Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Rozterki Błękitnej Jedi

Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Wto Cze 09, 2015 11:27 pm

Col'sheer'ee już prawie dwa standardowe tygodnie przebywała na tej ogarniętą wojną planecie, jaką była Balmorra. To miejsce było straszne. Mimo, że czuć było bijącą od tego miejsca Jasną Stronę Mocy wszystko było szare, przesiąknięte smutkiem, żalem, strachem i nienawiścią. Miejsce, gdzie rozgrywa się odwieczna wojna między siłami Republiki i Imperium.

Do tej pory Błękitna Jedi nie zdecydowała się na ujawnienia swojej osoby lokalnej społeczności. Chciała być gotowa. Musiała wyciszyć w sobie emocje, które rozbudziła Mistrzyni Jedi Hei'lang Chen, emocji, które pojawiły się w dniu kiedy Chisska opuściła Zakon Jedi. Całymi dniami Col'sheer'ee medytowała. Na ogół przebywając na drzewach - miała wtedy spokój i znacznie większą pewność, że nikt jej nie dostrzeże.
Lecz tego dnia głośny wrzask kobiety rozbudził Błękitną Jedi z letargu. Chisska siedząc po turecku otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Młoda kobieta krzycząc uciekała przed trzema mężczyznami. Wszyscy byli gatunku ludzkiego.

Błękitna Jedi nie myśląc długo podniosła się i chwyciła na swój miecz świetlny. Użyła odrobinę Mocy, ukryła swoją tożsamość i skoczyła idealnie pomiędzy oprawców dziewczyny. Włączyła miecz i zakręciła nim młynek niszcząc ich blastery. W tym samym momencie kurtyna Mocy, która zasłaniała Chisskę opadła. A ona sama ujawniła się całej czwórce.
- Wynoście się i zostawcie ją! - Krzyknęła. Lecz bandyci nie odpuścili. Któryś z nich wysapał coś o ,,dziwce'', inny zauważył, że teraz mają dwie kobiety do towarzystwa. Ruszyli na Col'sheer'ee.
- Głupcy! - Wyszeptała Chisska. Dwóch miało wibroostrza, jeden pragnął zaatakować byłą Padawankę gołymi pięściami. Widać, żaden z nich nie skojarzył miecza świetlnego, który trzymała z Rycerzem Jedi. A szkoda.
Nie minęło więcej niż 6sekund kiedy Col'sheer'ee wyłączyła swoją broń. Jej piersi falowały zaledwie odrobinę szybciej niż zwykle. Bandyci uciekali tak szybko jak tylko mogli. Zadzieranie z Błękitną Jedi nie było rozsądne.

Col'sheer'ee podeszła do pięknej ciemnoskórej dziewczyny z kręconymi włosami. Wyciągnęła rękę do niej. Lecz dziewczyna zamiast się uspokoić i podziękować wybawczyni, zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej. Z potoku słów, jakie artykułowała Jedi rozpoznała ,,bestia'', ,,pomocy'', ,,ratunku'', ,,zostaw mnie!''.
Chisska zrozumiała, że ta dziewczyna miała ją na myśli. Bała się właśnie jej i to zdecydowanie bardziej niż tamtych mężczyzn. Col'sheer'ee cofnęła się kilka kroków zdezorientowana. Ukryła swoją tożsamość w Mocy znikając dziewczynie z oczu (czym zapewne wystraszyła Balmorrankę jeszcze bardziej) i uciekła.

Wieczorem tego samego dnia Col'sheer'ee siedziała na brzegu jeziora. Jej oczy były mokre od łez. Była potworem. Zrozumiała to teraz, tyle lat po tym jak Najwyższa Rada Jedi postanowiła ją ukryć by nie straszyć obywateli Republiki, patrząc na swe odbicie w tafli jeziora. Niebieska kobieta z czerwonymi oczami bez źrenic, bez emocji mogły jedynie przerażać.
- Ja jestem potworem, a przynajmniej wyglądam jak on. Przynajmniej dla tych, którzy mnie nie znają. Dla tych, którzy nie wiedzą o istnieniu Chissów. Czas coś z tym zrobić.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Sob Cze 13, 2015 10:59 pm

Balmorra - niegdyś przepiękna planeta, dziś miejsce licznych wojen. Największą toczy Republika Galaktyczna z Imperium Sithów. Dla jej mieszkańców nie liczyła się ani Republika, ani Imperium. Ani Coruscant, ani Dromund Kaas. Dla nich najważniejsze było ,,tu i teraz'' - przetrwanie do następnego wschodu słońca.
- Żadna ze stron nie rozumie i nigdy nie zrozumie co dla tych ludzi jest najważniejsze. Żadna ze stron nie dotrze do serc mieszkańców Balmorry - Powiedziała sama do siebie Col'sheer'ee przebywająca na Balmorze.

Col'sheer'ee, przedstawicielka rasy Chiss (pół Chiss  Laughing ), którą los umieścił tak daleko od jej rodaków w samym sercu Republiki, teraz na nowo próbowała się uczyć jak żyć bez tego co do tej pory było jej zapewnione - domu, przyjaciół, rodziny i jasnych celów życiowych. Tubylcy jednak byli nieprzyjaźni wobec obcych ras, których nie znali. Właśnie z tego powodu Błękitna Jedi porzuciła swój przydomek oraz swój strój, do którego była tak długo przyzwyczajona.
Zdecydowała się uszyć nowe szaty, które zasłonią jej skórę, które nie zdradzą jej tożsamości tym, których ma chronić. Gdy w końcu skończyła szycie (czyli coś, w czym nigdy nie była dobra) stwierdziła, że teraz, gdy odeszła z Zakonu Jedi, jej nowe ubranie zdecydowanie bardziej przypomina regulaminową szatę Jedi, niż ubranie, które nosiła będąc Padawanką. Najważniejsze jednak, że spełniał swój cel. Maskował kolor jej skóry, a głęboko naciągnięty kaptur ukrywał kolor jej bez źrenicowych oczu.

Mogła na nowo wrócić z pomocą Balmorrianom. Nie interesował jej jednak konflikt i stawanie, po którejś ze stron. Nie, ona jedynie niosła pomoc potrzebującym. Była Jedi. Prawdziwym Jedi.

Pewnego razu uratowała żołnierza Imperium, który znalazł się sam, nieuzbrojony, pod ostrzałem wroga. Sama po prostu podniosła go i korzystając z Mocy jako przewodnika wyprowadziła go z niebezpiecznego terenu. Oczywiście, widział ją. Nie mogła tego uniknąć. Nie, jeśli miała go uratować. Po wyprowadzeniu go z frontu walk znokautowała go, po czym położyła dłoń na jego czole i użyła Mocy by usunąć z jego pamięci ostatnie godziny. Po czym się rozpłynęła.
Innym razem musiała stanąć w obronie młodej Balmorranki, która została zaatakowana przez żołnierzy Republiki. (Cóż, nie każdy trooper jest szlachetny jak porucznik Loongo czy generał Gelu - Pomyślała). Chcieli ją zgwałcić. Chisska stanęła między dziewczyną a jej oprawcami. Uderzyła jednego w szczękę otwartą dłonią. W tym samym momencie podniosła kurtynę Mocy ukazując się wszystkim. Żołnierz uderzony przez samą Moc wykonał dość długi lot o trajektorii połowy okręgu. Wylądował na pniu wielkiego drzewa. W mgnieniu oka Col'sheer'ee doskoczyła do drugiego. Odbiła wszystkie wiązki laserowe, które próbowały jej dotknąć, zniszczyła jednym ruchem miecza świetlnego dece bandyty. Żołnierz zaczął uciekać, nie patrzył nawet w kierunku biegu. Tylko na nią. Oczy prawie mu wyszły z orbit kiedy była Padawanka ,,rozpłynęła się'' w powietrzu. Uciekał w taki popłochu, że nawet nie zauważył stromego urwiska. Spadł. Niestety, nie przeżył upadku.
Kiedy indziej mały oddział Imperium zaatakowało wioskę nieopodal Bin Prime. Mieszkańcy nie mieli szans. Ich domy płonęły, zwierzęta zagrodowe były zarzynane. A wszystko by nakłonić stolicę do podpisania traktatu pokojowego i wypowiedzenia wojny Republice. I tym razem Col'sheer'ee zainterweniowała. Rozbroiła napastników. Część z nich uciekła, sporą grupę była zmuszona zabić. Jej szok, jaki wywołał fakt, że jednym z napastników był ten sam żołnierz, którego kilkanaście dni wcześniej prawie nieprzytomnego wyniosła z linii ognia, dał przeciwnikowi ogromną przewagę. Niewiele brakowało by zginęła. Na szczęście jej koncentracja wróciła szybko i zabiła najeźdźce.

Mieszkańcy Balmorry zaczęli dość szybko snuć historie o tajemniczej postaci, która pojawia się znikąd, ratuje z opresji dobrych ludzi, po czym rozpływa się w powietrzu. Nazywali ją Zjawą lub Cieniem.


Rozterki Błękitnej Jedi 2eby03n
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Nie Cze 28, 2015 3:30 am

Col'sheer'ee, była członkini Zakonu Jedi, dziś znana jako Zjawa, działała jako dobry duch Balmorry, strażnik tych, którzy sami nie mogą się obronić, już od kilku standardowych tygodni. Sama straciła już rachubę ilu osobom pomogła. Liczby nie były ważne. To co było ważne to twarze - zarówno oprawców jak i ich ofiar, które potrzebowały pomocy. Col'sheer'ee pamiętała je wszystkie. Wszystkie i każdą z osobna. Zwłaszcza te, które spotkała śmierć bez względu czy z ręki Błękitnej Jedi czy też w wypadku. Tak jak ten nieszczęśnik, który uciekając sprzed sprawiedliwością Zjawy nie zauważył urwiska i spadł w kilkuset metrową przepaść.
- Nikt nie ucieknie przed sprawiedliwością - Gorzko pomyślała Chisska patrząc jak bandyta wrzeszcząc spada coraz niżej i niżej.

Podczas całego czasu spędzonego na Balmorze Col'sheer'ee zdecydowanie częściej korzystała z umiejętności ukrywania się w Mocy niż robiła to jako Padawanka. Właściwie można by powiedzieć, że zdecydowanie większość czasu była ukryta przed wszystkimi - podczas medytacji (która zastępowała jej sen), podczas patrolowania planety oraz odwiedzając wsie i miasta w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia oraz nowych wieści z innych światów.
Właśnie podczas tej ostatniej czynności Błękitna Jedi usłyszała zaskakujące wieści - ludzie mówili o pomocy z Republiki, o jakiś Ambasadorach, którzy przybyli na Balmorrę by pomóc prostej ludności. Col'sheer'ee zdawała sobie sprawę, że był to bardzo dziwny zbieg okoliczności - czemu przybyli akurat teraz, kiedy to ona - Zjawa - przebywała tu w dokładnie tym samym celu. Moc podpowiadała jej, że to nie jest zwykły zbieg okoliczności. Było w tym coś... nieuchwytnego, coś nad czym błyskotliwy umysł Chisski przez cały czas pracował i nie pozwalał zapomnieć.

Dokładnie dziesięć dni po tym kiedy Błękitna Jedi usłyszała po raz pierwszy o Ambasadorach, podczas zwykłego patrolu, Col'sheer'ee wyczuła tożsamość znanej sobie osoby. Z jej przeszłości, z jej dawnego życia. Czuła jak podąża za nią. Zatrzymała się więc i utuliła Mocą jeszcze bardziej ukrywając swoją osobę i czekała.
Nie musiała długo czekać, wkrótce pojawił się on. Mimo, że nosił maskę wiedziała kim jest - Cathar, exJedi, wydalony z Zakonu Jedi tuż przed przeniesieniem Col'sheer'ee  do Tarczy Republiki.
- Starzejesz się exJedi! Wyczułam cię już dawno temu. - Powiedziała modelując lekko Mocą swój głos aby uzyskać ,,efekt echa''. Ansarras wydawał się być zaskoczony. Zupełnie jakby nie wiedział za kim podążał. Rozglądał się nerwowo. Sondował Mocą okolicę. W końcu poddał się.
- Kim jesteś?! Pokaż się! - Krzyknął zniecierpliwiony Cathar. Zdjął maskę i ponownie zaczął się rozglądać dookoła.
- Kpisz sobie ze mnie? - Col'sheer'ee utrzymała swój głos idealnie pasujący do Zjawy. exJedi nie odezwał się po kilku dłuższych chwilach Chisska znów przemówiła.
- Śledzisz mnie! Na czyj rozkaz? - Zawyła.
- Swój własny. - Ansarras był coraz bardziej zdezorientowany. Rozglądał się dookoła szukając źródła głosu.
- Na rozkaz Jan'yse? A może Chen? - Zjawa nie dawała za wygraną.
- Hei'lang Chen nie żyje! - Odparował Jedi.
Najwyraźniej musiało to uderzyć w Zjawę ponieważ chwilę później przed Ansarrasem pojawiła się kobieca postać w ciemnych szatach. Materiał zasłaniał całe jej ciało, zaś twarz ukryta była głęboko pod kapturem. Cathar uświadomił sobie, że stoi przed nim Zjawa, o której ludzie w wioskach w całej okolicy mówili. To musiała być ona, samozwańcza bohaterka Balmorry. Po chwili Ansarras zwrócił uwagę na cylindryczny przedmiot wiszący u jej pasa łudząco podobny do jego własnego... miecza świetlnego. Ciszę przerwała Zjawa.
- Jak to nie żyje? Jak to się stało? Tylko nie kłam, Ansarrasie! - Mimo zdjęcia zasłony Mocy jej głos nadal był odległy i zimny.
- Skąd znasz moje... Została zabita.
- Nie obrażaj mojej inteligencji. Wiem, że została zabita, Przez kogo? Odpowiedz! - Zagrzmiała Zjawa.
- Hahahahah... Sitha! - Cathar zaśmiał się nerwowo. Zjawa lekko uniosła głowę. Jednak to wystarczyło aby Ansarras dostrzegł niebieski zarys jej twarzy. Szybko przeanalizował sytuację.
- Col's.... - Spróbował wymówić słowo, którego jego krtań fizycznie mu uniemożliwiała. - Col? To ty? - Spytał zdumiony.
- Stang! Tajemnica się wydała. - Zdjęła kaptur. To była rzeczywiście była Padawanka Jedi, Col'sheer'ee. Tylko jakby inna. Coś w niej uległo zmianie. Może życie na Balmorze sprawiło, że dojrzała? -  Jaki Sith? Ten, który mnie ścigał? Teraz przerzucił się na innych Jedi?
- Nie, Ciebie poszukiwał Loresto, upadły Jedi. A o tym Sitcie nie wiem zbyt dużo, moja droga. - To jak Ansarras zwrócił się do Zjawy musiało się jej nie spodobać - wydała z siebie pomruk niezadowolenia.
- Loresto to był tylko pionek. Mnie ścigał ktoś o wiele potężniejszy. Ktoś kto więził Gelu... Tak twierdzi Jan'yse. - Zawyła złowrogo.
- Mistrz Jan'yse nie pierwszy raz by się pomylił.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zaciekawiła się Błękitna Jedi.
- Och, niezbyt wiele! Po prostu niedługo Zakon przestanie mi być potrzebny. Tarcza upadnie! Potrzebna będzie inna inna organizacja. Inna siła! - Col'sheer'ee zmrużyła oczy na te słowa. Zawsze tak robiła kiedy była zdenerwowana lub niezadowolona.
- Zakon będzie ci niepotrzebny? Inna siła? O czym ty bredzisz Jedi? To brzmi jak... - Nie dokończyła. Ta myśl była niedorzeczna. Cathar tak długo starał się wrócić do Zakonu Jedi. A teraz miałby upaść? Ciemna Strona miałaby go zwabić? Myśli te wręcz raniły Col'sheer'ee.
- Jak co? - Dopytał zaciekawiony Jedi. Zjawa ponownie zmrużyła oczy.
- Jak coś co mi się nie podoba.
- No powiedz to Błękitna, powiedz... jakbym zaczął służyć Ciemnej Stronie Mocy!
- Tylko potwierdziłeś moje obawy exJedi! - Col'sheer'ee użyła zwrotu exJedi po części z przyzwyczajenia, po części specjalnie odwołując się do jego ewentualnego upadku. W mgnieniu oka chwyciła oburącz cylindryczne urządzenie zwisające u jej pasa. I powołała do życia swoje oba purpurowe ostrza miecza świetlnego. - Nie wiem co tu robisz, ale nie pozwolę ci skrzywdzić nikogo w Galaktyce, ani tym bardziej na tej planecie. - I ponownie opuściła na siebie zasłonę Mocy. Ansarras wiedział, że czekała go teraz walka z byłą Padawanką. Możliwe, że na śmierć i życie. Włącz swój miecz świetlny w ostatniej chwili by odparować atak Chisski, która nagle pojawiła się 1.5metra nad nim i spadała z wirującym mieczem świetlnym.

Walka była zaciekła - składał się z samych cięć, parowań i błysków w momentach gdy klingi dawnych przyjaciół się spotkały. W końcu Błękitna Jedi odłożyła na bok miecz, wyciągnęła dłoń i siłą umysłu poruszyła pobliskie skały tak by spadły na Cathara. Gdy kurz zniósł się wysoko w powietrzu Col'sheer'ee zrobiła kilka kroków w kierunku, gdzie przed chwilą stał Jedi. Moc ją ostrzegła w ostatniej chwili i wyskoczyła do góry na wysokość 4-5metrów gdy miecz świetlny Ansarrasa przeciął powietrze w miejscu gdzie przed chwilą stała Zjawa Balmorry. Ansarrasa - tak jak Col'sheer'ee, Moc obdarzyła unikatową zdolnością do ukrywania się w Mocy. Spadając Chisska skierowała swoją broń w przeciwnika. Walka rozgorzała na nowo. Pełna cięć, uników, salt, wyskoków w górę i chybionych śmiertelnych ciosów. W końcu Chisska jednym sprawnym ciosem rozbroiła przeciwnika i użyła pchnięcia Mocą by rzucić zadyszanego Ansarrasa na kolana. Przyłożyła mu do szyi jedno z ostrzy swego miecza. Oboje dyszeli. To nie była łatwa walka.

- Już nie żyjesz. - Wyszeptała próbując złapać oddech Błękitna Jedi.
- Na co czekasz? Dokończ działa! Zabij mnie! - Wykrzyczał jej w twarz Cathar. Col'sheer'ee zmrużyła oczy i zgasiła miecz świetlny.
- Nie wiem co planujesz, ale nie ma w Tobie Ciemnej Strony. Nie używasz jej w czasie walki. - Powiedziała na głos, w myślach zaś dokończyła. - Przynajmniej mniej jest jej w tobie niż we mnie samej.
Ansarras nie odpowiedział nic. Założył tylko swoją maskę. Dyszał głośno zbierając siły.
- Jeśli to nie Zakon cię po mnie przysłał to co tu robisz? - Zaciekawiła się Zjawa Balmorry.
- Ach, wykonuje misję dla Ambasadorów, organizacji, którą założyłem wkrótce po powrocie do Zakonu...
- Ambasadorów? - Przerwała mu Col'sheer'ee. - Słyszałam o was. Miejscowi mówią o Ambasadorach Jedi - mają nadzieję, że Republika w końcu wyciągnęła pomocną rękę. Mam nadzieje, że ich nie zawiedziesz.
- Col... słuchaj... ja... muszę opuścić Balmorrę, wracam na Alderaan. Przybyłem tu tylko... Col, bez ciebie czuję tylko pustkę, ufam, że kiedyś do mnie dołączysz i znów będziemy działać razem. - Nic więcej nie powiedział. Ale pod maską jego usta ułożyły się w melancholijnym uśmiechu.
- Zapomnij! Nie opuszczę Balmorry. I nie dołączę do kolejnej organizacji Republiki. Ci ludzie kogoś potrzebują, ani Ty, ani nikt inny nie chce im pomóc. Więc ja to robię. - Oznajmiła Chisska nie mając świadomości co słowa Ansarrasa mogą oznaczać. Po chwili ponownie naciągnęła na twarz kaptur i dodała. - Uciekaj Jedi! Wracaj na tę swoją planetę. I zapomnij, że mnie widziałeś! Rozumiesz? Zapomnij o tym! - Po czym odwróciła się od Cathara plecami i wolnym krokiem zaczęła iść. Zza pleców usłyszała jedynie ostatnie słowa Ansarrasa.
- Wkrótce mnie zrozumiesz Col! Zrozumiesz co robię i do mnie dołączysz! A ja ci pomogę z całego serca. - Col'sheer'ee, Błękitna Jedi, Zjawa Balmorry, nic więcej już nie usłyszała. Odeszła zbyt daleko by usłyszeć Jedi. Po chwili rozpłynęła się w powietrzu jak miała w zwyczaju.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Wto Lip 07, 2015 11:50 pm

Hei'lang Chen nie żyje! - Słowa Cathara kołatały się w głowie Col'sheer'ee. Słynna Mistrzyni Jedi, współzałożycielka Tarczy Republiki, nauczycielka Chisski - wszystko to pasowało do opisu Hei'lang Chen, kobiety, która zaprosiła Błękitną Jedi (nie mającą jeszcze wtedy tego przydomku) do Tarczy i przyczyniła się do odejścia z niej. Mimo negatywnych uczuć Col'sheer'ee względem byłej Mistrzyni - poczucia zdrady, niesprawiedliwości i kilku jeszcze uczuć, których Zjawa Balmorry nie umiała nazwać, to była jej Mistrzyni. Jej nauczycielka, która nie zasłużyła na taki los (a któż zasłużył?).  Chen nie zyła.

Od spotkania z Ansarrasem Col'sheer'ee już kilkukrotnie starała się uchwycić w Mocy obecność Makebianki. Bez skutecznie. Chisska wiedziała, że to może nic nie znaczyć. Obie mogło dzielić wiele milionów lat świetlnych. Galaktyka jest przecież wielka. Ale była Padawanka była pewna, że Cathar miał rację. W oszukiwaniu jej nie miał (raczej) interesu. Był też pewien tych informacji. To był fakt. Niegdyś Błękitna Jedi, dziś Zjawa, musiała się z tym pogodzić. Oboje jej Mistrzów odeszło do Mocy przedwcześnie. Niesprawiedliwie. Przez myśl przeszło jej, że to właśnie była jej wina. Była złą uczennicą i zawiodła swoich mentorów. Myśl ta może nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością, ale Col'sheer'ee nie mogła jej szybko odgonić. Myśl wracała do niej jak Tatooiński bumerang.

Była praktycznie niewyczuwalna, niewidoczna i bezpieczna. Siedziała w pozycji kwiatu lotosu i oddychała głęboko. Wdech - wydech, wdech - wydech. Jej myśli krążyły wokół wielu spraw, głównie wokół Hei'lang. Wokół ostatniego spotkania z Ansarrasem. To było mistyczne, nierealne... zupełnie jakby się nigdy nie wydarzyło. Ale spotkanie miało miejsce. Ich rozmowa także. Fakt, o którym Cathar poinformował ją także był prawdziwy. Chen nie żyje. - Powtarzała sobie w myślach.  
Prawda była taka, że Ansarras niewiele wiedział. Żadnych szczegółów, nic. A Zjawa chciała wiedzieć więcej. Musiała się dowiedzieć jak Mistrzyni Jedi Hei'lang Chen zginęła. Potrzebowała tego aby się zemścić? Tak, nie... może. Sama nie wiedziała. Zdecyduje jak będzie wiedziała co się stało. Albo jeszcze później. To było nie ważne w tym momencie.

Z zadumy wyrwał ją krzyk mężczyzny, gdy tylko jej umysł wrócił na Balmorrę krzyk nabrał zrozumiałego kształtu.
- ... Moja dziewczynka! Weź mnie, mnie... zamiast niej. Zostaw ją, błagam! - Zjawa Balmorry w jednej chwili podniosła się i sięgnęła po podwójny miecz świetlny. Spojrzała w niebo i szepnęła sama do siebie - Czas odwiedzić Srebnowłosego. On będzie znał odpowiedzi na moje pytania. - Po czym otulona Mocą ruszyła nieść pomoc, tym którzy tego potrzebowali.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Pią Lip 10, 2015 1:53 pm

Col'sheer'ee po wylądowaniu w Galatic City rozejrzała się z niedowierzaniem - teraz to miejsce wydało jej się zaskakująco obce. Zjawa Balmorry głęboko ukryła miecz świetlny, głęboko naciągnęła kaptur i ruszyła w kierunku budynku Senatu.

Było kilka miejsc w których Chisska mogła znaleźć Sallarosa Jan'yse. Wszystkie były na Coruscant. Wprawdzie to na Tython była Świątynia Jedi - dom wszystkich Rycerzy, Mistrzów, Padawanów i nawet Młodzików. Ale Col'sheer'ee była pewna jednej rzeczy, Srebnowłosy ze wszystkich przyjętych na siebie ról najmniej był Jedi. Wiedziała, że będzie w stolicy Republiki. Może to było jej doświadczenie, przeczucie, a może Moc jej to podpowiadała.

Była Padawanka w pierwszej kolejności wyruszyła ku siedzibie Senatu. Tam najłatwiej było się jej dostać niezauważenie by odszukać Mistrza Jedi. Otulona Mocą, niezauważalna przez zdecydowaną większość żyjących istot, wkroczyła do budynku jakby był to dla niej chleb powszedni, jakby sam Kanclerz na nią czekała. Droidy strażnicze nie zwróciły większej uwagi na nią. Może ich receptory ciepła były wyłączone? I były one tak samo ślepe jak senatorowie i ich goście? Nie zastanawiając się wiele Błękitna Jedi ruszyła dalej.
Nigdy nie czuła się tu zbyt komfortowo. Zapewne dlatego tak rzadko bywała tu zarówno jako Padawanka Mistrza Gob'Ima, jak i członkini Tarczy Republiki. Polityka nie była dla niej. Jej zdolności negocjatorskie raczej nie były mocną stroną, zwłaszcza w obvecności obłudnych... nie-zawsze-mówiących-prawdę polityków.

Po prawie dwóch godzinach stwierdziła, że nie ma tu nie tylko Sallarosa, ale też żadnego (znanego jej) członka Tarczy Republiki. Nadszedł czas na udanie się w drugie miejsce gdzie Srebnowłosy mógł być - Biuro Wielkiego Kanclerza Republiki. Stojąc przed dopiero co opuszczonym budynkiem zastanawiała się jak tam dotrzeć. Wiedziała, że nie będzie to już takie łatwe jak w przypadku Senatu.
Nagle zauważyła śmigacz, w którym podróżowała ciemnoskóra kobieta rasy ludzkiej, Col'sheer'ee nie mogła sobie przypomnieć jej nazwiska, ale wiedziała, że była ona senatorem z Alderaan. Posłużyła się Mocą by wytężyć swoje zmysły i usłyszała słowa (a może myśli) kobiety. Wyłapała w nich pojedyncze słówko ,,kanclerz''. Nie myśląc długo otuliła się Mocą i skoczyła wprost na tylną część śmigacza. Zamortyzowała uderzenie o karoserie pojazdu (aby kobieta nie zauważyła pasażera na gapę) i usiadła wygodnie na samym tyle śmigacza. Miała tylko nadzieje, że nie spadnie.

Po kilku minutach pani senator wylądowała na prywatnym parkingu Biura Wielkiego Kanclerza. Te kilka minut lotu dla Chisski trwały wiecznie. Po zejściu z pojazdu ręce i nogi miała obolałe. Miała ochotę choć na chwilę zdjąć kurtynę Mocy i odpocząć. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Wystarczy chwila nieuwagi i jej obecność zostanie odkryta. A konsekwencje mogły by być katastrofalne.
Zdecydowała iść za senator o nieznanym nazwisku - Col'sheer'ee zakładała, że mogła tu przybyć tylko w jednym celu. Tym samym co Jan'yse, jeśli w ogóle tu był. Jakie było zaskoczenie Błękitnej Jedi kiedy okazało się, że Kanclerza nie było w biurze. Mistrza Jan'yse tym bardziej. Pani senator zaś nie przybyła do Kanclerza, ale do jednego z jego doradców. Po powitalnym pocałunku miedzy dwojgiem, Col'sheer'ee zmrużyła oczy i odwróciła się na pięcie. Ploteczki ze stolicy nie były jej potrzebne do szczęścia. Ani teraz, ani nigdy.

Aby wydostać się z Biura Kanclerza Zjawa Balmorry musiała czekać na parkingu przeszło trzydzieści standardowych minut. W końcu jakiś pracownik, w ocenie Chisski, jakiś asystent, pojawił się szukając swojego pojazdu. To była szansa dla Błękitnej Jedi. Opuściła budynek w ten sam sposób jak się do niego dostała. Z tą jednak różnicą, że opuściła śmigacz przy pierwszej nadarzającej się okazji. Stanęła wyprostowana i spojrzała w kierunku gdzie miała stać Kwatera Główna Tarczy. Ukryty budynek w jednej z mniej ciekawych dzielnic Galactic City. Wiedziała dobrze, że dostanie się do niego nie będzie takie proste. Kwatera może być wypełniona Jedi, wśród których może się znajdzie choć jeden, który wyczuje poprzez Moc Zjawę. nie mogła ryzykować, mimo swoich niechęci będzie musiała poprosić o pomoc Moc, służącą, która pracowała w Kwaterze Tarczy. Chisska była pewna, że Mon zrobi wszystko by jej pomóc. Właśnie dlatego nie chciała tej pomocy. Nie chciała narażać ani życia, ani pracy tej kobiety. Nie miała jednak wyjścia.

Col'sheer'ee czekała na Mon przed drzwiami do jej małego apartamentu.  Był położony w biednej, ale schludnej dzielnicy Coruscant. Przez wyższe poziomy miasta nawet dochodziły promienie słońca. Czekała ledwie ukryta w Mocy - nie chciała się rzucać w oczy, ale też nie chciała przestraszyć starej przyjaciółki nagłym pojawieniem się.
Wkrótce Mon wróciła z miasta objuczona torbami z zakupami. Chisska zdjęła całkowicie kurtynę Mocy i skierowała się w stronę kobiety.
- Witaj Mon. Pozwól, że ci pomogę. - Wzięła od kobiety torby z zakupami. Były naprawdę ciężkie, nawet dla Jedi. Mina służącej na widok dziewczyny, której nie spodziewała się zobaczyć do końca swego życia, wyrażała ogromne zaskoczenie - prawie szok. Patrzyła na Col'sheer'ee jakby zobaczyła ducha.
- Pada... znaczy się - panienka Col, co panienka tu robi? - Zapytała ciekawa powodu pojawienia się przed jej domem Jedi.

Mon Prim była czarnoskórą kobietą w wieku około 50-55 lat. Była prawie o głowę niższa od Col'sheer'ee, a starość w postaci zmarszczek zaczęła ją powoli dopadać. Włosy jednak miała jednak całkiem czarne. Zawsze nosiła proste, ale schludne i czyste ubranie. Niczym się nie wyróżniała. Niczym poza tymi dużymi, brązowymi, przenikliwymi oczami i ciepłym uśmiechem, który (według Col'sheer'ee) roztopił by śniegi na Hoth.
Mon całe swoje życie mieszkała w Galactic City podejmując przeróżne pracy. Przed rozpoczęciem pracy w Kwaterze Głównej Tarczy, Mon była kelnerką w jednej ze spelun na niższych poziomach Coruscant. Przejście do Tarczy było dla niej jak wygrana na loterii.

Już w ciepłym mieszkaniu Zjawa Balmorry wyjaśniła kobiecie, że musi spotkać się z Sallarosem Jan'yse - musi poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Mon ujęła głowę Chisski w swoje lekko już pomarszczone dłonie i przyjrzała się jej bezźrenicowym oczom.
- Panienko... czy panienka na pewno nieprzeszła na tą drugą stronę? Nie została panienka... tym...
- Sithem? Skąd ten pomysł! - Col'sheer'ee udała oburzenie.
- Panienko Col, ja... przepraszam. Nic nie chciałam sugerować. Na korytarzach Kwatery Głównej ludzie wiele mówią. Również o panience. Panienko, ja im nie wierzę, o nie, przysięgam na Moc. Wiem, że pani jest uosobieniem dobra. Ale skoro chce pani wejść do bazy Tarczy, spotkać się z tym biedakiem - ja musiałam spytać - Mon miotała się z wyjaśnieniami starając się nie podpaść byłej Padawance. Przestała gdy dziewczyna uśmiechnęła się ciepło do niej.
- Mon, przestań. Nic się stało. Ograniczone zaufanie, zwłaszcza w tych czasach, nie jest niczym złym. Dobrze, że dbasz o... czemu nazwałaś Sallarosa Jan'yse biedakiem? - Zreflektowała się Błękitna Jedi, kącik jej ust powróciły na swoje standardowe miejsce, a oczy zmrużyła.
- Oj panienko! Od pani odejścia źle się dzieje! Mistrzyni Chen zginęła, generał Gelu praktycznie odszedł, Senat ciągle naciska na Tarczę... na Mistrza Jan'yse. Teraz wszystko jest na jego barkach. - Wymieniała w pośpiechu Mon. Chisska ujęła jej dłonie, były one gorące, ale roztrzęsione. Ona cała się trzęsła. Col wiedziała, że czarnoskórej kobiecie Republika nie była obojętna. Była prawdziwą patriotką. Moc nie oszczędzała Mon. Dwoje z trojga jej dzieci zginęło na wojnie z Imperium Sithów. Mąż na wieść o śmierci swojej ukochanej córki popadł w uzależnienie od wszelkich używek. Zmarł na trzy miesiące nad tym jak Col'sheer'ee trafiła do Tarczy. A Mon cały czas wierzyła, ufała Republice. - Niesamowite przywiązanie. Niesamowita kobieta. nie zasłużyła na to wszystko. Moc czasami bywała niesprawiedliwa, jak w tym przypadku. - Pomyślała Zjawa Balmorry.
- Spokojnie Mon. Jestem tu. Nie martw się, odpocznij od tego. Teraz ja się pomartwię, zdejmę to z twoich barków dobrze? - Kobieta ledwie zauważalnie kiwnęła głową, po czym natychmiast usnęła. Col'sheer'ee jej trochę w tym pomogła. Mon musiała odpocząć, ona sama zresztą też. Wzięła więc koc i przykryła przyjaciółkę leżącą na sofie. Po czym wzięła drugi koc i położyła się na podłodze. Chissce to wystarczyło, a nie chciała też nadużywać gościnności przyjaciółki, zwłaszcza kiedy ta spała.

Col'sheer'ee obudził zapach świeżo zaparzonego kaffu, który rozchodził się po mieszkaniu Mon. Powoli podniosła się z podłogi i spojrzała na chronometr. Było bardzo wczesny poranek. Mon Prim gdy tylko zauważyła, że jej gość się obudził od razu nalała Chissce gorący kaff, po czym spytała ją z szczerym wyrzutem czemu nie położyła się wygodnie na sofie w pokoju obok. Col wzruszyła tylko ramionami i się uśmiechnęła. Czuła się wypoczęta. Ręce i nogi już ją nie bolały po dzikiej jeździe śmigaczami.

Godzinę później Mon wyruszyła do Kwatery Głównej, a Col'sheer'ee razem z nią. Oczywiście, nie mogły obie wejść tak po prostu do budynku. Ryzyko wykrycia było zbyt duże. Ale Mon Prim wiedziała co trzeba zrobić. Weszła do Kwatery Głównej sama, zostawiając Błękitną Jedi na ulicy. Kobieta weszła do budynku jak każdego dnia aby rozpocząć swoją pracę. Jednak ten dzień różnił się od innych. Mon od razu udała się do kuchni w Kwaterze by przyrządzić świeży, dobrego gatunku, kaff oraz przygotować przepyszne ciasteczka z jagód z Alderaan.
Uzbrojona w taki zestaw najpierw udała się do pomieszczenia monitoringu aby poczęstować smakołykami dyżurujące tam osoby. Tech techników zasnęło jak zabici w ciągu dziesięciu standardowych minut. Mon widziała kiedyś jak jeden  z techników kiedyś włączał tryb maintenance w monitoringu Kwatery Głownej. Była pewna, że się jej uda to powtórzyć. Potrzebny będzie tylko skan biologiczny źrenicy jednego z nich. Dla niewielkiej Mon podniesienie wielkiego mężczyzny było olbrzymim wyzwaniem. Zaciskając zęby udało jej się podnieść technika na tyle by system zeskanował mu oko. Zostało jeszcze hasło do wpisania. Mon zastanowiła się gdzie je będzie mogła znaleźć. Wcisnęła przycisk zwalniający uchwyt klawiatury systemu - pusto, pod drugą klawiaturą także. Pod trzecią zaś znalazła wypisany ciąg znaków. Kobieta przepisała go do systemu i po chwili czerwona lampka oznaczająca wyłączenie monitoringu się zaświeciła. nie był to jednak koniec przygody Mon Prim - kobieta po opuszczeniu pomieszczenia techników ruszyła do wyjścia siedziby Tarczy. Zostali jeszcze dwaj strażnicy, z których jeden był Jedi. Mon wyszła z budynku i poczęstowała ,,znakomitymi ciasteczkami i przepysznym kaffem'', jak zareklamowała poczęstunek, i od razu zniknęła w drzwiach puszczając tylko oko w kierunku, gdzie stała otulona kurtyną niewidzialności Błękitna Jedi.

Col'sheer'ee patrzyła jak Mon częstuje strażników stających przy wejściu do Kwatery, następnie odprowadziła ją uśmiechem. Poczekała kilka minut i obaj panowie na swoich fotelach po prostu zasnęli.
- Kolorowych snów panowie - Szepnęła przechodząc pomiędzy nimi. Szybkim krokiem weszła do Kwatery, niegdyś swojego domu. Natychmiast ruszyła przed siebie - dobrze wiedziała gdzie Srebnowłosy na swój gabinet. była zaskoczona jak korytarze były puste - nie było tam prawie nikogo. Gdzie nigdzie stali jacyś Jedi, których Zjawa nie znała, nawet z widzenia. Szła koło korytarza z kwaterami Padawanów. Pierwszy z pokoi był niegdyś jej. Zatrzymała się na chwilę i zwalczyła w sobie pokusę wejścia do dawnego pokoju. Tam teraz może ktoś inny mieszkać, może teraz tam być, nie mogę ryzykować. - Skarciła się w myślach i ruszyła dalej ku schodom na wyższe poziomy. Kierując się do gabinetu przywódcy Tarczy, coś ją zatrzymało. To była Moc. Pchnęła ją w trochę innym kierunku - do sali Medytacji. Zrobiła kilka kroków w tym kierunku i przystanęła by zajrzeć do środka przed otwarte drzwi. Był tam. Mistrz Jedi Sallaros Jan'yse. Klęczał odwrócony plecami do wejścia. Medytował, przynajmniej tak pomyślała Col. Weszła do środka i zupełnie bezgłośnie zamknęła drzwi za sobą.

- Witaj Mistrzu.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Wto Lip 14, 2015 2:05 am

Col'sheer'ee weszła cicho jak tylko potrafiła, a gdy tylko chciała była właściwie bezgłośna, do Sali Medytacji. Był tam - Srebnowłosy Mistrz Jedi, Sallaros Jan'yse. Medytował, jak z początku pomyślała Zjawa Balmorry.
- Witaj Mistrzu - Korzystając z Mocy stworzyła odległy głos ukryty w dalekim echu. W głosie, który tak bardzo pasował do jej nowej roli.
- Witaj... - Odpowiedział Jedi, mimo, że siedział tyłem do Chisski, Col była pewna, że otworzył oczy. Gdy tylko zaczął się podnosić ujrzała pełno datapadów porozrzucanych przed nim. Przez myśl przeszło jej, że jednak nie medytował, na głos zaś od razu przeszła do sprawy, która ją tu przywiodła.
- Jak to się stało?
- O co konkretnie pytasz Col? Od twojego odejścia tak wiele się wydarzyło... - Jego głos był zmęczony, on sam zaś zdawał się słabnąć. Widać śmierć Hei'lang odbiła na nim swoje piętno. A może to było coś innego? Mon była naprawdę zmartwiona jego stanem zdrowia. Col'sheer'ee pełna uznania, że zdołał ją wyczuć zrzuciła z siebie kurtynę Mocy i zdjęła powoli kaptur.
- Wiesz o co pytam. O nią.
- Więc najpierw chcesz się dowiedzieć o Hei'lang? Chodź Padawanko, usiądź.
- Postoje, dziękuje. - Odmówiła Błękitna Jedi, sugerując, że wizyta w Kwaterze Głównej jest krótka i zależy jej na jak najszybszym powrocie tam skąd przybyła. - Czyli to prawda, Mistrzu?
- Hei prawdopodobnie wyruszyła za Oz'makiem bez naszej wiedzy. - Wyrzucił z siebie Srebowłosy. Col'sheer'ee zmrużyła oczy na te słowa.
- Czyli to Oz'mak? - Dopytała, jednak  Jan'yse ciągnął dalej jakby nie słyszał pytania byłej Padawanki.
- Zero kontaktu. Potem tylko Moc Hei'lang zaniknęła. Jeden z moich kolegów z Rady Jedi przybył z najgorszymi wieściami z możliwych. - Col'sheer'ee poczuła napływ gniewu, wściekłości. Zacisnęła swoje pięści... i gdy tylko to zauważyła  wyrecytowała w myślach Kodeks Jedi:

   Nie ma emocji – jest spokój.
   Nie ma ignorancji – jest wiedza.
   Nie ma namiętności – jest pogoda ducha.
   Nie ma chaosu – jest harmonia.
   Nie ma śmierci – jest Moc.

I powoli jej wściekłość mijała. Jej umysł powrócił do ,,tu i teraz''. Ponownie była Jedi, Zjawą Balmorry. Zaczęły dochodzić do niej słowa Mistrza Jedi - ... głębsze wdechy. Rozumiem twój gniew, Mój był całkiem podobny do twojego. Jedi odczuwają gniew, ale muszą umieć go zwalczyć. Dla swojego dobra i dobra innych. - Wyznał Sallaros. Błękitna Jedi podeszła wolno do okna i spojrzała na ruch śmigaczy.
- Generał Gelu stracił wiarę w Jedi... w Zakon. A to tylko moja wina! - Wyznał Srebnowłosy przez łzy. - Powinienem był ją ochronić. Powstrzymać. Coś zrobić! A teraz wszyscy będą cierpieć za moje winy.
- Mistrzu, nie zrozum mnie źle, ale to nie twoja wina. To także nie moja wina. Ona sama była sobie wina. Sama doprowadziła do tego co się zdarzyło. Chyba nawet nie możemy winić za to całkowicie Sitha. A Ty, Mistrzu, jesteś bardzo krytyczny i wymagający wobec siebie. - Powiedziała nie odwracając się od okna Col'sheer'ee. Po czym zrobiła krótką pauzę by dalej kontynuować.
- To nie twoja wina, że Mistrzyni Chen upadła, a potem zginęła, to nie twoja wina, że generał Gelu, po śmierci ukochanej oszalał i robi to co... robi. To nie twoja wina, że ja odeszłam.
- Ale... - Jan'yse próbował się wytłumaczyć, Błękitna Jedi jednak powoli podeszła do niego i położyła mu ciepłą dłoń na policzku.
- Prawdopodobnie Hei'lang Chen nigdy do nas nie wróciła. Kobieta, którą znaleźliśmy na Alderaan - to nie była ona, to był tylko jej cień. Ledwie cień. - Col'sheer'ee zrobiła krótką przerwę by po chwili kontynuować. - Powiedz Mistrzu, kiedy ostatnio komuś pomogłeś? Kiedy zrobiłeś coś dobrego dla tych, którzy stracili nadzieję?
- Ostatnio... ostatnio w Galactic City z Jedi z Tarczy zwalczyliśmy gang Black Sun. - Sallaros Jan'yse nerwowo trząsł głową. Col'sheer'ee widziała, że trudno mu skupić uwagę, powrócić do niedawnych wspomnień.  Było z nim faktycznie nie najlepiej.
- Chciano z ich pomocą powtórzyć rzeź z przed 40lat. - Jan'yse kontynuował. - Tak, to było ostatnio. Wybacz Col. Wszystko zaczyna mi się mieszać. - Col'sheer'ee się tylko uśmiechnęła z politowaniem.
- Mistrzu, ja nie pytam o pomoc Republice, Senatowi czy rządowi którejś z planet Republiki. Pytam o pomoc jednostce, Osobie, rodzinie, mieszkańcom małej wsi.
- Ja... ja nie wiem, nie pamiętam. - Mistrz Jedi przyłożył dłonie do twarzy i zaszlochał. - Zatracam się w swoich obowiązkach zapominając kim jestem. Nie wiem co mam już począć. - Była Padawanka tylko przechyliła głowę i lekko zmrużyła oczy.
- Może powinieneś spróbować. Ja nigdy w swoim życiu nie czułam się bardziej Jedi wykonując polecenia Rady, niż teraz. Nigdy też nie byłam tak blisko Mocy. Mistrzu, może powinieneś się poddać? Odpuścić. - Sallaros Jan'yse wybuchł słysząc te słowa.
- ODPUŚCIĆ?! Jak mogę to zrobić? Jak możesz mi to sugerować. Nie mógłbym zostawić Tarczy. Nie, nie zrobię tego. Chcę pomóc. Wszystkim. Jak tylko potrafię.
- Nawet Moc nie jest w stanie zadbać o wszystkich, zwłaszcza tych, którzy tego nie chcą. - Słowa Col'sheer'ee nie brzmiały jakby osiągnęła w Zakonie jedynie tytuł Padawana. Ona pouczała doświadczonego Mistrza Jedi. - A ty, Mistrzu, dobrze o tym wiesz! Nikt w Galaktyce nie jest w stanie zrobić wszystkiego! Pewnie dlatego to ty dowodzisz Tarczą, a nie Mistrzyni Shen.
- Wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, Col. To wszystko zaczęło upadać tak wiele lat temu. Nie powinienem chronić ich związku. Wierze, że Jedi potrzebują emocji. Wiedziałem co oni robią, co się między nimi rodzi. Gdybym tylko wtedy się temu sprzeciwił. - Wypowiedział lekko łamiącym się głosem. Col'sheer'ee patrząc na niego czerwonymi oczami zapytała.
- Mistrzu, czy Jedi mogą zmienić przyszłość?
- Przyszłość... my jej nie znamy. Nikt jej nie zna. Ale zawsze tli się nadzieja na lepsze jutro.
- Ale niektórzy z nas ją znają. Przynajmniej tyle ile Moc im ujawni.
- Niestety ja w wizjach nie jestem najlepszy. - Wyznał Sallaros Jan'yse. Col'sheer'ee jakby tego nie usłyszała dalej pytała.
- A czy przeszłość możemy zmienić, Mistrzu?
- Przeszłość.... no nie, tego nikt jeszcze nie dokonał.
- Właśnie! - Błękitna Jedi przerwała swojemu dawnemu mentorowi. - Mistrz Gob'Im zawsze mi powtarzał ,,Col porażki są nieodłączne kiedy oddychasz. Naucz się wyciągać z nich naukę i zapomnij o nich. Pamiętaj tylko o tym czego się nauczyłaś. Inaczej zwariujesz.'' - Col'sheer'ee przekrzywiła delikatnie głowę - To był mądry Twi'lek. Jego lekcje wciąż uczą mnie czegoś nowego.
- Lekcje naszych Mistrzów towarzyszą nam przez całe życie. Dobry uczeń uczy się z odbytych lekcji całe życie. A czego, młoda Jedi, ostatnio nauczyłaś się o sobie.
- O sobie?... ja... nie jest ważne czego się o sobie nauczyłam. Nie ważne kim jestem. Liczą się tylko czyny. - Wyznała Zjawa. - Nie ważne jest też co inni o mnie pomyślą. - Mimo wszystko Chisska wypowiadając te słowa poczuła nagły smutek. Mistrz Jan'yse przekręcił tylko głowę i przez chwilę milcząc gapił się na ścianę Sali Medytacji. Po chwili odezwał się.
- Jeśli zapomnisz o tym kim jesteś - w twoim wypadku Jedi i Chissem - zapomnisz też o co walczysz.
- Macie niezwykle umysły. - Kontynuował Srebnowłosy - Pragmatyczne, silne skupione. To są atuty, które warto wykorzystać. Które musisz wykorzystać. - Sallaros spojrzał na rozmówczynię - Dodatkowo pokazujesz, że nie rasa decyduje o naszej przyszłości. Mówiłaś, że niektórzy ją znają, ja raczej wierze, że to my kształtujemy przyszłość w każdej sekundzie naszego życia. Nawet teraz, ta rozmowa. Kreujemy w tej chwili przyszłość, która nadejdzie. - Była Padawanka była w szoku o tym ile Jan'yse wiedział o Chissach. Gdyby nie to, że był zbyt młody Col pomyślałaby, że był w Radzie w momencie kiedy Jedi decydowali o jej losie przeszło dwadzieścia lat temu.
- Możliwe... masz rację. Ale w imię tworzenia dobra, bezpieczeństwa jestem gotowa poświęcić wszystko co mogę, nawet siebie. Nawet to kim jestem.
- Jednak wtedy możesz zapomnieć kim jesteś i tu powstaje problem. Mogą cię wtedy pokonać bo zapomnisz o swoich mocnych stronach. - Upierał się doświadczony Jedi. Kończąc te słowa Sallaros podniósł dłoń i zdjął z niej rękawiczkę ukazując czarną protezę dłoni. Błękitna zmrużyła oczy.
- Atak na Tython?
- To było wiele lat temu... sam już ledwo to pamiętam. Miałem może dziesięć - jedenaście lat. - Sallaros założył rękawiczkę z powrotem. - Byłem tylko dzieckiem, który nie widział jeszcze zła Galaktyki.
- Galaktyka nie jest zła - Zanegowała Col'sheer'ee.
- Moje ciało się potem zmieniło. Syntetyczna skóra, cybernetyczne oczy. - Wspominał Srebnowłosy. - Prawie wszystko co widzisz jest sztuczne. Nienawidziłem go! Wszystkie moje niepowodzenia - a było ich sporo - zwalałem na to ciało. Dopiero z czasem mój Mistrz nauczył mnie akceptacji siebie. - Col'sheer'ee spojrzała z lekkim współczuciem na Mistrza Jedi.
- Musiało cię to mocno osłabić.
- Przekreśliło moje szanse na zostanie Uzdrowicielem Jedi.
- Hei'lang mówiła, że nigdy nie byłeś tym zainteresowany. - Ucięła.
- Było mi łatwiej w to wierzyć kiedy inni byli przekonani, że to prawda. - Wyznał Srebnowłosy. - Widzisz więc, znalazłem jasną stronę w mojej porażce. - Col'sheer'ee przez chwilę wpatrywała się w Mistrza, po czym delikatnie potrząsnęła głową.
- Sama już nie wiem, które z nas bardziej potrzebuje odpoczynku od Zakonu Jedi. Może i jesteś w połowie maszyną, może i znasz sztuczki, którymi leczysz się ale w tej chwili ledwo stoisz przede mną. - Sallaros uśmiechnął się dobrodusznie.
- Tak, potrafię leczyć swoje ciało. Z umysłem jest już gorzej. - Przez chwilę milczał, po czym dalej ciągnął. - Poszedłem w dyplomację żeby, jak nie Mocą, to chociaż słowem zażegnywać konflikty. Bez rozlewu krwi.
- I jaki efekt, Mistrzu? - Dopytała niebieska Jedi.
- Zawsze myślałem, że wspinając się w hierarchii mam możliwość lepszego szerzenia dobra, pomagania większej ilości istot. - Sallaros puścił głowę. - Nie wszystko poszło tak jak chciałem.
- A może to nie wielkie czyny, lecz te małe są potrzebne Jedi. Definiują nas. - Wydało się, że Sallaros tego nie usłyszał tylko ciągnął swoje przemyślenia dalej.
- Przyjęcie do Rady Jedi tym bardziej nie było planowane... ani też pożądane. - Błękitna Jedi zmrużyła oczy.
- Nigdy nie sądziłam, że bycie w Najwyższej Radzie Jedi to kara. Do tego dożywotnia.
- Wielokrotnie chciałem ją opuścić. Jednak zawsze pojawiała się jedna rzecz, która mnie zatrzymywała. Możliwości, jakie ta funkcja daje.
- A nie sądzisz Mistrzu, że Jedi też pragną władzy? Żyjemy po to by służyć innym, potrzebującym. Nie rządzić. - Trochę niepewnie Col powiedziała co jej przyszło do głowy jeszcze kilka miesięcy temu.
- Zauważyłem to. Bardzo mnie to dziwi, ale tak właśnie jest. ,,Żyjemy po to by służyć''? Dawno już tego nie słyszałem. - Col zmrużyła oczy.
- Jesteś dowodem na to, że władza tylko demoralizuje. Nawet Jedi.
- Ja, dowodem? - Zdziwił się Srebnowłosy.
- Oczywiście! Jesteś jedną z najważniejszych osób w Zakonie Jedi i najważniejszą w Tarczy. Mimo, że nie dajesz rady pogodzić wszystkich swoich obowiązków nie rezygnujesz z żadnego z nich. Trzymasz się władzy jak politycy. A zaraz się załamiesz i prawdziwi Uzdrowiciele Jedi będą mieli z tobą wiele roboty. - Ofukała go.
- I co według ciebie powinienem zrobić Col? - Spytał zmęczony Jedi.
- Zrobisz co będziesz musiał. Zastanów się co jest najlepsze dla ogółu. Nie ciebie, nie Tarczy, nie Zakonu, nie Senatu ani Republiki. Ogółu.
- Ogółu? Co masz na myśli?
- Ludzi w potrzebie. Ludzi, którym powinniśmy nieść pomoc i nadzieję.
- Tym którzy nas potrzebują... tym, którzy nas potrzebują. - Powtarzał Jan'yse - Ja... ja muszę przypomnieć sobie jak to jest być Jedi, a nie dowódcą. Chyba czas wrócić do domu i sobie wszystko przypomnieć. - Col'sheer'ee się uśmiechnęła.
- To naprawdę pomaga. - Wyjrzała za okno. I po krótkiej chwili myślenia spojrzała na Srebnowłosego. - Powinnam już iść. Mój świat mnie potrzebuje. Republika nie chce mu pomóc. Więc robię to ja. - Zaczęła powoli kierować się do wyjścia. Za plecami usłyszała jeszcze ,,Zaczekaj''. Zatrzymała się, ale nie odwróciła do dowódcy Tarczy.
- Gdyby sytuacja się pogorszyła. Gdybyśmy cię potrzebowali, jak możemy cię znaleźć? - Spytał.
- Poradzicie sobie beze mnie. - Zrobiła kilka kroków po czym się zatrzymała. Westchnęła głęboko. - Ale gdybyście sobie nie poradzili - nie szukajcie Błękitnej Jedi. Szukajcie Zjawę.

Po tych słowach Col'sheer'ee, niegdyś Błękitna Jedi, dziś Zjawa Balmorry naciągnęła kaptur głęboko na głowę i nie oglądając się za siebie ruszyła naprzód by po chwili ,,rozpłynąć się w powietrzu''.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Sob Lip 18, 2015 12:08 am

Medytacja
Gob'Im, przepraszam cię Mistrzu. Dawno o tobie nie myślałam, dawno z tobą nie rozmawiałam. Zaniedbałam cię. Ale tak wiele się wydarzyło, tak wielu rzeczy musiałam stawić czoła. Nie... nie... nie, to mnie nie usprawiedliwia. To się już nie powtórzy. Przepraszam Mistrzu.

Tak wiele dni minęło dni... tygodni... od mojej wizyty na Corusant. Tak wiele nocy. Żyjąc tutaj, na Balmorze powoli tracę poczucie czasu, powoli tracę kontakt z Republiką, może dziczeje, Mistrzu? Liczą się tylko mieszkańcy Balmorry, tylko nie wiem czy to właściwe. Czy mogę Mistrzu wyróżnić mieszkańców tej opętanej wojną planety kosztem innych, nie mniej potrzebujących? Czy to właściwe?
Tak, jestem przekonana, że powinnam, że muszę służyć... pomagać najbardziej potrzebującym, nie rządom. Ale czy powinnam żyć tylko tutaj? A może lepiej byłoby podróżować po wszystkich światach Galaktyki i pomagać tam gdzie moja obecność będzie wymagana. Sama już nie wiem co powinnam zrobić.

Ostatnie spotkanie z Mistrzem Sallarosem Jan'yse było dla mnie bardzo... inspirujące. Dało mi wiele do myślenia. Bycie Jedi, dobrym Jedi, nie jest takie proste jak zawsze myślałam. Na każdym kroku trzeba dokonywać wyborów - żaden nie jest najlepszy, żaden nie jest zły. Ale zaważają na obieranej ścieżce. Czy ja jestem gorszym Jedi niż Sallaros? Niż Cus? Niż wszyscy ci, którzy pozostali w Zakonie Jedi. Sama już nie wiem czy mój wybór był słuszny. Będę nad tym rozmyślać, medytować. Może Moc mi podsumie odpowiedź co powinnam zrobić. Jestem Jedi. Zagubionym Jedi i sama nie wiem, którędy teraz pójść.

Mistrzu, jeszcze jedno. Jest tam Hei'lang Chen? Pozdrów ją ode mnie. I przekaż, że mi jej brakuje i że mi przykro.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Nie Lip 19, 2015 9:41 pm

Błękitna Jedi weszła do pomieszczenia, które kiedyś służyło jej za sypialnie, kiedy drzwi zamknęły się za nią oparła się bezwiednie o nie. Z przyzwyczajenia cylindryczną rękojeść miecza świetlnego na pobliski stolik.
Col'sheer'ee zaczerpnęła głęboko powietrze. - Bufon! - Powtórzyła na głos określenie Rycerza Jedi, który towarzyszył Sallarosowi Jan'yse i kilku innym członkom Tarczy w poszukiwaniu jej. Tak długo kołatało się jej to określenie w głowie. W końcu mogła je wypowiedzieć na głos. Po raz kolejny. - Zadufany w sobie bufon, który ma czelność mnie oceniać. Ma czelność wyrokowania co robię dobrze, a co źle? Szkoda, że nie poprosiłam Mistrza o jego wydalenie z Zakonu. - Pokręciła głową. - Mam nadzieję już go nie zobaczyć. Nigdy!

Po dłuższej chwili Chisska się ruszyła spod drzwi swojego pokoju. Wszystko było w nim tak jak w dniu, kiedy opuszczała Zakon. Nic się nie zmieniło. Zupełnie nic. Miecze świetlne Gob'Ima wisiały na ścianie, tak jak zwykle. W szafie wisiały jej ulubione fioletowe stroje. Wyciągnęła jeden z nich i przez chwilę chciała się przebrać. Po chwili odwiesiła go z powrotem.
- To nie jest już strój dla mnie. Nie jestem już tą samą Jedi co kiedyś. Nim opuszczałam ten budynek. Teraz jestem inną Jedi. - Po czym zamknęła szafę. Odwróciła się i zmrużyła oczy.
- Poza tym mam misję do wykonania. Ale najpierw chyba muszę zająć się znalezieniem Mistrza dla siebie. A to w tych czasach może być nie lada wyzwaniem.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Wto Lip 28, 2015 12:22 am

- Przeklęty exJedi! - Dość głośno powiedziała Błękitna Jedi tuż po zamknięciu drzwi do jej małej sypialni Padawanki. - Jak on śmiał? Jak mógł się zadurzyć? We mnie?! Jestem Jedi. Od zawsze. On zresztą też. Stang! - Col'sheer'ee zdjęła wierzchnią szatę i rzuciła ją na podłodze. Nie przejęła się jej złożeniem. Cóż, miała co innego na głowie. O wiele, wiele za dużo.

Usiadła w pozycji kwiata lotosu przed dwojgiem skrzyżowanych rękojeści swojego byłego Mistrza Gob'Ima. Jej duże czerwone oczy zamrugały i wpatrzone były w miecze świetlne Twi'leka.
- Oj Mistrzu, Mistrzu... To wszystko idzie nie w tę stronę co powinno! Co ja źle robię? Co źle zrobiłam? - Col przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy. - Dziś podczas mojego treningu na Tython trafiłam na Cusa, Ansarrasa i kilku innych członków Tarczy. Zmierzali do członka Rady Jedi, jakiegoś Togrutanina, szczerze powiedziawszy pierwszy raz go widziałam. On - najwidoczniej - mnie znał. Wypytał mnie o moje powody opuszczenia Zakonu i o powody mojego powrotu. Najwyraźniej mu się nie spodobała odpowiedź. Tylko nie wiem czy to, że wróciłam na prośbę Mistrza Jan'yse, czy to, że chcę zmienić Zakon. On nie widzi problemu w działaniu Zakonu, nie widzi problemu w obronie Republiki Galaktycznej - państwa -, zamiast chronienia ludzi, którzy tego potrzebują. Nie ważne... Nie ważne... Zacznę pomału. Najpierw Tarcza, później Zakon. Przynajmniej Jan'yse rozumie mój punkt widzenia. Obiecał mi pomóc.
Col'sheer'ee wzięła wpuściła w swoją pierś powietrze i powoli - przez zęby - wypuściła.
- I jeszcze Ansarras! Jak on śmiał, jak mógł? Zakochał się?! We mnie?! Nie jesteśmy nawet tej samej rasy. Za to jesteśmy Jedi. JEDI. Czy on nic nie rozumie? To może wszystko zepsuć, a ja muszę się skupić. Mam misję, mam cel... Oj Mistrzu, co ja mam zrobić? Co powinnam zrobić?

Błękitna Jedi zamknęła oczy i rozpoczęła medytację. Musiała oczyścić umysł, wszystko przemyśleć i działać rozważnie. Po kilku godzinach zespolenia z Mocą, gdy otworzyła swe oczy, kryło się w nich przerażenie.
- Ja... muszę iść... Wracać tam... Natychmiast!
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Pon Sie 17, 2015 4:13 pm

Błękitna Jedi otworzyła nieprzytomne oczy. Próbowała wzrokiem przebić niebieską, zawiesistą mgłę, która ją otaczała aby cokolwiek dojrzeć. Zajęło jej dłuższą chwilę by rozpoznać w gęstej mgle nic innego jak lepką bactę. Z jakiegoś powodu pływała w zbiorniku z tym leczniczym płynem, w jakimś nieznanym jej punkcie medycznym.
Kolejną dłuższą chwilę zajęło jej przypomnienie sobie ostatnich wydarzeń - strasznej wizji, która zaprowadziła ją na Balmorrę, widok zrujnowanej osady, wszystkie te ciała, w końcu pojedynek z Oz'makiem, druzgocąca klęska i małą dziewczynkę, Mikę? Jej ból, cierpienie, w końcu śmierć Col'sheer'ee czuła do tej pory. Choć nie miała pojęcia ile czasu minęło od wydarzeń na Balmorze, czuła co najmniej kilka standardowych dni.
- Tyle bólu, tyle cierpienia! Po co? - Przyszło jej na myśli.
Kolejna sprawa, która przyszła Zjawie Balmorry do głowy - sama kwestia co robiła w punkcie medycznym. Czyżby Oz'mak chciał by żyła? I w tym momencie przypomniały jej się słowa, które Mroczny Lord wypowiedział na Balmorze ,,Mógłbym cię teraz rozgnieść jak robaka, którym jesteś! Niestety... mam inne plany.''. Oz'mak potrzebował jej do... czegoś, co nie mogło być niczym dobrym.

:::

Col'sheer'ee wypłynęła na powierzchnią zbiornika i z użyciem Mocy otworzyła go najciszej jak potrafiła. Chwilę później stała boso na posadzce punktu medycznego. Dopiero w tym momencie zauważyła, że odziana była jedynie w skąpą tunikę, którą, gdyby nie brud i liczne zniszczenia, chętnie noszona byłaby przez córy bogaczy Republiki. Była ona jednak zupełnie nie w stylu chisski. Nie było to jednak istotne - cokolwiek Darth Oz'mak zamierzał ona musiała to udaremnić. Musiała wezwać pomoc. Nie było innego wyjścia.
Sprawdziła w komputerze kilka istotnych informacji - między innymi czym był obiekt, na którym się znajdowała  oraz jego mapę. To był mały statek. Wszystko się zgadzało. Darth Oz'mak zabiera ją do Imperium by zniszczyć kolejnego Jedi. Ważniejsza jednak w tamtym momencie była lokalizacja transmitera by przekazać sygnał pomocy do holonetu.

Col'sheer'ee wyszła z pomieszczenia i rozejrzała się po korytarzu. Okryła swoją obecność pierzyną Mocy i ruszyła w kierunku najbliższego nadajnika. Nie przeszła stu pięćdziesięciu metrów kiedy spotkała dwóch rosłych twi'leków. Skradła się do nich jak najbliżej i uśpiła przy użyciu Mocy. Jednemu z nich zabrała przepustkę w postaci chipa aby móc z większą łatwością poruszać się po pokładzie i ruszyła dalej.

:::

Gdy tylko Błękitna Jedi dotarła do stacji transmisyjnej uruchomiła ją. Była świadoma, że nie ma wiele czasu więc nawet nie zawróciła sobie głowy ustawieniem kordynatów i wysłała w pustkę kosmiczną ,,Jestem Padawan Col'sheer'ee, członkini Zakonu Jedi oraz Tarczy Republiki. Zostałam uprowadzona przez Darth Oz'maka. Ktokolwiek przechwyci ten komunikat proszę - przekażcie go Mistrzowi Jedi Sallarosowi Jan'yse na Coruscant! Proszę! Od tego może zależeć los wielu istnień Galaktyki! Proszę''. Zostało jeszcze załączenie aktualnych kordynatów i kursu statku, na którym się znajdowała lecz powstrzymał ja nagły ból w prawej łopatce.

Upadła na konsole przygotowując się na otrzymanie kolejnego ciosu w plecy. Zamiast tego usłyszała zachrypnięty kobiecy głos.
- Witaj Col'sheer'ee. - Przeciwniczka wypowiedziała jej imię zupełnie poprawnie. Lepiej niż robiła do Hei'lang Chen, lepiej niżeli ona sama kiedykolwiek je wypowiedziała na głos. Błękitna Jedi odwróciła się i spojrzała na postać w czerni i czerwieni idącą powoli w jej kierunku.
- Nie jesteś... Oz'makiem! - Wycedziła przez zaciśnięte z bólu zęby.
- Ja? Oj nie, nie... Ja jestem kimś o wiele, o wiele ważniejszym... dla ciebie. - Col'sheer'ee zauważyła humanoida oraz wielką bestię czujących się za mówczynią. - Zostawcie nas! I niech nikt nam nie przeszkadza! - Rozkazała tajemnicza kobieta.
Humanoid płci męskiej, jak się okazało - prawdopodobnie uczeń kobiety, starał się jej postawić ale nagły wybuch wściekłości u jego pani ostudził jego zapał i posłusznie odszedł zostawiając je same.

- Jestem Aye'asha'ee. - Przemówiła ponownie kobieta - Jestem Lady Sith i jestem... twoją siostrą Sheer. - Po tych słowach kobieta zdjęła z głowy maskę - rzeczywiście była chisską o mocno okaleczonej bliznami twarzy.
- Nie, nie, nie... pomyliłaś mnie z innym chissem! Ja jestem sierotą! Nie mam rodziny! Nie mogę mieć siostry, zwłaszcza będącej Sithem!
- To nie jest pomyłka. Loresto wszystko sprawdził, chyba go poznałaś, prawda? - Chisska uśmiechnęła się nikczemnie.
- Loresto? To ty... ty jesteś tym Sithem, która więziła generała Gelu. Mistrz Sallaros ostrzegał mnie przed tobą. - Col'sheer'ee miała wrażenie, że to nie może się dziać naprawdę. To musiał być sen. Koszmar.
- I trzeba było go posłuchać! - Warknęła Lady Sith. - Gdybyś go posłuchała, a nie poleciała jako jakaś podlotka odgrywać rolę Zjawy Balmorry to nadal byłabyś w swoim świętym Zakonie.
- Oz'mak mówił to samo...
- Widzisz! Więc mamy rację! - Aye'asha'ee zaczęła się śmiać prawdziwie upiornym śmiechem.
- Jesteśmy siostrami, ale...
- Nie schlebiaj sobie! Jesteśmy zaledwie przyrodnimi siostrami, mieszańcu! - Przerwała ostro Lady Sith.
- Mieszańcu?
- Wyglądasz jak chiss, ale masz wiele, wiele cech niegodnych prawdziwego chissa. Jak choćby twoje ohydne piegi. Gruczoły łzowe działają także inaczej niż u prawdziwych Chissów. My naszych słabości nie uzewnętrzniają. Są to cechy rasy zamieszkującej Republikę, jak ten twój generał.
- Chcesz powiedzieć, że jestem w połowie Miralianką? - Zapytała zbita z tropu Jedi.
- O tak! Właśnie, Miraliananka! - Wypowiedziała te słowa z lekkim obrzydzeniem.
Aye'asha'ee założyła ponownie maskę i poraziła olbrzymią energią padawankę, aż ta zemdlała we wrzaskach.


Ostatnio zmieniony przez Col'sheer'ee dnia Sro Sie 19, 2015 9:15 am, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Mała poprawka dot. gruczołów łzowych)
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach