Erun Koth
Strona 1 z 1
Erun Koth
Imię: Erun
Nazwisko: Koth
Wiek: 17 lat, urodzony 2 ATC/ 3651 BBY
Rasa: Człowiek
Klasa w Rp: Jedi, obecna ranga – Padawan
Wzrost: 173cm
Charakterystyczne cechy wyglądu: Szczupła budowa ciała, średni wzrost, pociągła twarz, ciemne blond włosy, niebieskie oczy, brak blizn.
Chechy charakteru: Przemądrzały, spokojny i opanowany(stara się zduszać bardzo silny gniew, nie zawsze mu to wychodzi), odważny gdy chodzi o ratowanie jakiegokolwiek życia, czasami nawet głupio odważny, nie do końca zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Litościwy, wierzący w odkupienie i świętość życia, czyni go naiwnym.
Charakterystyczne zachowania: Przebywanie na łonie dzikiej przyrody, zabawa z lokalnymi zwierzętami, medytacja, czytanie holocronów w bibliotece(Jeśli nie ma go w bibliotece, zapewne jest gdzieś w pobliskim lesie).
Dodatkowe informacje: Jest bliźniakiem Arduna. Oboje są prawie nie do odróżnienia z wyglądu.
Umiejętności:
Slicing (podstawowy – obsługa terminali, data padow jak przeciętny mieszkaniec świata SW)
Pilotaż (podstawowy – odpali statek/speeder, wystartuje i może uda mu się wylądować, resztę robi autopilot)
Miecz świetlny:
- Forma I (Wysoki)
- Forma III (podstawowy – uczy jej go Hodim Tesses obecnie)
Moc:
- Tutaminis (podstawowy – czytaj potrafi zrobic bariere chroniącą przed UV)
- Curato salva (wysoki – leczenie ran, usuwanie trucizn, odporność na ból)
- Altus sopor (średni – skupienie na Mocy, czasowo zwiekszenie swoich możliwości)
- Telekineza (średni)
- Empatia Mocy (Wysoki – wyczuwanie emocji zwierzat, przekazywanie emocji i kontrola emocji, jest w trakcie opanowywania sztuki wchodzenia do umysłu zwierzęcego)
Wiedza:
- Zoologia (średni)
- Botanika (średni)
- Medycyna (średni)
- Galaktyka (podstawowy)
- Historia zakonu (wysoki)
- Filozofia Jedi (średni)
- Kultura Togrutan(średni)
Wyposażenie:
Worek marynarski, w którym znajdują się: dwa komplety obrań – jedno jedi padawana, drugie normalne zwykle ubranie nastolatka. Poza tym bielizna i skarpetki na przebranie i dwie koszulki. Racja żywnościowa w postaci sucharów, wody i pasty o rożnych smakach, data pad, komunikator, ustnik do oddychania pod woda, pistolet z lina i haczykiem do wspinaczki, lornetka i miecz świetlny.
Historia:
(Erun lat 12)
Było to południe, czas miedzy drugą medytacją a trzecią, młodziki miały wtedy trochę czasu wolnego, Erun ubrany w jasną kremową tunikę, z brązową szarfą siedział w bibliotece i chłonął dalszą cześć holocronu na swój ulubiony temat czyli zoologi. Holocron przedstawiał siwego mężczyznę, o ciemnej skórze, który objaśniał środowisko i tryb życia Akk dogów. Erun lubił Akk dogi, chodź żadnego na Tythonie nie spotkał. Wpatrywał się i słuchał gdy z niebieskiego pudełka wydobywał się realistyczny hologram mistrza Ben-zo. „Może i ja kiedyś będę w takim holocronie zamknięty, a inni będą słuchać moich wykładów na temat Akkdogów. Fajnie było by mieć własny holocron, jak Ci wszyscy wspaniali jedi” – pomyślał sobie chłopiec.
Siedział tak, oparty jedną ręką o blat i gapił się na holoprojekcje, po chwili dźwięk truchtu małych stóp zwrócił jego uwagę. To była Gabi zielono skóra Twilekanka, o jasnych niebieskich oczach, podbiegła truchtem do Eruna i stanęła uradowana przed nim.
- Tu Cię znalazłam – powiedziała cicho Gabi
- znalazłaś mnie, gratuluje – odparł Erun
- znowu śleńczysz w bibliotece i gapisz się w holocrony
- gapie, bo lubię
- może pójdziesz, ze mną i dołączysz do reszty swojej drużyny?
- a po co?
- jak to po co, pobawić się trochę razem. Przestań Erun, dość czytania na te porę, jeszcze się naczytasz. „Gabi wyłącza holocron i łapie chłopaka za tunikę i ciągnie za sobą”
- Hej!!! Mój Holocron! – protestował Erun
- Chodź będzie fajnie, mówie ci – odparła gabi targając go mocniej za tunikę.
- No dobra, już dobra pójdę dobrowolnie!
- ja myślę! – odparła Gabi puszczając go.
Erun westchnął – chodźmy.
Erun zanim wyszedł, szybko złapał holocron i pobiegł odłożyć go na miejsce, po czym szybciutko wrócił do gabi. Szli tak korytarzami świątyni, ona cały czas zerkała na niego czy nie postanowi za chwilę gdy nadarzy się okazja jej uciec, a Erun myślał dalej nad tymi Akkdogami i ich więzią mocy.
Dotarli do wyjścia ze swiątyni, słońce grzało bardzo mocno, było ciepło a z podwórza dobiegały odgłosy walki, podśmiewania i rozmów. Dziedziniec świątyni był bardzo ładny, kamienne fontanny, most pod którym płynął strumień, który uchodził do pobliskiej rzeki, i pola treningowe z piasku otoczone trawa. Erun na chwilę zrobił sobie daszek z dłoni, żeby nie oślepiło go słońcę i udali się na polane z trawy. Reszta klanu Bergruufta czekała już jakby na niego.
Młodziki, gdy przybywają do świątyni dzielone są na klany. Klan to twoja nowa rodzina, to nawet ktoś bliższy niż brat czy siostra, to twoi kamraci w mocy, z nimi będziesz wstawał rano, jadł, pił trenował i kładł się spać. Przynajmniej do czasu aż zostaniesz padawanem. Klan Bergruufta, to klan odznaczający się lojalnością i wielkim sercem. Do takiej należał Erun Koth.
Na wielkiej polanie czekali już na nich: Bonz - czarnowłosy chłopak z Corelli, Tanarri – jasnoskóra zabraczka i Momo – ithorianin. Cała trójka zmawiała się
w kółku, jakby prowadzili naradę wojenną. Bonz obrócił się i powitał Eruna i Gabi.
- nareszcie jesteście. I jest i Erun, dobra chodźcie, mamy mecz do wygrania
- mecz? – zapytał Erun.
- tak, mecz. Klan niedźwiedzia, stwierdził, że Bergruufta to najgorszy klan z całej akademii i że wszyscy wylądujemy w korpusie rolniczym. Nie możemy sobie pozwolić na takie zniewagi.
- może powiedzmy o tym Mistrzom?
- żartujesz prawda? Nie możemy mieszać w to mistrzów, stracili byśmy twarz, honor klanu! Dlatego wyzwałem ich na pojedynek w Smashballa!
- Co zrobiłeś? Smashball? O nieeeeee.....
- nie pękaj Erun, damy im rade, prawda? – zapytał Bonz resztę klanu. Wszyscy spojrzeli po sobie, Tanarri tylko uderzyła pięścią w rękę – no jasne, rozkwasimy ich!
-widzisz? Nie mamy się czego obawiać, Tanarri im dokopie.
- a co ja będę robić? Nie jestem dobry w tę grę.
- no właśnie Erunku ty nasz kochany – w tym momencie Bonz zrobił złowieszczą minę niczym Sith z holocronów.
- Bonz, nie patrz się na mnie takim wzrokiem, czuje coś niedobrego
- Nie bój portek, mam plan i potrzebny będziesz do niego właśnie ty.
- ja a do czego ?
- widzisz, mój drogi przyjacielu, będziesz przyciągaczem!
- czym?
- Będziesz mocą przyciągał w naszą stronę piłkę od smashballa kiedy będzie na środku.
- a dlaczego to własnie ja?
- to chyba oczywiste jak futro Wookiego prawda? Bo najlepiej używasz mocy z nas wszystkich.
Erun pomyślał przez chwilę, z jednej strony Bonz miał racje, ale z drugiej wiedział, że Niedźwiedzie sa bardzo dobre w te gre, i nie łatwo będzie nawet jemu pokonać ich przyciagacza. Erun widział raz ich mecz z klanem Katharn, mimo sprytu Katharnów, niedźwiedzie ich rozgromiły cztery do dwóch, gdzie dwa punkty zdobył Tzen – ich przyciągający. Był silny mocą, może nawet silniejszy niż Erun.
- Zgoda. Zagrajmy z niedźwiedziami, chodź i tak uważam, że powiniśmy porozmawiać z mistrzami....
- Erun, zamkniej się już dobra?
Gabi zamkneła Erunowi buzie, ręką i cała piątka udała się na trzecią medytacje.
Było już po piątej medytacji i wieczornych zajęciach fizycznych, Erun jak i jego drużyna, udali się do swoich kwater. Erun od razu rzucił się na swoje łóźko aby chwilę odpocząć, po fizycznym treningu mistrza Ven-lo. Reszta krzątała się po dormitorium: Tanarri i Gabi poszły pod prysznic, Momo leżał na łóżku i powtarzał sobie poprzednią lekcje z historii o Wojnach Mocy a Bonz, pospiesznie przygotowywał się do kąpieli, rozrzucając swoje ubrania gdzie popadnie. Jedna skapretka nawet wylądowała na hologramie Momo. Wpadł do łazienki i słychać było tylko „plusk”. Erun tylko wygodnie się połozył i czekał aż Bonz skończy się chlapać. Mijały minuty, dziewczyny już wyszły z pod prysznica, a ten dalej sie pluska wesoło. Erun westchnął, myślami już był po zajeciach i denerwował się na mecz z niedźwiedziami. Po co się zgadzałem ?! – mówił do siebie w myślach, mogłem jak grzeczny młodzik iść z tym do mistrza, ale... – nie mógł, gdyby to zrobił, okazał by się największym szpiclem, a jego bracia i siostry patrzyli by na niego jak na zdrajce. Bonz mógł nie ulegać podpuchom Niedźwiedzi, dał się sprowokować, zezłościł się, jedi powinien trzymać gniew na wodzy. Z drugiej strony, niedźwiedzie się pysznią tym, że są tacy wspaniali, to także nie dobrze. Przydała by się im nauczka – pomyślał Erun. Bonz wesoło wyszedł z łaźni, opatulony w szlafrok, miał mokre włosy jak piesek, a woda skapywała mu z nich na podłogę. Stanął przed dziewczynkami i dosłownie wytrzepał się jak Wookie, chlapiąc ich wodą z mokrych kłaków. Chwile po tym otrzymał solidny cios z kolanka w krocze... padł jak długi zwijając się z bólu, a Ja, Momo i Gabi rechotaliśmy z niego prawie plącząc ze śmiechu. Bonz leżał chwilę tak a Tanarri po chwili podeszła do niego i wyciągnęła rękę, żeby ten wstał. Bonz przyjął dłoń Zabraczki i wstał. Ta jedynie ostrzegła go, żeby więcej tak nie robił, bo dostanie mocniej, ten spuścił głowę pokornie, lecz po chwili z uśmiechem, powiedział, że więcej tak nie zrobi. Mimo śmiechu Erun był zmęczony, tak bardzo, że nawet nie zdążył się pójść umyć tylko zasnął w ubraniu.
Eruna obudził Momo, szturchając go za ramię, Erun otworzył oczy niemrawo, i chciał nakryć się mocniej kołdrą, ale Tanarri wyszarpała mu kołdrę.
- wstawaj spioochu, bo spóźnimy się na śniadanie.
Erun po mamrotał coś pod nosem i wstał zamroczony, a oczy kleiły mu się jakby miał sklejone klejem. Popatrzył po swoim uraniu, było całe wygniecione, powąchał się, śmierdział potem. Poszedł się szybko wymyć i przyszykować. Gdy wyszedł z łazienki, reszta była już gotowa. Pośpiesznie ubrał świeże ubrania a po miętolone schował pod kołdrę, po czym dołączył do reszty klanu.
Stołówka była swoistym centrum plotek i opowiastek, młodziki jak i przybywający tu czasami rycerze opowiadali o swoich misjach i przygodach. Erun wziął swoja racje na metalową tackę i ruszył do stolika gdzie przeważnie siedział klan Bargruufa. Jedzenie było różne, ale wbrew pozorom nie różniło się niczym szczególnym od jedzenia przeciętnego człowieka. Na śniadanie był kawałek mięsa, trochę pasty, do tego jakaś sałatka, napój owocowy i coś słodkiego, czasami kremówkę, jakiś słodki owoc, nic specjalnego. Bonz odwrócony był tyłem do reszty i wymieniał informacje z Brookiem, z klanu Katharn, Gabi plotkowała znowuż, z Mirali, Momo zjadał z wielkim apetytem swój kawałek mięsa, a Tanarri, z założonymi rękoma siedziała z wyraźnie skwaszoną miną. Erun pogapił się chwilę na jedzenie i zaczął wsuwać mięso i pastę. Przełknął kawałek i zapytał Tanarri:
- co ty taka dzisiaj nie w sosie Tanarri?
Zabraczka spojrzała się na chłopaka i przekręciła oczyma.
- odwołali nam zajęcia poranne.
- czemu odwołali? – Erun na tę wiadomość trochę w sercu posmutniał.
- Nasz instruktor, musiał udać się na jakaś misje, dlatego zastąpi go ktoś inny, jak by tego było mało, zabiera nas na całodniową wycieczkę.
- wycieczkę? To chyba dobrze, nigdy nie byliśmy dalej niż do brzegu rzeki, a tu jakaś wycieczka statkiem.
- to oznacza, że nie będzie turnieju w Smashballa, i nie dokopiemy niedźwiedziom – powiedziała wyraźnie zezłoszczona.
- no tak! – Erun pacnął się w czoło - faktycznie, wielka szkoda – dodał Erun, udamawiając, że z tego powodu także jest smutny. W głębi, cieszył się, że mecz się odwlecze, da mu to czas na przygotowanie się.
- wiadomo coś o tej wyprawie? – zapytał Erun
- tyle, ruszamy od razu po śniadaniu i że będziemy pod opieką jakiegoś rycerza. Mamy stawić się całym zastępem na lądowisku w świątyni.
Gdy skończyliśmy jeść, razem jak jeden mąż udaliśmy się do wyjścia, wtedy przed nami stanął Tzen, niepisany dowódca niedźwiedzi.
- Macie szczęście, że zrobili wam wycieczkę, ale co się odwlecze to się nie uciecze, dołożymy wam jutro – powiedział z szerokim uśmiechem Tzen. Momentalnie wyleciał na przód Bonz.
- To wy macie szczęście, tak wam skopiemy zadki jutro, że nie będziecie mogli nawet siedzieć! – zagrzmiał Bonz.
- Nie prowokuj go – powiedziała Gabi.
Głównie ma- taki jesteś chojrak, obszczy majtku? – powiedział jakby znieważony tymi słowami Tzen.
Oboje stanęli na przeciw siebie, gotowi za chwilę rzucić sobie do gardeł. Tzen był wysoki, miał brązową czuprynę, jasne zielone oczy, i właśnie zaciskała mu się pięść. Bonz był od niego kilka centymetrów mniejszy, ale za to szerszy i bardziej barczysty. Erun położył Bonzowi dłoń na ramieniu i uspokajał: Bonz, daj spokój, nie daj się mu sprowokować, pokażemy im na meczu, niech mówi co mu ślina na język przyniesie, bądźmy od niego lepsi i zamieńmy słowa na czyny.
Bonz, jakby się trochę uspokoił, ale Tzen ani trochę, wręcz przeciwnie, wtedy napięcie przerwał głos.
- co tu się wyprawia! Wszyscy spojrzeli w stronę skąd dobiegł stanowczy głos. Była to wysoka Togrutanka, o jasnych niebieskich oczach, białych, czarno zakończonych montralach i czerwono-białych lekku. Cała gromada, stanęła jak wryta.
- Ty jesteś Tzen, z klanu Niedźwiedzia? – zapytała.
- tak, mistrzyni – odparł z lekkim strachem w głosie chłopak.
- Nie powinieneś czasem biec już na swoje zajęcia?
- chyba powinienem mistrzyni
- to czemu Cie tam nie ma ?
Tzen, bez słowa ukłonił się mistrzyni na znak, że rozumie i na odchodne spiorunował Bonza i cała bargruufte spojrzeniem mówiącym: Policzymy się później.
- A wy Barggruufta, migiem na lądowisko, za niedługo wylatujemy – odparła mistrzyni.
Bargruufta, ruszyła korytarzem w stronę lądowiska, mistrzyni szła za nimi bacznie ich obserwując. Gabi nagle wypaliła pytaniem do togrutanki. „Jak szanowna mistrzyni się nazywa?”
Kershan Darnel – odparła mistrzyni.
Mały kosmodrom wzniósł się wysoko, cała grupa siedziała dwójkami, prócz Eruna, który dostał zaszczytne miejsce tuż obok Togrutańskiej mistrzyni. Siedział przy bulaju i gapił się w obraz znikającej świątyni jedi i rozciągających się potężnych drzew dżungli Tython. Erun jak i pozostali nigdy nie opuszczali świątyni, młodziki miały zakaz przechodzenia na drugą stronę mostu, lub rzeki, gdyż Tython dalej jest nie zbadany i nie wiadomo jakie niebezpieczeństwa kryje. Dziwne, że zabierają ich własnie na jakąś wyprawę poza tereny świątynne. Jak by nie patrzeć całe życie Erun spędził w świątyni, zupełnie jakby przyszedł tu na świat, ale czy tak było, nigdy nie pytał, i nie wie czy chciałby znać odpowiedź na to pytanie. Wylądowaliśmy kilka kilometrów od świątyni, ale las Tythonu jest tak gęsty, że nigdy nie udało by nam się trafić z powrotem do świątyni idąc pieszo. W statku czekały na nas namioty i cały sprzęt do biwaku. Mistrzyni, postanowiła dać nam inną lekcję niż ta w świątyni - lekcje przetrwania w dziczy.
Mistrzyni uczyła nas, jak rozłożyć namioty już gotowe, a także jak zrobić szałasy z tego co oferuje nam las, pokazywała co nadaje się do jedzenia gdy skończą nam się racje żywnościowe. Erun w tej kwestii zabłysnął swoją znajomością roślin, gdyż dużo czytał na ten temat w archiwach, następnie pokazała jak się robi ognisko. Zleciła młodzikom nazbierać chrustu, ale zastrzegła również aby daleko się nie oddalali od obozu. W razie czego każdy z nich miał opaskę na reku, z lokalizatorem i nadajnikiem, gdyby się zgubili. Każdy młodzik ruszył w swoją stronę. Erun poszedł w głąb lasu, zbierał chrust, ale bardziej niż to interesowały go zwierzęta zamieszkujące ten las. Bacznie obserwował każde żyjątko. Erun od samego początku kochał zwierzęta, a i one jakoś dziwnym trafem zawsze lgnęły do niego. W okolicy świątyni miał kilka gryzoni, które odwiedzały go na medytacji, lubił je. Nawet nadał im imiona: Gryzak i Futrzak. Tutaj były to rozmaite odmiany małpo podobnych małych stworzeń, z tego co Erun czytał jednak lasy Tythonu są bardzo niebezpieczne ze względu na dużą ilość groźnych drapieżników. Zapatrzony na tę cała wspaniała faunę i florę, nie zauważył pod nogami wątpliwie wyglądającej ściółki i wpadł do jakiegoś dołu. Dół okazał się pułapką, gdyż kilka chwil potem, nad dołem stanęła dwójka Jeźdźcy burzy. Był to prymitywny i niepoznany praktycznie lud pierwotny Tython. Jedno jednak było pewne, nie jest on przyjaźnie nastawiony do przybyszów. Jeden od razu poszczuł mnie włócznia a drugi spuścił line, abym się po niej wspiął. Zrobiłem jak chcieli, ale nie rozumiałem ni słowa które do siebie mówili, jedynie co zrozumiałem, to że mam iść za nimi, bo jeden z nich szturchnął mnie ostrą końcówką włóczni w bok. Podczas drogi spróbowałem włączyć nadajnik i powiedzieć co się stało, ale gdy tylko zobaczyli mój gest, włócznia Jeźdźca burzy przejechała po nadajniku i mojej ręce. Zajęczałem z bólu okropnie, po czym kazali mi się ruszać dalej. Krew sączyła się z rany, Erun jedynie zawinął to rękawem. Po czasie dotarli do jakiejś groty w ziemi, było tam bardzo ciemno, prawie nic nie widziałem. Zaprowadzili mnie w głąb, gdzie czekało na nich jeszcze trójka kompanów. W środku już paliło się ognisko i był taki rozbity obóz. Obok namiotów były...klatki. W klatkach były głównie manka koty upolowane pewnie w taki sam sposób jak mnie. Jeden z tamtej trójki podszedł do mnie i zabrał mi wszystkie rzeczy, rozwalony nadajnik i miecz treningowy, potem kazał mi wejść do klatki, która zamknął. Siedziałem tak skulony w kłębek, rana piekła, robiłem się głodny, a towarzyszące mi manka koty robiły się niespokojne. Co ja teraz pocznę? Bez nadajnika nigdy mnie nie znajda, a ci Jeźdźcy burzy mnie zjedzą. Rozpłakał się cicho pochlipując. Jeźdźcy burzy ochoczo raczyli się przy ognisku swoim łupem najwyraźniej. Klatki były jak na drewniane zrobione bardzo solidnie, a zamknięcie było solidnie zawiązane sznurem. Próbowałem je rozwiązać, ale bezskutecznie, a gdy zobaczył to jeden z nich, natychmiast zdzielił mnie po łapach. Łzy były już zaschnięte gdy poddałem się próba ucieczki. Sąsiadujący Manka kot wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczyma, a ja zacząłem patrzeć się na niego. Popatrzyłem na wiązanie u krat manka kota, było identyczne jak moje, tylko z tę różnicą, że on miał sposobność i możliwości porostu przegryźć sznur. Tylko jak go do tego nakierować. Postanowiłem spróbować, tak jak uczono nas w świątyni, jest to trudne, ale mi udało się parę razy to wykorzystać. Sięgnąłem po moc, próbowałem sięgnąć nią do manka kota, i...udało się. Manka zaczął podgryzać swój sznur przy kratce. jeźdźcy burzy byli tak zajęci świętowaniem, że nie nie zwrócili uwagi na przegryziony sznur, manka cat, wydostał się, teraz była pora na jego klatkę. Uczyniłem to samo z Mocą a manka przegryzał moje sznurki. Pogłaskałem go i bardzo cichutko wydostałem się z klatki. Nie było sposobu obejścia ich, jedyną droga wydawał się tunel w głąb groty. Bez namysłu skradając się razem z kotem, poszliśmy w głąb, nim tamci się zorientują co się stało. Prowadził mnie manka, gdyż ja kompletnie nie widziałem w ciemnościach, a mój miecz został za nami w torbie jeźdźca burzy. Nagle za sobą usłyszeliśmy wrzaski, to poderwało nas i manka kot wyrwał przodem, a ja po omacku zacząłem biec, nie trwało to jednak długo gdy zahaczyłem o jakiś kamień i upadłem na ziemię przy okazji skręcając kostkę. Momentalnie przysunąłem się do ściany z nadzieją, że mnie może jakoś nie zauważą. Patrzyłem w tunel powrotny do wyjścia, i moim oczom ukazały się tylko niebieskie błyski w ciemności. Spanikowałem, musiałem coś zrobić, wstałem i kuśtykając powolutku brnąłem na przód w przeciwną stronę. Chwilę później przybiegł manka cat i zaczął mnie prowadzić. Usłyszałem bieg, odwróciłem się myśląc, że to Oni, jdnak w moją stronę biegła mistrzyni z dwoma mieczami świetlnymi o błękitnym kolorze.
- Erun stój! – krzyknęła mistrzyni. Natomiast Manka cat wyleciał na przód jakby chciał mnie chronić. Ja położyłem mu rękę na głowie, i uspokoiłem mocą.
Stanęła przede mną mistrzyni, wyglądała bardzo majestatycznie, a blask od mieczy odbijał się w oczach.
- znalazłam Cie. Mówiłam, żebyś się nie oddalał, eh dziecko. Jesteś cały, nic Ci nie jest ?
Pokazałem na ranę ręki i zwichniętą nogę. Mistrzyni podeszła bliżej, manka kot zawarczał, ale ręka Eruna go znowu uspokoiła. Mistrzyni schowała miecze i wzięła chłopca na ręce i bez słowa wyszli z jaskini, manka kot poszedł za nimi. Gdy dotarli do obozu, reszta klanu Bargruufy siedziała zamknięta na promie, a robot pilot próbował ich pocieszyć mdłymi statystykami, które i tak wskazywały, że Erun na 40% nie żyje. Drzwi się otworzyły a cała gromada wlepiła wzrok w mistrzynie i rannego Eruna. Chłopiec pożegnał ręką manka kota i właz się zamknął. Oblepili go wszyscy gdy tylko mistrzyni położyła go na fotelu. Dała rozkaz do natychmiastowego odlotu i usiadła nie mówiąc nic przez cała drogę powrotną. Wolała milczeć. Mistrzyni oczywiście opatrzyła chłopcu rany, ale resztą zajmą się nim uzdrowiciele w świątyni.Po powrocie zabrano mnie do skrzydła medycznego, gdzie szybko uporano się z moimi ranami, a reszta klanu poszła wcześnie spać. Na drugi dzień, o dziwo nie było żadnych wizyt Togrutańskiej mistrzyni, ani nawet wezwania od mistrzów na „dywanik”. Wszystko było tak jakby nic się nie wydarzyło. Po czasie Erun dowiedział się, że po tym incydencie mistrzyni wyleciała znowu na misje i nie prędko wróci.Mistrzyni Kershan siedziała już w kosmodromie i wpatrywała się w okno statku, żegnając wzrokiem świątynie Jedi. Była zamyślona tym co się stało, a jeszcze bardziej tym co powiedziała jej Rada Jedi. To oczywiste, że konsekwencje zostaną wyciągnięte, ale nie to było najgorsze, najgorsze co ją trapiło, to fakt, że nie upilnowała jednak tego jednego i to był jej pomysł na całą tę wycieczkę. Normalnie młodziki nie opuszczają terenu świątyni aż do momentu zostania padawanami. Jednak kilka dni przed wyprawą dokładnie sprawdziła okolicę, i nie znalazła tej groty wcześniej, ani nie natknęła się na Jeźdźców Burzy. Grotę mogła przeoczyć, była bardzo dobrze zakamuflowana, ale tych prymitywów w ogóle nie powinno tam być. Kershan nie starała się szukać tutaj winy młodzika, chodź miała wielką ochotę, nie posłuchał się i oddalił od obozu, mimo jej nakazu, ale co by to dało? Coś takiego było do przewidzenia przecież, szczególnie w przypadku młodzika, nie ważne jak wyjątkowy by nie byli, to wciąż dzieci. Cała ta wyprawa miała jednak ukryty cel, który Kershan chciała zrealizować. Rada Jedi delikatnie zasugerowała jej czy nie czas już wziąć sobie jakiegoś padawana, dlatego wymyśliła tę całą wyprawę. Posiłkowała się również opiniami ich opiekunów, i wybrała właśnie ten klan, klan Bargruufa. Każdy z młodych miał swoje zalety Gabi młodziutka Twilekanka była bystra, pogodna i nie wyczuwałam od niej ani grama negatywnych emocji, Tanarri - zabraczka miała charakter i nieustępliwość, lecz czułam od niej wiele złości, Momo - najbardziej opanowany z nich wszystkich, cichy, spokojny i zdyscyplinowany, Bonz - "żywe srebro" trudny materiał na padawana, lecz swoje wady nadrabiał sercem i optymizmem, no i został Erun - opiekunowie dobrze się o nim wyrażają: pilny, grzeczny, solidnie przykładający się do treningów, nieco nieśmiały. Co ją zastanawiało, to fakt, że udało mu się oswoić manka kota. Manka kot, nie tylko poszedł za nim, ale i bronił go. Młodziki uczą się o tejże mocy, ale tylko w teorii, a on nie dość, że jej użył, to w takim wariancie jakiego jeszcze w życiu nie widziałam. Intrygowało to ją, jednak postanowiła odłożyć wybór padawana na dłuższy czas, w nadziei, że być może pojawi się ktoś kto spełni jej wymagania.Mistrzyni Kershan, przylatywała do świątyni tylko od czasu do czasu, i nie zostawała na dłużej niż kilka dni. Erun widział ją tylko kilka razy przelotem.
Czas mijał, instruktorzy dokładali więcej zajęć do grafiku młodzików a Erun za kilka dni kończy dwanaście lat, co oznaczało, że wkrótce zostanie poddany próba na padawana. O tyle o ile przejście samych prób nie było łatwe, trudniejszą rzeczą było znalezienie sobie mistrza. nawet jeśli przejdzie próby, a żaden rycerz go nie wybierze, czeka go marny los rolnika. Erun był coraz mądrzejszy i coraz lepiej posługiwał się mocą, a nawet odkrył nieznany mu dotąd talent w dziedzinie leczenia. Było to przypadkowe odkrycie, kiedy znalazł zranionego w skrzydło małego Wingmawa i za pomocą mocy spróbował mu pomoc. czytanie holocronów w bibliotece i ukradkowe podpatrywanie Uzdrowicieli w skrzydle medycznym, do którego często lądował po treningach, pomogły mu w tym niesamowicie. Zdołał wyleczyć mu skrzydło, a Skrzydło paszcz(Wingmaw) odleciał. O tyle o ile w mocy i wiedzy był dobry, o tyle w walce na miecze nie zachwycał. W praktyce oznaczało to kłopoty z próbami, a o znalezieniu mistrza już nie wspominając, gdyż na podstawie pojedynku na miecze treningowe, przeważnie upatruje się potencjalnego padawana. Eruna poproszono, aby stawił się w komnacie medytacyjnej skoro świt. Mocno go to zaskoczyło, ale na drugi dzień wstał wcześniej, aby się nie spóźnić. Wychodził z dormitorium, a jego koledzy i koleżanki, jeszcze smacznie spali. świątyni była jeszcze pogrążona we śnie, korytarze były puste i panowała totalna cisza, każdy jego krok odbijał się echem po kamiennych ścianach. Był już pod salą, gdy dostrzegł młodą kobietę również czekającą przed wejściem do sali medytacyjnej. Była średniego wzrostu o czarnych włosach przykrywających czoło i sięgających do szyi. Chłopiec podszedł nie śmiało do niej i zapytał:
- Dzień dobry, jestem Erun Koth i miałem się tutaj stawić skoro świt.
Dziewczyna spojrzała się na niego, ukazując w pełni swoją twarz, miała niebieskie oczy i zapewne śliczną buzię, gdyby nie blizna w kształcie iksa przez oko i usta oraz przez połowę twarzy na wysokości nosa. Uśmiechnęła się najpierw i rzekła:
- Tak, mój mistrz i pozostali mistrzowie czekają już na ciebie.
- mogę już wejść?
- Zapewne tak, powodzenia mały.
- Dziękuję mistrzyni - odpowiedział.
- nie mistrzyni, ale padawan. Po czym uśmiechnęła się jeszcze raz jakby dodając mu otuchy.
Erun skłonił się grzecznie i wszedł do komnaty.
Sala o tej porze, było przyciemniona, żaluzje był opuszczone tak, że dawały tylko skąpe światło od dołu okien. W wyścielonej dywanem sali były cztery okrągłe pufy, jedna ustawiona na przeciwko trzech pozostałych. W pomieszczeniu, czekały już na niego trzy postacie siedzące w pozach medytacyjnych na trzech pufach przed jedną pustą, dla niego zarezerwowaną. Chłopak skłonił się i usiadł na pufie na przeciwko mistrzów.
- Witaj Erunie, nadszedł dzień, w którym zostaniesz poddany próbom na Padawana, i ten dzień własnie nastąpił. Ja nazywam się Mistrz Sindo'rell, a to mistrzyni Gin'nalu i mistrz Sallaros, będziemy przeprowadzać twoje próby. Zaczniemy od próby pierwszej, czyli próby wiedzy. Mistrzu Sallarosie, proszę zaczynać.
Erun znał trójkę mistrzów, jest w świątyni niemalże od urodzenia. Mistrz Sindo'rell to wspaniały wojownik, potężnie zbudowany o jasnej karnacji i wielkiej bliźnie na twarzy biegnącej od prawej części czoła aż do lewego polcizka prze prawe oko. Wśród młodzików, uważany za jednego z najlepszych szermierzy w zakonie, prowadził czasami lekcje szermierki dla najmłodszych, bardzo wymagający i zawsze dawał nam niezły wycisk. obok niego po prawej stronie siedziała mistrzyni Gin'nalu, Erun znał ją dość dobrze, gdyż prowadziła poranne zajęcia z korzystania z mocy. Ta wysoka i postawna niebiesko skóra mistrzyni rasy Twi'lek, była niezbyt lubiana wśród uczniów, ze względu na swoją surowość wobec podopiecznych, mimo tego Erun lubił jej zajęcia, gdyż była naprawdę dobrym nauczycielem, to dzięki jej wskazówkom rozwinął swój talent w leczeniu. Trzecim mistrzem był tajemniczy mistrz Sallaros, siwo włosy, szczupły z widoczną cybernetyczną ręką. Mistrz Sallaros zaczął:
- wyrecytuj nam kodeks Jedi i omów jego znaczenie linijka po linijce swoimi słowami. Opowiedz nam jak rozumiesz kodeks.
- "Nie ma emocji, jest spokój". Oznacza to, że powinniśmy powściągać nasze emocje, aby zachować spokój umysłu i być w stanie trzeźwo i klarownie podejmować decyzje.
Sallaros i pozostała dójka mistrzów uważnie mu się przyglądała, a Erun coraz bardziej się denerwował, będąc pod wnikliwą obserwacją czujnych jedi.
Nagle wtrąciła się mistrzyni Gin'nalu:
- mówisz, młodziku, o powściąganiu emocji, a dlaczego wyczuwam w tobie narastający strach? Sindo i Sallaros, spojrzeli się na Gin'nalu, po czym przenieśli wzrok na Eruna.
Eruna zamurowało. Milczał i nie wiedział co odpowiedzieć. Zamknął oczy na chwilę, uspokoił oddech, i skupił Moc. Czuł jak strach go opuszcza, a umysł robi się klarowniejszy, po czym odpowiedział:
- każdy odczuwa emocje, jednak nie można ich tłumić i spychać na bok. Inaczej urosną do takich rozmiarów, że nad nimi nie zapanujemy i wybuchną. Z emocjami trzeba żyć za ban brat, pogodzić się z nimi, jak z dwoma zwaśnionymi kolegami. A wtedy, wtedy osiągnie się spokój. po raz kolejny popatrzyli po sobie, po czym mistrzyni Gin'nalu powiedziała
- osobliwa teoria...kontynuuj.
- "nie ma ignorancji, jest wiedza" - Erun już bardziej rozluźniony i spokojny kontynuował - powinniśmy być otwarci na każdą wiedzę, która pozwoli nam lepiej zrozumieć naturę rzeczy i istot. Większa wiedza pozwala nam na głębsze rozumienie problemów i konfliktów, a co za tym idzie skuteczniejsze zapobieganie im...
W tymże momencie przerwał mistrz Sallaros:
- czy każda wiedza dotyczy również wiedzy o ciemnej stronie mocy i Sithach?
Erun nie był gotowy na takie pytanie, ale już bardziej skupiony krótko się zastanowił i odparł pewnym głosem:
- Tak, ale w ograniczonym zakresie. - oczy mistrzów otworzył się szerzej, nawet Sallarosa. - chłopak ciągnął dalej.
- Powinniśmy rozumieć, czym jest Ciemna strona ta wiedza da nam pojęcie być może jak ich z powrotem przywrócić na dobrą ścieżkę. Nie powinniśmy oczywiście uczyć się Ciemnej strony ani jej złowieszczych mocy...
Mistrzyni Gin'nalu przerwała:
- Chyba tyle nam wystarczy...- zwróciła się do reszty. Mistrz Sindo siedział zamyślony i nie odezwał się ani słowa, za to Sallaros zaprotestował:
- Niech kontynuuje.
Chłopiec przytaknął i ciągnął dalej.
- "nie ma pasji, jest pogoda ducha" oznacza, że powinniśmy wyrzekać się silnych emocji, jak pożądanie, chciwość, zazdrość. Silne emocje przyćmiewają nasz zdrowy rozsądek i ocenę sytuacji. Należy ją zastąpić optymizmem i spokojną głową.
Mistrz Sindo zabrał głos, po raz pierwszy:
- A co chłopcze z miłością?
- Miłość? Emmm, nie wiem Mistrzu, nigdy nie zaznałem chyba czegoś takiego jak miłość.
- jesteś pewien? - Mistrz Sindo podniósł brew.
- chyba tak, chodź Bargruufta są dla mnie jak bracia i siostry, ale to chyba nie to samo co miłość - miłość.
Mistrz Sindo uśmiechnął się jedynie i dał znak, żeby kontynuował.
- "Nie ma chaosu, jest harmonia" - Chaos, to wojny i konflikty miedzy ludźmi i innymi rasami, Chaos to ingerencja niepożądanych rzeczy w pokój i stabilizacje. Harmonia to balans miedzy tym co dobre i tym co złe, to kompromis, a kompromis to pokój.
- Bardzo interesujące podejście - powiedział Mistrz Sallaros - kontynuuj.
- "Nie ma śmierci, jest tylko moc" - śmierć to koniec naszej powłoki, ale nie naszego ducha, który jest częścią wszechogarniającej i spajającej wszystko Mocy. Moc jest we wszystkim i przenika każdego, czasami nas prowadzi i daje wskazówki, zupełnie tak jakby, jakby żyła.
Mistrzowie ponownie spojrzeli, po sobie, po czym mistrz Sallaros wstał i oznajmił:
- Dobrze Erunie, próba skończona, udaj się teraz do stołówki na śniadanie.
Erun grzecznie wstał, ukłonił się każdemu z mistrzów i wyszedł jak mu kazano.
Erun szedł korytarzem i zamyślił się mocno, był ogromnie ciekawy jak mu poszło, chodź po jego odpowiedzi na pytanie o wiedzę, zareagowali dość nieprzychylnie. Zagapiwszy się Erun wpadł na jakiegoś chłopaka, o mało co go nie przewracając.
- uważaj jak leziesz, niedojdo! - odparł chłopak.
Erun spojrzał, i ku jego zaskoczeniu był to nikt inny jak...Tzen, lider Niedźwiedzi i zmierzał w stronę komnaty z mistrzami. Erun wstał, otrzepał tunikę i poszedł na stołówkę.kilka dni później Eruna ponownie wezwano do sali medytacyjnej, po drode znowu natknął się na Tzena, który tym razem nie owijał w bawełnę i podhaczył chłopaka tak, że ten upadł na ziemię i uderzył się w nos. Był wczesny poranek, a korytarze były jeszcze puste.
- spróbuj tylko komuś o tym pisnąć słówko, a załatwię Gabi jutro na meczu Smashballa. - pogroził Tzen i odszedł.
Erun zacisnął pięść, pierwszy raz miał ochotę komuś dowalić. Zacisnął zęby i przełknął to. Dla dobra Gabi, nic nie powie.
Erun wstał, otarł krew z nosa o rękaw i ruszył dalej. Przed salą nie stała już młoda jedi, którą spotkał kilka dni wcześniej. Otrzepał się i wszedł do sali.
W sali czekała znajoma trójka mistrzów, gdy tylko bo zobaczyli i jego rozbity nos, natychmiast zareagowali:
- co Ci się stało młodziku? - odezwała się mistrzyni Gin'nalu.
- Przewróciłem się na korytarzu i upadłem na twarz, rozbijając sobie nos - odparł Erun
- Upadłeś? Czy ktoś Ci w tym pomógł? - zabrzmiał poważnie głos mistrza Sindo
- Upadłem sam, mistrzu - odparł Erun.
- Tak czy inaczej, jesteś ranny, a procedury są nieubłagane, udasz się natychmiast do skrzydła medycznego, a twoja próba zostanie odwleczona - powiedział mistrz Sallaros.
- odwleczona? Ale to tylko niegroźne stłuczenie?! - protestował chłopak.
- procedury to procedury, nie ja je wymyśliłem, ale rada jedi. Marsz do skrzydła medycznego - odparł Sallaros.
Erun był zły, Tzen wytrącił go z równowagi i na dodatek wpienił. Momentalnie przestał trzeźwo myśleć i wypalił: Nie pójdę!
Mistrzowie spojrzeli z niedowierzaniem, chodź mistrz Sindo zrobił delikatny uśmiech.
- Chyba się przesłyszeliśmy młody człowieku - odezwała się szorstko Gin'nalu.
- Erun teraz zrozumiał, że się zagalopował. Ba mogło to oznaczać koniec prób i koniec jego przyszłości. Przez chwilę nastała cisza, wreszcie Erun się odezwał.
- Nie pójdę, bo zaraz będę gotowy do próby - odparł trochę pewniej.
Mistrzowie nic nie rzekli tylko wlepili w niego przenikliwe spojrzenia.
Erun wiedział, że od tego co teraz zrobi może zależeć jego dalszy los w świątyni Jedi. Rozluźnił mięśnie, ustabilizował oddech, czuć było jak chłopiec sięgnął po moc. Mistrzowie natychmiast to wyczuli. Po chwili Erun przyłożył dłoń do swojego nosa, który otoczyła mała zielona bańka mocy. Erun nie przerywał
skupienia, rana na nosie momentalnie zaczęła się goić. Gdy zabrał dłoń, nosek był cały i nie został na nim nawet ślad uderzenia. Mistrzowie Jedi zamarli z
wrażenia, nastała taka niezręczna cisza, po czym szybka wymiana wzroku trójki Jedi miedzy sobą.
- Próba Mocy zakończona młodziku Erun, możesz dołączyć z powrotem do swojego klanu przy śniadaniu - odezwał się mistrz Sallaros.
Erun popatrzył ze zdziwieniem.
- Ale ja jeszcze nie zacząłem próby! - protestował.
- zacząłeś ją i zakończyłeś, a teraz możesz odejść - ciągnął Sallaros.
Erun pozdrowił mistrzów i wyszedł. Długo się zastanawiał, czy udało mu się przejść próbę, lecz powiedział sobie, że czas pokaże a rada zdecyduje, wszakże to nie koniec i czeka go jeszcze jedna próba - próba walki, to tej bał się najbardziej.
Przyszedł czas meczu w Smashballa, który niespodziewanie zakończył się remisem, gdyż został przerwany przez jakiegoś padawana jedi, który zabrał nam piłkę. Nie, że specjalnie ale akurat jeden z graczy wyrzucił ją tak mocno i niecelnie, że trafiła medytującego Jedi w głowę. Ten po prostu zabrał ją, a wszelkie prośby i błagania nie pomogły(owym Jedi był Skoltus).
Nadszedł dzień ostatniej próby, tym razem odbywała się w sali treningowej, przed południem.Erun wszedł do sali treningowej, była bardzo duża i mogła pomieścić wiele osób na raz trenujących, w ten sposób, że żaden sobie nie przeszkadzał, teraz jednak jej brzegi wypełniali rozmaici jedi, od rycerzy po młodzików, a środek sali stał się małą areną. Erun poczuł ciepło, gdy wszedł, jego klan stał i wiwatował mu, jak i inne klany, klan Niedźwiedzia buczał, ogólnie panowało duże podcienienie. Było sporo rycerzy i mistrzów, którzy przyszli obejrzeć zmagania młodych przy próbie walki, to świetna okazja, żeby obejrzeć przyszłych kandydatów na padawana, a może nawet któregoś wybrać. To była dla Eruna szansa. Mistrz Sindo jednym skinieniem uciszył dzieciaki i zaprosił Eruna na środek. Jakie było jego zaskoczenie, gdy ujrzał Tzena stojącego nieopodal na arenie. Więc to On będzie jego przeciwnikiem w tej próbie. Chłopak przełknął ślinę a nogi zaczęły mu drżeć gdy stawiał kroki. tzen, ten sam, który uprzykrzał mu życie od początku, ten który go poturbował i groził, że zrobi krzywdę Gabi, będzie jego przeciwnikiem. Czemu czuł strach? Bo wiedział, że w walce na miecze wśród młodzików mało kto mu dorównuje, a on będzie musiał go pokonać. Potrząsnął głową, przystanął, wziął głęboki oddech i uspokoił się. Mam okazję mu dopłacić za wszystkie krzywdy - pomyślał i ukradkowo zacisnął pieść. Za mój nos, za obrażanie naszego klanu, za Gabi... Strach minął i zastąpiła go determinacja, nie, nie determinacja - chęć zemsty, to ona dawała mu teraz siłę. Erun pierwszy raz, miał okazję, żeby się odegrać i to publicznie, mało tego, chciał mu dołożyć, przy wszystkich. Tzen stanął pewny siebie, spojrzał na Eruna z politowaniem i wyższością jakby patrzył na karalucha. Mistrz Sindo dał znak żeby chłopcy się ustawili na przeciw siebie, oboje mieli swoje miecze treningowe. nastąpił ukłon z obu stron i zaczęła się walka. Tłum młodzików szalał, gdy rycerze i mistrzowie bacznie obserwowali obu chłopców.
Ruszyli, pierwszy zaatakował Tzen szerokim cięciem na klatke, Erun odparł jego cios zbijając je w dół, po czym skontrował cięciem na brzuch, Tzen odskoczył i szybko zaatakował pchnięciem, Erun ledwo zdążył uniknąć ciosu. Moc płynęła przez obu walczących, a napięcie miedzy nimi rosło z każdym atakiem. Tzen nie oszczędzał się, tak jak Erun, lecz przewagę Tzena było widać w każdym ataku, były szybsze i silniejsze niż Eruna, mimo to udawało się trafić Erunowi w Tzena. Pchnięcie, cięcie, parowanie, kontratak, i tak bez przerwy, rany lądowały po obu stronach, lecz Erun miał ich więcej i na dodatek opadał z sił szybciej niż jego przeciwnik. Nie poddawał się sięgając do Mocy i do uczuć. Młodziki wiwatowały i emocje sięgały zenitu. Wreszcie nastąpił punkt
kulminacyjny, gdy Erun całkowicie już opadł z sił a jego ruchy stawały się coraz bardziej niemrawe. Tzen wykorzystał to w pełni i zaczął atakować coraz silniej na tyle ile jeszcze mógł. Wreszcie Erun padł wycieńczony, a Tzen zwycięsko przystawił mu miecz pod gardło. Walka była skończona. Młodziki wiwatowały na cześć Tzena i na cześć Eruna. Zwycięski Tzen, podszedł do Eruna i szepnął mu do ucha:
- nie przejmuj się, rolnik nie musi umieć walczyc.
Erun nie miał siły ripostować, był zbyt zmęczony a porażka smakowała gorzko. Podniósł głowę do góry i rozejrzał się po wszystkich.
Po pojedynku odesłano obu do skrzydła medycznego, Tzena szybko opatrzono, a Erun musiał zostać dłużej, gdyż był ciężej ranny. Siedział smutny, przegrał, zastanawiał się czy to koniec, czy ta porażka przekreśliła jego drogę jedi. Chciało mu się płakać. Poprosił medyka czy może tutaj poleżeć, nie chciał jeszcze widzieć się ze swoimi druhami, musiał się wypłakać. Gdy wyschły łzy leżał spokojnie, medyka nie było akurat i został sam. Wsłuchiwał się w dźwięki aparatury medycznej i rozmyślał, co będzie dalej, wtedy jego uwagę zwrócił zaszroniony kambion, który stał w kącie sali. Wstał z łóżka i podszedł do niego. Starł dłonią szron i ujrzał...Mistrzynie Kershan Darnell. Zatopiona była w płynie bacta z podłączoną rurką do oddychania. Przylgnął do szyby, żeby ją dobrze obejrzeć. Musiała mocno oberwać, że włożono ją do zbiornika z baktą, ciekawe kto lub co ją tak dotkliwie zraniło. Czy była na niebezpiecznej misji? A może to po walce z sithem? Dumał tak przez chwilę, po czym rozejrzał się ale medyka jak nie było tak nie wrócił. Może spróbuje jej pomoc - pomyślał. Był już zdrowy a drzemka pozwoliła odzyskać siłę. Przyłożył dłonie do kambionu i użył Mocy, z początku, nic się nie działo, nie czuł, że cokolwiek robi. Skupił się mocniej, lecz dalej nie czuł żadnych efektów. Nie poddawał się jednak i postanowił spróbować ostatni raz, oczyścił umysł, rozluźnił mięśnie i pozwolił Mocy swobodnie płynąć, tak jak uczyła go mistrzyni Gin'nalu na treningach z Mocy. Włożył w to całą Moc i wszystkie siły, czuł ten intensywny przepływ Mocy i to jak rozchodziłą się po zbiorniku z bakta i po mistrzyni Darnell. Takie używanie Mocy bardzo go wyczerpało, poczuł jak krew poleciała mu z nosa, a chwilę później zaczął tracić przytomność. Upadając, spostrzegł tylko jak postać mistrzyni Darnell poruszyła się, albo mu się tylko to wydawało, a potem tylko zamglony cień lekarza i stłumiony głos.
Erun obudził się następnego dnia w swoim pokoju, było południe, widocznie spał bardzo bardzo długo. Do dormitorium uradowanie wpadła jego paczka z klanu, wszyscy się o niego martwili, zaczęli go pocieszać, gratulować, i mówić miłe rzeczy. Erun szybko doszedł do siebie i nawet zapomniał o porażce na jakiś czas, ale nie zapomniał o jedi w zbiorniku. Intrygowało go czy wydobrzała. Minęło kilka dni, Erun wypytywał o mistrzynię medyków, lecz i zbywali go, nawet gdy trafił do skrzydła medycznego, kambionu z baktą już tam nie było. Zmartwił się. Nie tylko to było jego zmartwieniem, czekał na decyzję Rady Jedi, czy pomyślnie przeszedł próby na padawana, a nawet jeśli, czy któryśz mistrzów będzie chciał go przyjąć po takiej sromotnej porażce? Wrócił do swoich zajęć, lecz te myśli ciągle zaplatały jego głowę, no i na dodatek denerwował go chełpiący się Tzen.
Tymczasem w sali rady Jedi:
Trójka Mistrzów złożyła pełny raport Radzie na temat prób, Rada Jedi obejrzała także nagrania z kamer i po godzinnej wspólnej medytacji zabrała głos.
- Młodzik Tzen, jego los został już przypieczętowany, nie jednak decyzją rady Jedi, a mistrza, który wybrał go sobie na padawana. Mistrz Ordis Camus(czyt. Kami), zostanie jego mentorem, a młodzik Tzen nie będzie już młodzikiem a pełnoprawnym Padawanem Zakonu Jedi.
Młodzik Erun Koth natomiast, jest zagwostką dla Rady Jedi. Próbe wiedzy zdał, chodź jego pojęcie kodeksu nieco odbiega od naszego, a słowa jego o poznaniu
Ciemnej strony mocno nas zaniepokoiły. Nie mniej jednak uważamy, że nie pasją wiedzy były spowodowane, a szczerą intencją ratowania tych co przeszli na ciemną stronę. Próbę mocy zdał doskonale i zachwycił nas swoim darem. W trzeciej próbie pokazał wiele: złość i gniew, ale i moc, determinację i wolę walki. Jednak walka w gniewie i złości nie przystoi Jedi a powoli na Ciemną stronę może go zaprowadzić, jeśli ulegnie tym pasjom. Może być z niego wspaniały jedi, albo tragiczna porażka.
Trójka mistrzów milczała czekając aż Rada jedi się namyśli, gdy na hologramie pojawiła się postać medyka i zameldowała o incydencie w skrzydle medycznym z udziałem Eruna. Trójka mistrzów podeszła bliżej, gdy Rada kazała nagranie z kamer obejrzeć. Wszyscy wpatrywali się w całą scenę i gdy hologram zgasł, spojrzeli po sobie i wszyscy na raz pogrążyli się w medytacji na chwilę. Trójka mistrzów cierpliwie czekała na decyzję rady, tylko Mistrz Sallaros wyglądał coraz bardziej na znużonego. Wreszcie odezwał się jeden z mistrzów Rady:
- Opatrzność Mocy chyba czuwa nad młodym Erunem, czyn jego chodź był lekko myślny wiele nam rozjaśnił i pokazał to co ma w sercu. Rada Jedi da Erunowi Koth szansę i tytuł Padawana nadaje, a czas pokaże czy słusznie i wolą Mocy mistrza znajdzie.
Trójka mistrzów odeszła i wypadło na mistrza Sindo i Gin'nalu aby przekazały wiadomość chłopcom, mistrz Sallaros, wymigał się swoją pracą przy holokronach.
Erun nigdy nie czuł takiej radości, a kamień spadł mu z serca gdy mistrzyni Gin'nalu przekazała mu wolę Rady Jedi, nawet wiadomość, że Tzen juz został padawanem i opuszcza świątynie ze swoim mistrzem, ba może to i nawet lepiej, przynajmniej nie będzie go dręczyć.
Mijały miesiące a Erun szukał sposobu by zyskać atencję przybywających do świątyni rycerzy, niestety bezskutecznie. Coraz bardziej się martwił, że nikt go nie wybierze. Jednak pewnego dnia, odwiedziła go niespodziewanie w jego pokoju Mistrzyni Kershan Darnell. Od tej wizyty, zaczęła się przygoda Eruna i jego Togrytańskiej mistrzyni.
(Erun lat 13+)
Erun i mistrzyni Darnell mieli wiele przygód, a ona surowo trenowała Eruna w Mocy a jeszcze bardziej w walce na miecze, aby nadrobił braki. Gdy niespodziewanie Zakuul zaatakowało republikę wysłała Eruna do swojej rodziny na planetę Shilli, a sama ruszyła na pomoc Corusant i światom środka.
Tutaj zaczyna się historia Eruna i wioski Ohadi.
-Przygody padawana:(od wyboru na padawana do banicji na Ohadi)
Holocron padawana cz.1 - Kryształ
Holocron Padawana cz.2 - Więźień 203
-Opowiadania dziejące się podczas banicji na Ohadi do czasu obecnego.
Ohadi cz.1
Ohadi cz.2
Cień historii
Norrin'rad- Zarząd Tarczy
- Liczba postów : 60
Join date : 21/02/2015
Skąd : Republika
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach