Walka o dwa słowa, część I
Strona 1 z 1
Walka o dwa słowa, część I
OPERACJA?...
Talym, wróciwszy z Alderaan, spotkał Arduna. Zaledwie młodszy o rok chłopak był pierwszą osobą, której Talym uratował życie. Spotkali się przy głównym wejściu do bazy. Gips z podpisem „Talym” już nie spoczywał na ręce blondwłosego, trochę rozpieszczonego dzieciaka. Togrutanin stał ze skrzynką w rękach. Musiał odnieść będące w niej części do nowego miecza. Ardun stwierdził, że pójdzie z Talymem. Kiedy mieli ruszać, dostrzegli jakiegoś obcego mężczyznę. Uśmiechnął się na widok Padawana, mimo że się wcześniej nie widzieli.
- Przepraszam - rzucił nieznajomy - szukam młodego togrutana. Jak mniemam, Padawan Talym?
- Tak - wydukał mocno zdziwiony młodzieniec - to ja...
Ardun Koth spojrzał po sobie, potem na Talyma.
- A ty to kto?
- Jestem doktor Alam Acota, protetyk. - Uśmiechnał się. Widać było, że czuje się niezręcznie. - Panienka Witma się o ciebie wypytywała.
- Panienka Wit... - Talym zaczął się ekscytować, że kobieta jego marzeń się o niego pyta. Po chwili potrząsnął głową. - Znaczy się, mistrzyni Witma o mnie pytała?
Ardun coś komentował, ale do togrutanina to nie docierało.
- Z pewnością się uspokoi - rzekł Alam - wiedząc, że wróciłeś cały i zdrowy.
- Komuś będziesz coś wszczepiał, doktorku? - zapytał Ardun.
Mężczyźnie zrobiło się niezręcznie.
- Cóż, na tym polega moja praca. - Wzruszył ramionami.
- Chodź, Ardun - rzucił Talym. - W takim razie pójdziemy najpierw przekazać mistrzyni, że wszystko ze mną w porządku, a później zaniesiemy części.
Alam skierował ich do medbay'u, gdzie miała spoczywać Witma. Ardunowi coś nie pasowało w doktorze. Zanim odeszli, Talym skierował do mężczyzny:
- Chwila... Czemu mistrzyni odpoczywa w medbay'u?
- Po operacji - odparł Alam, jakby to było oczywiste.
- Jakiej operacji?... - Zmrużył oczy. Zaczął się stresować i bać, że chodzi o tę konkretną operację.
- Cóż... - zaczął niezręcznie, po czym złożył dłonie tak, by czubki palców się stykały ze sobą. - Sądzę, że będzie lepiej, jeżeli sam z nią porozmawiasz.
Talym już był cały roztrzęsiony.
- Ardun... - rzucił tylko i oboje ruszyli w stronę medbay'u.
Przez całą drogę szedł jakby nieobecny. Nawet nie słuchał, co do niego mówi jego przyjaciel. Wszedł do medycznego budynku i rozejrzał się. Po chwili dostrzegł kobietę.
- Mistrzyni! - krzyknął, szybko odkładając skrzynkę z częściami na pobliskie biurko i podchodząc do Witmy.
Maginia coś czytała, po czym uniosła głowę i spojrzała na Talyma, marszcząc brwi. Siedziała w szpitalnym ubranku przykryta kołderką i oparta o poduszkę. Widać było zabandażowaną klatkę piersiową, ukrytą pod koszulką.
- Cześć Witma - rzekł Ardun.
- Przepraszam... - odparła kobieta - ale czy my się znamy?
Talym zdziwił się. Ardun i mistrzyni mieli już okazję się poznać i nie było możliwości, by o nim zapomniała.
- M-mistrzyni?...
- Heee? - wydał z siebie blondyn.
- Chyba was nie kojarzę...
Ardun spojrzał na Talyma, a potem na Witmę.
- Serio nas nie poznajesz? - zapytał.
- Mistrzyni... To ja, Talym. - Wskazał na siebie. - Czy... Ta operacja... - Podrapał się za głową. - Chodziło o serce?
- Owszem, chodziło o serce. Ale wybacz, żadnego Talyma nie znam.
I w tym momencie przeszył go strach. A co, jeżeli Witma straciła pamięć? Pierwsze co mu przyszło do głowy, to to że Talym mógł być teraz dla niej nikim. Wszystko na marne? Starania? Spędzony czas? Więź? Po chwili doszło do niego, że to mogło nawet oznaczać, że Maginia już nie będzie jego mistrzynią. Jeszcze mniej Witmy w jego życiu...
- Serce nie powoduje amnezji - rzucił Ardun. - To ten doktorek! Namotał coś przy operacji!
- Doktor mówił - zaczął niepewnie Padawan - że się o mnie dopytywałaś...
- Tak? Widocznie się... - Nagłym ruchem rzuciła w Talyma poduszką - MARTWIŁAM! Jak tak możesz lecieć sobie na Alderaan, coooo?
- Osz ty w mordę banthy - skomentował Ardun.
Padawan, zaraz po tym jak dostał poduszką, złapał ją i poczuł się okropnie.
- A więc nas kojarzysz jednak - stwierdził blondyn - to dobrze.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jaka tam jest sytuacja polityczna?
Ardun odetchnął z ulgą. Togrutanin za to opuścił głowę i pokornie oddał Witmie poduszkę.
- Ja... Ja przepraszam... To był ostatni raz... Ja...
- Jestem pewien, że Talym miał dobre intencje. - Ardun próbował bronić kolegi.
- Oczywiście, ostatni raz, akurat. Już cię dostatecznie poznałam. - Odebrała poduszkę i schowała ją z powrotem za plecy.
- Mistrzyni... Proszę, wybacz mi. Daj mi ostatnią szansę.
Ardun koniec końców doszedł do wniosku, że woli się nie wtrącać.
- Na tyłku pięć minut usiedzieć nie umiesz. Teraz będziesz połowę bazy czyścił. Wszystkie anteny nastawisz. Ja ci znajdę tyle zajęć, że nie będziesz miał czasu na myślenie o takich bzdetach.
Koth pomyślał sobie, że w najgorszym wypadku pocieszy Talyma. Ten natomiast klęknął i złożył ręce, opierając je o łóżko Witmy, równocześnie chowając między nimi głowę.
- Co ty robisz? - Zdumiała się.
- Dobrze, zrobię wszystko. Tylko mi wybacz... - mówił roztrzęsionym głosem. - Będę robił, co tylko każesz. Tylko błagam... Wybacz...
Witma od razu złagodniała i uśmiechnęła się delikatnie.
- No już, bez przesady. Nie rób mi takich scen. - Położyła rękę na głowie Talyma i pogłaskała go.
Padawan powoli zaczął podnosić wzrok na Witmę, który mimo wszystko zrobił się radosny. Czy właśnie go przeszły ciarki? Szybko wstał i już miał przytulić Witmę, kiedy zorientował się, że jest świeżo po operacji i... no... obok stoi Ardun. Podrapał się za głową i zaśmiał nerwowo.
- Dziękuję... mistrzyni.
Ardun patrzył na tę scenę. W życiu nie widział dziwaczniejszej. Wyglądało to dla niego, jakby mąż przepraszał żonę, że poszedł z kolegami na balangę i wrócił o dziesiątej rano następnego dnia. Witma szybko zmieniła temat, pytając się szesnastoletniego blondyna o zdrowie. Prawie się jej udało...
- Powiem, że niezła z was para - rzucił, po czym zatkał buzię.
Talym spojrzał na niego wytrzeszczonymi oczyma, mówiącymi „Co ty robisz?”. Witma za to znowu sprytnie wyminęła komentarz Arduna i wycelowała w niego palcem, udając, że mierzy z blastera.
- Ostatnio próbowałeś wcisnąć mi kit. Teraz powiesz prawdę?
- Którą prawdę chcesz usłyszeć? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ardun.
- Tę zgodną z rzeczywistością.
- To jest ich trochę. I wszystkie są zgodne z rzeczywistością. A co konkretnie chcesz wiedzieć? - Puścił jej oczko i poprawił włosy.
Nie uciekło to uwadze Talyma i tym razem spojrzał się na niego w stylu „A zrób tak jeszcze raz...”.
- Dokąd leciałeś i skąd masz statek?
- Leciałem, próbując ominąć pasmo asteroid, ale nie ominąłem, i boom. Leciałem na planetę piratów - Rishi. Statek mam od taty.
Talym skrzyżował ręce.
- Mi mówiłeś co innego.
- Nadal nie kupuję tej wersji... - stwierdziła Witma i spojrzała na Talyma. - A co ci mówił?
Ardun Koth popatrzył na Talyma, puszczając mu porozumiewawcze oczko tak, aby Maginia nie zauważyła.
- Mówił mi, że leci na... - Zastanowił się. - Raka Prime?
Młody kłamczuch strzelił face palma. Podniósł oczy do góry, dając mu znak „To była tajemnica, ziom”. Talym uśmiechnął się krzywo i spojrzał przez moment na Witmę, mając nadzieję, że zrozumie.
- Raka Prime? - zdumiała się.
Nie zrozumiała.
- Mówiłem Rataka Prime? - zapytał Ardun. - To taka planeta gdzie mieszkają ratataki. Ci tacy biali ludziopodobni z tatuażami co mieszkają w chatach. To jeszcze jakieś pytania?
- No i po co tam lecisz? - Witma nie bardzo rozumiała.
- Lecę tam na poszukiwanie skarbów. Skarby, artefakty, technologia. Pasuje teraz układanka?
„W końcu powiedział prawdę” - pomyślał Talym, opuszczając skrzyżowane ręce i uśmiechnął się.
- Jak chcesz, to pokażę ci coś fajnego na osobności.
Padawan uniósł brew, a Ardun jeszcze puścił oczko do Witmy. Ta zmarszczyła brwi, ale zbyła tę uwagę.
- A może weźmiesz Talyma? - zapytała. - On lubi zwiedzać kosmos.
- Mogę? - dopytał Ardun. - To znaczy, pozwolisz mu?
Togrutanin uśmiechnął się niepewnie.
- Ardun... Ja podziękuję.
- Oj przestań - namawiał Koth. - Chciałeś lecieć.
Witma przewróciła oczami.
- A więc jednak?
- Pozwiedzasz trochę - ciągnął blondyn.
- Ardun... - Talym patrzył niepewnie na mistrzynię.
- Jesteś Jedi - młodzieniec nie dawał za wygraną. - Powinieneś znać galaktykę, której chcesz bronić.
Padawan zamknął na chwilę oczy i postanowił, że weźmie głęboki wdech, żeby się uspokoić i wytłumaczyć wszystko normalnie. I co? W tym momencie wszedł doktor Alam Acota i wygonił wszystkich z pomieszczenia. Czyli Talym musiał zostawić Witmę bez wyjaśnień. Super.
- Wiesz, że te uwagi do Witmy to tylko takie drażnienie, tak? - zapytał Ardun, kiedy razem z Talymem wychodzili z medbay'u. - Nie były na poważnie.
- Nie denerwuj mnie - odparł krótko, zabierając po drodze skrzynkę z Alderaan.
- Kiedy jej powiesz?
- Cicho bo jeszcze usłyszy - szepnął do niego.
- Okej.
- Akurat miałem wytłumaczyć mistrzyni, o co chodziło z tym odlotem z tobą - mówił nerwowo. - Teraz będzie na mnie wściekła, a ja nie mogę się wytłumaczyć.
- Przez to, co do niej czujesz, wasze relacje są strasznie dziwne.
Wtedy Talym dostrzegł Yun'era. Kręcił coś w dłoniach i patrzył w nieboskłon.
- Witaj, Yun - powiedział chłodno Talym, wpatrując się w przed siebie i idąc dalej. - Dziwne?
- Siema, młody - odpowiedział kapral.
- Widziałeś się? - zapytał Ardun. - Cześć, Yun.
Chłopak został z żołnierzem, a Talym ruszył dalej, w pewnym momencie się zatrzymując.
- Co masz na myśli? - krzyknął do Kotha. - Zaraz przyjdę!
„O co im chodzi?” - zastanowił się Talym. - „Wszyscy pytają o mnie i o Witmę, jakbyśmy byli już razem. Czy oni naprawdę nie rozumieją, że to nie jest takie... proste?”. Padawan wrócił, odłożywszy skrzynkę przy swoim posłaniu. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Arduna i westchnął.
- O czym rozmawiacie? - zapytał, nadal poddenerwowany.
Yun'er skończył skręcać skręta.
- A mieliśmy jedną przygodę razem - odpowiedział Ardun - jak się okazało i się znamy.
Kapral odwrócił wzrok na Padawana, który był... podłamany.
- Coś taki niemrawy? - Patrzył badawczo na togrutanina.
Ten ponownie rzucił krótkie spojrzenie na Arduna, po czym zwrócił się do Yun'era.
- Szkoda o tym...
- Ma dylemat - przerwał mu blondyn.
Talym opuścił ramiona.
- Życie to ciągłe dylematy - stwierdził Yun'er.
- Nie „szkoda” tylko po to są ziomale, żeby ci pomóc - rzucił Ardun.
Kapral wzruszył ramionami i odpalił skręta. Powtarzał sobie w głowie słowo „ziomale”. Talym przez moment się uśmiechnął, ale zaraz spoważniał.
- Problemy? - zapytał Koth. -Talym nie ma ŻADNEGO problemu ze swoją mistrzynią. Ma ich w ciul!
Yun'er puścił oko do młodego, domyślając się o co może chodzić. Padawan opuścił głowę, a kapral wypuścił bucha.
- Aj - mruknął Ardun - ma ich dużo i potrzebuje naszej fachowej pomocy.
Talym spoglądał co chwilę to na Yun'era, to na Arduna.
- Przepraszam was... Powinienem sam się tym zająć.
Yun'er zaciąga się, po czym krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Po to są koledzy, żeby sobie pomagać. Powiedz w czym rzecz.
- O nie - dodał Ardun - nie zostawię swojego koleżki samego z problemem.
Talym uśmiechnął się pod nosem i podrapał za głową.
- Nie... To chyba zły pomysł. Gdyby mistrzyni się dowiedziała, że każdemu o tym mówię... - Rzucił po raz trzeci krótkie spojrzenie na Arduna. Prawda była taka, że Talym nie informował o tym wszystkich, krzycząc „Kocham Witmę!”. On tylko potwierdzał to, co każdy i tak już wiedział. Nawet szybciej niż on sam... - Mogłoby to się źle skończyć.
Yun'er pokręcił głową.
- Mówimy o sprawie, o której pewnie już wiem... Wiesz, jesteśmy z Wit dość blisko, więc wątpię, że jest coś, o czym nie wiem.
- Co znaczy... „blisko”? - zapytał pochmurnie Talym.
Yun'er uśmiechnął się cwaniacko, podnosząc jeden kącik ust do góry.
- Jak... przyjaciele... powiedzmy.
Padawan miał już wszystkiego dosyć. Spojrzał przez chwile w bok na niebo, po czym ponownie zwrócił się do Yun'era.
- Tylko powiedz, że nie jesteście razem.
Żołnierz zakrztusił się dymem. Skiepował resztkę skręta, ciskając nim o ziemię.
- Ugh, ugh, cooo?
- Hm? - zdziwił się Talym.
Yun'era trochę wyprowadziło to z równowagi. Nie wiedział co zrobić z oczami.
- Oczywiście że nie... O czym ty gadasz, młody?... Ona jest Jedi, do jasnego gundarka.
Talym przez chwile zmrużył oczy i spojrzał się gdzieś na ziemię. „Mi to nie przeszkadza” - pomyślał. - „Przecież to jest świetna sprawa!”.
- Wiesz, co by jej zrobili za coś takiego?... Wiesz, co by mi zrobili?
Padawan wzruszył ramionami.
- To jakie są wasze relacje? - zapytał, będąc już spokojniejszym, że nic ich nie łączy.
Ardun Koth słuchał zaciekawiony, czekając na odpowiedź Yun'era.
- C-co to w ogóle za pytania? - obruszył się kapral. - Nasze relacje są oparte tylko i wyłącznie na tle pracy.
- Wiesz... - Togrutanin podrapał się za głową. - Interesuje mnie to. - Miał nadzieję, że Yun zrozumie.
Rozumiał, ale za nic w świecie nie powie, bo by Witma mu coś urwała.
- A... - ciągnął Talym. - I chciałem ci podziękować, kapralu Yun'er... Za tę ostatnią... „pomoc”.
- Czyli Yun i Witma - rzucił Ardun - to nie para-para, ale jako para przyjaciół?
Yun'er obracał głowę najpierw w prawo, potem w lewo, zastanawiając się w ogóle gdzie jest Witma.
- Dokładnie - odpowiedział krótko.
- To spokojna głowa, Talym.
- A teraz mów w czym problem bo i tak się dowiem, a jako starszy rangą mam obowiązek cię chronić.
- Chronić? - Padawan zdziwił się i zaczął rozglądać dookoła. - Ktoś mi chce coś zrobić? - Powili zaczynał się bać.
Yun'er westchnął i przyłożył dłoń do twarzy.
- Talym... Nikt ci nic nie zrobi... Powiedz po prostu, jaki masz problem, to postaramy się go jakoś rozwiązać.
- Uderzyła go moc łącząca dwie pszczółki, dwie banthy, dwie gizki - odpowiedział za Talyma Ardun.
Togrutanin potrząsnął głową.
- Co to za moc?
„Znowu zostałem obdarzony jakąś nieznaną mocą?” - przeszło mu przez myśl. - „Virga nie będzie zadowolony”.
- To moc silniejsza niż ta „Moc” - wyjaśnił Ardun.
- Poddaję się... - odparł Yun. - Wiesz, tłumaczyłem mu to przez godzinę, a on dalej nie ogarnia.
- Później z tego mogą być dzieci, wiesz? - dodał Koth.
- Wie doskonale. Prawda, Talym?
„Chwila...” - coś zaczęło świtać Padawanowi.
- Zakochałeś się, Talym! - krzyknął Ardun. - Motyle latają ci w brzuchu, czerwienisz się przy niej, zawstydzasz, przepraszasz i takie tam.
Yun'er przewrócił oczami.
- To... dobrze świadczy... Jest zdrowy i tak dalej.
- Aaaa! - uśmiechnął się krzywo Talym. - Chodzi o turbowanie, małe potworki w moich jądrach, które nic mi nie zrobią i robienie dzieci?
Ardun zaczął nucić jakąś miłosną piosenkę. Yun'er kiwał głową.
- Słuchaj. - Rozejrzał się. - Nie ty pierwszy i nie ostatni zabujałeś się w nauczycielce.
- Potwierdzam - rzucił Ardun.
- Też miałem taki epizod.
- Hm? - zdziwił się Talym.
- Co prawda, moja nauczycielka nie była tylko rok ode mnie starsza... no i nie miała takiego ciałka i pupy... - Yun'er zaśmiał się i zamyślił śliniąc.
Talym spojrzał się na niego dziwnie. Na szczęście nie zrozumiał, o co mu chodziło.
- Noo, Witma ma niezłe zderzaki i amortyzatory - dodał jeszcze Ardun.
- ...Wracając... Wy, Jedi, macie ciężko... macie celibat, więc przykro mi... ale nie mogę ci pomóc.
Padawan westchnął i opuścił głowę.
Słuchał jeszcze przez długi czas różne rady „wujka” Yun'era i „kuzyna” Arduna. Dowiedział się, że może i nie może wyznać swoje uczucia Witmie. Z jednej strony musi, a z drugiej wyjdą z tego nieciekawe sytuacje. Że i tak nie ma szans, ale warto spróbować. Proponowali mu nawet, żeby zaczął ją traktować jako „mleczną matkę” - opcja przykra i przede wszystkim chora - oraz znalezienie innej kobiety wśród sióstr miłosierdzia. Talym już miał powoli dosyć tych rad. Żadna nie dawała mu w pełni satysfakcjonującego rozwiązania tej sprawy. Czyżby miał zakopać te uczucia? Odejść jak najdalej od mistrzyni? Walczyć z uczuciami, czy dać im się ulotnić? „(...) nie mam zamiaru wyzbywać się swoich emocji. Będę je kontrolował i sam zdecyduję, kiedy je wypuścić” - takie słowa wypowiedział w jaskini na Ilum. Ale co, jeżeli NIE potrafił zdecydować?
W końcu rozstał się z Yun'erem jak i Ardunem. Ten drugi jeszcze wyznał mu całą prawdę o sobie. Okazało się, że blondwłosy chłopak jest zupełnie inną osobą, niż się wydawało Talymowi. Nie kierowała nim chęć zdobycia sławy, bogactwa i innych pustych wartości. On po prostu chciał odnaleźć swoją matkę, w której śmierć nie wierzył.
Ardun wyciągnął coś zza pazuchy i podał Padawanowi.
- To holocom. Jest w nim mój namiar.
Togrutanin odebrał urządzenie i przez moment mu się przyglądał.
- Dzwoń i pisz, kiedy zechcesz - kontynuował Koth. - Dam ci znać, jak coś znajdę.
Talym uśmiechnął się, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Uścisnęli sobie dłonie.
- Powodzenia, młody Jedi.
- Powodzenia, przyjacielu.
„Tak, chyba znalazłem kolejnego przyjaciela” - pomyślał Padawan.
- Idę spać do statku, a z rana lecę, więc to pożegnanie. Narazie!
- Bywaj... - Togrutanin odprowadził go wzrokiem.
- Bywaj, przyjacielu - powiedział do siebie Koth, który znajdował się już kilkanaście metrów dalej.
Czyli tak zaczęła się jego droga... Wstrząs: strach, że mógł stracić Witmę i nie powiedzieć jej, co czuje. Musiał to zrobić, bo zawsze kolejnej szansy... mogło nie być. Tak się zaczęła wewnętrzna walka o te dwa słowa.
- Przepraszam - rzucił nieznajomy - szukam młodego togrutana. Jak mniemam, Padawan Talym?
- Tak - wydukał mocno zdziwiony młodzieniec - to ja...
Ardun Koth spojrzał po sobie, potem na Talyma.
- A ty to kto?
- Jestem doktor Alam Acota, protetyk. - Uśmiechnał się. Widać było, że czuje się niezręcznie. - Panienka Witma się o ciebie wypytywała.
- Panienka Wit... - Talym zaczął się ekscytować, że kobieta jego marzeń się o niego pyta. Po chwili potrząsnął głową. - Znaczy się, mistrzyni Witma o mnie pytała?
Ardun coś komentował, ale do togrutanina to nie docierało.
- Z pewnością się uspokoi - rzekł Alam - wiedząc, że wróciłeś cały i zdrowy.
- Komuś będziesz coś wszczepiał, doktorku? - zapytał Ardun.
Mężczyźnie zrobiło się niezręcznie.
- Cóż, na tym polega moja praca. - Wzruszył ramionami.
- Chodź, Ardun - rzucił Talym. - W takim razie pójdziemy najpierw przekazać mistrzyni, że wszystko ze mną w porządku, a później zaniesiemy części.
Alam skierował ich do medbay'u, gdzie miała spoczywać Witma. Ardunowi coś nie pasowało w doktorze. Zanim odeszli, Talym skierował do mężczyzny:
- Chwila... Czemu mistrzyni odpoczywa w medbay'u?
- Po operacji - odparł Alam, jakby to było oczywiste.
- Jakiej operacji?... - Zmrużył oczy. Zaczął się stresować i bać, że chodzi o tę konkretną operację.
- Cóż... - zaczął niezręcznie, po czym złożył dłonie tak, by czubki palców się stykały ze sobą. - Sądzę, że będzie lepiej, jeżeli sam z nią porozmawiasz.
Talym już był cały roztrzęsiony.
- Ardun... - rzucił tylko i oboje ruszyli w stronę medbay'u.
Przez całą drogę szedł jakby nieobecny. Nawet nie słuchał, co do niego mówi jego przyjaciel. Wszedł do medycznego budynku i rozejrzał się. Po chwili dostrzegł kobietę.
- Mistrzyni! - krzyknął, szybko odkładając skrzynkę z częściami na pobliskie biurko i podchodząc do Witmy.
Maginia coś czytała, po czym uniosła głowę i spojrzała na Talyma, marszcząc brwi. Siedziała w szpitalnym ubranku przykryta kołderką i oparta o poduszkę. Widać było zabandażowaną klatkę piersiową, ukrytą pod koszulką.
- Cześć Witma - rzekł Ardun.
- Przepraszam... - odparła kobieta - ale czy my się znamy?
Talym zdziwił się. Ardun i mistrzyni mieli już okazję się poznać i nie było możliwości, by o nim zapomniała.
- M-mistrzyni?...
- Heee? - wydał z siebie blondyn.
- Chyba was nie kojarzę...
Ardun spojrzał na Talyma, a potem na Witmę.
- Serio nas nie poznajesz? - zapytał.
- Mistrzyni... To ja, Talym. - Wskazał na siebie. - Czy... Ta operacja... - Podrapał się za głową. - Chodziło o serce?
- Owszem, chodziło o serce. Ale wybacz, żadnego Talyma nie znam.
I w tym momencie przeszył go strach. A co, jeżeli Witma straciła pamięć? Pierwsze co mu przyszło do głowy, to to że Talym mógł być teraz dla niej nikim. Wszystko na marne? Starania? Spędzony czas? Więź? Po chwili doszło do niego, że to mogło nawet oznaczać, że Maginia już nie będzie jego mistrzynią. Jeszcze mniej Witmy w jego życiu...
- Serce nie powoduje amnezji - rzucił Ardun. - To ten doktorek! Namotał coś przy operacji!
- Doktor mówił - zaczął niepewnie Padawan - że się o mnie dopytywałaś...
- Tak? Widocznie się... - Nagłym ruchem rzuciła w Talyma poduszką - MARTWIŁAM! Jak tak możesz lecieć sobie na Alderaan, coooo?
- Osz ty w mordę banthy - skomentował Ardun.
Padawan, zaraz po tym jak dostał poduszką, złapał ją i poczuł się okropnie.
- A więc nas kojarzysz jednak - stwierdził blondyn - to dobrze.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jaka tam jest sytuacja polityczna?
Ardun odetchnął z ulgą. Togrutanin za to opuścił głowę i pokornie oddał Witmie poduszkę.
- Ja... Ja przepraszam... To był ostatni raz... Ja...
- Jestem pewien, że Talym miał dobre intencje. - Ardun próbował bronić kolegi.
- Oczywiście, ostatni raz, akurat. Już cię dostatecznie poznałam. - Odebrała poduszkę i schowała ją z powrotem za plecy.
- Mistrzyni... Proszę, wybacz mi. Daj mi ostatnią szansę.
Ardun koniec końców doszedł do wniosku, że woli się nie wtrącać.
- Na tyłku pięć minut usiedzieć nie umiesz. Teraz będziesz połowę bazy czyścił. Wszystkie anteny nastawisz. Ja ci znajdę tyle zajęć, że nie będziesz miał czasu na myślenie o takich bzdetach.
Koth pomyślał sobie, że w najgorszym wypadku pocieszy Talyma. Ten natomiast klęknął i złożył ręce, opierając je o łóżko Witmy, równocześnie chowając między nimi głowę.
- Co ty robisz? - Zdumiała się.
- Dobrze, zrobię wszystko. Tylko mi wybacz... - mówił roztrzęsionym głosem. - Będę robił, co tylko każesz. Tylko błagam... Wybacz...
Witma od razu złagodniała i uśmiechnęła się delikatnie.
- No już, bez przesady. Nie rób mi takich scen. - Położyła rękę na głowie Talyma i pogłaskała go.
Padawan powoli zaczął podnosić wzrok na Witmę, który mimo wszystko zrobił się radosny. Czy właśnie go przeszły ciarki? Szybko wstał i już miał przytulić Witmę, kiedy zorientował się, że jest świeżo po operacji i... no... obok stoi Ardun. Podrapał się za głową i zaśmiał nerwowo.
- Dziękuję... mistrzyni.
Ardun patrzył na tę scenę. W życiu nie widział dziwaczniejszej. Wyglądało to dla niego, jakby mąż przepraszał żonę, że poszedł z kolegami na balangę i wrócił o dziesiątej rano następnego dnia. Witma szybko zmieniła temat, pytając się szesnastoletniego blondyna o zdrowie. Prawie się jej udało...
- Powiem, że niezła z was para - rzucił, po czym zatkał buzię.
Talym spojrzał na niego wytrzeszczonymi oczyma, mówiącymi „Co ty robisz?”. Witma za to znowu sprytnie wyminęła komentarz Arduna i wycelowała w niego palcem, udając, że mierzy z blastera.
- Ostatnio próbowałeś wcisnąć mi kit. Teraz powiesz prawdę?
- Którą prawdę chcesz usłyszeć? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ardun.
- Tę zgodną z rzeczywistością.
- To jest ich trochę. I wszystkie są zgodne z rzeczywistością. A co konkretnie chcesz wiedzieć? - Puścił jej oczko i poprawił włosy.
Nie uciekło to uwadze Talyma i tym razem spojrzał się na niego w stylu „A zrób tak jeszcze raz...”.
- Dokąd leciałeś i skąd masz statek?
- Leciałem, próbując ominąć pasmo asteroid, ale nie ominąłem, i boom. Leciałem na planetę piratów - Rishi. Statek mam od taty.
Talym skrzyżował ręce.
- Mi mówiłeś co innego.
- Nadal nie kupuję tej wersji... - stwierdziła Witma i spojrzała na Talyma. - A co ci mówił?
Ardun Koth popatrzył na Talyma, puszczając mu porozumiewawcze oczko tak, aby Maginia nie zauważyła.
- Mówił mi, że leci na... - Zastanowił się. - Raka Prime?
Młody kłamczuch strzelił face palma. Podniósł oczy do góry, dając mu znak „To była tajemnica, ziom”. Talym uśmiechnął się krzywo i spojrzał przez moment na Witmę, mając nadzieję, że zrozumie.
- Raka Prime? - zdumiała się.
Nie zrozumiała.
- Mówiłem Rataka Prime? - zapytał Ardun. - To taka planeta gdzie mieszkają ratataki. Ci tacy biali ludziopodobni z tatuażami co mieszkają w chatach. To jeszcze jakieś pytania?
- No i po co tam lecisz? - Witma nie bardzo rozumiała.
- Lecę tam na poszukiwanie skarbów. Skarby, artefakty, technologia. Pasuje teraz układanka?
„W końcu powiedział prawdę” - pomyślał Talym, opuszczając skrzyżowane ręce i uśmiechnął się.
- Jak chcesz, to pokażę ci coś fajnego na osobności.
Padawan uniósł brew, a Ardun jeszcze puścił oczko do Witmy. Ta zmarszczyła brwi, ale zbyła tę uwagę.
- A może weźmiesz Talyma? - zapytała. - On lubi zwiedzać kosmos.
- Mogę? - dopytał Ardun. - To znaczy, pozwolisz mu?
Togrutanin uśmiechnął się niepewnie.
- Ardun... Ja podziękuję.
- Oj przestań - namawiał Koth. - Chciałeś lecieć.
Witma przewróciła oczami.
- A więc jednak?
- Pozwiedzasz trochę - ciągnął blondyn.
- Ardun... - Talym patrzył niepewnie na mistrzynię.
- Jesteś Jedi - młodzieniec nie dawał za wygraną. - Powinieneś znać galaktykę, której chcesz bronić.
Padawan zamknął na chwilę oczy i postanowił, że weźmie głęboki wdech, żeby się uspokoić i wytłumaczyć wszystko normalnie. I co? W tym momencie wszedł doktor Alam Acota i wygonił wszystkich z pomieszczenia. Czyli Talym musiał zostawić Witmę bez wyjaśnień. Super.
- Wiesz, że te uwagi do Witmy to tylko takie drażnienie, tak? - zapytał Ardun, kiedy razem z Talymem wychodzili z medbay'u. - Nie były na poważnie.
- Nie denerwuj mnie - odparł krótko, zabierając po drodze skrzynkę z Alderaan.
- Kiedy jej powiesz?
- Cicho bo jeszcze usłyszy - szepnął do niego.
- Okej.
- Akurat miałem wytłumaczyć mistrzyni, o co chodziło z tym odlotem z tobą - mówił nerwowo. - Teraz będzie na mnie wściekła, a ja nie mogę się wytłumaczyć.
- Przez to, co do niej czujesz, wasze relacje są strasznie dziwne.
Wtedy Talym dostrzegł Yun'era. Kręcił coś w dłoniach i patrzył w nieboskłon.
- Witaj, Yun - powiedział chłodno Talym, wpatrując się w przed siebie i idąc dalej. - Dziwne?
- Siema, młody - odpowiedział kapral.
- Widziałeś się? - zapytał Ardun. - Cześć, Yun.
Chłopak został z żołnierzem, a Talym ruszył dalej, w pewnym momencie się zatrzymując.
- Co masz na myśli? - krzyknął do Kotha. - Zaraz przyjdę!
„O co im chodzi?” - zastanowił się Talym. - „Wszyscy pytają o mnie i o Witmę, jakbyśmy byli już razem. Czy oni naprawdę nie rozumieją, że to nie jest takie... proste?”. Padawan wrócił, odłożywszy skrzynkę przy swoim posłaniu. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Arduna i westchnął.
- O czym rozmawiacie? - zapytał, nadal poddenerwowany.
Yun'er skończył skręcać skręta.
- A mieliśmy jedną przygodę razem - odpowiedział Ardun - jak się okazało i się znamy.
Kapral odwrócił wzrok na Padawana, który był... podłamany.
- Coś taki niemrawy? - Patrzył badawczo na togrutanina.
Ten ponownie rzucił krótkie spojrzenie na Arduna, po czym zwrócił się do Yun'era.
- Szkoda o tym...
- Ma dylemat - przerwał mu blondyn.
Talym opuścił ramiona.
- Życie to ciągłe dylematy - stwierdził Yun'er.
- Nie „szkoda” tylko po to są ziomale, żeby ci pomóc - rzucił Ardun.
Kapral wzruszył ramionami i odpalił skręta. Powtarzał sobie w głowie słowo „ziomale”. Talym przez moment się uśmiechnął, ale zaraz spoważniał.
- Problemy? - zapytał Koth. -Talym nie ma ŻADNEGO problemu ze swoją mistrzynią. Ma ich w ciul!
Yun'er puścił oko do młodego, domyślając się o co może chodzić. Padawan opuścił głowę, a kapral wypuścił bucha.
- Aj - mruknął Ardun - ma ich dużo i potrzebuje naszej fachowej pomocy.
Talym spoglądał co chwilę to na Yun'era, to na Arduna.
- Przepraszam was... Powinienem sam się tym zająć.
Yun'er zaciąga się, po czym krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Po to są koledzy, żeby sobie pomagać. Powiedz w czym rzecz.
- O nie - dodał Ardun - nie zostawię swojego koleżki samego z problemem.
Talym uśmiechnął się pod nosem i podrapał za głową.
- Nie... To chyba zły pomysł. Gdyby mistrzyni się dowiedziała, że każdemu o tym mówię... - Rzucił po raz trzeci krótkie spojrzenie na Arduna. Prawda była taka, że Talym nie informował o tym wszystkich, krzycząc „Kocham Witmę!”. On tylko potwierdzał to, co każdy i tak już wiedział. Nawet szybciej niż on sam... - Mogłoby to się źle skończyć.
Yun'er pokręcił głową.
- Mówimy o sprawie, o której pewnie już wiem... Wiesz, jesteśmy z Wit dość blisko, więc wątpię, że jest coś, o czym nie wiem.
- Co znaczy... „blisko”? - zapytał pochmurnie Talym.
Yun'er uśmiechnął się cwaniacko, podnosząc jeden kącik ust do góry.
- Jak... przyjaciele... powiedzmy.
Padawan miał już wszystkiego dosyć. Spojrzał przez chwile w bok na niebo, po czym ponownie zwrócił się do Yun'era.
- Tylko powiedz, że nie jesteście razem.
Żołnierz zakrztusił się dymem. Skiepował resztkę skręta, ciskając nim o ziemię.
- Ugh, ugh, cooo?
- Hm? - zdziwił się Talym.
Yun'era trochę wyprowadziło to z równowagi. Nie wiedział co zrobić z oczami.
- Oczywiście że nie... O czym ty gadasz, młody?... Ona jest Jedi, do jasnego gundarka.
Talym przez chwile zmrużył oczy i spojrzał się gdzieś na ziemię. „Mi to nie przeszkadza” - pomyślał. - „Przecież to jest świetna sprawa!”.
- Wiesz, co by jej zrobili za coś takiego?... Wiesz, co by mi zrobili?
Padawan wzruszył ramionami.
- To jakie są wasze relacje? - zapytał, będąc już spokojniejszym, że nic ich nie łączy.
Ardun Koth słuchał zaciekawiony, czekając na odpowiedź Yun'era.
- C-co to w ogóle za pytania? - obruszył się kapral. - Nasze relacje są oparte tylko i wyłącznie na tle pracy.
- Wiesz... - Togrutanin podrapał się za głową. - Interesuje mnie to. - Miał nadzieję, że Yun zrozumie.
Rozumiał, ale za nic w świecie nie powie, bo by Witma mu coś urwała.
- A... - ciągnął Talym. - I chciałem ci podziękować, kapralu Yun'er... Za tę ostatnią... „pomoc”.
- Czyli Yun i Witma - rzucił Ardun - to nie para-para, ale jako para przyjaciół?
Yun'er obracał głowę najpierw w prawo, potem w lewo, zastanawiając się w ogóle gdzie jest Witma.
- Dokładnie - odpowiedział krótko.
- To spokojna głowa, Talym.
- A teraz mów w czym problem bo i tak się dowiem, a jako starszy rangą mam obowiązek cię chronić.
- Chronić? - Padawan zdziwił się i zaczął rozglądać dookoła. - Ktoś mi chce coś zrobić? - Powili zaczynał się bać.
Yun'er westchnął i przyłożył dłoń do twarzy.
- Talym... Nikt ci nic nie zrobi... Powiedz po prostu, jaki masz problem, to postaramy się go jakoś rozwiązać.
- Uderzyła go moc łącząca dwie pszczółki, dwie banthy, dwie gizki - odpowiedział za Talyma Ardun.
Togrutanin potrząsnął głową.
- Co to za moc?
„Znowu zostałem obdarzony jakąś nieznaną mocą?” - przeszło mu przez myśl. - „Virga nie będzie zadowolony”.
- To moc silniejsza niż ta „Moc” - wyjaśnił Ardun.
- Poddaję się... - odparł Yun. - Wiesz, tłumaczyłem mu to przez godzinę, a on dalej nie ogarnia.
- Później z tego mogą być dzieci, wiesz? - dodał Koth.
- Wie doskonale. Prawda, Talym?
„Chwila...” - coś zaczęło świtać Padawanowi.
- Zakochałeś się, Talym! - krzyknął Ardun. - Motyle latają ci w brzuchu, czerwienisz się przy niej, zawstydzasz, przepraszasz i takie tam.
Yun'er przewrócił oczami.
- To... dobrze świadczy... Jest zdrowy i tak dalej.
- Aaaa! - uśmiechnął się krzywo Talym. - Chodzi o turbowanie, małe potworki w moich jądrach, które nic mi nie zrobią i robienie dzieci?
Ardun zaczął nucić jakąś miłosną piosenkę. Yun'er kiwał głową.
- Słuchaj. - Rozejrzał się. - Nie ty pierwszy i nie ostatni zabujałeś się w nauczycielce.
- Potwierdzam - rzucił Ardun.
- Też miałem taki epizod.
- Hm? - zdziwił się Talym.
- Co prawda, moja nauczycielka nie była tylko rok ode mnie starsza... no i nie miała takiego ciałka i pupy... - Yun'er zaśmiał się i zamyślił śliniąc.
Talym spojrzał się na niego dziwnie. Na szczęście nie zrozumiał, o co mu chodziło.
- Noo, Witma ma niezłe zderzaki i amortyzatory - dodał jeszcze Ardun.
- ...Wracając... Wy, Jedi, macie ciężko... macie celibat, więc przykro mi... ale nie mogę ci pomóc.
Padawan westchnął i opuścił głowę.
Słuchał jeszcze przez długi czas różne rady „wujka” Yun'era i „kuzyna” Arduna. Dowiedział się, że może i nie może wyznać swoje uczucia Witmie. Z jednej strony musi, a z drugiej wyjdą z tego nieciekawe sytuacje. Że i tak nie ma szans, ale warto spróbować. Proponowali mu nawet, żeby zaczął ją traktować jako „mleczną matkę” - opcja przykra i przede wszystkim chora - oraz znalezienie innej kobiety wśród sióstr miłosierdzia. Talym już miał powoli dosyć tych rad. Żadna nie dawała mu w pełni satysfakcjonującego rozwiązania tej sprawy. Czyżby miał zakopać te uczucia? Odejść jak najdalej od mistrzyni? Walczyć z uczuciami, czy dać im się ulotnić? „(...) nie mam zamiaru wyzbywać się swoich emocji. Będę je kontrolował i sam zdecyduję, kiedy je wypuścić” - takie słowa wypowiedział w jaskini na Ilum. Ale co, jeżeli NIE potrafił zdecydować?
W końcu rozstał się z Yun'erem jak i Ardunem. Ten drugi jeszcze wyznał mu całą prawdę o sobie. Okazało się, że blondwłosy chłopak jest zupełnie inną osobą, niż się wydawało Talymowi. Nie kierowała nim chęć zdobycia sławy, bogactwa i innych pustych wartości. On po prostu chciał odnaleźć swoją matkę, w której śmierć nie wierzył.
Ardun wyciągnął coś zza pazuchy i podał Padawanowi.
- To holocom. Jest w nim mój namiar.
Togrutanin odebrał urządzenie i przez moment mu się przyglądał.
- Dzwoń i pisz, kiedy zechcesz - kontynuował Koth. - Dam ci znać, jak coś znajdę.
Talym uśmiechnął się, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Uścisnęli sobie dłonie.
- Powodzenia, młody Jedi.
- Powodzenia, przyjacielu.
„Tak, chyba znalazłem kolejnego przyjaciela” - pomyślał Padawan.
- Idę spać do statku, a z rana lecę, więc to pożegnanie. Narazie!
- Bywaj... - Togrutanin odprowadził go wzrokiem.
- Bywaj, przyjacielu - powiedział do siebie Koth, który znajdował się już kilkanaście metrów dalej.
Czyli tak zaczęła się jego droga... Wstrząs: strach, że mógł stracić Witmę i nie powiedzieć jej, co czuje. Musiał to zrobić, bo zawsze kolejnej szansy... mogło nie być. Tak się zaczęła wewnętrzna walka o te dwa słowa.
Ostatnio zmieniony przez Talym dnia Pią Lip 15, 2016 10:27 pm, w całości zmieniany 1 raz
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Re: Walka o dwa słowa, część I
PIERWSZA SAMODZIELNA MISJA TALYMA
- Tylko nie pszynieście mi wstydu. Siądźcie sobie gszecznie, czy coś...
Do kantyny weszła chisska ze słyszalną wadą wymowy. Zaraz za nią wmaszerował mężczyzna, dziwnie przyglądający się kobiecie, oraz młody chłopak. Rozejrzeli się po pomieszczeniu.
- Za'az w'acam - rzuciła jeszcze niewyraźnie i podeszła do jakiejś wtyki.
Talym siedział w kącie. Miał założony na sobie płaszcz z rogatym kapturem, co by mu do głowy pasował. Jedną ręką opierał się o blat okrągłego stołku, a w drugiej obracał szklankę z wodą.
Przybył tutaj, na Tatooine, ponieważ dostał swoją pierwszą samodzielną misję - musiał odebrać paczkę. Dostarczyć ją miała rodianka o imieniu Fulka.
Młody blondyn zaczął się rozglądać po kantynie.
- Przecież ta nie jest inna, niż reszta kantyn w galaktyce.
Padawan przyjrzał się mu. "Czy to?..." - zastanowił się.
Obcy mężczyzna oglądał zaopatrzenie baru. Chisska rozmawiała z kimś w obcym języku.
- Zamówisz mi coś z procentami? - chłopak zapytał starszego kompana. Talym poznał go po głosie.
- Ardun?... - Padawan zastanowił się pod nosem.
- Jak chcesz - odpowiedział Kothowi znajomy.
- Pewnie, że "chcę".
Mężczyzna w ciemnej zbroi i kruczych włosach odwrócił się do barmana-droida.
- Robociku, poproszę mocną z Balmorry. Byle zimna. Ciepłej nie piję.
- Mi też coś weź.
- To dla ciebie.
- Dzięki!
Droid zeskanował ich w swoim zautomatyzowanym umyśle.
- Nieletnim nie sprzedajemy.
- Czy ja ci wyglądam na nieletniego? - zapytał obcy mężczyzna.
Talym rozglądał się za rodianką, ale jego uwagę i tak głównie skupiał na sobie Ardun. Padawan zastanawiał się, co jego przyjaciel robi z takimi osobami.
- Ardun, usiądź - skierował towarzysz szesnastoletniego blondyna.
- Robi się.
Facet w kruczoczarnych włosach puścił mu oczko. Ku ich nieszczęściu, droid to zauważył i celnie zinterpretował.
- Moje protokoły nie pozwalają mi sprzedać alkoholu, który ma zostać przekazany nieletniemu. Proszę zamówić coś bez alkoholu.
Ardun usiadł na fotelu przy głównym stole kantyny. Talym zaczął się zastanawiać, jak się z nim skontaktować, by nie zwrócić uwagi towarzyszy Kotha.
- Dobra. - poddał się mężczyzna - to daj jakiś soczek i tą mocną z Balmorry. Dla mnie.
- Talym... - mówił sam do siebie. - Skup się na misji.
- Byle zimna - dodał nieznajomy.
Ardun zaczął się rozglądać po kantynie i gębach w niej siedzących.
W końcu Talym wpadł na pomysł - użyje holocomu, który dostał od blondyna. Wyciągnął go zza pasa i zaczął wysyłać wiadomości tekstowe. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Dwójka przyjaciół szybko złapała kontakt i wyjaśniła sobie, co tutaj robią. Jak się okazało, Ardun dołączył ich do swojej jednoosobowej załogi.
Nagle Padawan dostrzegł rodiankę. Usiadła do niego i wyjaśniła, gdzie się znajduje przesyłka.
Wyszli na zewnątrz. Prażące słońce zmusiło go do dokładniejszego zasłonięcia ciała płaszczem. Jak najszybciej udał się po paczkę i zabrał ją na swój statek. Jego przyjaciel zadręczał mu myśli. Gdy odłożył przesyłkę, wrócił do kantyny, by dowiedzieć się czegoś więcej.
Przy głównym stole, po środku pomieszczenia siedzieli Ardun, chisska i obcy mężczyzna. Rozmawiali o czymś, ale szum innych konwersacji ich przygłuszał. Talym podszedł do baru i standardowo zamówił wodę, wyciągając na blat odliczoną ilość kredytów. Nawet nie zauważył, kiedy otoczyło go trzech kolesi. Spojrzał się niepewnie na tę bandę. Ardun nagle skupił swoją uwagę na postaci, którą otaczały jakieś zakapiory, czyli na Talymie.
- Te - zaczepił Padawana pierwszy z bandytów - koleżko, nie głupio ci tak chodzić samemu?
Talym odebrał szklankę wody i jakby nigdy nic, zaczął się przepychać między mężczyznami, przepraszając ich uprzejmie. Drugi z bandytów złapał go kubrak.
- Ej - znowu skierował ten pierwszy - mówię coś do ciebie!
Togrutanin odepchnął rękę mężczyzny i palnął krótko:
- Nie, nie jest mi głupio.
- A powinno - rzucił trzeci z bandy. - To nie jest bezpieczne miasto.
Obcy przyjaciel Arduna podszedł do tej grupki.
- Jakiś problem, panowie?
Talym uśmiechnął się do niego.
- Nie wtrącaj się - palnął drugi. - To nie twoja sprawa.
- Ten tutaj jest ze mną - mówił o Padawanie ciemnowłosy. - Więc wychodzi że to moja sprawa.
Togrutanin odłożył szklankę z wodą na blat barmański. Chisska siedziała sobie i jak najszybciej dopijała drinka, bo coś czuła, że zaraz nie będzie miała możliwości. Do montrali Talyma dotarł gwizd.
- I ze mną jest ten koleżka także - oznajmił Ardun, za co Padawan podziękował uśmiechem. - Więc barany wara od niego, bo jak nie zdzierżę, to przypieprzę w ten zapity pysk.
Mężczyzna w czarnych włosach i bliźnie na twarzy (prawdopodobnie po walce z jakimś zwierzęciem) strzelił facepalma.
- To jak? - zapytał Talym. - Mogę sobie pójść?
- Taki wygadany? - skierował do Arduna drugi z bandytów. Był szeroki jak szafa. - To może stoczymy walkę jeden na jeden?
Koth wyciągnął łapy na przód.
- No chodźcie. Zaraz was spiorę, że was rodzone matki nie poznają. - Odbiło mu się.
- Takiś odważny to walcz z kimś na twoim poziomie - rzucił tajemniczy przyjaciel Arduna.
Talym próbował powstrzymać ich od tej bójki ręką, ale chyba nie zrozumieli tego znaku.
- Halo - dołączyła chisska - pszyjaciele, o co te spo'y? - Wkroczyła między nimi.
- Was jest strzech, nas jest trzech, zatańczymy ziemniaka - stwierdził blondyn.
- Może najlepiej będzie - zaczął Talym - jak każdy pójdzie w swoją stronę, hm? - Złapał za szklankę z wodą, wziął łyk i odłożył ją z powrotem.
- A mosze tak kolega - chisska z wadą wymowy wskazała na blondwłosego - postawi wszystkim kolejkę i 'ozejdziemy się w pokoju?
- Tak, odejdźcie w pokoju - wy i wasze wielbłądy - rzucił znajomy Arduna.
- To kusząca propozycja - stwierdził trzeci bandyta. Widać było, że banda jest w stanie się do tego przychylić.
Ardun natomiast wyglądał na lekko podpitego, ale w rzeczywistości było chyba gorzej, niż mogłoby się wydawać.
- Czyli młody chce nas przeprosić i postawić kolejkę, tak? - Pierwszy bandyta spojrzał wyczekująco na Kotha.
Talym skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- A w jaki sposób WY mnie przeprosicie?
- Chrzanić przepraszanie. - Zamachnął się na obcego mężczyznę drugi z zakapiorów.
W międzyczasie młody Ardun strzelił jakimś komentarzem w stronę "grupki zaczepialskich" i rozpoczęła się walka. Trzeźwy, tajemniczy znajomy Kotha uniknął ciosu i zastosował szybką kontrę w brzuch. Dopiero teraz Talym zauważył, że jego rękawice były ćwiekowane. Chisska szybko schowała się za ladą. Pierwszy bandyta spróbował złapać Padawana za jego montrale, przed czym ten się szybko obronił: złożył ręce jak do modłów, a następnie je rozszerzył w obie strony, odpychając łapy napastnika i równocześnie sprzedając mu cios z kolanka w kroczę.
Drugi oprych zachwiał się od uderzenia ciemnowłosego mężczyzny i złapał się za brzuch. Trzeci natomiast odsunął się, by przyjąć pozycję bojową. Nawet nie zauważył, kiedy towarzysz Arduna ponownie do niego podszedł i chwycił go za głowę, pozbawiając przytomności ciosem z kolana. Ktoś wykorzystał sytuację, wrzeszcząc "BÓJKA!" i rozbił butelkę o głowę jakiegoś gostka przy stoliku, po czym buchnął mu portfel. W kilka sekund zrobił się ogromny harmider. Koth wziął rozbieg i wleciał z kopniakiem na bandziora, który kuląc się z bólu, dostał w twarz.
Chisska spojrzała na droida-barmana, który coś zaczął mówić, po czym wrzasnęła:
- Musimy się wynosić stąd! Te'az!
- Słyszeliście Orzeszka? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
Talym rozglądał się nerwowo dookoła. Widział jak klienci kantyny okładają się nawzajem. W powietrzu latały butelki i inne przedmioty. Ktoś nawet rzucił człowiekiem.
Pierwszy bandyta, po ciosach od Padawana i jego przyjaciela, jęczał teraz na podłodze. Drugi był nieprzytomny, a trzeci złapał za krzesło i zrobił zamach na faceta w ciemnej zbroi. Ten spróbował odskoczyć, ale dostał w rękę. Na szczęście w miejsce dobrze opancerzone, więc ból był słaby.
Talym już czuł przewagę, kiedy bardzo mocno dostał butelką w głowę i padł nieprzytomny na posadzkę.
- Wynosimy się stąd! - krzyknął kompan Arduna i zarzucił Padawana przez ramię.
Ardun wydawał się nie słyszeć i w ferworze walki tłukł jeszcze zbira. Łotr z krzesłem ruszył za nimi.
- Ardun, wychodzimy! - upomniał go ciemnowłosy.
Wściekły bandyta chciał dopaść Arduna, robiąc zamach znad głowy, ale w samą porę chłopaka pociągnęła chisska. Koth poleciał do tyłu, ale zdążył jeszcze zasadzić zbirowi cios w pysk. Oprych oberwał i się zachwiał.
- Chodź! - Kobieta chwyciła Arduna za kark i pochyliła nisko, żeby nie oberwał latającymi szklankami.
- Skopałbym im dupska.
- Wychodzimy!
Za ich plecami było słychać wrzaski i brzęczenie paralizatora, który uruchomił droid.
Udało im się opuścić kantynę.
- Mają szczęście - zaczął Ardun - że mnie odciągnęłaś, bo zrobiłbym im z twarzy kwaśne jabłka.
- Czyście powa'iowali?! Tam nie wolno się bić! I czemu go wzięliście ze sobą?! - wskazała na Talyma, którego właśnie odłożono na ziemię.
- To mój przyjaciel. Znam go. - Wytłumaczył Koth.
- Mam miękkie serce - dodał nieznajomy. - To co robimy z tym "twoim przyjacielem"?
Chisska strzeliła facepalma. Mężczyzna uklęknął przy Padawanie i zaczął sprawdzać, czy nie trzeba go opatrzyć. Okazało się, że togrutanin wyhodował na czole trzeci róg.
Przed wejściem stał ktoś w kapturze - podszedł do niebieskiej kobiety, podał jej datapad i odszedł bez słowa.
- Za pół godziny mamy spotkanie na o'bicie - powiedziała, odczytując wiadomość. - Nie wiem, jak wy, ale ja tam lecę.
- Do wesela się zagoi. - Mężczyzna uderzył Talyma kilka razy w policzek, aby się ocucił.
- No to zabieramy go ze sobą - stwierdził Ardun.
- Gdzie... - zaczął mamrotać słabym głosem Padawan. Oczy cały czas miał zamknięte. - Gdzie jest... Witma?...
- Przestań fantazjować, młody, tylko wstawaj - rzucił mu facet, klęczący przy nim.
Ardunowi się odbiło.
- Lecisz z nami, ziomek.
Nieznajomy poszturchał Talyma. Togrutanin usiadł, trzymając się za czoło i sycząc z bólu.
- Nie chcę kolejnego sm'odka na statku.
- Talym przecież nie śmierdzi - zaczął go bronić Ardun. - On czysty chłopak.
- Dostanie własne łóżko, a ja będę spał z tobą - ironizował ciemnowłosy.
- Nie... - mruknął Padawan. - Zostawcie mnie... Muszę wrócić do Witmy...
- Witma to jego mistrzyni - wyjaśnił blondyn. - Wrócisz, wrócisz, Talymku złoty.
- Jak kocha, to poczeka - zauważył mężczyzna. - No dawaj, młody. Odstawimy cię do ukochanej, wstawaj.
Do Talyma praktycznie nie docierały słowa. Miał w głowie tylko jedno - już raz zostawił mistrzynię i tylko odrobina pechu mogła wystarczyć, by już nigdy z nią nie porozmawiał.
- Za'az... A twoja Witma... to duszo za ciebie da?
- Chciałeś polecieć na Zakuul - nakłaniał Ardun - to polecimy, jak chcesz Talymku. - Znowu mu się odbiło. - Dla przyjaciela wszędzie polecę.
- To jest Jedi, Orzeszku - zauważył nieznajomy - oni nie posiadają majątku.
Chisska odciągnęła go na bok.
- Nie... - Próbował protestować togrutanin. - Odstawcie mnie. Mistrzni nie może się o mnie martwić. - Zaczynał powoli do siebie dochodzić, co można było zauważyć po tym, że mówił "mistrzyni" zamiast "Witma".
- Sko'o to Jedi... 'epublika z pewnością spo'o za niego da.
- Ardun... - wołał słabo Talym.
- Zakuul da więcej. - Znowu odbiło się pijanemu Ardunowi. - Taaaaaak. - I znowu...
- Nie będziemy go sprzedawać - stwierdził tajemniczy facet.
- Jasne że nie - dodał przyjaciel Talyma.
- Odstawcie mnie... - zasyczał Padawan - ...do mojego statku.
- A dlaczego by nie? - Próbowała dalej przekonywać do swoich racji chisska. - Łysego spszedajesz bez m'ugnięcia okiem!
- Bo nie. Koniec dyskusji Orzeszku. Nie można mieć w życiu wszystkiego, co się chce. Wstawaj młody, bo się rozmyślę.
- W takim stanie to ty polecisz maksymalnie trzysta metrów - tłumaczył Ardun.- Przyjaciół się nie sprzedaje.
Talym zaczął powoli wstawać, opierając się o kolana.
- "Pieniądze to nie wszystko" - dorzucił Ardun.
- Odpocznę na statku... - Padawan złapał się za czoło. - Dziękuję wam.
- Ja za'az zwa'iuję...
- Słodka jesteś, jak się denerwujesz - stwierdził mężczyzna.
Chisska przewróciła oczami, gdy to powiedział.
- Podwieziemy cię, Talym - rzekł Ardun. - Z nami jak z rodziną.
- Czas nam leci - zauważył "Orzeszek". - Potem ofe'ta mosze pszepaść. MUSIMY lecieć na o'bitę.
- Idziemy! - stwierdził nieznajomy.
- Dobra - rzucił Koth. - Na orbitę. Chwila.
- Co za debil każe się spotkać na orbicie?! - zauważył Ardun. - Talym, brachu, leć z nami. Podwieziemy cię.
- Kiedy? - zapytał Padawan.
- Zaraz startujemy - odpowiedział nieznajomy.
- Jak tylko dotrzemy na orbitę - zaczął wyjaśniać blondyn - załatwimy "deal" i lecimy dalej.
- Dobrze... - zgodził się po chwili namysłu togrutanin. - Nie dam rady lecieć sam. Chyba lepiej żebym wrócił z opóźnieniem, niż zginął podczas lotu. Ale macie mnie odstawić jak najszybciej.
- Oczywiście, brachu - zapewnił go Ardun.
- Już się pomizialiście? - zapytał Orzeszek. - To te'az na statek.
Polecieli na orbitę. Ardun pilotował. Tak się stało, że Talym przypadkiem był świadkiem całego zdarzenia.
W określonym miejscu, do statku Kotha, podłączyła się obca maszyna. Między nimi złączyło się przejście. Młody Padawan, Orzeszek i nieznany mężczyzna, który trzymał łysego faceta, stali po jednej stronie.
- Lepiej nic nie mówcie - ostrzegła chisska. - I bądźcie ost'oszni... - Zerknęła na Talyma, czy nic nie odwali.
Togrutanin przyglądał się całej tej sytuacji i zapytał się stojącego obok ciemnowłosego:
- Kim jest ten łysy mężczyzna? - Nie uzyskał odpowiedzi.
Śluza łącząca statki się otworzyła. W przejściu stanęły trzy kobiety - jedna trzymała teczkę z kredytami, coś około siedmiu tysięcy, druga celowała do nich z blastera, a trzecia była gruba niczym Hutt, tyle że twileczka.
- Z 'eki do 'eki? - zapytała Orzeszek, na co pulchna skinęła głową. Była brzydka jak noc.
"Dlaczego ona się nazywa Orzeszek?" - zastanowił się Talym.
Chisska odebrała łysego mężczyznę i pchnęła w stronę przejścia. Wyglądał, jakby miał zaraz paść na kolana i błagać o litość.
- To była wymiana - szepnął do Talyma mężczyzna o kruczoczarnych włosach.
Kobieta w śluzy zamknęła teczkę i ruszyła, czekając na środku, gdzie chisska dokonała wymiany. Łysy płakał, gdy przechodził.
- Wymiana? - wyszeptał Padawan. - Dlaczego wymieniacie człowieka? - Zaczął się jeszcze bardziej interesować tą sprawą. Wydawała mu się teraz podejrzana. - Hej! - krzyknął do Orzeszka. - O co chodzi?
Niestety zareagował za późno. Chisska odebrała teczkę z pieniędzmi i wycofała się twarzą do znajomych.
- Miło się z tobą 'obi inte'esy.
Śluzy po obu stronach już były zamknięte, a statki odłączyły się od siebie.
- Nie my - zaczął mężczyzna - tylko ona go wymieniła za kredyty. A ten koleś to bandyta.
Orzeszek posłała urocze spojrzenie Talymowi.
- To, sze jestem bogata, młody. - Zamachała walizką.
- Jak możecie sprzedawać ludzi? - Padawan położył dłonie na biodrach, rzucając groźny wzrok. „Groźny”... jak na Talyma...
- Ja tam nikogo nie sprzedałem - stwierdził nieznajomy. - Prawda, Orzeszku?
- Ja tylko z'obiłam dob'y uczynek. - Wzruszyła ramionami.
- To bandyta. Pali, gwałci i rabuje. Niekoniecznie w tej kolejności.
Togrutanin spoglądał w dół. Coś mu nie pasowało, ale postanowił na razie obserwować tę sytuację z boku. Serce mu podpowiadało, że to nie powinno tak wyglądać.
- Odstawcie mnie na Tatooine. Już czuję się lepiej - stwierdził Talym.
- To co robimy z tym mądralą? - zapytał mężczyzna.
- Zakujmy go i schowajmy do magazynu. Przeszkadza.
- Hm? - zdziwił się Padawan.
- Niby w czym przeszkadza?
- O wiele ba'dziej lubię tego d'ugiego małego. Mniej myśli.
Talym nie wiedział, czy potraktować to jako komplement czy nie.
- Czyli - zaczął ciemnowłosy - jak rozumiem, chcesz go porwać i przehandlować, tak?
Padawan, słysząc to, złapał szybko za datapad pod płaszczem. Był gotowy wysłać Witmie sygnał, gdyby jednak miały wystąpić jakieś problemy.
- Niby z kim i za co? - zapytała Orzeszek. - On jest bezwa'tościowy. Niech kapitan statku się nim pszejmuje. MI tam 'ybka, co z nim się stanie.
Talym zabrał dłoń spod płaszcza.
Musiał się jeszcze wiele natrudzić, żeby przekonać tę dwójkę na odstawienie go. Nie docierało do nich, że kupienie jakiejś błyskotki nie usprawiedliwi spóźnienia. Dodatkowo musiał się opierać łapom chisski. Powoli zdjął jej rękę z ramienia.
- Macie coś wspólnego z Ardunem - do was też nic nie dociera. - Westchnął. - Mistrzyni ma teraz ciężki problem i muszę przy niej być. Odstawcie mnie na Tatooine. Ja nie będę wam przeszkadzał i wy nie będziecie przeszkadzać mi.
Po dłuższej rozmowie dowiedział się, że i tak wszystko zależy od Arduna, a nie od nich. Wyszedł więc z sali go poszukać.
- W którą stronę do Arduna?
- W lewo - odpowiedział mu mężczyzna.
Talym wskazał pytająco w swoje lewo i ruszył w tamtą stronę.
- D'ugie lewo, młody!
- Oczywiście. - Zawrócił się i ruszył do swojego przyjaciela, pilotującego statek.
Do kantyny weszła chisska ze słyszalną wadą wymowy. Zaraz za nią wmaszerował mężczyzna, dziwnie przyglądający się kobiecie, oraz młody chłopak. Rozejrzeli się po pomieszczeniu.
- Za'az w'acam - rzuciła jeszcze niewyraźnie i podeszła do jakiejś wtyki.
Talym siedział w kącie. Miał założony na sobie płaszcz z rogatym kapturem, co by mu do głowy pasował. Jedną ręką opierał się o blat okrągłego stołku, a w drugiej obracał szklankę z wodą.
Przybył tutaj, na Tatooine, ponieważ dostał swoją pierwszą samodzielną misję - musiał odebrać paczkę. Dostarczyć ją miała rodianka o imieniu Fulka.
Młody blondyn zaczął się rozglądać po kantynie.
- Przecież ta nie jest inna, niż reszta kantyn w galaktyce.
Padawan przyjrzał się mu. "Czy to?..." - zastanowił się.
Obcy mężczyzna oglądał zaopatrzenie baru. Chisska rozmawiała z kimś w obcym języku.
- Zamówisz mi coś z procentami? - chłopak zapytał starszego kompana. Talym poznał go po głosie.
- Ardun?... - Padawan zastanowił się pod nosem.
- Jak chcesz - odpowiedział Kothowi znajomy.
- Pewnie, że "chcę".
Mężczyzna w ciemnej zbroi i kruczych włosach odwrócił się do barmana-droida.
- Robociku, poproszę mocną z Balmorry. Byle zimna. Ciepłej nie piję.
- Mi też coś weź.
- To dla ciebie.
- Dzięki!
Droid zeskanował ich w swoim zautomatyzowanym umyśle.
- Nieletnim nie sprzedajemy.
- Czy ja ci wyglądam na nieletniego? - zapytał obcy mężczyzna.
Talym rozglądał się za rodianką, ale jego uwagę i tak głównie skupiał na sobie Ardun. Padawan zastanawiał się, co jego przyjaciel robi z takimi osobami.
- Ardun, usiądź - skierował towarzysz szesnastoletniego blondyna.
- Robi się.
Facet w kruczoczarnych włosach puścił mu oczko. Ku ich nieszczęściu, droid to zauważył i celnie zinterpretował.
- Moje protokoły nie pozwalają mi sprzedać alkoholu, który ma zostać przekazany nieletniemu. Proszę zamówić coś bez alkoholu.
Ardun usiadł na fotelu przy głównym stole kantyny. Talym zaczął się zastanawiać, jak się z nim skontaktować, by nie zwrócić uwagi towarzyszy Kotha.
- Dobra. - poddał się mężczyzna - to daj jakiś soczek i tą mocną z Balmorry. Dla mnie.
- Talym... - mówił sam do siebie. - Skup się na misji.
- Byle zimna - dodał nieznajomy.
Ardun zaczął się rozglądać po kantynie i gębach w niej siedzących.
W końcu Talym wpadł na pomysł - użyje holocomu, który dostał od blondyna. Wyciągnął go zza pasa i zaczął wysyłać wiadomości tekstowe. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Dwójka przyjaciół szybko złapała kontakt i wyjaśniła sobie, co tutaj robią. Jak się okazało, Ardun dołączył ich do swojej jednoosobowej załogi.
Nagle Padawan dostrzegł rodiankę. Usiadła do niego i wyjaśniła, gdzie się znajduje przesyłka.
Wyszli na zewnątrz. Prażące słońce zmusiło go do dokładniejszego zasłonięcia ciała płaszczem. Jak najszybciej udał się po paczkę i zabrał ją na swój statek. Jego przyjaciel zadręczał mu myśli. Gdy odłożył przesyłkę, wrócił do kantyny, by dowiedzieć się czegoś więcej.
Przy głównym stole, po środku pomieszczenia siedzieli Ardun, chisska i obcy mężczyzna. Rozmawiali o czymś, ale szum innych konwersacji ich przygłuszał. Talym podszedł do baru i standardowo zamówił wodę, wyciągając na blat odliczoną ilość kredytów. Nawet nie zauważył, kiedy otoczyło go trzech kolesi. Spojrzał się niepewnie na tę bandę. Ardun nagle skupił swoją uwagę na postaci, którą otaczały jakieś zakapiory, czyli na Talymie.
- Te - zaczepił Padawana pierwszy z bandytów - koleżko, nie głupio ci tak chodzić samemu?
Talym odebrał szklankę wody i jakby nigdy nic, zaczął się przepychać między mężczyznami, przepraszając ich uprzejmie. Drugi z bandytów złapał go kubrak.
- Ej - znowu skierował ten pierwszy - mówię coś do ciebie!
Togrutanin odepchnął rękę mężczyzny i palnął krótko:
- Nie, nie jest mi głupio.
- A powinno - rzucił trzeci z bandy. - To nie jest bezpieczne miasto.
Obcy przyjaciel Arduna podszedł do tej grupki.
- Jakiś problem, panowie?
Talym uśmiechnął się do niego.
- Nie wtrącaj się - palnął drugi. - To nie twoja sprawa.
- Ten tutaj jest ze mną - mówił o Padawanie ciemnowłosy. - Więc wychodzi że to moja sprawa.
Togrutanin odłożył szklankę z wodą na blat barmański. Chisska siedziała sobie i jak najszybciej dopijała drinka, bo coś czuła, że zaraz nie będzie miała możliwości. Do montrali Talyma dotarł gwizd.
- I ze mną jest ten koleżka także - oznajmił Ardun, za co Padawan podziękował uśmiechem. - Więc barany wara od niego, bo jak nie zdzierżę, to przypieprzę w ten zapity pysk.
Mężczyzna w czarnych włosach i bliźnie na twarzy (prawdopodobnie po walce z jakimś zwierzęciem) strzelił facepalma.
- To jak? - zapytał Talym. - Mogę sobie pójść?
- Taki wygadany? - skierował do Arduna drugi z bandytów. Był szeroki jak szafa. - To może stoczymy walkę jeden na jeden?
Koth wyciągnął łapy na przód.
- No chodźcie. Zaraz was spiorę, że was rodzone matki nie poznają. - Odbiło mu się.
- Takiś odważny to walcz z kimś na twoim poziomie - rzucił tajemniczy przyjaciel Arduna.
Talym próbował powstrzymać ich od tej bójki ręką, ale chyba nie zrozumieli tego znaku.
- Halo - dołączyła chisska - pszyjaciele, o co te spo'y? - Wkroczyła między nimi.
- Was jest strzech, nas jest trzech, zatańczymy ziemniaka - stwierdził blondyn.
- Może najlepiej będzie - zaczął Talym - jak każdy pójdzie w swoją stronę, hm? - Złapał za szklankę z wodą, wziął łyk i odłożył ją z powrotem.
- A mosze tak kolega - chisska z wadą wymowy wskazała na blondwłosego - postawi wszystkim kolejkę i 'ozejdziemy się w pokoju?
- Tak, odejdźcie w pokoju - wy i wasze wielbłądy - rzucił znajomy Arduna.
- To kusząca propozycja - stwierdził trzeci bandyta. Widać było, że banda jest w stanie się do tego przychylić.
Ardun natomiast wyglądał na lekko podpitego, ale w rzeczywistości było chyba gorzej, niż mogłoby się wydawać.
- Czyli młody chce nas przeprosić i postawić kolejkę, tak? - Pierwszy bandyta spojrzał wyczekująco na Kotha.
Talym skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- A w jaki sposób WY mnie przeprosicie?
- Chrzanić przepraszanie. - Zamachnął się na obcego mężczyznę drugi z zakapiorów.
W międzyczasie młody Ardun strzelił jakimś komentarzem w stronę "grupki zaczepialskich" i rozpoczęła się walka. Trzeźwy, tajemniczy znajomy Kotha uniknął ciosu i zastosował szybką kontrę w brzuch. Dopiero teraz Talym zauważył, że jego rękawice były ćwiekowane. Chisska szybko schowała się za ladą. Pierwszy bandyta spróbował złapać Padawana za jego montrale, przed czym ten się szybko obronił: złożył ręce jak do modłów, a następnie je rozszerzył w obie strony, odpychając łapy napastnika i równocześnie sprzedając mu cios z kolanka w kroczę.
Drugi oprych zachwiał się od uderzenia ciemnowłosego mężczyzny i złapał się za brzuch. Trzeci natomiast odsunął się, by przyjąć pozycję bojową. Nawet nie zauważył, kiedy towarzysz Arduna ponownie do niego podszedł i chwycił go za głowę, pozbawiając przytomności ciosem z kolana. Ktoś wykorzystał sytuację, wrzeszcząc "BÓJKA!" i rozbił butelkę o głowę jakiegoś gostka przy stoliku, po czym buchnął mu portfel. W kilka sekund zrobił się ogromny harmider. Koth wziął rozbieg i wleciał z kopniakiem na bandziora, który kuląc się z bólu, dostał w twarz.
Chisska spojrzała na droida-barmana, który coś zaczął mówić, po czym wrzasnęła:
- Musimy się wynosić stąd! Te'az!
- Słyszeliście Orzeszka? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
Talym rozglądał się nerwowo dookoła. Widział jak klienci kantyny okładają się nawzajem. W powietrzu latały butelki i inne przedmioty. Ktoś nawet rzucił człowiekiem.
Pierwszy bandyta, po ciosach od Padawana i jego przyjaciela, jęczał teraz na podłodze. Drugi był nieprzytomny, a trzeci złapał za krzesło i zrobił zamach na faceta w ciemnej zbroi. Ten spróbował odskoczyć, ale dostał w rękę. Na szczęście w miejsce dobrze opancerzone, więc ból był słaby.
Talym już czuł przewagę, kiedy bardzo mocno dostał butelką w głowę i padł nieprzytomny na posadzkę.
- Wynosimy się stąd! - krzyknął kompan Arduna i zarzucił Padawana przez ramię.
Ardun wydawał się nie słyszeć i w ferworze walki tłukł jeszcze zbira. Łotr z krzesłem ruszył za nimi.
- Ardun, wychodzimy! - upomniał go ciemnowłosy.
Wściekły bandyta chciał dopaść Arduna, robiąc zamach znad głowy, ale w samą porę chłopaka pociągnęła chisska. Koth poleciał do tyłu, ale zdążył jeszcze zasadzić zbirowi cios w pysk. Oprych oberwał i się zachwiał.
- Chodź! - Kobieta chwyciła Arduna za kark i pochyliła nisko, żeby nie oberwał latającymi szklankami.
- Skopałbym im dupska.
- Wychodzimy!
Za ich plecami było słychać wrzaski i brzęczenie paralizatora, który uruchomił droid.
Udało im się opuścić kantynę.
- Mają szczęście - zaczął Ardun - że mnie odciągnęłaś, bo zrobiłbym im z twarzy kwaśne jabłka.
- Czyście powa'iowali?! Tam nie wolno się bić! I czemu go wzięliście ze sobą?! - wskazała na Talyma, którego właśnie odłożono na ziemię.
- To mój przyjaciel. Znam go. - Wytłumaczył Koth.
- Mam miękkie serce - dodał nieznajomy. - To co robimy z tym "twoim przyjacielem"?
Chisska strzeliła facepalma. Mężczyzna uklęknął przy Padawanie i zaczął sprawdzać, czy nie trzeba go opatrzyć. Okazało się, że togrutanin wyhodował na czole trzeci róg.
Przed wejściem stał ktoś w kapturze - podszedł do niebieskiej kobiety, podał jej datapad i odszedł bez słowa.
- Za pół godziny mamy spotkanie na o'bicie - powiedziała, odczytując wiadomość. - Nie wiem, jak wy, ale ja tam lecę.
- Do wesela się zagoi. - Mężczyzna uderzył Talyma kilka razy w policzek, aby się ocucił.
- No to zabieramy go ze sobą - stwierdził Ardun.
- Gdzie... - zaczął mamrotać słabym głosem Padawan. Oczy cały czas miał zamknięte. - Gdzie jest... Witma?...
- Przestań fantazjować, młody, tylko wstawaj - rzucił mu facet, klęczący przy nim.
Ardunowi się odbiło.
- Lecisz z nami, ziomek.
Nieznajomy poszturchał Talyma. Togrutanin usiadł, trzymając się za czoło i sycząc z bólu.
- Nie chcę kolejnego sm'odka na statku.
- Talym przecież nie śmierdzi - zaczął go bronić Ardun. - On czysty chłopak.
- Dostanie własne łóżko, a ja będę spał z tobą - ironizował ciemnowłosy.
- Nie... - mruknął Padawan. - Zostawcie mnie... Muszę wrócić do Witmy...
- Witma to jego mistrzyni - wyjaśnił blondyn. - Wrócisz, wrócisz, Talymku złoty.
- Jak kocha, to poczeka - zauważył mężczyzna. - No dawaj, młody. Odstawimy cię do ukochanej, wstawaj.
Do Talyma praktycznie nie docierały słowa. Miał w głowie tylko jedno - już raz zostawił mistrzynię i tylko odrobina pechu mogła wystarczyć, by już nigdy z nią nie porozmawiał.
- Za'az... A twoja Witma... to duszo za ciebie da?
- Chciałeś polecieć na Zakuul - nakłaniał Ardun - to polecimy, jak chcesz Talymku. - Znowu mu się odbiło. - Dla przyjaciela wszędzie polecę.
- To jest Jedi, Orzeszku - zauważył nieznajomy - oni nie posiadają majątku.
Chisska odciągnęła go na bok.
- Nie... - Próbował protestować togrutanin. - Odstawcie mnie. Mistrzni nie może się o mnie martwić. - Zaczynał powoli do siebie dochodzić, co można było zauważyć po tym, że mówił "mistrzyni" zamiast "Witma".
- Sko'o to Jedi... 'epublika z pewnością spo'o za niego da.
- Ardun... - wołał słabo Talym.
- Zakuul da więcej. - Znowu odbiło się pijanemu Ardunowi. - Taaaaaak. - I znowu...
- Nie będziemy go sprzedawać - stwierdził tajemniczy facet.
- Jasne że nie - dodał przyjaciel Talyma.
- Odstawcie mnie... - zasyczał Padawan - ...do mojego statku.
- A dlaczego by nie? - Próbowała dalej przekonywać do swoich racji chisska. - Łysego spszedajesz bez m'ugnięcia okiem!
- Bo nie. Koniec dyskusji Orzeszku. Nie można mieć w życiu wszystkiego, co się chce. Wstawaj młody, bo się rozmyślę.
- W takim stanie to ty polecisz maksymalnie trzysta metrów - tłumaczył Ardun.- Przyjaciół się nie sprzedaje.
Talym zaczął powoli wstawać, opierając się o kolana.
- "Pieniądze to nie wszystko" - dorzucił Ardun.
- Odpocznę na statku... - Padawan złapał się za czoło. - Dziękuję wam.
- Ja za'az zwa'iuję...
- Słodka jesteś, jak się denerwujesz - stwierdził mężczyzna.
Chisska przewróciła oczami, gdy to powiedział.
- Podwieziemy cię, Talym - rzekł Ardun. - Z nami jak z rodziną.
- Czas nam leci - zauważył "Orzeszek". - Potem ofe'ta mosze pszepaść. MUSIMY lecieć na o'bitę.
- Idziemy! - stwierdził nieznajomy.
- Dobra - rzucił Koth. - Na orbitę. Chwila.
- Co za debil każe się spotkać na orbicie?! - zauważył Ardun. - Talym, brachu, leć z nami. Podwieziemy cię.
- Kiedy? - zapytał Padawan.
- Zaraz startujemy - odpowiedział nieznajomy.
- Jak tylko dotrzemy na orbitę - zaczął wyjaśniać blondyn - załatwimy "deal" i lecimy dalej.
- Dobrze... - zgodził się po chwili namysłu togrutanin. - Nie dam rady lecieć sam. Chyba lepiej żebym wrócił z opóźnieniem, niż zginął podczas lotu. Ale macie mnie odstawić jak najszybciej.
- Oczywiście, brachu - zapewnił go Ardun.
- Już się pomizialiście? - zapytał Orzeszek. - To te'az na statek.
Polecieli na orbitę. Ardun pilotował. Tak się stało, że Talym przypadkiem był świadkiem całego zdarzenia.
W określonym miejscu, do statku Kotha, podłączyła się obca maszyna. Między nimi złączyło się przejście. Młody Padawan, Orzeszek i nieznany mężczyzna, który trzymał łysego faceta, stali po jednej stronie.
- Lepiej nic nie mówcie - ostrzegła chisska. - I bądźcie ost'oszni... - Zerknęła na Talyma, czy nic nie odwali.
Togrutanin przyglądał się całej tej sytuacji i zapytał się stojącego obok ciemnowłosego:
- Kim jest ten łysy mężczyzna? - Nie uzyskał odpowiedzi.
Śluza łącząca statki się otworzyła. W przejściu stanęły trzy kobiety - jedna trzymała teczkę z kredytami, coś około siedmiu tysięcy, druga celowała do nich z blastera, a trzecia była gruba niczym Hutt, tyle że twileczka.
- Z 'eki do 'eki? - zapytała Orzeszek, na co pulchna skinęła głową. Była brzydka jak noc.
"Dlaczego ona się nazywa Orzeszek?" - zastanowił się Talym.
Chisska odebrała łysego mężczyznę i pchnęła w stronę przejścia. Wyglądał, jakby miał zaraz paść na kolana i błagać o litość.
- To była wymiana - szepnął do Talyma mężczyzna o kruczoczarnych włosach.
Kobieta w śluzy zamknęła teczkę i ruszyła, czekając na środku, gdzie chisska dokonała wymiany. Łysy płakał, gdy przechodził.
- Wymiana? - wyszeptał Padawan. - Dlaczego wymieniacie człowieka? - Zaczął się jeszcze bardziej interesować tą sprawą. Wydawała mu się teraz podejrzana. - Hej! - krzyknął do Orzeszka. - O co chodzi?
Niestety zareagował za późno. Chisska odebrała teczkę z pieniędzmi i wycofała się twarzą do znajomych.
- Miło się z tobą 'obi inte'esy.
Śluzy po obu stronach już były zamknięte, a statki odłączyły się od siebie.
- Nie my - zaczął mężczyzna - tylko ona go wymieniła za kredyty. A ten koleś to bandyta.
Orzeszek posłała urocze spojrzenie Talymowi.
- To, sze jestem bogata, młody. - Zamachała walizką.
- Jak możecie sprzedawać ludzi? - Padawan położył dłonie na biodrach, rzucając groźny wzrok. „Groźny”... jak na Talyma...
- Ja tam nikogo nie sprzedałem - stwierdził nieznajomy. - Prawda, Orzeszku?
- Ja tylko z'obiłam dob'y uczynek. - Wzruszyła ramionami.
- To bandyta. Pali, gwałci i rabuje. Niekoniecznie w tej kolejności.
Togrutanin spoglądał w dół. Coś mu nie pasowało, ale postanowił na razie obserwować tę sytuację z boku. Serce mu podpowiadało, że to nie powinno tak wyglądać.
- Odstawcie mnie na Tatooine. Już czuję się lepiej - stwierdził Talym.
- To co robimy z tym mądralą? - zapytał mężczyzna.
- Zakujmy go i schowajmy do magazynu. Przeszkadza.
- Hm? - zdziwił się Padawan.
- Niby w czym przeszkadza?
- O wiele ba'dziej lubię tego d'ugiego małego. Mniej myśli.
Talym nie wiedział, czy potraktować to jako komplement czy nie.
- Czyli - zaczął ciemnowłosy - jak rozumiem, chcesz go porwać i przehandlować, tak?
Padawan, słysząc to, złapał szybko za datapad pod płaszczem. Był gotowy wysłać Witmie sygnał, gdyby jednak miały wystąpić jakieś problemy.
- Niby z kim i za co? - zapytała Orzeszek. - On jest bezwa'tościowy. Niech kapitan statku się nim pszejmuje. MI tam 'ybka, co z nim się stanie.
Talym zabrał dłoń spod płaszcza.
Musiał się jeszcze wiele natrudzić, żeby przekonać tę dwójkę na odstawienie go. Nie docierało do nich, że kupienie jakiejś błyskotki nie usprawiedliwi spóźnienia. Dodatkowo musiał się opierać łapom chisski. Powoli zdjął jej rękę z ramienia.
- Macie coś wspólnego z Ardunem - do was też nic nie dociera. - Westchnął. - Mistrzyni ma teraz ciężki problem i muszę przy niej być. Odstawcie mnie na Tatooine. Ja nie będę wam przeszkadzał i wy nie będziecie przeszkadzać mi.
Po dłuższej rozmowie dowiedział się, że i tak wszystko zależy od Arduna, a nie od nich. Wyszedł więc z sali go poszukać.
- W którą stronę do Arduna?
- W lewo - odpowiedział mu mężczyzna.
Talym wskazał pytająco w swoje lewo i ruszył w tamtą stronę.
- D'ugie lewo, młody!
- Oczywiście. - Zawrócił się i ruszył do swojego przyjaciela, pilotującego statek.
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Re: Walka o dwa słowa, część I
WRACAM
Młody Padawan zastanawiał się, czy podjął właściwą decyzję. Jego statek z ładunkiem cały czas znajdował się na Tatooine i następnego dnia miała minąć opłata za postój. Oznaczało to, że maszyna i wszystko co się w niej znajduje, wraz z paczką od Fulki, zostanie skonfiskowane. Talym wiedział o pakunku tylko tyle, iż są to leki. Dla kogo i po co? Na te pytania już nie znał odpowiedzi, ale spodziewał się najgorszego...
Togrutanin nie miał pojęcia, gdzie jego nowi "towarzysze" chcą go zawieźć. Okazało się, że chisska ma na imię Archid, a nieznany mężczyzna to dyscyplinarnie zwolniony Jedi Mitras.
- Za co cię zwolnili? - zapytał zaciekawiony Talym.
- To raczej mało istotne.
„Przynajmniej próbowałem...” - pomyślał Padawan.
- Gdyby nie Zakuul pewnie już by mnie ktoś uciszył - dorzucił po chwili Mitras.
- Nie rozumiem...
Talym zaczął się nad tym zastanawiać. - „Uciszył? Kto miałby go uciszyć? I za co?”
- Jedi nie rozumieją pojęcia „zemsta”. Nie chcieli mi pozwolić wymierzyć sprawiedliwości.
Okej. Ten facet najwidoczniej zaczynał się robić jeszcze bardziej tajemniczy, niż kiedy Padawan nie znał jego imienia.
- Dlaczego chciałeś się zemścić? - dopytywał.
Okazało się, że ktoś mu zabił całą rodzinę. Z jego ust to zabrzmiało dosadnie i wulgarnie, ale... co się dziwić?
- Dowiedziałem się kto to i chciałem wymierzyć sprawiedliwość. Ale nie... zemsta nie jest drogą Jedi.
- Och... - Talym spochmurniał. - Przepraszam...
- To nie zemsta tylko sprawiedliwość. - Dorzucił jeszcze na koniec w stronę jego prześladowców kilka przekleństw, których wolę nie przytaczać.
Padawan wpadł na pomysł, by mu pomóc. Chciał go sprowadzić do Tarczy i pokazać, że da się żyć bez mszczenia i gniewu. Niestety próby spłonęły na panewce. Mitras upierał się przy „eliminowaniu celów”.
Talym pokręcił przecząco głową.
- Nie powinno tak się robić. Większą siłą jest przebaczenie, niżeli zabijanie.
- Jeśli ktoś zabije ci ukochaną i potomka, wtedy powiedz sobie to samo i zobacz, co poczujesz.
Czuły punkt.
Padawan odwrócił wzrok i spojrzał przed siebie, pogrążając się w zamyśleniu. Słyszał Mitrasa jak przez mgłę - nie zrozumiał żadnego słowa.
- Tak się składa, że i mi zabili kogoś bliskiego... Ale dobrze wiem, że bohaterowie nie kierują się zabijaniem. Robią to w ostateczności, żeby nie zniżać się do poziomu morderców.
Bohaterskie postępowanie to nie był dla Talyma tylko pusty cel. Bohaterstwo było dla niego ogromną wartością - marzeniem. Od małego wyobrażał siebie jako Jedi, ratującego odległe galaktyki, pokonującego stumetrowe potwory i wymierzającego sprawiedliwość Sithom. Z czasem te dziecinne wyobrażenia przerodziły się w część jego osobowości.
Nagle wkroczyła Archid z mokrymi, rozpuszczonymi włosami, sięgającymi jej do łopatek. Nie musiała czekać długo na komplement od Mitrasa.
Znacie to uczucie, kiedy jesteście w kimś nieszczęśliwie zakochani, a jakaś dwójka ludzi flirtuje sobie w najlepsze? Witamy w świecie Talyma.
- Mogłem zostać na Tatooine...
- Spójrz na to z innej strony, bracie - rzucił ciemnowłosy Jedi. - Moc cię tu zaprowadziła.
Talym uśmiechnął się lekko do Mitrasa. „Może ma rację?” - pomyślał.
Rozmowa zakochanej dwójki ciągnęła się dalej. W międzyczasie Talym przypomniał sobie o czole.
- Wi... widać go jeszcze? - zapytał skołowany.
- Oj, u'ośnie ci niezły guz - zauważyła Archid.
- Zostaniesz jednorożcem - dorzucił Mitras.
- Przecież mistrzyni mnie zabije. - Załamał się Padawan.
Mężczyzna zapytał się go, czemu ciągle mówi o tej mistrzyni. To była chyba pierwsza osoba, która po takim czasie jeszcze się nie domyśliła.
- Jak mówiłem, Jednorożcu, jak kocha, to poczeka.
„Dobrze powiedziane” - stwierdził w myślach Talym.
- Jak kocha... - mruknął pod nosem z zamkniętymi oczyma i delikatnym uśmiechem na twarzy.
Nieoczekiwanie (bardziej by pasowało nachalnie, krępująco, niegrzecznie i... szkoda wymieniać) Archid zaczęła „pobierać” od Talyma lekcje anatomii o togrutaninach. Te jej palce zaczęły „badać” a to „rogi”, a to lekku, a to usta, a to zęby... W końcu odepchnął jej rękę. Jej samej by nie popchnął.
Padawan stwierdził, że pójdzie do Arduna. Ten siedział przy kokpicie i majstrował coś w komputerze.
Talym oparł się o krzesło.
- Ardun, odwieziesz mnie na Tatooine?
- O Talym, na Tatooine chcesz wracać? Ale po co?
- Czeka tam na mnie mój statek. Tak będzie szybciej.
Togrutanin dostał propozycję, by podłączyć się do ich statku. Podobno tak miało być szybciej. Talym pewnie by się zgodził, gdyby nie to, że już raz miało być to „szybciej”, a skończyło się na tym, że nadal wędrował w nie wiadomo gdzie. Stwierdził, że musi się po prostu dostać na swój statek i wracać do mistrzyni.
- Słuchaj, Talym - tłumaczył Ardun - chcesz lecieć z nami, to poleć z nami. Chcesz wracać sam, to wróć sam. Twoja decyzja, ziomek.
„No nareszcie!” - pomyślał Padawan.
- Dziękuję wam bardzo, ale wolę wracać sam. - Uśmiechnął się lekko.
- Szlag - palnął Ardun. - Holonet nie działa. To znaczy, że nie mamy łączności.
Talym myślał, że się załamie. Znacie powiedzenie „jak nie urok to...”? Świetnie to pasowało do tej sytuacji. Kiedy miał wracać na Tatooine, nagle cały statek zaczął wariować. A czyja to była wina?...
- CO TU SIĘ DZIEJE?! - krzyknął Ardun. - Kto do jasnej cholery majstruje przy zasilaniu?
- Czyli to jest zasilanie? - Zapytała Archid, mówiąc o ogromnym panelu. - Wybacz, opa'łam sie o nie i coś się kliknęło...
Ta kobieta właściwie nic nie zrobiła Talymowi, ale zaczynała mu się coraz mniej podobać. Ardunowi najwidoczniej też, bo trochę czasu minęło, zanim skarcił parkę za to i inne rzeczy jak wchodzenie do jego pokoju. Padawan zaczynał się niecierpliwić.
- Ardun, kiedy dotrzemy na Tatooine?
- Nie lecimy na Tatooine - odpowiedział mu Mitras.
- Hm? - zdziwił się togrutanin.
- Młody i bogaty naukowiec - potrzeba ci nawigatora.
- Przydałby się - odpowiedział Ardun.
- Nar Shaddaa - rzucił Mitras.
Talym myślał, że wtedy wybuchnie.
- Ale mówiliście!... - krzyknął, ale po chwili się uspokoił. - Układ był inny.
- Odstawiłbym Talyma na Tatooine tylko - próbował przekonać Koth. - Albo mam lepszy pomysł - zadzwonię do twojej mistrzyni.
- Co?... - Padawan zapytał z niedowierzaniem.
„Wolne żarty” - pomyślał. - „Gdybym chciał do niej zadzwonić, to już dawno bym to zrobił”. Witma nie była w najlepszym stanie, a oni jeszcze chcieli, by przyleciała po swojego niezdarnego ucznia, który padł ofiarą butelki.
- Przekaż jej, że Talym umiera z tęsknoty - dodał Mitras.
Togrutanin musiał się jeszcze wiele natrudzić, by w końcu Ardun poleciał na Tatooine. Teraz oboje siedzieli przy kokpicie i rozmawiali na spokojnie.
- To dla Witmy? - zapytał się Koth w sprawie paczki od rodianki.
Padawan pokręcił przecząco głową.
- Nie wiem... Ale boję się że tak.
- Chorowitą masz mistrzynię, przyjacielu, więc musisz teraz być silniejszy od niej.
Talym uśmiechnął się do niego ciepło. Miał absolutną rację. Musiał być dla niej światłem wśród mroku tych jej wszystkich problemów. Kiedy było źle, miał obowiązek wyciągnąć w jej stronę swoją jasną dłoń lub otulić ciałem, aby schować ją przed okrutnym światem.
- Dzięki, przyjacielu.
- Nie ma sprawy. Za niedługo wylądujemy.
Poszedł pożegnać się z nowymi znajomymi. Nie przepadał za nimi, ale w końcu go uratowali. Mogli go zostawić i oszczędzić sobie kłopotów, a mimo wszystko zabrali go na swój statek. Czasami było ciężko, ale koniec końców wyszło dobrze.
- Pozdrów tę swoją kobitę i w końcu powiedz jej, że się w niej bujasz - rzekł Mitras.
„Ech... Gdyby to było takie łatwie” - pomyślał Talym.
Rozmawiał jeszcze z nimi przez chwilę, po czym ruszył z Ardunem do wyjścia. Pożegnali się, niczym przyjaciele i Talym zszedł po klapie na planetę Tatooine.
Zarzucił na głowę kaptur i odwrócił się do tyłu, by jeszcze raz spojrzeć na ten statek. Szybko zmienił zdanie, kiedy rozwiewany piasek zaczął mu ocierać twarz.
Wszedł na pokład maszyny, którą tutaj przyleciał i zdjął płaszcz, kładąc go na siedzeniu obok miejsca pilota. Wysoka temperatura i duchota wdarły się do środka. Usiadł za sterami i włączył klimatyzację. Odwrócił się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na skrzynkę.
„Wracam, mistrzyni” - pomyślał, po czym odleciał do domu.
Togrutanin nie miał pojęcia, gdzie jego nowi "towarzysze" chcą go zawieźć. Okazało się, że chisska ma na imię Archid, a nieznany mężczyzna to dyscyplinarnie zwolniony Jedi Mitras.
- Za co cię zwolnili? - zapytał zaciekawiony Talym.
- To raczej mało istotne.
„Przynajmniej próbowałem...” - pomyślał Padawan.
- Gdyby nie Zakuul pewnie już by mnie ktoś uciszył - dorzucił po chwili Mitras.
- Nie rozumiem...
Talym zaczął się nad tym zastanawiać. - „Uciszył? Kto miałby go uciszyć? I za co?”
- Jedi nie rozumieją pojęcia „zemsta”. Nie chcieli mi pozwolić wymierzyć sprawiedliwości.
Okej. Ten facet najwidoczniej zaczynał się robić jeszcze bardziej tajemniczy, niż kiedy Padawan nie znał jego imienia.
- Dlaczego chciałeś się zemścić? - dopytywał.
Okazało się, że ktoś mu zabił całą rodzinę. Z jego ust to zabrzmiało dosadnie i wulgarnie, ale... co się dziwić?
- Dowiedziałem się kto to i chciałem wymierzyć sprawiedliwość. Ale nie... zemsta nie jest drogą Jedi.
- Och... - Talym spochmurniał. - Przepraszam...
- To nie zemsta tylko sprawiedliwość. - Dorzucił jeszcze na koniec w stronę jego prześladowców kilka przekleństw, których wolę nie przytaczać.
Padawan wpadł na pomysł, by mu pomóc. Chciał go sprowadzić do Tarczy i pokazać, że da się żyć bez mszczenia i gniewu. Niestety próby spłonęły na panewce. Mitras upierał się przy „eliminowaniu celów”.
Talym pokręcił przecząco głową.
- Nie powinno tak się robić. Większą siłą jest przebaczenie, niżeli zabijanie.
- Jeśli ktoś zabije ci ukochaną i potomka, wtedy powiedz sobie to samo i zobacz, co poczujesz.
Czuły punkt.
Padawan odwrócił wzrok i spojrzał przed siebie, pogrążając się w zamyśleniu. Słyszał Mitrasa jak przez mgłę - nie zrozumiał żadnego słowa.
- Tak się składa, że i mi zabili kogoś bliskiego... Ale dobrze wiem, że bohaterowie nie kierują się zabijaniem. Robią to w ostateczności, żeby nie zniżać się do poziomu morderców.
Bohaterskie postępowanie to nie był dla Talyma tylko pusty cel. Bohaterstwo było dla niego ogromną wartością - marzeniem. Od małego wyobrażał siebie jako Jedi, ratującego odległe galaktyki, pokonującego stumetrowe potwory i wymierzającego sprawiedliwość Sithom. Z czasem te dziecinne wyobrażenia przerodziły się w część jego osobowości.
Nagle wkroczyła Archid z mokrymi, rozpuszczonymi włosami, sięgającymi jej do łopatek. Nie musiała czekać długo na komplement od Mitrasa.
Znacie to uczucie, kiedy jesteście w kimś nieszczęśliwie zakochani, a jakaś dwójka ludzi flirtuje sobie w najlepsze? Witamy w świecie Talyma.
- Mogłem zostać na Tatooine...
- Spójrz na to z innej strony, bracie - rzucił ciemnowłosy Jedi. - Moc cię tu zaprowadziła.
Talym uśmiechnął się lekko do Mitrasa. „Może ma rację?” - pomyślał.
Rozmowa zakochanej dwójki ciągnęła się dalej. W międzyczasie Talym przypomniał sobie o czole.
- Wi... widać go jeszcze? - zapytał skołowany.
- Oj, u'ośnie ci niezły guz - zauważyła Archid.
- Zostaniesz jednorożcem - dorzucił Mitras.
- Przecież mistrzyni mnie zabije. - Załamał się Padawan.
Mężczyzna zapytał się go, czemu ciągle mówi o tej mistrzyni. To była chyba pierwsza osoba, która po takim czasie jeszcze się nie domyśliła.
- Jak mówiłem, Jednorożcu, jak kocha, to poczeka.
„Dobrze powiedziane” - stwierdził w myślach Talym.
- Jak kocha... - mruknął pod nosem z zamkniętymi oczyma i delikatnym uśmiechem na twarzy.
Nieoczekiwanie (bardziej by pasowało nachalnie, krępująco, niegrzecznie i... szkoda wymieniać) Archid zaczęła „pobierać” od Talyma lekcje anatomii o togrutaninach. Te jej palce zaczęły „badać” a to „rogi”, a to lekku, a to usta, a to zęby... W końcu odepchnął jej rękę. Jej samej by nie popchnął.
Padawan stwierdził, że pójdzie do Arduna. Ten siedział przy kokpicie i majstrował coś w komputerze.
Talym oparł się o krzesło.
- Ardun, odwieziesz mnie na Tatooine?
- O Talym, na Tatooine chcesz wracać? Ale po co?
- Czeka tam na mnie mój statek. Tak będzie szybciej.
Togrutanin dostał propozycję, by podłączyć się do ich statku. Podobno tak miało być szybciej. Talym pewnie by się zgodził, gdyby nie to, że już raz miało być to „szybciej”, a skończyło się na tym, że nadal wędrował w nie wiadomo gdzie. Stwierdził, że musi się po prostu dostać na swój statek i wracać do mistrzyni.
- Słuchaj, Talym - tłumaczył Ardun - chcesz lecieć z nami, to poleć z nami. Chcesz wracać sam, to wróć sam. Twoja decyzja, ziomek.
„No nareszcie!” - pomyślał Padawan.
- Dziękuję wam bardzo, ale wolę wracać sam. - Uśmiechnął się lekko.
- Szlag - palnął Ardun. - Holonet nie działa. To znaczy, że nie mamy łączności.
Talym myślał, że się załamie. Znacie powiedzenie „jak nie urok to...”? Świetnie to pasowało do tej sytuacji. Kiedy miał wracać na Tatooine, nagle cały statek zaczął wariować. A czyja to była wina?...
- CO TU SIĘ DZIEJE?! - krzyknął Ardun. - Kto do jasnej cholery majstruje przy zasilaniu?
- Czyli to jest zasilanie? - Zapytała Archid, mówiąc o ogromnym panelu. - Wybacz, opa'łam sie o nie i coś się kliknęło...
Ta kobieta właściwie nic nie zrobiła Talymowi, ale zaczynała mu się coraz mniej podobać. Ardunowi najwidoczniej też, bo trochę czasu minęło, zanim skarcił parkę za to i inne rzeczy jak wchodzenie do jego pokoju. Padawan zaczynał się niecierpliwić.
- Ardun, kiedy dotrzemy na Tatooine?
- Nie lecimy na Tatooine - odpowiedział mu Mitras.
- Hm? - zdziwił się togrutanin.
- Młody i bogaty naukowiec - potrzeba ci nawigatora.
- Przydałby się - odpowiedział Ardun.
- Nar Shaddaa - rzucił Mitras.
Talym myślał, że wtedy wybuchnie.
- Ale mówiliście!... - krzyknął, ale po chwili się uspokoił. - Układ był inny.
- Odstawiłbym Talyma na Tatooine tylko - próbował przekonać Koth. - Albo mam lepszy pomysł - zadzwonię do twojej mistrzyni.
- Co?... - Padawan zapytał z niedowierzaniem.
„Wolne żarty” - pomyślał. - „Gdybym chciał do niej zadzwonić, to już dawno bym to zrobił”. Witma nie była w najlepszym stanie, a oni jeszcze chcieli, by przyleciała po swojego niezdarnego ucznia, który padł ofiarą butelki.
- Przekaż jej, że Talym umiera z tęsknoty - dodał Mitras.
Togrutanin musiał się jeszcze wiele natrudzić, by w końcu Ardun poleciał na Tatooine. Teraz oboje siedzieli przy kokpicie i rozmawiali na spokojnie.
- To dla Witmy? - zapytał się Koth w sprawie paczki od rodianki.
Padawan pokręcił przecząco głową.
- Nie wiem... Ale boję się że tak.
- Chorowitą masz mistrzynię, przyjacielu, więc musisz teraz być silniejszy od niej.
Talym uśmiechnął się do niego ciepło. Miał absolutną rację. Musiał być dla niej światłem wśród mroku tych jej wszystkich problemów. Kiedy było źle, miał obowiązek wyciągnąć w jej stronę swoją jasną dłoń lub otulić ciałem, aby schować ją przed okrutnym światem.
- Dzięki, przyjacielu.
- Nie ma sprawy. Za niedługo wylądujemy.
Poszedł pożegnać się z nowymi znajomymi. Nie przepadał za nimi, ale w końcu go uratowali. Mogli go zostawić i oszczędzić sobie kłopotów, a mimo wszystko zabrali go na swój statek. Czasami było ciężko, ale koniec końców wyszło dobrze.
- Pozdrów tę swoją kobitę i w końcu powiedz jej, że się w niej bujasz - rzekł Mitras.
„Ech... Gdyby to było takie łatwie” - pomyślał Talym.
Rozmawiał jeszcze z nimi przez chwilę, po czym ruszył z Ardunem do wyjścia. Pożegnali się, niczym przyjaciele i Talym zszedł po klapie na planetę Tatooine.
Zarzucił na głowę kaptur i odwrócił się do tyłu, by jeszcze raz spojrzeć na ten statek. Szybko zmienił zdanie, kiedy rozwiewany piasek zaczął mu ocierać twarz.
Wszedł na pokład maszyny, którą tutaj przyleciał i zdjął płaszcz, kładąc go na siedzeniu obok miejsca pilota. Wysoka temperatura i duchota wdarły się do środka. Usiadł za sterami i włączył klimatyzację. Odwrócił się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na skrzynkę.
„Wracam, mistrzyni” - pomyślał, po czym odleciał do domu.
Talym- Admin
- Liczba postów : 332
Join date : 15/04/2016
Age : 25
Skąd : Słupsk
Similar topics
» Walka o dwa słowa, część II
» Walka o dwa słowa, część III
» Walka mieczem świetlnym
» Ostatnia walka Mistrzyni Hei'lang Chen
» Część 6 - Ścieżka Jedi, część 2
» Walka o dwa słowa, część III
» Walka mieczem świetlnym
» Ostatnia walka Mistrzyni Hei'lang Chen
» Część 6 - Ścieżka Jedi, część 2
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach