Tarcza Republiki
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Rozterki Błękitnej Jedi

Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Pią Paź 23, 2015 11:35 pm

Młoda padawanka Jedi, w połowie miralianka, w połowie człowiek, podążała pośpiesznie ku kordynatom, które widniały w jej datapadzie. Błękitna Jedi, jej mistrzyni, jej przyjaciółka i wybawczyni, która sprowadziła ją do domu, tu na Tython, wezwała ją na lekcje. Bo-been'ja była podniecona, była bardzo przejęta co chisska wymyśli jej na pierwszą lekcje.
W końcu dotarła do celu. Col'sheer'ee siedziała w pozycji kwiatu lotosu odwrócona do niej plecami. Bo postanowiła uklęknąć i czekać. Nie chcąc przeszkadzać chissce usiadła na kolanach i przyłączyła się do niej. Wkrótce Col'sheer'ee wyczuła gościa. Powoli podniosła się i odwróciła twarzą do miralianki.
- Padawanko? Od jak dawna tu jesteś? - Spytała niepewnie Col.
Bo przyglądała się chwilę swojej mistrzyni. Jej wygląd ją trochę przeraził - oczy straciły blask, piegi i błękit skóry były bledsze, a policzki się zapadły.
- Ja... mam mówić ci ,,mistrzyni''? - Zapytała niepewnie Bo. Błękitna Jedi zaś uśmiechnęła się blado i nasunęła głęboko kaptur.
- A jak chciałabyś się do mnie zwracać?
- Przyzwyczaiłam się do ,,Col''.
- Nazwa nie definiuje osoby. Nie widzę problemu. - Skwitowała chisska. - Chyba, że będziemy przy Radzie Jedi. - Dodała po chwili. Obie się roześmiały serdecznie zupełnie jak przyjaciółki od wielu lat.
- Bo, jesteś gotowa na pierwszą lekcję? - Zapytała już poważniej.
- Jestem... Czy coś się stało? Wyglądasz... słabo. - Zapytała miralianka otwarcie. Col'sheer'ee naciągnęła mocniej kaptur, do tego stopnia, że czternastolatka widziała jedynie zarys jej brody.
- Teraz nie chodzi o mnie, lecz o ciebie Bo-been'yo. - Zganiła ją.
- Jestem gotowa.
Błękitna Jedi poprowadziła swoją padawankę przez jaskinię. Przepływał przez nią strumyk, właściwie to była rzeka, która na końcu zamieniała się w wodospad. Całkiem piękny widok i Bo-been'ya miała za chwilę go zobaczyć po raz pierwszy w życiu. Jaskinia była pełna także stalagmitów i dolomitów, które mieniły się światłem. Po dłuższym czasie obie Jedi dotarły do źródła wodospadu, Col usłyszała wzdychnięcie młodszej koleżanki.
- Piękny widok, prawda? - Przed nimi wznosiły się piękne skały, drzewa i coś nieuchwytnego, coś jak aura. Prawdziwe piękne Tythona. Bo tylko kiwnęła głową. Col'sheer'ee usiadła w pozycji kwiatu lotosu. Jej ciało było wyprostowane jak struna, a zarazem sprawiało wrażenie gotowego na wszystko.
- Usiądź naprzeciwko mnie. - Gdy padawanka spełniła jej prośbę Col kontynuowała. - Lekcja ta ma służyć mojemu rozpoznaniu twojej znajomości Mocy, zażyłości z nią. Muszę poznać się cię lepiej by móc cię optymalnie szkolić. Będę zadawać ci pytania. Odpowiadaj na nie jak najszczerzej. Dobrze? - Col wyjaśniła zasady ,,gry''. Bo-been'ya potwierdziła. Zamknęła oczy i spróbowała się rozluźnić.
- Podczas lekcji nie zadawaj żadnych pyta”. Jeśli je będziesz miała - zostaw je na koniec. - Col'sheer'ee zamknęła oczy, wypełniła płuca czystym tlenem, po czym go wypuściła z lekkim świstem przez zęby.

- Jak się nazywasz?
- Bo-been'ya.
- Kim jesteś?
- Jedi.
- Co to znaczy?
- Że... że żyję po to by pomagać.
- By pomagać, powiadasz? Komu?
- Wszystkim..., którzy jej potrzebują... Uciskanym?... Nie wiem. - Bo-been'ya próbowała się wytłumaczyć.
- A słyszałaś, że Jedi ślubowali służbę Republice?
- Tak. - Bo wypuściła głośno powietrze z płuc.
- I co o tym sądzisz?
- Że to nie jest w porządku... Tak do końca. A co jeśli Republika stanie się złem, które próbujemy zwalczyć? - Po tej odpowiedzi Col uniosła głowę i spojrzała na dziewczynę. Lecz po kilku sekundach je ponownie zamknęła. Bo-been'ya zdążyła  się jednak zawstydzić.
- Więc komu, twoim zdaniem, powinniśmy służyć?
- Dobru.
- Dobru? A kto będzie decydował czym ono jest?
Bo-been'ya wyprostowała się i wyciągnęła szyję. Widać było, że zastanawiała się nad odpowiedzią. - Nie... To trudne pytanie... za trudne dla mnie. Mam dopiero czternaście lat. Służę Zakonowi. A Rada chyba wie co dobre.
Col'sheer'ee uśmiechnęła się delikatnie pod kapturem. Prawdę mówiąc nie wiedziała czy Bo była tego świadoma.
- Nie oczekuje od ciebie poprawnych odpowiedzi czymkolwiek one są. Chcę jedynie poznać twoje zdanie. - Po chwili zaś kontynuowała. - Zatem uważasz, że Rada. Zgadza się?
- Ale... tak właściwie, myślę, że Moc, albo sumienie... podpowiedzą mi nawet jeśli Rada będzie się mylić. - Odpowiedziała ,,po swojemu'' miralianka. Col była zadowolona tą odpowiedzią.
- Dziękuję. Przejdźmy zatem dalej. - Bo-been'ya aż westchnęła. - Jaką dyscyplinę lubisz studiować, trenować najbardziej? - Pytała dalej nauczycielka.
- Władania Mocą.
- To zbyt ogólne pojęcie. Uściślij odpowiedź, proszę.
- Lubię władać Mocą tak aby zastąpiła mi ona miecz treningowy.
- Czyli lubisz używać Mocy jak broni? - Dopytała Błękitna.
- Tak! - Rozradowała się miralianka, zaś Col pytała dalej.
- Jakiego koloru kryształ chciałabyś mieć w swoim przyszłym mieczu świetlnym?
- Zielony. - Odparła pewnie Bo.
- Ponieważ? - Oczy chisski były zamknięte ale jej brew się uniosła w pytającym geście.
- Ojej... o wszystko pytasz! Bo mi się podoba. Naprawdę nie wiem jakie znaczenie mają kolory. Mistrz Dorn nie zdązył mnie nauczyć. Wiem, że czerwone, tak jak ten twój z Nar Shaddaa, mają ci z Imperium.
- Podoba ci się. To jest odpowiedź. - Col'sheer'ee przez dłuższą chwilę siedziała bezgłośnie i bezruchu. W końcu zadała pytanie, które trochę zdziwiło jej padawankę. - Bo, wiesz, że na Tython jest osada twi'leków?
- Wiem. Kalikori... czy jakoś tak.
- Co byś zrobiła gdybyś dowiedziała się, że o zmierzchu zostanie zaatakowana? Czy zaatakowałabyś napastników godzinę przez zmierzchem udaremniając im atak na Kalikori? W końcu najlepsza obrona jest przez atak. Czy może przeznaczyłabyś dzień na umacnianie obrony wioski, a podczas ataku pomagałabyś w leczeniu? A może cały dzień trenowałabyś osadników, a o zmierzchu stanęła na ich czele w obronie osady?
Bo pomyślała głęboko nad odpowiedzią. - Chyba bym stanęła na czele twi'leków broniących wioski, albo nie... Umocniłabym obronę i potem ich leczyła. Nie jednak dowodziłabym obroną.
- Zdecyduj! - Col nacisnęła ostro.
- Stanęłabym na ich czele w obronie wioski.
- A gdybyś dowiedziała się o ataku dzień po nim? Czy ruszyłabyś jak najszybciej do osady by pomóc twi'lekom, czy może ruszyłabyś za agresorem by nie stanowił on zagrożenia dla nikogo więcej? - Col'sheer'ee usłyszała smutne wzdychnięcie Bo.
- Pomogłabym twi'lekom. Ale, Col, mam nadzieje, że jeszcze wiele lat nie będę musiała sama o tym decydować. - Bo zauważyła delikatny uśmiech Błękitnej spod kaptura.
- Dziękuję. - Jedi otworzyła oczy i podniosła się do góry. - Czy teraz masz do mnie jakieś pytania?
- Owszem. Na pewno dobrze się czujesz, Col? - Teraz to chisska wzdychnęła z rezygnacją.
- Ja... Obiecałam, że cię nie okłamię, prawda? - Bo-been'ya tylko przytaknęła. A Col zdjęła z głowy kaptur i spojrzała swym smutnym wzrokiem na uczennicę. - Niech zatem tak będzie. Nie, nie czuje się dobrze.
- Col, posłuchaj mnie. Mam tyle lat ile mam, a ty jesteś sporo ode mnie starsza. Ale nie jestem najgłupsza. Swoje wiem i możesz ze mną pogadać o różnych rzeczach. - I utkwiła wzrok w swej mentorce wyczekująco.
- Ja po prostu nie sypiam za dobrze. Od dłuższego czasu. - Opuściła głowę.
Bo spojrzała ze współczuciem na Col'sheer'ee. - Ja też czasami tak mam... nie wszystkie dzieciaki na Nar Shaddaa udało mi się uratować... Czasami widzę ich twarze we snach.
- Z czasem coś na to zaradzimy, Bo. - Powiedziała pokrzepiająco Błękitna Jedi.
- Nie wiem jakie są twoje demony. Jeśli chcesz to mi powiedz. Jeśli nie, zrozumiem. - Ciągnęła Bo-been'ya.
- A powiedz... jak dogadujesz się z padawan Witmą? - Col ruszyła i kiwnęła na Bo by podążyła za nią.
- Witma... lubię ją i w ogóle. Ale... - Miralianka posmutniała wyraźnie. - Ale ja czuję się od niej starsza. To straszne, przed wyjazdem na Nar Shaddaa byłam taka jak ona, a teraz... Jakby nagle coś w moim życiu się skończyło.
- Nie przeceniaj swojego doświadczenia tylko dlatego, że przez dwa lata zostałaś sama. Witma także nie miała łatwego życia. - Pod nosem zaś Col dodała. - Jak większość z nas.
- Nie znam jej historii... Chociaż te blizny... Ale Col, mówiłyśmy o tobie.
- Właściwie to o tobie. - Roześmiała się Błękitna. - Jesteśmy! - Oznajmiła Col'sheer'ee i się zatrzymała. - Przed nami są antyczne droidy ćwiczebne. Chciałabym zobaczyć twój styl walki.
- Dobrze, Col - I ruszyła przed siebie, natomiast Col rozpłynęła się na jej oczach.

Bo-been'ya, miraliańska padawanka Jedi, faktycznie walczyła nie używając broni - jedynie Moc. Droidy się unosiły, były odpychane i zgniatane przy pomocy Mocy. Co prawda szło to jej trochę opornie... ale w końcu dopiero zaczynała swój trening praktyczny. Tylko czasami Bo użyła miecza do przepołowienia droida. Col, musiała przyznać, że miło było ten styl tańca oglądać.

- Wystarczy Bo-beeno'yo. - Po jakiś dwudziestu minutach chisska przerwała trening.
- I jak? - Zapytała padawanka łapiąc oddech.
- Miecz świetlny właściwie nie jest ci potrzebny. - Zaśmiała się.
- Potrafisz Moc skierować w odpowiedni sposób.
Jednak zanim Col skończyła mówić Bo posmutniała. - No, fechtunek nie jest moją mocną stroną.
- Nawet mistrzowie Jedi nie mogą być najlepsi we wszystkim. To nie jest powód do zmartwień. I bez umiejętności walki na miecze świetlne możesz być wielką Jedi. To wszystko na dziś.
Obie Jedi, uczennica i mistrzyni, ruszyły razem by po kilku kilometrach się rozdzielić. Bo skierowała się ku Świątyni Jedi, a Col'sheer'ee pod pretekstem przygotowania kolejnych lekcji do swojej samotni by dalej medytować nad sprawami, które zaprzątały jej głowę.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Pon Lis 02, 2015 9:23 pm

- Witaj Col. - Przywitała się Bo-been'ya podchodząc do medytującej Jedi. Chisska powoli otworzyła swe szkarłatne, zmęczone oczy. Uśmiechnęła się blado.
- Witaj Bo. - W głosie Błękitnej słychać było nutkę radości, ale jej wygląd świadczył przeciw niej. Jej skóra miała już odcień koloru pomiędzy niebieskim a fioletem, olbrzymie cienie pod oczami i... zapadnięte policzki. Z całą pewnością Błękitna Jedi nie miała najlepszego momentu. - Ćwiczyłaś? - Dopytała.
- Tak.
- Dobrze. - Pochwaliła padawankę. Po czym odpięła miecz świetlny i zdjęła wierzchnią szatę. Pod nią Col ubrana była w dość obcisły, uwydatniający jej zaokrąglane ciało, purpurowy strój. Szatę i miecz oddała droidowi, którego zaraz odesłała do Akademii.
Bo-been'ya spojrzała krytycznie na swoją mistrzynię. Wydawać by się mogło, że na chwilę to ona została mistrzynią, która pouczała uczennicę.
- Col - wyglądasz nieszczególnie.
- To nic takiego. Nadal za dobrze nie sypiam. - Błękitna Jedi starała się nadać całej sprawie błahy wymiar. Miała ogromną nadzieję, że jej się to uda.
- Tylko tyle?
- Tylko tyle Bo. Naprawdę.
- Zaczynam się martwić. - Głos miralianki był pewny, poważny. Ona naprawdę się przejmowała stanem fizycznym swojej mistrzyni.
- Mówisz jak Rada Jedi. Oni także się cały czas o wszystko martwią. - Skwitowała starsza Jedi.
- Czy ty... ty widziałaś się w lustrze ostatnio?
- Jestem Jedi, a nie panienką z alderaańskiego Domu. - Błękitna Jedi się nie na żarty oburzyła.
- Masz wory pod oczami. A do tego twój błękit... jest bardziej szary niż niebieski.
- Padawanko... nie dasz za wygraną, co?
- Nie. Jesteś dla mnie jak siostra, Col. A to zobowiązuje. - Col'sheer'ee na te słowa zmrużyła oczy. Bo nie potrafiła odgadnąć czy to z powodu niezadowolenia, czy po prostu akceptacji stanu rzeczy.
- Dobrze więc. Wszystko ci powiem. - Usłyszała jak Bo-been'ya odetchnęła głośno. - Ale przede wszystkim jestem twoją mistrzynią. Musimy odbyć lekcję.
- Oczywiście.
- Zatem najpierw obowiązki, a potem przyjemności Smarkulo.
Miralianka na dźwięk tego ostatniego słowa pokazała czubek języka swojej mistrzyni. Tylko po to by sekundę później schować go za zębami i znów być przykładną uczennicą.
- Ćwiczenia fizyczne są także częścią treningu Jedi, wiesz o tym?
- Tal. Mistrz Dorn powtarzał mi to do obrzydzenia. - Poskarżyła się na byłego mistrza Bo-been'ya.
- Dobrze. A teraz spróbuj dotrzymać mi tempa. - I Błękitna Jedi ruszyła biegiem, który wspierała Mocą. Przebiegła przez most nad pobliską rzeką, minęła grupki adeptów i padawanów, którzy starali się zgłębiać tajniki Mocy. Przebiegła przez kolejny most i nie zatrzymując się biegła przez lasy, nieopodal pięknych wodospadów, klifów i innych zapierających dech widoczków. Col zastanowiła się, czy Bo-been'ya także przy każdej okazji zakochuje się w tym miejscu na nowo.
W końcu Błękitna zatrzymała się przed jaskinią. Tą samą jaskinią, przed która kilka tygodni temu ona i mistrz Jan'yse zwołali tajne spotkanie Tarczy, wówczas nie do końca legalnej organizacji. Po chwili Bo pogoniła chisskę.
- Nie najgorzej. - Skwitowała.
Bo mimo, że lekko zadyszana uśmiechnęła się.
- A teraz oddaj mi swój miecz treningowy. - Gdy tylko Bo jej posłuchała, kontynuowała. - Przeprowadź mnie przez tą jaskinię. Chroń mnie. - Po czym ruszyła naprzód nie czekając na odpowiedź nastolatki.

:::


Jaskinia była pełna droidów antycznych, tych samych, z którymi Bo musiała walczyć na poprzedniej lekcji. Miralianka nie miała pojęcia czemu ale wszystkie atakowały jej mistrzynię. Odpychała je na ściany, a także spychała jedne droidy na drugie. Kilka nawet, choć Bo mogłaby przysiąc, że było ich co najmniej tuzin, dzięki Mocy uniosła w powietrze i zostawiła ich dryfujących bez celu w jaskini.
W końcu usłyszała jęknięcie swojej mistrzyni. Jeden z droidów zranił ją w ramię. Chisska w pełni bierna polegała jedynie na uczennicy. Bo-been'ya go zmiażdżyła wolą Mocy. Po tym ataku droid nie był już w stanie nikomu zagrozić. Padawanka podeszła do niego i zabrała mu wibroostrze, które miało pomóc jej chronić Col. Jednak ta zawołała Bo po imieniu i pokręciła głową z czystą dezaprobatą. Bo-been'ya wzruszyła tylko ramionami i wbiła wibroostrze tuż obok pozostałości po droidzie.
Gdy w końcu wyszły na zewnątrz Bo nie mogła uwierzyć, że w końcu stamtąd wyszły. Na nowo mogła rozkoszować się promieniami słońca, muskaniem wiatru na policzkach, a także śpiewem ptaków zamieszkujących Tython. Mogłaby gdyby nie fakt, że Col'sheer'ee dalej podążała przed siebie nie zważając na czyhające niebezpieczeństwa. A tych w tym rejonie nie brakowało. Stworzenia zamieszkujące Tython, tak zwani flesh raidersi, ni to zwierzęta, ni istoty rozumne, zaczęli atakować Błękitną Jedi. Tym razem jednak Bo-been'ya postanowiła nie zawieść. Wszystkie stwory odpychała, spychała, a także pod kilkoma wywołała lekkie trzęsienie ziemi. Niezbyt inteligentne formy życia, jakimi byli flesh raidersi, uciekły.

:::

W końcu Col'sheer'ee zatrzymała się przed wielkim droidem bojowym. Była pewna, że Bo-been'ya nawet na Nar Shaddaa nie miała z takimi do czynienia.
- Dziękuję. Dobrze się spisałaś.
- Naprawdę?
- W końcu żyję. - Zaśmiała się Błękitna Jedi. - A to twoja kolejna próba. Polegając tylko na Mocy i na sobie pokonaj tego droida.

Bo-been'ya nie myśląc zbyt wiele posłuchała polecenia mistrzyni i zaatakowała. Mechaniczna bestia była potężna, dobrze uzbrojona, z grubym pancerzem. Miralianka, oprócz atakowania i osłaniania siebie, musiała się jeszcze delikatnie podleczać. Chisska oglądała scenę z podziwem dla młodej padawanki. Gdy w końcu robot padł niczym martwa bestia Col odezwała się.
- Doskonale. Lekcja skończona. Chodź teraz za mną.
- Czy to oznacza, że teraz powiesz mi... - Bo chciała się upewnić, że Błękitna Jedi dotrzyma słowa i opowie jej o swych koszmarach, ale tej już nie było. Bo-been'ya musiała mocno przyśpieszyć by ją dogonić. Col'sheer'ee szła jednak nadal nie zwracając najmniejszej uwagi na ciekawość Bo.

Gdy w końcu się zatrzymała, odwróciła się w stronę miralianki.
- To co teraz zrobimy nie jest częścią szkolenia. Rada Jedi by tego nie pochwaliła. Jesteś za młoda, według nich. Ja uwżam inaczej. Bo, ufasz mi?
Bo-been'ya była zaskoczona. Spodziewała się wszystkiego. Ale nie takich słów. Zastanawiała się czego teraz będzie się uczyć. Przez myśl przeszła jej ciemna strona Mocy. Jednak szybko pomysł ten odrzuciła. Był niedorzeczny - Col i ciemna strona? To nie możliwe! - W końcu zorientowała się, że chisska czeka na odpowiedź i kiwnęła głową.
Błękitna Jedi w tym momencie podała jej dwa malutkie zawiniątka i poleciła jej by je otworzyła. W pierwszym znajdowało się trochę metalu, gumy oraz szkła, w drugim, zielony kamień - kryształ. Wszytko nabrało sensu.
- Nauczysz mnie jak budować miecz świetlny?
- Pokaże ci jak to zrobić, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele. - Col usiadła na kolanach, a Bo poszła w jej ślady. - Nie wszyscy Jedi konstruują swoje miecze świetlne. Większość wysługuje się w tej kwestii zbrojmistrzami Zakonu, którzy specjalizują się w budowaniu mieczy. Zapewne znają sztuczki, których ani ty, ani ja nie poznamy do końca życia. - Zaczęła.
- Ale?
- Ale miecz świetlny ma być częścią ciebie, przedłużeniem twojej woli i woli Mocy. Ma być twoim życiem i twoją odpowiedzialnością. - Col'sheer'ee zauważyła, że Bo trochę się wzdrygnęła na słowo ,,odpowiedzialność''. Cóż. Będzie musiała to zrozumieć. I zaakceptować. - Więc nikt nie dopasuje miecza świetlnego do ciebie jak ty sama.
Bo-been'ya przytaknęła na znak, że rozumie przesłanie.
- Połóż te części między nami i odpręż się. Pokieruję twoimi działaniami.

Obie Jedi wzięły kilka głębokich wdechów i po chwili zapadły w głęboki trans medytacji. A części do przyszłego miecza świetlnego Bo zaczęły się unosić i obracać po niewidzialnych orbitach.

:::

Trzy standardowe dni później.
Col'sheer'ee otworzyła oczy i zobaczyła Bo z zamkniętymi oczami, trzymającą w ręku złożoną rękojeść miecza świetlnego.
- Otwórz oczy. Jest już gotowy.
- Czy on zadziała? - Dopytywała się miralianka.
- Jest tylko jeden sposób aby to sprawdzić.
Bo-been'ya wstała z gracją, która przystała Jedi i po chwili wcisnęła przycisk na rękojeści. W pierwszej chwili wydawało się, że zielony promień ożyje i miecz będzie działał. Jednak z rękojeści posypał się tylko snop iskier i ten umilkł. Ponowne jego uruchomienie nie przyniosło już żadnego efektu. Bo posmutniała.
- Nienajgorzej. Mój pierwszy miecz wybuchł mi w rękach dotkliwie mnie raniąc. Dopiero miecz siedemnasty nadawał się do użycia. - Na te słowa Bo-been'ya odzyskała odrobinę humor. - Lekcję tę będziemy powtarzać co jakiś czas. Aż... uznam, że wystarczająco dobrze ci to wychodzi. - Powiedziała całkiem poważna Col'sheer'ee.
Błękitna Jedi siedziała cały czas na ziemi czekając aż jej uczennica sama się upomni o dotrzymanie słowa. Nie musiała długo czekać. Kilka minut później Bo-been'ya schowała niedziałający miecz świetlny i usiadła naprzeciw Col.
- No... coś mi obiecałaś.
- Owszem. - Chisska wydawała się smutna. - Co wiesz o mnie?
- Chyba niewiele. Jesteś chisską, zostałaś porwana przez sitha i udało ci się uwolnić aby pomóc Dzieciom Niczyim. I... jeszcze mistrz Jan'yse mówił, że pochodzisz z Imperium.
- Rzeczywiście. Ponad dwadzieścia standardowych lat temu pewna mistrzyni Jedi odnalazła niebieskie niemowlę na jednym z promów, który przybył na Coruscant. Mnie. Rada Jedi rozpoznała we mnie przedstawiciela rasy, która poprzysięgła służbę Imperatorowi i umieścili mnie w tajnej Akademii Jedi na Dantooine.
- Jak to tajnej? Zakon posiada takie placówki?
Col'sheer'ee przytaknęła po czym kontynuowała swoją opowieść. Mówiła o treningu u Gob'Ima, jej obsesyjnemu poszukiwaniu informacji o chissach, a także o śmierci mistrza i o Hei'lang Chen, członkini Rady Jedi, która po śmierci twi'leka opiekowała się nią i wprowadziła w świat Tarczy Republiki. Błękitna Jedi nie ominęła w swej historii sojuszu i zdrady Dartha Oz'maka, tragicznej miłosnej historii mistrzyni Chen i generała Gelu.
- To wszystko jest strasznie smutne Col. - Podsumowała Bo-been'ya. - Ale nie rozumiem co to może mieć wspólnego z twoimi koszmarami.
- W Tarczy, będąć po środku walki Republiki i Imperium zapomniałam o moich poszukiwaniach chissów, mojej rodziny. Prawdę mówiąc zrozumiałam, że to Jedi są moją rodziną. W każdym razie udało mi się pozbyć największej wady, którą wypominał mi mistrz Gob'Im. Ale moja przeszłość wróciła. Wiedźma Sithów, która mnie porwała wcześniej porwała generała Gelu. Stoi ona za wszystkimi spiskami, które w ostatnim czasie osłabiały Tarczę i Republikę. Czy pamiętasz, że mistrz Gaemaliel spytał mnie o imię tego Sitha? - Bo skinęła. - Skłamałam wtedy. Wiem jak się ona nazywa. To Darth Aye'asha'ee.
- Col, musimy natychmiast wrócić do Świątyni i mu o tym powiedzieć. Nie możesz tego ukrywać. - Lecz Col'sheer'ee jedynie potrząsła głową nerwowo. Bo zauważyła, że lecą jej obfite łzy z oczu.
- Nie mogę tego zrobić. Bo, czy nie rozumiesz? Ma na imię Aye'asha'ee - spróbuj powtórzyć to imię. - Bo kilkukrotnie układała usta i próbowała wymówić imię, które usłyszała od mistrzyni. - Nie możesz bo to imię chissa. Darth Aye'asha'ee to chiss i jest moją siostrą. A wszystkie jej spiski nie były wymierzone przeciw Republice czy Tarczy. Ona jedynie chciała mnie dorwać! Rozwiązanie Tarczy, zdrada generała Gelu, śmierć Hei'lang Chen i jej dziecka to moja wina!!! - Ostatnie zdanie Col wręcz wykrzyczała. - Gdybym nie dołączyła do Tarczy nic by się nie stało. - Błękitna Jedi opuściła głowę i zamknęła mokre powieki.
- Rozumiem, że to wszystko mogło cię rozbić, ale to nie jest twoja wina. I ta cała Aaa... ona nie jest twoją siostrą. Słyszysz? Jesteś zupełnie inna.
- Cóż to jeszcze nie wszystko. - Col otarła twarz z łez i spojrzała na Bo. W tym momencie zapikał jej osobisty komunikator. To było wezwanie Tarczy. - Cóż, może i na jeden raz wystarczy Bo.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Col'sheer'ee Sob Lis 07, 2015 10:56 am

Rycerz Jedi Col'sheer'ee medytowała w pozycji kwiata lotosu opodal wodospadu wiele kilometrów od Świątyni Jedi. Ubrana była w swoje czarne szaty Jedi z głęboko nasuniętym kapturem zasłaniającym całą jej twarz. Minął tydzień od wydarzeń na Tatooine. Cały, długi tydzień w którym chisska nie widziała nikogo z Tarczy. Zwłaszcza jego, Sallarosa Jan'yse. Podczas ich ostatniego spotkania było jej głupio, unikała kontaktu wzrokowego. Fakt, że senator-zdrajca uciekł okazał się wybawieniem. Szybko mogła pod byle pretekstem wrócić na Tython, unikając dłuższej rozmowy z Srebnowłosym.

- Mistrzu, jesteś tam? Mimo, że nie jestem już uczennicą, wręcz przeciwnie - sama jestem już mistrzynią - to moje wątpliwości nie mijają. Mam ich coraz więcej. Są one silniejsze. Prawda, którą odkryłam, prawda, która mnie dosięgnęła... One powoli mnie zjada. Powiedziałam Bo. Musiałam. Dla samej siebie i dla niej. Ona musi wiedzieć, że ja nie będę zatajać przednią istotnych faktów. Potrzebuje mi ufać, mieć we mnie wsparcie jakie ja miałem w twojej osobie, a ona nie miała w mistrzu Dornie. A ja... musiałam komuś wyznać prawdę, komuś kto nie złączył się jeszcze z Mocą.
- A co z cyborgiem? - Odezwał się głos. Błękitna Jedi na chwilę zdębiała. Czy to... aby na pewno było możliwe? Czy to rzeczywiście mógł być Gob'Im? Twi'lek nie żył już od kilku lat i nigdy się Col nie kontaktował poprzez Moc. Nigdy. Oczywiście, nie licząc ich spotkania po tym jak Aye'asha'ee ją zabiła. Mogła to też być, co było bardziej prawdopodobnym scenariuszem, podświadomość samej chisski, która próbowała ją przekonać do zrobienia czegoś o czym rozmyślała.
- On nie zrozumie. To ja jestem winna wszystkiemu co spotkało jego przyjaciół i Tarczę. Aye'asha'ee nie zawaha się przed niczym by osiągnąć swój cel.
- A ty jednak nadal zostałaś wśród Jedi. Czemu, skoro stanowisz zagrożenie? - I znów ten głos, który trafił w sedno. Wiedział dokładnie wokół  czego krążą myśli zrozpaczonej chisski.
- Ja... musiałam uratować Bo. Dziewczyna zasługuje na lepszy los niż prowadzenie walki o przeżycie na Księżycu Przemytników. Sallaros też mnie potrzebował. Ktoś musiał mu pomóc w odbudowaniu Tarczy. On jest taki zmęczony. Musi w końcu odpocząć.
- On nie zostawi Tarczy. Nie ma nikogo komu mógłby zaufać, powierzyć dowództwo.
- Ma mnie... - Powiedziała pewna siebie Błękitna Jedi.
- Czyżby? Jak miałby ci zaufać, skoro ty nie ufasz jemu. - Głos wewnątrz głowy Col'sheer'ee umilkł. Jedi próbowała dzięki Mocy dojść do tego czy to był faktycznie głos Gob'Ima czy może to były tylko jej własne słowa. A sam głos twi'leka to była jej wyobraźnia. Bez względu na to do kogo głos należał być może miał on rację. Być może.
Przemyślenia Błękitnej Jedi przerwał odgłos kroków zbliżający się ku niej. Col'sheer'ee jednak nie wstała, nie otworzyła też oczu. Doskonale wiedziała kto nadchodzi.
Col'sheer'ee
Col'sheer'ee
Strażnik Holocronów
Strażnik Holocronów

Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa

Powrót do góry Go down

Rozterki Błękitnej Jedi Empty Re: Rozterki Błękitnej Jedi

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach