Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Słońce rzucające cień

Go down

Słońce rzucające cień Empty Słońce rzucające cień

Pisanie by Zim Pią Maj 27, 2016 2:57 am

Słońce rzucające cień Izyjra

Chciałabym wierzyć, że mnie tu nie ma
Chciałabym odpocząć przy szumie strumienia
Chciałabym choć raz ujrzeć błękit nieba
Tego mi właśnie teraz potrzeba

Chciałabym być sobą i kim zechce być
Chciałbym po swojemu życ
Chciałabym kochać i być kochaną
Zasnąć z uśmiechem, z tatą i mamą...


- - -

Rud'lin rzuciła się na pryczę. Cała zalana łzami jedyne, co mogła z siebie wydusić to kolejne szlochy pełne żalu i cierpienia. Jej niegdyś biała szata teraz była cała wyplamiona od krwii, kurzu i bliżej niezidentyfikowanych substancji znajdujących się w lochach Ministerstwa Tajemnic na Thead 4. Lecz to nie miało znaczenia. Rud było wszystko jedno - czy jej prycza jest czysta, czy brudna, wygodna, czy bez komfortu. Teraz tylko cierpienie, samotność i ból istnienia...

Pomimo uwolnienia się spod władzy ojca, akolitka czuła się o wiele gorzej. Upokorzona, zraniona i shańbiona przez własnego ojca, opuszczona przez mistrzynię oraz jej partnerkę, które zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach jedna po drugiej i na domiar złego to nieszczęsne małżeństwo Elivi, jedynej jej przychylnej osoby na tej przeklętej planecie... Tego było stanowczo za dużo dla powykręcanej psychiki Rud'lin, która ledwo, co zdołała zapanować nad zmysłami po opętaniu i torturach. Musiała się uwolnić od samej siebie, od myśli, które dręczyły ją od dni i od cierpienia, które było wszechobecne... Przez całe jej życie...

Na całe szczęście jeden z małych myśliwców personalnych był gotowy do lotu. Po szybkim wprowadzeniu koordynatów, Rud'lin odleciała z powierzchni dzikiej planety i zniknęła w odmętach kosmosu. Wyłoniła się dopiero w Środkowych Rubieżach, przy bagnistej Nul Hutcie. Jednak jej celem był tętniący życiem, zwłaszcza nocą księżyć - Nar Shaddaa. Niedługo po wylądowaniu, nastolatka wpadła w niemałe tarapaty...

"Natychmiast mnie wypuść!" - krzyczała na cały głos akolitka bębniąc w ścianki konteneru.
"Fa hatkocanh woy tanea... Kiy doth ban chaia" - powiedział Twi'lek używając Huttese.
"Co on tam mamrocze, stang?!" - odwarknęła Rud'lin agresywnie.
"Mówi, że te ściany są dźwiękoszczelne. Niech się panienka nie gorączkuje... Niedługo i tak będzie po wszystkim" - uspakajał nastolatkę sędziwy już Miraluka.
"Nie! Nie mam zamiaru! WYPUŚCIE NAS WY WYPASACZE NERFÓW!!" - dalej nie dawała za wygraną Rud. Wreszcie po licznych próbach uspokojenia jej udało się się przemówić do rozsądku... kosztem paru siniaków i złamanej ręki u pozostałych jeńców. Po chwili namysłu do głowy Rud wpadł niebanalny pomysł...

Po wylądowaniu statku na piaszczystej tafli pustynnego Tatooine handlarze rozpoczęli wypakunek niewolników.
"Brakuje tej najmłodszej szefie!" - krzyknął jeden z nich.
"Kark! Panbocn chik... Przesziukacz kontenełr!" - wymamrotał z silnym Huttesowskim akcentem najgrubszy z szajki. W czasie gdy znaczna większość handlarzy udała się do środka, "wypakowani" jeńcy zaczęli atakować pozostałych członków gangu. W środku kontenera dało się słyszęć parę strzałów oraz dżwięk łamanych kończyn i po chwili wyłonili się Rud i stary Miraluka rozkuci i z bronią...

Po standardowej godzinie grupka rozeszła się - każdy ze swoją częścią uzyskaną ze sprzedaży statku. Rud'lin jednak nie miała przy sobie złamanego kredytu. Dzielnie kroczyła po piasku w towarzystwie dreptającego droida, który niósł jej nowy sprzęt. Na głowie nastolatki powiewały skrawki starej szaty, które teraz chroniły ją od słońc planety, a na jej ramieniu błyszczał miotacz - ten sam, który tak sprawnie czyściła odkąd odebrała go jednemu z Mandaloriańskich wojowników na misji z Raethami.
"Czas ruszać Teebee... Przed nami długie i ciężkie zadanie..." - westchnęła głośno nastolatka i ruszyła w stronę morza wdym, które skrywało nie jedną zagadkę i tajemnicę...


Ostatnio zmieniony przez Zim dnia Pią Maj 27, 2016 3:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Zim
Zim
Jedi
Jedi

Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28

Powrót do góry Go down

Słońce rzucające cień Empty Dom na piasku

Pisanie by Zim Pią Maj 27, 2016 4:31 am

Słońce rzucające cień 345y62p

...Ale wciąż wiem, że jestem tu
Wciąż zmęczenie nie daje mi tchu
Wciąż widzę tylko same chmury
Otoczają mnie zewsząd mury

I wciąż jestem taka, jak inni chcą
Wciąż żyję jakbym nie była mną
Wciąż nie znam uczucia miłości
Mam ojca, bez mamy, bez skrawka czułości


- - -

"TB, szukaj dalej. Coś płoszy zwierzęta w kanionie..." - poleciła Rud swojemu droidowi. Sama natomiast ruszyła w stronę wcześniej wymienionego miejsca, które jakimś cudem zdawało się odstraszać dzikie stworzenia. Ostrożnie zsunęła się po ścianie i ukryła za skałą. Przed nastolatką rozpościerał się widok opustoszałego wąwozu, w którym gnieździli się Ludzie Pustyni. Byli oni równie niespokojni jak pozostałe stworzenia, które już zdołały zbiec. Bacznie obserwując teren dookoła ryczeli jeden do drugiego - wszyscy stojąc w pełnej gotowości.
Rud postanowiła zaczekać na rozwój wydarzeń. Po chwili dało się słyszeć ciche dudnienie, jakby biegło coś dużego i zbliżało się w jej stronę. Basowemu tupotowi towarzyszył trzask kruszonych skał oraz dalekie sapanie. Nagle ni stąd, ni zowąd na obóz Tuskenów wyskoczyła zakapturzona postać na swoim jasno umaszczonym smoku Orpali. Rozpętało się prawdziwe piekło. Zgrany duet zmielił wszystko w pył - od chat po najmniejsze dziecko Ludzi Pustyni. Zakapturzona postać miała niezły ubaw ciskając wyładowaniami Mocy, a jaszczurka z zadowoleniem konsumowała swój obiad.
Była akolitka nie miała żadnych wątpliwości, że to był użytkownik Mocy. Stanowił on potencjalne zagrożenie - odkrycie jej tożsamości. Mógł to być szpieg Sithów lub Jedi, chcący upolować jakiegokolwiek Sitho-podobnego osobnika. Bez zawahania chwyciła za miotacz i odbezpieczyła go. Wysuwając ostrożnie lufę zza skały wymierzyła prosto w głowę zakapturzonego mężczyzny. Kiwnęła do siebie zachęcająco głową i wystrzeliła...
Niestety pocisk chybił cel. Najwyraźniej owe kiwnięcie musiało spowodować przesunięcie się lufy. Jasnooki mężczyzna zsiadł z jaszczura i zaczął obserwować teren badając go również Mocą. Rud'lin ponownie wychyliła głowę by sprawdzić czy udało jej się dopiąć swego. Niestety - jej cel nie dość, że dalej żył to jeszcze zaczął jej szukać.
"Dujikri zhol..."1 - wymamrotała pod nosem w języku Sithów. Nie mogła strzelać drugi raz tego samego miejsca. To byłby jakże banalny błąd z jej strony jako strzelca. Uskoczyła cicho za kolejną skałę i podbiegła na zakręt wąwozu. Teraz obserwowała kapturnika z drugiej strony.
"Nie wychodź... Chcę Cię znaleźć..." - wyszeptał do siebie piskliwym głosem mężczyzna. Gdy ostrożnie badał okolicę, a Orpali bawił się resztkami jakiegoś Tuskena, nastolatka ponownie wymierzyła i strzeliła pocisk paraliżujący. Skoltus, dzięki wyczulonym zmysłom przez Moc uniknął strzału, lecz jego jaszczurka nie miała tyle szczęścia. Hen padł na nogi z wywieszonym na zewnątrz jęzorem. Jasnooki zaczął powoli tracić cierpliwość. Rud'lin wróciła na miejsce pierwszego strzału i ponownie wychyliła głowę. Ujrzała jakby śpiącego smoka lecz po jego właścicielu nie było ani śladu.
"Antai j'us buti orpali... Kad tikurzi buti anas Tsis...?"2 - wyszeptała sama do siebie nastolatka. Zaczęła ostrożnie okrążać skałę w celu odnalezieniu swojej niedoszłej ofiary. W tej chwili poczuła jak ziemia pod nią się zatrzęsła. D'kana miał nadzieję, że tym sposobem wywabi swoją ofiarę z ukrycia. Rud lekko wytrącona z równowagi ofensywą uskoczyła mało schludnie z powrotem za kamień. Odwróciła się i ujrzała tą samą postać z kapturem na głowie. Odruchowo chwyciła za broń i pociągnęła za spust. Na domiar złego jej miotacz był nieprzeładowany...
Krótko analizując całą sytuację dziewczyna cisnęła miotaczem w tył głowy Skoltusa. Ten wciąż skupiony na wytwarzaniu drgań nie był w stanie przewidzieć, czy też obronić się przed tym atakiem. Kolba trafiła na tyle mocno, że ogłuszyło go to na chwilę. Chwytając się za tył głowy, odwrócił się do napastnika by zostać przywitany szyderczym uśmiechem:
"Vykti zhol j’us Tsis imlmoa!"3 - krzyknęła Rud i potraktowała mężczyznę mocnym Porażeniem Mocy. D'kana skulił się pod wpływem drobnej błyskawicy i zastękał w złości:
"Ughhh... Przeklęte Sithańskie ścierwo... Myślałem, że Zakuulici was wybili..." - mówił kuląc się w wszechobecnych skurczach.
"Nu Tsis? J'us zioplys! Rajidona ir Nu valia imlste tu'iea natura!"4 - wykrzyczała w odpowiedzi Rud'lin ze swoim perfekcyjnym Sithańskim akcentem. Następnie chwyciła Skoltusa Mocą i zaczęła go przywierać do ziemi. Jednak on nie odzywał się. Tylko patrzył tymi swoimi praktycznie białymi oczami wprost na Rud.
"Nie przyznajemy się do języka? Co? Gadaj! Czego tu szukasz?" - powiedziała po czym jeszcze mocniej zaczęła naciskać na niego Mocą. W tym czasie jaszczurka podniosła łeb i otrząsnąwszy się wstała oglądając całą scenę. D'kan wreszcie przemówił:
"Tego, co wszyscy... Ale teraz znalazłem Ciebie..." - odpowiedział po czym zwrócił się do jaszczurki - "Głodny?" - w odpowiedzi mężczyzna otrzymał wywieszony język i głodne ślepia spoglądające ze smakiem na rudą dziewczynę.
Rud'lin uśmiechnęła się zadziornie i wyciągnęła rękę ku smokowi chcąc spróbować Zwierzęcej Przyjaźni na smoku Orpali. Niestety, jaszczurka naskoczyła na nią omal nie odgryzając dziewczynie ręki. Ta cofnęła się lekko zawiedziona takim przebiegiem wydarzeń, co pozwoliło Jedi wstać i otrząsnąć się z pyłu.
"A Ty dlaczego uciekłaś?" - spytał najzwyczajniej. Rud szybko i lekko potrząsnęła głową:
"Nie uciekłam... Nigdy nie uciekam" - odpowiedziała pewnym głosem. Kapturnik prychnął jakby rozbawiony. Była akolitka zmarszczyła czoło z nutką irytacji.
"Uciekinier potrafi rozpoznać uciekiniera" - odparł D'kana po czym zagwizdał na Hena. Orpali podbiegł do jego boku i momentalnie dał się dosiąść. Bez chwili zastanowienia para zaczęła się oddalać.
"Już uciekasz? Wiedziałam że jesteś słaby Mocą… Co z Ciebie za Sith?!" - spytała lekko zdziwiona i drwiąca Rud. Skol pociągnął za lejce dając sygnał do zatrzymania się. Zsiadł z wierzchowca i widocznie poirytowany zbliżył się do dziewczyny:
"Nie zwykłem bić dzieci... Ani być obrażanym i przezywanym od Sithów. Mogę sprawić, że sama się zabijesz" - powiedział dosadnie.
"Więc skąd ten mrok?" - spytała lekko zdezorientowana Rud.
"Nie twój interes" - usłyszała w odpowiedzi od zakapturzonej postaci, która zbliżała się do niej.
"Czyżby?" - ciągnęła dociekliwie zakładając ręce na piersiach. Stała pewnie na nogach, a jej twarz skręcał ignorancki uśmieszek. Skoltus uwiązał Hena do skały za pomocą Mocy i przemówił:
"Nie interesuje mnie kim jesteś... Ale jeżeli oni Cię wysłali... To im powiedz, że wystarczy, że usłyszą chichot... A wszystko się skończy" - spojrzał w kierunku oczu dziewczyny, które zasłonięte były przez gogle. Rud lekko potrząsnęła głową:
"Nikt mnie nie wysyła. Działam sama" - powiedziała bardziej dumnie, aniżeli uspokajająco. Czuła się na wygranej pozycji. Gość, który wyglądał na doświadczonego Jedi przez moment był totalnie bezbronny wobec niedoszłej uczennicy Sithów. Kapturnik rozejrzał się dookoła.
"Doprawdy?" - spytał udając zdziwienie.
"Nie, do nędzy..." - przewróciła oczami Rud - "Skąd się urwałeś? Z Banciego tyłka? Czy ja Ci wyglądam na jakiegoś gościa w lśniącej zbroi?"
"Nie" - odparł stanowczo. Nie widząc już żadnego pożytku z tej rozmowy odwrócił się i skierował do jaszczurki. Rud po chwili namysłu rzuciła:
"Wychował mnie Darth... To nie było-..."
"Te wasze tytuły zawsze mnie bawiły..." - przerwał jej drwiąco D'kana. Rud spuściła lekko głowę. Faktycznie - to nie jest powód do dumy. Tym bardziej po tym, co się stało. Ogarnął ją smutek. Jednak pewna myśl wybrzmiała jej w głowie, co po chwili oznajmiły także jej usta:
"Zaraz... czekaj! Ty nie jesteś Sithem..." - zamrugała w jego kierunku dziewczyna i zaczęła mamrotać do samej siebie - "Spokojnie Rud... On Tobą manipuluje...". Skoltus wsiadł na Hena:
"Pamiętaj... Nigdy nie nakładaj więcej niż możesz zjeść... Wracaj do domu" - po czym zacisnął uprząż.
"...Jestem w domu" - odpowiedziała smutno Rud'lin.
"Jeszcze nie spotkałem nikogo, kto by uważał tę kupę piachu za swój dom" - odpowiedział drwiąco zakapturzony mężczyzna.
"Czasami ta kupa piachu to wszystko, co się ma..." - dokończyła już całkiem zdołowana dziewczyna. Przyjrzała się uważnie jaszczurce i jej właścicielowi. Mężczyzna wyglądał na kogoś kto wiele przeszedł. Miał zadbaną, szarą kurtkę, a jego ubraniu brakowało dziur. Natomiast Hen był okazem zdrowia. Nie wyglądał jak tutejszy. Zresztą tak samo jak ona... Choć jej ubrania nie były w najlepszym stanie. Skoltus pociągnął za lejce i pognał na smoku. Jednak na piachu dało się zauważyć czerwone plamy.
"Daleko nie zajedziesz na nim w takim stanie!" - krzyknęła za nim Rud. I miała rację. Paręnaście metrów dalej Hen dyszał z bólu. W jego nodze utkwił grot tuskeńskiej włóczni. Dziewczyna powolnym krokiem przyszła do kontuzjowanego zwierzęcia i zaczęła go opatrywać.
"Czemu Ci pomagam...?" - zapytała filozoficznym tonem jakby samej siebie. Skoltus poczuł się zobligowany, aby jej odpowiedzieć na to retoryczne pytanie:
"Sith by powiedział że Tobą manipuluje... Jedi... że to zrządzenie losu... Ja uważam że jesteś lekkomyślna... Następnym razem nie będę taki wyrozumiały... Ani ogłuszony..." - powiedział lekko na siebie zły D'kana. Rud'lin w tym momencie dokończyła opatrunek i wstała otrzepując kolana z pyłu:
"Gotowe Panie filozof... I mów mi Rud'lin. Zapamiętaj to imię, bo kiedyś może być ostatnim, które będzie mogło Ci pomóc" - powiedziała do niego uśmiechając się. Nie był to jakiś uśmiech cwaniaka, czy zadziorność. Czysta dobra rada. Jednak zakapturzony osobnik nic nie odpowiedział i odjechał na Henie.
Rud'lin w dali widziała powracające zwierzęta oraz słyszała ryki Ludzi Pustyni odkrywających pozostałości po jednym z ich obozów. Szybko pobiegła po swój miotacz i uskakując na półkę skalną skryła się, aby poobserwować teren. Przymocowując swoją broń na ramieniu rzuciła parę spojrzeń w stronę wąwozu. Wszystko wracało do normy. Prawie wszystko... W jej głowie pozostało zmartwienie i ta niepokojąca myśl - Czasami ta kupa piachu to wszystko co się ma...

__________________
1 - "Niech to..."
2 - "Tutaj jesteś orpali... Ale gdzie jest ten Sith...?"
3 - "Spróbuj tego, Sithowe ścierwo!"
4 - "Ja Sithem? Ty głupcze! Poddaj się, a może daruję Ci życie!"
Zim
Zim
Jedi
Jedi

Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28

Powrót do góry Go down

Słońce rzucające cień Empty Za wszelką cenę?

Pisanie by Zim Wto Cze 07, 2016 3:32 am

Słońce rzucające cień 2nrlisg

Tikazi j'us zinot arsiau iv zi viskas
Tikazi j'us zinot virsuz iv zi niekas
Na tave visas visuom buti nuo j'us
Na le vaeja iv visuom buti j'us...


- - -

"... Zakrwawione ręce... Morze krwi... A wszystko to z powodu małej rysy w piersi... Strumień... Rzeka... Wodospad czerwieni... I ten wielki cień... Czemu on jest taki straszny...? Czego on chce...? Odejdź... Przepadnij! Itik sesie!*..."

Rud'lin poderwała się ze swojego legowiska a wraz z nią również połowa złomu w jej grocie. Ciężko sapiąc oparła się o swoje kolana i podparła głowę. Znowu zły sen... Ten sam koszmar, który wraca... Zamknęła oczy i skupiona wzięła parę głębokich oddechów. W tle dało się słyszeć jedynie cichutki szmer piasku miotanego przez przepływające powietrze. Rudowłosa wstała i jak to miała w zwyczaju po przebudzeniu skierowała się do wejścia do groty po drodze włączając Teebee. Usiadła na półce skalnej i rozejrzała się po pustyni. Jeszcze było przed pierwszym wschodem, lecz mimo to wokół wisiał jasny półmrok. Rud przyjęła pozycję do medytacji i skupiła się w sobie...

TB przechadzał się po grocie kontrolując stan wyposażenia i materiałów. Nabrawszy cenniejszego kruszcu do swojej komory magazynującej udał się do szczelnego pojemnika na żywność. Droid nabrał pożywienia do czystej miski. Szybka analiza dała niepokojący rezultat - żywności jest za mało dla jego właścicielki. Teebee zasięgnął do środka po więcej, lecz niestety pojemnik był pusty. Ruszył drobnymi lecz szybkimi kroczkami w stronę wyjścia mijając sterty części do śmigaczy, broni, metalowych opakowań na naboje i innych skrawków. Podszedł do medytującej Rud'lin i podstawił jej miskę koło nóg, po czym oddalił się, aby poszukać czegoś więcej do jedzenia. Była akolitka poczuła na swoim policzku delikatne ciepło. Otworzyła z uśmiechem oczy, którym ukazał się wschód Tatoo I. Sięgnąwszy po miskę obok niej rozpoczęła śniadanie.
Powoli konsumując małe kluski ze zmielonych nasion molo oraz pozostałe kawałki banciego mięsa mijał czas, aż nad horyzontem wyłonił się Tatoo II. Rud obserwowała okolicę głęboko rozmyślając w sobie. Kim ona jest...? Skąd tak naprawdę pochodzi...? Gdzie ją prowadzi jej los...? Nastolatka siedziała oparta o swoje cybernetyczne przedramię, drugą ręką trzymając jej złoty naszyjnik. Bliźniacze słońca otulały jej twarz ciepłym dotykiem swych promieni padając również na jej gołe, bladawe ramiona oraz brzuch. Przekręcając naszyjnik w dłoni patrzyła w dal jakby doszukując się tam odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Rud'lin sięgnęła po kolejny kawałek pożywienia z miski. Refleksję przerwał jej dotyk twardej glinki. "Już pusta?" powiedziała na głos rudowłosa "Z reguły dostaję więcej... Teebee!" krzyknęła w kierunku groty z lekkim zaniepokojeniem.
Rud weszła do środka rozglądając się za swoim mechanicznym przyjacielem. TB właśnie pobierał wodę z kolekcjonera wilgoci.
"TB... Skończyło się jedzenie?" spytała zmartwiona złomiarka. Droid zabrzęczał kiwając się do przodu w geście potwierdzenia. Rud'lin skrzywiła się ze zrezygnowaniem i udała się do swojego legowiska zarzucając na siebie swoją kurtkę i chustę.
Odebrawszy od TB wodę, pociągnęła duży łyk i uzupełniła swój podręczny kołczan. Resztę płynu puściła w obieg małego, prymitywnego systemu nawadniającego jej rośliny, który wraz z TB skonstruowali kilka tygodni temu. To była jej duma... choć nie miała komu się tym chwalić. Zbierała na niego części prawie pół lokalnego roku. Mała turbinka z drobnego silnika napędzającego filtr farmerski, kilkanaście metrów szczelnych, tworzywowych rurek oraz uszczelnienia z brzytwomchu połączonego z glinką tutejszych wąwozów. Istny kunszt wykonawczy jak na warunki oraz umiejętności młodej kobiety, która nigdy nie zajmowała się konstrukcją maszyn czy mechanizmów. Dobrze, że ma ze sobą TB. Gdyby nie ten mały blaszak, Rud'lin żyłoby się o wiele, wiele trudniej...

Słońca zaczęły udawać się w kierunku szczytu nieba. Wszechobecny skwar nie miał litości dla żadnego stworzenia. Przepocona Rud zmierzała dzielnie przed siebie trzymając kurs wzdłuż wąwozu. Jej celem było przechwycenie żywności od tutejszych tuskenów. Niestety, wszystkie okoliczne jadalne stworzenia padały ofiarą krzykliwych, zakapturzonych mieszkańców Tatooińskiej pustyni, tak więc rudowłosa była zmuszona kraść... Lub konkurować z nimi w polowaniu, co oczywiście było nie lada wyzwaniem. Wąwóz zaczął się poważnie zagłębiać. Rud'lin musiała stawiać ostrożne i jednocześnie pewne kroki, asekurując swoją szczupłą i smukłą sylwetkę przy pomocy karabinku oraz przywiązanego do jej pleców TB.
Po dobrej godzinie marszu i paru zmianach poziomu w dół skalnych półek wąwozu, oczom Rud ukazał się spory obóz ludzi pustyni, umiejscowiony w najgłębszym odcinku kanionu. Złomiarka schowała się za drobną kolumną skalną i ściągnęła z ramienia karabinek. Chwytając za swój wizjer dystansowy przyklęknęła i rozejrzała się po obozie.
"Połowa obozu Tb... Dobra okazja do przejęcia ich pożywienia" uśmiechnęła się do siebie Rud'lin dalej analizując sytuację na dole. Nie było tam zbyt wielu mieszkańców. Dookoła było paru strażników przeciętnej budowy ciała, reszta obecnych tuskenów drzemała w cieniu skał lub stękała z gorąca w swoich namiotach. Uwagę Rud'lin zwróciła drewniana klatka schowana w samym rogu obozu.
W klatce siedział mężczyzna w kapturze... a właściwie wisiał w powietrzu oparty swoimi kolanami o piaszczyste podłoże. Miał podbite oko, związane ręce i sporo ran na ciele. Był wyczerpany i odwodniony. Trzymając swoje oczy skryte pod sinymi powiekami oszczędzał jak najwięcej energii. Rud skupiła się w sobie. Łagodny strumień Mocy otaczający ją dał znać o kilkunastu istnieniach w obozie. Jedna z nich jednak wydawała z siebie jednak znajomą aurę...
"To chyba ten gość od jaszczurki TB..." powiedziała lekko zaskoczona Rud'lin do droida, który wystawił wizjer zza jej ramienia. Odkładając na miejsce przyrząd, lekkim ruchem ręki wskazała Teebee drewnianą klatkę. Rudowłosa nie czekając na reakcję swojego mechanicznego przyjaciela zaczęła ostrożnie zeskakiwać po wąskich i prawie całkowicie gładkich skałach, aby zmniejszyć odległość między nią, a obozem. Zatrzymawszy się na najniższej półce skalnej ściągnęła z ramienia karabinek i przyjęła pozycję strzelecką. Spojrzała przez mechanizmy celujące i cicho parsknęła do siebie:
"Trzech strażników... Co za banał..." po czym szybkim ruchem cybernetycznego palca pociągnęła za spust dając upust energii zgromadzonej w jej karabinku. Kulisty pocisk pognał w stronę środkowego ze strażników, który rażony padł na ziemię. Po oddaniu strzału, nie czekając ani chwili Rud'lin cisnęła na środek obozu torebkę mazistego płynu ze sfermentowanych dyń hubba. Rozprzestrzeniający się odór obezwładniał wszystkich mieszkańców obozu a nawet okoliczne Banthy. Tuskeni upadli na piasek nieprzytomni.
Rud'lin wychyliła głowę zza skał i rozejrzała się po obozie z zadowoleniem. "Jeszcze tylko namioty..." wyszeptała i zeskoczyła między skórzane chatki ludzi pustyni. Skoltus, mimo wyczerpania, wyczuł jak Moc zadrgała wokół wykonującej drobną akrobację Rud'lin. Po chwili dał się słyszeć iskrzący dźwięk miecza świetlnego. Jeden z namiotów, znajdujący się najbliżej skały runął, a ze środka dobiegało buczenie plasmowego ostrza i ryk ranionych tuskenów. Rudowłosa wygrzebała się ze sterty materiału i spojrzała w stronę obozu. W jej stronę biegli lekko otumanieni i skuleni ludzie pustyni. Uśmiechając się zadziornie pchnęła falą Mocy w nadciągającą grupę i cisnęła nimi w ścianę skalną ponownie ich obezwładniając. Chowając miecze wykonała skok ku kolejnej grupie chcąc i tych położyć na ziemi. Jeden z nich uderzył ją w plecy. Ta wytrącona z równowagi zrobiła gwiazdę i pociągnęła Mocą najbliższy namiot. Ten runął na ryczących ze strachu tuskenów, którzy zamilkli przyłożeni jedną z ich chat.

Rudowłosa, dumna z przeprowadzonej akcji, ruszyła w kierunku namiotu z zaopatrzeniem. Odczepiła TB-M7 ze swoich pleców i założyła ponownie swój karabinek na ramię. "Zobaczmy..." ciągnęła do droida przeglądając znalezisko "Parę lepszych naboi... Resztki jedzenia... O! Popatrz TB..." powiedziała przegryzając kawałek mięsa złomiarka, wyciągając z małej skrzynki zakurzoną rękojeść miecza świetlnego, który stylem przypominał Sithowy. Zaintrygowana włączyła ostrze. Wykonując parę płynnych ruchów w stylu Makashi obejrzała rękojeść dookoła. Wzruszyła ramionami i wyłączyła miecz podrzucając kolejny kawałek mięsa do ust. Dając znak droidowi rzuciła miecz do jego pojemnika magazynującego.
"Zbadamy to później. Teraz zobaczmy jakie jedzenie trzymają w klatce" powiedziała Rud ze złośliwym uśmiechem i udała się w stronę klatki. Stojąc przy drewnianych drzwiczkach założyła ręce na piersiach i zaczęła z przekąsem klekotać językiem, w czasie gdy TB zbierał co cenniejsze przedmioty oraz jedzenie w namiocie. Skoltus zdał sobie sprawę, że został odnaleziony. Otworzył swoje białe oczy, którymi spojrzał spode łba na dziewczynę. Teebee dreptał w stronę dziewczyny niosąc w swoim magazynku cenny ładunek.
"Proszę, proszę... Popatrz TB... Oroptaszek w klatce... Jak to Moc potrafi poplątać los..." ciągnęła Rud'lin z nutką zadowolenia. Czy to możliwe, że przewidziała to, co się stało...? Czy mogła być świadoma tego, że spotkają się właśnie w takich okolicznościach...? "... mam rację Jedi?" dopowiedziała z dumą.
"Nie jestem... Jedi..." odpowiedział cicho zakapturzony mężczyzna.
"Ani Jedi... Ani Sith... To co...?" przewracała oczami Rud mówiąc lekko poirytowana "Zwykły gość z mieczem świetlnym...? W takie bajki nie wierzę...". Na te słowa Skoltus uśmiechnął się pod nosem.
"Nie korzystam z miecza świetlnego... Za dużo zachodu..." z brzucha Rud dało się słyszeć głośny ryk. Śniadanie było już dawno strawione, a świeżo skonsumowane kawałki mięsa wydawały się zostać zużyte momentalnie. Rudowłosa uśmiechnęła się do droida:
"To co TB? Dzisiaj potrawka z cwaniaka ze wschodu?" po czym zaśmiała się w duszy. Dopiero teraz poczuła jak naprawdę bardzo głodna... "Ugotować go z Tatooińskimi grzybami... Czy może przyprażyć na słońcach z-..."
"Ataru" wyburczał pod nosem D'kana. Rud urwała zdanie w połowie lekko mrużąc oczy.
"Co powiedziałeś?"
"Ataru. Forma... piąta? O ile się nie mylę... Co prawda nie widziałem, ale słyszałem dźwięk ostrzy... Tego się nie da pomylić." mężczyzna spojrzał prosto w szmaragdowe oczy dziewczyny. Rud odpowiedziała lekko zadziornym uśmiechem i widocznym zadowoleniem z pewnego rodzaju komplementu.
"Może i nie używasz twoim zdaniem zachodnich mieczy świetlnych... Ale znasz się na tym"
"Ty też" odpowiedział jej zmęczony mruk Skola, który rozglądał się po obozie.
"Byłam trenowana to umiem" wzruszyła ramionami była akolitka i chwyciła za prawego Bliźniaka "No to wybieraj TB... Zamawiasz udka czy łopatki?" po czym uruchomiła miecz z lekko złowieszczym uśmiechem.
"Nie spotkasz tego ani u Sithów, ani u Jedi..." ciągnął tajemniczo Skol szukając oczu dziewczyny. Jednak nie udało mu się to, ponieważ Rud zaczęła ciąć na części drzwiczki do klatki uważając, aby nie uszkodzić konstrukcji klatki. "Chyba się pogodził z byciem pożartym, dlatego tak zachęca swoim niespotykanym aromatem" śmiała się do siebie w duchu dziewczyna uskakując za Skola. Lekkim ruchem miecza rozcięła jego więzy i wyłączyła miecz. Jednak kapturnik nawet nie drgnął - siedział dalej na miejscu, w którym został umieszczony.
"Em... Już możesz się ruszać? Ręce masz wolne?" mówiła z lekką pretensją Rud pytających tonem.
"A kto powiedział, że chce stąd się ruszyć?" odpowiedział lekko filozoficznie D'kana.
"Jak tam wolisz... Pewnie za chwilę Państwo Pustynni tu wrócą..."
"Zatem zgotujesz im miłą niespodziankę" powiedział Skoltus, który uniósł się Mocą na nogi i zaczął powoli rozciągać. Rud spojrzała na niego i kiwnęła na droida:
"Teebee, wypluj mu ten miecz" po czym on posłusznie wyrzucił z siebie rękojeść przy nogach D'kany, który nie dał po sobie znać, by go to ruszyło. Rudowłosa spojrzała na Skola "Ja? Ja biorę, co mogę i wracam na górę..." i założyła powoli gogle. Czekała ją ciężka przeprawa...
"Czyli zabijasz mając powód" powiedział Cień kończąc rozgrzewkę paroma szybkimi skokami w miejscu.
"Czy zabijam... Pozbyłam się strażników, bo są lepiej przygotowani do walki. Reszta leży i śpi..." powiedziała mierząc wzrokiem ścianę.
"A potrafiłabyś... Zabić bez powodu... bez emocji?" pytał dalej kapturnik. Rud zwróciła się do droida:
"TB, pozbieraj jeszcze coś..." i rzuciła szybkie "Nie" do Skoltusa. Cień spojrzał na jej miecz.
"Tak potrafią tylko najsilniejsi w Jasnej Stronie" mówił D'kana. Teebee zbierał okrawki metalu dookoła obozu używając małego magnesu.
"Ta... Wielki problem nie zabić" podkreśliła końcówkę rudowłosa.
"Czasami darowanie życia jest trudniejsze niż odebranie" usłyszała w odpowiedzi.
"Słuchaj... Gościu z twarzą w cieniu... Zabiłam w swoim życiu jedną osobę... Potem śniło mi się to jako koszmar dniami..." na te słowa przełknęła silnę. W jej ustach było sucho, nie tylko z powodu gorąca, ale emocji, które zaczęły napływać znikąd. Odpowiedziała lekko smutno starając się opanować burzę w środku: "Nie chcę tego powtórzyć...". Skoltus badał jej aurę mamrocząc:
"Tak... Został ślad..."
"No został... W psychice-..." odpowiedziała nieświadoma niczego Rud prawie urywając ostatnie słowo. Coś ją tknęło. Rozejrzała się dookoła podnosząc gogle i skupiła się w sobie "Czujesz...?" spytała cicho Cienia.
"Dwudziestu czterech... Sami mężczyźni..." ciągnął Skoltus. On też to poczuł.
"Teebee... Wskakuj..." powiedziała Rud przymocowując droida do swoich pleców i zakładając ponownie gogle "Dasz radę się wspinać?" spytała.
"Jest tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć..." odpowiedział Cień i podchodząc do prawie pionowej skalnej ściany spojrzał w górę.
"Za wysoko, żeby wskoczyć..." powiedziała pod nosem Rud'lin.
"Spróbuj nadążyć..." usłyszała dziewczyna, która oglądnęła się w bok. Jej oczy zarejestrowały Cienia, który wspomagając się Mocą wskoczył na niższą ściankę skalną i zaraz zaczął się osuwać na dół. Po chwili odbił się od niej i jak królik przeskakiwał z wyrwy na wyrwę. Rudowłosa dziewczyna wzięła do rąk swoje miecze i zawiązała je leżącą opodal liną. Zabezpieczając i zacieśniając supeł przekręciła karabin na jej ramieniu i wymierzyła w górę. Wystrzelone rękojeści zaplątały się dość solidnie o jedną ze skał na półce skalnej. Przy pomocy Mocy, Rud uskoczyła jak najwyżej mogła chwytając wiszącą wysoko nad dnem wąwozu w powietrzu linę i rozpoczęła wspinaczkę do góry.
Gdy dotarła do góry odwiązała miecze i szybkim, zgrabnym ruchem przypięła je do pasa. Następnie, zawijając linę do pasa, zaczęła się wspinać na szczyt przy pomocy swoich własnych rąk. Skoltus, w połowie drogi, zaczął opadać z sił i trzymając się jedną ręką wyrwy zawisł nad przepaścią. Zamknął oczy i skupił się w sobie Mocą, po czym kontynuował wspinaczkę zastanawiając się czy dziewczyna dotrze na górę. W tym samym czasie Rud'lin spojrzała w dół i widząc osłabionego Cienia przywiązała linę do siebie i spuściła ją w dół krzycząc: "Chwytaj!".
D'kana spojrzał w dół, szukając wzrokiem dziewczyny, jednak coś zamiziało go w policzek. Popatrzył w górę i zobaczył Rud oferującą pomoc. Po chwili zastanowienia chwycił linę i został wciągnięty na górę. Gdy tylko stanął na nogi osiągając szczyt zsunął się na kolana i sturlał w dół po piasku. Nie wstawał. Leżał wyczerpany i głośno oddychał. Rud'lin, lekko zdyszana, usiadła i ściągnęła gogle uśmiechając się pod nosem.
"Miałam rację..." szepnęła do siebie cicho wciąż zadowolenie uśmiechnięta.

__________________
* - "Przepadnij!"

- - -

Zim
Zim
Jedi
Jedi

Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28

Powrót do góry Go down

Słońce rzucające cień Empty Na szczycie dna

Pisanie by Zim Wto Cze 07, 2016 12:56 pm

Słońce rzucające cień 23suiaf

...Gdy u stóp świat masz cały
Gdy przy Tobie każdy mały
Wtedy we władaniu świat jest twym
Wtedy księżniczką jesteś mi...


- - -

"Gdzie ten twój smok kiedy jest potrzebny...?" spytała Rud'lin po chwili odpoczynku. Na szczycie kanionu było o wiele gorącej i jaśniej niż na jego dnie. Nawet używając gogli ciężko było byłej akolitce spoglądać dookoła. Na szczęście Tatooińskie słońca były w połowie drogi ku bliźniaczemu zachodowi. D'kana szczerze się zaśmiał.
"Albo je... Albo kopuluje. Ewentualnie śpi." Rud'lin zmarszczyła brwi. Kopuluje...? Przecież na Tatooine nie występują Smoki Orpali...
"Z czym...? Z Banthami kopuluje?"
"Z czymkolwiek" usłyszała w odpowiedzi. Rudowłosa zmierzyła wzrokiem kapturnika z dość wymownym wzrokiem szczególnie przypatrując się jego pośladkom.
"Zmieścił...?" lekko roześmiane źrenice dziewczyny przesłonięte goglami spotkały zirytowany wzrok mężczyzny. Kiepski żart.


"Nie jestem Sithem... Więc dlaczego miałabym robić coś złego?" spytała zdziwiona i poirytowana Rud'lin. Czemu ta łatka do niej przywarła...?
"Ale Jedi też nie jesteś... Więc dlaczego miałabyś robić coś dobrego?" ciągnął za język Cień.
"Nie trzeba być Jedi, żeby być dobrym" wzruszyła ramionami była akolitka.
"Dobro, zło..." wymamrotał Skol i podniósł się na nogi "...To pojęcia względne... Tak jak czas i miary" stwierdził dość chłodno i zaczął się rozglądać po okolicy. Czy on naprawdę jest taki naiwny...? Jak coś może być aż tak względne jak czas...? Czasu nie da się mierzyć dokładnie, bo płynie w różnym tempie w każdym miejscu w Galaktyce. Pomysł tej analogii był co najmniej słaby... Rud położyła się na piasku ciesząc się miękkim podłożem. Z chwili beztroski wybudziło ją pytanie:
"Ile lat byłaś uczona?" Była akolitka przewróciła oczami zza gogli, ale odpowiedziała spokojnie:
"Jakieś... piętnaście..."
"Akolitka?" spytał zdumiony i lekko kpiący głos. Rud'lin potrząsnęła głową i podniosła się, aby usiąść.
"Byłam uczennicą" w odpowiedzi otrzymała kiwnięcie głową.
"Rozumiem" rudowłosa zdjęła gogle i otrzepała się lekko z piasku "Uważasz, że sporo się nauczyłaś?" Rud parsknęła pod nosem i zaczęła wymieniać wszystko, czego się nauczyła z ironią w głosie jakby to była totalna abstrakcja, wciąż zajmując się piaskiem:
"Znam w praktyce trzy formy walki... Znam ideologię i historię Sithów na pamięć... W dwóch językach... Z używaniem Mocy już tak pięknie nie jest..." przystanęła głosem i się zastanowiła w duchu. Tyle lat zmarnowane... Tyle godzin, potu i krwi poszło w zapomnienie... Czuła z tego powodu ulgę, choć wizja zmarnowanego czasu była przerażająca. W tym czasie mogła studiować nauki medyczne, zajmować się stworzeniami, dbać o ubogich... Nie. Ona machała kijem i nieudolnie próbowała zmusić Mocą Tukaty do samobójstwa na Korriban. Z pochmurniałą miną odpowiedziała D'kanie:
"Nie każ mi o tym mówić..." Skol zmarszyczł brwi.
"Nie wydajesz się być dumna ze swoich osiągnięć" Rud'lin ponownie parsknęła do siebie. Z czego tu być dumnym...? Z bycia Sithem...? Z posiadania ojca, który zostawił Cię na pewną śmierć za garść prawie nic nie wartych informacji...?
"Nie wiesz, co przeszłam..." odpowiedziała smutnym głosem.
"Fakt... Mogę się tylko domyślać..." stwierdził Skoltus. Przyjrzawszy się uważnie dziewczynie zadał jej kolejne pytanie:
"Powiedz mi... Jakie znasz drogi Mocy?" złomiarka podniosła się ze szklistymi oczami i zaczęła badać TB, czy nie uszkodził się w trakcie wspinaczki. Wszystko - tylko nie patrzeć Skolowi teraz w oczy. Nie chciała ukazywać chwili słabości.
"Drogi Mocy...?" pociągnęła nosem powstrzymując płacz "Co masz na mysli...?" TB miał parę rys na obudowie, lecz nie było to nic poważnego. Magazynek droida był w stanie idealnym. Cień ciągnął rozmowę:
"Właśnie chcę się dowiedzieć, co Ty masz na myśli słysząc takie pytanie... Jakie według Ciebie są ścieżki, ile ich jest i czym się od siebie różnią?" Rud otworzyła parę klapek w obudowie droida wysypując z nich piasek. Ten sam temat omawiała na początku swego pobytu na Thead 4 z Lord Markos... Pamiętne pierwsze wykazanie się swoją wiedzą i opinią na temat Mocy w jej życiu. I to delikatne skarcenie za samowolkę w myślach... Ale czyż nie miała racji? Może mężczyzna się z nią zgodzi...
"Moc jest jedna, nie ma tak, że jest do niej właściwa ścieżka, czy dwie, czy trzy... Każdy ma swoją drogę, by ją poznać. A każdy jest inny. Mogą być wspólne, podobne... Ale nie ma tej jedynej..." odpowiedziała, jak to miała w zwyczaju, podkreślając końcówkę Rud. Skoltus uniósł lekko brwi w zaskoczeniu.
"Nadawałabyś się..." wymamrotał pod nosem przyglądając się dziewczynie. Rud'lin zakręciła usta w zadziorny uśmiech, który momentalnie rzuciła w stronę mężczyzny.
"Teraz Ty chcesz mnie zjeść?" zapytała i zatrzasnęła ostatnią klapę na obudowie droida "Gotowe Teebee" i poklepując przyjaciela wstała na nogi wytrzepując rękawice. D'kana ciągnął dalej do siebie po cichu:
"Tak... Oni szukali indywidualistów patrzących inaczej na Moc..."
"Oni?" zapytała zdziwionym głosem marszcząc czoło i przymrużając oczy.
"Tak jak sama powiedziałaś... Jest tylko jedna Moc, ale wiele ścieżek jej poznawania... Oni wyznaczyli jedną z nich."
"Co za oni? Mów jasno, dobra?" wzruszyła lekko ramionami dziewczyna mówiąc z nutką irytacji "Byle nie za jasno, bo już słońca mnie rażą wystarczająco..."
"I tak powiedziałem za dużo..." Cień spojrzał za siebie jakby szukając czegoś, co mogłoby go zaatakować "Sam fakt, że nadal żyje jest wystarczającym, aby stwierdzić, że nie mają już takiej potęgi, co kiedyś... Ale czasy się zmieniają" Rud pogładziła się po ustach w geście zastanowienia.
"Oni... Czy Ty? Może po prostu nie byłeś dobrym jednym z nich...?" spytała zadziornie dziewczyna.
Skoltus rozłożył ręce. W prawej dłoni pojawiły się drobne wyładowania podobne to tych, z których korzystają Sithowie, w drugiej zaś pojawiła się świetlista mgiełka.
"Łączyliśmy obie strony, aby usunąć cień i zostawić światło" Rud'lin uśmiechnęła się zawadiacko. Rozciągnęła swoją lewą rękę i cisnęła z niej niebieskawą iskrę w stronę piasku, a następnie, po chwili, z tej samej dłoni można było ujrzeć lekkie mienienie się. Ona też tak potrafi, i co z tego? Takimi sztuczkami się nie wykażesz...
"Dalej brzmi jak Jedi" stwierdziła cwaniacko Rud'lin zakładając ręce na piersiach.
"Bo byliśmy Jedi... Każdy z nas..." ciągnął Skol zważając na każde słowo. To się mogło źle dla niego skończyć.
"Wiedziałam!" krzyknęła z szerokim uśmiechem Rud wypłaszając okoliczne wampa szczury. Skol ciągnął dalej jakby kuszony, lecz lekko niechętny:
"Polowaliśmy na Sithów i innych użytkowników Ciemnej Strony Mocy korzystając z obu jej stron..." Rud'lin coś nie dawało spokoju. To on jest w końcu dobry czy zły...? Skupiona w sobie zbadała jego aurę. Skrzywiona smutno spytała:
"Czego się tak obawiasz...? Twoja aura jest niespokojna..." Skol obejrzał się znowu za siebie powoli przełykając ślinę. Trucizna jeszcze nie zadziałała "Przecież Cię nie zjem!" zachichotała Rud'lin z uśmiechem.
"Gdybym dostawał kredyt za każdą osobę, która to mówi..." próbował zmienić temat D'kana. Rudowłosa jakby podpadła:
"Aż tyle osób zrezygnowało ze zjedzenia Cię?" mężczyzna uśmiechnął się pod nosem:
"Pojęcia nie masz..." Rud odpowiedziała lekko ironicznym uśmiechem.
"A teraz na serio... Nikt tu nie przychodzi z własnej woli... Przed kim uciekłeś? Lub dlaczego? Czy to przez nich?" Skol zastanowił się chwilę.
"Przed nikim" odpowiedział pewnie.
"No to... skąd się tu wziąłeś...?" zapytała zdziwiona dziewczyna.
"Z daleka" usłyszała wymijającą odpowiedź. Przewróciwszy oczami zaakcentowała swoją oczywistą ripostę kiwając głową na boki z dziecięcym głosem:
"A niebo jest niebieskie..."
"Spostrzegawcza z Ciebie osoba" stwierdził Skol uśmiechając się pod nosem na jej reakcję. Rud przytaknęła ponownie przewracając oczami "Powiedzmy, że kiedyś dla kogoś pracowałem... A potem firma musiała ogłosić upadłość i zwolnić pracowników..." Rud odpowiedziała z powagą:
"Powiedzmy, że w tej Galaktyce prędzej czy później KAŻDY musi dla kogoś pracować... A potem mu się to opłaca lub..." dziewczyna zwolniła i poszerzyła oczy w lekkim szoku. To nie może być prawda... Czyżby pociągnęła go za język...? Czyżby właśnie chciał się jej ujawnić z jego intencjami...? Rud'lin przyciągnęła intuicyjnie Mocą swój miecz i mierząc w D'kana uruchomiła go machając końcówką ostrza tuż przed jego nosem.
"Pracujesz dla mojego ojca... Lub pracowałeś..." powiedziała przez zęby. Mężczyzna uniósł ręce do góry z cwaniackim uśmiechem.
"Masz mnie" stwierdził i zaczął się śmiać. To był błąd... Rud'lin, trzymając pewnie lecz lekko swój lekko wykrzywiony miecz przystosowany do płynnych cięć Makashi, wykonała płynny ruch na stronę i dźgnęła Skola w ramię zadając mu tym więcej bólu niż krzywdy, po czym, według szkolenia, wykonała ruch w tył gotując się do ewentualnej obrony utrzymując miecz w lekko nachylonym pionie. Cień stał jednak niewzruszony delikatnie zaciskając zęby w bólu "Następnym razem zatrzyma się trochę przed skórą... Chciałem zobaczyć jak to jest... Nigdy nie byłem raniony mieczem świetlnym" ciągnął dalej cwaniacko Skoltus, czym jeszcze bardziej rozjuszył dziewczynę. Czy on to robi celowo...?
"Kłamca!" krzyknęła Rud'lin i robiąc krok w przód płynnie przekierowała ostrze ku jego udzie, aby je ranić w podobny sposób. Jednak jej ręka została zahamowana przy pomocy Mocy wstrzymując ostrze przed udem.
"...i złodziej jeżeli już o mnie mowa... Ale nie chcesz mi prawić komplementów chyba" stwierdził D'kana z lekko wyprostowaną ręką "Ciągle w formie" mruknął do siebie. Rud'lin zaczęła napierać na miecz z całej swojej siły obiema rękami. Miecz ledwo drgnął w stronę nogi mężczyzny, lecz to było wciąż za mało bo go zranić. Skoltus znudzony wytrącił miecz z jej ręki Mocą i rzucił do droida:
"Jak Ty z nią wytrzymujesz..." Rud poirytowana cofnęła się pod wpływem odrzutu i spojrzała w kierunku kapturnika, który zdołał odejść parę kroków "Nic dziwnego, że kumplujesz się z tą puszką... Nie potrafisz postępować z ludźmi"
"J'us nayir nenx ajkerijati kia zintia Urvaz Nej'ira, Nu nayir qutzi sti zhol...*" odpowiedziała groźnie w języku Sithów. Skoltus uśmiechnął się szyderczo.
"Darth? To twój tatuś?" po czym się zaśmiał. Rud'lin przyzwała oba miecze w furii i wykonała szybki, wysoki skok nad Skoltusem wykonując gwiazdę i machając mieczami w kierunku jego pleców i ramion. Jednak zanim zdołała choćby musnąć jego ciała została odepchnięta Mocą w skałę. Bezpiecznie odpychając się nogami od twardego lądowiska wskoczyła ponownie na pozycję wyjściową. Spojrzała w kierunku mężczyzny z furią, po czym wyłączając miecze skupiła się w sobie z zamkniętymi oczami. "Opanuj się Rud... Od Cię tylko prowokuje..."
"Uwierz mi... Jedynym powodem, który zaprowadziłby mnie do twojego ojca... To jego śmierć... z moich rąk. Ważnym jest Sithem? O ile jeszcze żyje..." stwierdził powoli odwracając się do Rud'lin. Dziewczyna otworzyła oczy ze skwaszoną miną.
"Jest..." wymamrotała i spuściła głowę zaciskając pięści.
"Aaa rozumiem... I teraz Cię szuka" stwierdził D'kana.
"Ty nic nie rozumiesz..." odpowiedziała smutno Rud. Skol próbował ponownie popatrzyć w oczy byłej akolitce, ale były one zasłonięte opadająca, rudą grzywką.
"Dlatego Tatooine..." przytaknął sam do siebie...
"Nic nie rozumiesz..." mówiła dalej półświadomie Rud'lin. Czemu on ją tym dręczy...? Nie dość się wycierpiała...? Przez ten rok prawie o nim zapomniała, a on teraz ponownie zaczyna otwierać niedogojone rany.
"Zwłaszcza teraz nikomu nie będzie się chciało tutaj szukać młodej akolitki..." stwierdził lekko kpiąco D'kana "A tak swoją drogą... Ile zapłacił? Dużo oferuje?" uniesiona dumą Rud i urażona słowami mężczyzny gwałtownie wypchnęła swoją lewą rękę przed siebie posyłając w jego stronę falę Mocy. Zaskoczony nagłym atakiem Skoltus poleciał parę klików w tył ryjąc butami w piasku przy lądowaniu.
"Raczej sporo... Zwykły łowca nagród nie będzie miał z tobą łatwo..." wymamrotał wychodząc z płytkiej dziury w piasku i usiadł na pobliskim kamieniu. Rud'lin znowu traciła kontrolę nad emocjami:
"Mój ojciec nie jest już moim ojcem... Wyrzekł się mnie, dobra?!" odpowiedziała oschle cała drżąc. D'kana zdjął buta i zaczął wysypywać z niego piasek.
"Okej... Okej... Nie chciałaś być Sithem?"
"Daj mi spokój do fraka... Dobra?" odpowiedziała poirytowana Rud i założyła gogle kierując się do kanionu, aby zbadać obóz na dole. Skol zajmował się drugim butem.
"Jak sobie chcesz... Ale to nie potrwa długo... Znajdą Cię... Zwłaszcza teraz" rudowłosa spojrzała na kapturnika zdziwiona "Złoci im pomogą... A oni teraz tutaj zawiadują... Pytanie brzmi... czy dasz im radę?" spytał zakładając buty.
"Złoci...? Ci Zakuule czy jak im tam...?" pytała widocznie zdezorientowana Rud'lin robiąc parę kroków w stronę Cienia "Kim oni właściwie są...?"
"Nie wiem... Tuż po ich pierwszym ataku opuściłem wewnętrzne sektory" odpowiedział.
"Ataku...?" zmrużyła oczy w zaskoczeniu rudowłosa z goglami. Czy to możliwe, żeby tak dużo się zmieniło w trakcie jej pobytu tutaj...? Kim oni są...?
"Ale to ONI teraz rządzą... Tak, atak na stolicę, Tython... Twoim oberwało się najmniej, bo się skipneliście, nie wiem czy Dromund Kass ocalał..."
"Dlatego chciał wyjechać..." mamrotała do siebie Rud'lin "Jak jego szpiedzy to przewidzieli...?"
"Nie był głupi, tak czy owak..." D'kana wstał i się przeciągnął "...nie ma już Galaktyki, którą znałaś... Tatuś zcrinkowany pewnie wysłał za tobą łowców nagród, najemników... lub co gorsza Sithów zabójców" stwierdził udając dreszcze i grozę sarkastycznym głosem "Uuu ich lubiłem najbardziej... Prawdziwe wyzwanie."
"Nie zrobił tego, na pewno..." stwierdziła chłodno Rud "Nie opłaca mu się to... Co najwyżej to głupie stado Nerfów, Raeth..."
"Pieniądze nie grają roli... Jeżeli chodzi o rodzinę lub jej honor..." ciągnął Skoltus.
"On. NIE JEST. Już. Moim. Ojcem..." podkreślała każde słowo Rud.
"Tym bardziej powinnaś uważać" stwierdził Cień i włożył ręce do kieszeni. Rudowłosa rozejrzała się dookoła.
"Muszę dostać się do kupców..." po czym kiwnęła do droida "Teebee, holowizjer" i odebrała od niego coś na kształt lornetki. Patrząc w dal stwierdziła pod nosem "Najbliższe miasto jest parę godzin stąd..."
"...i za jakiś czas zjawią się tu zdegustowani Tuskeni" dokończył Skoltus. Rozejrzał się dookoła.
"Hej, starałam się utrzymać namioty w układzie Alderaańskim..." uśmiechnęła się zadziornie dziewczyna. Cień zagwizdał najgłośniej jak mógł, jednak nic się nie stało.
"Tak jak myślałem..." wymamrotał do siebie D'kana "Cóż... Lubię długie spacery" po czym otrzepał się z piasku i założył kaptur. Rud'lin oddała wizjer do TB.
"Musimy iść Teebee... Przed nami długa droga..." stwierdziła wzdychając.
"Jestem wdzięczny za uwolnienie... Nie mówię, że sam bym się nie uwolnił..." parsknął cicho śmiechem Skol "...ale miło było oglądać jak siekasz te zwierzęta" Rud'lin obejrzała się w stronę mężczyzny z lekkim niesmakiem "Tymczasem-..." powiedział D'kana unosząc rękę na pożegnanie i odwrócił się w stronę wydm krocząc powoli.
"Nie dałbyś rady." stwierdziła sucho Rud'lin, prawie tak sucho jak piasek dookoła. Kapturnik uśmiechnął się pod nosem:
"Jeszcze dużo o mnie nie wiesz" po chwili poczuł jak jego koszula była pociągnięta przy użyciu Mocy.
"Co nie znaczy, że bym nie chciała..." stwierdziła Rud z wyprostowaną lewą ręką. Skoltus stanął w miejscu i zaczął się w sobie skupiać. Rud poczuła napływający zewsząd smutek, strach i poczucie winy, mając w głowie obraz okrutnego oblicza jej ojca i momentalnie padła na ziemię.
"Potężna sprawa... Moc" stwierdził Cień patrząc na upadającą dziewczynę. Jakby wystraszony TB wyciągnął mały, płaski kawałek metalu i zaczął wachlować swoją właścicielkę. Skoltus ciągnął dalej: "Można ciskać kamyczkami... piorunami... Ja wpadłem na nieco inny pomysł..." D'kana przykucnął przy dziewczynie "Dlatego mnie wzięli ze sobą... Mało kto potrafi sprawić, że żołnierze z małego oddziału samo odbiorą sobie życie płacząc jak małe dzieci" kapturnik uśmiechnął się złowieszczo i spojrzał na droida "Spokojnie... Nic jej nie będzie" po czym cisnął w niego drobnymi wyładowaniami, aby go wyłączyć. TB-M7 padł na piasek wysypując z siebie mnóstwo złomu i jedzenia. Skoltus ponownie zagwizdał głośno. W tym momencie przybiegł Hen. Cień przypiął droida do pleców dziewczyny, którą zasadził bezpiecznie na jaszczurce.
"Do domu... I czekaj tam na mnie. Tatuś musi posprzątać" powiedział do smoka orpali klepiąc go po pysku, po czym ten pognał w stronę morza wydm. Skoltus natomiast ruszył w stronę klifu skalnego i zeskoczył w dół. Dalej dało się słyszeć jedynie ryk ludzi pustyni i tępe uderzenia...

__________________
* - "Nie zdołasz donieść wieści do Dartha Nej'iry, zadbam o to..."
Zim
Zim
Jedi
Jedi

Liczba postów : 269
Join date : 02/01/2016
Age : 28

Powrót do góry Go down

Słońce rzucające cień Empty Re: Słońce rzucające cień

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach