Czym jest Światło?
Strona 1 z 1
Czym jest Światło?
Talym wracał z nieprzytomną Witmą na rękach. Był okropnie poddenerwowany sytuacją, która zaszła. „Przecież nie musieli od razu jej tak traktować” - powtarzał sobie. Dotarł już do statku, ale przy samym wejściu poczuł się słabo. Zrobił kilka kroków, nosząc kobietę, aż upadł razem z nią na ziemię.
Nagle znalazł się w nieznanej mu sali. Stał na ścieżce strzeżonej z każdej strony przez wysokich, kamiennych wojowników. Wszystkiemu towarzyszył dym i zapach kadzidła.
- Co się dzieje? - pytał sam siebie. - Gdzie ja jestem?
Wyciągnął do przodu swoje dłonie i spojrzał się na nie.
- Witma... Gdzie jest Witma?
Jedyną odpowiedzą była cisza. Dopiero teraz Talym dostrzegł siedzącą po środku pomieszczenia zakapturzoną postać.
- Co zrobiłeś z Witmą?! - krzyknął z przerażenia.
Krzyk ten odbił się echem od ścian, sprawiając wrażenie, że togrutanin sam siebie o to pyta. Nieznana postać drgnęła i po chwili wstała.
- Dlaczego martwisz się o kogoś, kto sam potrafi o siebie zadbać? - zapytał obcy mężczyzna. - Teraz to ty możesz być w potrzebie, nie ona.
Padawan zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
- Darzysz swoją mistrzynię uczuciem, które jest zabronione przez Zakon. Mimo iż udzieliła ci reprymendy, ty dalej upierasz się, że może los się odwróci i zaakceptuje twoje odczucia. Stąd ta nadzwyczajna troska. Czyżbyś nie potrafił oddzielić się od emocji?
- Skąd... Skąd to wiesz? Skąd wiesz o tym, co czuję? - pytał z desperacją. - I dlaczego miałbym oddzielać się od emocji?
- Pytasz się, czy znasz odpowiedź na to pytanie, tylko nie chcesz się temu podporządkować?
- Ja... - Talym zamyślił się.
Najgorsze było to, że ta osoba miała rację. Witma powiedziała mu, że ich „związek” nie ma prawa bytu. Odrzuciła go. Na początku chciał odpuścić, owszem, ale to się zmieniło. Teraz chciał dbać o nią jeszcze bardziej, z nadzieją że w końcu będzie lepiej. Wiedział też, że Jedi powinien oddzielić się od takich emocji, a mimo to nie miał zamiaru do tego dopuścić. Planował iść własną ścieżką, na której znajdzie się Witma.
- Ja nie chcę... - mruknął. - Ale skąd?...
- Twoje uczucia są na wolności. Nie potrafisz, czy nie chcesz nad nimi zapanować?
- Ja... - Padawan opuścił wzrok. - Chcę nad nimi panować. - Spojrzał pewnie na postać. - Ale nie chcę się ich pozbywać.
- Przed tobą i twoją mistrzynią stanie wielkie wyzwanie. Staniecie oko w oko z czymś, czego wcześniej nie doświadczyliście. Od was będzie zależało, czy potężne zło opuści tę świątynię.
Machnął ręką, przedstawiając Talymowi pomieszczenie.
- Nie rozumiem... - rzekł togrutanin. - Co to za zło? I dlaczego to my mamy je powstrzymać?
- Otworzyliście świątynię, która była grobowcem dla Terroru, który zniszczył wieki temu miasto Rakkata. Pieczęcie zostały zerwane ponownie. On się uwolni. To tylko kwestia czasu.
- To nie my ją otworzyliśmy - stwierdził stanowczo Padawan. - To Ardun i cała reszta. Ale na pewno nie ja i Witma.
- A co uczyniliście, żeby ich powstrzymać?
Talym głęboko się nad tym zastanowił. Przez moment nawet oderwało mu mowę. Mogli zrobić wiele, a tymczasem stali, krzyczeli i koniec końców wrócili na statek.
- Niewiele... - odpowiedział.
- Może niech ktoś inny przemówi...
Dym unoszący się z kadzideł, umieszczonych w urnach, skondensował się wokół postaci, po czym całkowicie ją zakrył, a ta znikła. Gdy dym opadł, oczom Talyma ukazała się inna, już znana mu postać - pułkownik Durok - zabity przez Archid. W jego wyglądzie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie krwawy ślad z boku głowy.
Padawan zesztywniał, widząc go.
- Padawanie Zakonu Jedi - zwrócił się do Talyma mężczyzna.
Togrutanin nie mógł w to uwierzyć. Stała przed nim... martwa osoba.
- Poznajesz mnie, młody Padawanie Zakonu Jedi? - zapytał pułkownik.
- P-poznaję - wydukał Talym, przełykając ślinę.
- Zadam ci pytanie: czy Jedi nie przysięgli bronić Republiki i jej praw?
- Przysięgli.
- Więc dlaczego nie uczyniliście nic, żeby powstrzymać tych bandytów przed złamaniem prawa?
- Oni nie chcieli nas słuchać - bronił się Padawan. - Witma próbowała coś zrobić i jak to się skończyło?... Co mogliśmy zrobić?
- Przyjrzyj się.
Komandos odwrócił głowę i odsłonił wielką dziurę w czaszce. Talym, widząc tę ranę, odwrócił na moment wzrok, krzywiąc się przy tym. Nie z obrzydzenia, a z powodu wspomnień. To była pierwsza osoba, która zginęła na jego oczach.
- Czy także próbowaliście powstrzymać? - zapytał Durok.
- Nie mieliśmy jak tego powstrzymać... Nie mogliśmy tego przewidzieć. A gdybyśmy mogli... Obronilibyśmy cię.
- Kobieta, która z zimną krwią zabiła żołnierza Republiki na służbie, który wykonywał swoje obowiązki i nie wykazał w waszą stronę żadnej agresji, chodzi z wami dalej wolna. - Zaakcentował ostatnie słowo.
Talym ścisnął pięść.
- Nie spotkała ją za to żadna kara - kontynuował pułkownik - nawet reprymenda.
- Nie możesz nas o to obwiniać... Przestań nas obwiniać.
Durok zbliżył się do Talyma i wyciągnął coś zza zbroi.
- Zobacz.
Padawan przyjrzał się. W rękach mężczyzny widniała fotografia. Przedstawiała pułkownika ubranego po cywilu, obok którego była żona i dwójka małych dzieci - chłopiec i dziewczynka, około sześć, siedem lat. Do oczu Talyma zaczęły napływać łzy.
- Wiesz - kontynuował Durok - co teraz się z nimi stanie? Przyjdzie do nich dwóch żołnierzy w mundurach reprezentacyjnych i na ręce mojego synka złoży zwiniętą w kostkę flagę Republiki.
- To nie moja wina... - togrutanin mówił słabym głosem. - Dlaczego mi to robisz?
- Zastanów się nad tym, po co istnieje Zakon Jedi i czego broni. Sprawiedliwości, Talymie.
Padawan opuścił głowę, a Durok wrócił na środek sali.
- Nie mogłeś powstrzymać tego, co się stało. To prawda. Ale równie biernie pozostawiłeś morderczynię na wolności.
- Przepraszam...
- Nie chcę zemsty, Talymie, ale sprawiedliwości dla mojej rodziny.
Togrutanin wziął głęboki oddech. Dym z kadzideł ponownie spowodował zniknięcie postaci przed nim. Po tym rozniosło się jeszcze ciche echo: „Sprawiedliwości”. Mgła się rozwiała i teraz oczom Talyma ukazała się postać Rycerza Jedi, który pilnował wrót świątyni na Rakkata. Był to miraluka ubrany w jasne szaty. Padawan podniósł na niego wzrok.
- Złamaliście pieczęcie i otworzyliście świątynie - zaczął Jedi.
- Powiem to ostatni raz... To nie ja i Witma to zrobiliśmy. To oni...
- Czy patrzenie na morderstwo i nie zrobienie niczego jest lepsze od samego czynu morderstwa?
Dla błękitnego togrutanina było to już za dużo. Ciężar, który musiał nieść, ciążył już nawet na jego słowach.
- Byliśmy bezsilni... Nie mogliśmy ich powstrzymać...
- Kto jest gorszy? Ten, kto zabił, czy ten, który biernie się patrzył, jak jego kompani dopuszczają się nieprawości? Wiesz, co jest kwintesencją bycia Rycerzem Jedi i w ogóle Jedi?
Padawan spojrzał na niego, wyczekując odpowiedzi.
- Niesienie pokoju i powstrzymywanie sił zła w każdej postaci.
- Masz rację - potwierdził cicho Talym.
- Czy nie obowiązkiem Jedi jest przeciwstawiać się złu? Czy Jedi nie walczy o to, żeby na świecie panował pokój i sprawiedliwość? A wy przegraliście tę walkę, nawet nie wyjmując mieczy. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego?...
- Prawdziwy Jedi potrafi oddać życie za ideały, w które wierzy. To czyni go tak silnym, że nie potrzebuje uciekać się do Ciemnej Strony. Dlatego nie odpuściłem, mimo że było was łącznie ośmiu. Nie poddawałem się mimo potęgi chciwości: waszej chciwości. Nie jestem tu, żeby cię obwiniać, Talymie, ale pokazać ci błędy i wskazać ścieżkę, abyś stał się w przyszłości potężnym i prawym Jedi. Rozumiesz?
Padawan pokiwał smętnie głową.
- Wskaż mi tę ścieżkę - powiedział do mężczyzny z zaczerwienionymi od łez oczyma i o wiele większą nutą pewności siebie.
- Czy jesteś gotowy walczyć za ideały, w które wierzysz, i oddać za nie życie? Czy jesteś gotów stać na straży Republiki i zostać obrońcą pokoju, jak robili to Jedi przez ponad trzy tysiące lat?
- Tak długo, jak nie będą kolidowały z pewnym, wyjątkowym ideałem. - Uśmiechnął się delikatnie. Zaczęło do niego coś powracać...
- Dla Jedi każdy musi być równy - ciągnął obrońca świątyni. - Nie może być lepszych i gorszych, kogoś, kogo będziemy chronić mniej lub bardziej. Zapytam cię jeszcze raz. Czy jesteś gotów umrzeć za to, w co wierzysz?
- A więc może nie jestem Jedi? - Togrutanin rozłożył ramiona i zaśmiał się cicho - zupełnie tak, jakby wrócił stary, szczęśliwy Talym.
- Czyli nie jesteś pewien - stwierdził miraluka.
- Czy jestem pewien?... - zastanowił się Padawan.
- Rozumiem.
- O ile to, w co wierzę, jest Witmą, to jestem w stanie poświęcić swoje życie nawet tysiąc razy.
- Takie poświęcenie jest samolubne. Wydaje ci się, że to najwspanialsze poświęcenie, jakie możesz dokonać.
- A co jest samolubnego w oddawaniu życia za osobę, którą się kocha? - zapytał, przechylając lekko głowę.
- Zagłusza ona twój osąd. Wyobraź sobie, że dwie osoby trzymają się jedną ręką klifu i za chwilę mają spaść w przepaść. Jedną jest Witma, drugą jest Tarik. Kogo ocalisz?
- Witmę - odpowiedział bez namysłu Talym. - Gdybym ocalił Tarika, to sam by mnie zrzucił z klifu.
- Postawiłbym byle kogo, zamiast Tarika, i tak wybrałbyś Witmę. I to jest fakt.
- Ale co jest w tym złego? - próbował pojąć Padawan.
- Ona zawsze będzie twoim priorytetem. Będziesz ją stawiał ponad wszystko. Zawalisz misję, żeby ją ratować i zginie więcej niż jedna osoba. Pomyślałeś o tym? Moc może postawić przed tobą taką sytuację.
Po chwili Talym, jako Talym, a nie jego słaby wrak podatny na każdą prowokację i obrazę, zadał pytanie:
- Jesteś tutaj tylko ty, czy ta pozostała dwójka też nas słucha?
- A czy ma to znaczenie?
- Właściwie... - Zastanowił się togrutanin. - W takim razie pozwól, że to ja się ciebie o coś zapytam. Czy Jedi nie powinni się kierować Jasnością? Światłem?
- Jedi powinni się kierować mądrością, spokojem ducha i rozumem. Niezachwianymi przez emocje.
- Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Talym nie odpuszczał.
- Muszą być otwarci, a jednocześnie nie dopuszczać do głosu emocji, które zamglają im prawdę i zdrowy osąd. Jedi kierują się jasną stroną Mocy, nie samym światłem.
- A czym różni się jasna strona Mocy i Światło?
- Nie ma czegoś takiego, jak kierowanie się światłem. Twoje ideały z dzieciństwa nie odzwierciedlają rzeczywistości. Jedi nie są rycerzami w lśniących zbrojach, ale mnichami, którzy przywdziewają brąz, a ich światłem jest miecz świetlny w ciemności.
- A widzisz, bo ja mam inną wizję. - Talym przyjrzał się swoim dłoniom, po czym z uśmiechem skierował wzrok na Elhana. - Wielu będzie mi mówiło, że są to dziecinne marzenia, ale ja widzę w tym coś więcej. Widzę po prostu chęć czynienia dobra. A wiesz czym jest czynienie dobra? Światłem. I... - Podrapał się za głową. - Tak się składa, że niedawno usłyszałem w wizji słowa pięknej kobiety. Powiedziała mi, że droga stworzona przez Jedi i ich ideały to sztuczny wytwór - sztuczna Jasna Strona. Prawdziwa Jasna Strona to nasze emocje. - Zaśmiał się cicho. - Wiem, że mogę teraz brzmieć jak Sith, ale nie o takich emocjach mówię. Mówię o emocjach, które wywołują na twarzach wszystkich innych uśmiech. Mówię o emocjach, dzięki którym wszystko staje się łatwiejsze. I przede wszystkim mówię o emocjach, które dają życie - o miłości. To jest prawdziwe Światło, którym będę się kierował. Będę tam, gdzie mnie potrzebują. Swoim uśmiechem będę rozświetlał Ciemność innych serc. Będę podnosił na duchu. Będę Światłem.
- Będziesz miłością, która darzy tą miłością tylko jedną osobę.
- Nie. - Talym pokręcił głową. - Dla niej mam zupełnie inne światło.
- Jeśli takie są twoje ideały - dobrze. Ale to tylko jedna część bycia Jedi.
- A więc co jest tą pozostałą częścią?
- Służba. Zasady. Wszystko co powiedziałem. To, co zapamiętałeś, lub będziesz chciał zapamiętać, to już twoja kwestia.
- Dziękuję.
Postać owiała mgła i miraluka zniknął.
„Słowa wypowiedziane są niczym bez poparcia ich w rzeczywistości' - rozeszło się echo, a na miejsce strażnika świątyni wróciła pierwsza postać eremity.
- Twoja mistrzyni jest twoją największą słabością - zaczął pustelnik.
- Ale jest też dla mnie największą siłą.
- Zawsze to ty musisz ratować ją przed innymi i to ty zanosisz ranną do statku. Jest twoją siłą i powoduje, że wzbudza w tobie emocje złości? Jak z Tarikiem.
- To nie ona - zaprzeczył Padawan. - To Tarik powoduje we mnie emocje złości. Nigdy się na nią nie złościłem - mówił ze spokojem w głosie.
- A ty nie potrafisz zapanować nawet nad czymś takim jak złość. Ale jakże byś mógł? Przecież padło na Witmę, a co na Witmę, Talym nie zdzierży... Ona jest powodem twojego braku kontroli. Twoje uczucie do niej powoduje dysbalans twoich twoich uczuć.
Togrutanin podszedł powoli do zakapturzonej postaci i położył swoją lewą rękę na jej ramieniu.
- Ale dzięki niej jeszcze coś czuję... - powiedział to już bez uśmiechu na twarzy, ale z jakimś szczęśliwym błyskiem w oku.
- Przecież mówiłeś sam, że jesteś światłem, które niesie innym dobroć, a sam nie masz swojej dobroci?
- Widzisz... „Sam” samo w sobie brzmi bezsilnie.
Tajemniczy mężczyzna odsunął się od Talyma.
- Mam nadzieję, że wyciągnąłeś coś z tej lekcji.
- Wyciągnąłem. Bardzo dużo... - powiedział, próbując się przyjrzeć twarzy nieznanej osoby. - I za to dziękuję...
- Skoro zrozumiałeś słowa, to słowa trzeba oprzeć czynami.
Padawan kiwnął głową na znak, że się z tym zgadza.
- Zapytam się jeszcze raz, Talymie: czy jesteś gotowy umrzeć za sprawę, w którą wierzysz?
- Tak - odpowiedział z pewnością siebie większą, niż kiedykolwiek od rozpoczęcia rozmowy.
- A więc broń jej, lub zgiń!
Togrutanin zdziwił się, kiedy na jego głowę skoczył zakapturzony Jedi z niebieskim mieczem świetlnym w rękach. Odsunął się na bok, unikając ciosu.
- Dlaczego mnie atakujesz?
Pustelnik wyciągnął rękę i wypuścił w stronę Talyma Pchnięcie Mocy, odpychając go na kamienny postument. Ten uderzył w niego plecami i osunął się na posadzkę, łapiąc się za głowę. W ostatniej chwili dostrzegł, że postać ta ponownie skacze w jego stronę. Padawan uniknął cięcia turlając się po podłodze i próbując wstać. Wojownik, uderzając mieczem w ziemię, wypuścił falę uderzeniową. Togrutanin przez to stracił równowagę i poleciał dwa metry do tyłu.
- Tak walczy Jedi? - zapytał mężczyzna.
- A ty kim jesteś?
- Tak będziesz bronić innych przed złem? Jesteś żałosny.
Talym zaczął powoli wstawać, ale przeciwnik chwycił go Mocą i odrzucił w swoją lewą stronę, przez co ten przeturlał się kilka razy po kamiennych płytach. Ponownie próbował się podnieść, wpierając się o kolana.
- Tak będziesz bronił Witmę?
Padawan spróbował wyrwać Mocą broń nieznanego Jedi, ale ten na to nie pozwolił. W końcu Talym odpuścił.
- Chcesz mojego miecza? To ci go dam.
Zakapturzona postać rzuciła swoją włączoną bronią niczym bumerangiem w stronę togrutanina. Talym znał tę sztuczkę od swojej mistrzyni. To znowu pokazywało, że czegoś się od niej nauczył. Uchylił się przed ostrzem miecza i odrzucił je na bok Pchnięciem Mocy.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy... - stwierdził Padawan, wierząc w swoją siłę.
Pustelnik ponownie natarł na Talyma, wpadając na niego z kopniakiem na klatkę piersiową. Togrutanin sprawnym ruchem złapał za nogę mężczyzny i wywrócił go na ziemię. Ten odbił się od ziemi rękoma i wylądował twardo na posadzce.
- Kocham Witmę, ale mój umysł pozostaje przy tym trzeźwy. Będąc Jedi, nie chcę twojej śmierci.
- Nie masz takiej mocy, żeby mnie zabić. - Przyciągnął z powrotem swój miecz świetlny. - Nie masz na tyle siły, żeby powstrzymać kogokolwiek.
- Tak? - Talym uśmiechnął się delikatnie, ale przede wszystkim kpiąco. - Witma mówi inaczej.
- Twoja mistrzyni to żart. Ty jesteś jeszcze bardziej żałosny.
- Skąd w tobie tyle gniewu? - Padawan ciągle nie odpuszczał. Czuł pewną wyższość nad tą postacią... Chyba po raz pierwszy od... zawsze. Po raz pierwszy czuł nad kimś wyższość. - Czyżbyś się „zakochał”? - zapytał z prześmiewczym tonem.
- Nie ma we mnie gniewu. Stwierdzam tylko fakty. Twoja mistrzyni za każdym razem ponosi klęskę za klęską.
Postać zakapturzonego mężczyzny po jeszcze niedługiej rozmowie się poddała i rzuciła na koniec: „Czeka cię jeszcze jedna próba”. Talymowi wydawało się, że jest na gotowy na wszystko. Niestety nie spodziewał się czegoś tak strasznego...
Po środku sali pojawiła się jakaś straszna wiedźma. Jej wygląd nie przypominał mu żadnej ze znanych mu ras.
- Jedi, jestem tą, która sprowadzi na świat Ciemność, a wy mnie nie powstrzymacie.
- To ty jesteś tą siłą, która została tutaj zamknięta?
- Ta siła zostanie uwolniona przez was, a ja ją skieruję na cały kosmos.
- Nie pozwolimy na to - stwierdził stanowczo Talym.
- Czujesz potęgę Ciemnej Strony w tym miejscu. Jedi nic nie zmienią.
- Kto więc zmieni?
Postać podniosła dłonie do góry i wywołała burzę energetyczną w całej komnacie. Talym próbował ich unikać, ale te i tak w końcu go trafiły. Zaczął się wyginać od natężenia napięcia elektrycznego i krzyczał wniebogłosy.
- Klucz sam do mnie przyjdzie - ciągnęła wiedźma - wraz z jego upadłym strażnikiem.
- Klucz?... AAAAAH! O czym... mówisz?...
- O bliźniaczym sercu, które złożę mojemu Panu w ofierze na cześć jego powrotu.
Talym od naporu błyskawic padł na kolana.
- A wtedy wszyscy twoim kompani zginą, a mój weźmie wasze ciała, da im nowe życie i odleci z wami statkiem do znanych światów.
- Nie... Poz... Wo... Limy... NA TO!
- Jedi są słabi! Ty i twoja mistrzyni jesteście słabi!
Padawan zaczął się wspierać rękoma o podłogę.
- Gdy przyjdzie godzina próby, ulegniecie - kontynuowała.
- Witma... Nie jest... Słaba... - Talym uśmiechnął się pod nosem. - Lepiej przed nią... AAH! Uciekaj...
- Może zajmę się nią najpierw? Leży teraz w medbay'u na waszym statku. Może ją odwiedzimy?
- NIE! - Talym wyciągnął przed siebie obie ręce, próbując powalić kobietę falą Mocy, ale bariera, która się wokół niej pojawiła, wchłonęła Pchnięcie. Po tym wiedźma odpowiedziała mu piorunem.
Padawan wygiął się do tyłu i znowu zaczął krzyczeć.
- Nie... próbuj... Je... Jej... Dotykać... - ledwo wycedzał przez zęby.
Wiedźma nie przestawała go razić błyskawicami z obu rąk.
- Zabiję ją, a ty nic z tym nie zrobisz!
Togrutanin padł na plecy i zaczął się wyginać we wszystkie strony.
- Nie... - Pociekła mu łza.
- Umrzesz w bólu i cierpieniu, jak twoja żałosna mistrzyni.
Kobieta zaczęła go razić jeszcze mocniej. Zapewne straciłby przytomność, gdyby nie napięcie elektryczne dostarczane z każdą chwilą do jego ciała.
Obudził się w medbay'u. Wyglądało to jak koszmar na jawie, ponieważ nad łóżkiem, gdzie leżała Witma, pochylała się postać wiedźmy.
- Życie jest takie kruche - stwierdziła.
- Zostaw ją! - Padawan wyciągnął w jej stronę rękę.
Ona zrobiła to samo i zaczęła go dusić Mocą.
- Dla... - Talym próbował coś wydusić. - Dlaczego to robisz?
Witma się obudziła, ale widać było, że jest bardzo słaba. Skierowała dłoń w stronę swojego Padawana i powiedziała:
- Talym, uciekaj. Powstrzymam ją.
- Nie... - odparł. - Powstrzymamy... Ją... Razem...
Wiedźma poraziła Maginię błyskawicami, doprowadzając ją do okropnego cierpienia. Po chwili, w pośmiertnych konwulsjach po porażeniach, padła na łóżko.
- Nie... - Słowo to wyszło z ust Talyma niczym szept, a razem z nim - łzy. - NIEEEE! - Padawan użył całej swojej Mocy, by uwolnić się z uścisku wiedźmy. - AAAAAAAH!
Udało mu się. Wylądował na twardych nogach, patrząc na kobietę z ogromną złością.
- Dlaczego... To... Zrobiłaś?...
- Jej ciało posłuży jako jedno z wielu naczyń dla mojego Pana.
Togrutanin zamknął na moment oczy, z których leciały niepowstrzymane łzy. Zacisnął pięści i zaczął mówić sam do siebie:
- Talymie, uspokój się. Nie tego by chciała.
Ponownie zaczął być rażony piorunem.
- Za chwilę do niej dołączysz.
- To jest... Tyl... Ko... Wizja. Tylko... Próba.
- Czy wizje bolą? - zapytała, nie zaprzestając torturom.
Padawan aż krzyknął z bólu.
- To się nie dzieje... Naprawdę...
Kobieta nachyliła się nad nim i szepnęła:
- Dziękuję ci za klucz i naczynie dla mojego Pana.
Wstał, nabierając do płuc sporą ilość powietrza. Obok niego leżała Witma - żywa.
Nagle znalazł się w nieznanej mu sali. Stał na ścieżce strzeżonej z każdej strony przez wysokich, kamiennych wojowników. Wszystkiemu towarzyszył dym i zapach kadzidła.
- Co się dzieje? - pytał sam siebie. - Gdzie ja jestem?
Wyciągnął do przodu swoje dłonie i spojrzał się na nie.
- Witma... Gdzie jest Witma?
Jedyną odpowiedzą była cisza. Dopiero teraz Talym dostrzegł siedzącą po środku pomieszczenia zakapturzoną postać.
- Co zrobiłeś z Witmą?! - krzyknął z przerażenia.
Krzyk ten odbił się echem od ścian, sprawiając wrażenie, że togrutanin sam siebie o to pyta. Nieznana postać drgnęła i po chwili wstała.
- Dlaczego martwisz się o kogoś, kto sam potrafi o siebie zadbać? - zapytał obcy mężczyzna. - Teraz to ty możesz być w potrzebie, nie ona.
Padawan zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
- Darzysz swoją mistrzynię uczuciem, które jest zabronione przez Zakon. Mimo iż udzieliła ci reprymendy, ty dalej upierasz się, że może los się odwróci i zaakceptuje twoje odczucia. Stąd ta nadzwyczajna troska. Czyżbyś nie potrafił oddzielić się od emocji?
- Skąd... Skąd to wiesz? Skąd wiesz o tym, co czuję? - pytał z desperacją. - I dlaczego miałbym oddzielać się od emocji?
- Pytasz się, czy znasz odpowiedź na to pytanie, tylko nie chcesz się temu podporządkować?
- Ja... - Talym zamyślił się.
Najgorsze było to, że ta osoba miała rację. Witma powiedziała mu, że ich „związek” nie ma prawa bytu. Odrzuciła go. Na początku chciał odpuścić, owszem, ale to się zmieniło. Teraz chciał dbać o nią jeszcze bardziej, z nadzieją że w końcu będzie lepiej. Wiedział też, że Jedi powinien oddzielić się od takich emocji, a mimo to nie miał zamiaru do tego dopuścić. Planował iść własną ścieżką, na której znajdzie się Witma.
- Ja nie chcę... - mruknął. - Ale skąd?...
- Twoje uczucia są na wolności. Nie potrafisz, czy nie chcesz nad nimi zapanować?
- Ja... - Padawan opuścił wzrok. - Chcę nad nimi panować. - Spojrzał pewnie na postać. - Ale nie chcę się ich pozbywać.
- Przed tobą i twoją mistrzynią stanie wielkie wyzwanie. Staniecie oko w oko z czymś, czego wcześniej nie doświadczyliście. Od was będzie zależało, czy potężne zło opuści tę świątynię.
Machnął ręką, przedstawiając Talymowi pomieszczenie.
- Nie rozumiem... - rzekł togrutanin. - Co to za zło? I dlaczego to my mamy je powstrzymać?
- Otworzyliście świątynię, która była grobowcem dla Terroru, który zniszczył wieki temu miasto Rakkata. Pieczęcie zostały zerwane ponownie. On się uwolni. To tylko kwestia czasu.
- To nie my ją otworzyliśmy - stwierdził stanowczo Padawan. - To Ardun i cała reszta. Ale na pewno nie ja i Witma.
- A co uczyniliście, żeby ich powstrzymać?
Talym głęboko się nad tym zastanowił. Przez moment nawet oderwało mu mowę. Mogli zrobić wiele, a tymczasem stali, krzyczeli i koniec końców wrócili na statek.
- Niewiele... - odpowiedział.
- Może niech ktoś inny przemówi...
Dym unoszący się z kadzideł, umieszczonych w urnach, skondensował się wokół postaci, po czym całkowicie ją zakrył, a ta znikła. Gdy dym opadł, oczom Talyma ukazała się inna, już znana mu postać - pułkownik Durok - zabity przez Archid. W jego wyglądzie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie krwawy ślad z boku głowy.
Padawan zesztywniał, widząc go.
- Padawanie Zakonu Jedi - zwrócił się do Talyma mężczyzna.
Togrutanin nie mógł w to uwierzyć. Stała przed nim... martwa osoba.
- Poznajesz mnie, młody Padawanie Zakonu Jedi? - zapytał pułkownik.
- P-poznaję - wydukał Talym, przełykając ślinę.
- Zadam ci pytanie: czy Jedi nie przysięgli bronić Republiki i jej praw?
- Przysięgli.
- Więc dlaczego nie uczyniliście nic, żeby powstrzymać tych bandytów przed złamaniem prawa?
- Oni nie chcieli nas słuchać - bronił się Padawan. - Witma próbowała coś zrobić i jak to się skończyło?... Co mogliśmy zrobić?
- Przyjrzyj się.
Komandos odwrócił głowę i odsłonił wielką dziurę w czaszce. Talym, widząc tę ranę, odwrócił na moment wzrok, krzywiąc się przy tym. Nie z obrzydzenia, a z powodu wspomnień. To była pierwsza osoba, która zginęła na jego oczach.
- Czy także próbowaliście powstrzymać? - zapytał Durok.
- Nie mieliśmy jak tego powstrzymać... Nie mogliśmy tego przewidzieć. A gdybyśmy mogli... Obronilibyśmy cię.
- Kobieta, która z zimną krwią zabiła żołnierza Republiki na służbie, który wykonywał swoje obowiązki i nie wykazał w waszą stronę żadnej agresji, chodzi z wami dalej wolna. - Zaakcentował ostatnie słowo.
Talym ścisnął pięść.
- Nie spotkała ją za to żadna kara - kontynuował pułkownik - nawet reprymenda.
- Nie możesz nas o to obwiniać... Przestań nas obwiniać.
Durok zbliżył się do Talyma i wyciągnął coś zza zbroi.
- Zobacz.
Padawan przyjrzał się. W rękach mężczyzny widniała fotografia. Przedstawiała pułkownika ubranego po cywilu, obok którego była żona i dwójka małych dzieci - chłopiec i dziewczynka, około sześć, siedem lat. Do oczu Talyma zaczęły napływać łzy.
- Wiesz - kontynuował Durok - co teraz się z nimi stanie? Przyjdzie do nich dwóch żołnierzy w mundurach reprezentacyjnych i na ręce mojego synka złoży zwiniętą w kostkę flagę Republiki.
- To nie moja wina... - togrutanin mówił słabym głosem. - Dlaczego mi to robisz?
- Zastanów się nad tym, po co istnieje Zakon Jedi i czego broni. Sprawiedliwości, Talymie.
Padawan opuścił głowę, a Durok wrócił na środek sali.
- Nie mogłeś powstrzymać tego, co się stało. To prawda. Ale równie biernie pozostawiłeś morderczynię na wolności.
- Przepraszam...
- Nie chcę zemsty, Talymie, ale sprawiedliwości dla mojej rodziny.
Togrutanin wziął głęboki oddech. Dym z kadzideł ponownie spowodował zniknięcie postaci przed nim. Po tym rozniosło się jeszcze ciche echo: „Sprawiedliwości”. Mgła się rozwiała i teraz oczom Talyma ukazała się postać Rycerza Jedi, który pilnował wrót świątyni na Rakkata. Był to miraluka ubrany w jasne szaty. Padawan podniósł na niego wzrok.
- Złamaliście pieczęcie i otworzyliście świątynie - zaczął Jedi.
- Powiem to ostatni raz... To nie ja i Witma to zrobiliśmy. To oni...
- Czy patrzenie na morderstwo i nie zrobienie niczego jest lepsze od samego czynu morderstwa?
Dla błękitnego togrutanina było to już za dużo. Ciężar, który musiał nieść, ciążył już nawet na jego słowach.
- Byliśmy bezsilni... Nie mogliśmy ich powstrzymać...
- Kto jest gorszy? Ten, kto zabił, czy ten, który biernie się patrzył, jak jego kompani dopuszczają się nieprawości? Wiesz, co jest kwintesencją bycia Rycerzem Jedi i w ogóle Jedi?
Padawan spojrzał na niego, wyczekując odpowiedzi.
- Niesienie pokoju i powstrzymywanie sił zła w każdej postaci.
- Masz rację - potwierdził cicho Talym.
- Czy nie obowiązkiem Jedi jest przeciwstawiać się złu? Czy Jedi nie walczy o to, żeby na świecie panował pokój i sprawiedliwość? A wy przegraliście tę walkę, nawet nie wyjmując mieczy. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego?...
- Prawdziwy Jedi potrafi oddać życie za ideały, w które wierzy. To czyni go tak silnym, że nie potrzebuje uciekać się do Ciemnej Strony. Dlatego nie odpuściłem, mimo że było was łącznie ośmiu. Nie poddawałem się mimo potęgi chciwości: waszej chciwości. Nie jestem tu, żeby cię obwiniać, Talymie, ale pokazać ci błędy i wskazać ścieżkę, abyś stał się w przyszłości potężnym i prawym Jedi. Rozumiesz?
Padawan pokiwał smętnie głową.
- Wskaż mi tę ścieżkę - powiedział do mężczyzny z zaczerwienionymi od łez oczyma i o wiele większą nutą pewności siebie.
- Czy jesteś gotowy walczyć za ideały, w które wierzysz, i oddać za nie życie? Czy jesteś gotów stać na straży Republiki i zostać obrońcą pokoju, jak robili to Jedi przez ponad trzy tysiące lat?
- Tak długo, jak nie będą kolidowały z pewnym, wyjątkowym ideałem. - Uśmiechnął się delikatnie. Zaczęło do niego coś powracać...
- Dla Jedi każdy musi być równy - ciągnął obrońca świątyni. - Nie może być lepszych i gorszych, kogoś, kogo będziemy chronić mniej lub bardziej. Zapytam cię jeszcze raz. Czy jesteś gotów umrzeć za to, w co wierzysz?
- A więc może nie jestem Jedi? - Togrutanin rozłożył ramiona i zaśmiał się cicho - zupełnie tak, jakby wrócił stary, szczęśliwy Talym.
- Czyli nie jesteś pewien - stwierdził miraluka.
- Czy jestem pewien?... - zastanowił się Padawan.
- Rozumiem.
- O ile to, w co wierzę, jest Witmą, to jestem w stanie poświęcić swoje życie nawet tysiąc razy.
- Takie poświęcenie jest samolubne. Wydaje ci się, że to najwspanialsze poświęcenie, jakie możesz dokonać.
- A co jest samolubnego w oddawaniu życia za osobę, którą się kocha? - zapytał, przechylając lekko głowę.
- Zagłusza ona twój osąd. Wyobraź sobie, że dwie osoby trzymają się jedną ręką klifu i za chwilę mają spaść w przepaść. Jedną jest Witma, drugą jest Tarik. Kogo ocalisz?
- Witmę - odpowiedział bez namysłu Talym. - Gdybym ocalił Tarika, to sam by mnie zrzucił z klifu.
- Postawiłbym byle kogo, zamiast Tarika, i tak wybrałbyś Witmę. I to jest fakt.
- Ale co jest w tym złego? - próbował pojąć Padawan.
- Ona zawsze będzie twoim priorytetem. Będziesz ją stawiał ponad wszystko. Zawalisz misję, żeby ją ratować i zginie więcej niż jedna osoba. Pomyślałeś o tym? Moc może postawić przed tobą taką sytuację.
Po chwili Talym, jako Talym, a nie jego słaby wrak podatny na każdą prowokację i obrazę, zadał pytanie:
- Jesteś tutaj tylko ty, czy ta pozostała dwójka też nas słucha?
- A czy ma to znaczenie?
- Właściwie... - Zastanowił się togrutanin. - W takim razie pozwól, że to ja się ciebie o coś zapytam. Czy Jedi nie powinni się kierować Jasnością? Światłem?
- Jedi powinni się kierować mądrością, spokojem ducha i rozumem. Niezachwianymi przez emocje.
- Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Talym nie odpuszczał.
- Muszą być otwarci, a jednocześnie nie dopuszczać do głosu emocji, które zamglają im prawdę i zdrowy osąd. Jedi kierują się jasną stroną Mocy, nie samym światłem.
- A czym różni się jasna strona Mocy i Światło?
- Nie ma czegoś takiego, jak kierowanie się światłem. Twoje ideały z dzieciństwa nie odzwierciedlają rzeczywistości. Jedi nie są rycerzami w lśniących zbrojach, ale mnichami, którzy przywdziewają brąz, a ich światłem jest miecz świetlny w ciemności.
- A widzisz, bo ja mam inną wizję. - Talym przyjrzał się swoim dłoniom, po czym z uśmiechem skierował wzrok na Elhana. - Wielu będzie mi mówiło, że są to dziecinne marzenia, ale ja widzę w tym coś więcej. Widzę po prostu chęć czynienia dobra. A wiesz czym jest czynienie dobra? Światłem. I... - Podrapał się za głową. - Tak się składa, że niedawno usłyszałem w wizji słowa pięknej kobiety. Powiedziała mi, że droga stworzona przez Jedi i ich ideały to sztuczny wytwór - sztuczna Jasna Strona. Prawdziwa Jasna Strona to nasze emocje. - Zaśmiał się cicho. - Wiem, że mogę teraz brzmieć jak Sith, ale nie o takich emocjach mówię. Mówię o emocjach, które wywołują na twarzach wszystkich innych uśmiech. Mówię o emocjach, dzięki którym wszystko staje się łatwiejsze. I przede wszystkim mówię o emocjach, które dają życie - o miłości. To jest prawdziwe Światło, którym będę się kierował. Będę tam, gdzie mnie potrzebują. Swoim uśmiechem będę rozświetlał Ciemność innych serc. Będę podnosił na duchu. Będę Światłem.
- Będziesz miłością, która darzy tą miłością tylko jedną osobę.
- Nie. - Talym pokręcił głową. - Dla niej mam zupełnie inne światło.
- Jeśli takie są twoje ideały - dobrze. Ale to tylko jedna część bycia Jedi.
- A więc co jest tą pozostałą częścią?
- Służba. Zasady. Wszystko co powiedziałem. To, co zapamiętałeś, lub będziesz chciał zapamiętać, to już twoja kwestia.
- Dziękuję.
Postać owiała mgła i miraluka zniknął.
„Słowa wypowiedziane są niczym bez poparcia ich w rzeczywistości' - rozeszło się echo, a na miejsce strażnika świątyni wróciła pierwsza postać eremity.
- Twoja mistrzyni jest twoją największą słabością - zaczął pustelnik.
- Ale jest też dla mnie największą siłą.
- Zawsze to ty musisz ratować ją przed innymi i to ty zanosisz ranną do statku. Jest twoją siłą i powoduje, że wzbudza w tobie emocje złości? Jak z Tarikiem.
- To nie ona - zaprzeczył Padawan. - To Tarik powoduje we mnie emocje złości. Nigdy się na nią nie złościłem - mówił ze spokojem w głosie.
- A ty nie potrafisz zapanować nawet nad czymś takim jak złość. Ale jakże byś mógł? Przecież padło na Witmę, a co na Witmę, Talym nie zdzierży... Ona jest powodem twojego braku kontroli. Twoje uczucie do niej powoduje dysbalans twoich twoich uczuć.
Togrutanin podszedł powoli do zakapturzonej postaci i położył swoją lewą rękę na jej ramieniu.
- Ale dzięki niej jeszcze coś czuję... - powiedział to już bez uśmiechu na twarzy, ale z jakimś szczęśliwym błyskiem w oku.
- Przecież mówiłeś sam, że jesteś światłem, które niesie innym dobroć, a sam nie masz swojej dobroci?
- Widzisz... „Sam” samo w sobie brzmi bezsilnie.
Tajemniczy mężczyzna odsunął się od Talyma.
- Mam nadzieję, że wyciągnąłeś coś z tej lekcji.
- Wyciągnąłem. Bardzo dużo... - powiedział, próbując się przyjrzeć twarzy nieznanej osoby. - I za to dziękuję...
- Skoro zrozumiałeś słowa, to słowa trzeba oprzeć czynami.
Padawan kiwnął głową na znak, że się z tym zgadza.
- Zapytam się jeszcze raz, Talymie: czy jesteś gotowy umrzeć za sprawę, w którą wierzysz?
- Tak - odpowiedział z pewnością siebie większą, niż kiedykolwiek od rozpoczęcia rozmowy.
- A więc broń jej, lub zgiń!
Togrutanin zdziwił się, kiedy na jego głowę skoczył zakapturzony Jedi z niebieskim mieczem świetlnym w rękach. Odsunął się na bok, unikając ciosu.
- Dlaczego mnie atakujesz?
Pustelnik wyciągnął rękę i wypuścił w stronę Talyma Pchnięcie Mocy, odpychając go na kamienny postument. Ten uderzył w niego plecami i osunął się na posadzkę, łapiąc się za głowę. W ostatniej chwili dostrzegł, że postać ta ponownie skacze w jego stronę. Padawan uniknął cięcia turlając się po podłodze i próbując wstać. Wojownik, uderzając mieczem w ziemię, wypuścił falę uderzeniową. Togrutanin przez to stracił równowagę i poleciał dwa metry do tyłu.
- Tak walczy Jedi? - zapytał mężczyzna.
- A ty kim jesteś?
- Tak będziesz bronić innych przed złem? Jesteś żałosny.
Talym zaczął powoli wstawać, ale przeciwnik chwycił go Mocą i odrzucił w swoją lewą stronę, przez co ten przeturlał się kilka razy po kamiennych płytach. Ponownie próbował się podnieść, wpierając się o kolana.
- Tak będziesz bronił Witmę?
Padawan spróbował wyrwać Mocą broń nieznanego Jedi, ale ten na to nie pozwolił. W końcu Talym odpuścił.
- Chcesz mojego miecza? To ci go dam.
Zakapturzona postać rzuciła swoją włączoną bronią niczym bumerangiem w stronę togrutanina. Talym znał tę sztuczkę od swojej mistrzyni. To znowu pokazywało, że czegoś się od niej nauczył. Uchylił się przed ostrzem miecza i odrzucił je na bok Pchnięciem Mocy.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy... - stwierdził Padawan, wierząc w swoją siłę.
Pustelnik ponownie natarł na Talyma, wpadając na niego z kopniakiem na klatkę piersiową. Togrutanin sprawnym ruchem złapał za nogę mężczyzny i wywrócił go na ziemię. Ten odbił się od ziemi rękoma i wylądował twardo na posadzce.
- Kocham Witmę, ale mój umysł pozostaje przy tym trzeźwy. Będąc Jedi, nie chcę twojej śmierci.
- Nie masz takiej mocy, żeby mnie zabić. - Przyciągnął z powrotem swój miecz świetlny. - Nie masz na tyle siły, żeby powstrzymać kogokolwiek.
- Tak? - Talym uśmiechnął się delikatnie, ale przede wszystkim kpiąco. - Witma mówi inaczej.
- Twoja mistrzyni to żart. Ty jesteś jeszcze bardziej żałosny.
- Skąd w tobie tyle gniewu? - Padawan ciągle nie odpuszczał. Czuł pewną wyższość nad tą postacią... Chyba po raz pierwszy od... zawsze. Po raz pierwszy czuł nad kimś wyższość. - Czyżbyś się „zakochał”? - zapytał z prześmiewczym tonem.
- Nie ma we mnie gniewu. Stwierdzam tylko fakty. Twoja mistrzyni za każdym razem ponosi klęskę za klęską.
Postać zakapturzonego mężczyzny po jeszcze niedługiej rozmowie się poddała i rzuciła na koniec: „Czeka cię jeszcze jedna próba”. Talymowi wydawało się, że jest na gotowy na wszystko. Niestety nie spodziewał się czegoś tak strasznego...
Po środku sali pojawiła się jakaś straszna wiedźma. Jej wygląd nie przypominał mu żadnej ze znanych mu ras.
- Jedi, jestem tą, która sprowadzi na świat Ciemność, a wy mnie nie powstrzymacie.
- To ty jesteś tą siłą, która została tutaj zamknięta?
- Ta siła zostanie uwolniona przez was, a ja ją skieruję na cały kosmos.
- Nie pozwolimy na to - stwierdził stanowczo Talym.
- Czujesz potęgę Ciemnej Strony w tym miejscu. Jedi nic nie zmienią.
- Kto więc zmieni?
Postać podniosła dłonie do góry i wywołała burzę energetyczną w całej komnacie. Talym próbował ich unikać, ale te i tak w końcu go trafiły. Zaczął się wyginać od natężenia napięcia elektrycznego i krzyczał wniebogłosy.
- Klucz sam do mnie przyjdzie - ciągnęła wiedźma - wraz z jego upadłym strażnikiem.
- Klucz?... AAAAAH! O czym... mówisz?...
- O bliźniaczym sercu, które złożę mojemu Panu w ofierze na cześć jego powrotu.
Talym od naporu błyskawic padł na kolana.
- A wtedy wszyscy twoim kompani zginą, a mój weźmie wasze ciała, da im nowe życie i odleci z wami statkiem do znanych światów.
- Nie... Poz... Wo... Limy... NA TO!
- Jedi są słabi! Ty i twoja mistrzyni jesteście słabi!
Padawan zaczął się wspierać rękoma o podłogę.
- Gdy przyjdzie godzina próby, ulegniecie - kontynuowała.
- Witma... Nie jest... Słaba... - Talym uśmiechnął się pod nosem. - Lepiej przed nią... AAH! Uciekaj...
- Może zajmę się nią najpierw? Leży teraz w medbay'u na waszym statku. Może ją odwiedzimy?
- NIE! - Talym wyciągnął przed siebie obie ręce, próbując powalić kobietę falą Mocy, ale bariera, która się wokół niej pojawiła, wchłonęła Pchnięcie. Po tym wiedźma odpowiedziała mu piorunem.
Padawan wygiął się do tyłu i znowu zaczął krzyczeć.
- Nie... próbuj... Je... Jej... Dotykać... - ledwo wycedzał przez zęby.
Wiedźma nie przestawała go razić błyskawicami z obu rąk.
- Zabiję ją, a ty nic z tym nie zrobisz!
Togrutanin padł na plecy i zaczął się wyginać we wszystkie strony.
- Nie... - Pociekła mu łza.
- Umrzesz w bólu i cierpieniu, jak twoja żałosna mistrzyni.
Kobieta zaczęła go razić jeszcze mocniej. Zapewne straciłby przytomność, gdyby nie napięcie elektryczne dostarczane z każdą chwilą do jego ciała.
Obudził się w medbay'u. Wyglądało to jak koszmar na jawie, ponieważ nad łóżkiem, gdzie leżała Witma, pochylała się postać wiedźmy.
- Życie jest takie kruche - stwierdziła.
- Zostaw ją! - Padawan wyciągnął w jej stronę rękę.
Ona zrobiła to samo i zaczęła go dusić Mocą.
- Dla... - Talym próbował coś wydusić. - Dlaczego to robisz?
Witma się obudziła, ale widać było, że jest bardzo słaba. Skierowała dłoń w stronę swojego Padawana i powiedziała:
- Talym, uciekaj. Powstrzymam ją.
- Nie... - odparł. - Powstrzymamy... Ją... Razem...
Wiedźma poraziła Maginię błyskawicami, doprowadzając ją do okropnego cierpienia. Po chwili, w pośmiertnych konwulsjach po porażeniach, padła na łóżko.
- Nie... - Słowo to wyszło z ust Talyma niczym szept, a razem z nim - łzy. - NIEEEE! - Padawan użył całej swojej Mocy, by uwolnić się z uścisku wiedźmy. - AAAAAAAH!
Udało mu się. Wylądował na twardych nogach, patrząc na kobietę z ogromną złością.
- Dlaczego... To... Zrobiłaś?...
- Jej ciało posłuży jako jedno z wielu naczyń dla mojego Pana.
Togrutanin zamknął na moment oczy, z których leciały niepowstrzymane łzy. Zacisnął pięści i zaczął mówić sam do siebie:
- Talymie, uspokój się. Nie tego by chciała.
Ponownie zaczął być rażony piorunem.
- Za chwilę do niej dołączysz.
- To jest... Tyl... Ko... Wizja. Tylko... Próba.
- Czy wizje bolą? - zapytała, nie zaprzestając torturom.
Padawan aż krzyknął z bólu.
- To się nie dzieje... Naprawdę...
Kobieta nachyliła się nad nim i szepnęła:
- Dziękuję ci za klucz i naczynie dla mojego Pana.
Wstał, nabierając do płuc sporą ilość powietrza. Obok niego leżała Witma - żywa.
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Similar topics
» Czym jest Tarcza?
» Cień historii
» Historia Elisias - Tam gdzie światło , tam i mrok ...
» Gdzie to jest...
» Jestem jej, a ona jest moja.
» Cień historii
» Historia Elisias - Tam gdzie światło , tam i mrok ...
» Gdzie to jest...
» Jestem jej, a ona jest moja.
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach