Nowa nadzieja
Strona 1 z 1
Nowa nadzieja
Błękitna Jedi odkąd wróciła, od rozmowy z mistrzem Gaemalielem bardzo często oddawała się medytacją z dala od Świątyni. Pomagały jej w myśleniu, układaniu sobie wszystkich faktów. Ta młoda padawanka, Bo-been'ya, ją zaskoczyła. Nie dość, że miralianka przed togrutańskim mistrzem pochwaliła ją i zasugerowała jej awans do rangi rycerza Jedi. Dziewczyna ma tupet! Musiała jej to przyznać. Ale to nie było wszystkim - Bo poprosiła o przydzielenie jej do Col'sheer'ee. A to znaczyło tylko jedno. Moc rzeczywiście połączyła ich losy nie przez przypadek. Błękitna Jedi też odczytywała wolę Mocy jednoznacznie - powinna podjąć się nauki czternastolatki. Teraz czekała na decyzję Najwyższej Rady Jedi w związku ze swoją osobom. Zadecydowała jednak, że nie może postąpić wbrew woli Mocy, nawet jeśli ignoruje wtedy zalecenia Rady. Będzie szkoliła Bo-een'ye.
Tym razem Błękitna Jedi medytowała klęcząc w pobliży wodospadu. Jego widok zapierał dech w piersi padawanki. Było w nim coś mistycznego. A może był po prostu przepiękny.
Z lekkiego transu medytacyjnego wytrąciło ją nieśmiały głos.
- Col? Col?... Czy to naprawdę Ty? - Col'sheer'ee podniosła się momentalnie i odwróciła ku właścicielowi tegoż głosu. Kaptur nasunięty na jej głowę zasłaniał całą twarz.
- Mistrzu? Słyszałam straszne historie. Co się stało? Czemu Tarcza została zamknięta? - Mówiąc chisska złapała kaptur oburącz i go zdjęła.
- Na Moc, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę całą i zdrową. - Na twarzy Sallarosa Jan'yse pojawił się delikatny uśmiech. - Tak... ech, od czegóż tu zacząć?
- Od samego początku, najlepiej. - Stwierdziła formalnie Col'sheer'ee zakładając rece na piersiach.
- Kamzo się odnalazł i próbował dokonać zamachu stanu. - Padawanka otworzyła szeroko usta w niemym krzyku. Po chwili doszła do siebie.
- Co on zrobił?!
- Chciał obalić Senat. Uważał, że jesteśmy słabi i że nic nie potrafimy zrobić. Chciał by Republika była bardziej zmilitaryzowana by w końcu zniszczyć Imperium.
- I przejąć jego rolę? - Lekko zakpiła Col.
- On robił to wszystko z zemsty. - Mistrz starał się usprawiedliwić przyjaciela.
- Zemsta jest popularna w ich rodzinie.
- Popularna? Ach, masz na myśli Hei'lang? - Po chwili zaś Srebnowłosy kontynuował. - Zelianna została porwana i zamordowana z ręki Ostrza Imperium. Jest to organizacja podobna do naszej.
- Zelianna? Nie!!! - Col'sheer'ee krzyknęła, zaś Sallaros pokiwał tylko głową ze stoickim spokojem.
- Przysłali mu jej głowę.
- A on dał się sprowokować? Nie specjalnie zachował się jak doświadczony dowódca.
- Zachował się jak zrozpaczony człowiek, który stracił wszystko. W końcu Oddział 303 wymówił posłuszeństwo Kamzo i pod zwierzchnictwem kapitana Flykera dokonali jego aresztowania.
- Ale to nie wyjaśnia twojego stroju, mistrzu. - Skwitowała padawanka.
- To dalsza historia. Ubieram się tak by już... nie wzbudzać strachu jaki czułem gdy mnie aresztowano. Ale poklei...
I opowiedział o rozprawie generała, o tym jak Gelu prosił o wyrok śmierci, jak Wielka Kanclerz zadecydowała (i przekonała Radę Jedi) o zamknięciu Tarczy, poszukiwaniu senatora i jego prawdziwej naturze. O incydencie w szpitalu. A także o aresztowaniu, banicji i resocjalizacji reszty członków Tarczy.
- Znikam tylko na chwilę, a wy popadacie w takie tarapaty? - Skwitowała padawanka. - Czy was, chłopcy, ciągle trzeba pilnować?
- Ciągle wpadaliśmy w kłopoty, tylko udawało się je zamaskować.
Col'sheer'ee zmrużyła oczy. - I teraz wszystkim nam przyszło za to zapłacić.
Sallaros tylko westchnął. Jego wzrok był jakiś odległy.
- Za to ja mam kłopot z waszym znikaniem. - Powiedział z wyrzutem. - Jak mam was pilnować?! Zero informacji tylko jakieś PUFF!
- Ja... ja... musiałam. On ich krzywdził.
- Gdybyś zostawiła informacje, gdybyś mnie poinformował gdzie ruszasz... Byłoby łatwiej cię znaleźć.
- Przecież wysłałam informację jak tylko mogłam. - Odparła padawanka.
- Dotarła do nas jakieś trzy miesiące za późno.
- Zresztą, teraz nie jest to ważne.
- Prosiłem by mnie informować, że gdzieś ruszacie. Zelianna też tak postąpiła, a potem co? Wraca sama głowa.
- Ona była początkującym padawanem, ja...
- Ranga nie ma żadnego znaczenia. - Przerwał jej lekko zdenerwowany mistrz.
- Nie, ale doświadczenie owszem.
- Ech, jesteście osobami, na których mi zależy i wy tak znikacie! Martwię się, wytężam siły by was znaleźć... - Urwał, po dłuższej chwili dalej kontynuował. - Proszę! Jestem sam, staram się jak tylko mogę. Ale nie ogarnę wszystkiego. Nie sam.
- Mistrzu, przywiązanie u Jedi?[/i] - Zdziwiła się Col. - I to jest problem. Jesteś sam. Musisz dać sobie pomóc... Ale nic się nie zmieni póki będziesz widział we mnie ,,padawankę'' Hei'lang.
Sallaros Jan'yse położył dłonie na twarzy i pokiwał głową nerwowo.
- Po prostu jestem zmęczony. Tarcza się nie odbuduje. Z tobą są problemy z nadaniem rangi Jedi ze względu właśnie na Hei'lang i jej przejście na drogę zemsty. Rada obawia się, że tobie wpoiła nauki, które poprowadzą cię tą samą ścieżką.
Błękitna Jedi zamrugała i wpatrywała się z niedowierzaniem w mistrza Jedi.
- Upadek Hei'lang... wy myślicie, że to moja wina? Że mogłam to powstrzymać? - Powiedziała z lekko łamiącym się głosem.
- Nie.
- Więc?! - Nacisnęła Col.
- Hei'lang była dorosła, znała konsekwencje swoich czynów. Rada obawia się, że w swoich naukach przekazała tobie coś złego. Że możesz mieć w sobie mrok. Tak było kiedyś. Może teraz Rada zmieniła zdanie. Jestem ograniczony. Nawet nie mam swojego miecza. - Po chwili znów się odezwał. - Jesteście dla mnie ważni. Cała Tarcza i jej członkowie. Niektórzy uważają, że jestem nader troskliwy.
- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy gdy odwiedziłam cię podczas mojej... banicji? - Zapytała chisska.
- O zmianie Zakonu? - Przypomniał sobie cyborg.
- A w twojej sprawie?
- Sporo rzeczy mówiłaś i nie wiem, o które chodzi... O odpoczynku? O byciu Jedi? - Wyliczał mistrz.
- O tym, że musisz odpuścić.
- ODPUŚCIĆ?!
- Sallarosie Jan'yse Tarcza Republiki to nie ty. To grupa Jedi, żołnierzy i innych... istot. Nie wykonasz pracy za wszystkich, nie ochronisz ich wszystkich. A teraz sam potrzebujesz pomocy. I odrzucasz ją.
- Odrzucam?
- Owszem. - Potwierdziła Col'sheer'ee. - Traktując mnie jak dziecko, jak kogoś kim trzeba się opiekować. Nie potrzebujesz tym razem padawana. Potrzebujesz przyjaciela.
- Póki co widziałem ich tylko upadających... umierających... w sercu mym obawa, że kolejny przyjaciel umrze i ja nic z tym nie zrobię.
- Nie jest twoją powinnością by ich chronić! - Powiedziała ostrzej padawanka. - Jesteśmy Jedi. Żyjemy by służyć. Za wszelką cenę.
- Ale przyjaciele to nie tylko Jedi. - Sprzeciwił się Sallaros - Oni nie składali tej przysięgi.
- Żołnierze także składają przysięgę. Nie służysz mi mistrzu, zatem nie musisz oddawać swojego życia za mnie. Mam swoje przekonania i jestem gotowa oddać za nie życie. Jednym z nich jest fakt, że Tarcza musi zostać odbudowana. I zrobię to, jak trzeba będzie - sama.
- Teraz to ty zachowujesz się jak ja. - Stwierdził Srebnowłosy.
- Pomożesz mi czy będziesz mnie chronić?
- Myślisz, że sobie to odpuściłem?! - Krzyknął Sallaros. - Kwatera nadal stoi ukryta przed niechcianym wzrokiem.
- Dobrze wiem przed czym Tarcza chroni. Doświadczyłam tego. I wiem, że musimy ich powstrzymać.
Mistrz Jan'yse opuścił głowę, pokręcił nią.
- Za szybko dorastacie. Tarcza nie upadnie. Wielokrotnie to powtarzałem.
- Pierw trzeba zacząć od najważniejszego...
- W sprawie oczyszczenia z zarzutów spotkałem się z kapitanem Flykerem i przekazałem mu nagranie. Może uda się mu dotrzeć do Senatu.
- Masz może kopię? Mogę ją dostać? - Zaciekawiła się Błękitna Jedi.
- Jasne, ale ostrzegam jest tam sporo piorunów. Może tobie uda się dotrzeć do Rady.
Błękitna Jedi smętnie powróciła wspomnieniami do spotkania ze swoją siostrą. Przypomniała sobie tortury, które były prezentem od Aye'asha'ee.
- Jestem na nie już uodporniona. - Odparła lekko wesołym głosem. - Mam teraz dobre układy z mistrzem Gaemalielem.
- Naprawdę? To może się przydać...
- Nie, ale muszę tak myśleć aby coś osiągnąć. Niech Moc będzie z tobą, mistrzu.
Padawanka nasunęła głęboko kaptur i zaczęła się oddalać.
- Niech Moc będzie z nami wszystkimi. - Odpowiedział Srebnowłosy trochę do chisski, a trochę do siebie.
:::
Tym razem Błękitna Jedi medytowała klęcząc w pobliży wodospadu. Jego widok zapierał dech w piersi padawanki. Było w nim coś mistycznego. A może był po prostu przepiękny.
Z lekkiego transu medytacyjnego wytrąciło ją nieśmiały głos.
- Col? Col?... Czy to naprawdę Ty? - Col'sheer'ee podniosła się momentalnie i odwróciła ku właścicielowi tegoż głosu. Kaptur nasunięty na jej głowę zasłaniał całą twarz.
- Mistrzu? Słyszałam straszne historie. Co się stało? Czemu Tarcza została zamknięta? - Mówiąc chisska złapała kaptur oburącz i go zdjęła.
- Na Moc, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę całą i zdrową. - Na twarzy Sallarosa Jan'yse pojawił się delikatny uśmiech. - Tak... ech, od czegóż tu zacząć?
- Od samego początku, najlepiej. - Stwierdziła formalnie Col'sheer'ee zakładając rece na piersiach.
- Kamzo się odnalazł i próbował dokonać zamachu stanu. - Padawanka otworzyła szeroko usta w niemym krzyku. Po chwili doszła do siebie.
- Co on zrobił?!
- Chciał obalić Senat. Uważał, że jesteśmy słabi i że nic nie potrafimy zrobić. Chciał by Republika była bardziej zmilitaryzowana by w końcu zniszczyć Imperium.
- I przejąć jego rolę? - Lekko zakpiła Col.
- On robił to wszystko z zemsty. - Mistrz starał się usprawiedliwić przyjaciela.
- Zemsta jest popularna w ich rodzinie.
- Popularna? Ach, masz na myśli Hei'lang? - Po chwili zaś Srebnowłosy kontynuował. - Zelianna została porwana i zamordowana z ręki Ostrza Imperium. Jest to organizacja podobna do naszej.
- Zelianna? Nie!!! - Col'sheer'ee krzyknęła, zaś Sallaros pokiwał tylko głową ze stoickim spokojem.
- Przysłali mu jej głowę.
- A on dał się sprowokować? Nie specjalnie zachował się jak doświadczony dowódca.
- Zachował się jak zrozpaczony człowiek, który stracił wszystko. W końcu Oddział 303 wymówił posłuszeństwo Kamzo i pod zwierzchnictwem kapitana Flykera dokonali jego aresztowania.
- Ale to nie wyjaśnia twojego stroju, mistrzu. - Skwitowała padawanka.
- To dalsza historia. Ubieram się tak by już... nie wzbudzać strachu jaki czułem gdy mnie aresztowano. Ale poklei...
I opowiedział o rozprawie generała, o tym jak Gelu prosił o wyrok śmierci, jak Wielka Kanclerz zadecydowała (i przekonała Radę Jedi) o zamknięciu Tarczy, poszukiwaniu senatora i jego prawdziwej naturze. O incydencie w szpitalu. A także o aresztowaniu, banicji i resocjalizacji reszty członków Tarczy.
- Znikam tylko na chwilę, a wy popadacie w takie tarapaty? - Skwitowała padawanka. - Czy was, chłopcy, ciągle trzeba pilnować?
- Ciągle wpadaliśmy w kłopoty, tylko udawało się je zamaskować.
Col'sheer'ee zmrużyła oczy. - I teraz wszystkim nam przyszło za to zapłacić.
Sallaros tylko westchnął. Jego wzrok był jakiś odległy.
- Za to ja mam kłopot z waszym znikaniem. - Powiedział z wyrzutem. - Jak mam was pilnować?! Zero informacji tylko jakieś PUFF!
- Ja... ja... musiałam. On ich krzywdził.
- Gdybyś zostawiła informacje, gdybyś mnie poinformował gdzie ruszasz... Byłoby łatwiej cię znaleźć.
- Przecież wysłałam informację jak tylko mogłam. - Odparła padawanka.
- Dotarła do nas jakieś trzy miesiące za późno.
- Zresztą, teraz nie jest to ważne.
- Prosiłem by mnie informować, że gdzieś ruszacie. Zelianna też tak postąpiła, a potem co? Wraca sama głowa.
- Ona była początkującym padawanem, ja...
- Ranga nie ma żadnego znaczenia. - Przerwał jej lekko zdenerwowany mistrz.
- Nie, ale doświadczenie owszem.
- Ech, jesteście osobami, na których mi zależy i wy tak znikacie! Martwię się, wytężam siły by was znaleźć... - Urwał, po dłuższej chwili dalej kontynuował. - Proszę! Jestem sam, staram się jak tylko mogę. Ale nie ogarnę wszystkiego. Nie sam.
- Mistrzu, przywiązanie u Jedi?[/i] - Zdziwiła się Col. - I to jest problem. Jesteś sam. Musisz dać sobie pomóc... Ale nic się nie zmieni póki będziesz widział we mnie ,,padawankę'' Hei'lang.
Sallaros Jan'yse położył dłonie na twarzy i pokiwał głową nerwowo.
- Po prostu jestem zmęczony. Tarcza się nie odbuduje. Z tobą są problemy z nadaniem rangi Jedi ze względu właśnie na Hei'lang i jej przejście na drogę zemsty. Rada obawia się, że tobie wpoiła nauki, które poprowadzą cię tą samą ścieżką.
Błękitna Jedi zamrugała i wpatrywała się z niedowierzaniem w mistrza Jedi.
- Upadek Hei'lang... wy myślicie, że to moja wina? Że mogłam to powstrzymać? - Powiedziała z lekko łamiącym się głosem.
- Nie.
- Więc?! - Nacisnęła Col.
- Hei'lang była dorosła, znała konsekwencje swoich czynów. Rada obawia się, że w swoich naukach przekazała tobie coś złego. Że możesz mieć w sobie mrok. Tak było kiedyś. Może teraz Rada zmieniła zdanie. Jestem ograniczony. Nawet nie mam swojego miecza. - Po chwili znów się odezwał. - Jesteście dla mnie ważni. Cała Tarcza i jej członkowie. Niektórzy uważają, że jestem nader troskliwy.
- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy gdy odwiedziłam cię podczas mojej... banicji? - Zapytała chisska.
- O zmianie Zakonu? - Przypomniał sobie cyborg.
- A w twojej sprawie?
- Sporo rzeczy mówiłaś i nie wiem, o które chodzi... O odpoczynku? O byciu Jedi? - Wyliczał mistrz.
- O tym, że musisz odpuścić.
- ODPUŚCIĆ?!
- Sallarosie Jan'yse Tarcza Republiki to nie ty. To grupa Jedi, żołnierzy i innych... istot. Nie wykonasz pracy za wszystkich, nie ochronisz ich wszystkich. A teraz sam potrzebujesz pomocy. I odrzucasz ją.
- Odrzucam?
- Owszem. - Potwierdziła Col'sheer'ee. - Traktując mnie jak dziecko, jak kogoś kim trzeba się opiekować. Nie potrzebujesz tym razem padawana. Potrzebujesz przyjaciela.
- Póki co widziałem ich tylko upadających... umierających... w sercu mym obawa, że kolejny przyjaciel umrze i ja nic z tym nie zrobię.
- Nie jest twoją powinnością by ich chronić! - Powiedziała ostrzej padawanka. - Jesteśmy Jedi. Żyjemy by służyć. Za wszelką cenę.
- Ale przyjaciele to nie tylko Jedi. - Sprzeciwił się Sallaros - Oni nie składali tej przysięgi.
- Żołnierze także składają przysięgę. Nie służysz mi mistrzu, zatem nie musisz oddawać swojego życia za mnie. Mam swoje przekonania i jestem gotowa oddać za nie życie. Jednym z nich jest fakt, że Tarcza musi zostać odbudowana. I zrobię to, jak trzeba będzie - sama.
- Teraz to ty zachowujesz się jak ja. - Stwierdził Srebnowłosy.
- Pomożesz mi czy będziesz mnie chronić?
- Myślisz, że sobie to odpuściłem?! - Krzyknął Sallaros. - Kwatera nadal stoi ukryta przed niechcianym wzrokiem.
- Dobrze wiem przed czym Tarcza chroni. Doświadczyłam tego. I wiem, że musimy ich powstrzymać.
Mistrz Jan'yse opuścił głowę, pokręcił nią.
- Za szybko dorastacie. Tarcza nie upadnie. Wielokrotnie to powtarzałem.
- Pierw trzeba zacząć od najważniejszego...
- W sprawie oczyszczenia z zarzutów spotkałem się z kapitanem Flykerem i przekazałem mu nagranie. Może uda się mu dotrzeć do Senatu.
- Masz może kopię? Mogę ją dostać? - Zaciekawiła się Błękitna Jedi.
- Jasne, ale ostrzegam jest tam sporo piorunów. Może tobie uda się dotrzeć do Rady.
Błękitna Jedi smętnie powróciła wspomnieniami do spotkania ze swoją siostrą. Przypomniała sobie tortury, które były prezentem od Aye'asha'ee.
- Jestem na nie już uodporniona. - Odparła lekko wesołym głosem. - Mam teraz dobre układy z mistrzem Gaemalielem.
- Naprawdę? To może się przydać...
- Nie, ale muszę tak myśleć aby coś osiągnąć. Niech Moc będzie z tobą, mistrzu.
Padawanka nasunęła głęboko kaptur i zaczęła się oddalać.
- Niech Moc będzie z nami wszystkimi. - Odpowiedział Srebnowłosy trochę do chisski, a trochę do siebie.
Ostatnio zmieniony przez Col'sheer'ee dnia Sro Paź 14, 2015 11:17 pm, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : Słówka 'nie' mi zabrakło ;))
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Re: Nowa nadzieja
Tython, planeta Rycerzy Jedi, ich dom. Miejsce to emanuje jasną stroną Mocy, ale nie zawsze tak było. Wiele tysięcy lat wcześniej użytkownicy Ashii i Boganu walcząc ze sobą prawie nie zniszczyli zupełnie przepięknego Tython.
Siwowłosy cyborg ubrany w przetartą kurtkę ze skóry banthy oraz obcisłe, ciemne spodnie bardzo dobrze znał historie Wojen Mocy, bo tak się właśnie nazywał owy konflikt. Teraz jednak Sallaros Jan'yse zdał się czekać na kogoś wpatrując się w dal. W końcu na jego zmęczonej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a po chwili zdziwienie. Sall spodziewał się tylko padawan Col'sheer'ee, natomiast na horyzoncie pojawiły się dwie postacie, dwie kobiety. Szły niczym mistrzyni i jej uczennica.
Pierwsza ubrana była w ciemne szaty z głęboko nasuniętym kapturem, który ukrywał prawie całkowicie jej twarz. U pasa wisiał jak bardzo charakterystyczny dla Jedi miecz świetlny. Jej ruchy były pełne spokoju i gracji. Druga, młodsza, kobieta emanowała podnieceniem. Zwykła szata padawana umożliwiała natychmiastowe rozpoznanie jej rasy - miralianka. U pasa nie miała miecza świetlnego. Na plecach nosiła jeszcze miecz treningowy.
Gdy dotarły do mistrza starsza zsunęła kaptur i oczom Jan'yse okazał się jak dobrze znana błękitna karnacja, którą podkreślały czerwone, bez źrenicowe oczy. Oboje przywitali się serdecznie, po czym Col'sheer'ee dość oficjalnym tonem przedstawiła swoją towarzyszkę.
- Mistrzu, to jest padawanka, która pomogła mi na Nar Shaddaa - Bo-been'ya. Bo była niegdyś uczennicą mistrza Toth Dorna. Bo, to jest mistrz Sallaros Jan'yse, przyjaciel.
Bo-been'ya była zdziwiona, że mistrz Jedi może być ubrany w tak nieoficjalne ubrania do tego był on... bez miecza świetlnego. Nie okazała jednak swojego wahania. Ukłoniła się i przywitała Sallarosa.
Srebnowłosy ruszył dalej ścieżką, a Col dotrzymywała mu kroku. Bo ruszyła za nimi. Nie wiedząc jak się zachować trzymała się około jednego-dwóch metrów za Błękitną Jedi.
- Bo, chciałabym z Tobą o czymś porozmawiać. - Zaczęła oficjalnie Col.
- Mów śmiało, Col.
- Poprosiłaś Radę abym została twoją mistrzynią. Jednak zanim podejmiesz ostateczną decyzję musisz coś wiedzieć o mnie, o nas... - Błękitna Jedi spojrzała na Srebnowłosego. - Należymy do tajnej organizacji zwanej Tarczą Republiki.
- Za porozumieniem generalicji i Rady Jedi utworzoną do obrony Republiki. - Wtrącił ze spokojem Sallaros.
- Och! - Westchnęła młoda padawanka.
- Tak przynajmniej było. Nie mniej Bo jakkolwiek trudne jest życie Jedi, obowiązki wobec Tarczy jeszcze to komplikują. - Błękitna ciągnęła dalej.
- Col, ale jeśli to tajna organizacja to dlaczego mi o niej mówisz?
- Jeśli zostaniesz moją padawanką to ty również zwiążesz się z Tarczą. Chyba rozumiesz teraz czemu ci to mówię. Możesz się wycofać jeśli nie chcesz lub z jakiś powodów nie możesz przystąpić do Tarczy.
Ojej! - Zapiszczała Bo-been'ya. - A kiedy będzie wiadomo?
Błękitna Jedi się zatrzymała i odwróciła do młodej miralianki unosząc brwi w niemym pytaniu.
- No kiedy Rada podejmie co do nas jakąś decyzję? - Bo spytała otwarcie. Chisska ruszyła dalej doganiając mistrza, który co prawda zwolnił, ale szedł dalej.
- Sall należałeś do Rady, jak długo mogą podejmować decyzje?
- Zazwyczaj takie sprawy są banalne i szybko są rozstrzygane. Ale... to jest dość delikatny przypadek. Obie jesteście... specjalne.
- Nie rozumiem mistrzu Sallarosie.
- Bo zaginęłaś dwa lata temu. Rada na pewno będzie chciała się dobrze tobą zająć abyś mogła, no cóż, nadrobić te dwa lata. Col natomiast... ma dość burzliwą przeszłość. - Po chwili dodał czując na sobie pytający wzrok młodej padawanki. - Nie wszyscy Jedi potrafią zaufać obywatelom Imperium. A Twoja przyszła mistrzyni prawdopodobnie stamtąd pochodzi.
Col'sheer'ee milczała podczas wyjaśnień Jan'yse. Po chwili zaś spytała.
- Ilu nas przeżyło? - Spytała beznamiętnym głosem.
- Przeżyło?! - Przeraziła się Bo-been'ya. Sallaros natomiast westchnął głośno.
- Całkiem sporo, na szczęście.
- A ilu pozostało w Tarczy?
- Tu niestety jest gorzej. Wielu się wycofało. - Odpowiedział nieco zrezygnowanym głosem Srebnowłosy.
- Jak to przeżyło? Jak to pozostało? - Dopytywała się miralianka.
Starsi Jedi się zatrzymali.
- Padliśmy ofiarom spisku Imperium. - Odpowiedziała Błękitna Jedi. Bo jęknęła nie dowierzając.
- Obrócili oni przeciw nam Senat i Radę Jedi. Ale my pozostaliśmy wierni naszym ideom. - Uzupełnił mistrz Jedi.
- Czyli jesteście teraz wyjęci spod prawa? Jak ja na Nar Shaddaa!
- Nadal jesteśmy Jedi. - Odpowiedziała chisska.
- Tarcza nie upadnie nawet jeśli wszyscy myślą, że to koniec. Wystarczy tylko jedna osoba wierna sprawie. - Wypowiedział swoją sentencję mistrz Jan'yse.
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie do starszej Jedi.
- Bo to teraz powiedz mi czy nadal chcesz bym podjęła się twojej nauki?
- Col... - Powiedziała niepewnie. - Trochę mi głupio przy mistrzu Jan'yse.
- Mogę odejść jak chcecie pozostać same. - Pośpiesznie wtrącił się Sallaros.
- Mistrzu, wybacz. Spotkamy się w punkcie zbornym? - Sallaros tylko kiwnął głowę i odszedł pośpiesznie. Col zaś spojrzała na dziewczynę. - Masz prawo nie chcieć wstąpić do Tarczy.
- Ja wiele tobie zawdzięczam. I chce być kiedyś taka jak ty. - Odpowiedziała ostrożnie Bo-been'ya. - Więc skoro ty jesteś w tej Tarczy, to i ja chcę do niej dołączyć.
- Jesteś tego pewna, Bo? Ewentualne wycofanie się... może być niełatwym zadaniem.
- Odejść z Tarczy można tylko łącząc się z Mocą? - Spytała lekko przestraszona Bo.
Col'sheer'ee uśmiechnęła się ciepło.
- Nie jesteśmy Imperium. Będzie trudne bo będzie wymagało zmiany twojego mistrza lub... również mojego odejścia z Tarczy.
- Jestem pewna tego. Dołączę do Tarczy. Może tego Moc chce. Może dlatego się spotkałyśmy? - Odpowiedziała po głębokim namyśle Bo.
- Niech zatem tak będzie. - podsumowała chisska. - Obiecuje, że tobie zawsze będę szczera. Nigdy cię nie okłamię. Będę cie nauczać bez względu na to co Rada powie.
- Sprzeciwisz się Radzie, Col? - Spytała niepewnie Bo-been'ya.
- Nie mogę sprzeciwić się woli Mocy. - Odpowiedziała Col'sheer'ee pewna swych słów i ruszyła w kierunku, gdzie poszedł Sallaros.
Kilkanaście minut później obie Jedi doszły do mniejszej grupy Jedi, przy której stał już Sallaros Jan'yse. Błękitna Jedi przystanęła przy Srebnowłosym i spytała go.
- To wszyscy?
- Tak. Pamiętaj, że to tylko Jedi. Członkowie armii nie mogą do nas przystać, ze względy na ich zobowiązania. Z większością przemytników kontakt się urwał. Zresztą jesteśmy niewypłacalni chwilowo. - Po chwili dodał. - Ale jest kilka nowych osób.
W tym momencie Błękitna Jedi ujrzała postać, która przypominała bardziej Sitha, nie Jedi, kobietę rasy sith, od której emanowała dość słaba wrażliwość na Moc.[/i] - Col była pewna, że to jest senator, która blisko współpracowała z Tarczą, Widać, nadal była ich sprzymierzeńcem. Trzecią, nową osobą był rycerz Jedi. Padawanka od razu rozpoznała w nim przyjaciela z czasów kiedy uczyła się na Dantooine u mistrza Gob'Ima.
Szybko umysł Col wrócił do ,,tu i teraz'' i przedstawiła zgromadzonym swoją towarzyszkę.
- Bardzo mi miło was wszystkich poznać! - Przywitała wszystkich Bo.
Młoda czarnowłosa dziewczyna biegła ścieżką prowadzącą z Świątyni Jedi.
- Stang! Jestem spóźniona! Jak zwykle... mistrz Cus mnie zabije! Jeśli Jan'yse go nie uprzedzi! - Zaklęła pod nosem, tak aby mijający ją padawani jej nie usłyszeli. Właściwie nie musiała się o to martwić. Większość padawanów stroniła od niej towarzystwa. I to nie blizna, która przechodziła przez całą jej twarz była tego przyczyną. Była ona uczennicą rycerza rasy sith, który nie wzbudzał zaufania większości Jedi. A zatem ona także była ,,podejrzana''. Do tego wszystkiego doszły ostatnie wydarzenia. Rozwiązanie Tarczy, wyroki na jej członków - przecież Witma była tu właściwie za karę. Do tego wszystkiego jej strój, nad wyraz odważny jak na Jedi, także mógł być powodem takowej sytuacji.
Witma'glred Magini przyśpieszyła kroku - w końcu mistrz Jan'yse tajnym, zaszyfrowanym kanałem prosił wiernych członków Tarczy o pilne spotkanie.
Col'sheer'ee dopiero co przedstawiła Bo-been'ye członkom Tarczy gdy za plecami usłyszała znany głos.
- Mistrzu, ja... przepraszam za spóźnienie. - Zwróciła się do Sallarosa Jan'yse. Po chwili jednak dojrzała inną sylwetkę. - Col?! Col! To ty... a więc żyjesz! - I rzuciła się na chisskę, która w ostatniej chwili odwróciła się do niej. Zaskoczona Col została serdecznie wyściskana. Błękitna Jedi odwzajemniła uścisk, po czym przedstawiła jej Bo.
- Bo, to jest Witma'glred,padawanka nieobecnego dziś Jedi, Cusa. Witmo - to jest Bo-been'ya, moja padawanka.
- Twoja kto? - Zdziwiła się Witma. - Chyba wiele się zmieniło od kiedy zaginęłaś.
Col'sheer'ee tylko się uśmiechnęła ciepło.
- Witmo możesz się zaopiekować Bo? Myślę, że się dogadacie. Chyba jesteście w tym samym wieku.
Chisska przemknęła obok togrutańskiego rycerza Jeriho Azaliusa i stanęła po środku członków Tarczy.
- Witajcie członkowie Tarczy! Dziękuję wam w imieniu mistrza Sallarosa i swoim własnym, że tu się zjawiliście. I że zostaliście wierni Tarczy! - Rozpoczęła przemówienie. - Spotkaliśmy się tu w jednym celu - Tarcza musi się odrodzić z popiołów i to nie w podziemiach. Nie możemy żyć jak organizacja przestępcza. Aby tego dokonać najpierw musimy oczyścić nasze imię... zwłaszcza mistrza Jan'yse - Skinęła głową na Srebnowłosego.
- Nie chce by o Tarczy zapomniano! Senat musi wiedzieć, że jesteśmy po to by chronić Republikę! Żaden Sith nas nie powstrzyma! - Sallaros gorąco zdopingował niewielką grupę Jedi, którzy pozostali w Tarczy.
W grupie pojawiły się niemrawe zapytania jak tego dokonać. Col'sheer'ee rozpoczęła przedstawiać swój plan.
- Musimy dotrzeć do Najwyższej Rady Jedi! Pokażemy im to. - Błękitna Jedi wyjęła z szaty mały holodysk. - Są to nagrania, które zdobyła padawan Maginia. Udowadniają, że nie jesteśmy winni zdrady.
- Mnie Rada nie wysłucha. - Powiedział lekko zrezygnowany Sallaros Jan'yse. - Od czasu aresztowania straciłem zaufanie Rady. Ale jeśli pójdziemy na audiencje wszyscy nie będą mogli nas zignorować. Rada powinna jeszcze raz przemyśleć sprawę rozwiązania Tarczy.
Spotkanie przerwał głośny dźwięk komunikatora. Col'sheer'ee odeszła na bok aby osoba, która się z nią kontaktowała nie zobaczyła Jedi, z którymi się spotkała. Gdy wróciła zwróciła się do Bo-been'yi.
- Rada Jedi chce nas widzieć. Natychmiast. - Po czym zwróciła się do wszystkich. -Jeśli jest dobry moment na sprzeciwienie się Radzie Jedi to chyba ten czas właśnie nadszedł.
Spotkanie zostało zakończone. Sallaros Jan'yse, Col'sheer'ee i wszyscy pozostali członkowie Tarczy ruszyli w stronę Świątyni Jedi mając nadzieję na lepsze jutro.
Siwowłosy cyborg ubrany w przetartą kurtkę ze skóry banthy oraz obcisłe, ciemne spodnie bardzo dobrze znał historie Wojen Mocy, bo tak się właśnie nazywał owy konflikt. Teraz jednak Sallaros Jan'yse zdał się czekać na kogoś wpatrując się w dal. W końcu na jego zmęczonej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a po chwili zdziwienie. Sall spodziewał się tylko padawan Col'sheer'ee, natomiast na horyzoncie pojawiły się dwie postacie, dwie kobiety. Szły niczym mistrzyni i jej uczennica.
Pierwsza ubrana była w ciemne szaty z głęboko nasuniętym kapturem, który ukrywał prawie całkowicie jej twarz. U pasa wisiał jak bardzo charakterystyczny dla Jedi miecz świetlny. Jej ruchy były pełne spokoju i gracji. Druga, młodsza, kobieta emanowała podnieceniem. Zwykła szata padawana umożliwiała natychmiastowe rozpoznanie jej rasy - miralianka. U pasa nie miała miecza świetlnego. Na plecach nosiła jeszcze miecz treningowy.
Gdy dotarły do mistrza starsza zsunęła kaptur i oczom Jan'yse okazał się jak dobrze znana błękitna karnacja, którą podkreślały czerwone, bez źrenicowe oczy. Oboje przywitali się serdecznie, po czym Col'sheer'ee dość oficjalnym tonem przedstawiła swoją towarzyszkę.
- Mistrzu, to jest padawanka, która pomogła mi na Nar Shaddaa - Bo-been'ya. Bo była niegdyś uczennicą mistrza Toth Dorna. Bo, to jest mistrz Sallaros Jan'yse, przyjaciel.
Bo-been'ya była zdziwiona, że mistrz Jedi może być ubrany w tak nieoficjalne ubrania do tego był on... bez miecza świetlnego. Nie okazała jednak swojego wahania. Ukłoniła się i przywitała Sallarosa.
Srebnowłosy ruszył dalej ścieżką, a Col dotrzymywała mu kroku. Bo ruszyła za nimi. Nie wiedząc jak się zachować trzymała się około jednego-dwóch metrów za Błękitną Jedi.
- Bo, chciałabym z Tobą o czymś porozmawiać. - Zaczęła oficjalnie Col.
- Mów śmiało, Col.
- Poprosiłaś Radę abym została twoją mistrzynią. Jednak zanim podejmiesz ostateczną decyzję musisz coś wiedzieć o mnie, o nas... - Błękitna Jedi spojrzała na Srebnowłosego. - Należymy do tajnej organizacji zwanej Tarczą Republiki.
- Za porozumieniem generalicji i Rady Jedi utworzoną do obrony Republiki. - Wtrącił ze spokojem Sallaros.
- Och! - Westchnęła młoda padawanka.
- Tak przynajmniej było. Nie mniej Bo jakkolwiek trudne jest życie Jedi, obowiązki wobec Tarczy jeszcze to komplikują. - Błękitna ciągnęła dalej.
- Col, ale jeśli to tajna organizacja to dlaczego mi o niej mówisz?
- Jeśli zostaniesz moją padawanką to ty również zwiążesz się z Tarczą. Chyba rozumiesz teraz czemu ci to mówię. Możesz się wycofać jeśli nie chcesz lub z jakiś powodów nie możesz przystąpić do Tarczy.
Ojej! - Zapiszczała Bo-been'ya. - A kiedy będzie wiadomo?
Błękitna Jedi się zatrzymała i odwróciła do młodej miralianki unosząc brwi w niemym pytaniu.
- No kiedy Rada podejmie co do nas jakąś decyzję? - Bo spytała otwarcie. Chisska ruszyła dalej doganiając mistrza, który co prawda zwolnił, ale szedł dalej.
- Sall należałeś do Rady, jak długo mogą podejmować decyzje?
- Zazwyczaj takie sprawy są banalne i szybko są rozstrzygane. Ale... to jest dość delikatny przypadek. Obie jesteście... specjalne.
- Nie rozumiem mistrzu Sallarosie.
- Bo zaginęłaś dwa lata temu. Rada na pewno będzie chciała się dobrze tobą zająć abyś mogła, no cóż, nadrobić te dwa lata. Col natomiast... ma dość burzliwą przeszłość. - Po chwili dodał czując na sobie pytający wzrok młodej padawanki. - Nie wszyscy Jedi potrafią zaufać obywatelom Imperium. A Twoja przyszła mistrzyni prawdopodobnie stamtąd pochodzi.
Col'sheer'ee milczała podczas wyjaśnień Jan'yse. Po chwili zaś spytała.
- Ilu nas przeżyło? - Spytała beznamiętnym głosem.
- Przeżyło?! - Przeraziła się Bo-been'ya. Sallaros natomiast westchnął głośno.
- Całkiem sporo, na szczęście.
- A ilu pozostało w Tarczy?
- Tu niestety jest gorzej. Wielu się wycofało. - Odpowiedział nieco zrezygnowanym głosem Srebnowłosy.
- Jak to przeżyło? Jak to pozostało? - Dopytywała się miralianka.
Starsi Jedi się zatrzymali.
- Padliśmy ofiarom spisku Imperium. - Odpowiedziała Błękitna Jedi. Bo jęknęła nie dowierzając.
- Obrócili oni przeciw nam Senat i Radę Jedi. Ale my pozostaliśmy wierni naszym ideom. - Uzupełnił mistrz Jedi.
- Czyli jesteście teraz wyjęci spod prawa? Jak ja na Nar Shaddaa!
- Nadal jesteśmy Jedi. - Odpowiedziała chisska.
- Tarcza nie upadnie nawet jeśli wszyscy myślą, że to koniec. Wystarczy tylko jedna osoba wierna sprawie. - Wypowiedział swoją sentencję mistrz Jan'yse.
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie do starszej Jedi.
- Bo to teraz powiedz mi czy nadal chcesz bym podjęła się twojej nauki?
- Col... - Powiedziała niepewnie. - Trochę mi głupio przy mistrzu Jan'yse.
- Mogę odejść jak chcecie pozostać same. - Pośpiesznie wtrącił się Sallaros.
- Mistrzu, wybacz. Spotkamy się w punkcie zbornym? - Sallaros tylko kiwnął głowę i odszedł pośpiesznie. Col zaś spojrzała na dziewczynę. - Masz prawo nie chcieć wstąpić do Tarczy.
- Ja wiele tobie zawdzięczam. I chce być kiedyś taka jak ty. - Odpowiedziała ostrożnie Bo-been'ya. - Więc skoro ty jesteś w tej Tarczy, to i ja chcę do niej dołączyć.
- Jesteś tego pewna, Bo? Ewentualne wycofanie się... może być niełatwym zadaniem.
- Odejść z Tarczy można tylko łącząc się z Mocą? - Spytała lekko przestraszona Bo.
Col'sheer'ee uśmiechnęła się ciepło.
- Nie jesteśmy Imperium. Będzie trudne bo będzie wymagało zmiany twojego mistrza lub... również mojego odejścia z Tarczy.
- Jestem pewna tego. Dołączę do Tarczy. Może tego Moc chce. Może dlatego się spotkałyśmy? - Odpowiedziała po głębokim namyśle Bo.
- Niech zatem tak będzie. - podsumowała chisska. - Obiecuje, że tobie zawsze będę szczera. Nigdy cię nie okłamię. Będę cie nauczać bez względu na to co Rada powie.
- Sprzeciwisz się Radzie, Col? - Spytała niepewnie Bo-been'ya.
- Nie mogę sprzeciwić się woli Mocy. - Odpowiedziała Col'sheer'ee pewna swych słów i ruszyła w kierunku, gdzie poszedł Sallaros.
Kilkanaście minut później obie Jedi doszły do mniejszej grupy Jedi, przy której stał już Sallaros Jan'yse. Błękitna Jedi przystanęła przy Srebnowłosym i spytała go.
- To wszyscy?
- Tak. Pamiętaj, że to tylko Jedi. Członkowie armii nie mogą do nas przystać, ze względy na ich zobowiązania. Z większością przemytników kontakt się urwał. Zresztą jesteśmy niewypłacalni chwilowo. - Po chwili dodał. - Ale jest kilka nowych osób.
W tym momencie Błękitna Jedi ujrzała postać, która przypominała bardziej Sitha, nie Jedi, kobietę rasy sith, od której emanowała dość słaba wrażliwość na Moc.[/i] - Col była pewna, że to jest senator, która blisko współpracowała z Tarczą, Widać, nadal była ich sprzymierzeńcem. Trzecią, nową osobą był rycerz Jedi. Padawanka od razu rozpoznała w nim przyjaciela z czasów kiedy uczyła się na Dantooine u mistrza Gob'Ima.
Szybko umysł Col wrócił do ,,tu i teraz'' i przedstawiła zgromadzonym swoją towarzyszkę.
- Bardzo mi miło was wszystkich poznać! - Przywitała wszystkich Bo.
:::
Młoda czarnowłosa dziewczyna biegła ścieżką prowadzącą z Świątyni Jedi.
- Stang! Jestem spóźniona! Jak zwykle... mistrz Cus mnie zabije! Jeśli Jan'yse go nie uprzedzi! - Zaklęła pod nosem, tak aby mijający ją padawani jej nie usłyszeli. Właściwie nie musiała się o to martwić. Większość padawanów stroniła od niej towarzystwa. I to nie blizna, która przechodziła przez całą jej twarz była tego przyczyną. Była ona uczennicą rycerza rasy sith, który nie wzbudzał zaufania większości Jedi. A zatem ona także była ,,podejrzana''. Do tego wszystkiego doszły ostatnie wydarzenia. Rozwiązanie Tarczy, wyroki na jej członków - przecież Witma była tu właściwie za karę. Do tego wszystkiego jej strój, nad wyraz odważny jak na Jedi, także mógł być powodem takowej sytuacji.
Witma'glred Magini przyśpieszyła kroku - w końcu mistrz Jan'yse tajnym, zaszyfrowanym kanałem prosił wiernych członków Tarczy o pilne spotkanie.
:::
Col'sheer'ee dopiero co przedstawiła Bo-been'ye członkom Tarczy gdy za plecami usłyszała znany głos.
- Mistrzu, ja... przepraszam za spóźnienie. - Zwróciła się do Sallarosa Jan'yse. Po chwili jednak dojrzała inną sylwetkę. - Col?! Col! To ty... a więc żyjesz! - I rzuciła się na chisskę, która w ostatniej chwili odwróciła się do niej. Zaskoczona Col została serdecznie wyściskana. Błękitna Jedi odwzajemniła uścisk, po czym przedstawiła jej Bo.
- Bo, to jest Witma'glred,padawanka nieobecnego dziś Jedi, Cusa. Witmo - to jest Bo-been'ya, moja padawanka.
- Twoja kto? - Zdziwiła się Witma. - Chyba wiele się zmieniło od kiedy zaginęłaś.
Col'sheer'ee tylko się uśmiechnęła ciepło.
- Witmo możesz się zaopiekować Bo? Myślę, że się dogadacie. Chyba jesteście w tym samym wieku.
Chisska przemknęła obok togrutańskiego rycerza Jeriho Azaliusa i stanęła po środku członków Tarczy.
- Witajcie członkowie Tarczy! Dziękuję wam w imieniu mistrza Sallarosa i swoim własnym, że tu się zjawiliście. I że zostaliście wierni Tarczy! - Rozpoczęła przemówienie. - Spotkaliśmy się tu w jednym celu - Tarcza musi się odrodzić z popiołów i to nie w podziemiach. Nie możemy żyć jak organizacja przestępcza. Aby tego dokonać najpierw musimy oczyścić nasze imię... zwłaszcza mistrza Jan'yse - Skinęła głową na Srebnowłosego.
- Nie chce by o Tarczy zapomniano! Senat musi wiedzieć, że jesteśmy po to by chronić Republikę! Żaden Sith nas nie powstrzyma! - Sallaros gorąco zdopingował niewielką grupę Jedi, którzy pozostali w Tarczy.
W grupie pojawiły się niemrawe zapytania jak tego dokonać. Col'sheer'ee rozpoczęła przedstawiać swój plan.
- Musimy dotrzeć do Najwyższej Rady Jedi! Pokażemy im to. - Błękitna Jedi wyjęła z szaty mały holodysk. - Są to nagrania, które zdobyła padawan Maginia. Udowadniają, że nie jesteśmy winni zdrady.
- Mnie Rada nie wysłucha. - Powiedział lekko zrezygnowany Sallaros Jan'yse. - Od czasu aresztowania straciłem zaufanie Rady. Ale jeśli pójdziemy na audiencje wszyscy nie będą mogli nas zignorować. Rada powinna jeszcze raz przemyśleć sprawę rozwiązania Tarczy.
Spotkanie przerwał głośny dźwięk komunikatora. Col'sheer'ee odeszła na bok aby osoba, która się z nią kontaktowała nie zobaczyła Jedi, z którymi się spotkała. Gdy wróciła zwróciła się do Bo-been'yi.
- Rada Jedi chce nas widzieć. Natychmiast. - Po czym zwróciła się do wszystkich. -Jeśli jest dobry moment na sprzeciwienie się Radzie Jedi to chyba ten czas właśnie nadszedł.
Spotkanie zostało zakończone. Sallaros Jan'yse, Col'sheer'ee i wszyscy pozostali członkowie Tarczy ruszyli w stronę Świątyni Jedi mając nadzieję na lepsze jutro.
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Re: Nowa nadzieja
Mistrz Gaemaliel był dość tajemniczą osobą, zazwyczaj trzymał się z dala od innych członków Zakonu Jedi. Na korytarzach Świątyni mówiono, że jego chłodne, wykalkulowane spojrzenie na rzeczywistość, trzymanie się zasad i wszelkiego rodzaju regulaminów sprawiło, że jego relacje z ostatnim padawanem dawały wiele do życzenia. Tak przynajmniej mówiono. Niestety, nikt nie był w stanie jej potwierdzić czy zanegować. Nikt z żyjących nie odważyłby się zadać tak osobistego pytania Gaemalielowi. Natomiast druga osoba, która mogła uchylić rąbka tajemnicy, jego uczeń, zniknął kilka lat temu, kiedy to togrutańskiego mistrza powołano do Najwyższej Rady Jedi. Teraz nawet nikt nie pamiętał jego imienia, ale jeszcze niedawno krążyły plotki - jedna o pojedynku, druga o sprzeczce mistrza i ucznia. Koniec obu historii był jednak identyczny - śmierć młodego Jedi. Plotki mają to do siebie, że się pojawiają i... w końcu odchodzą w niepamięć.
Jakiś rok temu Gaemaliel otrzymał nowy obowiązek - opiekę nad organizacją znaną jako Tarcza Republiki, zastępując mistrza Sallarosa Jan'yse, który odszedł z Rady i pozostał jedynie na stanowisku Dowódcy Tarczy. Gdy togrutanin został po kilku miesiącach poproszony o spotkanie z mistrzynią Satele Shan i Kanclerz Republiki nie mógł uwierzyć swoim uszom. Senat, w postaci Saresh, chciał zamknąć organizację Jan'yse. Wygłosił wtedy stanowczy sprzeciw twierdząc, że Tarcza Republiki jest pierwszą ich ochroną przed Imperium Sithów i innymi nieznanymi zagrożeniami. Jednak argumenty Saresh były przekonywujące... przynajmniej mistrzynię Shan. I decyzja zapadła, a Gaemaliel nie chcąc rezygnować z powierzonych mu wcześniej obowiązków dalej starał się być przełożonym nie istniejącej organizacji - jej byłych członków. Togrutanin nie był głupi, dobrze wiedział, że cyborg nie zrezygnuje - dalej będzie prowadził wiernych mu Jedi. Postanowił, że będzie udawał, że o niczym nie wie. Ot, takie jedno naruszenie zasad, jakimi się kierował.
Oczywiście nikt z byłej Tarczy nawet nie przypuszczał, że Gaemaliel im w pełni sprzyja.
Padawan Col'sheer'ee i padawan Bo-been'ya weszły powoli do gabinetu czterdziesto-ośmio letniego mistrza Jedi. Zostały Gaemaliela medytującego, usiadły więc na kolanach przede togrutaninem i czekały aż skończy. Obie były podekscytowane, jednak Bo bardziej to okazywała. Następne kilka minut być może odmieni na zawsze życie obu padawanek.
W końcu Gaemaliel otworzył oczy i przemówił. Powiedział, że Rada miała dość burzliwe spotkanie w ich sprawie, właściwie w sprawie chisski. ,,Zazwyczaj rangę rycerza nadaje się padawanowi gdy cała Rada Jedi jednogłośnie tak zagłosuje, ale w twoim przypadku, Col, tak nie było.'' - Na te słowa Błękitna Jedi lekko posmutniała. Nie do końca podobał jej się pomysł zlekceważenia decyzji Rady, ale musiała być ona wierna swoim uczuciom. Jednak kolejne słowa togrutanina odmieniły tę sytuację - ,,Jednak w twoim przypadku głos zabrała Wielka Mistrzyni Satele Shan, której głos zaważył. Od teraz jesteś Rycerzem Jedi. Gratuluje.''. Bo na te słowa aż podskoczyła z radości, Col'sheer'ee, choć niełatwo, powstrzymała się przed tym. Jedynie uniosły jej się kąciki ust. Podziękowała mistrzowi. Następnie uzgodniono, że Bo-been'ya zostanie padawanką chisski, ale z decyzji Rady miralianka nie może jeszcze opuszczać Tython. Decyzja ta zaskoczyła młodą Jedi. Próbowała się ona od niej odwołać, jednak togrutanin ją uciszył stwierdzeniem, że jest to ostateczna decyzja.
Gaemaliel już myślał, że zakończyli omawianie spraw, Col'sheer'ee wyjęła z szat holodysk prosząc mistrza by obejrzał nagranie, które zawiera. Togrutanin obiecał, że przejrzy to nagranie wraz z Najwyższą Radą Jedi. Stwierdził też, że Rada Jedi nigdy nie miała na celu ukaranie członków Tarczy, z mistrzem Jan'yse włącznie. W tym momencie, na dyskretny znak Błękitnej Jedi, wszedł Sallaros Jan'yse wraz grupką Jedi. Gaemaliel rozpoznał kilku z nich jako byłych członków Tarczy oraz sithańska senator Leenh. Parę osób było dla niego zupełnie obcych, ,,Cóż, Jan'yse potrafi zjednać sobie ludzi'' - Pomyślał.
Po dłuższej rozmowie Sallaros odzyskał wszystkie swoje zasługi i zgodę na odebranie swojego miecza świetlnego. Gaemaliel zgodził się również aby wewnątrz Zakonu Tarcza zn ów zaczęła działać.
I tak też się stało. Senator Leenh zabrała kopię nagrania pokazującego, że nie Jan'yse, lecz Keith jest prawdziwym zdrajcą, do Senatu. Z drugiej strony dostarczyła niepokojące wieści - podejrzewa, że Kanclerz Republiki jest kontrolowana przez Sitha. Nowo utworzona Tarcza zdecydowała działać. sytuacja wymagała by podzielili się na dwie grupy - jedna, pod dowództwem Col'sheer'ee, zaatakuje Kali Keitha. Druga natomiast, którą poprowadzi mistrz Jan'yse, dopilnuje aby Leenh bezpiecznie dostarczy dowód winy zdrajcy oraz zapewnią bezpieczeństwo Wielkiej Kanclerz, Senatu oraz mieszkańców Coruscant przed nieprzewidzianymi problemami.
Jakiś rok temu Gaemaliel otrzymał nowy obowiązek - opiekę nad organizacją znaną jako Tarcza Republiki, zastępując mistrza Sallarosa Jan'yse, który odszedł z Rady i pozostał jedynie na stanowisku Dowódcy Tarczy. Gdy togrutanin został po kilku miesiącach poproszony o spotkanie z mistrzynią Satele Shan i Kanclerz Republiki nie mógł uwierzyć swoim uszom. Senat, w postaci Saresh, chciał zamknąć organizację Jan'yse. Wygłosił wtedy stanowczy sprzeciw twierdząc, że Tarcza Republiki jest pierwszą ich ochroną przed Imperium Sithów i innymi nieznanymi zagrożeniami. Jednak argumenty Saresh były przekonywujące... przynajmniej mistrzynię Shan. I decyzja zapadła, a Gaemaliel nie chcąc rezygnować z powierzonych mu wcześniej obowiązków dalej starał się być przełożonym nie istniejącej organizacji - jej byłych członków. Togrutanin nie był głupi, dobrze wiedział, że cyborg nie zrezygnuje - dalej będzie prowadził wiernych mu Jedi. Postanowił, że będzie udawał, że o niczym nie wie. Ot, takie jedno naruszenie zasad, jakimi się kierował.
Oczywiście nikt z byłej Tarczy nawet nie przypuszczał, że Gaemaliel im w pełni sprzyja.
:::
Padawan Col'sheer'ee i padawan Bo-been'ya weszły powoli do gabinetu czterdziesto-ośmio letniego mistrza Jedi. Zostały Gaemaliela medytującego, usiadły więc na kolanach przede togrutaninem i czekały aż skończy. Obie były podekscytowane, jednak Bo bardziej to okazywała. Następne kilka minut być może odmieni na zawsze życie obu padawanek.
W końcu Gaemaliel otworzył oczy i przemówił. Powiedział, że Rada miała dość burzliwe spotkanie w ich sprawie, właściwie w sprawie chisski. ,,Zazwyczaj rangę rycerza nadaje się padawanowi gdy cała Rada Jedi jednogłośnie tak zagłosuje, ale w twoim przypadku, Col, tak nie było.'' - Na te słowa Błękitna Jedi lekko posmutniała. Nie do końca podobał jej się pomysł zlekceważenia decyzji Rady, ale musiała być ona wierna swoim uczuciom. Jednak kolejne słowa togrutanina odmieniły tę sytuację - ,,Jednak w twoim przypadku głos zabrała Wielka Mistrzyni Satele Shan, której głos zaważył. Od teraz jesteś Rycerzem Jedi. Gratuluje.''. Bo na te słowa aż podskoczyła z radości, Col'sheer'ee, choć niełatwo, powstrzymała się przed tym. Jedynie uniosły jej się kąciki ust. Podziękowała mistrzowi. Następnie uzgodniono, że Bo-been'ya zostanie padawanką chisski, ale z decyzji Rady miralianka nie może jeszcze opuszczać Tython. Decyzja ta zaskoczyła młodą Jedi. Próbowała się ona od niej odwołać, jednak togrutanin ją uciszył stwierdzeniem, że jest to ostateczna decyzja.
Gaemaliel już myślał, że zakończyli omawianie spraw, Col'sheer'ee wyjęła z szat holodysk prosząc mistrza by obejrzał nagranie, które zawiera. Togrutanin obiecał, że przejrzy to nagranie wraz z Najwyższą Radą Jedi. Stwierdził też, że Rada Jedi nigdy nie miała na celu ukaranie członków Tarczy, z mistrzem Jan'yse włącznie. W tym momencie, na dyskretny znak Błękitnej Jedi, wszedł Sallaros Jan'yse wraz grupką Jedi. Gaemaliel rozpoznał kilku z nich jako byłych członków Tarczy oraz sithańska senator Leenh. Parę osób było dla niego zupełnie obcych, ,,Cóż, Jan'yse potrafi zjednać sobie ludzi'' - Pomyślał.
Po dłuższej rozmowie Sallaros odzyskał wszystkie swoje zasługi i zgodę na odebranie swojego miecza świetlnego. Gaemaliel zgodził się również aby wewnątrz Zakonu Tarcza zn ów zaczęła działać.
I tak też się stało. Senator Leenh zabrała kopię nagrania pokazującego, że nie Jan'yse, lecz Keith jest prawdziwym zdrajcą, do Senatu. Z drugiej strony dostarczyła niepokojące wieści - podejrzewa, że Kanclerz Republiki jest kontrolowana przez Sitha. Nowo utworzona Tarcza zdecydowała działać. sytuacja wymagała by podzielili się na dwie grupy - jedna, pod dowództwem Col'sheer'ee, zaatakuje Kali Keitha. Druga natomiast, którą poprowadzi mistrz Jan'yse, dopilnuje aby Leenh bezpiecznie dostarczy dowód winy zdrajcy oraz zapewnią bezpieczeństwo Wielkiej Kanclerz, Senatu oraz mieszkańców Coruscant przed nieprzewidzianymi problemami.
Ostatnio zmieniony przez Col'sheer'ee dnia Czw Paź 15, 2015 11:26 pm, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : poprawa ewieku na prośbę Kamzo)
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach