był mój mistrz. Chcę... muszę wiedzieć co go spotkało.
Przez dłuższą chwilę chisska nie odezwała się siedziała nieruchomo i patrzyła się w dal.
- Zgadzam się, że nie możemy zignorować tego co powiedział nam Asaak. Ale nie polecimy tam.
- CO?! - Wykrzyknęła razem dwójka przyjaciół.
- Ten cały Navik musi pracował dla huttów lub... dla Kantoru. Prawdopodobnie jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem.
- Ale Col'...
- Wrócimy na Coruscant Bo. Porozmawiamy z mistrzem Jan'yse. Być może więcej osób z nami wyruszy. - Oczy Col błysnęły optymizmem. - Przygotuj się Bo-been'yo do skoku w nadprzesteń.
Col'sheer'ee wstała i udała się wolnym krokiem do sali medytacji. Wiedziała, że Bo poradzi sobie z pilotowaniem. Nawet zrobi to lepiej niż ona.
- Mam nadzieję, że nauczyłaś się czegoś podczas tych negocjacji. - Zagadnęła padawankę.
- Jasne! Tego, że negocjacje pokojowe są przeraźliwie nudne. Wojna jest ciekawsza...
- Bo! - Z udawaną pretensją Błękitna Jedi ofuknęła uczennicę. Ta druga tylko wzruszyła ramionami i spojrzała niewinnym wzrokiem na mentorkę.
- No co? Więcej uczyłam się gdy Tarcza była atakowana z każdej strony przez Sithów.
- I tu się mylisz młoda padawanko. - Col uśmiechnęła się przyjaźnie spod kaptura. Obie kobiety skręciły w lewo obok wejścia do hangaru 68BT. Szły dalej nie zatrzymując się. - To w czasie pokoju bardziej zespoliłaś się z Mocą, zsynchronizowałaś się z nią. - Po czym wskazała na cylindryczny kształt zwisający przy udzie miralianki. - I zbudowałaś go. Który z kolei był to miecz świetlny?
- Piętnasty. - Powiedziała przepełniona dumą Bo-been'ya.
Piętnasty, powtórzyła w myślach Błękitna Jedi. Jej umysł cofnął się o dwanaście lat kiedy to ona zbudowała swój pierwszy, działający, miecz świetlny. Używała go z olbrzymią satysfakcją przez prawie dziesięć lat aż do momentu kiedy Oz'mak, Darth Oz'mak, go zniszczył. Pojedynek jaki stoczyli przypominał raczej jednostronną regularną walkę bokserską. Oz'mak walił, ona tylko obrywała. Zmrużyła oczy i zastanowiła się czy teraz, gdyby sytuacja się powtórzyła to czy ponownie byłaby tylko oddychającym workiem treningowym Sitha. Ból łamanych kości, gorzki smak krwi w ustach i przede wszystkim echo śmierci tej małej dziewczynki, jeszcze teraz sprawiały, że skóra jej cierpła.
- Col?! Col! Col! Alderaan do Jedi. - Bo zatrzymała się i pomachała energicznie przed twarzą mistrzyni. - Znów się zamyśliłaś. Co się dzieje?
- Nic takiego, młoda. Po prostu przypomniałam sobie ciebie z czasów kiedy poznałyśmy się na Nar Shaddaa.
- Moc nas naprowadziła na siebie, sama tak powiedziałaś.
Owszem powiedziała tak i to nieraz. Col'sheer'ee bardzo polubiła młodą miraliankę. Właściwie to nawet ją pokochała. Mimo, że Bo zawsze powtarzała, że Col jest dla niej jak starsza siostra, to Błękitna Jedi nie umiała zdefiniować tej jej miłości - czy była to uczucie siostrzane, a może zatroskanej matki? Fakt był taki, że zbliżyła się do byłej padawanki mistrza Toth Dorna i nie wyobrażała sobie już misji czy życia bez zaczepnej, pełnej energii Bo. Po chwili Bo odezwała się ponownie.
- To co będzie dalej z Tarczą?
- Co masz na myśli?
- Mamy pokój. Imperium nam nie zagraża. Tarcza jest już niepotrzebna.
- Tarcza zawsze będzie potrzebna. Nie tylko chronimy Republikę przed Imperium. Tam gdzieś może być wiele nieznanych zagrożeń. Zresztą nie możemy lekceważyć ciemnej strony Mocy. Sithowie już nieraz powracali, wrócą i tym razem. A my musimy być przygotowani.
- Jak tak dalej będzie to Senat nas rozwiąże albo przejmie kontrolę nad nami i tyle będzie z Tarczy.
- Padawanko trochę optymizmu ci się przyda! Mistrz Sallaros nigdy nie zgodzi się na zwierzchnictwo Senatu. Wystarczy mu mistrz Gaemaliel. Zresztą broni się przed tym pomysłem od lat.
- Gaemaliel chyba nie jest taki zły.
- Owszem. Razem z senator Leenh umożliwił nam powrót do Kwatery Głównej. I sprzyja Jan'yse w kłótniach z politykami. Tylko my chyba jakoś się nie lubimy.
- Przesadzasz Col! Jesteś Jedi i jesteś do niego uprzedzona. To przez jego niechęć do nadania ci tytułu rycerza, nieprawdaż? - Błękitna Jedi tylko wzruszyła ramionami.
Myśli Col'sheer'ee powędrowały do Tarczy i tego wszystkiego co zmieniło się od kiedy wyznała wszystkim prawdę o sobie i Sith'ari. Jakieś cztery miesiące po śmierci Ansarrasa jego padawan, Skoltus D'kana został pasowany na rycerza Jedi. Ku zdziwieniu Błękitnej był całkiem dobrym Jedi - uspokoił się i okiełzał ciemną stronę. Choć może to tylko pozory? Rok później mistrz Mukan ogłosił, że padawan Bobeeck uzyskała aprobatę Rady i kilka tygodni później przybyła do Kwatery Tarczy jako rycerz.
Oczy Col lekko posmutniały. Pomyślała o sithańskim rycerzu - Cus. Zaprzyjaźniła się z nim już w pierwszych dniach bycia w Tarczy. Niestety nadal nikt nic nie wiedział o jego zaginięciu. Powoli oswajała się z myślą, że on zginął. Dla mistrz Sallarosa Jan'yse ten czas także nie był łaskawy. Cyborg starał się ze wszystkich sił utrzymać Tarczę niezależną od Senatu i Biura Najwyższego Kanclerza. Póki co udawało mu się to ale było to wielkim kosztem. Zdaniem Col'sheer'ee Srebnowłosy stawał się z tygodnia na tydzień coraz bardziej siwy i chudszy. Stres i poczucie obowiązku było dla niego wielkim brzemieniem. Do tego dowodził Tarczą sam. Po wydarzeniach związanych z Kamzo Gelu i Hei'lang Chen, widać bał się podzielić się odpowiedzialnością z jakimkolwiek Jedi.
Z jej rozmyślań wytrącił ją podniecony głos Bo-been'yi.
- Asaak?! To naprawdę ty? Co tu robisz? - Padawanka rzuciła się przed siebie na starego przyjaciela, który wydawał się czekać na nie przy ich statku kosmicznym.
- Bo! Jak to dobrze cię widzieć! - piętnastoletni togrutanin przywitał przyjaciółkę. Po chwili spojrzał na zwisającą rękojeść miecza świetlnego i dodał. - No, no, no... jesteś już prawdziwym Jedi, Bo.
- Zawsze nim byłam Asaak. Wiesz o tym! - Col stanęła kilka kroków za miralianką. Delikatnie się uśmiechnęła, ale odczekała przywitanie pełne przytuleń, całej masy sposobów podania sobie rąk i jeszcze kilku innych sposobów okazania przyjaźni między dwojgiem młodych istot.
- Witaj Asaak.
- Mistrzyni Jedi. - Wymawiając tytuł togrutanin ukłonił się aby okazać szacunek niebieskoskórej kobiecie.
- Przestań. Col jest jeszcze rycerzem. Mistrzynią jest tylko dla mnie... - Jednak ,,jej mistrzyni'' przerwała jej delikatnie.
- Co cię tu sprowadza? To znaczy, chyba nie znalazłeś się tutaj przypadkiem. - Na te słowa radość Bo trochę uleciała. Musiała sobie uświadomić, że ta wizyta może oznaczać coś niedobrego. Asaak również trochę spoważniał.
- Ja... ten, tego... Może opowiem wam wszystko od początku.
:::
Okazało się, że Asaak nie pozostał długo w sierocińcu. Został on adoptowany przez kupca i jego żonę. Miał on o nich wysokie zdanie. Musiał bardzo ich kochać, choć chłopiec w jego wieku nigdy by tego nie przyznał. Praca zaprowadziła kupca na Księżyc Przemytników, miał tam robić interesy z człowiekiem o imieniu Navik. Gdy raz Asaak towarzyszył adoptowanemu ojcu zauważył na ścianie coś co wydało mu się znajome. Na ścianie wisiały szaty łudząco podobne do tych, które nosił mistrz Dorn na holozdjęciach, które posiadała Bo-been'ya.
- Bo, ten człowiek musi wiedzieć co spotkało twojego byłego mistrza! Rozumiesz? - Podsumował swoją opowieść togrutanin.
- Col lecimy na Nar Shaddaa. - Miraliamka spojrzała na mistrzynię. - To znaczy, czy polecimy tam? Proszę, musimy... to był mój mistrz. Chcę... muszę wiedzieć co go spotkało.
Przez dłuższą chwilę chisska nie odezwała się siedziała nieruchomo i patrzyła się w dal.
- Zgadzam się, że nie możemy zignorować tego co powiedział nam Asaak. Ale nie polecimy tam.
- CO?! - Wykrzyknęła razem dwójka przyjaciół.
- Ten cały Navik musi pracował dla huttów lub... dla Kantoru. Prawdopodobnie jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem.
- Ale Col'...
- Wrócimy na Coruscant Bo. Porozmawiamy z mistrzem Jan'yse. Być może więcej osób z nami wyruszy. - Oczy Col błysnęły optymizmem. - Przygotuj się Bo-been'yo do skoku w nadprzesteń.
Col'sheer'ee wstała i udała się wolnym krokiem do sali medytacji. Wiedziała, że Bo poradzi sobie z pilotowaniem. Nawet zrobi to lepiej niż ona.
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Similar topics
» Cień Exarcha - część pierwsza
» Padawan bez mistrza
» Część 2 - Ścieżka Jedi, część 1
» Część 6 - Ścieżka Jedi, część 2
» Cień historii
» Padawan bez mistrza
» Część 2 - Ścieżka Jedi, część 1
» Część 6 - Ścieżka Jedi, część 2
» Cień historii
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach