Rozterki błękitnej Jedi
Strona 1 z 1
Rozterki błękitnej Jedi
Stang! - Pomyślała istota o kobiecej sylwetce. Najpierw moja obecna mentorka, doświadczona Mistrzyni i od nie dawna członki Najwyższej Rady Jedi, zbacza ze ścieżki Jedi. Mam nadzieję, że Ciemna Strona nie stanie się Jej sprzymierzeńcem. - Pomyślała ze smutkiem.
Błękitna Jedi - Chiss, Padawanka Col'sheer'ee, po ciężkim treningu z Adeptami medytowała z jednej z komnat Świątyni Jedi na Tython. Należała ona do tajnej organizacji Tarcza Republiki, której głównym zadaniem była ochrona Republiki Galaktycznej przed wszelkim złem. Głównie przed Imperium.
Col, jak miała zwyczaj się przedstawiać (pełne jej imię było nie do wymówienia przez większość istot mieszkających w granicach Republiki), skrzywiła się gdy jej świeżo wyleczona noga dała o sobie znać. Jeszcze niedawno Chisska miała nogę usztywnioną z powodu złamania. Pamiątki po ostatnim spotkaniu Mistrzyni Hei'lang Chen, która teraz uznana jest za zaginioną. Ale wiedzę tę posiadają tylko członkowie Tarczy. Zakon Jedi, nawet Najwyższa Rada Jedi, nie mieli o tym pojęcia.
Col'sheer'ee podczas medytacji myślała o raportach, które musi wypełnić dla Rady i Mistrza Sallarosa Jan'yse. Drugie sprawozdanie będziwe oczywiście kierowane też do Mistrzyni Chen. Ale Chisska nie wiedziała czy ta po powrocie będzie chciała czytać historyczny, błachy raport z treningu adeptów.
Na jej spotkaniu z młodzikami niespodziewanie pojawił się Jedi Cus. Pewnie po ostatniej swojej wyprawie dostał przepustkę na kilka dni i chciał ją wykorzystać na bliższe poznanie kandydatów na swojego Padawana. Tak... Col była pewna, że Sith jest gotów by kogoś uczyć i będzie chciał się tego podjąć.
- Ale ja nie mam pojęcia o uczeniu. Nawet nie jestem Rycerzem. I chyba szybko nim nie zostanę. - pomyślała ze smutkiem - Pewnie to rodzeństwo Chissów prędzej zostaną pasowani na Rycerzy Jedi niż ja. To nie jest sprawiedliwe. Powinnam uczyć się od Mistrzów, nie uczyć Młodziki.
Col'sheer'ee zieła swój datapad i przejrzała się liście adeptów ze swojej grupy:
Wszyscy niesamowicie różnili się od siebie. Każdy był inny. Col'sheer'ee nie była głupia - oczywiście wiedziała, że Adepci, jak wszyscy będą się różnili. Ale różnica w poziomie wiedzy i przeszkolenia między nimi była olbrzymia.
Najbardziej zagadkowi byli Nirque'ino'ler i Nirque'disan'ia - rodzeństwo chissów. Col nie miała pojęcia, że w Republice, w Zakonie są jeszcze inni Chissi. Pewnie Najwyższa Rada Jedi trzymała to w tajemnicy. - Ale dlaczego przede mną? Mistrzyni Chen wiedziała, że poszukuje Chissów. Chce zrozumieć kim są i kim są lub byli moi rodzice. Republika, a tym samym ja (jako, że przeczytałam wszystkie materiały o Chissach, które posiada Republika, a przynajmniej tak myślę). Czemu mi nie powiedziała? Muszą strasznie mi nie ufać.
Col'sheer'ee jeszcze raz spojrzała na swój datapad. Jedynie siostra generała Gelu przyłożyła się do treningu. Reszta, no cóż... jedni sprawiali strasznie znudzonych przy rozmowie o Kodeksie, inni olewali ćwiczenia walki mieczem treningowym. Nirque'disan'ia, natomiast, odmówiła walki. Jej zrozumienie Kodeksu i Mocy też nie jest najlepsze. Ma najmniejsze szanse pozostać w Tarczy... - na tej myśli Padawanka skończyła i zaczęła pisać obszerny raport z treningu...
Błękitna Jedi - Chiss, Padawanka Col'sheer'ee, po ciężkim treningu z Adeptami medytowała z jednej z komnat Świątyni Jedi na Tython. Należała ona do tajnej organizacji Tarcza Republiki, której głównym zadaniem była ochrona Republiki Galaktycznej przed wszelkim złem. Głównie przed Imperium.
Col, jak miała zwyczaj się przedstawiać (pełne jej imię było nie do wymówienia przez większość istot mieszkających w granicach Republiki), skrzywiła się gdy jej świeżo wyleczona noga dała o sobie znać. Jeszcze niedawno Chisska miała nogę usztywnioną z powodu złamania. Pamiątki po ostatnim spotkaniu Mistrzyni Hei'lang Chen, która teraz uznana jest za zaginioną. Ale wiedzę tę posiadają tylko członkowie Tarczy. Zakon Jedi, nawet Najwyższa Rada Jedi, nie mieli o tym pojęcia.
Col'sheer'ee podczas medytacji myślała o raportach, które musi wypełnić dla Rady i Mistrza Sallarosa Jan'yse. Drugie sprawozdanie będziwe oczywiście kierowane też do Mistrzyni Chen. Ale Chisska nie wiedziała czy ta po powrocie będzie chciała czytać historyczny, błachy raport z treningu adeptów.
Na jej spotkaniu z młodzikami niespodziewanie pojawił się Jedi Cus. Pewnie po ostatniej swojej wyprawie dostał przepustkę na kilka dni i chciał ją wykorzystać na bliższe poznanie kandydatów na swojego Padawana. Tak... Col była pewna, że Sith jest gotów by kogoś uczyć i będzie chciał się tego podjąć.
- Ale ja nie mam pojęcia o uczeniu. Nawet nie jestem Rycerzem. I chyba szybko nim nie zostanę. - pomyślała ze smutkiem - Pewnie to rodzeństwo Chissów prędzej zostaną pasowani na Rycerzy Jedi niż ja. To nie jest sprawiedliwe. Powinnam uczyć się od Mistrzów, nie uczyć Młodziki.
Col'sheer'ee zieła swój datapad i przejrzała się liście adeptów ze swojej grupy:
- Zelianna Gelu
- Saleus Tae’Virion
- Loresto
- Skoltus D'kana
- Nirque'ino'ler
- Nirque'disan'ia
Wszyscy niesamowicie różnili się od siebie. Każdy był inny. Col'sheer'ee nie była głupia - oczywiście wiedziała, że Adepci, jak wszyscy będą się różnili. Ale różnica w poziomie wiedzy i przeszkolenia między nimi była olbrzymia.
Najbardziej zagadkowi byli Nirque'ino'ler i Nirque'disan'ia - rodzeństwo chissów. Col nie miała pojęcia, że w Republice, w Zakonie są jeszcze inni Chissi. Pewnie Najwyższa Rada Jedi trzymała to w tajemnicy. - Ale dlaczego przede mną? Mistrzyni Chen wiedziała, że poszukuje Chissów. Chce zrozumieć kim są i kim są lub byli moi rodzice. Republika, a tym samym ja (jako, że przeczytałam wszystkie materiały o Chissach, które posiada Republika, a przynajmniej tak myślę). Czemu mi nie powiedziała? Muszą strasznie mi nie ufać.
Col'sheer'ee jeszcze raz spojrzała na swój datapad. Jedynie siostra generała Gelu przyłożyła się do treningu. Reszta, no cóż... jedni sprawiali strasznie znudzonych przy rozmowie o Kodeksie, inni olewali ćwiczenia walki mieczem treningowym. Nirque'disan'ia, natomiast, odmówiła walki. Jej zrozumienie Kodeksu i Mocy też nie jest najlepsze. Ma najmniejsze szanse pozostać w Tarczy... - na tej myśli Padawanka skończyła i zaczęła pisać obszerny raport z treningu...
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Re: Rozterki błękitnej Jedi
Col'sheer'ee nie mogła już dłużej na nich patrzeć, ich słuchać. Wyszła ze spotkania podsumowującego nieudane poszukiwania generała Gelu. Z początku kierowała się ku komnatom Padawanów, chciała w zaciszu swojego pokoju pomedytować. Jednak gdy doszła do pokoju nie otworzyła drzwi. Odwróciła się na pięcie i popędziła ku salom treningowym. Długi, wyczerpujący trening z mieczem świetlnym to było to czego właśnie potrzebowała. Na korytarzu kilku Adeptów ją zatrzymało. Błękitna Jedi była zbyt rozdrażniona by ich słuchać. Pytali chyba o Jedi, którzy opuścili Zakon na wniosek Najwyższej Rady... o wygnanych Jedi. Col niechętna na rozmowę z uczniami zbyła ich tylko. - Mam wyrzuty sumienia - Pomyślała - Powinnam im była wskazać odpowiedni kierunek, nie zignorować. Echh... zasługują na lepszą mentorkę. Niedługo, może i uda im się trafić do lepszych Jedi. Co ja głupia ,,wygaduję''? Jestem Padawanką każdy Jedi będzie lepszy ode mnie.
Skończyła przemyślenia gdy tylko znalazła się w jednej z sal treningowych. Rozejrzała się, była kompletnie sama w wielkiej sali. Zdjęła rękawice i buty. Woli trenować czując stopami podłoże. Uwielbiała czuć zimno podłogi. Odpięła miecz świetlny i zrzuciła także pas. Jeszcze raz się rozejrzała po sali aby mieć pewność, że nikogo tu nie ma i... zniknęła.
Po kilku sekundach, po drugiej stronie sali, powietrze rozcięła purpurowa klinga podwójnego miecza świetlnego i Błękitna Jedi się pojawiła. - Nie przeprosiła za te wszystkie tygodnie. a my... ja się tak martwiłam. Nawet nie raczyła powiedzieć gdzie się podziewała, dlaczego jej tu nie było. Mistrzyni, potraktowałaś nas z góry. Nie wierzę, że mogłaś tak uczynić. A jednak. - Col'sheer'ee podczas wykrzykiwania tego o czym myślała przez całe zebranie Tarczy, cały czas cięła, parowała, blokowała. Walczyła z wyimaginowanym przeciwnikiem. Salto w przód, cios... - Od kiedy zostałam przydzielona do Tarczy byłaś moją mentorką, moją Mistrzynią. Naprawdę tak myślałam! - wykrzyknęła Błękitna przez łzy. Zniknęła. 10 sekund później spadała z sufitu robiąc młynki mieczem świetlnym. Poruszała się szybko i z gracją. Uwielbiała to. - A teraz, po tych wszystkich kłamstwach nigdy już nie poproszę jej o pomoc, o asystę. nie potrzebuje jej. Jestem pewna, że osiągnęłam już poziom Rycerza Jedi. Ale ona tego nie widzi. Jej uczucia zaburzają jej pogląd! Mawiała ,,Col wyzbyj się negatywnych emocji. Niech mrok Cię opuści'', ,,Col pamiętaj lekcje Gob'Ima, postępuj według Kodeksu''. Mistrzyni Chen, SZKODA, ŻE SAMA NIE POSTĘPOWAŁAŚ WEDŁUG TEGO CO MNIE NAUCZYŁAŚ! - wykrzyknęła Błękitna Jedi. Jeszcze jeden skok, jedno pchnięcie. Col czuła, że na jej skórze zbierają się coraz obficiej kropelki potu. Ale nie zatrzymywała się ani na chwilę. Trening trwał a wraz z nim oczyszczenie umysłu. - Mistrzyni Chen jest członkinią Najwyższej Rady Jedi. Nie ma żadnej instancji ponad nią. Może sobie robić co chce. Widać, Kodeks Jedi, jest tylko dla tych co tytułu Mistrza nie osiągnęli. Wszyscy Mistrzowie są tacy sami! Starzy tetrycy, którzy wolą debatować niż działać. A my powinniśmy działać. Z rozwagą ale w odpowiednim czasie. - Padawanka się zatrzymała. Wyłączyła miecz i rzuciła go na podłogę. Zniknęła. Przez chwilę nic się działo, aż nagle długa klinga miecza świetlnego, jakby zaczarowana, zaczęła się unosić. Chisska znów się pojawiła wykonując skok w górę. Miecz wylądował w jej dłoni i momentalnie dwie klingi rozpoczęły swój taniec. - Mistrzu Sallarosie, gdybyśmy zamiast medytować nad składem ekipy ratunkowej po prostu udali się na Alderaan to... może byśmy go znaleźli. Może byłby już tu z nami. Sam powiedziałeś, że tropy od Thol'Ghata są pewne. Kamzo Gelu musiał być na Alderaan. Jestem tego pewna. - zwróciła się do wyimaginowanego Mistrza Jan'yse.
Gdy wylądowała z powrotem na podłodze wyłączyła miecz i zamknęła oczy. Dłuższy czas nie ruszała się. Prawie nie oddychała. Jej całe ciało było pokryte cieniutką warstwą potu. Ubranie przylegało do jej skóry.
W końcu powiedziała - Mistrzu Gob'Imie przysięgam Ci jeśli kiedykolwiek będę Mistrzynią Jedi nie zapomne o odnajdywaniu balansu między działaniem a medytowaniem. Przysięgam Ci... - monolog Błękitnej Jedi przerwał jakiś hałas. Col'sheer'ee otworzyła oczy i spytała - Ktoś tam jest? Czy ktoś mnie obserwuje? Ujawnij, proszę, swoją tożsamość intruzie. - W odpowiedzi usłyszała tylko trzask zamykanych drzwi. Ruszyła w pogoń... lecz jak tylko dotarła na korytarz. Nie było tam nikogo. Nie wyczuła nic poprzez Moc. Jeszcze raz się rozejrzała i udała się do swojej kwatery.
Skończyła przemyślenia gdy tylko znalazła się w jednej z sal treningowych. Rozejrzała się, była kompletnie sama w wielkiej sali. Zdjęła rękawice i buty. Woli trenować czując stopami podłoże. Uwielbiała czuć zimno podłogi. Odpięła miecz świetlny i zrzuciła także pas. Jeszcze raz się rozejrzała po sali aby mieć pewność, że nikogo tu nie ma i... zniknęła.
Po kilku sekundach, po drugiej stronie sali, powietrze rozcięła purpurowa klinga podwójnego miecza świetlnego i Błękitna Jedi się pojawiła. - Nie przeprosiła za te wszystkie tygodnie. a my... ja się tak martwiłam. Nawet nie raczyła powiedzieć gdzie się podziewała, dlaczego jej tu nie było. Mistrzyni, potraktowałaś nas z góry. Nie wierzę, że mogłaś tak uczynić. A jednak. - Col'sheer'ee podczas wykrzykiwania tego o czym myślała przez całe zebranie Tarczy, cały czas cięła, parowała, blokowała. Walczyła z wyimaginowanym przeciwnikiem. Salto w przód, cios... - Od kiedy zostałam przydzielona do Tarczy byłaś moją mentorką, moją Mistrzynią. Naprawdę tak myślałam! - wykrzyknęła Błękitna przez łzy. Zniknęła. 10 sekund później spadała z sufitu robiąc młynki mieczem świetlnym. Poruszała się szybko i z gracją. Uwielbiała to. - A teraz, po tych wszystkich kłamstwach nigdy już nie poproszę jej o pomoc, o asystę. nie potrzebuje jej. Jestem pewna, że osiągnęłam już poziom Rycerza Jedi. Ale ona tego nie widzi. Jej uczucia zaburzają jej pogląd! Mawiała ,,Col wyzbyj się negatywnych emocji. Niech mrok Cię opuści'', ,,Col pamiętaj lekcje Gob'Ima, postępuj według Kodeksu''. Mistrzyni Chen, SZKODA, ŻE SAMA NIE POSTĘPOWAŁAŚ WEDŁUG TEGO CO MNIE NAUCZYŁAŚ! - wykrzyknęła Błękitna Jedi. Jeszcze jeden skok, jedno pchnięcie. Col czuła, że na jej skórze zbierają się coraz obficiej kropelki potu. Ale nie zatrzymywała się ani na chwilę. Trening trwał a wraz z nim oczyszczenie umysłu. - Mistrzyni Chen jest członkinią Najwyższej Rady Jedi. Nie ma żadnej instancji ponad nią. Może sobie robić co chce. Widać, Kodeks Jedi, jest tylko dla tych co tytułu Mistrza nie osiągnęli. Wszyscy Mistrzowie są tacy sami! Starzy tetrycy, którzy wolą debatować niż działać. A my powinniśmy działać. Z rozwagą ale w odpowiednim czasie. - Padawanka się zatrzymała. Wyłączyła miecz i rzuciła go na podłogę. Zniknęła. Przez chwilę nic się działo, aż nagle długa klinga miecza świetlnego, jakby zaczarowana, zaczęła się unosić. Chisska znów się pojawiła wykonując skok w górę. Miecz wylądował w jej dłoni i momentalnie dwie klingi rozpoczęły swój taniec. - Mistrzu Sallarosie, gdybyśmy zamiast medytować nad składem ekipy ratunkowej po prostu udali się na Alderaan to... może byśmy go znaleźli. Może byłby już tu z nami. Sam powiedziałeś, że tropy od Thol'Ghata są pewne. Kamzo Gelu musiał być na Alderaan. Jestem tego pewna. - zwróciła się do wyimaginowanego Mistrza Jan'yse.
Gdy wylądowała z powrotem na podłodze wyłączyła miecz i zamknęła oczy. Dłuższy czas nie ruszała się. Prawie nie oddychała. Jej całe ciało było pokryte cieniutką warstwą potu. Ubranie przylegało do jej skóry.
W końcu powiedziała - Mistrzu Gob'Imie przysięgam Ci jeśli kiedykolwiek będę Mistrzynią Jedi nie zapomne o odnajdywaniu balansu między działaniem a medytowaniem. Przysięgam Ci... - monolog Błękitnej Jedi przerwał jakiś hałas. Col'sheer'ee otworzyła oczy i spytała - Ktoś tam jest? Czy ktoś mnie obserwuje? Ujawnij, proszę, swoją tożsamość intruzie. - W odpowiedzi usłyszała tylko trzask zamykanych drzwi. Ruszyła w pogoń... lecz jak tylko dotarła na korytarz. Nie było tam nikogo. Nie wyczuła nic poprzez Moc. Jeszcze raz się rozejrzała i udała się do swojej kwatery.
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Re: Rozterki błękitnej Jedi
Ta, którą zwali Błękitną Jedi weszła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi. Stała opierając się o nie tylko przez chwilę, po czym odpięła miecz świetlny i odłożyła go na stoliczku stojącym blisko łóżka. To co zrobiła następnie nie przystoi Jedi. Wiedziała o tym, a jednak nie mogła się powstrzymać. Padawan Col'sheer'ee użyła Mocy aby przyśpieszyć kocie ruchu swojego ciała - już po sekundzie eleganckie, białe i przy tym niesamowicie niewygodne, uroczyste szaty leżały w nieładzie na podłodze. A Chisska stała zupełnie naga. Poszła do odświeżacza i kilku minutach wróciła do pokoju już w swoich nocnym stroju - proste spodnie i bluzka z rękawem 3/4. Białe, jak szaty wyjściowe ale znacznie wygodniejsze.
Podeszła powoli do rozrzuconych szat i zaczęła je układać. Myślami wróciła do Saleus. - Powinien być już Padawanem - Pomyślała. Miraliański Adept Saleus Tae’Virion nie odstawał od innych młodzików, którzy wzięli udział w Turnieju Jedi, który ona organizowała. Miał po prostu pecha, że inni bardziej pasowali do obecnych na uroczystości Jedi.
- Mam nadzieje, że Sallaros ma dla niego odpowiedniego Jedi. Mistrzyni Hei, Cus, Zuzia... oni nie mają Padawanów. A mogliby, powinni. Przecież szkolenie nowych pokoleń Jedi jest naszym obowiązkiem. - Powiedziała na głos.
Na samą myśl o Mistrzyni Chen Błękitna Jedi znowu poczuła rozdrażnienie. Tak długo były tak blisko. Prawie jak Mistrz i jego Padawan. A jednak drugie oblicze pięknej Mistrzyni - zakochanej kobiety, która dla ukochanego poświęci wszystko i wszystkich. Nie tak postępują Jedi. - Co ja tam wiem - jestem Padawanem! Hei'lang Chen jest Mistrzynią Jedi, współzałożycielką Tarczy Republiki i członkinią Najwyższej rady Jedi! Nie mam prawa powiedzieć o niej złego słowa. - Wstała z podłogi ze złożonymi szatami i odniosła je do szafki.
- Nigdy nie będę takim Jedi. Może i jestem znacznie słabsza od Sallarosa czy Hei'lang ale nie pozwolę sobie stracić tego co najważniejsze dla Jedi. - Aby porzucić nieprzyjemne myśli Błękitna Jedi powróciła wspomnieniami do Turnieju. Jej prywatne rozmowy z byłymi Adeptami były... bardzo pouczające. Wszyscy chcą zostać prawdziwymi Jedi, uczyć się tego co najlepiej rozwinie ich możliwości. Skoltus był bardzo zaaferowany umiejętnościami ukrywania się w Mocy.
- Prawdę powiedziawszy nie jestem pewna czy jest to droga dla niego. - Pomyślała. - Manfreed z kolei ma jeszcze długą drogę przed sobą. Chyba najsłabiej rozumie Kodeks Jedi. Artun będzie musiał sporo czasu poświęcić na kwestie teoretyczne - może odniesienie do misji, które będą razem wykonywać pomoże Manfreedowi. Najmocniejsza była Zelianna. Tak, to była przyjemność uczyć takiego Adepta jak ona. To niesłychane, że generał Kamzo otacza się dwiema tak silnymi Mocą kobietami a jednocześnie tak różnymi. Zelianna, o dziwo zdaje sobie sprawę z tego. Z początku myślałam, że właśnie Hei'lang będzie najlepszą Mistrzynią dla Zeli. Dobrze, że trafiła do Mistrza Giamba. Będzie to dla niej pouczające zwłaszcza, że sam Giambatista jest uzdrowicielem. Padawanka na tej myśli zakończyła. Było już późno, należało pomedytować. Usiadła więc na łóżku po turecku i zamknęła oczy. Wiedziała, że spędzi tak całą noc...
Podeszła powoli do rozrzuconych szat i zaczęła je układać. Myślami wróciła do Saleus. - Powinien być już Padawanem - Pomyślała. Miraliański Adept Saleus Tae’Virion nie odstawał od innych młodzików, którzy wzięli udział w Turnieju Jedi, który ona organizowała. Miał po prostu pecha, że inni bardziej pasowali do obecnych na uroczystości Jedi.
- Mam nadzieje, że Sallaros ma dla niego odpowiedniego Jedi. Mistrzyni Hei, Cus, Zuzia... oni nie mają Padawanów. A mogliby, powinni. Przecież szkolenie nowych pokoleń Jedi jest naszym obowiązkiem. - Powiedziała na głos.
Na samą myśl o Mistrzyni Chen Błękitna Jedi znowu poczuła rozdrażnienie. Tak długo były tak blisko. Prawie jak Mistrz i jego Padawan. A jednak drugie oblicze pięknej Mistrzyni - zakochanej kobiety, która dla ukochanego poświęci wszystko i wszystkich. Nie tak postępują Jedi. - Co ja tam wiem - jestem Padawanem! Hei'lang Chen jest Mistrzynią Jedi, współzałożycielką Tarczy Republiki i członkinią Najwyższej rady Jedi! Nie mam prawa powiedzieć o niej złego słowa. - Wstała z podłogi ze złożonymi szatami i odniosła je do szafki.
- Nigdy nie będę takim Jedi. Może i jestem znacznie słabsza od Sallarosa czy Hei'lang ale nie pozwolę sobie stracić tego co najważniejsze dla Jedi. - Aby porzucić nieprzyjemne myśli Błękitna Jedi powróciła wspomnieniami do Turnieju. Jej prywatne rozmowy z byłymi Adeptami były... bardzo pouczające. Wszyscy chcą zostać prawdziwymi Jedi, uczyć się tego co najlepiej rozwinie ich możliwości. Skoltus był bardzo zaaferowany umiejętnościami ukrywania się w Mocy.
- Prawdę powiedziawszy nie jestem pewna czy jest to droga dla niego. - Pomyślała. - Manfreed z kolei ma jeszcze długą drogę przed sobą. Chyba najsłabiej rozumie Kodeks Jedi. Artun będzie musiał sporo czasu poświęcić na kwestie teoretyczne - może odniesienie do misji, które będą razem wykonywać pomoże Manfreedowi. Najmocniejsza była Zelianna. Tak, to była przyjemność uczyć takiego Adepta jak ona. To niesłychane, że generał Kamzo otacza się dwiema tak silnymi Mocą kobietami a jednocześnie tak różnymi. Zelianna, o dziwo zdaje sobie sprawę z tego. Z początku myślałam, że właśnie Hei'lang będzie najlepszą Mistrzynią dla Zeli. Dobrze, że trafiła do Mistrza Giamba. Będzie to dla niej pouczające zwłaszcza, że sam Giambatista jest uzdrowicielem. Padawanka na tej myśli zakończyła. Było już późno, należało pomedytować. Usiadła więc na łóżku po turecku i zamknęła oczy. Wiedziała, że spędzi tak całą noc...
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Re: Rozterki błękitnej Jedi
Gdyby jakiś miesiąc temu ktoś spytał ówczesną Padawankę Col'sheer'ee czy kiedyś odejdzie z Zakonu, zaprzeczyłaby bez zastanowienia. Jednak teraz... teraz to stało się faktem. Col'sheer'ee nie była już Padawanką, nie była też Rycerzem. To był koniec jej życia w Zakonie Jedi, koniec wykonywania poleceń i koniec odrzucania czy też ignorowania swoich własnych uczuć. Ale to nie był koniec bycia Jedi. O nie, dla Col'sheer'ee bycie Jedi jest sensem życia. Nigdy niczego innego nie pragnęła. Zapewne dlatego było jej tak ciężko porzucić dotychczasowe życie.
Niecałe trzy tygodnie temu Błękitna Jedi medytowała kiedy wszyscy jej przyjaciele z Tarczy Republiki pod dowództwem Mistrza Sallarosa Jan'yse wyruszyli na Nar Shaddaa mając nadzieję, że odnajdą zaginionego generała Gelu. Chisska została jednak w związku z odkryciem dowodów na to, że Lord Sithów, który stał za zaginięciem Kamzo Gelu prawdopodobnie poszukiwał właśnie jej. Col'sheer'ee nie miała ochoty narażać na niebezpieczeństwo nikogo. A medytacja to było to co było jej wtedy potrzebne. Więc w pustej Kwaterze Głównej Tarczy usadowiła się w Sali Medytacji i się wyciszyła. Słuchała jedynie Mocy. Odrzuciła swoje myśli, swoje uczucia i wsłuchała się w to co miała jej do powiedzenia Moc.
To było takie proste... Col'sheer'ee nie wiedziała dlaczego sama na to nie wpadła. Musiała być szczera przede wszystkim sama ze sobą. Jeśli w jej oczach Zakon nie jest wierny swoim postulatom, jeśli Kodeks Jedi jest czymś co można zależności od potrzeb Republiki, to powinna odejść. Może to wstrząśnie częścią Mistrzów, którzy mimo dobrego zdrowia nie widzieli niesprawiedliwości i zakłamania w Zakonie. - Nie tak to powinno wyglądać. - Błękitna Jedi powiedziała przez łzy sama do siebie.
I właśnie wtedy gdy Moc uzmysłowiła jej co powinna zrobić wyczuła ich. Wrócili z Voss. A ona ruszyła wprost do Sallarosa Jan'yse, jedynego jej zwierzchnika w Tarczy Republiki, którego jeszcze szanowała. Mistrz Jan'yse był w paskudnym stanie - cały posiniaczony i zakrwawiony. Widać było, że każdy ruch sprawia mu ból. Jednak nie odprawił jej, chciał porozmawiać z Chisską. -Ciekawe czy gdyby to on mnie wziął pod skrzydła, nie Hei'lang, wszystko potoczyło by się tym samym torem? - Przeszło Col'sheer'ee przez myśl. Ale nie on się nią zajął. Decyzja zapadła, odwrotu już nie było. Gdy miała powiedzieć przywódcy Tarczy o swoich zamiarach wprowadzono Kamzo Gelu. Właściwie to wprowadzono to co z niego zostało. Momentalnie w skrzydle szpitalnym pojawił się odór będący mieszaniną krwi, spalonego mięsa, wymiocin i kału. Chisska musiała opanować się aby się nie skrzywić czy też zasłonić nosa. Podeszła do łóżka generała kiedy służba pracująca w Tarczy starała się go rozebrać i umyć - ponownie wrócić mu człowieczeństwo. Złapała go za rękę i przywitała ciepłym uśmiechem i dobrym słowem mimo, że w oczach miała nieskończony smutek. Tak długo starała się go odnaleźć, odbić z rąk wroga. I w końcu wrócił do domu.
Wzięła głęboki wdech i najszybciej jak potrafiła złożyła na ręce Mistrza Sallarosa swoją rezygnację. Srebnowłosy Jedi wziął jej decyzję jak swoją osobistą porażkę, jakby to on zawinił. A przecież zawiła Hei'lang Chen, ona pogwałciła Kodeks Jedi wdając się w pełen uczuć romans. To ona zamiast być Jedi zapomniała o swoim powołaniu i pałała rządzą zemsty na Darth Oz'maku. To ona, po powrocie potraktowała Błękitną Jedi jakby była dzieckiem. Nawet z nią przez te tygodnie nie porozmawiała. To ona była winną odejścia Chisski z Zakonu, ona i Rada Tarczy, która pozwoliła jej na to wszystko. Pozwoliła i nawet nie ukarała jej w żaden sposób.
Sallaros próbował nakłonić ją by zmieniła swoje zdanie, pozostanie w Zakonie to najbezpieczniejsza rzecz, mówił. Potwierdził, że ten Sith polował na Błękitną Jedi. Jednak nic nie było w stanie wpłynąć na jej decyzję. Odeszła zabierając tylko swój podwójny miecz świetlny. Gdy opuszczała Kwaterę łzy ciekły jej po policzkach. Kończyła swoje życie. Musiała je rozpocząć na nowo.
Gdy odebrała standardową wyprawkę dla tych, którzy opuszczają Zakon miała spory dylemat - Co teraz? - Col'sheer'ee nie miała pojęcia z czego będzie żyć, gdzie będzie żyć i co będzie robić. Wybrała się więc do Kosmoportu i wyszukała loty na planety, które potrzebują pomocy, a Zakonu Jedi im jej nie dostarcza z różnych względów. Wybór padł na Balmorrę, planetę, o którą od lat Imperium walczy z Republiką. Żadna ze stron tak naprawdę nie interesuje się obywatelami tej pięknej planety. Czas to zmienić.
Niecałe trzy tygodnie temu Błękitna Jedi medytowała kiedy wszyscy jej przyjaciele z Tarczy Republiki pod dowództwem Mistrza Sallarosa Jan'yse wyruszyli na Nar Shaddaa mając nadzieję, że odnajdą zaginionego generała Gelu. Chisska została jednak w związku z odkryciem dowodów na to, że Lord Sithów, który stał za zaginięciem Kamzo Gelu prawdopodobnie poszukiwał właśnie jej. Col'sheer'ee nie miała ochoty narażać na niebezpieczeństwo nikogo. A medytacja to było to co było jej wtedy potrzebne. Więc w pustej Kwaterze Głównej Tarczy usadowiła się w Sali Medytacji i się wyciszyła. Słuchała jedynie Mocy. Odrzuciła swoje myśli, swoje uczucia i wsłuchała się w to co miała jej do powiedzenia Moc.
To było takie proste... Col'sheer'ee nie wiedziała dlaczego sama na to nie wpadła. Musiała być szczera przede wszystkim sama ze sobą. Jeśli w jej oczach Zakon nie jest wierny swoim postulatom, jeśli Kodeks Jedi jest czymś co można zależności od potrzeb Republiki, to powinna odejść. Może to wstrząśnie częścią Mistrzów, którzy mimo dobrego zdrowia nie widzieli niesprawiedliwości i zakłamania w Zakonie. - Nie tak to powinno wyglądać. - Błękitna Jedi powiedziała przez łzy sama do siebie.
I właśnie wtedy gdy Moc uzmysłowiła jej co powinna zrobić wyczuła ich. Wrócili z Voss. A ona ruszyła wprost do Sallarosa Jan'yse, jedynego jej zwierzchnika w Tarczy Republiki, którego jeszcze szanowała. Mistrz Jan'yse był w paskudnym stanie - cały posiniaczony i zakrwawiony. Widać było, że każdy ruch sprawia mu ból. Jednak nie odprawił jej, chciał porozmawiać z Chisską. -Ciekawe czy gdyby to on mnie wziął pod skrzydła, nie Hei'lang, wszystko potoczyło by się tym samym torem? - Przeszło Col'sheer'ee przez myśl. Ale nie on się nią zajął. Decyzja zapadła, odwrotu już nie było. Gdy miała powiedzieć przywódcy Tarczy o swoich zamiarach wprowadzono Kamzo Gelu. Właściwie to wprowadzono to co z niego zostało. Momentalnie w skrzydle szpitalnym pojawił się odór będący mieszaniną krwi, spalonego mięsa, wymiocin i kału. Chisska musiała opanować się aby się nie skrzywić czy też zasłonić nosa. Podeszła do łóżka generała kiedy służba pracująca w Tarczy starała się go rozebrać i umyć - ponownie wrócić mu człowieczeństwo. Złapała go za rękę i przywitała ciepłym uśmiechem i dobrym słowem mimo, że w oczach miała nieskończony smutek. Tak długo starała się go odnaleźć, odbić z rąk wroga. I w końcu wrócił do domu.
Wzięła głęboki wdech i najszybciej jak potrafiła złożyła na ręce Mistrza Sallarosa swoją rezygnację. Srebnowłosy Jedi wziął jej decyzję jak swoją osobistą porażkę, jakby to on zawinił. A przecież zawiła Hei'lang Chen, ona pogwałciła Kodeks Jedi wdając się w pełen uczuć romans. To ona zamiast być Jedi zapomniała o swoim powołaniu i pałała rządzą zemsty na Darth Oz'maku. To ona, po powrocie potraktowała Błękitną Jedi jakby była dzieckiem. Nawet z nią przez te tygodnie nie porozmawiała. To ona była winną odejścia Chisski z Zakonu, ona i Rada Tarczy, która pozwoliła jej na to wszystko. Pozwoliła i nawet nie ukarała jej w żaden sposób.
Sallaros próbował nakłonić ją by zmieniła swoje zdanie, pozostanie w Zakonie to najbezpieczniejsza rzecz, mówił. Potwierdził, że ten Sith polował na Błękitną Jedi. Jednak nic nie było w stanie wpłynąć na jej decyzję. Odeszła zabierając tylko swój podwójny miecz świetlny. Gdy opuszczała Kwaterę łzy ciekły jej po policzkach. Kończyła swoje życie. Musiała je rozpocząć na nowo.
Gdy odebrała standardową wyprawkę dla tych, którzy opuszczają Zakon miała spory dylemat - Co teraz? - Col'sheer'ee nie miała pojęcia z czego będzie żyć, gdzie będzie żyć i co będzie robić. Wybrała się więc do Kosmoportu i wyszukała loty na planety, które potrzebują pomocy, a Zakonu Jedi im jej nie dostarcza z różnych względów. Wybór padł na Balmorrę, planetę, o którą od lat Imperium walczy z Republiką. Żadna ze stron tak naprawdę nie interesuje się obywatelami tej pięknej planety. Czas to zmienić.
Col'sheer'ee- Strażnik Holocronów
- Liczba postów : 1206
Join date : 14/02/2015
Age : 40
Skąd : Nar Shaddaa
Similar topics
» Rozterki Błękitnej Jedi
» Rozterki błękitnej Jedi
» Rozterki Błękitnej Jedi
» Salorus – Ja, Jedi
» Cześć 2 - Powrót Błękitnej Jedi
» Rozterki błękitnej Jedi
» Rozterki Błękitnej Jedi
» Salorus – Ja, Jedi
» Cześć 2 - Powrót Błękitnej Jedi
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach